WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="wrapper" style="position: relative;"> <div class="navi"><img src="https://i.imgur.com/CkPgvqV.png" style="border: 1px; border-radius: 15px;"></div>
<br>
<div id="infoi" style="top: 385;left:-3;color: white;padding: 20px;width: 390px;height: 225;margin-left: 105px;z-index: 10;position: absolute;overflow: scroll;overflow-x: hidden;text-align: justify; font-size:11px; line-height:15px;">
<div style="font-family: Shefiratte; text-transform: lowercase; font-weight: normal; font-size: 60px; color: #e8c692; text-align: center;">
mothman</div><br>

Impreza halloweenowa, jak głoszą ulotki i zaproszenie na stronie internetowej, poświęconej strasznym opowieściom, ma mieć miejsce w starej posiadłości, znajdującej się na obrzeżach Seattle. Wyruszacie w pod podany adres, a podróż zajmuje wam więcej czasu, niż myśleliście. Do miejsca docelowego prowadzi zawiła droga. Mijacie kilka dobrze oświetlonych ulic, ale po czasie oddalacie się od cywilizacji coraz bardziej. Mijacie milczący sad, ponury cmentarz i kilka starych kapliczek. Wreszcie dojeżdżacie do gospodarstwa. Ogromny dom jest stary, zaniedbany, ale bardzo elegancki. Mimo, że lata świetności ma dawno za sobą, to można rozpoznać w nim cenny i drogi nabytek. Na środku dużego podjazdu stoi niewielka, porośnięta suchym bluszczem fontanna, w której od dawna nie płynęła woda.
Powoli zjeżdżają się również pozostali uczestnicy, a z domu wychodzi starszy mężczyzna, ubrany w czarny płaszcz do kolan i kobieta w średnim wieku, w białym futrze. Prawdopodobnie to oni mają was powitać.

Ważne: w pierwszym poście podajcie cztery rzeczy, które ze sobą macie.

Następny post MG pojawi się 23.10, jednak jeśli sytuacja w grze będzie rozwijać się prężnie - MG może umieścić taki post wcześniej. O ewentualnych opóźnieniach gracze zostaną powiadomieni. W sytuacji, gdy gracz nie zdąży dodać posta przed czasem, zostanie pominięty. [Event prowadzi Myre, w razie pytań można się z nią śmiało kontaktować drogą prywatną]
</b></div></div>
Ostatnio zmieniony 2021-10-27, 18:01 przez Misty Silhouette, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Po ubiegłorocznej halloweenowej zabawie, w którą dał się wmanewrować przez kumpla - w ostatniej chwili, aby wejściówka na wybitnie (wedle zapowiedzi) dobrą imprezę - grę w podchody, się nie zmarnowała, bowiem ten musiał pójść jednak do pracy - Blake Griffith wątpił, aby w tym roku dał się zaciągnąć w obchodzenie tego święta w jakikolwiek sposób. I to bynajmniej nie przez to, że przez wiele bezsennych nocy nawiedzały go koszmary, tak wyraźnie ukazujące mnogość popełnionych przez morderców zbrodni. Jakkolwiek nieczule to brzmiało - w swoim nieco ponad trzydziestoletnim życiu widział tyle, że prędko otrząsnął się z krwawej masakry, ale nie do końca uśmiechało mu się spędzenie nocy (nawet jednej) na zimnej pryczy zatęchłego komisariatu, a coś czuł, że za długo tego unikał, by aura specyficznego dnia z niego drwiąco nie zakpiła i nie doprowadziła właśnie na posterunek.
Coś się zmieniło.
Przed kilkoma dniami, poza ulotkami czy rachunkami, w skrzynce pocztowej Serenity Funeral Home znalazł zaproszenie. Eleganckie, wytłoczone na połyskującym w październikowym słońcu wizytówkowym papierze, na którym czarną, klasyczną czcionką wypisane były wskazówki dotarcia na miejsce, jak i krótki opis tego, co znajdowało się na mecie. Uniesiona w zaciekawieniu brew towarzyszyła ponownemu przeczytaniu, jak i wystukaniu kilku haseł w sieć. Nie minęło wiele czasu, aby poinformował Yael, że dostali - tak, oni, skoro byli współwłaścicielami tego trupiego przybytku - zaproszenie na coś, co miało przypominać (albo tak zrozumiał) zlot czarownic osób, jakie miały coś wspólnego z domami pogrzebowymi. Aby nie było żadnych wątpliwości, ani ciemnowłosa nie posądzała go o złe intencje, pokazał kartkę także jej, pokrótce zastanawiając się, jakimi to - bo trochę z tego kpił - doświadczeniami mieli się wymienić, aby sprawniej biznes funkcjonował.
Że co, planowali nauczyć ich... polować na ofiary klientów i zdobywać ich siłą?
Gdzieś między tym wszystkim zawieruszyła się inna, kolorowa ulotka mówiąca o imprezie halloweenowej, ale zgodnie ze swoim nastawieniem - po sprawdzeniu zaledwie lokalizacji - odłożył ją na bok, z paroma innymi.
- Sprawdź raz jeszcze na tym zaproszeniu, coś mi nie pasuje - zawyrokował, kątem oka zerkając na siedzącą na siedzeniu po stronie pasażera kobietę. - Wzięłaś je, prawda? - Pytające uniesienie brwi spotkało się z jej konsternacją, na co on zareagował ciężkim westchnięciem. Dobrze, że - jak go pamięć nie myliła - wskazówki miał w telefonie.
...szkoda, że te prowadziły w inne miejsce, niżeli te, w jaki planowali dotrzeć.
Zweryfikował informację wraz z GPSem w samochodzie, a do tego przesłał namiary na kobiecy telefon, aby co jakiś czas zerkała, czy karawan (jakby inaczej) zmierza tam, gdzie powinien. Po jakimś - zdecydowanie za długim, co też mu nie pasowało - czasie dotarli na miejsce.
- Gdybym był organizatorem, urządziłbym konkurs na najlepszego właściciela zakładu pogrzebowego - powiedział, z trudem hamując nad unoszącymi się kącikami ust. - Ten, który by wygrał, mógłby zgarnąć trumny z firm pozostałych, bo jedynym sposobem wyeliminowania konkurencji... - urwał, uważnie obserwując jej reakcję, a kiedy - jak mniemam - Yael dobrze zrozumiała co miał na myśli, wyszczerzył się do niej w szerokim uśmiechu, który niezwykle rzadko gościł na jego z reguły pochmurnym obliczu.
- Widziałaś. - Klimat pewnego serialu przyświecał pewnym ich konwersacjom od jakiegoś czasu, więc nawet go to bardzo nie zdziwiło. Po wyjściu z samochodu, zamknął go i rozejrzał się dookoła.
- Zobacz, ten nawet wygląda jak jeden z nas - rzucił w eter, gdzieś między odpaleniem fajki, a wrzuceniem kluczy do kieszeni (gdzie natknął się na, na szczęście, zabezpieczony scyzoryk, który miał w kurtce jeszcze po wycieczce z Eileen za miasto) i wolnym krokiem skierował się w stronę nieznajomego (jeszcze) mężczyzny (Ramiro), znajdującego się bliżej wejścia, niżeli byli oni.
- Trzeba znaleźć sojuszników - mruknął z pozorną powagą, w tle której pobrzmiewało rozbawienie (naprawdę nie wiem dlaczego humor się go trzymał), dodatkowo ruchem głowy niemo sugerując: no chooodź.

--------------------------------
Blake ma: klucze na breloku składającego się z karabińczyka i elastycznej linki, zapalniczkę, scyzoryk i telefon.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="wrapper" style="position: relative;"> <div class="navi"><img src="https://i.imgur.com/CkPgvqV.png" style="border: 1px; border-radius: 15px;"></div>
<br>
<div id="infoi" style="top: 385;left:-3;color: white;padding: 20px;width: 390px;height: 225;margin-left: 105px;z-index: 10;position: absolute;overflow: scroll;overflow-x: hidden;text-align: justify; font-size:11px; line-height:15px;">
<div style="font-family: Shefiratte; text-transform: lowercase; font-weight: normal; font-size: 60px; color: #e8c692; text-align: center;">
mothman</div><br>

Elegancka para - prawdopodobnie właściciele domu lub organizatorzy, którzy tylko używają tego miejsca do swoich celów, mimo że do nich nie należy - wydawali się wyjątkowo spokojni, ale też z jakiegoś powodu intrygujący. Sprawiali wrażenie osób z klasą, z którymi warto zamienić kilka słów. Odrobinę ekscentryczni, ale w hipnotyzujący sposób. Mężczyzna miał elegancko przystrzyżone włosy, przyprószone siwizną, to samo działo się z jego pokaźnym wąsem. Kobieta zaś posiadała długie, rude, błyszczące loki. Wyglądała trochę jak porcelanowa lalka, mimo że swoje lata już miała. Po dłuższej chwili obydwoje ruszyli w stronę gości, aby każdego z osobna powitać i zaprosić do środka.

Blake
W twoją stronę gospodarze ruszyli na samym końcu (ale przed Eileen i Ramirezem), ale to dlatego, że zwyczajnie stałeś najdalej (wasza trójka stała dalej od innych gości)
Mężczyzna uścisnął twoją dłoń i przedstawił się.
Nazywam się Orlando Blackburry, gospodarz i organizator imprezy, witamy serdecznie z małżonką.
Jego głos był ciepły, przyjemny dla ucha, co mogło zaskoczyć, bo minę miał zaciętą, a nawet odrobinę srogą.
Suzanne Blackburry — przedstawiła się rudowłosa kobieta, gdy mąż zrobił jej miejsca, po czym wyciągnęła w twoją stronę dłoń, ozdobioną elegancką, białą rękawiczką, zapewne oczekując, że ją ucałujesz.


Masz chwilę na rozmowę z właścicielami domu. Możesz zapytać o co chcesz i poruszyć jakikolwiek temat. Rzuć kością d5 na powodzenie.


Rzuty kością:

d2: jeśli wypadnie 1, konsekwencje waszych działań zawarte w następnym poście MG będą neutralne lub pozytywne, jeżeli wypadnie 2 - negatywne.

d5: im większa liczba oczek, tym mniejsze powodzenie/gorsze konsekwencje.

Następny post MG pojawi się 26.10, jednak jeśli sytuacja w grze będzie rozwijać się prężnie - MG może umieścić taki post wcześniej. O ewentualnych opóźnieniach gracze zostaną powiadomieni. W sytuacji, gdy gracz nie zdąży dodać posta przed czasem, zostanie pominięty. [Event prowadzi Myre, w razie pytań można się z nią śmiało kontaktować drogą prywatną]

</b></div></div>

Kod: Zaznacz cały

[dice]d5[/dice]

Kod: Zaznacz cały

[dice]d2[/dice]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

8.
— Huh? Zaproszenie? — powtórzyła za nim w ogarniającym ją na moment zdezorientowaniu. Jej wzrok pt. myślałam, że ty je masz z Griffitha automatycznie powędrował na spoczywającą na kolanach torebkę, do której sięgnęła w desperackim czynie, choć sprawa zdawała się być z góry przesądzona. — Chcesz mi powiedzieć, że nigdy wcześniej nie byłeś na podobnym zlocie i nie wiesz, jak masz jechać? — Zmarszczyła brwi, mówiąc to takim tonem, jakby to było poważnie uchybienie z jego strony. Tylko dla pozoru przeszukała wnętrze torebki, doskonale wiedząc, że nic w niej nie znajdzie, ale w ten sposób chciała odwrócić uwagę od faktu, iż zwyczajnie zapomniała, a swoim zapytaniem przenosiła całą winę za prawdopodobne zabłądzenie na niego. Teraz na pewno nie dowie się niczego więcej, skoro wszystko wskazywała na to, że on sam posiadał mało informacji.
Niedługo po tym zajechali na miejsce i przechadzali się po terenie z niepewnością i ostrożnością (przynajmniej jej towarzyszyły takie odczucia). Dobrze, że nie była tu sama, a nawet poczuła swoistego rodzaju ulgę i wdzięczność obecnością Blake'a. W końcu po otrzymaniu zaproszenia mógł posłać ją na zlot (to nadal brzmiało podejrzanie) w pojedynkę, wykręcając się czymś arcyważnym, choć w rzeczywistości dawałby tylko popis swojej złośliwości, gdyż zdaniem Thirlby, jako właściciel zakładu pogrzebowego z większym stażem, wiedziałby już, z czym wiązały się tego typu przedsięwzięcia. A wcale tego nie zrobił, więc nawet jeśli harmonogram zapowiadał się drętwo, przynajmniej konsekwencje tego dotkną ich obojga.
— Coś w rodzaju igrzysk śmierci? — Zmrużyła nieznacznie oczy i pokiwała głową, jakby naprawdę dostrzegała w tym pomyśle potencjał. — Nic straconego. Możesz zostać organizatorem w przyszłym roku. Najlepiej zacznij przygotowania już teraz — kontynuowała, przygryzając wargę w rozbawieniu, jakie wywołało w niej zacięcie na jego twarzy, kiedy wypowiadał się na dany temat. Gdyby nie wiedziała, że żartował, uznałaby go za wariata, a uśmiech, jaki posłał w jej kierunku, za przerażający i budzący grozę. Cóż, z takim podejściem igrzyska nie tylko byłyby udane, ale zapewne zakończyłyby się na ich korzyść. — W zasadzie mógłby odbyć się też konkurs na najlepszy konkurs — dodała z tak wyraźną przesadą, że nie pozostawiła mu wątpliwości co do tego, że zwyczajnie się z niego naigrywała. Ten jego był tak innowatorski, że zasługiwał na tego typu wyróżnienie. Bez wysiłku zdobyłby miejsce na podium.
— Czyli zyskałam już przynależność, skoro masz mnie za jedną z was — podchwyciła jego słowa, trochę bezlitośnie, biorąc pod uwagę, jakie było jego stanowisko w sytuacji związanej z pojawieniem się jej osoby w zakładzie. Podążyła wzrokiem za wskazanym przez niego mężczyznę, którym okazał się Ramiro. — To pewnie ta kolacja przyniosła taki skutek. Mogłeś od razu przedstawić sprawę w ten sposób, zaprosiłabym cię wcześniej — zażartowała, zerkając przelotnie na swojego towarzysza.

Yael ma przy sobie torebkę, a w niej: naładowany przynajmniej do połowy telefon, klucze do mieszkania, gaz pieprzowy, pióro do pisania
Ostatnio zmieniony 2021-11-22, 19:19 przez Yael J. Thirlby, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przecząco pokręcił głową, nie przypominając sobie, aby w ciągu roku, od kiedy został współwłaścicielem Serenity, Martin zaproponował mu inne szkolenie, niżeli opowiedzenie pokrótce czym się zajmują, by w następstwie przekierować do Virgie. Wtedy - nie ma co ukrywać - niekoniecznie za sobą przepadali, zatem Griffith dał sobie spokój z udawaniem miłej współpracy, starając się ogarnąć całość na własną rękę. Szło mu chyba nie najgorzej; jeżdżąc karawanem nie zgubił (jeszcze) żadnej trumny, choć w międzyczasie pojawiło się parę skarg i zażaleń odnośnie tego, że były skazaniec zajmuje taką odpowiedzialną pracę, do tego kręcąc się wokół ciał i cmentarza. Wtedy to miał ochotę wywrócić oczami i skwitować to niezbyt miłym komentarzem, że martwego chociaż drugi raz nie zabije, za to ludzi, którzy działali mu na nerwy - mógłby.
- Nie byłem, ale prowadzić samochód potrafię, Thirlby - odpowiedział, tu również starając się nie zabrzmieć zbyt opryskliwie, czy kpiąco. Mieli wytrzymać ze sobą na tym zlocie przez kilka - chyba, dokładnie nie wiedział - kolejnych godzin, a skoro przyjechali tu razem - niedobrze byłoby skłócić się przed wejściem i odpierać ataki pochłaniać wiedzę osobno. Jedynie żałował trochę, że nie udało mu się zaciągnąć na te zgromadzenie Travisa, a z nim na pewno byłoby raźniej.
- A ty ofiarą? - rzucił z powagą, jaka prędko zamieniła się w rozbawienie, kiedy wzrok mężczyzny skrzyżował się ze spojrzeniem Yael. Żartował, choć jego humor - jak to często bywało - nie do końca był na miejscu i często mógł ugryźć się w język, nim komentarz przeciął ciszę.
Konkurs na najlepszy konkurs, nawet jeżeli brzmiał - w swoim pierwszym wydźwięku - jak coś średnio ciekawego, to spotkał się z aprobatą Blake'a, który w twierdzący sposób skinął głową. Jeśli byłaby ciekawa nagroda, to mógłby się pokusić, choć z drugiej strony... mógłby to zrobić nawet bez niej, jeżeli ochota na rywalizację przewyższyłaby ewentualną wygraną.
- Kiedyś słyszałem, że przez żołądek do serca -
odpowiedział, dość wymownie mierząc ją wzrokiem. - Niestety, wciąż jesteś mężatką - dodał z rozbawieniem, a jego dłonie powędrowały do góry, jakby już na starcie chciał jej oświadczyć, że wobec tego odpada.
Nie zdążył nawet przedstawić się nowemu nie-znajomemu, kiedy organizatorzy (tak mu się wydawało) dołączyli do ich nielicznego grona, a on z uwagą przyjmował wiadomości, lecz te - jak na razie - nie brzmiały wybitnie interesująco, bo zabrakło w nich oczekiwanych konkretów. Miłe to było bez wątpienia - że pofatygowali się podejść i przywitać ze wszystkimi - jednak nadal tajemnicą pozostawał plan...szkolenia.
- Blake - poinformował, na początek posyłając pojedyncze skinienie głową do mężczyzny, by potem uścisnąć dłonie (bez żadnych pocałunków) obojga. - I Yael Thirlby. Przyjechaliśmy z Serenity Funeral Home - przedstawił ich kulturalnie, gdzieś - o czym pomyślał po fakcie - zapomniał swojego nazwiska, przez co mogło zabrzmieć co najmniej tak, że stanowią z Yael, o zgrozo, małżeństwo. Po krótkiej chwili namysłu uznał, że nie ma sensu prostować, bo jeszcze ktoś na samo nazwisko "Griffith" dostanie zawału i impreza będzie... sztywna.
- Od jak dawna zajmują się państwo... - zwłokami? - tego typu wydarzeniami? - zagaił, rozglądając się przelotnie po terenie posiadłości. - Chętnie dowiedziałbym się więcej szczegółów odnośnie planu imprezy. Na zaproszeniu wszystko brzmiało... tajemniczo. - Uniesiona w pytającym geście brew była jasnym sygnałem tego, iż oczekuje na odpowiedź, o ile któreś z gospodarzy miałoby ochotę mu jej udzielić.
- Sama posiadłość też wydaje się mieć sporo do zaoferowania. Obstawiam, że za schodami w podziemiach znajduje się piwniczka z mnóstwem wyśmienitych win - skomplementował (bo wcale nie planował się tam dostać i porównać ich ewentualnych zbiorów i tych, jakie posiadała jego matka), osadzając wzrok na wysokości dolnych fragmentów elewacji, aby ponownie zerknąć na gospodarzy.
...bo gdyby na dole znajdowały się długie, zimne stoły, a oni mieliby zajmować się przygotowaniem umarłych - to wolałby wiedzieć to już, by zarządzić ewakuację.

[dice]d5 = 272451004 [/dice]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ramiro dostajesz jeszcze trochę czasu na dołączenie do eventu, inaczej stracisz miejsce w zabawie. Post MG pojawi się jutro w godzinach wieczornych <3

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="wrapper" style="position: relative;"> <div class="navi"><img src="https://i.imgur.com/CkPgvqV.png" style="border: 1px; border-radius: 15px;"></div>
<br>
<div id="infoi" style="top: 385;left:-3;color: white;padding: 20px;width: 390px;height: 225;margin-left: 105px;z-index: 10;position: absolute;overflow: scroll;overflow-x: hidden;text-align: justify; font-size:11px; line-height:15px;">
<div style="font-family: Shefiratte; text-transform: lowercase; font-weight: normal; font-size: 60px; color: #e8c692; text-align: center;">
mothman</div><br>

Blake, po tym jak uścisnąłeś dłoń zarówno gospodarzowi, jak i gospodyni, kobieta i mężczyzna wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Orlando Blackburry ruszył do ciebie, Yae, i chwycił twoją dłoń, po czym ją ucałował. Wyglądało na to, że siwiejący jegomość forsuje swoje zwyczaje, nie zważając na jakiekolwiek sprzeciwy.
Następnie, gestem ręki, zachęcił was do udania się w kierunku wejścia do domu. W końcu reszta gości już tam na was czekała.
&#8212; Oh, no tak. Wie Pan, Panie Blake, na pewnych spotkaniach decydujący jest element zaskoczenia, tym bardziej w Halloween — odparł, po czym zaśmiał się krótko, jakby data miała tu wiele do rzeczy. Mężczyzna miał owalną, poczciwą twarz, czym mógł wzbudzać zaufanie. —Zajmujemy się tym w zasadzie od wielu pokoleń — dodał, nie podając jednak konkretnej daty. Na chwilę zamilkł, jakby nie miał zamiaru póki co zdradzać jakichkolwiek szczegółów. Szedł w stronę drzwi frontowych, a żwir chrzęścił mu pod butami, z resztą tak jak i wam.
Wina mamy pod dostatkiem — wtrąciła się Pani Blackburry, machnąwszy lekceważąco dłonią. — Ale to prawda, że dom ma wiele do zaoferowania i nie jest to tylko wino — dodała, może odrobinę tajemniczo, ale dochodzicie do wniosku, że tajemniczość do chyba temat przewodni tej imprezy.
Wchodzicie do holu, gdzie możecie zdjąć okrycia wierzchnie, by przejść do ogromnego salonu. Wnętrze ozdobione jest głównie czerwienią i złotem, meble wyglądają na drogie i zadbane, czego trudno się było spodziewać po tym, jak dom wyglądał z zewnątrz.
Długi stół, stojący pod ścianą, zastawiony jest wieloma przekąskami i napojami. Kelner w czarnym garniturze roznosi wino oraz szampana, kręcąc się między przybyłymi osobami. Naliczyliście dwudziestu gości poza sobą, co tworzy już całkiem sporą grupę. Słyszycie jak za wami zamykają się frontowe drzwi i to z hukiem. Wygląda na to, że były masywniejsze, niż się wydawało.
Dama w futrze stanęła przed kominkiem, po czym zakomunikowała:
Witam wszystkich jeszcze raz. Proszę się częstować przekąskami, winem, szampanem, zachęcamy. Niedługo rozpoczynamy spotkanie. Gdy usłyszą państwo dźwięk dzwonka, proszę przejść do kolejnego pomieszczenia.
Wskazała na duże, pozłacane drzwi po swojej lewej.

Dzwonek słyszycie około piętnaście minut później. Co robicie?
Niezależnie od waszych dalszych ruchów, rzucacie kością d5 na powodzenie.




Rzuty kością:

d2: jeśli wypadnie 1, konsekwencje waszych działań zawarte w następnym poście MG będą neutralne lub pozytywne, jeżeli wypadnie 2 - negatywne.

d5: im większa liczba oczek, tym mniejsze powodzenie/gorsze konsekwencje.

Następny post MG pojawi się 30.10, jednak jeśli sytuacja w grze będzie rozwijać się prężnie - MG może umieścić taki post wcześniej. O ewentualnych opóźnieniach gracze zostaną powiadomieni. W sytuacji, gdy gracz nie zdąży dodać posta przed czasem, zostanie pominięty. [Event prowadzi Myre, w razie pytań można się z nią śmiało kontaktować drogą prywatną]

</b></div></div>

Kod: Zaznacz cały

[dice]d5[/dice]

Kod: Zaznacz cały

[dice]d2[/dice]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Decydujący był element zaskoczenia...
Odruchowo skinął głową, bowiem na samą myśl o zaskoczeniach, tak wiele z nich - zarówno tych, jakie przydarzyły się niedawno, jak i przed paroma miesiącami - przemknęło za pomocą kilku ulotnych klatek przed jego oczami. Część była pozytywna (nie do końca rozkład sił był sprawiedliwy i dzielił je na równo, wszak częściej miał, cóż, pecha), tych negatywnych również trochę by się znalazło, lecz w tym momencie nie planował skupiać się na żadnych, ani raczyć kogokolwiek opowieściami w tymże temacie. Zamiast tego uznał, że bardziej skupi się na otoczeniu, jakie - w miarę możliwości - baczniej będzie obserwować.
- Uhm. To... długo - potwierdził z zastanowieniem, a kiedy wyobraził sobie Wayne'a, czy też swojego dziadka w roli właściciela zakładu pogrzebowego - niewiele brakowało ku temu, by nie parsknął śmiechem. Żaden z nich nijak nie pasował ani do aury tegoż miejsca, ani nie wyrażał jakichkolwiek zainteresowań związanych z pochowaniem zmarłych. Nie, by jego samego to jakoś wybitnie interesowało...
- Czym zajmują się twoi rodzice? - zapytał cicho, przekierowując spojrzenie na Yael. I to było odruchem mimowolnym, bez większego przemyślenia czy wypada czy nie. Zdał sobie sprawę z tego, iż niewiele wie na temat współwłaścicielki wspólnie prowadzonego biznesu, a ten wyjazd - być może - mógłby nieco to zmienić. Sam Blake mało tematów mógł zdefiniować jako "tabu", którego poruszać nie chce. O ile miał taki chociażby jeden.
- Na pewno nas czymś zaskoczy -
oświadczył, spoglądając to na właścicielkę domostwa, by po chwili w ramach nawiązania do wcześniejszych - w tym tonie - słów mężczyzny, to do niego skinąć głową. Po tym, jak znaleźli się wewnątrz, Blake rozejrzał się z aprobatą, choć nim rozstał się z kurtką, wyciągnął z kieszeni scyzoryk (ukradkiem go sobie przemycił, gdyby faktycznie mieli kogoś coś rozcinać).
- Te... szkolenie... - zaczął, wraz z Yael podchodząc do stołu i rozglądając się za czymś do przegryzienia, zapewne na coś się decydując. - Miało zakończyć się dziś, prawda? - dopytał, chcąc się upewnić w kwestii ewentualnego sięgnięcia po lampkę szampana czy kieliszek wina. Ktoś z ich grona musiał jeszcze wsiąść za kółko, aby mogli bezpiecznie wrócić do domu, a z drugiej strony... wątpił, by byli tu krócej, niżeli godzinę czy dwie, a do tego czasu po alkoholu już śladu nie będzie.
- A za nimi będzie toczyła się pierwsza rozgrywka -
mruknął konspiracyjnie (choć nadal z rozbawieniem), odkładając opróżniony kieliszek na tackę i ruchem głowy wskazując, by przeszli do kolejnego pomieszczenia.

[dice]d5 = 664458859 [/dice]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Nie od dziś wiadomo, że chciałbyś się mnie pozbyć — skwitowała jego propozycję (?) z wyraźnym rozbawieniem w głosie, choć z pewnością było w tym trochę prawdy. Podejrzewała, że jeśli już miałby się jej pozbyć, to uczyniłby to w nieco inny sposób, mimo wykonywanego zajęcia. — Jeżeli od tego zależałoby powodzenie konkursu. — Wzruszyła ramionami, nie zamykając się na konkretne działanie. Niech sobie sam dopowie resztę. — Myślę, że byłabym całkiem przekonującą ofiarą — dodała po chwili. Grunt to pewność siebie, szczególnie w sytuacji, w której ktoś sugeruje, że chętnie widziałby cię w roli ofiary.
— Czy to twój sposób na ukrycie faktu, że brak ci obycia z mężatkami? — odparła, rozciągając usta w przekornym uśmiechu. — Założę się, że jestem pierwszą mężatką, z którą masz do czynienia. — Jej brew mimowolnie powędrowała do góry, jednocześnie dając mu do zrozumienia, że jego słowa niosły za sobą właśnie taki przekaz. Poza tym, że jawnie go podpuszczała, to naprawdę była też ciekawa tej kwestii. Może dlatego, iż wątpiła, że stan cywilny stanowił dla niego jakąkolwiek przeszkodę, niekoniecznie w odniesieniu do niej, ale do ogółu.
Przywitała parę gospodarzy zdawkowym, ale uprzejmym uśmiechem i przysłuchując się ich wymianie zdań jednym uchem, rozejrzała się raz jeszcze po terenie, jakby spodziewała się ujrzeć w nim coś osobliwego, co swoim klimatem odpowiadałoby wrażeniu, jakie płynęło od opiekunów posesji.
— Bardzo nam miło — odezwała się w końcu z lekkim roztargnieniem majaczącym w uniesionych kącikach ust, jakby sprowokowana tym nagłym gestem ze strony gospodarza czuła się w obowiązku powiedzenia kilku słów od siebie. Normalnie nie miała problemów z podtrzymaniem wszystkich tych konwenansów, jednak teraz była pod tak dużym wpływem atmosfery tego miejsca, że nie miała nic przeciwko, żeby to Blake poprowadził całą rozmowę.
— Moi rodzice? — mruknęła, upewniwszy się, że pytanie to skierowane było do niej. Sama kontynuowała przeprawę w głąb budynku, ciesząc oko najrozmaitszymi bibelotami oraz wystrojem. — Mama poświęciła się medycynie — odpowiedziała machinalnie, najwyraźniej nie widząc nic niestosownego w tym pytaniu, jak i okolicznościach, w jakich padło. — Nie pracuje już w zawodzie, ale teraz pomaga mi z prowadzeniem fundacji. A tata — zrobiła wymowną przerwę, zastanawiając się gorączkowo. Dziwne, że nie miała gotowej odpowiedzi. — Tata działa w biznesie — odchrząknęła, nie chcąc wdawać się w szczegóły, tym bardziej, że biznes to bardzo rozległa dziedzina, co zapewne doskonale rozumiał. — Tego nie udało ci się wygooglować? — Spojrzała na Griffitha porozumiewawczo.
Bez sprzeciwów dała poprowadzić się do pomieszczenia z przekąskami i napojami, gdzie bez większego zawahania sięgnęła po lampkę czerwonego wina. Nie widziała powodów, dla których nie miałaby się poczęstować i rozluźnić nieco bardziej.
— Mam nadzieję, że nie będzie uwzględniała biegania — zawtórowała mężczyźnie, tym samym zwracając uwagę na to, że miała na sobie szpilki. Mimo wszystko ciekawiło ją, co znajdowało się po drugiej stronie drzwi na tyle, aby przekonać się osobiście.

[dice]d5 = 1006607352 [/dice]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="wrapper" style="position: relative;"> <div class="navi"><img src="https://i.imgur.com/CkPgvqV.png" style="border: 1px; border-radius: 15px;"></div>
<br>
<div id="infoi" style="top: 385;left:-3;color: white;padding: 20px;width: 390px;height: 225;margin-left: 105px;z-index: 10;position: absolute;overflow: scroll;overflow-x: hidden;text-align: justify; font-size:11px; line-height:15px;">
<div style="font-family: Shefiratte; text-transform: lowercase; font-weight: normal; font-size: 60px; color: #e8c692; text-align: center;">
mothman</div><br>

Blake, gdy wspominasz o szkoleniu, jeden z gości spogląda na ciebie rozbawiony.
— Szkolenie? Jeszcze z takim określeniem się nie spotkałem — przyznaje, po czym krótko się śmieje, jakby to faktycznie było zabawne. — Chociaż tak, na pewno skończy się jeszcze dziś, w końcu to wyjątkowa noc — dodaje, przyjmując odrobinę tajemniczy wyraz twarzy. Uśmiechał się jakby coś wiedział, jednocześnie sugerując, że to być może jakaś tajemnica. Z drugiej strony być może podejrzewał, że się zgrywasz, a jego mina miała być czymś rodzaju porozumienia?
W każdym razie, po usłyszeniu dzwonka, wchodzicie do pomieszczenia, które okazuje się długim holem. Nie jest tak ozdobione, jak elegancki salon. Korytarz jest zimny i skromny. Widzicie, że gospodarze prowadzą gości dalej, a za wami podąża dwóch kelnerów, zamykających pochód. Jeżeli się odwracacie, to widzicie, że mężczyźni zamykają drzwi, przez które przeszliście i stają przed nimi, niczym strażnicy.
Goście przed wami skręcają nagle w prawo. Gdy podchodzisz bliżej, widzicie, że wszyscy schodzą krętymi schodami do… No właśnie, gdzie? Zważając na wasze podejrzenia, zapewne jesteście prawie pewni, że na dole znajduje się kaplica i chłodnia.
Nie widzicie co prawda niczego w stylu kostnicy, ale musicie przyznać, że duże pomieszczenia, do którego schodzicie, faktycznie przypomina nieco kaplicę, ale nie taką typową, które przyzwyczajeni byliście widywać.

Wnętrze jest dosyć ponure, a wokół ołtarza, na którym w zasadzie niczego narazie nie ma, oprócz białego obrusu, pali się wiele czerwonych świec. Niewielkie płomienie poruszają się leniwie, dając wyraźną, jasną poświatę. Zauważacie, że najważniejszym jednak faktem jest to, że w kaplicy nie ma ani jednego krzyża, religijnego obrazu, rzeźby, ani jakiejkolwiek podobizny świętego.
Wśród ludzi, który zebrali się na dole, nastąpiło lekkie poruszenie, kiedy odbierali coś od organizatorów. Okazało się, że są to proste, czarne płaszcze z kapturem.
— Proszę, dla was również mamy po jednej. Proszę narzucić na siebie szatę i ustawić się wokół kręgu, razem z innymi — odezwała się Pani Blackburry, podchodząc do was.
Zwracacie uwagę na to, że wasze szaty nie są jednak czarne, a brązowe.

Robicie o co was proszą, czy wycofujecie się i próbujecie się stąd wydostać?
Rzucacie kością d5 na powodzenie, niezależnie od waszych dalszych działań.

Rzuty kością:

d2: jeśli wypadnie 1, konsekwencje waszych działań zawarte w następnym poście MG będą neutralne lub pozytywne, jeżeli wypadnie 2 - negatywne.

d5: im większa liczba oczek, tym mniejsze powodzenie/gorsze konsekwencje.

Następny post MG pojawi się 02.11, jednak jeśli sytuacja w grze będzie rozwijać się prężnie - MG może umieścić taki post wcześniej. O ewentualnych opóźnieniach gracze zostaną powiadomieni. W sytuacji, gdy gracz nie zdąży dodać posta przed czasem, zostanie pominięty. [Event prowadzi Myre, w razie pytań można się z nią śmiało kontaktować drogą prywatną.


Rzuty kością:

d2: jeśli wypadnie 1, konsekwencje waszych działań zawarte w następnym poście MG będą neutralne lub pozytywne, jeżeli wypadnie 2 - negatywne.

d5: im większa liczba oczek, tym mniejsze powodzenie/gorsze konsekwencje.

Następny post MG pojawi się 06.11, jednak jeśli sytuacja w grze będzie rozwijać się prężnie - MG może umieścić taki post wcześniej. O ewentualnych opóźnieniach gracze zostaną powiadomieni. W sytuacji, gdy gracz nie zdąży dodać posta przed czasem, zostanie pominięty. [Event prowadzi Myre, w razie pytań można się z nią śmiało kontaktować drogą prywatną]

</b></div></div>

Kod: Zaznacz cały

[dice]d5[/dice]

Kod: Zaznacz cały

[dice]d2[/dice]
Ostatnio zmieniony 2021-11-03, 12:29 przez Misty Silhouette, łącznie zmieniany 2 razy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przechylił głowę w bok, w tym samym czasie z zamyśleniem skrobiąc się po zaroście, by finalnie całość zwieńczyć lekkim wzruszeniem ramionami i nutą niezrozumienia w spojrzeniu, które posłał ciemnowłosej. To nie tak, że obecnie chętnie by się jej pozbył; może i rzeczywiście na początku - kiedy w niezbyt sprzyjających okolicznościach (jego zdaniem) dane było im się poznać - przez myśl przeszło mu to, że najchętniej mało subtelnie kazałby Yael zabrać jej zgrabne cztery litery ze swojego fotela, a przez okno mógł ewentualnie pomachać dokumentami, jakie rzekomo świadczyły o zakupie udziałów w Serenity od Martina. Blake Griffith był nieufny; stary Biondi wyszedł (jak w późniejszym czasie się okazało - interesownie, bowiem miał problemy finansowe, o ironio - głównie przez ojca Thirlby) do niego z otwartymi ramionami i propozycją nie do odrzucenia, dzięki czemu były więzień w jakimś stopniu mu zaufał i naiwnie nie zakładał żadnych złych intencji, lecz tu sprawy miały się inaczej. Yael pojawiła się znikąd, przekonującym uśmiechem próbując załagodzić sytuację, a dziwna szczerość jej słów sprawiała, że przestał doszukiwać się jakiegoś spisku i drugiego dna kobiecych działań.
Może nawet w jakimś stopniu ją polubił.
Może.
- Jeszcze nigdy nie słyszałem, by ktoś w ten sposób mówił, że może zostać ofiarą. To było całkiem... urocze - powiedział, jeszcze przez chwilę starając się zabrzmieć poważnie, ale niestety na długo tej gry nie dało się utrzymać i parsknął krótkim śmiechem. I - o dziwo - nie kpił sobie, więc w ramach kapitulacji uniósł dłonie ku górze, aby zapewnić o swoich niewinnych intencjach. Tym razem naprawdę takie miał.
Raczej sporo mężatek w swoim życiu poznał, więc przeciągła zmarszczka na jego czole mogła sugerować, iż nie do końca rozumie co chciała mu zasugerować, ale - wracając do normy jego t y p o w y c h uśmiechów - niedługo później kącik ust mężczyzny drgnął w kpiąco-zadziornym wyrazie.
- Jestem dobrym uczniem - rzucił niby ot tak - możesz mnie nauczyć tego, jak obchodzić się z mężatkami - podsumował, choć z celowością mówił na tyle cicho, aby nie usłyszał tego nikt, oprócz odwróconej do niego plecami kobiety. Zgrywał się rzecz jasna, odpowiadając w podobnym tonie do tego, jakiego wcześniej użyła ona. Byli tu przecież w wiadomym celu - mieli się szkolić w kwestiach służbowych, żadne instrukcje obsługi mężatek na tym zlocie nie były przewidziane.
- Skoro nie - urwał, robiąc cudzysłów palcami w powietrzu - szkolenie, to jak to nazywacie? - zapytał zaciekawiony, kątem oka rejestrując jak ich niedoszły kolega, do którego kilka minut wcześniej z Yael podeszli, trochę pozieleniał na twarzy i ukradkiem próbował wycofać się do swojego samochodu. Nie dowiedział się jednak czy mu się to udało, czy ten zmienił zdanie (raz jeszcze) i będąc przekonany przez kogoś - jak się Blake domyślał - z obsługi imprezy, postanowił do nich dołączyć.
- A jeśli to on miał być ofiarą i teraz to sobie uświadomił? - posłał do wspólniczki, przy tym ruchem głowy wskazując na nieznajomego, a potem już skupiając się na jej opowieściach. Nie powstrzymał się przy tym przed kpiącym wywróceniem oczami, wszak doskonale wiedział do czego piła mówiąc o wyszukaniu w sieci. Cóż, musiał ją sprawdzić.
- Ambitnie - skwitował, dodatkowo posyłając pojedyncze skinienie głową. Nie tłumaczył się wobec tego, dlaczego nie skupiał się na jej rodzinie, ale i takie pytanie nie padło, więc oboje mogli - wraz z innymi - ruszyć na zwiedzanie posiadłości i pierwsze minuty...
...no właśnie, czego?
Gdy aura zaczęła ulegać zmianie, jak i klimat pomieszczenia, w jakim się zatrzymali, Blake wymownie odchrząknął i z uniesioną pytająco brwią spojrzał na świece.
- Romantycznie - rzucił cicho i rozejrzał się po gospodarzach, jak i innych ludziach dostających szaty. - Z byłego więźnia awansowałem na dementora. Ekstra. - Czy więcej było w tym kpiny czy zadowolenia? Ciężko stwierdzić, jednakże ewentualny entuzjazm został prędko stłamszony przez kolor peleryny przekazany ich dwójce.
- Uhm - mruknął przeciągle, analizując czy to przez to, że za późno potwierdzili przybycie, czy może problem leżał gdzie indziej.
- Chce się pan wymienić? - zagaił stojącego obok gościa, który - jak mu się wydawało - był z partnerką, więc może i narzutka w takim samym kolorze trafiłaby się Thirlby. Nie do końca świadomy tego skąd się wzięło te przeczucie, ale odnosił wrażenie, że wyróżnianie się z tłumu w tym przypadku nie było niczym dobrym.

[dice]d5 = 518309826 [/dice]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Dziękuję. — Skinęła głową z wdzięcznością za to, że docenił jej szlachetną postawę. — Liczę, że gdybym to ja znalazła się w podobnej potrzebie, ty też będziesz gotowy przybrać rolę ofiary — dodała, jakby dopiero teraz odkrywała przed nim swoje oblicze pozbawione bezinteresowności, po czym przybrała na twarzy pobłażliwy wyraz.
— Jaką mam pewność, że to nie wyłącznie udzielająca ci się tymczasowa atmosfera szkolenia? — W końcu poniekąd uczestniczyli w jednym, a przynajmniej tak im się wydawało. Na nic innego się nie nastawiali. — Musiałbyś okazać trochę więcej zaangażowania — skomentowała jego rzekome zacięcie do nauki przekornym uśmiechem, rzecz jasna podchodząc do tej, jak i pozostałych kwestii z przymrużeniem oka. Na pewno udzielał im się dobry humor, też nie wiedzieć czemu, skoro zboczyli z docelowej trasy, a ich plany uległy zmianie.
— Trochę udawany dementor. Brązowy to zdecydowanie nie jest twój kolor — skwitowała, tym razem z całkowitą powagą, więc ewentualny, żartobliwy wydźwięk został całkowicie przysłonięty. Z jego ust wyszło dziś tyle nieprawdziwych słów, że te dotyczące bycia więźniem chyba po prostu automatycznie zaliczyła do całej reszty z tego gatunku. Po chwili sama zerknęła po sobie, a właściwie na trzymaną w dłoniach szatę, nie bardzo wiedząc, co z nią zrobić. Oczywiście na ogół wie, do czego służy szata, ale w obecnych okolicznościach nakładanie jej na siebie wydało jej się co najmniej dziwne.
Pod względem osobliwości, wystrój pomieszczenia również nie odstawał od wszystkiego, co dotychczas napotkała po drodze. Jednocześnie nie mogła oprzeć się wrażeniu, że klimatem sytuacja przypominała przygotowanie do jakiegoś rytuału o nieznanym podłożu. Cóż, nieznanym dla niej, albowiem nigdy nawet nie zbliżyła się do tablicy Ouija, a zatem nie miała obycia oraz pojęcia, co ich czeka w następnej kolejności. Współwłaścicielką zakładu pogrzebowego też była od niedawna, jednak nie kojarzyła, żeby jakikolwiek rytuał związany z pracą tam wymagał świec, ołtarza i ustawienia się wokół kręgu. Zresztą swój sceptycyzm co do prośby wychodzącej od gospodarzy zawarła w spojrzeniu, jakim przelotnie obdarzyła Griffitha.
— Blake — zwróciła się do niego ściszając nieco głos do konspiracyjnego tonu — może powinniśmy powiedzieć sobie coś miłego, gdyby okazało się, że w dalszej części zamienimy się w kupkę popiołu? — Przez jej wzrok przebijało się rozbawienie. Specyficzna atmosfera tego miejsca sprzyjała takim żartom próbom rozładowania napięcia oraz niepewności, więc to chyba naturalne, iż pomyślała, że kolor peleryn, które powędrowały tylko i wyłącznie do nich, były zwiastunem czegoś niedobrego.
Nie czekając na odpowiedź, rozejrzała się po reszcie towarzystwa, nie potrafiąc stwierdzić, czy znaleźli się tu mniej lub bardziej przypadkowo. Na pewno chciała ocenić ich zachowanie, pierwsze odruchy w reakcji na to, co się dzieje, i na tej podstawie wyciągnąć wnioski.
[dice]d5 = 553394759 [/dice]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="wrapper" style="position: relative;"> <div class="navi"><img src="https://i.imgur.com/CkPgvqV.png" style="border: 1px; border-radius: 15px;"></div>
<br>
<div id="infoi" style="top: 385;left:-3;color: white;padding: 20px;width: 390px;height: 225;margin-left: 105px;z-index: 10;position: absolute;overflow: scroll;overflow-x: hidden;text-align: justify; font-size:11px; line-height:15px;">
<div style="font-family: Shefiratte; text-transform: lowercase; font-weight: normal; font-size: 60px; color: #e8c692; text-align: center;">
mothman</div><br>

Uczestnicy spotkania zakładali swoje płaszcze, we względnej ciszy. Można było usłyszeć ciche rozmowy, prowadzone szeptem. Nastąpiła wyraźna zmiana nastrojów, wszyscy się wyciszyli i okazywali oznaki zniecierpliwienia, jakby na coś wyczekiwali. Kaplica była oświetlona głównie przez świece, które jednak nie dawały specjalnie dużo światła. Panował półmrok.

Blake, zagadany przez ciebie mężczyzna mierzy cię przeciągłym spojrzeniem, nie przerywając zakładania swojego płaszcza. Chyba nie ma zamiaru odpowiadać na twoje pytanie. Po chwili jednak przysuwa się do ciebie niepostrzeżenie.
Każdy ma tu swoją rolę — szepcze, po czym oddala się w stronę swojej partnerki, nie czekając na reakcję z twojej strony.

Wszyscy ustawiają się w kręgu, dookoła ozdobionego na biało ołtarza. W międzyczasie ktoś ułożył na nim białe lilie, ale nie jesteście pewni kiedy i gdzie. W pewnym momencie do wnętrza wchodzi dwójka gospodarzy, w czerwonych szatach. Prowadzą przed sobą trzy kobiety ubrane na biało - przynajmniej wyglądają na kobiety, bo postacie są niskie i szczupłe. Nie widzicie jednak ich twarzy, bo na głowy założony mają kaptur.
Ubrani na biało ustawiają się przed ołtarzem. Gospodarze za to ustawiają się w samym centrum i unoszą nieznacznie dłonie, jak do modłów.
Witamy wszystkich na corocznej mszy na Jego cześć. Mamy dwóch nowych członków naszego stowarzyszenia, którzy na co dzień mają do czynienia ze śmiercią. Naszym zadaniem jest ich wprowadzenie i pokazanie jak ważna jest to, co robimy, zarówno dla nas, jak i dla nich — powiedziała kobieta w czerwieni, na chwilę wyciągając dłoń w waszym kierunku.
Msza ma trzy części. Zaczynamy od modłów i pierwszego czynu poddańczego, poprzez który wyrażamy chęć zawarcia z siłą wyższą porozumienia. W drugiej części obnażamy własne prawdy i chęci, po czym wykonujemy drugi czyn poddańczy, upewniając siłę wyższą, że chcemy jej opieki i pomocy. W części trzeciej przyrzekamy sile wyższej wierność, oddanie i posłuszeństwo, po czym dokonujemy trzeciego czynu poddańczego, udowadniając, że jestesmy gotowi na wszystko i akceptujemy siłę wyższą jako jedną i jedyną.
Tłumaczenie było głownie dla was, bo wszyscy inny jedynie z uśmiechem lub powagą kiwali głowami.
Jedna z białych postaci wspięła się na ołtarz i położyła na nim. Wtedy odezwał się gospodarz:
Wielki Mothmanie, najpotężniejszy, największy, najbardziej wyrozumiały w swym braku zrozumienia dla zdrady i kłamstwa. Stoisz na naszym czele, wspierasz nas, szanujesz, jesteś tam gdzie my, a my jesteśmy tam, gdzie Ty. Tutaj, teraz, na wieki, w tym i kolejnym życiu. Poddajemy się Tobie i przyrzekamy dozgonną wierność. Bądź naszym przewodnikiem, naszym Dżinem. Bądź, trwaj!
Cała reszta gromkim głosem powtórzyła po nim dwa ostatnie słowa. Zauważyliście, że nagle wszyscy wyjmując coś z kieszeni, coś w czym odbijają się światła świec.
Teraz! chodźcie! — zawołał ktoś, szturchając was po drodze. Jeżeli podchodzicie bliżej, widzicie, że biała szata dziewczyny leżącej na ołtarzu jest przesiąknięta krwią, a każda z czarnych postaci przynajmniej raz zatapia w jej ciele ostrze.

Yeal
Jeden z gospodarzy oddziela cię od Blake'a i próbuje zachęcić do wzięcia udziału w rzezi, podprowadzając cię pod sam ołtarz.

Nie macie wiele opcji do wyboru:
1. Bierzecie udział w rytuale i używacie na ofierze ostrza, które spoczywa w waszych kieszeniach.
2. Wycofujecie się i tylko przyglądacie.
3. Próbujcie uciekać.


Rzucacie kością d5 na powodzenie, niezależnie od waszych dalszych działań.



Rzuty kością:

d2: jeśli wypadnie 1, konsekwencje waszych działań zawarte w następnym poście MG będą neutralne lub pozytywne, jeżeli wypadnie 2 - negatywne.

d5: im większa liczba oczek, tym mniejsze powodzenie/gorsze konsekwencje.

Następny post MG pojawi się 06.11, jednak jeśli sytuacja w grze będzie rozwijać się prężnie - MG może umieścić taki post wcześniej. O ewentualnych opóźnieniach gracze zostaną powiadomieni. W sytuacji, gdy gracz nie zdąży dodać posta przed czasem, zostanie pominięty. [Event prowadzi Myre, w razie pytań można się z nią śmiało kontaktować drogą prywatną]

</b></div></div>

Kod: Zaznacz cały

[dice]d5[/dice]

Kod: Zaznacz cały

[dice]d2[/dice]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Parsknął cicho, tym razem odpowiadając niemo za pomocą pokręcenia w sposób przeczący głową. Nie do końca pasowała mu rola ofiary, tym bardziej, że w ich duecie całkiem bezproblemowo zgodziła się być nią Yael, a on - jakże miło - nie chciał jej zabierać tejże satysfakcji, aby mogła się spełniać w nowej funkcji. Griffith mógł pozostać nieco pochmurnym sobą, choć wyjątkowo tego dnia sceptycyzm związany z niemalże wszystkim co go otaczało, został porzucony na rzecz bardziej pogodnego oblicza, jakie - niestety - jeszcze bardziej kontrastowało z miejscem, w jakim się znaleźli i nowymi okolicznościami.
Aura pokaźnego dworku mogła powodować, iż szkolenie - w które coraz mniej wierzył - miało się odbyć w lekko tajemniczym, trochę mrocznym tonie, zważając zarówno na ich zawód, jak i dzień, w którym się odbywało. Mogła - bowiem prędko okazało się, że szkolić mieli się w zupełnie innej dziedzinie niżeli ta, na którą byli nastawieni.
O ile można nastawić się w jakikolwiek sposób na szkolenie z zakresu obsługi domu pogrzebowego; raczej nic przyjemnego...
- Gorzej mi w pomarańczowym, zapewniam - mruknął zerkając na nią przelotnie, gdzieś przy tym z niezadowoleniem odprowadzając spojrzeniem nieznajomego, który nie był na tyle uprzejmy, by zamienić się z nim płaszczem. Szkoda, ale nie zamierzał nikomu wyrywać go siłą, ani też buntować się przed całym światem i robić przekornie (nawet jeżeli to całkiem lubił), więc niedługo później wciągnął na swój strój brązowe odzienie.
- Tobie też lepiej bez niego, więc jeśli nie chcesz, to nie zakładaj - zasugerował, samemu wsuwając dłonie w kieszenie i napotykając coś chłodnego, co później okazało się sztyletem, który na parę sekund wyjął i z nieskrywanym zdziwieniem uniósł brwi.
- Też to dostałaś? - zapytał cicho, zastanawiając się, czy ktoś przypadkiem nie podsłuchał ich rozmowy i w rzeczy samej uznał, że dobrym pomysłem byłoby, gdyby ciemnowłosa została jego ofiarą. Nie udało mu się jednak przyswoić odpowiedzi, wszak jeszcze dziwniejsze wydarzenia zaczęły rozgrywać się przy ołtarzu, a krótko przed nimi miała miejsce przemowa.
- Ja pierdolę... - wymamrotał szeptem, a raczej: można było odczytać z ruchu jego warg i wzroku, jaki osiadł na twarzy współwłaścicielki Serenity. - To jakiś żart. Halloween, te sprawy, to nie może być... - Urwał, gdy Thirlby nagle została pociągnięta w stronę zakrwawionego ołtarzu, świec, a dla odmiany z jego ust wymsknęła się dość głośno wypowiedziana kurwa, czym pewnie przyciągnął spojrzenia zgromadzonych wokół osób.
- Gdzie on jest? - podjął, podczas mijania młodej kobiety, również kierującej się w tym samym kierunku co wcześniej Yael, a teraz i on. - Ten... Mothman. Nie do końca pasuje mi się poddać i być wierny jakiemuś dżinowi - rzucił, ciągle sobie myśląc, że to jakieś przedstawienie, albo inna sztuka, w którą zostali wciągnięci, choć z każdym krokiem i zbliżaniem się do zakrwawionej dziewczyny w bieli, wierzył w to jakby mniej.
Po raz kolejny wsunął dłoń do kieszeni i ostrożnie wybadał ostrze; bez wątpienia było prawdziwe i potrafiło zranić, więc wyszukał przerzucony do kieszeni scyzoryk, jaki mógł stwarzać pozory tego samego przedmiotu, jaki mieli inni, lecz bynajmniej nie dźgnął nim martwej kobiety (albo bardzo realistycznie wyglądającego rekwizytu, kto wie, a czuł, że warto to sprawdzić), a w momencie zetknięcia się ostrej końcówki ze szkarłatnym, wilgotnym materiałem (bo przecież nie "wbiłby" go w biały, bo nie zostawiłby śladu), sprawnie schował ostrze i podmienił broń na wcześniejszy sztylet.
Aha.
Super.

Trafili - najwyraźniej - do jakiejś sekty, która składała żywe (a potem martwe) ofiary.
...nie, pewnie coś było w tym winie.
Przelotnie musnął wierzchem dłoni jej ledwo ciepłe ciało, co spowodowało nieprzyjemny dreszcz przebiegający po kręgosłupie. Czyli jednak. Na szczęście udało mu się dostrzec niedaleko Thirlby, nim ta skończyła w sposób identyczny jak poprzednia kobieta.
- Powinienem nadal myśleć, że to zajebiście realistyczny performance, czy uwierzyć w to, że właśnie kogoś... - Ruchem głowy wskazał martwą (?) osobę. - Nie podoba mi się to - powiedział, starając się wyłowić inne wyjście, do którego mogliby ruszyć (skoro nie mogli wrócić tą samą trasą, którą tu się dostali, jeżeli w dalszym ciągu drzwi do sporego salonu pilnowała kelnerska obstawa), a tym samym za bardzo nie rzucać się w oczy.


[dice]d5 = 664458859 [/dice]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Chyba nikt nie wygląda korzystnie w pomarańczowym. — Sama nie wiedziała czemu konkretnie miała służyć ta krótka wypowiedź. Czy po prostu stwierdzała najzwyklejszy w świecie fakt, czy może wyczuwając kontekst, próbowała podnieść go na duchu, choć podejrzewała, że cokolwiek kryło się za tym komentarzem oraz poprzednią aluzją do więzienia, a także jak bardzo osobiste było, nie przyszło mu do głowy, aby szukać u niej współczucia.
— Żeby mnie jeszcze złożyli w ofierze? Nic z tego. — Gdyby tylko wiedziała, z jaką prędkością ziszczą się jej słowa! W innych okolicznościach posłuchałaby go i samej siebie i nie założyła tej nieszczęsnej peleryny, a jej kolor miałby akurat najmniejsze znaczenie. Jednak teraz postąpiła dokładnie na odwrót, bo pośpiesznie założyła ją na siebie, właśnie w obawie o to, że ktoś mógłby pomyśleć, że odstając od grupy pełnej osób o podobnym ubiorze, wyraża szczególną chęć uczestnictwa w obrzędach. Albo gorzej - zastąpienia kobiety złożonej na ołtarzu.
Pytanie Blake'a zbiło ją z tropu, aczkolwiek orientując się, co miał na myśli, poszła w jego ślady i wsunęła dłoń w kieszeń swojej szaty, by w następstwie wyciągnąć z niej połyskujące w blasku świec ostrze. Możliwe, że w ogarniającym ją zdezorientowaniu, dodatkowo wzmaganym przez przemowę gospodarza, trochę zbyt ostentacyjnie odniosła się ze swoim odkryciem, gdyż zaraz po tym została przechwycona przez kogoś z grona tych niepokojąco zachowujących się członków... no właśnie, czego? Nie zdążyła odpowiednio zareagować, więc posłała tylko przelotne spojrzenie Griffithowi, ale wyglądało na to, że on pozostał w tym samym miejscu.
— Nie, chwileczkę, to jakieś nieporozumienie — zaczęła, co prawda nie opierając się za bardzo, jednak miała nadzieję, że nie było jeszcze za późno na werbalny sprzeciw. — My wcale nie — urwała, wydając z siebie stłumiony krzyk na widok zakrwawionej kobiety, leżącej zapewne już w bezruchu, w konsekwencji czego ciemnowłosa wypuściła nóż z dłoni, który upadł na ziemię z tępym odgłosem. Cóż, nawet jeśli była to tylko maskarada i specjalnie przygotowane przedstawienie, efekt był dość przejmujący i niepokojąco realistyczny. Yael, lekko oniemiała, pokręciła parokrotnie głową, w ten sposób kolejny raz podkreślając swoje stanowisko w kwestii przystąpienia do rytuału, po czym instynktownie wycofała się, odbijając od kogoś. Tym kimś, na szczęście, okazał się Blake.
— W-widziałeś to? To ja zwariowałam, czy jeszcze chwilę temu ta kobieta była żywa? Przysięgam, że widziałam jak wspinała się na ołtarz — powiedziała głosem przepełnionym napięciem, jakby chcąc upewnić się w tym, że nie przewidziała się albo nie wymyśliła sobie tego, co przed momentem się stało. Zmarszczyła brwi, przyglądając się poczynaniom mężczyzny z niedowierzaniem. Czy on naprawdę zamierzał naśladować tych stukniętych ludzi?
— Może lepiej stąd chodźmy — zasugerowała nerwowo. — I wezwijmy pomoc. Przecież trzeba jej pomóc. Nie wiem, zróbmy cokolwiek, tylko nie stójmy tu tak. — Performance czy nie, miała dziwne wrażenie, że jeśli tu zostaną, staną się jego częścią, a to nie skończy się dla nich dobrze. Zdecydowanie wyrosła już z takich zabaw.
[dice]d5 = 1855072706 [/dice]

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Urban Legends”