WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://www.thenorthernecho.co.uk/resou ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niektórzy ludzie wierzyli, że okres świąteczny to czas magii i cudów. I oto był: bożonarodzeniowy cud. Maverick na Jarmarku. Człowiek, któremu cały ten „magiczny czas świąt” absolutnie się nie udzielał. Nie czuł tego, żeby nie powiedzieć, że pałał niechęcią. Co do zasady, gdy ktoś proponował mu taką formę spędzania czasu to otwarcie go wyśmiewał. Rok w rok to samo, aż stało się jasnym, że nie ma co go pytać, bo odpowiedź była niezmienna od tylu lat.
Co się jednak stało, że w tym roku w końcu raczył zaszczycić ludność (która pewnie fakt ten miała w głębokim poważaniu i szczerze to by nie zauważyła żadnej różnicy, gdyby było inaczej) swoją obecnością? Czasami były argumenty, którym nawet on nie potrafił się postawić.
Na miejsce dotarł samochodem (po drodze już karcąc siebie za swój skrajny kretynizm, by pakować się autem w miejsce tak zatłoczone), a tam też spotkał się z tym argumentem, któremu nie potrafił odmówić. Czuł się jak pajac w tym miejscu – on, cały na biało czarno, pośród ten radości i tego cukierkowego, magicznego klimatu. Wewnętrznie, jakaś jego część, czuła się też jak skończony pajac, że dał się w to wciągnąć i to tylko dlatego, żeby spotkać się z dziewczyną. Czyli skończony pajac.
I ten sam pajac, po tym jak już odnalazł się z Laurą na miejscu, zaliczył (to będzie prawdopodobnie jego jedyne zaliczenie na ten moment) z dziewczyną obchód po części straganów, naprawdę starając się wyglądać, jakby nie był tam za karę. Wszelkie krzywe spojrzenia i niezadowolenie oczywiście tłumaczył hasłem „taką mam twarz”. Bo taką miał twarz, naprawdę! Mało się uśmiechał, w dodatku roboczy wyraz pyska miał średnio przystępny, jednak to było naturalne.
Zapytał dziewczynę o to, co chce kupić, o to cale miejsce na gorącą czekoladę (bo to część ich układu), to dla niej powstrzymywał chęć jebnięcia przebiegającego obok gówniaka, który wpadł na niego. A może powinien mu zdzielić, może Laura by mu przyklasnęła na tę manifestację siły.
Nie miał pojęcia tylko, kiedy wpadł temat Świętego Mikołaja i jakim cudem. Tak czy siak podeszli pod coś, co miało być saniami tego radosnego grubasa z brodą, odzianego w czerwień.
Miałaś rację – powiedział, odwracając się do Laury, kiedy zatrzymali się przy atrakcji. – Ty jesteś prawdziwym Świętym Mikołajem, a nie jakiś nieistniejący złamas, który wozi dupsko sankami z plastikowymi reniferami. – Zwracał się do dziewczyny, opierając się bokiem o sanki i upychając dłonie w kieszeniach płaszcza.
Mikołaj istnieje – odpyskował, siedzący w atrakcji mały chłopiec, któremu mamuśka właśnie robiła zdjęcie swoim telefonem. – To jest tylko replika, debilu. – Jeszcze popukał się w czoło, jakby to Maverick był jakiś świrnięty, że tego nie wiedział.
Reyes odwrócił na niego swoje spojrzenie. Wcześniej nie zdawał sobie sprawy, że gnojek tam jest i może go usłyszeć. To by też niewiele zmieniło w treści jego wypowiedzi, ale miałby chociaż świadomość, że jest na podsłuchu. I czy gówniarz go nazwał "debilem"?
Nie istnieje.
Właśnie że tak.
Mówię ci, że nie istnieje, głupku. – Czy on się właśnie targował z małym gówniarzem? To i tak musiał być ten cały świąteczny cud, że nazwał szczeniaka po prostu „głupkiem” a nie jakoś mniej cenzuralnie. – Twoi rodzice chowają prezenty w szafie, a wyciągają je, jak idziesz spać.
Ma-mooooo! – Bachor się rozpłakał i pobiegł do swojej mamy by, pewnikiem, się poskarżyć na Mavericka bądź po to, żeby zapytać się właśnie swojej matki jak to naprawdę jest z tym Mikołajem, bo ten niemiły pan mu powiedział, że…
Reyes był tym nieprzejęty. Podobnie jak tym, że możliwie zaraz kobieta podejdzie i się zwyczajowo przypieprzy. Zamiast zaprzątać sobie głowę tym, co się miało zaraz wydarzyć, odwrócił spojrzenie na dziewczynę:
Też chcesz zdjęcie w saniach Świętego Mikołaja? – Oczywiście, że dziwnie zaakcentował tę nazwę, wskazując na to, że dalej podtrzymywał, że to ściema. – Dokleję ci nawet prawdziwego renifera.
<link rel="preconnect" href="https://fonts.googleapis.com"><link rel="preconnect" href="https://fonts.gstatic.com" crossorigin><link href="https://fonts.googleapis.com/css2?famil ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.mr1 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:15px 0px 0px 0px;} .mr11 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:0px 0px 15px 0px;} .mr2 { width:290px; background-color: white; opacity:0.24; height:20px; margin-top:-40px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8.5px; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.9; } .mr3 { width:290px; margin-top:-22px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8px; line-height:100%; color:black; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.3; position:relative; opacity:0.95;}</style><center><img src="https://64.media.tumblr.com/b852d7a5bfc ... 1_250.gifv" class="mr1"><img src="https://64.media.tumblr.com/5cf9012e07c ... o9_250.gif" class="mr11"><div class="mr2"></div><div class="mr3">Love me or hate me<br> Either way <b>I'm on your mind</b></div></center><br>

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

#52
outfit
W święta Laura stawała się prawdziwym promyczkiem szczęścia. Niczym skrzat pomocnika albo elf rodem z ekipy Świętego Mikołaja, niosła ten świąteczny klimat w wielkim koszyku i rozsypywała go wokół siebie. Uwielbiała święta i każdy, kto ją znał, doskonale o tym wiedział. Ubóstwiała ubieranie choinki i dekorowanie domu, lampki w oknach, dekoracje w sklepowych witrynach, wełniane swetry ze świątecznym motywem, gorącą czekoladę i wszystko to, co ze świętami się kojarzyło.
W rodzinnie był to czas, kiedy ten jeden raz w roku spotykali się wszyscy. Dziadkowie, wujkowie i ciotki, rozwiedzeni rodzice, wszystkie osoby towarzyszące, przyjaciele, a także ci, którzy trafili do nich jakimś cudem. Uwielbiała ten czas i uwielbiała fakt, że babci Rachel nikt nie potrafił odmówić. Może dlatego właśnie kochała święta, były one jej najszczęśliwszym wspomnieniem.
Co roku, jak nakazywała tradycja, wybierała się na jarmark. Oczywiście nie raz, a kilka. Zawsze chodziła na niego z mamą, czasami z babcią, gdy znalazła na to czas podczas świątecznych przygotowań, wyciągała też Stellę. Chociaż dobrze wiedziała, że Martinez będzie wykrzykiwać na cały głos, że Mikołaj nie istnieje i prosić obcych ludzi, by kupili jej grzańca. To też była część tego doświadczenia, którą lubiła. Tym razem jednak wyciągnęła Mavericka. Nie spodziewała się, że to się uda, ale… jakimś cudem dotarł w miejsce, w którym się umówili i bez większego marudzenia chodził za nią (ale też czasem obok niej, jak było miejsce) pomiędzy straganami, przeciskał się wśród tłumu ludzi, podziwiał oglądał pierdoły, które mu wskazywała. W tym wszystkim nie chodziło o to, by coś kupić, a po prostu, by to przeżyć! Hirsch była w swoim własnym świątecznym świecie, co jakiś czas łapiąc Reyesa pod rękę, by się jej nie zgubił.
– Mówiłam! Żebyś tylko widział moją stertę prezentów. – zaśmiała się, całkiem dumna ze swojego zorganizowania oraz podarków, które przez ostatnie tygodnie kupowała i starannie pakowała. Zmarszczyła brwi i przeniosła spojrzenie na chłopca, który siedział w saniach i postanowił wdać się w dyskusję na temat istnienia Świętego Mikołaja z Maevem. Po tej krótkiej wymianie zdań okazało się, że wyjątkowo źle trafił, bo Reyes nie zamierzał odpuścić. – Maeve! – szturchnęła go, gdy nazwał dzieciaka głupkiem. Spojrzała na niego znacząco, licząc na to, że matka chłopca nie jest przewrażliwiona i nie przyjdzie do nich zaraz z pretensjami. Zaraz jednak dostrzegła, że ciągnie młodego w drugą stronę, także odetchnęła z ulgą i wywróciła oczami, nie potrafiąc ukryć swojego rozbawienia. – Jesteś niemożliwy. – oznajmiła, wzdychając ciężko. – Ja może i jestem Świętym Mikołajem, ale ty zdecydowanie jesteś Grinchem. – dodała, robiąc do niego złośliwą minę. Nie, żeby Laura wierzyła w śnieżnego dziadka rozwożącego prezenty latającymi saniami, ale nie chciała narażać tego wieczoru na jakieś nieprzyjemności związane z płaczącym bachorem. Dzieci ją przerażały, więc wolała się od nich trzymać z daleka.
– Oczywiście, że chcę. Po to tu przyszliśmy. Będę miała na pamiątkę. – odparła z powagą, przytakując sama sobie. Złapała zaraz za poręcz sań i wdrapała się do nich, nie mogą sobie odpuścić takiej okazji! Wyszczerzyła się więc uroczo, pozując do zdjęcia, zanim Maeve wyciągnął telefon.
– Poproszę. To będzie wyjątkowe. – dodała, wcale się nie zgrywając! Mhm.
– Też chcesz? Może zrobimy je sobie razem? – zaproponowała, a jej twarz od razu rozpromieniła się radością, jaką wywołał ten pomysł.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Podobnież ludzie cenili sobie szczerość. Czemu miałby tej szczerości szczędzić takiemu dzieciakowi? Mikołaj nie istniał. Po co go okłamywać?
Sam się określił jako Grinch, a słysząc jak dziewczyna to słownie to potwierdza – ergo: przyznaje mu rację, wyszczerzył się szelmowsko w jej stronę.
Tylko brody nie zapuszczaj, Mikołaju – odpowiedział, wpadając na nią bokiem w zaczepnym szturchnięciu. Wolałby ją w wydaniu tej całej Śnieżynki, w dodatku takiej, jakiej cosplaye czasami widywał w Internecie (a raczej jego kolega, bo przecież nie on), ale jak raz nie będzie aż tak wybredny – po prostu wystarczy mu, jeśli zrezygnuje z tej charakterystycznej dla tego całego Mikołaja brody. Czapka by jej wystarczyła, jeśli już jakkolwiek miała nawiązywać do tego utartego wizerunku ducha świat.
Nieprzejęty całym tym wcześniejszym zdarzeniem z gówniarzem, a całkowicie skupiony na obecności swojej koleżanki wyciągnął telefon, skoro już ustalili, że będzie to zdjęcie. Co prawda nie był pewien jak wiarygodnie wkleić te całe renifery, bo z jego skillem w Photoshopie, tym bardziej na telefonie, to nie będzie wyglądało dobrze, ale skoro zdarzały się dziewczyny, które odchudzając się zakrzywiały framugi, to pewnie taki beznadziejnie wklejony renifer nie będzie żadnym ewenementem, może nawet ludzie przestali już zwracać uwagę na beznadziejne zdolności edytorskie.
Jakkolwiek bym nie chciał to muszę ci odmówić – odpowiedział na jej pytanie, mając w kąciku ust lekki uśmiech. – Nie może być żadnych dowodów, że tutaj byłem. – Zasłonił się z jednej strony dłonią, żeby przypadkowo nikt nie podsłuchał tego jego konspiracyjnego szeptu. Wielką ujmą na jego honorze by to nie było, oczywiście, że nie. Tyle tylko, że mimo faktu, iż całkiem dobrze się bawił – nie ze względu na atrakcje a towarzystwo – to nie czuł się komfortowo; w jakimś stopniu przytłoczony tą świąteczną otoczką. Jak mówił: nie jego klimaty.
Postąpiwszy o te dwa kroki w tył, by zdobyć lepsze ujęcie, przeszedł do przeprowadzania sesji zdjęciowej. Jak raz, w dodatku na trzeźwo, wydurniał się, parodiując przy tym zachowania fotografów zachęcających modelki do dalszego pozowania.
Do czasu, aż wśród całego tego jarmarkowego gwaru nie rozległ się charakterystyczny pisk. Ani dziecięcy, ani kobiecy, ani nawet ludzki. Zwierzęcy. Reyes nie był żadnym zoologiem, aby rozpoznać co to za zwierzę, ale nawet nie musiał zgadywać, kiedy zobaczył rozpędzonego…
O, kurwa, renifer!
No właśnie. Rozpędzonego okurwarenifera.
Świadomość, że to był renifer (halo, czemu to biegało luzem i potrącało gości?), w dodatku w pełnym pędzie przyszła późno. Dramat w trzech aktach. Akt pierwszy: pędzący rogacz. Akt drugi: Maverick ratujący się przed stratowaniem, uskakujący na bok. Akt trzeci: Reyes odbija się od boku zwierzęcia. Akt czwarty: Mejbi Bejbi przejeżdża kawałek dystansu po oblodzonej kostce. Akt piąty: wypierdala się, bez gracji, ale w pięknym stylu, acz bez telemarku na bruku.
Scena dodatkowa: pracownicy jarmarku pędzący za zwierzęciem na wolności.
Kurtyna.
Tak oto zginął Maverick Reyes. Staranowany przez karmę pod postacią renifera.
Brzmi jak beznadziejne epitafium.
<link rel="preconnect" href="https://fonts.googleapis.com"><link rel="preconnect" href="https://fonts.gstatic.com" crossorigin><link href="https://fonts.googleapis.com/css2?famil ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.mr1 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:15px 0px 0px 0px;} .mr11 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:0px 0px 15px 0px;} .mr2 { width:290px; background-color: white; opacity:0.24; height:20px; margin-top:-40px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8.5px; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.9; } .mr3 { width:290px; margin-top:-22px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8px; line-height:100%; color:black; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.3; position:relative; opacity:0.95;}</style><center><img src="https://64.media.tumblr.com/b852d7a5bfc ... 1_250.gifv" class="mr1"><img src="https://64.media.tumblr.com/5cf9012e07c ... o9_250.gif" class="mr11"><div class="mr2"></div><div class="mr3">Love me or hate me<br> Either way <b>I'm on your mind</b></div></center><br>

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

– Oj już bez przesady! – wywróciła oczami, krzywiąc się zaraz nieco. Nie planowała mieć brody ani wąsa. Jednak po tym, jak w tamtym roku spotkała jedną ze swoich ciotek – Gemmę, zaczęła obawiać się, że geny od strony dziadka dadzą o sobie znać, a na jej twarzy, kiedy pojawi się wąsik. Aż się wzdrygnęła na samą myśl! Oczywiście wolałaby być Śnieżynką, ale dobrze wiedziała, że każdy myśląc o Śnieżynce od razu myśli o kusych sukienkach albo przedziwnych wariacjach na temat rodem z sex shopu.
– Rozumiem. – przytaknęła z powagą. – Nie no, wiadomo. Nikomu nie powiem. – zgodziła się z nim, również przyjmując konspiracyjny ton. Na koniec jeszcze przeciągnęła dwoma palcami po swoich ustach, jakby zapinała je na zamek, po czym ściągnęła je w wąską linię. Nie mogła jednak powstrzymać śmiechu, widząc, jak Maeve przyjmuje nowe pozy i udziela jej wskazówek, jak powinna pozować.
– Jakbym była na profesjonalnej sesji. – zaśmiała się. Na kursie fotografii co prawda wyglądało to nieco inaczej, ale tam byli poważni fotografowie, sami artyści, im pewnie nawet nie zależało na uśmiechach, woleli dopatrywać się duszy w oczach. A co! Laura natomiast lubiła zdjęcia uśmiechniętych ludzi. Tak szczerze, radośnie, z masą emocji malujących się na twarzy. Sama pewnie teraz miała radosną minę, a nie wyuczony uśmiech. Musiała przyznać, że czas spędzany z Reyesem zaliczał się do tych przyjemniejszych.
Ściągnęła brwi, gdy przez świąteczne piosenki i rozmowy ludzi przebił się przedziwny pisk. Spojrzała zaskoczona na swojego kolegę, po czym rozejrzała się wokół. Dosłownie zamarła w tym samym momencie, gdy usłyszała głos Mavericka i sama dostrzegła biegnącego pośród straganów renifera.
Ona w saniach była bezpieczna, ale wszyscy wokół już nie do końca. Pisnęła przerażona, gdy zwierzę dobiegło bliżej, taranując po drodze plastikowe ozdoby.
– Maeve! – krzyknęła, gdy dostrzegła, że odskoczył na bok, a zaraz potem wylądował na ziemi. Niewiele myśląc, wyskoczyła z mikołajowych sań i biegiem ruszyła w stronę chłopaka. Musiała przecisnąć się pomiędzy biegnącymi za reniferem ludźmi, aż w końcu pokonała te kilka metrów i opadła na kolana, tuż obok Reyesa. – Maeve. – pochyliła się nad przyjacielem, z przerażeniem przyglądając się jego twarzy. – Maeve… cholera... słyszysz mnie? – powtórzyła, dotykając jego twarzy zimną dłonią. – Widzisz mnie, Maeve? Jak się czujesz? Ile palców widzisz? – zestresowana rzucała kolejne pytania, unosząc drugą dłoń nad jego twarz i pokazując mu trzy palce. Nie miała pojęcia, jak bardzo oberwał od renifera i jak mocne było uderzenie o ziemię. Nie chciała go jednak ruszać, by nie zrobić mu krzywdy. Po chwili ktoś nad nimi stanął, przyglądając się całej sytuacji.
– Może wezwiemy karetkę? – zapytał wysoki mężczyzna.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Trzeba było dbać o swój wizerunek Grincha. Bo też niemożliwym było, aby ten nienawidzący świąt potwór sam z siebie wybrał się na jarmark, bez jawnego przymusu. A tutaj tak było – nikt go nie zmusił. Laura mu to po prostu zaproponowała, a on – jak ten ostatni pajac – poleciał za nią, nie wnosząc ani krzty sprzeciwu. To naprawdę nie było jego otoczenie, tak mu się wydawało. Nie przyzna przecież na głos, że całkiem dobrze się bawił w towarzystwie dziewczyny na jarmarku świątecznym
A co napstrykał swoim telefonem to jego. Będzie miał pamiątki. Co prawda dalej będzie dębił od dziewczyny jakieś, mówiąc nieładnie, samojebki (choć nigdy nie próbował wyłudzić od niej tylko bardziej odkrywających), ale galerię już miał. Co dalej? Ołtarzyk?
Nie stracił przytomności po tym, jak gruchnął na glebę, ale stracił coś innego. Swoją godność. Tę, którą dopiero co odzyskał, bo ledwie tydzień temu stracił w dniu wyjścia z Siriusem oraz ich pochrzanionych perypetii rodem z niskobudżetowego filmu komediowego. Do tej pory miał zasiniony delikatnie oczodół po tym, jak jego twarz spotkała się z pięścią Ludwiczka. A teraz jego głowa spotkała się z glebą. Raz kolejny.
Wolałem umrzeć – odezwał się w końcu. Tak to umarła tylko i wyłącznie jego duma, a on musiał dalej iść przez życie. Bez niej. Co za niesprawiedliwość.
Przeniósł spojrzenie na mężczyznę, który zatrzymał się przy niej, a potem, bardzo powoli, podniósł się do siadu. W kwestii takich upadków wiedział jedno: nie wstawało się od razu. Sam przecież niejednokrotnie przytulił twarzą czy grzbietem matę treningową (nie te od jogi), a także beton, więc nieco wiedział. Z, tak zwanej, autopsji.
Żadnej karetki – mruknął nieprzyjemnie w stronę zainteresowanego. – Nic mi nie jest. – Potem machnął zbywająco dłonią, chcąc tym samym przepędzić kolesia, który chyba dwukrotnie dopytywał, czy jest pewien, że wszystko w porządku. W końcu musiał się facet poddać i oddalić.
Uwielbiam święta. – Westchnął ciężko, przewracając zaraz potem oczami. – O, a jarmarki to już w ogóle są super! – Nawet nie krył tego, że ironizował. Można by było pomyśleć, że jest zły, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego roboczy wyraz twarzy, jednak zdradzał go ten minimalny grymas będący parodią niedowierzającego w sytuację uśmiechu. – Co dalej? Mam nadzieję, że teraz idziemy na karuzelę! – Dość biegle władał sarkazmem, żeby nie powiedzieć, że to był jego podstawowy język.
Żeby tylko wiedział, że jego rogaty przyjaciel planował jeszcze wrócić. Tak na rundę drugą.
<link rel="preconnect" href="https://fonts.googleapis.com"><link rel="preconnect" href="https://fonts.gstatic.com" crossorigin><link href="https://fonts.googleapis.com/css2?famil ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.mr1 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:15px 0px 0px 0px;} .mr11 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:0px 0px 15px 0px;} .mr2 { width:290px; background-color: white; opacity:0.24; height:20px; margin-top:-40px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8.5px; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.9; } .mr3 { width:290px; margin-top:-22px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8px; line-height:100%; color:black; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.3; position:relative; opacity:0.95;}</style><center><img src="https://64.media.tumblr.com/b852d7a5bfc ... 1_250.gifv" class="mr1"><img src="https://64.media.tumblr.com/5cf9012e07c ... o9_250.gif" class="mr11"><div class="mr2"></div><div class="mr3">Love me or hate me<br> Either way <b>I'm on your mind</b></div></center><br>

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Szczerze? Naprawdę myślała, że Maeve się zgrywa! Że to jego marudzenie o tym, jak bardzie nie lubi świątecznego jarmarku było tylko po to, by jeszcze trochę go ponawiała na to, by się na niego z nią udał. Cały ten czas miała wrażenie, że dobrze się bawi, więc przez myśl jej nie przeszło, że gdzieś tam w sobie głęboko cierpi. Gdyby wiedziała, to nie miałaby serca ciągać go ze sobą między tymi wszystkimi ludźmi, by oglądać świąteczne ozdoby i wielkie piernikowe dekoracje, które najpewniej wykonane były z plastiku.
A gdyby wiedziała, że na jarmarku może mu coś grozić, to od razu zabrałaby go na gorącą czekoladę albo przyjechała do niego do mieszkania, żeby wspólnie ulepszać recepturę na zimowego grzańca. Pilnując oczywiście, by nie dolewał do niego wódki, bo ona psuła cały jego smak! W dodatku wiedziała, że odrobina tak mocnego alkoholu szybko zmiotłaby ją z powierzchni ziemi i byłaby naprawdę słabą towarzyszką.
– Co? – na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie. – Nawet sobie tak nie żartuj! – skarciła go od razu, unosząc groźne jedną brew. Czarny humor nie należał do jej ulubionych, a w takiej chwili ostatnie o czym chciała myśleć, to o tym, że mógł umrzeć. Zwłaszcza, że byłaby po części za jego śmierć odpowiedzialna, w końcu ona wyciągnęła go na ten cholery jarmark.
Ułożyła rękę na jego ramieniu, asekurując go, gdy postanowił się unieść. Przyglądała mu się uważnie, jakby szukała jakiś oznak wstrząśnienia mózgu, strużki krwi na jego głowie albo cholera wie czego. Na szczęście nic takiego nie rzuciło się jej w oczy, a zachowanie Maeve’a utwierdziło ją w przekonaniu, że raczej nic mu nie jest.
– Chyba nie trzeba. Dziękujemy panu. – odwróciła głowę w stronę mężczyzny, posyłając mu wdzięczny uśmiech. Ten w końcu wzruszył ramionami i odszedł. Skoro Reyes nie potrzebował fachowej pomocy, czego wcale nie była taka pewna, ale nie zamierzała się teraz z nim o to sprzeczać, to jedyne co jej pozostało, to przy nim być i uważać, czy jakiekolwiek objawy poturbowania nie dadzą o sobie znać po czasie. Przecież musiał być w niezłym szoku.
Wywróciła oczami, słysząc jego słowa. Westchnęła tylko głośno i poprawiła swoją czapkę, w końcu wstając na proste nogi i spoglądając na niego z góry. Skoro miał siłę, by ironizować i sobie z niej śmieszkować, to najwidoczniej nic mu nie było. Tak uznała.
– Fantastycznie! Wiedziałam, że tak jest i gdzieś w głębi duszy więzisz tę miłość do świąt. Karuzela? Oczywiście. Tam jest. Sam wstaniesz, czy mam ci pomóc? – nie mogła się powstrzymać, musiała przybrać ton podobny do jego, a na sam koniec uśmiechnąć się szeroko i jakże nieszczerze. Wyciągnęła do niego rękę, tak na wszelki wypadek, gdyby potrzebował się złapać, by wstać. Zmarszczyła czoło, znów uważnie mu się przyglądając.
– Nigdy więcej, Maeve, nigdy więcej… – mruknęła w końcu, a jej głos załamał się na krótką chwilę. Żeby ukryć swoją reakcję, bez większego namysłu walnęła go w klatkę piersiową. Musiała przełknąć ślinę i unieść spojrzenie, bo poczuła, jak łzy napływają jej do łez. To do niej właśnie zaczęło docierać, co się właściwie stało i że to była jej wina.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jak to się mówiło? Karma wraca. Ta wróciła pod postacią rogatego potwora, by wymierzyć sprawiedliwość za popełnione przewinienia. Chociaż chyba tutaj chodziło o to jedno, za odbieranie dziecku magii świąt. Nie spodziewałby się tego ani on, ani nikt, że parzystokopytny mściciel przybędzie, by dać mu lekcję, której nie zapomni do końca życia!
Próbował się wyratować, ale w jeździe figurowej to się nie specjalizował, ani tym bardziej w survivalu. To się nie mogło dobrze skończyć, choć nie skończyło się też tragicznie. Faktycznie mógł zginąć. Tak samo, jak jego honor i duma, które spotkała rychła śmierć. Tak samo nagła, jak pojawienie się rogatej sprawiedliwości.
Czarny humor zawsze się go trzymał, choć w tym wypadku, jego życzenie wcale nie mijało się z prawdą, bo jak on miał tak dalej żyć? Okradziony z godności i to jeszcze przed nią. Już resztki tego swojego honoru postanowił uchować, wzbraniając się przed wezwaniem zespołu ratownictwa medycznego – mieli wyjść na jarmark, a nie na wycieczkę na SOR, choć z drugiej strony, to by niechybnie przedłużyło ich spotkanie. O ile w ogóle zdecydowałaby się z nim siedzieć w tym szpitalu.
Zerknął na nią krótko, słysząc jej odpowiedź, kącik ust jedynie uniósł, w minimalnym, cynicznym uśmiechu, a następnie podniósł się. Naturalnie sam, bez pomocy dziewczyny, bo był silnym i niezależnym mężczyzną. A przynajmniej taki wizerunek starał się kreować.
Otrzepał ramię, otrzepał dupsko, otrzepałby drugie ramię, gdyby nie to, co usłyszał w kolejnej chwili. Coś, co sprawiło, że przestał się oczyszczać ze śniegu, który ostał się na materiale jego płaszcza. Brzmienie głosu dziewczyny nie było… normalne. Nie wpisywało się w standardy zwykłego koleżeńskiego wyjścia. Odwrócił spojrzenie na nią, zawieszając swoją czynność, a gdy sprzedała mu ustawicznego kuksańca w tors, to cofnął się o pół kroku, choć samo uderzenie nie było jakieś silne.
Bardzo ładny prosty – powiedział, nie bardzo wiedząc, jak ma się zachować. Najpierw rzuca się żartobliwą uwagą, to najlepsza linia obrony. Patrzył na nią nierozumiejącym spojrzeniem. Dla kogoś z tak ubogo rozwiniętą emocjonalnością i empatią to było dość krępujące. Ale twardym trzeba być. Na pewno sobie poradzi. – No hej, Słoneczko. – Szturchnął ją bokiem, możliwie widząc jej minę. Niewyraźną jak przed użyciem Rutinoscorbinu. – Mam cię ten… – Jak to się nazywało? – Przytulić? – Czy to się robiło, kiedy ludzie byli w takim stanie? Stellę raz spróbował objąć, kiedy było jej przykro, a nie chciała się do tego przyznać. Jak mu przetrąciła prawie szczękę, ledwie przez niego dotknięta, to nauczył się, że jej się nie obejmuje. On też był z zimnego chowu, a ludzie, którymi się otaczał byli raczej… twardzi? To jest to słowo? Pozostawała też kwestia, że dla niego był niejasny powód, dla którego Laura teraz była… no o taka.
<link rel="preconnect" href="https://fonts.googleapis.com"><link rel="preconnect" href="https://fonts.gstatic.com" crossorigin><link href="https://fonts.googleapis.com/css2?famil ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.mr1 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:15px 0px 0px 0px;} .mr11 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:0px 0px 15px 0px;} .mr2 { width:290px; background-color: white; opacity:0.24; height:20px; margin-top:-40px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8.5px; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.9; } .mr3 { width:290px; margin-top:-22px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8px; line-height:100%; color:black; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.3; position:relative; opacity:0.95;}</style><center><img src="https://64.media.tumblr.com/b852d7a5bfc ... 1_250.gifv" class="mr1"><img src="https://64.media.tumblr.com/5cf9012e07c ... o9_250.gif" class="mr11"><div class="mr2"></div><div class="mr3">Love me or hate me<br> Either way <b>I'm on your mind</b></div></center><br>

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Całe szczęście, że jej nie udzieliło się dokuczanie chłopcu i uświadamianie go w kwestii istnienia Świętego Mikołaja. Jeszcze by się okazało, że Maeve zachciałby tego zdjęcia przy saniach i to ją staranowałby renifer. Chociaż żadna opcja nie była korzystna, tak ona nie miała takiego doświadczenia z upadkami, czy nabijaniem sobie siniaków w przeróżny sposób, więc mogłaby sobie zrobić poważną krzywdę. Wtedy na pewno byliby w drodze do szpitala, a dźwięk karetki huczałby jej w uszach.
Maverick nie wydawało się tak poruszony całą sytuacją, jak ona. Być może tylko zgrywał twardziela, jak robiła to większość facetów, których Laura znała, ale nadal trudno jej było odgadnąć, kiedy tylko udają. Twarz Reyesa zawsze przybierała groźny wygląd, a ona zastanawiała się, czy ćwiczy tę swoją męską minę przed lustrem. Przecież nie raz widziała, jak na chwilę rozluźniał mięśnie, jak pojawiały się drobne zmarszczki wokół jego oczu, gdy był zadowolony albo jak się uśmiechał, gdy wydawało mu się, że nikt nie patrzy. A Laura patrzyła. Dostrzegała to. Tylko dlaczego? Może przez te swoje zapędy fotografa, starającego się w każdej twarzy doszukać emocji, które potem uwieczni w obiektywie?
Wywróciła oczami, gdy wstał bez jej pomocy, po czym wzruszyła lekko ramionami. Nie chciał, jego sprawa. Ona służyła pomocną dłonią! Była nawet gotowa całą drogę trzymać go pod pachę i prowadzić do wyjścia z tej niebezpiecznej strefy. Cóż, jego strata.
– Hm, w takim razie może powinnam sobie odpuścić treningi. – odparła, starając się brzmieć złośliwie. Nie było to jednak łatwe, gdy w jej głowie raz po raz, i to bez żadnej jej kontroli, odgrywała się scena Meverickowego upadku. A raczej staranowania przez renifera. No zestresowała się! Prawdopodobnie przejęłaby się każdym poturbowanym przez wielkiego, rozpędzonego zwierza, ale jednak to był Reyes, no jej kolega! Ktoś, kogo namówiła na przyjście na jarmark. Miała go na sumieniu. Teraz bała się, że to wydarzenie rozpocznie pasmo świątecznych niefortunnych zdarzeń.
– Co? – mruknęła niezadowolona z jego reakcji. Nawet się zachwiała i cofnęła o pół kroku, kiedy tak ją bokiem szturchnął, a ona biedna ledwo stała na drżących nogach. – Nie. – odparła od razu, kręcąc przy tym głową. Kłamała. Nic by się przecież nie stało, gdyby ją przytulił. – Nieważne, Maeve. – rzuciła, chociaż brzmiało to, jakby jednak ważne było. Chociaż o nic nie pytał, to i tak… no jakoś tak padły te słowa z jej ust. – Możesz iść? Wracajmy. – spojrzała na niego poważnym wzrokiem, wskazując drogę ku wyjściu z jarmarku. Co mogła poradzić, że była z tych bardziej wrażliwych?
– Myślę, że gorącą czekoladę powinnyśmy sobie odpuścić. – zawyrokowała, oceniając stan sytuacji i stwierdzając, że chyba na ten wieczór dość wrażeń.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No, no, no! – Należało ją zatrzymać z tymi pochopnymi wnioskami. – Treningi to ważna rzecz, nie wolno ich opuszczać. – Zwłaszcza, jeśli w grę wchodziła kwestia samoobrony. Naturalnie było to takie bajanie, bo przecież nie chodziło teraz faktycznie o ten nieszczęsny trening. Tylko to była forma rozmowy, w której on czuł się komfortowo, więc jeśli to podchwyciła, choćby na chwilę, to i on chciał się tego trzymać jak najdłużej.
Potem już mógł tylko zostać samemu z tym niezrozumieniem danej sytuacji. Być może się domyślał, ale nie był pewien, o co chodziło. Przecież on pokazywał, że jest silny i wszystko dobrze, więc skąd u niej coś… takiego? Taka reakcja? Jego mały móżdżek pewnych kwestii i algorytmów nie rozumiał.
Skąd miał wiedzieć, że mogła się o niego martwić?
Maverick niewiele rozumiał, jeśli chodziło o złożone relacje międzyludzkie. Sam posiadał bliskich przyjaciół tyle, że dało się ich zliczyć na palcach jednej ręki i to takiej, która spotkała się z krajalnicą do chleba lub siekierą. Bo przyjaciół, takich bliskich, miał dwoje. Stellę i Siriusa, ale oni też byli typami osobowości, które nie były nazbyt wylewne, obyte z tym, co się działo w nich. O tym, że ich lubił to wiedział, nie działali mu aż tak na nerwy, jak reszta populacji, ale ta świadomość nie starczyła, by nauczył się poprawnie funkcjonować w bliższych relacjach z ludźmi. Przykładem było to, co miał z Laurą. Sam nie potrafił tego nazwać. Stella uważała, że ślinił się na widok dziewczyny i wykręcał za nią głowę, w dodatku bardzo często sam, niby niezobowiązująco, poruszał z Martinez temat Laury. A jak już się z dziewczyną spotykał, to miał wrażenie, że odpier- Odwala. Miał wrażenie, że nie jest sobą, ale paradoksalnie czuł się swobodnie. Więc gdzie w tym logika?
To był brak obycia w relacjach międzyludzkich, kłopot z socjalizacją. Czego zabrakło w dzieciństwie, to utrudniało teraz poprawne funkcjonowanie.
Znów więc to samo pytanie: skąd miał wiedzieć, że mogła się o niego martwić? I to tak po prostu. Ludzie się o niego nie martwili, zwykle radził sobie ze wszystkim sam, a jeśli coś mu nie szło, to też się nie skarżył i nie szukał pocieszenia, ani nawet poklepywania po ramieniu.
Bezwiednie uniósł delikatnie prawą brew, gdy padło hasło „nieważne”. Tylko co „nieważne”? Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął i uśmiechnął się jedynie jakoś niewyraźnie.
Mogę, jasne – zapewnił ją, bo napotkawszy to jej spojrzenie jakoś nie bardzo chciał sypać żarcikami, bo te niechybnie nie byłyby najwyższych lotów. Rozruszał prawe ramię, bo to jego część spotkała się z ziemią jako pierwsza, przyjmując na siebie uderzenie w największym procencie.
Kiwnął głową, gestem dając do zrozumienia, że mogą iść.
Gorąca czekolada na nie, ale myślę, że należy ci się grzaniec. – Spojrzał na nią, uśmiechając się niemrawo do niej. – Wiesz, te pościgi, wybuchy, renifery. Poza tym – jestem na jarmarku. Zrobiłem to dla ciebie. – No tak, Maverick. Ale łaski bez, mogła przecież pójść ze Stellą. – Będę niepocieszony jeśli teraz mnie wystawisz. –To było ważne wyznanie. – A mówię ci: opracowałem niesamowity przepis. Będziesz zachwycona.
<link rel="preconnect" href="https://fonts.googleapis.com"><link rel="preconnect" href="https://fonts.gstatic.com" crossorigin><link href="https://fonts.googleapis.com/css2?famil ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.mr1 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:15px 0px 0px 0px;} .mr11 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:0px 0px 15px 0px;} .mr2 { width:290px; background-color: white; opacity:0.24; height:20px; margin-top:-40px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8.5px; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.9; } .mr3 { width:290px; margin-top:-22px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8px; line-height:100%; color:black; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.3; position:relative; opacity:0.95;}</style><center><img src="https://64.media.tumblr.com/b852d7a5bfc ... 1_250.gifv" class="mr1"><img src="https://64.media.tumblr.com/5cf9012e07c ... o9_250.gif" class="mr11"><div class="mr2"></div><div class="mr3">Love me or hate me<br> Either way <b>I'm on your mind</b></div></center><br>

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Problem z treningiem był taki, że jeszcze na żadnym nie była. Przynajmniej nie na takim, na który umawiała się z Maverickiem. Propozycja padła spontanicznie, a Laurze wydawało się, że się pośmieją i raczej do spotkania na macie nie dojdzie. Chociaż trochę na nie liczyła! Od jakiegoś czasu chodziło jej po głowie, by zapisać się na jakieś zajęcia z samoobrony. Znalazła jedne na liście dodatkowych zajęć na uniwersytecie, ale okazało się, że limit miejsc był już wyczerpany. Chciała więc chociaż raz pójść gdzieś, gdzie ktoś pokaże jej podstawy, a to pozwoli zdecydować jej, czy chce to kontynuować. Teoretycznie po latach spędzonych na uciekaniu przed braćmi, powinna umieć odrobinę się obronić, ale… no cóż! Była pewna, że w niebezpiecznej sytuacji zatrzymałaby się sparaliżowana.
Niezrozumienie sytuacji, a nawet własnej reakcji, dotyczyło również samej Hirschówny. Tej samej, która zawsze starała się zachować emocje dla siebie, podchodzić do spraw na chłodno i na wszystko patrzeć w miarę racjonalnie, a która właśnie miała łzy w oczach, bo martwiła się o kolegę. Byłoby jej to o wiele łatwiej zaakceptować, gdyby sprawa dotyczyła bliższych jej osób, chociaż przed własnymi braćmi musiałaby zacisnąć zęby i udawać, że bardziej ją to rozbawiło, niż zmartwiło.
Laura martwiła się o wiele rzeczy i o wiele osób. Martwiła się o całą planetę i kryzys klimatyczny, martwiła się o biedne zwierzątka, martwiła się o swoją babcię, o mamę, o braci. O ojca nie, żeby było jasne. Martwiła się o Stellę. Miała więc prawo martwić się również o Maeve’a!
– Dobrze. – mruknęła pod nosem, kiwając delikatnie głową. Oczywiście jeszcze jeden raz zmierzyła go wzrokiem, sprawdzając, czy aby na pewno mówi prawdę. Na własne oczy chciała zobaczyć, czy jest w stanie iść nie utykając, czy się nie krzywi z bólu. Nie ufała mu w tej kwestii.
– Mi się należy? – uniosła pytająco brew. Jego kolejne słowa sprawiła, że napięcie zaczęło powoli ją opuszczać, a mięśnie twarzy się rozluźniły. Aż w końcu się uśmiechnęła. – Myślę, że to tobie, za ten występ kaskaderski, grzaniec należy się najbardziej. – przyznała, próbując w końcu obrócić sytuację w żart. Oczywiście czuła, że sama chętnie by się napiła, na pewno by jej to dobrze zrobiło.
– Doceniam. – przegryzła policzek od środka, zastanawiając się nad następnymi słowami. – Pewnie twoje poświęcenie będzie mi się śnić przez następne tygodnie, a poczucie winy, że to przeze mnie poturbował cię renifer, będzie mnie męczyć jeszcze dłużej, ale… doceniam. Dlatego nie mogę odmówić tego grzańca. Muszę sprawdzić ten przepis. – oznajmiła z uśmiechem, ruszając w stronę wyjścia z jarmarku. Wybrała tę mniej zatłoczoną, boczną dróżkę, by wygodniej się szło.
– Jesteś ostatnią osobą, którą zabrałam na jarmark. Chyba w przyszłym roku sobie go odpuszczę. – stwierdziła po chwili, kiedy opuścili już świąteczną atrakcję, a ona odetchnęła z ulgą. Tu chyba nic im nie groziło.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie mógł zaprzeczyć, że po tym krótkim Tańcu z Reniferem, choć na upartego, dla zachowania tytułu, można byłoby go nazwać Gwiazdą, należał mu się absolutnie ten grzaniec, o którym była mowa. Co najmniej jeden, a najlepiej kilka.
Dokładnie. Ta receptura jeszcze zapadnie ci w pamięć. Albo właśnie nie, jeśli faktycznie zadziała. – Wiadomym było, jak działa nadmiar alkoholu na zdolność zapamiętywania wydarzeń i szczegółów, a biorąc poprawkę na to, że w składzie Maverick uwzględniał coś więcej, jak samo wino, odpowiednio zagrzane (bo grzaniec), to mogło się skończyć źle.
Przynajmniej nie krył się z planami, kiedy ją zapraszał w wiadomości. W razie czego będzie miał czym się bronić.
Opuszczenie terenu, na którym odbywało się to całe świętowanie sprawiło, że Reyes się rozluźnił. Radosna otoczka, która tam występowała, ta rodzinna atmosfera, mocno go przytłaczały i sprawiały, że czuł się co najmniej źle. Ukrywał to, bo kto jak kto, ale on był mistrzem w upychaniu wszystkiego pod wyrazem twarzy suki w spoczynku, co nie znaczyło, że nie wyciągało to z niego energii.
Wolność.
Mówiłem, że ten jarmark to kiepski interes? – rzucił pytająco, nie oczekując jednak odpowiedzi. Z pewnością więcej niż raz wyjawił swoją niechęć względem tego wydarzenia, jednak mimo wszystko się ugiął i tu przyszedł. I na co im to było? Na co jemu to było, przede wszystkim? Nie przekreślał doszczętnie tego dnia, bo mimo to dalej był w dobrym towarzystwie i to nie na SORze. – Chyba, że teraz dzięki mnie masz jakąś traumę to… Nie jest mi przykro. – Uniósł minimalnie kąciki ust, w charakterystycznym dla siebie, hultajskim uśmiechu. – Ani trochę. – Wzruszył tu ramionami, na znak, że on niewiele był w stanie na to poradzić. – Ale spokojnie, zaraz cię udobrucham. – Choć wolałby skupić się na tych dwóch, ostatnich sylabach.
Wizja tunelowa, klasyka gatunku u niego.
Odwrócił spojrzenie z powrotem na drogę, którą pokonywali, by odnaleźć odpowiedni kierunek, ten prowadzący do jego samochodu. Skoro zostało postanowione, że kolejnym etapem ich spotkania miało być to całe picie grzańca, który z kolei byłby przygotowany przez niego, w domowym zaciszu – co oszczędzało im świecenia oczami przed sprzedawcami, którzy poddawaliby w wątpliwości ich prawną możliwość spożywania alkoholu – to należało się stąd ulatniać.
Bo jeszcze Rudolf postanowi wrócić, a to mu się nie uśmiechało.
Nic innego im nie pozostało, jak zapakować się do auta – podpytał dziewczyny, czy chce prowadzić, taki z niego był… chciałoby się napisać gentleman, ale tutaj to nic absolutnie wspólnego z tym nie miało.
/ ztx2
<link rel="preconnect" href="https://fonts.googleapis.com"><link rel="preconnect" href="https://fonts.gstatic.com" crossorigin><link href="https://fonts.googleapis.com/css2?famil ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.mr1 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:15px 0px 0px 0px;} .mr11 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:0px 0px 15px 0px;} .mr2 { width:290px; background-color: white; opacity:0.24; height:20px; margin-top:-40px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8.5px; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.9; } .mr3 { width:290px; margin-top:-22px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8px; line-height:100%; color:black; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.3; position:relative; opacity:0.95;}</style><center><img src="https://64.media.tumblr.com/b852d7a5bfc ... 1_250.gifv" class="mr1"><img src="https://64.media.tumblr.com/5cf9012e07c ... o9_250.gif" class="mr11"><div class="mr2"></div><div class="mr3">Love me or hate me<br> Either way <b>I'm on your mind</b></div></center><br>

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Christmas Wonderland”