WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To całe strzelanie w kwestii imion trochę go skrępowało. Przecież ostatecznie imię było nadawane tuż po narodzinach, więc nie było wiadomo jakiego usposobienia czy charakteru będzie dziecko. Zwyczajnie rodzice wybierali takie, które im się podobało. Bądź nadawali je po swoich dziadkach, rodzicach, osobach z jakiegoś powodu ważnych. Lecz nie każda kobieta, która miała na imię Lucy musiała być miła, a nie każdy Bob musiał być gburem. Siła skojarzeń nie zawsze sprzyjała okolicznościom. Lecz gdy dziewczyna zareagowała entuzjastycznie to Harvey nieco odpuścił i jak w lustrzanym odbiciu jego kąciki ust też powędrowały ku górze. Nie liczył przecież, że akurat trafi, bo było to raczej nieprawdopodobne, ale to co miał do zasugerowania - czyli tą łagodność i ciepło - dało się wyłapać z brzmienia i wrażenia, które pozostawiały po sobie wybrane przez niego imiona.
- W sumie brzmi tak dosyć staromodnie, ale teraz panuje taka dowolność w imionach, że wszystkiego można się spodziewać - zażartował, bo coś kiedyś obiło mu się, że jakiś miliarder nazwał swoje dziecko tak, że brzmiało to bardziej jak nazwa dla jakiegoś myśliwca czy chociażby samolotu, a nie istoty ludzkiej. - Pretensjonalne? - zapytał ze słyszalnym zdziwieniem w głosie. Żadne konkretne imię nie przyszło mu do głowy, więc swoim pytającym spojrzeniem badał jej śliczną buzie w oczekiwaniu na rozwinięcie i poznanie tego pretensjonalnego imienia. Gdy w końcu ono padło to skinął nieznaczenie głową i wyciągnął swoją rękę, zaraz chwytając lekko ale pewnie jej drobną dłoń i przedstawiając się jak należy. - Harvey. Ale to już wiesz, więc... miło mi cię oficjalnie poznać, Luna - mówił to z widocznym rozbawieniem przy tym trochę przesadnie machając ich złączonymi dłońmi i robiąc to stanowczo za długo. - Pasuje do ciebie... Luna. Brzmi tak samo przyjemnie jak Lily - pozwolił sobie na ten krótki komentarz, po czym puścił jej dłoń i wyprostował się. Już otwierał buzie by zacząć coś dalej mówić, lecz wtedy winda odczuwalnie szarpnęła i stanęła. Od razu uśmiech zniknął z jego twarzy, a wzrok powędrował dokładnie w tym samym kierunku co blondynki. Nie ruszali, więc podszedł do guzików i kliknął ponownie ten, który miałby ich zabrać na parter, ale nie doprowadziło to do jakiejkolwiek reakcji. - Najwidoczniej - skomentował krótko, po czym przeniósł wzrok na przycisk alarmowy. Napis obok wskazywał, że należało przytrzymać go przez pięć sekund, więc tak też zrobił brunet. - Pewnie jakiś chwilowy niedobór prądu i zaraz ruszymy. Wiesz, czasami jest tak że dosłownie na ułamek sekundy wszystko zgaśnie, zaraz się zapali i działa dalej jakby nigdy nic. Tylko windy mają jakieś specjalne zabezpieczenia... - urwał swoją wypowiedź, przenosząc ponownie wzrok na wyświetlacz. I zaczął sobie uświadamiać, że jeżeli jego wersja byłaby prawdziwa to dosłownie za momencik powinni ruszyć dalej. - Mam nadzieję, że nie masz klaustrofobii? - zapytał, przenosząc od razu na nią swój wzrok. Jeżeli tak to pewnie nie jakąś skrajną, bo wtedy w ogóle nie wsiadałaby do wind, a jednak to zrobiła. Chociaż po jej pierwszej reakcji akurat nie spodziewał się po niej takiego lęku, lecz na wszelki wypadek wolał się upewnić. - Bo jak tak, to w najgorszym wypadku mamy prawdziwy problem,. A jak nie... to mam nadzieję, że nie jesteś już na dzisiaj zmęczona mówieniem i słuchaniem, bo jakbyś jeszcze nie zauważyła to mam problem z ciszą. Nie przepadamy za sobą - zażartował jak to na Spencera przystało, doszukując się jakichkolwiek pozytywów w najdziwniejszej sytuacji.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mogłaby się zgodzić na temat imion z Harveyem, gdyby tylko podzielił się z nią swoimi przemyśleniami. Nie upierała się przy swoim, ale miała wrażenie, że faktycznie za niektórymi imionami stały pewne typy osobowości. Może miało to niewiele z rzeczywistością, ale znała wiele osób z wyższych sfer, które lubiły nadawać swoimi dzieciom absurdalne imiona, dzięki którym dzieci te stawały się bardziej rozpoznawalne albo imiona klasyczne, które brzmiały niczym rodem z królewskiego dworu. A takie osoby niosły za sobą pewne stereotypy, dlatego pierwsza myśl Lunet była właśnie taka.
– To prawda! W sumie to dobrze, że kiedyś ludzie nie nadawali swoim dzieciom imion od nazw samochodów albo ulubionych gier wideo. – zażartowała. Teraz każde słowo mogło być imieniem. Nie wiedziała, jak można było chcieć tak skrzywdzić własne dziecko, nadając mu jakieś przedziwne imię. Rodzice i tak przyczyniali się do nieszczęścia wielu istot, a co dopiero dowalając im takim czymś, podsuwają jak na tacy powód do wyśmiewania ich przez inne dzieci.
Pokiwała powoli głową w odpowiedzi na jego pytanie. Pretensjonalne. Takie według niej było. Jak cała jej rodzina. Pasowało więc idealnie.
Zacisnęła palce na jego dłoni i uśmiechnęła się do niego szczerze. – Ciebie również miło cię poznać. – przyznała. Zaśmiała się cicho, słysząc jego słowa. – Dziękuję. – odparła, kręcąc lekko głowa. To imię potrafiło brzmieć różnie i wszystko zależało od tego, kto je wypowiadał. Czy matka, która z irytacją wypowiadała je bardzo twardo, czy ojciec z dezaprobatą albo rezygnacją ciężko je wzdychał. Do tej pory pamiętała, jak radośnie brzmiało w ustach jej brata Lennoxa, z jaką troską posługiwał się nim jej drugi brat – Lucas. A samo wspomnienie ciepłego szeptu Williama przywoływało dreszcze.
– Faktycznie. Możesz mieć rację. – zgodziła się z Harveyem, przytakując powoli. Nie chciała wpadać w panikę, przecież windy miały to do siebie, że czasami się zatrzymywały. – W takim razie dajmy jej chwilę, może ruszy. – dodała z bladym uśmiechem, również przyglądając się przyciskowi, który przed chwilą nacisnął mężczyzna. Miała nadzieję, że to nie była jakaś poważna awaria. – Nie, na szczęście nie. A ty? – odparła, upewniając się tym samym pytaniem, czy czasem Harvey nie zacznie za chwilę panikować. Jechać winą to było przecież jedno, zatrzymać się nią gdzieś na półpiętrze, to była zupełnie inna sprawa. Stresująca sytuacja mogła również wpływać na ich reakcje. Zwłaszcza że Luna niestety widziała ten film, w którym dwie osoby zacięły się w windzie, facetowi udało się wyjść, a gdy próbował wyciągnąć kobietę to… nie... nie mogła sobie teraz tego przypominać. Zamrugała szybko, przygryzając policzek od środka, próbując jakoś odgonić wspomnienie o filmie. Cholera.
– Czy ten przycisk… był jakby resetem, czy on włącza jakiś alarm? Orientujesz się może? – spytała całkiem poważnie, przyglądając się tabliczce z opisem, co robić w takiej sytuacji. – Nie, nie mam problemu ze słuchaniem. Chyba że pod wpływem stresu zaczynasz pleść od rzeczy i bez chwili oddechu. – odpowiedziała na jego pytanie, próbując się przy tym uśmiechnąć, starając się tym nieco rozluźnić atmosferę. – Może zadzwonimy pod ten numer? – zaproponowała, wskazując palcem numer alarmowy, spoglądając pytająco na Harveya.
Super rich kids with nothing but loose ends.
Super rich kids with nothing but fake friends.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

„Chwila” to było bardzo nieprecyzyjne pojęcia, ale z założenia powinna trwać niewiele. Tak więc, gdy nic się nie działo to Spencer zaczynał lekko niepokoić się. Nie tą całą sytuacją samą w sobie, bo nie miał żadnej fobii, ale zwyczajnie faktem że musiało to im się przydarzyć. - Nie, no co ty… - odpowiedział, jakby to miało być jakąś oczywistością. Co mogło wyglądać tak, że trochę oburzył się, ale nic z tych rzeczy. Zwyczajnie taki bezwarunkowy odruch. Może wizja spędzenia jakiegoś dłuższego czasu w zamknięciu nie odpowiadała mu, ale tak że nie wywoływała żadnego strachu. Przez chwilę przenosił wzrok z guzika, który wcisnął na wyświetlacz, ale nic szczególnego nie działo się. Cicho westchnął pod nosem i przeniósł na nią w końcu swoje spojrzenie. - Zamknięcie, wysokość, ciemność i tym podobne, ale robią na mnie większego wrażenia. Więc nie musisz się obawiać, że zacznę panikować - zażartował na sam koniec, posyłając jej lekki i niepewny uśmiech. Nie umniejszał tego rodzaju fobiom, ale sam mierzył się z zupełnie innymi lękami i te dosyć zwyczajnie nie były w stanie zrobić na nim większego wrażenia. - Ale moja młodsza siostra ma i to dosyć silną. Myślę, że może być mniej więcej w twoim wieku, dlatego od razu jakoś to pokojarzyłem… - urwał nagle, zauważając że nieco odbił od tematu, przy okazji zdradzając kolejną informację o sobie. W sumie to nie było nic takiego, więc nawet jakoś szczególnie nie przejął się tym wspomnieniem.
Gdy padło pytanie w sprawie przycisku to Harvey przeniósł z powrotem na niego swoje spojrzenie. Nie obstawiał żadnego z tych dwóch rozwiązań, bo przycisk od resetu windy nie powinien być tak łatwo dostępny, a alarm na pewno by usłyszeli. - Obstawiam, że to tylko taki przycisk wysyłający informację do ochrony, że coś się zadziało żeby w ogóle mieli świadomość, że coś się wydarzyło. Więc, może niedługo ktoś do nas przyjdzie - strzelał, bo przecież nie miał zielonego pojęcia, ale to rozwiązanie wydawało mu się najbardziej prawdopodobne. Ale na pewno nie zaszkodziło też zadzwonić pod wskazany przez blondynkę numer. Dlatego już bez słowa komentarza skinął głową, wyciągnął komórkę i wpisał na niej kolejne cyferki. Kliknął wybieranie numeru, włączył głośnik i… nawet nie zaczął się łączyć. No tak, zasięg w windach bywał średni. - Niestety… może ty spróbujesz? - zaproponował, przenosząc na nią swoje pytające spojrzenie. Pewnie jej próba zakończy się takim samym niepowodzeniem, ale warto było chociaż sprawdzić różne opcje. Wtedy brunet miał chwilę, by przyjrzeć się dziewczynie i… coś zaczęło mu świtać. Albo może niekoniecznie, tylko to był jeden z objawów niewielkiego stresu, który go opanował, ale którego po sobie wcale nie okazywał. - Mam takie dziwne wrażenie, jakbym skądś cię kojarzył… w sensie, poza tym mijaniem się w centrum. Chociaż to pewnie kompletnie bezsensu, bo wątpię że mamy jakiś wspólnych znajomych czy cokolwiek - powiedział tak nagle i bez większego pomyślunku. Miał już tak któryś raz jak na nią zerkał. Może zwyczajnie przypominała jakąś jego daleką znajomą? Albo faktycznie gdzieś na nią wpadł, ale obecnie nie mógł tego skojarzyć? Bo przecież nie obstawiał żadnej, innej, mniej oczywistej opcji, która była o wiele bliższa prawdy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Sytuacja zaczyna wydawać się trudniejsza po tym, co właśnie powiedziałeś. – zmarszczyła czoło, spoglądając na niego z dezaprobatą. Brakowało tylko by Lunet zaczęła sobie wyobrażać każdy czarny scenariusz utknięcia w windzie. A ich było naprawdę dużo! Od niewygodnego zniknięcia światła, przez utknięcie w tej sytuacji na kilka godzin, po urwanie się liny, do której winda przymocowana była. Na szczęście nie była to nowoczesne, szklane pudło, więc nie mieli możliwości oglądania całego mechanizmu i doszukiwania się usterki. Na czym i tak się przecież nie znali, więc jeszcze bardziej by się nakręcali.
– Och… w takim razie wiesz, jak reagować w takiej sytuacji? – uniosła pytająco brew, pytając całkiem serio. Na pewno były jakieś techniki radzenia sobie ze stresową sytuacją, która była przytłaczająca, a z której nie dało się wydostać. Oni niestety znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. Lunet w tym momencie była w stanie przypomnieć sobie techniki oddechu relaksacyjnego i pozycję bezpieczną, co też pewnie w jakiś sposób mogłoby okazać się pomocne.
– Okej. – pokiwała powoli głową, przyswajając tę informację. – Pewnie ochroniarz jest właśnie na przerwie. – wywróciła oczami. Skoro nikt się jeszcze z nimi nie komunikował, to tak właśnie mogło być? Nawet spojrzała na zegarek, by spojrzeć, czy to pora pasująca do jakiejś przerwy. Być może ochroniarz chodził na nią, kiedy chciał, ale pora obiadu byłaby jakimś wytłumaczeniem.
Wyciągnęła swoją komórkę, gdy próba dodzwonienia się na numer alarmowy przez telefon Harveya się nie powiodła. Podeszła bliżej, by przepisać numer i nacisnęła zieloną słuchawkę. Niestety od razu usłyszała charakterystyczny dźwięk świadczący o braku zasięgu. – Niestety. – mruknęła, krzywiąc się delikatnie z niezadowolenia. – Myślę jednak, że i tak niedługo inni pacjenci zorientują się, że winda nie działa. – dodała, z lekkim wzruszeniem ramion. W końcu przez ośrodek przewijała się masa ludzi, ktoś w końcu będzie się chciał wybrać na wyższe piętro albo z niego zjechać.
– Hmm, ciekawe. – odparła, przyglądając mu się uważnie. – A może po prostu kogoś przypominam? – sugestywnie uniosła jedną brew. Portale plotkarskie raczej nie rozpisywały się o niej tak, by ktoś mógł ją z nich kojarzyć. Jej instagram nie był popularny i raczej świecił pustkami. Była jednak podobna do swojej matki. Może to stąd ją mógł kojarzyć Harvey? – A może tak często mijamy się tu, że tak ci się tylko wydaje? – dodała zaraz. No nie miała pojęcia, gdzie mógł ją jeszcze widzieć. Niemal w tym samym momencie cofnęła się o krok i ukucnęła, w końcu siadając, szukając jakiejś wygodnej pozycji i opierając się o ścianę. – Pozwolisz, że sobie usiądę? – uniosła spojrzenie, oczywiście już po tym, jak zajęła miejsce.
– Zapraszam. – wskazała miejsce na ziemi ruchem dłoni. Chyba nie było sensu, by stali.
– Może masz ochotę na… cukierka? – zapytała, po chwili doprecyzowując swoje pytanie, bo musiała z torebki wygrzebać paczkę cukierków, najpierw się upewniając, czy w ogóle tam są.
Super rich kids with nothing but loose ends.
Super rich kids with nothing but fake friends.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Columbia City”