WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
kawiarnia
-
Chociaż humor niekoniecznie jej dopisywał, gdy Kylie zajęła miejsce naprzeciwko, przywdziała najlepszy uśmiech, na jaki ją było stać. – Dwa lata. Zaraz po tym, jak załatwiłyśmy tamtą sprawę … – powiedziała, w dalszym ciągu nie pozwalając sobie na użycie słowa rozwód. Nie przepadała za tym. – To była raczej spontaniczna decyzja. Zanim się zorientowałam, pakowałam walizki – wzruszyła ramionami. Wbrew temu, jakie pozory próbowała w tym momencie stworzyć, nie była to wcale najłatwiejsza decyzja w jej życiu. Wręcz przeciwnie. Czy spontaniczna? To natomiast kwestia dyskusyjna. Fakt, myślała o tym dość długo; myślała i zastanawiała się, aczkolwiek chyba nigdy nie biorąc tego na poważnie. Jednakże w pewnym momencie po prostu coś w niej pękło i zdecydowała wówczas, że potrzebuje uciec. Jak najdalej. – Nie brakowało mi Seattle. Chwilę przed moim wyjazdem nie było zbyt miło, więc nie miałam za czym tęsknić. Ale teraz jest dziwnie, wiesz? Czuję się czasami, jakbym trafiła do całkiem innej rzeczywistości. Nie potrafię nawet tego wyjaśnić – skomentowała, mając na myśli zmiany w mieście, czy też u jej znajomych, których życie cały czas gnało do przodu, podczas gdy ona zawiesiła się. – A co u ciebie? – zagaiła. Ostatnimi czasy zdecydowanie wolała słuchać, niż opowiadać.
-
A humor... Nie zawsze trzeba mieć dobry. Nie zawsze trzeba się dostosować do dobrego humoru rozmówcy. Kylie chciała wierzyć w to, że ludzie, których spotyka na co dzień, mimo wszystko będą dobrze czuć się w jej towarzystwie i po prostu będą sobą. Nawet gdyby Marquez chciała posiedzieć w ciszy, Russell byłaby zadowolona.
- Tak, tak czasem bywa. Ale to chyba dobrze, co? Zmiana środowiska bywa naprawdę dobra.
Miała nadzieję, że takowa naprawdę jej pomogła i teraz wróciła do miasta w lepszym nastroju. Oczywiście nie będzie wypytywała jej o szczegóły, nie spyta, co robiła i jak sobie radziła. Były przecież ciekawsze tematy.
- Nie będę udawać, że to doskonale rozumiem, chociaż chyba wiem, co masz na myśli - usmiechnęła się. - Ale miło widzieć się w Seattle - puściła jej oczko. Tu akurat mówiła szczerą prawdę. Nie to, żeby wcześniej ściemniała, teraz była po prostu jeszcze bardziej prawdziwa. Cieszyła się, że Adore jakoś poukładała swoje sprawy (oby!) i wróciła, nawet jeśli, póki co, zamierzała słuchać innych. To cenna umiejętność, nie każdy to potrafił.
- U mnie... - zaczęła i uśmiechnęła się pod nosem. - Miałam po drodze kilka zawirowań, byłam zawieszona, ale wróciłam już do pracy i jestem jeszcze bardziej ambitna, niż wtedy. No i... Mam kogoś.
Może nieco się zarumieniła, może nieco bardziej, ale z tego wszystkiego, co działo się u niej przez ostatnie lata, z tego jednego była najbardziej dumna.
-
-
- Tak. Doskonale to rozumiem - westchnęła. Jej przytrafiło się osiemnastomiesięczne zniknięcie z serialu, więc wiedziała, co Marquez miała na myśli. Po wyjściu z więzienia musiała nauczyć się na nowo wielu rzeczy, poświęcić chwilę, żeby przypomnieć sobie "kto z kim i dlaczego", a przede wszystkim - żeby samemu na nowo poukładać sobie wszystko w głowie.
- Zawieszenie to i tak najmniejszy wymiar kary. Trochę narozrabiałam i... Sama rozumiesz. Ale to nie miało nic wspólnego z pracą - zapewniła ją od razu, żeby Adore nie pomyślała sobie czasem, że Kylie była zawieszona za złamanie tajemnicy adwokackiej lub granie na niekorzyść swojego klienta. O nie nie, to zdecydowanie nie miało tu miejsca. Dla swoich klientów zawsze będzie walczyć do końca, chociaż teraz podchodziła do wszystkiego nieco pokorniej. Tylko nieco. Wciąż była dawną Kylie, ale jednocześnie nie mogła powiedzieć, że ta nowa, nieco spokojniejsza, była zła. Przede wszystkim nieco inaczej podchodziła do pewnych spraw, na przykład do spraw damsko-męskich.
- No, już ponad rok - uśmiechnęła się. - Znamy się od lat. Abel od zawsze pracował dla mojego brata i jakoś tak wyszło, że zaczęliśmy się spotykać.
Wciąż to robili i nic nie wskazywało na to, że przestaną.
-
Kolejne pół godziny spędziły, plotkując na temat mieszkańców Seattle i w spokoju pijąc kawę. Potem rozeszły się, na nowo zapisując w telefonach swoje numery kontaktowe. Adore miała cichą nadzieję, że jeśli kiedykolwiek będzie chciała zadzwonić lub napisać, to tylko i wyłącznie po to, by swobodnie porozmawiać; a nie z przymusu, po raz kolejny potrzebując prawnika.
/ zt x2
-
Osoby… Ogarnij się, Elodie.
Zlokalizowała go przy jednym ze stolików, więc ruszyła w tamtym kierunku, uśmiechając się do niego ładnie. Może warunki pogodowe nie sprzyjały, może łatwiej byłoby to spotkanie odwołać albo przełożyć na inny termin, ale nie chciała. Nie chciała tego odwlekać w czasie. I tak jak nie była pewna, czy to cokolwiek da, czy to do czegokolwiek doprowadzi… cieszyła się, że będą mieli okazję chociaż porozmawiać. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie tęskniła. Nawet jeśli rozwód był jej pomysłem to nie znaczyło, że zniosła to dobrze – wręcz przeciwnie. Każda jedna komórka jej organizmu sprzeciwiała się temu, co w tamtej chwili robiła, ale starała się to racjonalizować. I jak zawsze – postawiła na swoim. Rzadko później żałowała swoich decyzji, ale teraz… no cóż.
- Hej – szepnęła, gdy znalazła się już przy jego stoliku i pochyliła się, żeby się przywitać i złożyć na jego policzku krótki pocałunek. Przyjacielski. Tak bardzo przyjacielski, że ją samo to zabolało – Wybacz spóźnienie, ale warunki są fatalne. Nie wiedziałam, że w Seattle może być tak… źle. Nie zdziwię się jak zaraz ulicą przeleje się jakaś fala pieprzonego tsunami. – prychnęła, uśmiechnęła się pod nosem i wbiła spojrzenie w mężczyznę po drugiej stronie stolika – Dobrze wyglądasz – przyznała, uśmiechając się i zgarniając kosmyk włosów za ucho. Dziwne uczucie znów się spotkać.
-
-
- Najmilszym – dodała, uśmiechając się pod nosem, zajmując miejsce i nie mogąc się powstrzymać by mu się przyglądać. Po prostu. Trochę bezczelnie? Bezwstydnie? Na pewno bez większego skrępowania. Sunęła spojrzeniem po jego twarzy i torsie, ale głównie to właśnie na twarzy się skupiała. Jakby próbowała ocenić jak bardzo się zmieniła od czasu, gdy ostatni raz się widzieli. Czy dorobił się jakieś nowej zmarszczki? Czy nadal reagował tak samo? Potrafiła czytać z niego jak z otwartej książki, wiedziała co oznacza konkretny wyraz twarzy, napięcie danych mięśni i odpowiednie zmarszczki. Dzisiaj? Dzisiaj nie wiedziała nic.
- Doskonale, dziękuję. Niedawno miałam kontrolę, wygląda na to, że wszystko jest raczej w porządku. Może wyniki nie są jak u szesnastolatki, ale i do szesnastolatki mi trochę brakuje. – zażartowała, uśmiechając się pod nosem – Zamawiałeś już coś? – zerknęła na kartę, którą trzymał przed sobą – Zdecydowanie potrzebuję kawy. – zadecydowała i rozejrzała się z kelnerem, czy ten może gdzieś tu krążył w okolicy i mógłby przyjąć ich zamówienie. Żadnego jednak nie było, więc wróciła spojrzeniem do Milo – A… co u ciebie? Nigdy nie podejrzewałam, że będziemy zdawać tego typu pytania, ale trzeba zacząć od podstaw. – plus naprawdę była ciekawa!
-
-
- Adoptowałeś psa? – wyłapała zaskoczona. Na pytanie o kawę tylko twierdząco skinęła, nic się nie zmieniło… nie przy wyborze kawy. Właściwie to musiała przyznać, że w ogóle niewiele się w jej życiu zmieniło. Bo… co? No nic. Ciągle to praca była jej konikiem, ciągle to firma była dla niej najważniejsza, była jej dzieckiem i nawet psa nie mogła adoptować, bo nie miała na niego czasu. Musiałby biedny całymi dniami siedzieć sam w domu, gdy ona bawiła się w prawdziwą bizneswoman.
Uśmiechnęła się pogodnie do kelnerki, która zjawiła się przy ich stoliku i pozwoliła Milo czynić honory i złożyć zamówienie, chociaż we własnej głowie wyrecytowała jak będzie ono wyglądało. Naprawdę niewiele się zmieniło. Odprowadziła kobietę wzrokiem do lady i wróciła spojrzeniem do mężczyzny siedzącego przy stoliku
– Nie wiedziałam, że kiedykolwiek chciałeś psa… że w ogóle o tym myślałeś. Dlaczego właściwie nigdy nie mieliśmy psa? – zmarszczyła śmiesznie nos i zaśmiała się, kręcąc lekko głową, bo to było głupie pytanie i niepotrzebnie je zadawała. To całkiem oczywiste. Ponieważ byłaś cholerną pracoholiczką, zachorowałaś na raka a później wniosłaś pozew o rozwód, dlatego właśnie nie zdążyliście mieć nawet psa, Elodie…
-
-
Katharine poznała krótko po tym, jak przeprowadziła się do Seattle. Ktoś polecił jej to miejsce, gdy potrzebowała jakichś stylowo wyglądających książek i dekoracji do urządzenia jednego z pokazowych salonów. Tematyką było vintage i stare książki idealnie wpisywały się w tematykę stylizacji. Na dodatek stare książki często można było kupić w atrakcyjnej cenie. Miała szczęście i trafiła na właścicielkę. Od słowa do słowa zgadały się, że warto będzie nawiązać współpracę - "wynajem" towaru w formie dekoracji do zdjęć, w zamian za reklamę. Obustronna korzyść i interesy powoli przeradzały się w koleżeńską relację. Sutton nie miała zbyt wiele przyjaciółek w Seattle, dlatego cieszyła się z każdej nowej znajomości. A antykwariat kobiety okazał się być kopalnią inspiracji. Sutton często odwiedzała to miejsce i coraz częściej wrzucała na bloga inspiracje oparte na dekoracjach wyszukanych u Katie.
Dziś postanowiła zaprosić koleżankę na kawę, w ramach okazania wdzięczności za współpracę. Umówiły się w Caffe Fiore, pobliskiej kawiarni. Podobno robili tu całkiem niezłą kawę i Sutton często tu bywała. Tu w sumie dogadały warunki swojej współpracy, więc to było trochę "ich miejsce". Kilka miesięcy w mieście, a Holmes jeszcze nie miała okazji poznać zbyt wiele atrakcji. Często była zbyt zajęta by zwiedzać. Znała sklepy meblowe, z dodatkami i tego typu lokalizacje, ale w muzeum czy teatrze jeszcze nie była. Może powinna to była w końcu nadrobić. Nawet nie wiedziała co robią standardowi mieszkańcy Seattle w wolne wieczory.
Umówiły się na miejscu, Sutton była chwilkę wcześniej, żeby zająć dobry stolik.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
Katherine bardzo chciała, aby jej niewielki sklepik nie był jednym z wielu, totalnie bezdusznym miejscem. Ważne było to, że nie musiała bać się o utarg, miesięczne bilanse i tak dalej, bo nie musiała tam zarobić na życie. Oczywiście, każdy zarobiony dollar cieszył, jednak gdy był jakiś gorszy miesiąc, to nie było dramatu, Kevin Wheterby zarabiał dobrze. To na pewno zdejmowało nieco presji z kobiety. Była też otwarta i z chęcią wchodziła w rozmowy z klientami, aby zatrzymać ich na dłużej. Często obiecuje że poszuka dla nich konkretnej rzeczy, aby nawiązać kontakt i więź. Nic dziwnego więc, że najpierw zagadnęła Sutton, a gdy okazało się, że ta pisze bloga, którego brunetka znała, to w ogóle była w siódmym niebie. Z chęcią zgodziła się na to, aby użyczać swoje zbiory, nie tylko te sklepowe, ale także te własne (a tego było mnóstwo!), do zdjęć. Skoro sprzedawała rzeczy jako używane, to przecież nie traciły na wartości.
Cafe Fiori to faktycznie było miejsce, gdzie często spotykały się obie panie. Było to urocze miejsce, ale nie jakieś szczególne. Serwowali dobrą kawę, przyzwoite ciasta - nic nie można było zarzucić temu miejscu. Przyszła jak zwykle kilka minut spóźniona. Jednak nie na tyle, aby ktokolwiek był w stanie jej to zarzucić, ot może 3 minutki po konkretnej godzinie, na którą się umówiły.
-Hej Sutton-powiedziała opadając na wolne miejsce. Cieszyła się, że wyrwie się z domu. Bo mając męża i dziecko, to właśnie w taki sposób spędzało się wieczory w Seattle.
-
Z czystym sumieniem polecała innym zakupy w tym miejscu, tak jak kilka miesięcy ktoś polecił jej ten sklep. Taka forma reklamy często okazywała się najlepszą, bo w internecie można było napisać co się chciało, ale jeśli ktoś znajomy osobiście już polecił ci jakieś miejsce, to brał jakąś odpowiedzialność za swoje polecenie. Na blogu owszem Sutton mogła wypisywać co chciała, ale przez to, że to było nijako publiczne miejsce, a ona nie chciała wyjść na kłamczuchę albo karierowiczkę, czy jak nazwać influencerów itp. którzy robią wszystko dla pieniędzy, kosztem prawdy i rzetelności. Holmes pozostawała szczera, choć jej blog nie miał milionów widzów i nie zarabiała na nim takich pieniędzy, by móc robić już tylko to, to jednak dbała o to co pisała i by to co polecała, było faktycznie warte polecenia.
- Hej. - uśmiechnęła się na widok Katherine. Trochę zazdrościła jej posiadania takiej udanej rodziny, kochającego męża i dziecka. Sama Sutton niestety przez całe małżeństwo zajść w ciążę nie mogła, a finalnie cały związek rozpadł się jak domek z kart. W momencie gdy składała papiery rozwodowe, to nawet ucieszyła się, że nie mają dziecka, bo to mogłoby wiele rzeczy komplikować.
Spóźnienie było na tyle minimalne, że Sutton nawet nie zauważyła, że minął już właściwy czas.
- Zamawiamy? - zapytała, łapiąc jednocześnie kontakt wzrokowy z kelnerką.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
Na takich klientów jak Sutton, Katherine szczególnie liczyła. Zadowolonych ze swoich wizyt i zakupów, bo przecież na pewno blondynka wydała trochę dolców w antykwariacie, bo się jej coś spodobało, nie tylko wypożyczając rzeczy do zdjęć. Dodatkowo, zaprzyjaźniła się z właścicielką i podsuwała jej sporo klientów. Choć nie prowadziła sprzedaży wysyłkowej, więc tylko czytelnicy z okolicy mogli skorzystać na reklamie z bloga. Jednak to nic, tutaj często jeden klient liczył się bardziej, niż stu klientów jakiejś sieciówki.
Czy Wheterby miała idealne życie? Absolutnie nie. Jeśli Holmes próbowała zajść w ciążę, a jej się to przez długi czas nie udawało, to spokojnie mogły sobie z nową koleżanką przybić piątkę, bo to małżeństwo właśnie przez to przechodziło. A nie był to łatwy czas, zwłaszcza że był to temat, który przeżywało się we dwójkę. Jednak tak czy siak powiedziałaby, że ma dobre, przyjemne życie, bo potrafiła docenić całą resztę.-Jasne, że zamawiamy. Kawa i ciastko?-zapytała, jakby na potwierdzenie tego, o czym sama myślała. Jak przechodziła obok gablotki z wypiekami, to widziała tam mnóstwo ciekawych rzeczy i ta część zamówienia będzie o wiele trudniejsza do wyboru, niż w temacie napoju. Choć i tu można było na pewno szaleć.-Co tam słychać u Ciebie?-zapytała, aby już tak mniej oficjalnie rozpocząć to babskie spotkanie.