WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

#19

Przeprowadzka z akademika do mieszkania w Chinatowna bardzo wiele znaczyła dla Siriusa. W końcu po kilku miesiącach żmudnego odkładania pieniędzy, udało mu się zaoszczędzić na kaucje, czynsz, podstawowe wyposażenie oraz dodatkowo niewielką kwotę na czarną godzinę. Miał również szczęście, bo prędko udało mu się znaleźć przestronną, słoneczną kawalerkę na poddaszu, która nie wymagała ogromnego nakładu. Właścicielowi zależało przede wszystkim na kimś, kto zająłby się mieszkaniem zimą i nie pozwolił, aby wdał się grzyb. W zamian za to zaoferował niską cenę.
Sirius zrezygnował z dzisiejszych wykładów. Z samego rana przyjechał do Chinatown, aby rozpakować kartony. Część pod koniec zeszłego tygodnia samodzielnie przywiózł z akademika, a pozostałe rzeczy dotransportowała mu kuzynka z jego rodzinnego domu położonego na obrzeżach miasta. Tym sposobem już piątą godzinę tkwił pomiędzy pudłami i przestawiał różnorodne przedmioty z kąta w kąt. Wszystko wydawało mu się być tak samo bezsensowne, jak na samym początku rozpakowywania. Zewsząd panował chaos, przez co entuzjazm Siriusa zdążył nieco wyparować.
W pewnym momencie z impetem kopnął karton, z którego wysypały się ubrania. Przeklął pod nosem, ganiąc się za nierozsądek i już chciał posprzątać, kiedy niespodziewanie ktoś otworzył frontowe drzwi. Sirius zatrzymał się w połowie drogi i zdumiony spojrzał na obcego mężczyznę.
- Pan pomylił drzwi? - zapytał, choć zrobił to dość niegrzecznym tonem. Był zmęczony i poirytowany własną bezradnością, dlatego zareagował zbyt impulsywnie.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kochał to miasto. Kochał jego ciemną stronę, liczne puby, kluby, roznegliżowane i chętne kobiety, alkohol i narkotyki na każdym kroku. Już od dawna tak wyglądało jego życie, nocami włóczył się do białego rana bawiąc się za wszystkie lata, by nad ranem wrócić do domu i przygotować się do swojej drugiej roli, do grania pasterza naprowadzającego zbłąkane owieczki na dobrą drogę. Jakiś czas temu wyprowadził się z parafii, argumentując to tym, że chce być blisko tych, którzy cierpią najbardziej. Nikt mu się nie dziwił, potrafił być nad wyraz przekonujący. Przecież nadal jest księdzem, prawda? Nawet, jeśli traci wiarę każdego dnia.
Obudziło go słońce perfidnie wdzierające mu się pod powieki. Warknął coś i przekręcił się na drugi bok, ale nijak nie potrafił już zasnąć. Mrucząc coś pod nosem ziewnął i zwlókł się z łóżka, czując że ten dzień nie będzie zbyt przyjemny. Każdy zesztywniały mięsień wołał o pomstę do nieba gdy ruszył w stronę łazienki.
- Wybacz mi Panie, bo zgrzeszyłem. Znowu. – parsknął, wspominając tą blondynkę z baru, która pożerała go wzrokiem. Trzeba będzie się dziś tam znowu wybrać. Wpierw jednak trzeba zadbać o bardziej ludzkie, podstawowe potrzeby, bo od kilku dni nie robił zakupów, a burczenie w żołądku szybko go skłoniło do ubrania się i wyjścia z mieszkania.
Właśnie miał zamykać drzwi od mieszkania, w drugiej ręce trzymając paczkę fajek, gdy usłyszał jakiś łoskot w mieszaniu obok. Po pierwsze, ściany tutaj są cholernie cienkie, po drugie, to mieszkanie obok od dawna stało puste. Wiadomo, niby mógł to być właściciel, Mike nie widział gościa na oczy, jednak wrodzona ostrożność skłoniła go do cichego podejścia pod drzwi i ostrożnego wejścia do środka. Jakie było jego zdziwienie, gdy zamiast faceta w kominiarce zobaczył młodego chłopaka i rozwalony na podłodze karton. W kącikach jego ust zatańczył uśmieszek, a w duchu odetchnął z ulgą. Na złodzieja nie wyglądał, z tego co wiedział, właścicielem był starszy koleś. Mike podsłuchał kiedyś, jak ten rozmawiając z dozorcą wspomniał o wynajmie tego mieszkania i że ktoś się podobno ma zgłosić.
- Przepraszam, myślałem że ktoś się włamał, to mieszkanie od dawna stoi puste. Sorki. – wzruszył ramionami i już miał wyjść, gdy kątem oka zerknął na rozsypaną zawartość kartonu. A więc to nowy lokator. - Co ci zrobił ten karton? – spytał kiwając głową w stronę pobojowiska, obracając w dłoni nieotwartą jeszcze paczkę papierosów.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Spoglądał na obcego dłużej niż wypadało, ale w końcu to on bez zaproszenia wszedł do mieszkania. Sirius przygryzł policzek i zaczął zastanawiać się, czy wymówka mężczyzny była właściwa. Prędko przeanalizował ostatnią rozmowę z właścicielem, który gdzieś pomiędzy jednym zdaniem a drugim napomknął, że lokum ostatnie kilka miesięcy stało puste. Wtedy Sirius odpuścił i przestał w ten natarczywy, niegrzeczny sposób patrzeć na gościa.
- Rozumiem - przytaknął, choć w tym geście jeszcze brakowało ufności. Nie lubił niespodziewanych sytuacji, a wtargnięcie mężczyzny z pewnością go zaskoczyło. Mimo tego nie wyprosił go na zewnątrz, ani nie zganił za nierozsądek. Po prostu kucnął i zaczął zbierać ubrania do kartonu, tego samego, który wcześniej kopnął. - Stał mi na drodze - spróbował zażartować, ale wciąż brzmiał drętwo. Naturalność odzyskał dopiero, kiedy spakował pudło i odłożył je na stertę innych paczek. Mimowolnie zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno wszystko było mu potrzebne. Potem stwierdził, że nie mógł niczego wyrzucić, bo i tak selektywnie wybierał rzeczy podczas pakowania w rodzinnym domu.
- Jestem Sirius Bosworth - przedstawił się, jakby w końcu przypomniał sobie o dobrych manierach. Wyciągnął w kierunku mężczyzny dłoń, aby się przywitać. - Dasz mi zapalić? - zapytał, jednocześnie patrząć na paczkę, którą gość trzymał w ręce.
Sirius palił sporadycznie - raptem dwa, trzy papierosy dziennie. Niestety przed wejściem do budynku zapomniał wstąpić do sklepu. Jego papierosy znajdowały się gdzieś pomiędzy przedmiotami kuchennymi i środkami higienicznymi. Nawet nie pamiętał, gdzie dokładnie je wetknął. Prawdopodobnie były już połamane lub zgniecione.
- Przeprowadziłem się z akademika z Northeast Seattle - powiedział zaraz po tym, jak wymienili pierwsze uprzejmości. - Jestem studentem.
Jeszcze nie wiedział, jakim człowiekiem był Michael i że mieli ze sobą wiele wspólnego. Sirius także lubił spędzać czas w barach i pubach. Poza tym bardziej przypominał łobuza z South Parku, aniżeli przykładnego ucznia uniwersytetu. Często się awanturował, wdawał w niepotrzebne bójki i nadużywał alkoholu. W dodatku teraz urzeczywistniał swoją zemstę na Fernandzie, co tylko potwierdzało, że wcale nie był dobrym człowiekiem. Wcale mu na tym nie zależało.
- Chcesz mi pomóc? - zapytał.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Skrzyżował spojrzenie z młodym chłopakiem, prawie nie mrugając. Wiadomo, ta wersja była nieco naciągana, ale sam fakt, że z kartonu posypały się ubrania, a nie kosztowności, sprawiło że niepokój go opuścił. Połączył kropki i już nie widział w nim włamywacza, a jednie nowego lokatora. Miał tylko nadzieję, że będzie w miarę normalny. Tutaj sama hołota się sprowadza, a jemu przyda się ktoś, kto jako tako ogarnia swoje życie. Nie, żeby Mike był wzorem cnót, daleko mu do niego, no ale jednak jedyna normalna jednostka w tym miejscu się przyda.
Cmoknął cicho.
- Kartony mają to do siebie, że stoją nie tam gdzie trzeba. Chwila nieuwagi i pchają się pod nogi. – skomentował wykrzywiając usta w coś na kształt uśmiechu. Nie wyspał się, może być nieco zgryźliwy, należy mu to wybaczyć. Obserwował go bez dalszych komentarzy, obracając w dłoni paczkę papierosów jakby nie mogąc doczekać się ich otwarcia. On za to potrafił palić jak smok, głównie w barach i za kościołem, czyli praktycznie cały czas.
- Michael Durant, miło poznać. – uścisnął dłoń chłopaka, kiwając przy tym lekko głową. Formalności są już za nimi, swoją drogą, ma dosyć niespotykane imię. Jemu nadano biblijne, chociaż pewnie łapy maczali w tym jego biologiczni dziadkowie, których nie pamiętał, bo jego rodzice mieli go przysłowiowo gdzieś. - Jasne, trzymaj. – podał mu nieotwartą paczkę, grzebiąc w kieszeni w poszukiwaniu zapalniczki, w najgorszym wypadku hubki i krzesiwa którym kiedyś się posługiwał gdy wyjechał w totalną głuszę bez nawet zapałek.
- Mało tu studentów. Większość wolała akademik, przynajmniej za moich czasów gdy sam nim byłem. – wzruszył ramionami podając mu zapalniczkę. Nie dodał, że w seminarium wszyscy mieszkali w jednym akademiku, diakoni wyboru nie mieli. - Ja w sumie robię wszystkiego po trochu. Coś naprawię, coś załatwię, za barem stanę. Nic specjalnego. – kłamstwo, ale takie nie do końca, przecież nie powie mu, że rozmawia z księdzem, dla którego bary to drugi dom. Wymyślił tą historię na potrzeby takich spotkań, co nie znaczy, że całkowicie kłamał. Miał dar w rękach, za drobną opłatę naprawiał cieknące krany, zrobił większe zakupy, pracował dorywczo w barach. Ot, taki zwyczajny, niezwyczajny facet.
- W sumie miałem iść do sklepu, ale co tam i tak nie mam innych planów. – odparł, ściągając kurtkę i kładąc ją na najbliższym krześle. Wziął się pod boki i rozejrzał po kartonach. - Może ogarnę te w kuchni? Pewnie masz tam jakieś talerzyki, ulubiony kubek i tak dalej... – zaśmiał się lekko i bez jakiejkolwiek odpowiedzi poszedł do kuchni i wziął się za pierwszy z brzegu karton.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

To było Chinatown, nie Quenn Annie. Ceny wynajmu i kupna mieszkań w tej okolicy były bardzo przystępne, dlatego to w większości studenci decydowali się na przeprowadzkę. Sirius miał jeszcze do wyboru South Park. Jednak ta perspektywa nie podobała się jego kuzynce. O dzielnicy krążyły nieprzyjemne plotki, które dotarły już w każdy zakamarek miasta. Mimo tego Bosworth nie obawiał się szemranego towarzystwa, uważając, że idealnie odnalazłby się w roli łotrzyka.
Koniec końców dał się przekonać Kaylee i biorąc pod uwagę również jej małego synka, którym czasem się opiekował, wybrał Chinatown.
To prawda – przytaknął w pełni zgadzając się z tym, co właśnie powiedział mężczyzna. W dodatku Sirius miał wrażenie, że jego kartony były wyjątkowo upierdliwe i celowo zmieniały miejsce. Czuł się rozeźlony i poirytowany, ilekroć nie mógł odnaleźć jakiegoś konkretnego przedmiotu. Podczas tych paru godzin już trzykrotnie potrzebował nożyczek i śrubokręta.
Chłopak wiedział o swojej wyjątkowości. W dzieciństwie sąsiadki często zwracały uwagę Mai Boshworth i mówiły, że wybrała niespotykane imię dla syna - a w szczególnie w obrębie Seattle. Jego siostra nazywała się Ursula, co w porównaniu z Siriusem brzmiało zwyczajnie.
Dzięki. – Pochwycił paczkę i natychmiast wyciągnął z niej papierosa, jakby ten stanowił dla niego formę lekarstwa. Następnie przyjął od Michaela zapalniczkę, odpalił i zaciągnął się dymem.
Obecnie ciężko dostać akademik. W większości są zapełnione – wtrącił. W dniu, w którym się wyprowadzał do pokoju przybył nowy lokator. Sirius zdążył zamienić z nim kilka zdań, dzięki czemu dowiedział się, że czekał na miejsce przeszło trzy miesiące. – Ja zrezygnowałem, bo został mi ostatni rok studiów. Chciałem się trochę usamodzielnić. Mam już większe potrzeby. – Zwrócił Michaelowi paczkę papierosów oraz zapalniczkę.
Sirius obawiał się, że w przyszłym roku będzie zmuszony do załatwiania wszystkiego na raz. Wówczas oprócz egzaminu końcowego, czekałaby go również przeprowadzka. Naprawdę był zadowolony, że okazja do zmiany lokum nadążyła się o wiele szybciej. W dodatku udało mu się także zmienić pracę i poprawić kilka ocen. Ostatnio dopisywało mu wyjątkowe szczęście. I w tym momencie spojrzał również na mężczyznę, który zgodził się pomóc mu z kartonami. Los wydał się nagle niezwykle sprzyjający.
Nie mam jeszcze żadnej zastawy. – Zaśmiał się ironicznie, bo dopiero w przyszły piątek miał pójść do sklepu i obkupić się w niezbędne przedmioty. – Tam jest kilka starych garnków, sztućce i jakieś drewniane łopatki – wyjaśnił i jednocześnie przysiadł do pudła z obuwiem. Wyciągnął kolejno ubłocone trapery i pięć par butów sportowych, które następnie upchał w szafce obok drzwi. Potem zabrał się za układanie ubrań.
Łapiesz się prac dorywczych? – wrócił do poprzedniego tematu. – Tez tak kiedyś robiłem. teraz jestem na stażu w firmie marketingowej. – Sirius jeszcze nie zdawał sobie sprawy o dwubiegunowej naturze Michaela. Nie miał oczywiście nic przeciwko. Był człowiekiem tolerancyjnym i nigdy nie przypisywał konkretnych cech predyspozycjom zawodowym. Nawet ksiądz mógł grzeszyć, bo jednak było to w ludzkiej naturze.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Był tutaj zaledwie od trzech lat, a poznał to miasto aż do jego najciemniejszych miejsc. Ta dzielnica nigdy nie była mu obca, gdy tu przyjechał wypuszczał się na wieczorne eskapady, chcąc odnaleźć swoje własne miejsce, poczuć że nic, ani nikt go nie ogranicza. Owszem, świadomość tego, kim jest naprawdę ciążyła mu, jednak po czterech kolejkach znikała w najgłębsze zakamarki umysłu budząc do życia prawdziwego Michaela: faceta który najzwyczajniej w świecie nie ma nic do stracenia i robi wszystko by wylądować w piekle, ot co.
W sumie to doskonale go rozumiał z tym jego rozgniewaniem, zachowywał się prawie tak samo, jak sam się przeprowadzał, chociaż jego bagaż to była jedna walizka i mała drewniana skrzynka, gdzie trzymał osobiste przedmioty i tą feralną koloratkę, ze śladami zaschniętej krwi która ma mu przypominać o tym, dlaczego jest teraz taki. Wiedział, że powinien już dawno się jej pozbyć, ale nadal, w chwilach największego zwątpienia ma ją przed oczami. Otrząsnął się z tych myśli. To nie czas i nie miejsce na to, by rozpamiętywać przeszłość. Miał tu zacząć nowe życie, a nie wspominać to, co utracił.
- Czasy się podobno zmieniają, ale w takim mieście to trochę dziwne. Sporo młodych ludzi, których znam studiuje, fakt faktem, połowa z nich mieszka z rodzicami, ale jak dla mnie zapewnienie wszystkim podstawowe warunki powinno być priorytetem, ale co ja się tam znam. – machnął na to ręką. Jest starej daty, na pewne kwestie ma odmienne podejście nawet wśród rówieśników, sam od lat z nikim nie mieszkał, będąc typem samotnika który jeśli kogoś do siebie zaprasza, to po to by spędzić miło wolny czas, a nie na stałe.
Pokiwał głową.
- Dobre podejście, serio. Bez obrazy, ale wielu w twoim wieku ma w życiu inne priorytety i zamieszanie samemu wiąże się ze śmiercią głodową albo czymś podobnym. – ma młodsze rodzeństwo, niektórzy to histerycy i mieszkali razem dopóki ich ojcowie nie powiedzieli basta i nie wyrzucili z gniazda przerośniętych pisklaków, oczywiście w przenośni. Pomogli im się usamodzielnić, nakłonili, szepnęli kilka słów i cała jego rodzinka żyje teraz na własny rachunek. W sumie wychodzi im to chyba na dobre.
Odebrał od niego papierosy, w zamyśleniu samemu sięgając po jednego i zapatrzony w płomień zapalniczki na chwilę popłynął w myślach. Ile by dał, by te dawne czasy wróciły, kiedy wszystko było znacznie łatwiejsze, a on sam uważał, że to co robi jest słuszne. Westchnął ciężko, zaciągając się dymem. Wszystko wtedy było inaczej, najwyższa pora pogodzić się z tym, że te czasy nie wrócą. Zaśmiał się i z papierosem w ustach przystąpił do otwarcia pierwszego kartonu. Słuchał jego dalszych słów wyjmując kolejne garnki i chwilowo wkładając w nie łopatki.
- Wiesz, dla młodych to idealna szansa, nam starym prykom już to nie wypada, ale mnie to wisi. – wzruszył lekko ramionami formując z kuchennych sprzętów przyjemny dla oka stosik. - Serio, spodziewałbym się że będziesz pracował w jakimś barze, albo, bo ja wiem, salonie tatuażu? – wykorzystując jakąś starą, pozostawioną przez właściciela w mieszkaniu miseczkę uczynił z niej popielniczkę, strząsając do środka popiół. - Ale wiesz, jakby coś ci się z rurami działo, albo drzwi nawalały, pukaj, obiecuję nie zdzierać ze studenciaka. – rozejrzał się w poszukiwaniu idealnej szafki na cały ten sprzęt kuchenny, decydując się na tą tuż obok piekarnika, by chłopakowi było łatwo po cokolwiek sięgać. Dumny z siebie przysunął kolejny karton. - Zakładam, że mieszkasz tu już jakiś czas? Ja trochę czasu spędziłem w Nowym Yorku, jakieś trzy lata temu tu wpadłem, miało być na chwilę, ale chyba mi się tu podoba. – wzruszył ramionami. Lepsze to niż wracać do Miami i przyznać się rodzinie że spieprzył sprawę.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Sirius uważał, że każdy posiadał sekrety. Nie istniała osoba, która nie próbowałaby skrzętnie zataić jakiś nieprzyjemnych epizodów z prywatnego życia. On sam starał się nie wspominać o śmierci siostry. Unikał tego tematu albo uważnie dobierał słowa, aby czasem nie powiedzieć czegoś niepotrzebnego. Ursula popełniła samobójstwo w zeszłym roki i nadal nie potrafił się z tym pogodzić. Napady frustracji odreagowywał w alkoholu, awanturach i bójkach.
- Moja matka mieszka poza Seattle - wyjaśnił, odwołując się do słów Michaela. Tym samym dał mu do zrozumienia, że nie miał wyboru. Musiał prędko się usamodzielnić. Rodzinny dom Siriusa znajdował się na obrzeżach miasta, skąd dojazd na uczelnie zajmował prawie godzinę. Po odejściu Ursuli Maya Bosworth wyprowadziła się do siostry na wieś. Tamto miejsce nie posiadało przyszłościowych perspektyw. Sąsiedztwo było ubogie, a najbliższy sklep znajdował się pięć kilometrów od posesji ciotki. Brakło pracy i atrakcji.
Mimowolnie się zaśmiał i pokręcił głową.
- Wcześniej pracowałem na stacji benzynowej - powiedział, choć niechętnie wrócił do czasów, kiedy pracował po dwanaście godzin. Mimo że był młody, to w tamtym okresie często dokuczało mu zmęczenie i bóle w kręgosłupie od notorycznego dźwigania skrzynek z alkoholem oraz baniek z płynem do spryskiwaczy. - Kilka tygodni temu dostałem się na staż. Jeżeli się sprawdzę, to zatrudnią mnie na stałe. Po studiach będę szukał czegoś innego.
Sirius w przyszłosci chciałby pracować w miejscu, które byłoby bezpośrednio związane ze sztuką. Tworzył liczne dzieła i choć najlepiej czuł się w rzeźbiarstwie, to nie pogardziłby także posadą w galerii związanej wyłącznie z obrazami. Pasjonował się widokiem dzieł sztuki. Lubił o tym dyskutować.
Uśmiechnął się i przytaknął, słysząc wzmiankę o pomocy przy rurach. Wydawało mu się, że coś huczało pod zlewem w łazience, dlatego przy okazji mogli to sprawdzić.
- Nowy Jork? - powtórzył nieco zdumiony. - Podobno piękne miasto. Nasza uczelnia oferuje tam wymiany studenckie, ale mam problem z ocenami - ujął to delikatnie, choć w rzeczywistości chodziło mu o to, że nie przykładał się do egzaminów pisemnych. Prace manualne zaliczał wzorowo. - Ja mieszkam tu od zawsze - Wzruszył ramionami. Sirius z pewnością czuł niemą więź z Seattle, jednak znając każdy zakamarek tego miejsca, momentami odczuwał znurzenie.
Zgniótł karton i położył go na sterte innych, również wcześniej już złożonych. Czas w towarzystwie Michaela upływał mu szybciej i nie dało się ukryć, że rozpakowywanie stało się nagle przyjemniejsze.
W pewnym momencie, kiedy akurat oboje zamilkli, coś huknęło. Sirius spojrzał wpierw na swojego towarzysza, a następnie na drzwi od łazienki. Minęło raptem kilka sekund, a na ziemi pojawiła się woda. Chłopak odrzuciwszy sterte swetrów, które akurat zamierzał włożyć do szafy, pobiegł w tamtą stronę. Gdy zajrzał do środka zobaczył, że pękłą rura od umywalki. Przedostawszy się pomiędzy chłodnymi strumieniami złapał za kurek i zamknął przepływ wody w całym mieszkaniu. Zanim to sie stało zdążył doszczętnie przemoknąć.
- Coś mówiłeś, że nie będziesz zdzierał kasy, Michael? - zironizował, jednocześnie wychylajac się z łazienki.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Umiejętnie od lat udawał kogoś, kim nie jest. Do tego stopnia mu to wychodziło, że nawet najbliższa rodzina nie zorientowała się, że od dawna nie jest przykładnym księdzem, że rozsmakował się w życiu po drugiej stronie. Bał się, jak na to zareagują, bał się plotek, chłodnych spojrzeń, cichych rozmów za jego plecami. Czyste, niefortunne zrządzenie losu sprawiło że z jego wiarą za kolorowo nie było, niemniej posiada jeszcze jej odrobinę, do tego stopnia silną że nie odrzucił raz na zawsze koloratki. Zapętlał się błędnym kole kłamstw udając że wszystko jest w porządku, nie chcąc by obawy nagle stały się rzeczywistością.
Pokiwał głową w zamyśleniu ponownie zaciągając się papierosem, drugą ręką grzebiąc w kolejnym pudle. W sumie mieszkanie na wsi byłoby dla niego najlepszym rozwiązaniem, od dzieciaka lubił zapuszczać się jak najdalej od rodzinnego domu, obcować z naturą, chociaż fakt, w takich miejscach to perspektywy nie istnieją, dlatego młodzi czym prędzej uciekają do większych miast w nadziei że zmienią świat i znajdą swoje szczęście. Miał siedmioro przybranego rodzeństwa, każde z nich o tym marzyło, jednak z tych marzeń nic nie wyszło, ale przynajmniej znaczna większość jest szczęśliwa.
- W sumie nie znam nikogo, kto by nie pracował kiedykolwiek na stacji. – zaśmiał się lekko, dogaszając w miseczce niedopałek papierosa. Sam wytrzymał jakiś miesiąc, nim uciekł do pracy w barze. Mniej męcząca, dla niego bardziej przyjemna. Potem wypadek który doprowadził go do tego miejsca, co teraz. - Gratulacje. Wielu nie ma tego szczęścia i przez większość studiów dorabia sobie w barach. Nie, żeby to było źle, ale zwykle większego wyboru nie mają. – powoli chyba zaczynał lubić tego chłopaka. Widać że jako tako ma poukładane w głowie, przynajmniej jeśli chodzi o jakąkolwiek przyszłość. Durant jednak na temat dzisiejszej młodzieży ma wyrobione zdanie, aczkolwiek nic nie stoi na przeszkodzie, by je zmienić, prawda?
Żyjąc od lat samemu musiał nauczyć się tego i owego, w życiu nie wydał ani grosza na jakiegokolwiek pseudo fachowca, samemu dzięki internetowi naprawił wszystko co się dało w swoim domu i zdobył genialną przykrywkę i temat do rozmowy z nieznajomymi ludźmi. Lepsze to niż wyznać że jest księdzem który nocami włóczy się po barach i co noc ma inną partnerkę bądź partnera w łóżku. Raczej niewiele osób przychylnie by na niego patrzyło.
- Owszem, piękne. To miasto nigdy nie śpi, każdy znajdzie coś dla siebie. Jeśli nie jesteś zbyt wymagający oczywiście. – przez chwilę w jego oczach pojawił się dziwny blask, kiedy wspominał przeszłość w której mieszkał w tym mieście, kiedy było znacznie łatwiej. Teraz ma cały czas pod górkę, ale jakoś daje sobie radę. - Dobrze wiedzieć. Za daleko się niby nie wypuszczam, mimo czasu nie wszystko widziałem, zapukam w razie potrzeby. – przyda mu się kompan do skromnych wypadów, ktoś kto chociaż na chwilę uciszy jego wyrzuty sumienia które co i rusz go dopadają.
Szybko poradził sobie z kartonami zostawionymi w kuchni układając ich zawartość do odpowiednich szafek przy okazji mówiąc chłopakowi gdzie co znajdzie i oferując, że w razie czego nalepi mu karteczki, jakby miał problemy z pamięcią. Miał mu już wspomnieć, że mogą wybrać się na jakieś zakupy gdy w kolejnym momencie usłyszał huk, zobaczył wodę i Sirius przemknął mu przed oczami, starając się zatrzymać to tsunami, jakie w tej chwili mieli. Mimowolnie się zaśmiał. Ciekawie się ta wyprowadzka chłopakowi udała.
- Dzisiaj naprawię gratis, skoczę tylko po jakieś narzędzia. – nadal się śmiejąc szybkim krokiem ruszył do swojego mieszkania, z szafy wygrzebując dosyć sporą skrzynkę ze wszystkim, co złotej rączce się przydaje. Nie minęło parę minut, gdy był już z powrotem w mieszkaniu chłopaka i stojąc w drzwiach łazienki uważnie przekrzywiając na bok głowę. - Dobra panie Bosworth, złap za jakieś szmaty czy mopa i powycieraj podłogę, ja postaram się tutaj coś zadziałać. – postawił skrzynkę na ziemi, podwinął rękawy i kucnął, aby wpierw ocenić uszkodzenia, automatycznie sięgając do skrzynki doskonale wiedząc, jakiego narzędzia użyć. - Nie jest tak źle, ciesz się że to nie główna rura, a wężyk, parę minut i po sprawie. – zaczął odkręcać wspomniany wężyk, zerkając na chłopaka. - To ci się trafił pierwszy dzień, nie ma co. Ciesz się że masz takiego dobrodusznego sąsiada. – co ciekawszego mogło się dzisiaj wydarzyć? No właśnie nic.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Zaśmiał się, przytakując i przyznajac Michaelowi rację. Studenci w większości wybierali pracę na stacjach benzynowych albo w dużych, wielobranżowych sklepach. Umowy były śmieciowe, nie uwzględniały urlopu i brakło w nich składek emerytalnych, jednak pensja wyglądała o wiele atrakcyjniej. W dodatku istniała możliwość dopasowania grafiku pod plan zajęć uczelni. Niemniej jednak Sirius nie znał osoby, która nie skorzystałaby z okazji na lepsze, przede wszytskim przytulniejsze stanowisko. W biurze nie musiał dzwigać ciężarów, nie wychodził na zewnątrz do dystrybutorów i nie śmierdział benzyną oraz środkami do samochodów.
- Pracodawcy wymagają od dwudziestoletnich ludzi, trzydziestoletniego doświadczenia - zażartował, choć kryło się w tym wiele prawdy. Sirius miał bogate CV. Dorabiał odkąd skończył szestnaście lat, jednak były to prace typowo fizyczne. Malował płot, pomagał przy remontach, później w sklepach i na stacji. Wcześniej nikt nie zwrócił uwagi na to, aby dać mu szansę w czymś, czym się jeszcze nie zajmował. Poza Seanem. Mężczyzna miał wyjątkowe podejście do ludzi i zobaczył w Siriusie potencjał. Naprawdę to doceniał.
- Może kiedyś uda mi się tam pojechać - powiedział, choć szczerze w to wątpił. Zrobił sobie krótką przerwę, aby spalić do końca papierosa, po czym ponownie zaczął grzebać w pudłach. Podczas pakowania wszystko dokładnie poskładał, lecz w czasie transportu zawartość kartonów całkowicie się wymieszała. Obecnie wyciągał zmięte ubrania, które ponownie musiał złożyć.
Potem sytuacja potoczyła się niebywale szybko. Coś huknęło, coś zadrżało i zani Sirius zdążył jakkolwiek się nad tym zastanowić, stał przemoczony w progu łazienki. Pomimo tego uśmiechał się łobuzersko, trochę nerwowo-trochę z bezsilności i spoglądał na Michaela. W tamtym momencie naprawdę cieszył się, że w skutek tej niefortunnej pomyłki, wszedł przez frontowe drzwi jego mieszkania. Siriusowi naprawienie wszystkiego zajęłoby czas do wieczora. Nie miał niezbędnych narzędzi, a i po dodatkowe uszczelki oraz rury musiałby wybrać się do sklepu.
- Jasne, kapitanie - bąknął, po czym odnalazł karton z ręcznikami i rzucił kilka z nich na ziemie. Niedbale zaczął wycierać nogą podłogę. Następnie zebrał wszystko i położył do brodzika. Później zamierzał zrobić pranie, jednak w tamtej chwili wogóle nie przejmował się estetyką.
- Lepszego nie mogłem sobie wymarzyć - zironizował, kiedy Michael wrócił z niezbędnymi materiałami. Podparł się o framugę i obserował jak meżczyzna naprawiał rury pod umywalką. Woda ściakała z jego ubrań oraz twarzy, którą co ciągle pobieżnie przecierał nadgarstkiem. - Może wzamian za pomoc postawie ci wieczorem piwo? Niedaleko stąd jest przyjemny bar. - Sirius nie zdawał sobie sprawy z powołania Michaela. Wtedy nie wiedział jeszcze o jego dwubiegunowej naturze. W innym przypadku na pewno na początku czułby się speszony, że rozmawiał z księdzem. Duchowni mimo wszystko budzili w ludziach konsternacje. Czasami nie wiadomo było, jak powinni się zachować.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nim spadło na niego olśnienie, albo lepiej, usłyszał głos Boga sam pracował na stacji, czy w mniejszym sklepie niedaleko swojego rodzinnego domu. Dla młodego chłopaka, który ma przed sobą całe życie i jeszcze nie do końca wie co chce robić było to spełnienie marzeń. Własnoręcznie zarobione pieniądze ciężej się przepijało niż te pożyczone od ojców, ale dzięki temu szybko się uniezależnił. Potem ten feralny wypadek, informacja że chce zostać księdzem i wszystko potoczyło się lawinowo. Za seminarium zapłacili ojcowie, on nie musiał martwić się o pieniądze, a swoje zaskórniaki z tamtych czasów nadal ma i wykorzystuje je teraz, gdy nadchodzi kryzys, a on sam nie ma uczciwie zarobionego grosza.
- Tacy są najgorsi. A potem i tak płacą ci grosze. – ile to się słyszy o wielkich korporacjach z niebotycznymi wymaganiami co do potencjalnych pracowników, a jak przychodzi co do czego to płacą tak śmieszne pieniądze że prędko stamtąd zwiewają. Chyba że nie mają innego wyjścia i utkną w korpo na kolejne kilka lat, stając się podstarzałymi facetami w średnim wieku, w okularach i z zakolami. On tak skończyć nigdy nie chciał, w sumie to nawet trochę się cieszył że jego losy potoczyły się tak a nie inaczej i nadal może chwalić się młodym ciałem mimo swoich lat.
Trzymał kciuki za to, by udało się chłopakowi wyjechać, chociaż sam ma niezbyt miłe wspomnienia z tym miejscem, aczkolwiek są też te przyjemne, takie do których wraca wtedy gdy mu źle i zwątpienie dopada go ze zdwojoną siłą. Teraz musi radzić sobie w inny sposób, ma już dość wyjazdów, zmieniania miejsc zamieszkania, zaczynania wszystkiego od nowa. Gdy jest mu źle wsiada na motor i jedzie poza granice miasta, w totalną głuszę, gdzie może się wyciszyć i w samotności poużalać się nad sobą, a potem robić dobrą minę do złej gry i udawać że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Naprawdę, młody miał szczęście, że Michael mieszka drzwi obok, a z tego co księdzu wiadomo, dobrych hydraulików tutaj ze świecą szukać, ewentualnie zedrą jak najwięcej a i tak powiedzą, że nie da rady. Poza tym, lubił grzebać we wszystkim, w czym się dało, to oczyszczało umysł i sprawiało, że chociaż na chwilę przestały dręczyć go wyrzuty sumienia. Pewnie dlatego z ochotą przystąpił do odkręcania tego wężyka, nawet nie zwracając uwagi na to, że sam ma koszulę mokrą, a chłód powoli dociera do jego ciała.
- Ale to nawet dobrze. Mój ojciec mówi, że jeśli w nowym miejscu nic ci się nie przydarzy, nigdy nie będzie ono twoim domem.jeden z ojców tak mawia dodał w myślach, szukając w skrzynce nowego wężyka i wprawnie montując go w miejscu pękniętego. Był księdzem, był adoptowany, miał ojców gejów. Może to innych szokować, ale on sam nie mógł wyobrazić sobie lepszej rodziny. W sumie to dzięki nim żyje, inaczej pewnie skończyłby ze sobą. Popatrzył na niego uważnie, a w jego oczach zatańczyły iskierki dziecięcej radości. - Ten bar trzy ulice dalej? Racja, jest przyjemny. A skoro zapraszasz grzechem byłoby odmówić. – och, gdyby tylko Sirius wiedział, że proponuje picie księdzu który ma sporo za uszami... Jednak nie musi o tym wiedzieć i tak niech pozostanie. Gdy był pewien, że wężyk pasuje, wyprostował się i ostrożnie odkręcił wodę, z dumą patrząc jak nic już nie przecieka. - I po sprawie. Mamy tu malutkie zalanie, ale nie martw się, sąsiadka z dołu to bardzo miła kobieta, nawet pewnie zacieków nie zauważy. – machnął ręką chowając narzędzia do skrzynki.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Sean Anderson po stażu obiecywał, zdaniem Siriusa, uczciwą wypłatę. Była większa niż po dwunastogodzinnej zmianie na stacji, a jego nowe obowiązki wymagały elastyczności, kreatywności i umiejętności współpracy w małym zespole. Niestety już pierwszego dnia podczas spotkania zapoznawczego, Sirius miał spięcie z kolegą. Z czasem zaczęli się dogadywać - a przynajmniej na tle biurowym.
Sirius również miewał wyrzuty sumienia. W takie nostalgiczne, pełne niepokoju i żalu wieczory spędzał przeważnie w akademiku - od dzisiaj w wynajętym mieszkaniu. Czasami szedł do baru lub puby i zamawiał alkohol, chcąc nieco się rozerwać. Potem wracał nad ranem ledwo trzymając się na nogach, czkając i podśpiewując. Przeważnie był podrapany i posiniaczony, bo gdzieś w międzyczasie wdał się w jakąś bezsensowną awanturę. Właśnie taki miał sposób, aby radzić sobie z tęsknotą za zmarłą siostrą.
Z tego wynika, że powinienem kupić to mieszkanie a nie wynajmować – stwierdził, dalej opierając się o framugę. Bacznie obserwował poczynania Michaela, chcąc się czegoś od niego nauczyć. Gdyby przyszło mu naprawiać pęknięcie samodzielnie, to za pewne nie zrobiłby tego dokładnie. Działałby intuicyjnie tak jak to robił u Kaylee. Jego kuzynka często prosiła go o pomoc przy usterkach i drobnych pracach remontowych. Zawsze się zgadzał, pomimo tego że nigdy nie wiedział, czy zdoła podołać zadaniom. – Myślisz, że powinienem spłodzić tu potomka? Może ta rura jest oznaką dobrej aury – zażartował, po czym zniknął z progu. Poszedł się przebrać. Wyciągnął pierwsze spodnie, które znalazł w nierozpakowanym jeszcze kartonie oraz bluzę. Następnie odnalazł skarpetki. Znajdowały się trzy pudła pod uniwersyteckimi podręcznikami i zeszytami.
Wrócił do Michaela po niespełna pięciu minutach i natychmiast natrafił na jego rozemocjonowane spojrzenie. Zdumiony, uniósł brwi. Przez moment przez głowę mignęła mu myśl, czy właśnie nie rozmawiał z anonimowym alkoholikiem. Jednak prędko odzyskał rezon i kontynuował dyskusję:
Tak. Dokładnie ten – przytaknął. Wszedł do łazienki i zajął się wyciskaniem wody z ręczników, które wcześniej wrzucił do brodzika. Przed wyjściem chciał włączyć pralkę. Cieszył się niezmiernie, że ta wodna katastrofa została już zakończona. – Dziękuję. Zasługujesz na podwójnego szota. – Uśmiechnął się wdzięcznie i pośpiesznie zaczął ładować pralkę. Była o wiele nowsza od tej, którą oferowała uczelnia dla studentów, mieszkających w akademiku. Miała więcej opcji i wyglądała na nieużywaną.
Włączył program dziewięćdziesięciu stopni.
Jestem gotów odmalować jej sufit – powiedział, chociaż miał szczerą nadzieję, że nie będzie musiał tego robić. po pierwsze chodziło o dodatkowe koszty, a po drugie o czas. Listopad był gorącym okresem. Nie tylko musiał skupić się na stażu, ale również poprawić oceny, ponieważ zbliżał się koniec semestru. W dodatku nałożyło mu się kilka prywatnych spraw, które również nie mogły poczekać. - Mieszkasz sam? - zapytał. Wcześniej w ogóle nie poruszyli tej kwestii.
Sirius nie zwracał uwagi na orientacje. Nie miał nic przeciwko homoseksualnym związkom, chociaż on sam od początku deklarował popęd do kobiet. Nie przeszkadzały mu cudaczne hobby i zainteresowania innych ludzi ani intencje jakimi się kierowali. O ile ktoś nie wchodził mu w drogę, nie narzucał swojego zdania i preferencji, to był w stanie zaakceptować wszystko.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Trzymał za niego kciuki. Durant stykał się z młodzieżą całe swoje księżowskie życie, czy to w Oazie, czy na mszach, miał okazję dyskretnie obserwować nastolatków i wyciągać wnioski, chociaż nigdy nikogo nie oceniał, ani nie skreślał. Wielu z nich potrzebowało pomocy, bo pogubiło się w swoim życiu, inni z dziecięcą radością w oczach i determinacją w głosie mówili mu o swoich planach na przyszłość. Pomagał, na tyle na ile mógł, to mu jeszcze pozostało z dawnych czasów. Niesienie pomocy bliźnim, nawet jeśli na ratunek dla niego samego jest już stanowczo za późno. Z naturą się nie wygra.
Michael starał się za dużo nie myśleć o tym, co dzieje się w jego życiu, dlatego wieczorami wychodził z domu, by szlajać się po barach, zagłuszać wyrzuty sumienia, robić to, czego nie powinien, będąc idealnym przykładem na to, że nie da się ukryć tego, kim jesteś naprawdę, nie ważne jak się starał ta zła część jego jestestwa dawała o sobie znać w najmniej spodziewanych momentach. Tracił wiarę w to, że jeszcze wyjdzie na prostą, ale nie potrafił zrezygnować z koloratki. Dosyć pogmatwane to jego życie.
- Może kiedyś jakieś kupisz. Wiesz, oszczędność, te sprawy. – wzruszył ramionami. Jemu całe życie pomagali ojcowie, ale sam potrafił o siebie zadbać, nie był od nich uzależniony. Założyli mu książeczkę oszczędnościową, dzięki której udało mu się nie tylko ukończyć seminarium, ale też kupić to mieszkanie, gdy tylko zdał sobie sprawę, że będzie zmuszony prowadzić podwójne życie. Pogodził się już z myślą, że nigdy tak do końca nie naprostuje swoich ścieżek, za bardzo jednak stara się z nich nie zbaczać. - A nóż widelec uda ci się za pierwszym razem. Młody, zdrowy, lekko szurnięty. Ale wiesz, to babranie się w pieluchach... – wzdrygnął się lekko oczami wyobraźni widząc siebie samego w takiej sytuacji. Nie, to nie dla niego, ale jeśli Sirius trafi na taką, która będzie chciała mieć z nim takiego szkraba, będzie dobrym wujkiem i postara się za bardzo dziecka nie zdeprawować.
Cóż, jakby to powiedzieć, Michael zna wszystkie bary w tym mieście, od tych luksusowych, do największych spelun gdzie kręci się szemrane towarzystwo. Nie raz i nie dwa spędzał w takich miejscach całe noce, ale fakt, jego entuzjazm jest dosyć podejrzany, jednak do alkoholika mu naprawdę daleko. Nawet jeśli po pijaku ciężko mu trafić do domu. I nawet jeśli w stanie zamroczenia alkoholowego jest przynajmniej trzy razy w tygodniu.
- Patrz, już myślimy podobnie. – pokiwał głową, zamykając skrzynkę i rzucając ostatnie spojrzenie na rurę. Był na tyle pewny swoich umiejętności że wiedział, iż ona nie pęknie, teraz pozostaje tylko doprowadzić łazienkę do jako takiego stanu. Zaśmiał się lekko. - Brzmi jak wizja idealnego wieczoru. – wiadomo, będzie musiał się nieco hamować w kwestii picia, bądź co bądź znają się ledwie parę chwil, nie należy odsłaniać wszystkich kart. Co by sobie Sirius pomyślał gdyby wiedział ile Michael potrafi wypić naraz?
Wspaniałomyślnie pomógł mu ogarnąć tą małą powódź i gdy był pewien, że nie skręcą nogi na mokrej podłodze, sam zlustrował swoje ubranie stwierdzając, że też przed wyjściem musi się przebrać. Owszem, tu często pada, jednak nie wypada iść do baru w ubraniu zalanym wodą z pękniętej rury, a to subtelna różnica.
- Samemu mi się lepiej myśli. I nikt mi nie wierci dziury w brzuchu o to, ze zostawiam skarpetki w różnych miejscach. – życie samemu miało naprawdę wiele plusów. I dawało okazje, z których skrzętnie korzystał. - Czekaj, zaraz wracam, też muszę się przebrać i odstawić to żelastwo. – kolejna chwila i już go nie było, w iście sprinterskim tempie odstawił skrzynkę na swoje miejsce, ściągnął mokre ubranie zastępują je spranymi dżinsami i koszulą. Zdążył złapać jeszcze kurtkę w rękę, nim ponownie zjawił się w jego mieszkaniu. Uroki bycia sąsiadami. - To co, lecimy? Tam by zająć miejsce trzeba się czasami przepychać łokciami, albo nawet i gryźć. – stary wyga wie co mówi.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Sirius nigdy nie był pobożny. Maya Bosworth często uczestniczyła w niedzielnej mszy, jednak jej dzieci, odkąd otrzymały prawo do podejmowania własnej decyzji, raczej stronili od kościoła. Nie miało to żadnego związku z brakiem wiary, lecz lenistwem. W niedzielę zawsze znalazło się coś lepszego do roboty. Sirius spotykał się ze kolegami, a Ursula z koleżankami. Albo uczyła się do sprawdzianów.
Może – wzruszył ramionami. Nie śpieszyło mu się z kupnem własnego mieszkania. Obecnie musiał nacieszyć się tym wynajętym. Przepełniała go ekscytacja, choć momentami również niepokój. To pierwszy raz, odkąd był zdany wyłącznie na siebie. W akademiku nie przejmował się rachunkami, ponieważ były one dużo niższe ani usterkami. Tam wszystko załatwiała obsługa. Każdą pierdołe należało zgłosić do dziekanatu i uczelnia zajmowała się tym w ciągu kilku dni. Życie wyglądało inaczej.
Nie. Raczej nie. Nie spieszy mi się – wyprostował żart o dziecku. Po pierwsze nie miał odpowiedniej kandydatki na matkę. Nie kochał Lunet z którą się spotykał, a z Fernanda flirtował tylko po to, aby zemścić się na jej bracie. Żadna z nich nie nadawała się na matkę jego dziecka. Śmieszne, że akurat o tym myślał w takiej chwili. Potrząsnął głową i przy okazji odtrącił od siebie te absurdalne wyobrażenia.
Masz rację – przytaknął, chociaż Sirius był w takim momencie w życiu, że po trzydziestce zamierzał się już ustabilizować. Były to dalekie plany, jednak gdzieś w nich przewijała się wizja rodziny i dobrej pracy.
Po wyjściu Michaela pośpiesznie ogarnął podłogę w łazience i rozwiesił pranie. Potem przebrał przemoczone ciuchy, przebierając się w coś, co lepiej pasowało do idei wyjścia do baru. Obstawił swobodny, choć elegantszy strój. Gdy mężczyzna po niego przyszedł, akurat szukał telefonu i kluczy.
To chodźmy – rzucił, po czym oboje wyszli z mieszkania.
Wieczór zapowiadał się naprawdę interesująco. Na miejsce udali się piechotą. po drodze poruszyli jeszcze kilka mniej lub bardziej ważnych tematów, dotyczących motoryzacji, architektury oraz polityki.

zt.x2

autor

P o l a

ODPOWIEDZ

Wróć do „138”