WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
Katherine, po swoim załamaniu, próbowała chociaż wrócić do formy, do normalności i tak dalej. Choć miała wspaniałe pracownice i biznes na tym nie ucierpiał, pewnymi sprawami się zajmowała samodzielnie, miała swoje kontakty i tak dalej. Na przykład szukała tej zastawy dla Gabriela. Z resztą, potrzebowała powrotu do normalności, bo przeszła trochę a tego nie dało się naprawić tak od ruchu magiczną różdżką.
normalnie nie bawiła się w dostarczanie zamówień... Ba! Ona ich nie wysyłała klientom. Jeśli sprowadzała coś dla kogoś, trzeba było się do niej osobiście pofatygować. Czy to było zagranie marketingowe, aby kupić coś jeszcze przy okazji? Ograniczenie kosztów opakowań do ostrożnego wysyłania przedmiotów, które są delikatne i kruche? A może lenistwo? Na pewno była to suma wypadkowych, bo Kath mimo wszystko miała jakaś tam smykałkę do tego biznesu. Przynajmniej się on jakoś kręcił, a biznesowego wykształcenia nie miała. Jej mąż był w tym znacznie lepszy, czasem jej pomagał, czasem doradzał... I jakoś to się tak kręciło.
Tego dnia jednak musiała odwiedzić męża w jego pracy, aby przywieźć mu coś, co zostawił w domu, a potrzebował na jakieś ważne spotkanie. Wiedziała, że Gabriel wspominał że tu mieszka, więc chwyciła też drugą paczkę, która czekała na odbiór przez księdza. Nie wybierała się na żadną katechezę, czy pogadankę... Nie w swoim stanie, gdzie nawet jakby wierzyła, miałaby problem z wiarą. Nie wiedziała, czy mężczyzna będzie w domu, ale zaryzykowała, parkując na jego podjeździe. Nie wyciągała na razie pakunku, który czekał grzecznie na tylnym siedzeniu, cofnie się po to, jak ktoś jej otworzy drzwi.
-
- Oho, a jednak dało się wcześniej - mruknął pod nosem, odkładając filiżankę na stół, a następnie skierował się do drzwi, które otworzył dosłownie ułamek sekundy po naciśnięciu przez Katherine dzwonka. Niekoniecznie lubił, jak goście musieli wystawać przed domem, bo... Cóż, powiedzmy, że albo mam jakąś manię prześladowczą, albo naprawdę pół osiedla jest żywo zainteresowane moim życiem towarzyskim i potem muszę słuchać głupot na swój temat, które nijak nie oddają faktycznego stanu rzeczy.
- Pochwalony, Katherine - przywitał się, od razu uchylając drzwi nieco szerzej, w ramach zaproszenia do środka. - Nie sądziłem, że dziś znajdziesz czas. Biedna, pofatygowałaś się dla mnie aż tutaj. Dobrze, że jestem w domu, bo przyjechałabyś na darmo. Mogłaś napisać i poza tym-... Uhm, wejdziesz na chwilę, czy bardzo się spieszysz?
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
Czekanie kilkunastu, czy kilkudziesięciu sekund przed drzwiami nie było niczym złym. Nawet jeśli ktoś się zapowiadał, sam dzwonek oznajmiający pojawienie się rozbrzmiewał w momencie, gdy było się w drugiej części domu, daleko od drzwi. Nikt nie oczekiwał, że gospodarz będzie czatował pod drzwiami, aby tylko otworzyć drzwi, gdy gość dotknie klamki.
-Nie ma problemu. Mój mąż ma firmę dwie ulice dalej, więc stwierdziłam, że skoro muszę do niego podjechać, to zobaczę czy może jesteś w domu-wyjaśniła. Była to szczera prawda, choć nie do końca tłumaczyła, dlaczego kobieta nie zdecydowała się nawet napisać smsa, że może przywieźć zakupy. Uznajmy, że po prostu stwierdziła, że niech się dzieje wola nieba, albo przekaże zamówienie teraz, albo napisze do mężczyzny, aby jednak pofatygował się do jej antykwariatu.-Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. I pójdę do samochodu tylko...-wspomniała, bo stała z pustymi rękami, paczka dla duchownego czekała bezpieczna w aucie.
-
- "Przeszkadzać"? Daj spokój. Żadne "przeszkadzać", tylko lepiej mi powiedz, jaką herbatę lubisz najbardziej. Albo kawę - rzucił, nie powstrzymując się od wymownego przewrócenia oczami, pragnąc wyrazić tym subtelną dezaprobatę dla słów kobiety. Z samej zasady, według mężczyzny, należało jej się godziwe przyjęcie w zamian za to, że w zasadzie to on był tu bardziej problematyczny i to przez niego stała wówczas za progiem, smagana zimnym, jesiennym wiatrem.
- Bardzo to ciężkie? Może lepiej pomogę? - zagaił, wychylając się z lekka z domu, aby spojrzeć na jej samochód ten jeszcze jeden raz i poszukać wzrokiem paczki po siedzeniach. Serwis był w końcu z porcelany, a dodatkowo wieloelementowy, co od razu sugerowało niezbyt lekki ciężar, a w mniemaniu Baskerville'a nie godziło się, żeby kobieta musiała się nadwyrężać dla jego herbacianych fanaberii. Przecież i tak już wiele dla niego zrobiła, sprowadzając, a następnie przywożąc tutaj komplet, jaki sobie upodobał. - Nie spieszysz się nigdzie, tak? Ja w zasadzie też nie, muszę być dzisiaj jedynie pod telefonem, ale tak to w zasadzie jestem wolny... - mruknął w międzyczasie, czekając na decyzję kobiety, czy faktycznie potrzebowała jego pomocy, czy też nie, bo przecież pomiędzy nimi pozostawała jeszcze kwestia rozliczenia się, a ksiądz niekoniecznie chciał potraktować ją jak pierwszego-lepszego kuriera, wręczając należność w progu. Tym bardziej, że miał czas i jedyną jego powinnością było pozostawanie do względnej dyspozycji, gdyż ten dzień, choć w teorii wolny, wciąż pozostawał pracujący, ponieważ to jemu spadło wtedy "w zaszczycie" udzielanie nagłych sakramentów ostatniego namaszczenia. A z tym to zawsze bywało różnie. Mogłem albo siedzieć cały dzień na własnej kanapie, albo wpadać i wypadać z jednego domu do drugiego. Kwestia szczęścia, więc oby mnie nikt, przez chociaż najbliższą godzinę, nie potrzebował...
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
-Może być czarna, albo zielona. Obojętnie z resztą-stwierdziła. Kawę też lubiła, ale nie miała nic przeciwko herbatom, których miała w domu kilka rodzajów. Choć była tą profanatorką, która wybierała torebkowane herbaty, bo nie lubiła jak jakieś fusy pływają po jej filiżance, czy też zabawę z jakimiś zaparzaczami.
-Niespecjalnie, ale skoro nie możesz się już doczekać otworzenia, to już Ci daję-uśmiechnęła się, podając dość spory karton z zabezpieczoną zastawą. Był otwarty, bo Kath musiała sprawdzić, czy zamówienie dotarło z innego stanu w całości. Na szczęście tak.
-Niespecjalnie, później muszę tylko córkę odebrać z przedszkola...-Czy to, że wcześniej powiedziała, jaką herbatę poprosi nie znaczyło, że ma chwilkę i chętnie wejdzie do środka domu księdza? Katherine zdecydowanie nie znała się na religiach, bo w sumie dopiero teraz skojarzyła, że dom domem, ale kościoła w pobliżu nie widzi, a to z reguły w jego pobliżu księża mieszkali, aby nie mieć daleko do pracy...
-
- Herbaty nie kończą się tylko na czarnej i zielonej - uśmiechnął się z lekka pobłażliwie, odbierając od kobiety dość spory karton, a następnie wniósł go do wnętrza domu, kierując się wprost do salonu. - Piłaś może kiedyś niebieską? Akurat w zeszłym tygodniu sprowadziłem trochę Oolong prosto z Tajwanu - zagaił, odkładając paczkę tuż przy stoliku do kawy. I choć Baskerville wiedział, że do Gwiazdki jeszcze było wówczas całkiem sporo czasu, tak poczuł się jak maleńkie dziecko, otwierając karton. I wszystko było idealne. Zdobienia, kolor, forma - wszystko takie, jak z jego domu rodzinnego.
- Warto było czekać. Dokładnie takie, jak chciałem. Dziękuję. Herbata i należność będą w pełni zasłużone. Bardzo trudno było je dostać? - powiedział do niej z nieukrywaną aprobatą, oglądając w lekkim rozbawieniu otrzymane filiżanki z każdej strony. Całe. Przyszły bez zarzutu. - I... skoro masz czas, to zaraz wstawię wodę i przyniosę portfel. Rozgość się i nie uciekaj za szybko, bo się urażę. Nie zrobię ci żadnej katechezy, nie bój się - zachichotał, kierując się niespiesznie do kuchni.
Ewidentnie pierwszy raz w takim miejscu. Ciekawe, czy ma jakieś pytania...
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
Wheterby uwielbiała święta, jej dom i ogród zawsze były przystrojone od samego początku grudnia. Pierwsze ozdoby pojawiały się wcześniej, choć zawsze pierwsze ozdoby pojawiały się już przed świętem dziękczynienia. Cóż, to był cały proces, znacznie więcej niż jedna choinka w salonie.
-Wiem, wiem. Biała, czerwona, ziołowa, aromatyzowane..-zaczęła wymieniać to, co wiedziała. A ostatnia kategoria, którą wymieniła była tym, czego najbardziej nie lubiła. Jak wiadomo, Amerykanie nie byli smakoszami herbaty, brunetka się do tej grupy jak najbardziej zaliczała.-Niebieska? To ta, co potrafi zmienić kolor?-zapytała, bo faktycznie, coś się jej obiło o uszy - jeśli się doda inny płyn, bodajże kwasek cytrynowy, czy inny sok, to napój zmieni barwę. Jednak zdecydowanie nigdy czegoś takiego nie piła.
-Mam wiele kontaktów w świecie antykwariatów, akurat znajomy w Philadelphii miał je na stanie, to przesłał mi. Taka współpraca, ja też często rozglądam się za rzeczami dla kogoś innego. -wytłumaczyła. Gdyby nikt nie miał czegoś takiego u siebie w sklepie, to trzeba by się było rozglądać za tym kompletem na pchlich targach i wyprzedażach garażowych, a to zdecydowanie byłoby trudniejsze i trwałoby to o wiele, wiele dłużej.
-Nie ma problemu...-uśmiechnęła się i zdjęła kurtkę, kierując się do salonu, gdzie usiadła na sofie, wcześniej rozglądając się po wnętrzu.
-
- Ile ci jestem winien? - zagaił, gościnnie zalewając wodą filiżankę dla gościa, która natychmiast zaczęła zabarwiać się na głęboki, niebieski kolor. Właściwie nawet granatowy. - Tak w ogóle, wiele kontaktów i znajomy w Philadelphii brzmią ciekawie. Skąd pomysł na taki biznes? Dzieci, które uczę, nie mówią mi nigdy, że chciałyby otworzyć antykwariat, bo czasem nawet nie potrafią wymówić tego słowa - zapytał rozbawiony, wracając myślami do nie tak dawnej katechezy, gdzie pytał swoich wychowanków o plany na przyszłość. I jeju, jak poczułem się staro, kiedy mówili mi o jakichś tiktokerach, a ja nawet nie wiedziałem, co to jest za zawód... - A w zasadzie szkoda, bo gdyby nie powołanie, nawet sam bym chciał spróbować czegoś takiego. Może. To zawsze jakaś opcja, prawda? Bibeloty w gablotach potrafią być takie... Estetyczne.
Bardzo mało osób planuje iść w moje ślady. Właściwie sam nie planowałem tej drogi, ale-..., urwał bojąc się dokończyć swoich myśli. Nie chciał przyznawać przed samym sobą, nawet jedynie w myślach, że obecnie sutanna była wszystkim, co miał i co planował, a rozmowa z Kath stanowiła zwyczajną grzeczność. Bo przecież gdyby nagle powinęła mu się noga, nie wiedziałby, co zrobić dalej. I czy w ogóle byłby sens w czymkolwiek innym. Może powinienem jednak łaskawszym okiem spoglądać na innych duchownych? Inaczej się doigram. Przecież nie wszyscy są źli. Chyba...
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
-Myślę, że moja córka byłaby nią zachwycona. -powiedziała, a Gabriel wiedział o jakim diable mowa. Na pewno takie zmienianie koloru było czymś, co przykułoby wzrok kilkulatki. Nie zawsze to telefon, youtube czy co innego musi zainteresować dziecko, a czegoś takiego na pewno jeszcze w swoim krótkim życiu Lydia nie widziała. Może zapyta księdza jeszcze raz o nazwę tej herbaty, aby faktycznie kupić coś takiego do domowej kolekcji.
Katherine podała kwotę, na którą się umówili, bo brunetka kontaktowała się z kupcem, gdy tylko namierzyła porcelanę, która mogła by być interesująca. -Trochę tak... przypadkowo wyszło. Córka poszła do przedszkola, więc miałam więcej czasu dla siebie. Zawsze mnie różne ładne rzeczy interesowały, lubiłam chodzić na targi staroci i wyprzedaże garażowe. Stwierdziłam, że mogłabym nie tylko to kupować, ale i sprzedawać-wyjaśniła. Antykwariat to była taka dość... archaiczna nazwa. Ona sprzedawała rzeczy z drugiej ręki, z duszą i tak dalej. A w dzisiejszych czasach ludzie lubili czuć się "ekologiczni" i nie kupować czegoś nowego, a dodatkowo coś takiego, czego inni mieć nie będą. -Mąż już nie mógł patrzeć na kolejne rzeczy, które znoszę do domu-uśmiechnęła się. Ich szafki pękały w szwach, a większości rzeczy nigdy nie używali. Możliwość zachwycania się czymś, bez konieczności kupowania tego dla siebie były idealnym rozwiązaniem. -Jestem zdania, że swoje powołanie można znaleźć w każdym wieku. Baskerville wydawał się być młody i musiał wiedzieć już parę lat temu, że chce być mężem. Katherine niedawno znalazła tą pasję, tak to pewnie mogłaby być dalej kurą domową, która czeka tylko na to, aż mąż wróci z pracy, a dziecko ze szkoły.
-
- Jeśli byłaby zachwycona, zawsze mogę pożyczyć trochę tej magii na wieczne nieoddanie. To żaden problem - powiedział z uśmiechem, mimowolnie zerkając w tamtym momencie w kierunku swojej kuchni, zastanawiając się nad ewentualnym sposobem zapakowania herbaty w coś, co nie uległoby szybko jakiemuś uszkodzeniu. Sęk tkwił w tym, że opakowań sobie nie zostawiał, a przesypywał wszystko w dekoracyjne puszki, rodem z XIX wieku. Swoją drogą, też z antykwariatu, ale kupione u konkurencji.
- Nie ma nic lepszego, niż przekucie swojej pasji w zawód - potwierdził, sięgając wreszcie po jedną z filiżanek, jednakże nie bawiąc się w żadne zmienianie kolorów, bo jakkolwiek początkowo również była to dla niego rozrywka, tak po którymś razie... Cóż. - Ale wiesz co? Mam wrażenie, że jeszcze lepiej jest mieć kogoś znajomego w antykwariacie, jeśli robi się ręczne ozdoby - spróbował zażartować, niby niecelowo, a niby jednak wskazując głową w kierunku parapetu, na swoje niedokończone, świąteczne dekoracje. - Jeśli byś kiedykolwiek miała jakąś dostawę z większą ilością materiałów, mógłbym to nawet wykorzystać na jakieś lekcje kreatywne na katechezie. Dzieci lubią takie rzeczy, prawda? Mała też byłaby wtedy mile widziana, jeśli nie przeszkadzałaby wam... okolica.
Nie wiedział jak to ująć, żeby jego słowa nie zabrzmiały jak tania reklama "jego" skromnego przybytku pracowniczego aka kościoła Świętej Anny. Od wielu księża nasłuchał się, że dwudziesty pierwszy wiek wymagał dobrego propagowania i zwyczajnej umiejętności "sprzedania" wiary, jednakże nie chciał tego uskuteczniać na swojej nowej znajomej. Szczególnie, że w zakresie przekonań nie zdążył jej poznać.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
-Nie ma potrzeby, wystarczy jakaś karteczka z nazwą i sama spróbuję ją zorganizować-zapewniła. Pewnie, kilka porcji herbaty to nie był żaden wydatek, poza tym, umówmy się, w zamian za starania, których dołożyła Wheterby, aby przypadkowy klient był zadowolony, to mógł się podzielić się herbatą. Jednak jeśli to miał być problem z zapakowaniem i tak dalej, to nie było to warte zachodu. A że puszki były od konkurencji, to nic nie szkodzi. Przecież dopiero się poznali i nawiązywali... współpracę, tak? Istniała też szansa, że znała właściciela tego antykwariatu i go całkiem lubiła.
-Tak, rób to co lubisz, a będziesz pracować całe życie, bez przerwy, weekendów i tak dalej-uśmiechnęła się. Jej to akurat nie groziło, bo miała za dużo zająć poza pracą, a swoją rodzinę za bardzo ceniła, aby nie poświęcać jej uwagi.
-Jeśli miałabym jakieś nadprogramowe kartony, to mogę Ci dać znać, nie ma problemu-stwierdziła, choć ona akurat sporo rzeczy recyklingowała w swoim sklepie i używała te materiały, w których przywiozła, oddawała je sprzedającym. W końcu nie oczekiwała, że ktoś, kto przyjdzie po jakąś ceramikę czy szkło, będzie miał własne zabezpieczenie.
-Zapamiętam.-Cóż, przy każdym spotkaniu Gabriel wspominał o tym, co robił, ale nie bójmy się tego powiedzieć, ona robiła dokładnie to samo. Właściwie, to ... może nie było to nic takiego złego. Przecież skoro ona nie wierzyła, nie musiała zmuszać do tego samego swojej córki, prawda? Powinna dać możliwość wyboru życiowej drogi dzieciom. -A masz zajęcia dla takich maluchów?-zapytała. Cóż, może porozmawia z mężem i zdecydują się też na takie zajęcia dla młodej?
-
- Będziemy w kontakcie - podsumował, kiwnąwszy głową na jej słowa o kartonach, z których dało się zrobić naprawdę wiele. Sam Baskerville mógł się uznać za raczej kreatywnego człowieka, a w połączeniu z dziecięcą kreatywnością jego wychowanków, czasami potrafiły wychodzić im prawdziwe cuda. Część z nich czasem udawało się sprzedawać na aukcjach charytatywnych, a przez to i zdobyć trochę grosza dla miejsc, które potrzebowały małych zastrzyków finansowych. Ot, choćby domy dziecka czy szpitale, bo głównie tam młody ksiądz lubił zaznaczać swoją obecność, a im więcej osób było gotowych dołożyć swoją nawet minimalną cegiełkę do czegoś dobrego - tym lepiej.
I cóż, Gabriel musiał w tym miejscu przyznać, że starsza koleżanka potrafiła go zaskoczyć. Nawet bardzo pozytywnie, ponieważ nie spodziewał się, iż kobieta pociągnie jego nieśmiało zagajony temat dalej, nawet o niego dopytując. Czyżby więc jednak nie wykluczała przyprowadzenia córki do mnie?
- Mogę nawet powiedzieć, że czasem robię za darmową nianię - zażartował, następnie upijając trochę ze swojej filiżanki. Akcent humorystyczny zawierał w sobie jednak trochę prawdy, ponieważ wierni dość często zostawiali swoje pociechy pod jego nadzorem, wiedząc, iż raczej nie powinny się niczego złego od niego nauczyć. Baskerville był jeszcze na tyle młody, że należał do kategorii tych, których starszyzna duchowna lubiła określać jako tych, "którym jeszcze się chciało". Wykorzystywał bowiem elementy religii w zabawie, aby kościół nie kojarzył się dzieciom z chłodnym, strasznym miejscem, w którym recytowano jakieś niezrozumiałe zaklęcia. Nie zapominał przecież, co mu się nie podobało w dzieciństwie, jeśli chodziło o katechezę i lubił zmieniać to pod swoje dyktando. "Parish director of religious education" brzmi przecież dumnie i nie dostałem tego stanowiska za nic. - Msza dla najmłodszych jest zazwyczaj w południe, w każdą niedzielę. Rzadko kiedy daję to prowadzić komu innemu, bo... Cóż, powiedzmy, że koledzy nie zawsze łapią kontakt z najmłodszymi. Sam, kiedy byłem mały, prawie zasypiałem na ramieniu mamy, gdy ktoś nie umiał prowadzić mszy dla dzieci. Wychodzę z założenia, że jeszcze zdążą się naumartwiać i najpierw trzeba się z kimś zaprzyjaźnić, żeby potem przechodzić z nim jakieś trudności, dlatego na początek powinno być dla nich wszystko jak najbardziej kolorowe i ekscytujące. O, dokładnie tak, jak ta herbata - podsumował, na koniec wypowiedzi unosząc nieco swoją filiżankę. Dosłownie na ułamek sekundy, bo zaraz potem doznał jakby olśnienia. - Ach, tylko właśnie... W nadchodzącą niedzielę nie mogę niczego poprowadzić. Mam już trzy pogrzeby i wykład dla seminarzystów w grafiku. Nijak się nie wyrobię i pewnie będę musiał oddać mszę komuś innemu. Może ksiądz Durant będzie chciał to przejąć, raczej nie odprawia tego źle, ale.... Zobaczymy. Kompletnie o tym zapomniałem i jeszcze nawet nie załatwiłem sobie zastępstwa.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
Brunetka nie była pewna. Generalnie nie miała nic przeciwko temu, aby dziecko uczyło się nowych rzeczy, poznawała nowych ludzi, zdobywało umiejętności i tak dalej. Tylko, że prawda była taka, że oni się nie zrozumieli. Brunetka uznała, że katecheza to zajęcia dla dzieciaków, gdzie przy okazji słuchają czegoś o bogu, czy wierze, przy akompaniamencie zabaw, instrumentów, scenek i tak dalej. To by przecież pasowało do tego, co powiedział mówiąc że jest nianią! W życiu nie pomyślała o mszy, która może nie była prowadzona w nudny sposób, ale dalej była mszą.
-Niczego nie obiecuję-zapewniła. Cóż, trochę robiła dobrą minę do złej gry, ale w sumie dlaczego nie. W końcu nic nie obiecywała, a nawet jeśli... Nie zostanie pociągnięta do odpowiedzialności. Najwyżej będzie się smażyć w piekle za okłamanie duchownego. Jednak czy nie będzie tego robić za niechodzenie na nabożeństwa?
-Na mnie nie licz. Nie dam się w to wkręcić-zaśmiała się, chcąc nieco rozładować atmosferę. Z jej strony była ona trochę niezręczna, a mężczyzna znowu za bardzo podekscytował się tym, że sprowadził jedną owieczkę, a może całe niewielkie stado na dobrą drogę.
-
- Nie zmuszam do żadnych obietnic - zagaił, odkładając filiżankę na talerzyk, pochodzący z tego samego kompletu, a zetknięte ze sobą naczynia wydały z siebie głuchy brzdęk. - Poza mszą dla dzieci są jeszcze katechezy kreatywne. Domyślam się, że to bardziej cię przekona, także we wtorkowe popołudnia również jest okazja - dodał, niemalże niezauważalnie kręcąc głową na boki, w geście lekkiej dezaprobaty, lecz nie urazy. Choć odpowiednio zapytany, musiał w tym miejscu przyznać, że trochę się skonsternował samą wizją zajęć z małą córeczką Kath, która być może jeszcze nigdy nie miała do czynienia z wiarą, albowiem na wspomnianych zajęciach, zazwyczaj kazał dzieciom wykorzystywać motywy z Biblii. Niedziwnym więc był fakt, iż w głowie Gabriela niemal od razu pojawiło się pewne, konkretne pytanie - jak dziewczynka, która pewnie nie widziała żadnego egzemplarzu Pisma Świętego na oczy, mogłaby to zrobić?
Coś bym wymyślił. Na pewno, skwitował w duchu, kładąc łyżeczkę na naczyniu. Nic nie jest niemożliwe. Szczególnie w przypadku dziecięcej fantazji.
- Skoro nie dasz rady "wkręcić się" w tezy mojej ulubionej książki, lepiej przygotuj dobry kontrargument i powiedz, co cię ostatnio "wkręciło", hm? - zażartował, próbując podchwycić humor Wheterby, a przy tym pomóc jej nieco zejść na bezpieczniejsze tematy. Literatura brzmiała całkiem niegroźnie, prawda? Szczególnie w przypadku właścicielki antykwariatu, która miała dostęp do wielu egzemplarzy najróżniejszych tomiszczy. - Ze mną powinno pójść łatwiej. Czytam właściwie wszystko. Nie tylko Biblię.
Pogadajmy o czymś neutralnym.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
-Myślę, że jest to coś, gdzie moja córka znacznie bardziej by się odnalazła-pokiwała głową. Może było to niesamowicie naiwne podejście, ale brunetka uważała, że wiara to nie jest sztywne pojawianie się raz w tygodniu w kościele i bujanie w obłokach w trakcie trwania nabożeństwach. A same zajęcia, katecheza, lekcje biblijne, czy jak to tam się nazywa to zupełnie inny wymiar. W końcu, przecież były przypadki, że wybierało się np katolickie prywatne szkoły tylko dlatego, że był tam wysoki poziom, a nie ze względu na wielką wiarę.
Jeśli chodzi o znajomość biblii, to takie sześcioletnie smrody, z nawet najbardziej religijnych rodzin nie znają więcej niż pewien motyw, a to może ktoś jej podpowiedzieć. Z resztą, nie ma się co na zapas martwić, serio. Nie wiadomo, czy Kath przywiezie kiedyś córkę i tego Gabriel nie powinien był traktować osobiście, pod żadnym pozorem.
Z tym wkręcaniem to oczywiście żartowała. Z przygotowaniem kazania kobieta miałaby najmniejszy problem, ale z całą resztą oprawy liturgicznej i prowadzeniem nabożeństwa- zero szans.
-Chcesz odpowiedź szczerą, czy interesującą?-zapytała niepewnie, popijając herbatę. Mężczyzna pewnie podejrzewał, że teraz kobieta mu wyjedzie z jakimiś 50 twarzami greya, czy czegoś równie żałosnego i wstydliwego. Ale nie, to nie był ten powód, dlaczego się zapytała. Jako kobieta pracująca i matka dziecka, a także żona i kobieta uwielbiająca piec, nie bardzo miała czas na czytanie czegokolwiek. A już na pewno nie Iliad i innych takich poważnych dzieł.