WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Kolejna podróż za nią. Co prawda wróciła do Seattle jakiś czas temu, ale to nie znaczyło, że będzie tutaj już na wyłączność. Tak, tutaj był jej dom. Jednak w ostatnich latach już sama nie wiedziała czy to prawda. Dom powinien być tam, gdzie rodzina. Gdzie ktoś naprawdę bliski sercu. Jednak u niej to było tak zagmatwane, że już nie była pewna, czy może się kierować czymś takim. Dlatego nie określała miejsca zwanego domem, bo takie miejsce niekoniecznie może już istnieć. Dopóki nie stwierdzi inaczej. A jednak wróciła do Seattle, bo jej ojciec wyszedł z więzienia i mogli na nowo budować relacje ojca z córką. Jednak czy to się uda? Niekoniecznie szło to dobrze, tak jak na początku myślała, że będzie. Tutaj się urodziła. Tutaj miała naprawdę kochającą rodzinę, dopóki jej rodzicielka nie zmarła. Brat zniknął nie wiadomo gdzie, a tatuś popadł w długi przez które zbankrutowali i stracili wszystko. Nawet ten dom, który uważała za miejsce do którego zawsze może wrócić. A jednak nie mogła, bo miał go aktualnie teraz zupełnie inna rodzina.
Wypad tygodniowy uważała za udany. Odwiedziła parę miejsc, gdzie przez ostatnie lata miała wiele nowych znajomości. Miała oczywiście ze sobą lustrzankę, jednak w wersji plenerowej z małym obiektywem, który nie przerażał ludzi, kiedy robiła w otoczeniu zdjęcia. Weszła do samolotu po całych odprawach i już mogła zajmować swoje miejsce. Jeszcze zostało jej wepchnięcie bagażu, gdzie miała jakieś ubrania i pare potrzebnych rzeczy w podróży. Aparat miała przy sobie w torbie, przewieszonej przez ramię.
- Przepraszam, mogę przejść? - rzuciła do matki z dzieckiem, która w nieodpowiednim miejscu zaczęła tłumaczyć młodemu, jak powinien się zachowywać, na środku przejścia.
- Już, już, chwila - odpowiedziała markotnie i tym razem zwróciła uwagę synowi, żeby natychmiast siadał. Tak jakby to była wyłącznie jego wina, że stali w tym miejscu. Grzecznie zatem Everdeen poczekała, by w końcu dostać się do swojego miejsca za nimi. Torbę wepchała do schowka i już mogła zająć swoje miejsce od okna.
Obok siedziała młoda kobieta. Pozostało się jej przywitać uśmiechem i dostać się do miejsca przy oknie.
- Hej - przywitała się ładnie, gdzie z nią nie było przynajmniej problemu by dostała się na swoje miejsce, by od razu ją wpuściła.
-
Ile razy Gabi leciała samolotem, to już trudno było zliczyć. Stany były wielkie, a jej praca poniekąd opierała się na jeżdżeniu za cyrkiem, który był zwany Indy car. A właściwie, to lataniem za nim, bo tory były rozrzucone po całej Ameryce. Póki była singielką, mogła być praktycznie na każdym wyścigu, w końcu nikt nie zatrzymywał jej, nie oczekiwał dyspozycyjności w weekendy i tak dalej.
Teraz, odkąd się związała i to czymś więcej niż tylko romans, większość weekendów spędzała w domu, nie jeżdżąc nigdzie i tak dalej. Trochę jej brakowało zapachu palonej gumy, ale przystojny mężczyzna w łóżku jej to dobrze wynagradzał. Jednak wciąż raz na jakiś czas się wypuszczała w świat, aby popatrzyć na samochody rozpędzone do granic przyzwoitości. A z każdego takiego weekendu, powrót był bolesny. Dużo zabawy i jeszcze więcej pracy, powodowało że snu nie było wcale tak wiele. Zmęczona więc wsiadła do samochodu, jako jedna z pierwszych... Zupełnie jakby miało to przyspieszyć odlot samolotu, a równocześnie przylot do Seattle. Niestety, to tak nie działało.
-Już, już-poderwała się, gdy zorientowała się, że ktoś będzie siedział obok niej. Jako, że nie zdążyła się jeszcze rozsiąść, musiała tylko chwycić torbę w dłonie i wstać. Proste zadanie, choć nie dla niej. Ona była gapą, niezdarą i tak dalej, ale nie tym razem. Nie zrobiła nic głupiego.
-Hej, hej-odpowiedziała, grzebiąc w torebce, gdy już mogła usiąść z powrotem na swoim miejscu.-Chusteczkę?-zapytała, pokazując opakowanie z antybakteryjnymi ściereczkami. Wiadomo, w świecie SL nie ma covidu i tak dalej, jednak ludzie uważali samoloty za niezbyt.. czyste i sanitarne miejsca. Gabi nie była też jakaś świruską na tym punkcie, nie wycierała wszystkiego, zanim cokolwiek dotknęła, ale skoro wygrzebała to, zamiast słuchawek, to równie dobrze mogła z tego skorzystać.
-
Każdy miał w życiu coś, co sprawia, że do czegoś się wraca. Tamta miała wyścigi, co jest całkiem interesującym wydarzeniem. Sama Everdeen mogła być na dwóch czy trzech.
Spojrzała na wyciągnięte przez kobietę chusteczkę i machinalnie pokręciła głową na boki. – Dziękuję, ale nie trzeba – odpowiedziała uprzejmie nie patrząc się na nią na świruskę, bo to jeszcze nie powód by uważać ją za kogoś kto ma bzika na punkcie czystości. Może jak potem da jej jeszcze inne powody to chwycenie haczyka i stwierdzenia, że jednak coś z tym ma to wtedy, ale nie teraz.
Zawsze mogły mieć małe opóźnienie, gdzie pewnie byłyby już w połowie drogi do Seattle.
- Jestem Violet - podała w jej kierunku dłoń, kiedy już się rozsiadała. O, to teraz był dobry powód do sprawdzenia czy faktycznie ma coś z tą manią czystości, czy też i nie. Uściśnie dłoń czy nie. Znowu wytrze dłonie chusteczkami po uściśnięciu z nią - czy też nie. Jednak czy faktycznie chciała ją sprawdzać? Raczej nie. Po prostu się przedstawiała skoro mają spędzić tu chwilę obok siebie, a z doświadczenia wie, że czas mija szybciej w podróży na rozmowie z drugą osobą, jak siedzeniu w milczeniu.
-
Gabi schowała do torebki paczkę chusteczek, bo to nie był jej świr. Na pewno jakiegoś miało, ale dezynfekowanie to nie był jeden z nich. Jednak miała to w torebce, co nie było wcale niczym dziwnym. Kobiety miewały naprawdę różne rzeczy we własnych torebkach, prawda?
-Gabi. Wracasz, czy lecisz dopiero?-zapytała. Generalnie blondynka nie należała do osób, które szukają zawsze kontaktu, nawiązują znajomości z każdym sąsiadem w samolocie, czy autobusie, ale zdecydowanie nie miała nic przeciwko gadce szmatce, jeśli ta się kleiła. Zazwyczaj nie robiła nic konkretnego w trakcie lotu, jako że było za mało czasu, za mało miejsca.... Choć zazwyczaj miała jakiś magazyn, czy nawet książkę, aby jednak nie uschnąć z nudy.,
-
Torebki kobiet potrafią skrywać rzeczy o jakich by się nie śniło. Może się tam znaleźć wszystko. Wszystko zależy od upodobań właścicielki czy przypadku, kiedy jakimś sposobem coś się tam znalazło.
- Wracam. Po tygodniu czas wrócić - chyba. Bo może jednak nie? Uśmiechnęła się do niej delikatnie i wyjrzała za okienko, bo jakoś tam często lubiła za nie spoglądać podczas latania.
Dzieciak z tyłu kopnął najpierw w siedzenie jednej, a potem drugiej. Ale nie odczuły tego za bardzo (jeszcze). - A Ty Gabi? - zapytała. Norma.
Wybacz, że tak krótko. Aktualnie mogę tylko z tela pisać
-
Fakt, wiele ciekawych rzeczy można było znaleźć w torebce, jednak na lotnisku... Cóż, po przejściu kontroli osobistej pewnie części tych rzeczy jednak się nie miało. Choć nie, żeby blondynka kiedykolwiek miała jakieś niebezpieczne czy ostre narzędzia, bo majsterkowiczka z niej słaba. Choć jak urządzała się w mieszkaniu swojego chłopaka, to operowała wkrętakami, a nawet młotkiem! Z powodzeniem, krzywdy sobie nie zrobiła.
-Też do domu. Nie mogę się już doczekać, co swoje łóżko, to swoje łóżko-roześmiała się. Choć akurat tylko dwie noce spędziła w hotelu, to jednak wiadomo w czym rzecz. A może tak się tylko mówi i to nie chodzi o materac, a o całokształt? Pewnie zależy od osoby i od hotelu, czy tam innego miejsca, gdzie się spędzało ten czas poza domem. -Choć tylko weekend mnie nie było-dodała, jakby po chwili zastanowienia.
-
Czy można jednak powiedzieć, że polubiła takie koczownicze życie? Posiadanie swojego własnego domu mogło spowodować poczucie jakiejś stabilizacji, ciepła, bo w końcu zawsze miało się do czego wracać. Sama Everdeen chciałaby mieć coś takiego, jednak nie do końca wiedziała, czy coś takiego ma. Bo wszystko wydawało się w jej życiu takie niestabilne.
Jedynie fotografia jest dla niej taką kotwicą. Chociaż i tu nigdy nie wiadomo, czy ten statek nagle nie odpłynie. W życiu niczego nie można być pewnym. I choć starała się myśleć optymistycznie i mieć jaką nadzieję, na lepsze jutro, tak przez zdarzenia jakie ją spotkały ma przed sobą obraz bardziej realistyczny. Tak jak z opisaniem niej – optymista widzi światełko w tunelu, pesymista widzi ciemny tunel, a ona widzi trzech idiotów na torach (w tym siebie). Życie.
Majsterkować to ona też lubiła. Kiedy trzeba być w życiu samodzielną i nie ma się jednak faceta obok to trzeba jednak nauczyć się być zaradnym. Co nie znaczy, że nauka nie skończyła się dla niej jakimiś ranami (bojowymi). Teraz już się jednak prawie wcale nie rani. Prawie, bo czasem może się zdarzyć drobny nieplanowany wypadek. Ale nie ma co myśleć na zapas. Jak się stanie wtedy o tym dopiero pomyśli.
Jej dorobek ostatnich lat nie był za wielki. Miała głównie potrzebne rzeczy przy sobie i jedynie parę takich, które trzymała z małego przywiązania. Jednak chomikowaniem się nie zajmowała. No, chyba, że były to fotografie.
- Każde łóżko dobre, dopóki się ma dach nad głową. Raz podczas moich podróży parę lat temu musiałam spać w takich miejscach, że nawet zwykłe łózko wydawało się marzeniem – powiedziała, wracając pamięcią do przeszłości. Ale nie chciała poszerzać tematu dlatego uśmiechnęła się do niej.
- Powroty do swojego własnego łóżka jednak faktycznie nic nie zastąpi – przyznała jej jednak rację. A jeszcze jak ma się kogoś w tym łóżku – tego jednak na głos nie powiedziała.
Nie tak, że nie lubiła dzieci, a jednak ten z tyłu nich potrafił chyba sprawić inaczej, bo kopnął w jej siedzenie mocniej. A potem w siedzenie jej nowej koleżanki w podróży.
Dobrze, że była oazą spokoju. Jeszcze.
-
Chyba nie ma takiego zawodu, który dawałby pewną stabilizacje na lata. Zawsze może stać się coś niespodziewanego, zarówno w negatywnym aspekcie, jak i pozytywnym. Często zmiany są przerażające, bo nikt nie lubi nowego, czy nieznanego, ale nie ma co się przywiązywać, chcieć przez całe życie robić dokładnie to samo. Po co, przecież wtedy konieczność zmiany wydaje się być jakąś karą, czy coś w tym stylu, a tak wcale być nie musi. Gabi wkrótce miała trochę pozmieniać swoją karierę i choć miała konkretny powód, to trochę się tego obawiała. Była jednak pozytywnie nastawiona, bo zmiany można wprowadzać często, aż znajdzie się to, co jest najbardziej pasuje.
Wypada umieć naprawdę wiele, bo to jest pozytywne, bo to sprawia, że nie jest się od kogokolwiek uzależnionym... Jednak w przypadku Gabi naprawdę, lepiej by jej nie dawać pewnych narzędzi w łapki. Była trochę gapowata, potrafiła sobie zrobić krzywdę w najbardziej dziwnych okolicznościach, dlatego trzeba być ostrożnym. Jednak czysto hipotetycznie, była pracującą kobietą, która żadnej pracy się nie boi.
-Też mam doświadczenia z wątpliwej jakości hotelami-zaśmiała się. O tak, na początku jej wyjazdów na wyścigi, to płaciła duże pieniądze za pokoje w naprawdę podrzędnych hotelach... Drogie to było, a choć niekoniecznie potrzebowała pięciogwiazdkowych hoteli i prześcieradeł z egipskiej bawełny, to jednak wolała mieć czystą pościel i łazienkę.
-Dokładnie. Zwłaszcza, że wpływ na swoje łóżko masz spore-zaśmiała się, bo przecież człowiek wybierał, mógł zmieniać do własnych potrzeb i tak dalej. No a Moreno miała jeszcze wspaniały dodatek w pościeli, bo ukochanego mężczyznę...
Gabi aż się odwróciła, aby spojrzeć na gówniaka. Cóż, ona nie miała za wielkiego doświadczenia z dziećmi, choć nie bała się ich, raczej lubiła i zdecydowanie chciała mieć własne. I to w bliższej niż dalszej przyszłości. Spotkała jednak wzrokiem matkę małego pasażera, ale ta nie wydawała się być nijak zainteresowana tym, co jej pociecha robi. Typowa madka...
-
Zostawienie fotografii nie było dla niej możliwe. Nie widziała tego.
Co by się stało gdyby ją straciła? Nie tak, że nie robiła w życiu niczego innego, jednak czy można sobie wyobrazić tak drastyczną zmianę, by przestać zarabiać na życie w sposób, który robiliśmy to przez długie lata? Przestać przyciskać przycisk od aparatu i zatrzymywać czas w fotografiach, co tak ją fascynuje, jak i ją uspokaja i znaleźć inną fascynację… no way.
Tak naprawdę miała już dość zmian. Tych wystarczyło jej aż nadto, kiedy straciła matkę. Później jedno pociągało za sobą drugie, doprowadzając od jednej do następnej katastrofy. Potrzebowała czegoś stałego w jej tak nieustabilizowanym życiu. Dlatego nie wchodziło w rachubę nawet zmienianie tego czym się zajmowała. Powrót do Seattle też mógł być czymś, co było odszukaniem tej stałości. Kochała podróżować, jednak brakowało jej miejsca zwanym domem.
Czy zawsze jednak będzie trwała z taką myślą? Pewnie, jak tylko się u niej bardziej uspokoi, pewnie i to powoli zacznie się w niej zmieniać. Gdzie zmiany nie będą już takie straszne, ale i też nie będzie musiała szukać tej stałości w swoim życiu.
Zmiana kariery nie była niczym strasznym i złym.
I nawet sama Everdeen do tego by doszła.
O ile coś jest dla nas dobre i robimy to co lubimy, to nawet dobrze jest coś zmienić.
Obawy jednak zawsze istnieją, nawet u tych bardziej zdecydowanych i pewnych swego. Bo zawsze może pojawić się jakiś problem. Jednak i z takimi można dać sobie w końcu radę, jeśli się tylko chce.
I tak, nie każdy nadaje się do wszystkiego.
Nawet ona miała swoje słabości i coś za co lepiej się nie zabierać, bo z tego nic dobrego nie będzie.
Majsterkowanie najlepiej jednak wychodzą facetom i wypadają przy tym lepiej. Nawet jeśli twierdziłaby, że i kobiety dają sobie z tym radę same.
- Ja to już nawet nie mówię o hotelach –dodała sama z przelotnym śmiechem. Bo spać można nie tylko w takich miejscach w podróży. I ona o tym wiedziała.
Chciała coś jej powiedzieć o tym łóżku, ale młody nie pozwolił.
By go…
Zaraz pewnie i ona nie wytrzymała i jak tylko będzie sposobność powie mu takie rzeczy, że kopnięcie w fotel raz jeszcze było dla niego niemożliwe. Szczególnie jak zaczną się turbulencje, które miały być już lada moment.
-
Na pewno stabilizacja to było coś, do czego każdy dążył, bo nie bez powodu używało się powiedzenia "chujowo, ale stabilnie". To takie szukanie pozytywów w ciężkiej sytuacji, nie? Jednak Gabi doskonale to rozumiała. Ta pewność, że wie w jakiej rzeczywistości się obudzi, czego może się spodziewać. Choć to nie znaczyło, że miała nudne życie, czy do tego dążyła, absolutnie!
-Jednak co dom, to dom-uśmiechnęła się. Własne łóżko, czy to w rodzinnym domu, akademiku czy we wspólnym mieszkaniu, gdzie się wprowadziło z chłopakiem, to jednak własne łóżko i ono było lepsze nawet od pięciogwiazdkowego hotelu. Ona raczej w samolotach spać nie potrafiła a i rzadko zdarzały się jej loty dłuższe niż kilka godzin, gdzie spać za bardzo nie było jak. Może jak latała jakimś red eye, aby wylądować w docelowym miejscu z samego rana.
-O nie...-mruknęła widząc światełko zwiastujące konieczność zapięcia pasów. Zazwyczaj świadczyło to o turbulencjach w powietrzu, rzadziej o jakimś awanturującym się pasażerze samolotu, którego próbuje się usadzić na miejscu, skoro na prośby nie reagował. Chyba nie było nikogo, kto lubił jak samolotem trzęsło. Nie był to powód do jakiś ataków paniki, czy czegoś takiego, ale cóż, dziewczyna zdecydowanie wolała kopanie w oparcie fotela. A to już coś mówi
-
Światełko pojawiło się nagle. A młody i tak dalej kopał. I kopał.
- Jej - wyrzuciła z siebie pod nosem i przy kolejnym kopnięciu odchyliła głowę do tyłu, podniosła się szybko w stronę dzieciaka i zrobiła wkurzoną minę.
- Młody widzisz co zrobiłeś? Przez Ciebie zaraz samolot się rozwali. Przestań kopać z te siedzenia - szybko mu powiedziała, by wrócić na miejsce i te pasy zapiąć. - Może to go uspokoi i turbulencje nie będą długie - dodała spokojniejszym, cichszym głosem w kierunku swojej sąsiadki . To nie jej pierwsze trzęsienia w samolocie.
Matka dzieciaka mogła się odezwać coś, ale jej nie słuchała. Ważne był to, że młody przestał w końcu kopać.
Gorzej bo zaczęło nimi nieprzyjemnie telepać. Nie było to jednak długie, ale wystarczające by sama głęboko odetchnęła. Może nie myślała o śmierci jeszcze, ale o tym, że wolałaby lecieć bez tego - tak.
-
Blondynka oczywiście czuła kopnięcia, ale raczej poza rzucaniem krzywych spojrzeń w stronę dzieciaka i jego matki. Nie była za bardzo odważna, aby wszczynać jakieś kłótnie. Popatrzyła nieco z przerażenie, nieco z podziwem.
-Wow-powiedziała cicho do brunetki. -Dzieciak będzie miał traumę po tym-stwierdziła, mając nadzieję, że matka tego nie usłyszy, bo kłótnia w trakcie turbulencji to ostatnie co ludzie potrzebowali w tym momencie.
-Niech to się już skończy...-rzuciła do siebie, pod nosem, trzymając się kurczowo podłokietnika. Nie chciała umierać, nie chciała panikować, uwielbiała podróżować, ale turbulencje to było zło. -Będę musiała się napić, jak wylądujemy-cóż, tutaj już nie miała nic przeciwko, aby Violet to usłyszała. Na pokładzie samolotu pewnie nic nie dostaną, bo jak się skończą turbulencje, to będzie blisko lądowania.
-
Sama zapomniała jak to jest być z kimś w związku. Kochała kiedyś, jednak teraz… jakoś to wszystko wydawało się takie złudne. Przynajmniej miała parę bliskich jej osób, które w jakiś sposób dawały jej wsparcia chociażby samą obecnością i jakimś bezwarunkowym wsparciem.
Wydawało się, że Violet jest oazą spokoju i wytrzyma tego dzieciaka aż do samego wylądowania samolotu, jednak jak widać woda na której właśnie ze swoją oazą była została za bardzo wzburzona. Nie mogła tego od tak podarować i zacisnąć zęby, nawet jeśli to dziecko, bo… po prostu nie mogła. Może nie odstraszy swoim zachowaniem swojej towarzyszki podróży.
- Nie jestem taka wytrzymała by dalej go znosić. Ktoś powinien dać mu jakąś lekcję, nawet jeśli w ten nieprzyjemny, ale dosadny sposób – rzuciła cicho, biorąc głęboki wdech. No dobra, może niech nie bierze tak tego do siebie. Same turbulencje mogą przyprawić dzieciaka o traumę, ona tylko dolała odrobiny oliwy do ognia, który i tak się już by palił. A może będzie leciał teraz z myślą, że jak będzie grzeczny to bezpiecznie doleci do celu i będzie mu to dawać spokój? Umysł ludzki to niezła zagadka i każdy może odebrać coś inaczej, jak nam się wydaje.
Poważnie było. I nawet trochę sama poczuła dreszcz i strach, kiedy tak zatelepało, bo jednak były tyle nad ziemią! A jednak, kiedy wspomniała o napiciu się, to nie wiedzieć czemu zaśmiała się pod nosem.
- Brzmi jak dobry plan. Słyszałaś taki kawał? Typ leci samolotem i przeżywa teraz to co my, z tym, że wyskakują mu jeszcze z góry maski i stewardessa każe się modlić. A więc modli się. "Nie będę już więcej grzeszyć. Nie będę pić. Nie będę palić. Chodzić do burdelu. Zrobię wszystko, dosłownie wszystko, tylko proszę Boże, ocal mnie". Samolot się rozbija i on jako jedyny wychodzi z tego cało. Wstaje, otrzepuje się i mówi : „Ale człowiek w tym stresie głupoty wygaduje!” – może nie za bardzo trafny kawał w tej sytuacji, ale zrobiło się łagodniej nagle i turbulencje zniknęły.
- To pewnie tak jak ja teraz - dodała nieporadnie. Bo przynajmniej jej humor można także przypisać zaistniałej sytuacji i temu stresu z tym związanego.
-
-Rozumiem Cię, ja po prostu bym się nie odważyła-kiwnęła głową. Cóż, Moreno była dość grzeczną i ułożoną kobietą, nie przywykła do wzniecania burd, kłótni i i tak dalej. Choć na pewno pod nosem by komentowała to zachowanie dzieciaka, jednak wolałaby nie konfrontować się z matką - w końcu to ona była odpowiedzialna za takie zachowanie swojego dziecka.
Gabi zwróciła swoją twarz w stronę sąsiadki, bo totalnie nie wiedziała, do czego ta zmierza. Na początek uważała, że to trochę nie na miejscu opowiadać taki kawał o turbulencjach (choć ich były lżejsze, to i tak dawały się poczuć w żołądku). Jednak jak usłyszała końcówkę to zaczęła się śmiać. I nie, nie był to taki historyczny śmiech, lecz szczery, wręcz zaraźliwy.
-Nie szkodzi, lepiej gadać głupoty, niż panikować-stwierdziła, bo jakby Violet zaczęła odstawiać jakieś akcje, płacze czy modlitwy, to i Moreno by się gorzej czuła, pewnie zaczynając z miejsca jej wtórować i powtarzać, że nie chce jeszcze umierać, jest młoda i tak dalej.
-
I nie, nie będzie uważać nikogo przez chodzenie do terapeuty za wariata. Szczególnie, że ona słowa normalności nie może określić. Bo kto jest normalny, a kto jest wariatem?
- Tak, to było ryzykowane z mojej strony. Czasem chyba po prostu nie mam cierpliwości do niektórych ludzi, których nie jestem w stanie zrozumieć. Tak jak matki tego młodego, która mu na to wszystko pozwala – zaznaczyła cicho, lekko wzdychając. Bo gdyby jego matka miała na tamtego wpływ, to by jednak przy drugim kopnięciu odpuścił. Ale ona o to nie dbała… dlatego być może nawet nie chciała zaczynać z nią rozmowy, tylko od razu przeszła do źródła, czyli dziecka, które może się jednak okazać mądrzejsze od niej, nawet jeśli to on tutaj był winny, a nie tamta kobieta.
Rodzice odpowiadają za swoje dzieci… - to nie tak powinno być, a jednak jedno ma wpływ na drugie.
- Nie zawsze jednak tak załatwiam wszystkie sprawy. Staram się nie być aż tak wredna dla innych - wyjaśniła jednak z lekkim śmiechem, żeby nie wyszło na to, że zawsze wydziera się na ludzi, czy sprawia, że czują się przez nią źle.
Uf, dobrze zatem, że to przeszło i ją tym rozbawiła. Uśmiechnęła się w jej kierunku i odetchnęła, że już po wszystkim.
- Z tym piciem to mówiłaś poważnie wcześniej? Bo może i ja bym się czegoś dzisiaj napiła – zaproponowała swobodnie. Bo czemu nie? Mogą zawsze wyjść z samolotu i się pożegnać, ale i też mogą się gdzieś razem wybrać, skoro obie miały w planach picie, bo… czemu nie? W końcu przeżyły właśnie turbulencje.