WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wolał zachować w swojej głowie wyłącznie te miłe wspomnienia; było ich przecież znacznie więcej i były dużo ważniejsze, przynajmniej dla Danny'ego. Zapatrywanie się na ich znajomość tylko przez pryzmat zerwania wydawało mu się nadzwyczaj głupie, bo takie właśnie to rozstanie było - wybitnie durne i niepoważne. Za to te wszystkie chwile, jakie spędzili wspólnie przed dniem nieuchronnym, malowały się w jego głowie naprawdę wyjątkowo, jako że w tamtym czasie przechodził przez dość specyficzny etap życia, w którym Gabe nieopisanie mu pomógł. O tym właśnie myślał, kiedy teraz na niego patrzył, tylko o tym.
- Wróciłem na pogrzeb brata, a potem jakoś tak wyszło, że no... zostałem - odparł, decydując się na ominięcie konkretnej daty i wzruszył ramionami. Chyba nie chciał o tym mówić. O tym, że był tu już od roku i że wcale go nie szukał, bo bał się, jakby to ich spotkanie przebiegło. Mogli wszystko jeszcze bardziej popsuć, a teraz było przecież tak... idealnie, w sam raz. Wciąż darzył go wyjątkową sympatią, mimo że nieco inną od tej, jaka połączyła ich niegdyś. - Słyszałem, że twoja siostra też... No wiesz. Bardzo mi przykro. Dowiedziałem się już po fakcie, na pewno przyjechałbym na pogrzeb - zapewnił, na krótki moment wbijając wzrok w powierzchnię drewnianego stołu. Nie wiedział, dlaczego właśnie teraz o tym wspomniał i to w taki sposób, ale czuł, że tak po prostu wypadało, tego wymagała sytuacja. Chciał to powiedzieć.
Co do ciasta jednak... Nie spodziewał się, że taką drobnostką będzie w stanie go urazić. Nie potrafił doszukać się w tym geście nic niepoprawnego; zazwyczaj chęć podzielenia się ciastem odbierało się w całkiem przeciwny sposób, uśmiechając się z wdzięczności, a nie krzywiąc się tak, jakby właśnie obraziło się matkę swojego rozmówcy. Choć... Danny był pewny, że gdyby faktycznie obraził rodzicielkę bruneta, ten obdarzyłby go przychylniejszym spojrzeniem. Nieważne. Starał się udawać, że wcale się tym nie przejął, choć prawda była dalece inna. Tego się właśnie obawiał, że Gabe wciąż będzie chować do niego urazę. Dlatego zapchał się tym sernikiem, by nie odczuwać tak dotkliwie tej ciszy, jaka zapanowała między nimi. - W sumie nic specjalnego, jak widać. Jak komuś pada system i nie chce tracić milionów na naprawdę, to dzwoni po mnie - ponownie wzruszył ramionami, bo przecież nie było o czym mówić. Te rewelacje z jego życia były po prostu żałosne. - Ale widzę, że tobie się udało. No wiesz... Ten garnitur i tamta kobieta... Pewnie jesteś współwłaścicielem jakiejś odjechanej kancelarii prawniczej, jeździsz limuzyną, a na kolację jadasz kawior, czy coś takiego - powiedział, uśmiechając się przy tym, ale nie prześmiewczo, a z wyraźnym podziwem i dumą. Wciąż chciał przecież dla Gabe'a jak najlepiej, czy było w tym coś zaskakującego?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

A jednak nie istniało dla niego ani jedno dobre wspomnienie, które skutecznie byłoby w stanie przysłonić to ich rozstanie. Tak niepoważne i niekomfortowe dla niego, odbierające mu prawa do jakichkolwiek pretensji. Bo było dla niego tak sporym zaskoczeniem, bo niosło w sobie tak wiele pytań, że nie był w stanie wówczas nawet walczyć. Przecież nic by to nie zmieniło. Przecież Danny i tak trwałby w przekonaniu, że to nie dla niego. Że to tylko taka faza, którą Gabe potraktował zbyt poważnie. Jak wszystko zresztą, zawsze. Niezmiennie nie był w stanie nauczyć się tego, by do ludzi się nie przywiązywać.
— Scott nie żyje? — zadane pytanie niebezpiecznie zawisło w powietrzu. Kiedy zginął? Jak zginął? Dlaczego nic o tym nie wiedział? Dlaczego dowiadywał się teraz i to w taki sposób? Odpowiedź pojawiła się prędzej niż przypuszczał. Wzruszył jednak niewinnie ramionami, jakby sprawa ta znaczyła kompletne minimum. A może znaczyła, bo być może Gabe faktycznie śmierć siostry uznawał za nic zaskakującego; może tak naprawdę pożegnał się z nią już lata temu. — Była tylko rodzina i najbliżsi przyjaciele, nic szczególnego — mruknął w odpowiedzi, wzruszywszy przy tym ramionami. Ta jego obecność nic by nie zmieniła. Nie nadałaby temu wydarzeniu powagi, nie przyniosłaby mu ulgi. Może jedynie wściekłby się, że dopiero w takim momencie Danny’ego widzi. Ciężko ocenić po tak długim czasie. Liczyło się to, że siedział wciąż przy stoliku, choć obiecał sobie wczesną ewakuację. Niekoniecznie podobał się mu sposób, w jaki to ich pierwsze spotkanie przebiegało, choć wiedział, że mogło być dużo gorzej. Tyle że Gabe nie wiedział po prostu, jak ma z nim rozmawiać.
— Czyli niewiele się zmieniło — stwierdził z rozbawieniem, mocno starając się o wykrzesanie z siebie dobrego nastroju. Bo wciąż prawda była taka, że Danny nie zrobił niczego złego. Ani wtedy, ani dzisiaj. — Daj spokój — wyrzucił z siebie poprzez śmiech, kiwając głową. — Nie miałem pojęcia czym się zająć, więc skupiłem się wyłącznie na rozwodach. I za każdym razem, jak grozi mi awans robię coś, żeby jednak odsunąć go w czasie — wyjaśnił, czując się dość żałośnie teraz. W tym swoim głupim garniturze, wypowiadając tak infantylne słowa. Odebrał więc Danny’emu widelec i ciasto, by jednak poczęstować się ostatnim kawałkiem sernika. Byleby tylko skupić się na moment na czymś innym, niż praca. — Tak więc zero limuzyn i kawioru, bo jeszcze przypadkiem zmieniłbym się w swojego ojca — a to doprawdy było jedną z najbardziej przerażających myśli.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dopiero słysząc imię brata, zrobiło mu się wyjątkowo głupio. Choć nie, nie wyjątkowo, Danny'emu często było głupio, ale tym razem jeszcze dotkliwiej, co spowodowała lawina wspomnień, jaka spadła na niego za sprawą tego konkretnego zlepku literek. Nieustannie przecież zamęczał Gabe'a opowieściami o Scott'cie, swoimi licznymi pretensjami do niego i pytaniami, czy zdaniem Hargrove'a to on był winny, czy jednak jego brat. Okropnie wstyd było mu teraz; kiedy myślał o tym i przypominał sobie coraz więcej szczegółów z odbytych w młodości rozmów. Może więc nie powinno go tak dziwić, że Gabe nie cieszył się z tego przypadkowego spotkania w równym stopniu, co on?
- No... tak, nie żyje - potwierdził tylko, wzruszając ramionami. Historia jego śmierci była zbyt zawiła i skomplikowana, by teraz próbował ją streścić brunetowi. Zresztą był pewny, że Hargrove nawet nie chciałby o tym słuchać. - Ach, rozumiem - bąknął, nie rozumiejąc, dlaczego Gabe to zrobił - dlaczego musiał podkreślić, że nic już dla siebie nie znaczą, że Danny w jego życiu nie odgrywa żadnej, nawet najmniejszej roli. I nawet jeśli ta myśl zaczęła go uwierać, tak postanowił nie skupiać się na niej zbytnio, jako że niewiele mógł na nią poradzić. I że tak naprawdę wcale nie powinno go to martwić...
- W tym się chyba czuję najlepiej. Albo po prostu w tym jestem najlepszy, czy coś takiego. W każdym razie ten rok temu szukałem czegoś, o co mógłbym się chwilowo zaczepić i akurat szukali kogoś w radiu i sam nie wiem, kiedy podpisałem umowę na dłuższy okres czasu... Zresztą nigdzie indziej by mnie raczej nie chcieli, na pewno nie w policji z moją kartoteką. Poza tym na przykładzie Scotta widać, że to niekoniecznie się opłaca i... - przerwał ostatecznie, bo dopiero w tym momencie uświadomił sobie, jak ględził i to wcale niepytany. Tak po prostu reagował w stresie - łapał go ślinotok niezrozumiałych, pozbawionych sensu rewelacji, jakimi ochoczo dzielił się z kim popadnie. Nie dotarło do niego w tym wszystkim, że zdradził mu właśnie szczegóły długości trwania swojego pobytu w Seattle, ale cóż, tak po prostu się czasem zdarzało. To znaczy MU się zdarzało. - Rozwody? - zapytał w końcu, po wysłuchaniu jego słów. - To brzmi trochę... Nie wiem jak. Z jednej strony, jakby się opłacało, a z drugiej... Nie nudzi cię to? - pozwolił sobie zadać trochę nazbyt prywatne pytanie, ale co miał poradzić, jeśli ta kwestia go tak silnie ciekawiła? Uniósł też zaraz kącik ust ku górze, kiedy brunet jednak zdecydował się spróbować sernika i prawdę mówiąc, odczuł dzięki temu sporych rozmiarów ulgę. - Taaak... Pan Hargrove... Przerażająca postać. Zawsze się dziwnie na mnie patrzył, jakby bał się, że zaraz podwędzę mu jego rolexa - zaśmiał się, znowu mówiąc trochę od czapy, ale czy to jeszcze kogoś dziwiło?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3

Pax od niedawna mieszkał w Seattle. Przeprowadzał się już siedmiokrotnie i wbrew pierwotnym oczekiwaniom, obecna rodzina zastępcza była naprawdę znośna. Pani Nora, która pełniła rolę matki nie wymagała od niego za wiele. Zależało jej jedynie, aby regularnie uczęszczał do szkoły, miał przynajmniej dostateczne oceny i sprzątał po sobie w domu. Nie zmuszała go do szorowania toalety, pomaganiu innym dzieciom czy do zwierzeń, albo chociaż normalnych rozmów, do których jak dotąd również nie był skory. Panią Norę zadowalał fakt, że mówił dzień dobry, dziękuję i do widzenia, brał kąpiel oraz ścielił łóżko. Były to wymagania, jakie Pax naprawdę potrafił spełnić.
Problem zaczął się wtedy, kiedy Pani Nora poinformowała go, że znalazła dla niego dziewczynę, która udzieli mu kilku korepetycji. Niestety musiał podciągnąć się z chemii (?), jeżeli chciał w ogóle dostać na koniec dwóję. Nie spodobał mu się ten fakt, jednak pomimo swojego niezadowolenia, zacisnął zęby i udał się we wskazane miejsce. Nawet dostał trochę pieniędzy, aby zamówić coś dla siebie i korepetytorki. Lily Crane kojarzył ze szkolnego korytarza. Czasem pojawiała się w towarzystwie Stelli, co tylko zaogniło w nim niechęć do tych dodatkowych lekcji.
- Nie potrafię zadań ze strony czterdziestej czwartej - oznajmił, gdy już oboje zajęli miejsce przy najbardziej ustronnym stoliczku w kawiarni. Pax zaczął kartkować podręcznik i przez dłuższą chwilę przyglądał się jednej ze stron. - I czterdziestej siódmej - dodał, stukając palcem w jakąś pomarańczową tabelkę. - Chcesz coś do picia? - Oderwał na moment wzrok od książki, aby spojrzeć na Lily. Była zadbaną, o rok starszą dziewczyną, która posiadała ładny uśmiech i bystre oczy. często widział, jak jego koledzy z klasy patrzyli na nią pożądliwie i klepali się po ramionach, mówiąc ,,patrz, idzie Lily". Osobiście nie miewał takich odruchów, choć niewątpliwie należała do nastolatek o nieprzeciętnej urodzie.
- Jeżeli cię o coś poproszę, to jesteś w stanie dotrzymać obietnicy? - zapytał znienacka, lekko mrużąc przy tym oczy i przemielił ślinę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

~18~

Kojarzyła Paxa ze szkoły, ale nigdy nie mieli zbytnio okazji zamienić więcej niż kilku grzecznościowych słów. Nie, żeby Lily nie zadawała się z młodszymi – przeciwnie, dzięki Stelli znała ich całkiem sporo. Po prostu tak wyszło. Gdy jednak padła propozycja, by pomogła nowemu w nauce, nie zawahała się. Przez większość swojej licealnej „kariery” udzielała komuś korepetycji, a na wcześniejszych etapach zawsze pomagała znajomym rozwiązywać prace domowe. Nie, nigdy nie była jakąś mega wielką kujonką, ale nauka nie sprawiała jej problemu. Skoro sama coś ogarniała, chętnie pomagała innym osobom, przy okazji utrwalając tematy sobie. Win-win. Czasem nawet ludzie chcieli jej za to płacić, co w życiu nastolatki wcale nie jest bez znaczenia.
Powód, dla którego zdecydowała się pomóc Fourtonowi, był jednak jeszcze jeden. Chciała zająć czymś myśli. Mama nadal miała jej za za złe przeprowadzkę do ojca, tata dużo pracował i sporo się o nią martwił, a Taylor po prostu ją denerwował. Miło było czasem nie wrócić do domu prosto ze szkoły i porobić coś innego niż na co dzień. Poza tym, zakładam że pierwsze korepetycje mieli już za sobą i Pax wydawał się całkiem w porządku. Pewnie Stella jeszcze nie zdążyła jej opowiedzieć całej historii…
Wbiła wzrok w wymienione przez niego zadania i wczytała się w ich treść. Nie wydawały jej się wcale takie łatwe, ale na szczęście umiała je rozwiązać.
Dobra, popracujemy nad tym – pokiwała głową. – Poproszę kawę. Americanę.
Pochyliła się, by sięgnąć po swój plecak. Wyjęła z niego zeszyt oraz przybory do pisania i zaczęła mazać coś na kartkach, żeby mieć pomoce do nauczania. Zaraz jednak uniosła wzrok, słysząc pytanie chłopaka. Nie miała pojęcia, o co chodzi, ale miała nadzieję, to nie jeden z tych dziwnych podrywów, których w sumie nie rozumiała.
Brzmi niepokojąco, ale niech stracę, mów o co chodzi – odgarnęła włosy, stukając długopisem w swój zeszyt.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#4

Od lokalu dzieliło go zaledwie dwadzieścia kroków. Zerknął na witrynę, ale wywołane południowym słońcem refleksy na szkle nie pozwoliły mu dokładnie zapoznać się z naklejoną nań w ramach reklamy treścią. To zresztą nie miało znaczenia. Nie przyjechał do kawiarni w celach rekreacyjnych...
Drzwi do lokalu okazały się przyjemnym zaskoczeniem; nie licząc cichego kliknięcia klamki, otworzyły się niemal bezdźwięcznie, szurając jedynie przez sekundę, gdy przesuwał je nad szorstką wycieraczką. Żadnego skrzypnięcia, żadnego irytującego dzwoneczka, który głośno zamanifestowałby jego obecność. Terrius uśmiechnął się i wślizgnął do środka.
W drodze do lady rozejrzał się uważnie, próbując odnaleźć cel dzisiejszej misji. Zadanie nie okazało się szczególnie trudne, kobieta nawykła do uwagi nie mogła wybrać mniej widocznego miejsca. Arlington zsunął z nosa okulary przeciwsłoneczne i skorzystał z chwili, kiedy wciąż pozostawał niezauważony, by lepiej się jej przyjrzeć. Zastanawiał się czy celowo wybrała krzesło od południa i czy zdawała sobie sprawę z tego, w jaki sposób promienie podkreślają w tej pozycji rysy jej twarzy. Znów zamierzała wypytywać ochroniarza o możliwość kontaktu z nim czy też może tym razem pojawiła się już dla samego Tremblay'a?
Poproszę to samo, co pani koło okna — zwrócił się w końcu do czekającego za ladą baristy, lekkim skinięciem wskazując na Włoszkę. Zaraz potem skierował swoje kroki ku jej stolikowi.
Witam, panno Accardi — mruknął, odkładając okulary na blat. — Reece nie mógł przyjechać, więc zdecydowałem się go zastąpić — dodał w ramach wyjaśnienia i zajął miejsce na przeciwko. — W czym mogę pani pomoc? — zapytał wprost i odgarniając niedbale poły szarej marynarki, rozsiadł się wygodnie, nie spuszczając z kobiety uważnego spojrzenia.
Usiadł nieco bokiem, wspierając łokieć na obarciu, by w razie konieczności móc się szybko podnieść. Ot, zwykły nawyk podyktowany instynktownym przyswajaniem licznych wskazówek przyjaciela, na który już dawno przestał zwracać uwagę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2

Światło padające z okien nie tylko oświetlało jej twarz, kształtując skrupulatnie wykonturowane usta i nos. Rozświetlały cały jej strój, utwierdzając ją w przekonaniu, że Reece na pewno jej nie przegapi. Musiała mieć pewność, że żadna Monica Belucci czy Weronika Rosati nie przyćmi jej urody. Dzisiejsze realia, w dobie medycyny estetycznej i diet króliczych wymagały od niej nie lada wysiłku, żeby była jedyną kobietą w kawiarni w Ballard, na którą zwróci się uwagę tabun mężczyzn.
Jej towarzysz był spóźniony. Niedługo, ponieważ zjawił się trzy minuty przed czasem, wnioskując po odczytaniu godziny z ekskluzywnej tarczy jego zegarka marki Patek Philippe. Jednak skoro ona była pierwsza, to było niewybaczalne niedociągnięcie.
Uniosła wzrok z nad popijanej espresso, krzyżując spojrzenie z jasnymi oczami. Nie przypominał dzisiaj siebie. Wyglądał... zdecydowanie zbyt szykownie - oceniając po stylowym garniturze, zbyt śmiałej długości złotych, prawie naturalnie zmierzwionych włosów, głębokim głosie i nonszalanckiej pozie.
Może dlatego, że to nie był Reece, na którego czekała.
Wyprostowała się, powoli odkładając małą filiżankę na porcelanowy talerzyk.
Ciao signore Arringhton.
Przekręcone nazwisko nie wynikało z jej lekceważenia, czy arogancji. Nie mogła pozbyć się wyraźnego, włoskiego akcentu, choćby chciała. A nie chciała. Ceniła swoje włoskie korzenie.
Brak ignorancji okazała mu w przeciągłym spojrzeniu, kiedy siadał obok, o czym świadczył choćby fakt przerwanego smakowania owocowych nut najdoskonalszego w Seattle espresso. Zamiast jednak uśmiechnąć się do niego kokietująco, jak to miała w zwyczaju, jedynie uniosła delikatnie kącik czerwonych ust, parskając tajemniczo do własnych myśli.
Przepraszam na moment.
Uniosła dłoń gestem kupując sobie dosłownie minutkę czasu. Chwilę potem sięgając ręką po swoją kopertówkę, zaczesała włosy na jedno ramię wystylizowanym, wyuczonym do tego stopnia gestem, że przychodził jej naturalnie. Bingo. Znalazła telefon.
Wyklepała na nim kilka liter, a po klikniętym "wyślij" odstawiła telefon na róg stołu.
Zanim metaliczna obudowa dotknęła blatu, dźwięk przychodzącego smsa rozbrzmiał w jego kieszeni:
"On you" – głosiła enigmatyczna wiadomość.
Bardziej niż ona liczyło się to, co Giulia wyniosła z tej krótkiej notki. Telefon mu działał. Więc jaką mógł mieć inną przyczynę, żeby jej nie odpisać? Oparła podbródek na ręce, wpatrując się przez chwilę w ciszy w jego regularną twarz. Mogłaby mu powiedzieć, że czeka na Reece'a, ale zapewne wiedział już, że Reece był półśrodkiem, który miał ją skierować do niego. Był wymówką. Przyjemną. Zabawiającą ją, ale dalej tylko wymówką, żeby spotkać Terriusa.
Uniosła kącik jeszcze raz. Z mieszanką rozbawienia i pobłażania. Teraz nie była już tego taka pewna.
Gdybym wiedziała, że pan przyjdzie, wzięłabym ze sobą swojego asystenta, prawników, umowę.
... i założyła coś ciekawszego, niż ponadprzeciętnie ładny komplet – dodała w myślach.
Lepszy humor — dodała zaczepnym szeptem, pomimo treści słów.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie przejmował się tym drobnym spóźnieniem, a w każdym razie nie tak, jak zapewne z perspektywy Giulii powinien. Bezwzględna punktualność cechowała go jedynie w godzinach pracy i wtedy również nie tolerował żadnych, nawet najdrobniejszych poślizgów w czasie. Tak się jednak akurat składało, że przed udaniem się na spotkanie dopilnował, by zakończyć wszystkie zaplanowane na ten dzień zadania, co zapewniło mu przepustkę do wolności, jak również ucieczkę od tak okrutnych zasad. Niemniej te nieszczęsne trzy minuty opóźnienia nie były z jego strony zabiegiem celowym...
Wyraźny akcent nadał jej wypowiedzi nieco egzotycznego wydźwięku, chociaż własne nazwisko, zasłyszane z ust rodowitej Włoszki (nawet po raz wtóry) wzbudziło w nim tak naprawdę mieszane uczucia. Zabrzmiało górnolotnie, wyjątkowo obco, a przyzwyczajony do koreańskiego zmiękczania umysł nie potrafił jednoznacznie określić czy zmianę tą postrzega jako pozytywną, czy też może wręcz przeciwnie. Była to prawdopodobnie kwestia przyzwyczajenia.
Terrius instynktownie powiódł wzrokiem za kobiecym ruchem i parsknąłby, gdyby w porę nie zacisnął ust. Pełen powabu gest, choć zdawał się całkowicie naturalny, stanowił doskonałą pułapkę dla zbłąkanych, męskich spojrzeń. W pierwszej sekundzie on także bezmyślnie poddał się tej manipulacji, ale w następnej podziwiał linię gładkiej, łabędziej szyi już całkowicie świadomie. Rozbawienie sztuczką objawiło się w jego oczach, ale wyjątkowo nie objęło ust.
Zaraz potem uwaga Arlingtona skupiła się na wydobytym z kopertówki telefonie. Śledził pracę smukłych palców, próbując jednocześnie powstrzymać się przed wyszukiwaniem dla nich innego, mniej przyzwoitego zastosowania. Zamiast tego skupił się więc na tajemniczym adresacie wiadomości, chociaż nie pozostał anonimowy na zbyt długo. Cichy dźwięk otrzymywanej wiadomości, który rozległ się w kieszeni jego marynarki zaledwie moment później, podsunął mu rozwiązanie tej zagadki. Nie sięgnął jednak po urządzenie, by swoją teorię sprawdzić. Podchwycił natomiast spojrzenie kobiety i uniósł niezobowiązująco kącik ust.
Czyżby udało mi się rozczarować panię po raz trzeci? — odparł niewzruszony. Zaraz jednak zmarszczył brwi i przekrzywił głowę, zdradzając w ten sposób pewne zainteresowanie. — A w jakim dokładnie celu pani świta miałaby towarzyszyć nam przy kawie? — dopytał. Prawnicy? Umowa? Czy w trakcie tych kilku minut przegapił coś istotnego?
Dziękuję — mruknął lakonicznie, gdy kelnerka przyniosła mu zamówione wcześniej espresso i odruchowo przesunął talerzyk z filiżanką oraz szklankę nieco dalej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Otaksowała go spojrzeniem, sięgając wzrokiem przez jego ramiona i tors aż po część tułowia znikającą poza zakres jej widzenia pod blatem stołu. Wyglądał jej na całkiem sprawnego, co nie wyjaśniało dlaczego nie sięgnął po telefon w kieszeni marynarki. Uśmiechnęła się do siebie, zaczesując włosy za ucho. Wyglądała na rozluźnioną, nieporuszoną jego brakiem reakcji. Nic bardziej mylnego oczywiście, bo włoski temperament nie pozwolił jej pozostawić ten gest bez zapamiętania go. Zapisała sobie w pamięci tę arogancję i wszystkie wcześniejsze. Mylił się jeśli zakładał, że będzie za nim goniła bez końca. Lubiła dostawać dokładnie to, co chciała, ale była coraz mniej przekonana, że to, czego chciała to on. W jej kampanii.
Ostatecznie był facetem, a ona stworzyła markę dla kobiet. Męscy ambasadorzy byli kompromisem pomiędzy jej wizją, a obraną strategią jej grupy kreatywnej. Dlatego perlisty śmiech, który spłynął z jej ust, nie miał w sobie nic z tego zapobiegania, jakie ostatnio mu okazywała.
Musiałabym liczyć.
Uśmiechnęła się, dla odmiany, tym razem naprawdę rozbawiona, a nie tylko wyglądając na rozbawioną. Pochyliła się nad stolikiem w jego kierunku, czując jak materiał pomarańczowej marynarki podnosi się jej na ramionach, co wcale nie dodało jej animuszu, a tylko przekonało ją o znakomitym wyszyciu stroju.
A wyglądam na kogoś kto zwykł liczyć?
Musiał wiedzieć, jak wiele Terriusów spotykała na swojej drodze. Żaden z nich nie był nim konkretnie, oczywiście. On był wyjątkowy, inaczej nie zwróciłaby na niego uwagi. Jednak ta śmiałość, z jaką pozwalał sobie nadużywać jej zainteresowanie, stawiając się w pozycji dominanta, zupełnie nieprzypadła jej gustowi. Miał szczęście, że cieszył oko. Dlatego postanowiła zignorować tę bezczelność, wodząc spojrzeniem po rysach jego twarzy z pewnym wyobrażeniem, jak lepiej mógłby tę facjatę wykorzystać.
Po wygórowanych uprzejmościach założyłam, że to spotkanie biznesowe, signore. Czy może zawsze zwracasz się do osób młodszych od siebie tak tytularnie? Mylę się, nie jesteśmy na spotkaniu biznesowym? Wolałabym wiedzieć…
Wymowne rozciągnięcie jej ust wskazywało na to, że chciałaby zdecydować, czy powinna zachować pełną, profesjonalną stopę tej znajomości, czy może zachować się, jak miała prywatnie ochotę. Jak spragniona męskiej uwagi, wrażliwa na męski urok kobieta?
Jesteśmy na kawie, czy spotkaniu biznesowym? — powtórzyła już bardziej bezpośrednio to samo pytanie.
Wzrok opadający powoli na espresso dostawione do stolika niósł ze sobą pewien kunszt. Figlarność i nutę powabu, kiedy tylko zamykała oczy, prezentując długie rzęsy. Ale to nie musiała być tylko nuta kokieterii.
Wystarczyłoby, żeby powiedział: “kawa”.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Odpowiedź na to pytanie była akurat całkiem prosta; Terrius nie miał pewności co do tego czy wiadomość, którą właśnie otrzymał została przesłana przez Giulię. Nie widział konkretnego powodu, dla którego Włoszka miałaby sms'ować do niego, skoro siedział na przeciwko. Cokolwiek chciała mu przekazać, mogła to zrobić na głos. Osobiście. I właśnie dlatego, że było to jedynie podejrzenie, nie sięgnął do marynarki, by sprawdzić. Z szacunku do jej osoby, skoro już zjawił się na spotkaniu, a nie przez wzgląd na arogancję. Oczywiście, miała pełne prawo postrzegać tą sytuację z własnej perspektywy.
Nie jestem pewien — odpowiedział zgodnie z prawdą, przez moment po prostu podziwiając czerwień szminki, którą dla siebie dobrała. Nie przepadał za tym kolorem, niemniej nie mógł zaprzeczyć, że świetnie kontrastuje ze śniadym odcieniem jej skóry. — Tak jak nie jestem pewien wielu innych spraw, jeśli chodzi o panią, panno Accardi — dodał, odpowiadając na jej uśmiech innym, wynikającym raczej z pewnego rozżalenia niż rozbawienia. Wbrew temu, co sobie o nim myślała, Terry nie starał się nadużywać okazywanego przez kobietę zainteresowania, nie wiedział po prostu czym konkretnie była zainteresowana.
Zmarszczył lekko brwi, analizując kolejne słowa, które siłą rzeczy zmusiły go do głębszego zastanowienia nad kolejnym ruchem. Powoli zaczynał się już gubić w zaistniałej sytuacji, a nie nawykł do roli zagubionej owieczki, w związku z czym chciał jak najszybciej wyjaśnić to drobne, wynikające być może z różnicy kulturowej, ale jednak nieporozumienie.
Tak zostałem wychowany — oznajmił, jak gdyby była to najbardziej oczywista rzecz pod słońcem. Dla niego była i jak dotąd nie widział w tym niczego niewłaściwego. Być może Giulia traktowała to jako osobisty przytyk albo pewnego rodzaju zniewagę, sądząc po lekko zaczepnym tonie jej wypowiedzi. On jednak nawykł do zachowywania podobnego dystansu przy obcowaniu z nieznajomymi czy to w sprawach prywatnych, czy zawodowych. — Nie przypominam sobie, byśmy oficjalnie przeszli na "ty", ale jeśli tego sobie życzysz, nie będę miał nic przeciwko — dodał, rezygnując na próbę z tych "wygórowanych uprzejmości" i poruszył się na krześle.
Sięgnął do spodeczka i przysunął parującą filiżankę ku sobie. To samo zrobił ze szklanką wody, ale zanim zdecydował się napić, zerknął na Włoszkę kontrolnie. Skoro oczekiwała jasnej odpowiedzi, zamierzał jej udzielić.
Jestem tutaj w zastępstwie za Tremblay'a, więc założyłem, że to spotkanie prywatne — przyznał, bezwiednie obracając talerzyk wokół jego osi. Posłał w kierunku Giulii lekki, niewinny uśmiech, który zmienił się w nieco bardziej psotny, nim dodał: — Dziś jestem winien tylko tej jednej bezczelności.
Póki co.
Terrius przeniósł spojrzenie na swój drobny kubeczek, a gdy nachylił się nad stolikiem, zaciągnął się aromatycznym zapachem i przymknął powieki w zadowoleniu. Nie tak, jak poczyniła to jego towarzyszka, w sposób prawie kokieteryjny, ale z typową, męską prostotą, w której próżno było szukać znamion sztuki uwodzenia. Kiedy ponownie otworzył oczy, zatańczyła w nich nowo ożyła ciekawość.
Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. O jaką umowę chodziło?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Travis był typem człowieka, który wiele robił na własną rękę. Stłukła się doniczka? Wydrukuje. Zawiasy od szafy ledwo zipią? Kupi i zamontuje. Dochodzenie mające wskazać osobę odpowiedzialną za podłożenie mu narkotyków stanęło w martwym punkcie? Poleci na miejsce i porozmawia z odpowiednimi ludźmi. To nie tak, że nie pokładał żadnych nadziei w policji i legalnych procedurach. Dzięki tym procedurom nie siedział teraz w więzieniu. Był jednak świadom, że nikt nie miał tego samego powiązania w tych kręgach co on. Miał z resztą rację, nawet jeśli nie mógł tej wiedzy wykorzystać by pociągnąć sprawcę do odpowiedzialności. Przynajmniej nie przed sądem. Były jednak sprawy, których nie był w stanie tak po prostu rozwiązać sam i chociaż nie liczył na perfekcyjny wynik, chciał się przynajmniej zorientować czegoś może oczekiwać od strony prawnej.
Nie mógł powiedzieć, aby szczególnie cieszyło go, że ktoś z kim współpracował już od pewnego czasu i kto go jeszcze nie zawiódł postanowił wyprowadzić się na drugi koniec Ameryki, przede wszystkim przez to, że jego żona dostała tam ofertę pracy. Caiden wspomniał o tym, że gdyby Cavanagh desperacko go potrzebował, a nie dogadałby się z nikim innym to mogliby kontaktować się online, ale by ten proces jednak ułatwić polecił sprawdzoną koleżankę po fachu – Emily Coon. Zapewniał, że kobieta jest kompetentna i godnie go zastąpi, na co Travis musiał ufać mu za słowo. Nie szczególnie miał czas robić jeszcze prawniczce prześwietlenia jej kariery. Postanowił zdać się na wstępne spotkanie, by stwierdzić czy nie będzie miał ochoty przytknąć jej poduszki do twarzy po 5 minutach rozmowy. Bardzo możliwe, że częściowo byłoby to spowodowane jego własnym stresem, ale przez to tym bardziej potrzebował kogoś z kim będzie mógł kontaktować się na dłuższą metę.
Zerknął na zegarek. Był dziesięć minut przed umówionym czasem. To nie przypadek, że zaproponował kawiarnię, która znajdywała się w tej samej okolicy co jego miejsce pracy. Znał tutaj miejsca parkingowe, ale mógł też po prostu przejść się pieszo, jeśli takie miałby widzimisię. Trochę świeżego, zanieczyszczonego powietrza mogło mu dobrze zrobić po dniu wożenia trumien. A może ta melisa, którą zamówił zaraz po wejściu do środka była dokładnie tym czego dzisiaj potrzebował. Oparł się bokiem o ciemny bar, wedle zapewnienia baristy, że zaraz będzie mógł odebrać swoje zamówienie. Wykorzystał ten moment by rozejrzeć się dookoła siebie, wzrokiem szukając samotnie siedzącej kobiety w formalnym ubiorze, zapewne garsonce i ołówkowej spódnicy. Sam szczególnie się nie popisywał, ze zwykłymi ciemnymi jeansami i jasną koszulą narzuconą na t-shirt, ale kawiarnia była wystarczająco neutralnym miejscem by nie musiał się wielce stroić.
-Proszę bardzo. – Młoda kobieta uśmiechnęła się do niego uprzejmie podając mu kubek przypominający w swoim kształcie filiżankę.
-Dzięki. - Travis odpowiedział podobnym gestem i wcisnął dziesięć dolarów do słoika od napiwków nim oddalił się do pustego stolika. Przysiadł do niego kładąc na blacie teczkę, bezmyślnie przysunął gorący napar do swoich ust i czując łaskoczące ciepło odłożył go z powrotem na talerz. Wyciągnął zamiast tego komórkę z kieszeni, aby sprawdzić czy nie dostał od panny Coon żadnych wiadomości. Wklepał więc własnego smsa:
Stół przy ścianie. Możliwe, że jedyny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przejmowanie spraw po kimś nigdy nie należało do przyjemności. Pierwsza myśl jaka nasuwała się przy takiej propozycji to zawiłość sytuacji i brak możliwości wygrania. Tylko głupiec łapie się za pierwsze lepsze fuchy nie sprawdzając jaki jest powód przekazania. Tym razem było nieco inaczej bowiem prośba płynęła od zaufanej osoby więc Emily nie miała obaw przed wejściem na minę. To jak szybko żyła i ile miała na głowie nie do końca pozwoliło jej się przygotować do spotkania ale biorąc pod uwagę to, że zgodziła się poprowadzić dalej klienta ten jeden raz stwarzało podstawy do wymówki. W końcu każde pierwsze spotkanie czy to w kancelarii czy to w miejscu publicznym takim jak to służyło temu aby porozmawiać i dowiedzieć się o wszystkich istotnych szczegółach. Tego dnia Coon skończyła pracę wyjątkowo szybko i wszystko wyglądało na to, że po spotkaniu będzie miała wolne popołudnie. Przyczyna? Tuż przed jej wyjściem z kancelarii doszło do awarii prądu a z informacji uzyskanych od pogotowia energetycznego wynikało, że dostawa została wstrzymana na dobre 4 do 5 godzin. Powodem były roboty budowlane prowadzone przecznice dalej i jeden niefortunny ruch łyżką koparki, która wyrwała przewody. Należałoby powiedzieć „co za strata” ale w jej przypadku wolny wieczór to niemal święto więc absolutnie nie zamierzała narzekać.
Ubrana w szerokie, czarne materiałowe spodnie i obcisłą bluzkę tego samego koloru przestąpiła próg kawiarni czując wibrację dochodzącą z torebki. Zatrzymując się jakiś metr od drzwi sięgnęła po komórkę, odczytała wiadomość i bez problemu zlokalizowała swojego klienta.
– Dzień dobry, mam nadzieję, że nie czeka pan długo. Emily Coon – podała mężczyźnie dłoń gdy ten wstał z krzesła. Nieco jeszcze zadyszana zajęła swoje miejsce zsuwając torbę ze zgięcia łokcia. Z jej wnętrza wyjęła telefon, który umieściła po swojej prawej stronie. To na wszelki wypadek gdyby wydarzyło się coś… nieoczekiwanego. Nim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, została zaatakowana przez kelnera proponującego ciasto będące specjałem dnia i naturalnie kawę do tego. Blondynka kiwnęła głową zgadzając się na wszystko choć niekoniecznie miała ochotę na ciasto o tej porze.
– Dobrze, zacznijmy od początku. Przyznam szczerze, że nie miałam wystarczająco dużo czasu aby zapoznać się z aktami więc prosiłabym o naświetlenie problemu i tego w czym mogę pomóc – założyła włosy za ucho skupiając spojrzenie na mężczyźnie siedzącym po drugiej stronie stolika.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Widząc wkraczającą do lokalu kobietę przez chwilę pomyślał, że może praca próbuje śledzić go jeszcze po godzinach i zapewne nawet rzuciłby takim komentarzem gdyby tylko lepiej się znali. Zwrot per ‘pan’ dziwnie w niego uderzył, może od przyzwyczajania do raczej swobodnego kontaktu jaki miał z Caidenem, a może dlatego, że nagle przypominał sobie, że jest już po trzydziestce babrząc się w sprawach biologicznego ojca wydającego się być mniej dojrzałym niż jego pociecha w swoich działaniach (acz można było w tej kwestii polemizować).
Uśmiechnął się grzecznie i uścisnął kobiecą dłoń. –Miło mi, Travis Cavanagh. – Przedstawił się i wrócił z powrotem na swoje miejsce. –I właściwie niedawno przyszedłem. - Wraz z przybyciem kelnera tylko na chwilę skupił na nim swoją uwagę, nim postanowił wziął przynajmniej jeden drobny łyk herbaty, kręcąc głową na propozycję deseru. Był zdecydowanym fanem słonych przekąsek, ale nawet i po takie nie chciał dzisiaj sięgać. Jedyne czym teraz był zainteresowany to prawna porada od panny Coon.
Machnął ręką. –Póki co tamta sprawa jest… – Utknął spojrzeniem gdzieś w przestrzeni szukając odpowiedniego określenia. –nie jest priorytetem, ale w razie co w późniejszym terminie przekażę ci wszystko co na nią mam. Mogę przejść na ‘ty’? – Zreflektował się, zatrzymując się na chwilę by faktycznie dać Emily czas na to by odpowiedziała. Dopiero, po tym kontynuował: -Z tym właściwie też powinienem się zorientować… – Zauważył bardziej myśląc na głos, bo nawet nie wytłumaczył o co konkretnie mu chodziło. –Aktualnie chciałem się dowiedzieć na ile mogę zostać pociągnięty do odpowiedzialności za długi biologicznego ojca. Konkretniej to Earl od jakiegoś czasu robił przekręty w swoich praktykach księgowego w lokalu, którego jest współwłaścicielem. Teraz zniknął i prawdę mówiąc nie jestem pewien czy ma zamiar wrócić i czy w ogóle żyje. – Travis nie wyglądał na szczególnie tym poruszonego. Znacznie bardziej był zniesmaczony. Ciężko było mu troszczyć się o losy faceta, który przez ostatnie dwie dekady nie dał nawet znaku życia. –Jestem w kontakcie z córką właściciela, drugiego właściciela i z tego co widzieliśmy Earl zostawił za sobą dokładnie prowadzoną oficjalną dokumentację i jednoczenie notatki o tym gdzie lekko mówiąc podjął się kreatywnych decyzji. – Przedstawił wstęp, mając wrażenie, że wyłożył to co powinien, chociaż nieszczególnie ręczył za prostolinijność swoich myśli. Życie ostatnio obrało sobie za cel rzucanie w niego wszystkim byle tylko nie miał chwili odetchnąć, czy porządnie się wyspać. –Więc no, zastanawiam się z tą odpowiedzialnością, no i czy można w ogóle coś z tym zrobić, co nie sprowadzałoby się do płacenia tych nieodszyfrowanych jeszcze sum? – Szukał opcji i potencjalnych rozwiązań. To przecież nie tak, że całe walizki gotówki miał porozsadzane po mieszkaniu, żeby od ręki spłacić długi i podejrzewał, że drugi współwłaściciel, czy jego córka również nie dysponowali takimi kwotami. Może i nie był z nimi szczególnie związany, ale chyba jedna gryzłoby go sumienie gdyby po prostu zostawił ich z tym bagnem, teraz, gdy już o nim wiedział.
Nie oczekiwał jednak od Coon cudów. Potrzebował po prostu jej prawnej perspektywy, by mógł bardziej obiektywnie określić jak fatalna była jego sytuacja, nawet nie wspominając o nielegalnych długach, ale nie wiedział, czy było nawet sens o nich wspominać. Nie mógłby tego szczególnie zabrać do sądu. Przyjrzał się jej zastanawiając się z jakimi innymi dolegliwościami przychodzili do niej klienci i czy wyprowadzała ich z tych zawiłości w gruncie rzeczy mając nadzieję, że Caiden go nie wrobił, a kobieta zna się na tym co robi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Mi również – odpowiedziała grzecznie rozglądając się krótko po lokalu. Zakładała, że duże obłożenie i hałas, który w pewnym stopniu im towarzyszył stworzy jednocześnie delikatną otoczkę anonimowości. Sprawy, które będą omawiać nie są dla uszu osób postronnych i lepiej niech takie założenie odnajdzie odzwierciedlenie w rzeczywistości. – Tak, jasne, ułatwi nam to rozmowę i kontakt – o wiele łatwiej zwracać się do kogoś po imieniu niż wszędzie wtykać sztywne „pan/pani”. Naturalnie gdy bywała ku temu sposobność i Coon wybierała uproszczoną formę porozumiewania się. W kontaktach z klientami lubiła być bezpośrednia i ponoć zaliczała się do osób szybko zdobywających zaufanie a to ważne ponieważ wiele zależało od szczerości drugiej strony. Ukrywanie niewygodnych faktów rzadko kiedy pozostawało okryte ciemną zasłoną tajemnicy. Dlatego w sprawach wymagających podania licznych szczegółów Emily zawsze zaznaczała, że aby wszystko potoczyło się po myśli samego zainteresowanego powinien być on szczery. Jak ze wszystkim w życiu – odnosiło to różny skutek ale na tym etapie nie warto klasyfikować mężczyznę bo jedyna co na ten moment Em. Mogła stwierdzić to fakt, że był on przystojny lecz to w żadnym stopniu nie wpływało na jej rady.
Wracając do rozmowy…
– To zależy od tego czy ojciec żyje czy nie. Skupmy się na początku na tym. Czy zostało zgłoszone jego zaginięcie? W przypadku gdyby faktycznie doszło do jego śmierci, rozpoczynamy sprawę spadkową i tutaj sytuacja wygląda tak, że bierzemy wszystko albo nic. Oznacza to, że decydując się na przyjęcie spadku bierzemy na siebie nie tylko dobra majątkowe, nieruchomości czy co tam ojciec posiadał ale także dziedziczymy długi. – przerwała doszukując się zrozumienia w oczach mężczyzny. To akurat było proste i logiczne więc nie ma co się rozdrabniać nad hipotezą śmierci ponieważ była ona mało prawdopodobna. Okej, łatwo zrzec się wszystkiego i mieć święty spokój ale to byłoby zbyt piękne. Problemy mają to do siebie, że lubią się przyciągać, gromadzić i nawarstwiać więc Emily spodziewała się kontynuacji opowieści. – Kto o tym wie w tym momencie. Tylko Ty? – to również bardzo istotne bo odkryć przekręt to jedno a być o nim poinformowanym przez policję to już zupełnie inna bajka. – Rozumiem, że nie prowadziłeś z ojcem żadnego wspólnego biznesu tylko… współwłaścicielem jest ktoś inny, tak ? – ściągnęła lekko brwi bo obraz firmy nie był jasny a potrzebowała dokładnego wyłożenia kto, z kim, gdzie i kiedy.
– Dziękuję bardzo – odprowadziła wzrokiem kelnerkę, która podała jej zamówienie. Emily odsunęła na bok ciastko zajmując się w tej chwili kawą. Zdecydowanie był to czas aby przyjąć odpowiednią dawkę kofeiny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zgłoszone. Wzrok Travisa na chwilę wydał się nieobecny. Interesował się sprawą samą w sobie, nawet na chwilę nie rozważając odnalezienia samego sprawcy, czy nawet wgłębiając się co się z nim działo. Myślał o tym w kwestiach bardzo powierzchownych, które teraz nie wydały się odpowiednie do zaistniałej sytuacji. Cóż było w tym nowego? Ta metoda pomagała mu dalej brnąć przez życie i jako tako zachowywać zdrowy rozsądek. Pokiwał głową, wracając do słów Emily zdając sobie sprawę, że i on pomyślał o tym, że śmierć Earla byłaby łatwym rozwiązaniem. W pewnym sensie. Bez potwierdzenia zapewne jednak nie szczególnie daleko by doszli. –Nie tylko. – Nawet nie przyszło mu do głowy, żeby wspomnieć o tym, że nie zamieszały się w to żadne władze, czy rządowi pracownicy chcący uiścić odpowiednie kwoty. Oczywistym wydawało mu się, że chciał spotkać się omówić to za nim, jak było możliwe, wyjdzie to na jaw dalej, poza wąskie, prywatne grono. Nie było w tym jednak nic oczywistego.
-Zgadza się.Dawny.Przyjaciel rodziny głównie prowadzi ten interes, ale z tego co rozumiem oficjalnie oboje z moim biologicznym ojcem są wpisani w papiery. To on dowiedział się o tych przekrętach, co do puli zaznajomionych włącza moją matkę i od niedawna córkę współwłaściciela. Sprawa jest dość… powiedziałbym świeża, gdyby nie to, że podatki były kreatywnie odprowadzane już od jakiegoś czasu. – Świeża była dla niego, ale nie był pewien czy miało to jakieś znaczenie. Przynajmniej z formalnego punktu widzenia. –I właściwie to całe zniknięcie, dowiedziałem się o nim z drugiej ręki, z Earlem nie ma kontaktu, ale… szczerze mówiąc nie wiem czy ktoś to w ogóle zgłosił. Byłoby to lepiej zrobić, czy wręcz przeciwnie? – Uniósł lekko brwi w pytającym wyrazie. –Jak dla mnie to on wcale nie chce zostać odnaleziony. Rozumiesz, to nie wygląda na to, że wyszedł na spacer i w dziwnych okolicznościach z niego nie wrócił, bardziej jakby dokładnie wiedział kiedy powinien zapaść się pod ziemię, żeby nie dosięgnęły go konsekwencje. – Była to bardzo osobista opinia Cavanagha, ale trudno było interceptować to inaczej gdy do drzwi pukali nieprzyjemni ludzie chcący odzyskać swoje pieniądze zapożyczone lata temu. W swojej organizacji Earl wiedział na kiedy obiecał gotówkę i wiedział też, że jej nie miał. Tak przynajmniej to wyglądało.
-Mam wrażenie, że dla współwłaściciela sprawa będzie najbardziej niewygodna… – Zagaił, krzywiąc minimalnie usta. Stary Shephered nie powinien mierzyć się z czymś na co na pewno sam by się nie zgodził, a jednak to on zaufał człowiekowi, który miał w zwyczaju go zawodzić. Kiedy incydenty były mniejsze i łatwiej można było je naprawić. Teraz mowa była niciach kłamstw wplątanych w lata prowadzenia interesu. –Wszystko to jest niewygodne. – Powiedział na westchnieniu i sięgnął po swoją herbatę by upić z niej kilka łyków. –No, ale… wygląda to tak źle jak mi się wydaje, czy właściwie da się z tego… wybrnąć?Na pewno się da, pomyślał do siebie zaraz po zadaniu pytania, tylko sposób może ci się nie spodobać.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ballard”