WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3 + outfit Atlas od ostatniego czasu gościł u siebie Jeffreya co wśród jego znajomych nie rozeszło się jakoś wyjątkowo. Nie widział sensu się tym chwalić ze względu na to, że doskonale wiedział jak reagowałby na ich pytania typu "Jesteście razem?" albo teksty na zasadzie "Ja wiedziałam, że w końcu coś z tego będzie". Nie, nie będzie. Nie było, nie ma i nie będzie. Atlas jak tylko mógł to wypierał się wszystkiego, gdyż odkąd tylko pamięta to nie udało mu się w nikim zakochać, nie potrzebował tego i wmawianie mu, że teraz jest inaczej, że w tym momencie ma przed sobą naprawdę świetnego faceta przyprawiało go o mdłości.
-Naprawdę, któregoś dnia komuś narzygam na buty jak przyjdzie w nieumytych włosach albo z brodą tak zaniedbaną, że muszę rękawiczki zakładać. Wkurwiające jest cięte tego chujstwa w rękawiczkach - zwrócił się do Stelli znad kubka, w którym parowała herbata. Na jego twarzy widocznie malowała się irytacja. Kochał swoją pracę. Każdy wiedział to odkąd tylko go poznał. Miała swoje minusy, przez które siedział w takim humorze, a nie innym, ale nigdy z niej nie zrezygnuje to było pewne. Przyciągnął nogi do klatki piersiowej kładąc kubek na kolanach. Dobrze wiedział, że nikt nie zwróci mu uwagi na buty trzymane na kanapie, bo był tu częstym gościem. Nie mieli tutaj daleko, więc można powiedzieć, że była to ulubiona knajpka jego i Stelli. Nie wiedział jeszcze tylko co na to przyjaciółka, ale on już miał wyrobione zdanie na temat tego miejsca za ich dwójkę. Temperatura wieczorami potrafiła być odczuwalnie chłodniejsza niż za dnia, więc pomimo latania w szotach kiedy na niebie świeciło słońce musiał ubierać dłuższe spodnie po zachodzie. -Jak ostatnie spotkanie z rodziną? Udało się? - uśmiechnął się biorąc łyk herbaty. Rodzina Atlasa w dużej części była na miejscu. Mieszkał z nimi... Dlatego w odróżnieniu od Stelli rodzeństwo często go denerwowało swoim jestestwem. Nie miał nawet czasu za nimi zatęsknić. Zanim wrócił z pracy to któreś z nich już było w mieszkaniu... -Kuurwa nie mogę zapomnieć, by przejść się jutro do dentysty - zerwał się nagle biorąc do ręki telefon. Kubek z herbatą odłożył na stolik przed nimi, po czym wlepił wzrok w ekran telefonu szukając wolnego na jutro dentysty. -Patrz jak mi się kieł ujebał - otworzył szeroko usta pokazując widoczny ubytek w dolnej szczęce.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ostatnie dni były… ciężkie. Po prostu zwyczajnie ciężkie.
I już nawet nie chodziło o siniak i zadrapania, które wciąż gościły na jej ciele, ale bardziej o psychikę. Musiała to sobie wszystko bardzo mocno poukładać. I szło jej… średnio. I umówmy się – Hazel nie była mięczakiem. Przeszła w życiu sporo i nie ruszało ją wszystko. Ale wydarzenia z halloweenowej nocy były traumatyczne, po prostu.
Nie spodziewała się także wiadomości od Westona, ale skoro odezwał się pierwszy – a cisza między nimi pewnie była właśnie takim koślawym pokazem siły, kto pierwszy się złamie – i chciał normalnie porozmawiać to nie miała najmniejszych powodów by tego odmówić. Nie chciała się kłócić, nie chciała by przekreślać te wszystkie wspólnie spędzone lata dla kilku pyskówek. Oboje już i tak zdążyli powiedzieć trochę za dużo.
Byli świadomi tego, że związki się rozpadają. Jedne z krótszym stażem, drugie z dłuższym… przecież wieloletnie małżeństwa potrafiły się rozpaść, więc można było powiedzieć, że „nie byli niczym wyjątkowi”. Czy odczuwała z tego powodu żal? Trochę tak. Pogodziła się z myślą, że tego już nie da się uratować i naprawić, ale jednak Weston był bardzo ważnym elementem jej życia i nie zamierzała go z niego wykreślać.
Weszła do knajpy, w której się umówili i rozejrzała się po jej wnętrzu, żeby go zlokalizować. Gdy tak już się stało – uśmiechnęła się i w kilku krokach zjawiła się przy jego stoliku.
- Mam nadzieje, że nie czekasz zbyt długo. Przepraszam, były straszne korki. – uśmiechnęła się, zgarnęła kosmyk włosów za ucho i wbiła spojrzenie w brunetka po drugiej stronie stolika. Poczuła się… dziwnie. Nie wiedziała właściwie jak powinna się zachować, co powiedzieć. Nie odrywała od niego spojrzenia, ale nie potrafiła wydusić z siebie żadnego słowa przynajmniej przez dobrą chwilę – Więc – w końcu jednak przerwała ciszę, odchrząkując nerwowo i rozglądając się za kelnerem, u którego mogłaby zamówić kawę. Jako że jednak go nie zlokalizowała w najbliższym otoczeniu to wróciła wzrokiem do Wesa – Co słychać? – czy mogła zadać durniejsze pytanie? Gdyby mogła to chyba właśnie strzeliłaby sobie w łeb…

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Brunet nie był specjalnie dumnym człowiekiem, nie lubił się kłócić i często wyciągał pierwszy dłoń na zgodę. Oczywiście nie każdy konflikt rozwiązywał się w ten sposób, bo Bowsley nie był jednak głupi i o swoje walczyć także potrafił. Niekiedy - zwłaszcza teraz - wzajemne udawadnianie sobie winy sensu nie miało; to samo uważał o ciągnięciu czegoś na siłę. Mowa oczywiście o ich związku, który zmienił się diametralnie od chwili jego wypadku samochodowego.
Zaproponował spotkanie, jednak tym razem postawił na neutralny grunt, czyli miejsce publiczne. Każda ostatnia wymiana zdań tej dwójki kończyła się niepotrzebną sprzeczką, więc liczył, że tym razem uda im się załatwić sprawę w nieco bardziej cywilizowany sposób. Po części przeczuwał jak z jakim rezultatem zakończy się to spotkanie, jednak teraz nie zamierzał stać na drodze ani jej ani sobie. Wcześniej starał się wpłynąć na brunetkę i spróbować rozwiązać ich problem bez opcji rozstawania się i wyrzucania kilku dobrych lat na śmietnik. Obecnie sam nie czuł się zbyt komfortowo z takim rozwiązaniem, chociażby przez wgląd na pocałunek, który złożyła na jego ustach pijana Paddington. Nie czuł się winny, zwłaszcza, że sam przerwał szybko zbliżenie, jednak dopiero po paru dniach zdał sobie sprawę jak bardzo tego żałował. Nie chciał być nie fair względem swojej jeszcze aktualnej partnerki i tym bardziej wodzić za nos Teddy.
- Nie ma sprawy, dopiero przyszedłem - odpowiedział z wymuszonym uśmiechem, odrywając wzrok od sklepowej witryny po drugiej stronie ulicy. Zdążył jedynie zająć miejsce, więc nie musiała się tym specjalnie przejmować. - Wszystko dobrze. Sporo pracuje i nie mam zbyt wiele czasu dla siebie - ani dla nikogo innego, zwłaszcza atrakcyjnej blondynki, którą szczelnie obejmowałem pod klubem. Dokończył myśl jedynie w głowie, jednak czuł jak cała sytuacja wierciła mu dziurę w brzuchu. Nie chciał by tak do tego doszło, nie chciał jej odpychać ale przecież musiał. Teraz sam nie był pewien czy będzie miał jeszcze szanse na to by zbliżyć się do dziewczyny.
- Ale u Ciebie chyba nie do końca.. - urwał na moment i zmarszczył czoło, przybliżając się delikatnie - znaczy się.. Twoja twarz. Co Ci się stało? - zapytał, zauważając liczne siniaki i zadrapania, których nie dostrzegł na pierwszy rzut oka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tym razem nie miała zamiaru się kłócić. Przerzucanie na siebie winy i odpowiedzialności… to nie miało najmniejszego sensu. A Hazel nie miała na to siły. Nie teraz. Nie w aktualnych okolicznościach. Nie chciała też rezygnować ze spotkania z Westonem. Chociaż ostatnio kazał jej dać mu spokój – co zresztą uszanowała i nie odzywała się pierwsza (bo była też na to zbyt dumna) – to wiedziała, że prędzej czy później będą musieli się rozmówić. Raz na zawsze.
Uśmiechnęła się, gdy stwierdził, że wszystko w porządku i po prostu dużo pracuje. To dobrze. Praca była potrzebna. Sama jednak z każdym kolejnym dniem za biurkiem czuła, że jest bliska szaleństwa… powinna zmienić pracę, prawda? Oczywiście, że powinna. Powinna zacząć robić to, co zawsze chciała. Ale chyba ciągle brakowało jej odwagi. No cóż… po halloween na wszystko brakowało jej odwagi. Bała się nawet zamknąć oczy, gdy przychodził czas na sen.
- A to… – machnęła ręką, starając się zbagatelizować całą sprawę, bo nie była pewna, czy Weston w ogóle chciał o tym rozmawiać – Pamiątki po Halloween. To plus depresja, nerwica i bezsenność. Nigdy nie lubiłam tego święta, teraz będzie jeszcze gorsze. – prychnęła, wywracając oczami, bo nie da się ukryć, że to była prawdopodobnie najgorsza impreza w jej życiu. Jednocześnie jedyna tak nagłośniona – Słyszałeś o wydarzeniach z lasu pod Seattle? Miała być gra terenowa, trochę strachu i śmiechu, a skończyło się horrorem. Zginęły trzy nastolatki i jakiś facet. Jego głowa przeleciała mi tuż pod nogami. Później jakiś psychopata próbował mnie udusić, więc no… powiedzmy, że nie jestem w formie. – wyjaśniła, krótko referując mu jak miała impreza wyglądać, a skończyła się makabrycznie. Dosłownie. Wolałaby żeby to wszystko były tylko głupie inscenizacje, ale niee… trupy, krew i policja były jak najbardziej prawdziwe i realne.
W międzyczasie też sięgnęła do swojej torebki, z której wyjęła małe jubilerskie pudełko. Wiedział, co to było… Położyła je na stole i przesunęła w kierunku Westona, ale nie zabierała jeszcze z niego ręki – Zróbmy to jaak cywilizowani ludzie. Nie chcę się z tobą kłócić Wes. Byłeś, jesteś i zawsze będziesz dla mnie ważny. Ale nie możemy się ranić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Musiał przyznać, że nie wdawał się w szczegóły jeśli o imprezę halloweenową chodzi, gdyż niespecjalnie kręciły go takie dziecinne imprezy. Była to dobra zabawa dla tych wszystkich smarkaczy, biegających w przebraniach od domu do domu tylko po to by po wszystkim wepchnąć w siebie jak największą ilość słodyczy. Oczywiście nie negował pomysłu przebierania się dorosłych w ten dzień bo to dość kreatywna wersja zabawy, jednak sam niespecjalnie się do tego palił. Osobiście uważał, że ganianie się po lesie mogło być dobrym sposobem na przypływ adrenaliny, jednak cieszył się, że i tego roku odmówił sobie takich atrakcji. Zwłaszcza w tym.
- Haze.. - wydusił z siebie, patrząc na nią z przerażeniem - Byłaś tam? - dodał w końcu i poczuł jak jego ciało oblewa się dreszczem. Cisza w ostatnich tygodniach skutkowała właśnie tym, że Bowsley nie był nawet zorientowany na to co się w życiu dziewczyny działo. Dopiero co uszli z życiem z płonącego festiwalu, a ona zdążyła już przeżyć kolejną, śmiertelnie niebezpieczną imprezę. - Wspominali coś w mediach ale nie miałem pojęcia, że się tam wybierasz. Boże, nic ci się nie stało? - przyglądał się jej z jeszcze większą uwagą i wcale nie krył się z faktem, że cholernie się o nią martwił. Były ofiary, to przecież mogła być ona. Tego by chyba nie przeżył.
- Wiesz czy udało im się złapać tego psychopatę? Kurwa, Hazel.. - oparł się o krzesło i wplótł palce w swoje kruczo czarne włosy. Żałował teraz swojego zachowania bardziej niż kiedykolwiek, bo przecież powinien przy niej być i chronić ją za wszelką cenę. - Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? - w tamtej chwili po jego głowie krążyły różne myśli i sam nie potrafił wyobrazić sobie tego co przeżywała brunetka oraz tego co zrobił by mężczyźnie, który ją tknął.
Zanim jednak zdążył się otrząsnąć z nowinek, które mu przekazała na stoliku pojawiło się dobrze mu znane pudełeczko, które wybierał przed rokiem u jubilera. Doskonale wiedział co to oznaczało oraz co znajdowało się w środku. Od razu zerknął na dłoń dziewczyny i kiedy nie dostrzegł na niej pierścionka zaręczynowego, westchnął cicho. Nie zamierzał się spierać, nie tym razem.
- Skłamałbym gdybym powiedział, że nie tego się spodziewałem - parsknął śmiechem i pokręcił głową - wszystko się zmieniło, my się zmieniliśmy, Nie mam prawa wymagać od Ciebie tego byś ze mną została, to byłby błąd - dodał i wyciągnął swoją dłoń po pudełeczko, które na krótką chwilę otworzył. Kupując ten pierścionek nie przypuszczał, że znajdą się w chwili takiej jak ta ale los bywał przewrotny, prawda? Przy ich stoliku w końcu zjawił się kelner, więc schował wszystko do kieszeni i przywitał go uśmiechem.
- Dwie porcje naleśników i dwa razy kawa - zamówił, wybierając zestaw dla siebie oraz Butler. Najpewniej był to ich ostatni, wspólny posiłek.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Skinęła, bo tak… wpadła na ten idiotyczny pomysł. A przecież nawet nie lubiła Halloween! I wiedziała, że już będzie się trzymała z daleka od tego typu imprez. W ogóle te masowe jakoś jej za bardzo ostatnio nie szły, bo faktycznie przecież niedługo przed tym był ten nieszczęsny festiwal. Za dużo. Tego wszystkiego było zdecydowanie za dużo i nic dziwnego, że Hazel się po prostu pogubiła w tym wszystkim. Wszystko jej się sypało. A teraz dodatkowo nie sypiała za dobrze, więc jeszcze bardziej czuła się przygnieciona rzeczywistością.
- I mi nie… znacz działo się dużo rzeczy, nie czuję się jakby cokolwiek mnie tam ominęło, ale skończyło się głównie na siniakach, zadrapaniach i traumie. Na jakiś czas wystarczy mi jakichkolwiek imprez. – wysiliła się na jakikolwiek żart i nawet się lekko do Westona uśmiechnęła – Bo miałam dać ci spokój, Wes. Nie mogłam wykorzystywać cię tylko dlatego, że cię potrzebowałam. To nie byłoby fair. – przyznała, bo nie chciała żeby tak to wyglądało. Żeby dzwoniła do niego, zabiegała o jego uwagę i udawała, że jest w porządku przez własne widzimisię. Zasługiwał na więcej. Dlatego uważała, że powinni to zakończyć w najbardziej cywilizowany sposób jaki tylko mogli. Nie chciała, żeby się nienawidzili.
- Nie bylibyśmy szczęśliwi. Żadne z nas. – stwierdziła, wzruszając lekko ramionami i nie odwracając wzroku od Wesona, nawet wtedy, gdy przy ich stoliku pojawił się kelner, a chłopak zamówił im posiłek – Nie wierzę w zapewnienia o przyjaźni… bo chyba jest między nami za dużo emocji. Ale gdybyś kiedykolwiek czegokolwiek potrzebował. Zawsze będziesz mógł na mnie liczyć, dobrze? Nie chcę, żebyśmy musieli się unikać albo udawać, że się nie znamy, gdy wpadniemy na siebie na mieście albo u wspólnych znajomych. Nie chcę, żebyś mnie nienawidził. – dodał, przygryzając lekko wargę. Naprawdę chciała, żeby było dobrze. Tylko czy można to zrobić w taki całkowicie bezbolesny sposób?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nikt z całą pewnością nie przypuszczał, że zabawa w zbieranie cukierków, robienie psikusów i przebieranie się w dziwaczne kostiumy zakończy się morderczym akcentem. Okej, każdy lubił adrenalinę i domy strachu, które niekiedy przyprawiały człowieka o zawał serca ale to wszystko było jedynie wytworem czyjejś wyobraźni, niegroźną zabawą. Rodzice wypuszczali swoje dzieci na ulicę z myślą, że wrócą całe i zdrowe z koszyczkami pełnymi słodyczy, nie w kawałkach.
- Dopiero zdjęli ci gips z nogi, a Ty już wpadłaś w łapy seryjnego mordercy.. - powiedział to głośno, próbując poukładać sobie w głowie wszystko co do tej pory od niej usłyszał. Miała pecha i na jakiś czas powinna zrezygnować z imprez, nie tylko tych na większą skalę. Wciąż miał w głowie to, że dziewczyna pod jego nieobecność sięgała także po narkotyki, które także narażały jej powroty do domu. Zbyt wiele działo się ostatnio w Seattle, musiała być ostrożniejsza.
- Chciałem żebyś się określiła ale to nie znaczyło, że nie mogłaś zadzwonić i poprosić o pomoc. To, że pierdoli się nam w związku nie znaczy przecież, że przestanę się o Ciebie martwić. Nie potrafię tak po prostu udawać, że zapomniałem o tych wszystkich, wspólnych latach - wyjaśnił, nie chcąc by myślała w taki sposób. Wciąż była dla niego ważna i nie mógłby przestać się o nią troszczyć. Powinien zapomnieć i spróbować żyć własnym życiem ale czy potrafiłby odrzucić połączenie od Butler? Nie tak chciał to rozegrać.
- Właśnie o tym mówię. Nie chce być Twoim przyjacielem bo to chyba niemożliwe, przynajmniej na razie. Chce żebyś wiedziała, że możesz zadzwonić i poprosić o pomoc gdy będziesz jej potrzebowała. Ja zrobię to samo - zapewnił ją, chcąc zakończyć ten etap w cywilizowany sposób, tak jak ona. Oboje chcieli rozstać się w zgodzie i spokoju, nie musząc tym samym oglądać się za siebie. Ich związek nie był toksyczny, dogadywali się i szczerze kochali dlatego był jej winien szacunek i zdrowe podejście do sprawy. Poza tym była też Teddy, której poświęcał coraz to większą uwagę. Nie potrafił jednak zbliżyć się do blondynki, kiedy nie poodmykał własnych spraw do końca.
- Wszyscy będą zdruzgotani, zdążyli przyzwyczaić się do myśli, że miałaś wejść do rodziny jako Pani Bowsley - uśmiechnął się, wyobrażając sobie jak się nasłucha kiedy tylko wspomni o rozstaniu z brunetką. Nie mówił im za wiele dlatego nie byli świadomi tego co działo się w ich związku za zamkniętymi drzwiami. Dawno jednak Butler nie widzieli, więc mogli jedynie snuć domysły i czekać na jego wyjaśnienia.
- Mamie pęknie serce - dodał z rozbawieniem, chcąc by brunetka pamiętała o starszej kobiecie, która tak bardzo starała się utrzymać dobry kontakt z dziewczyną. Długo czekała na dzień w którym Weston poślubi Hazel i będą wpadać razem na niedzielne obiady.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cóż… chyba fakt, że nie dzwoniła być poniekąd określeniem się. Chociaż właściwie nie wiedziała, co miała określać. Ich związek był skończony. Miała wrażenie, że kolejna próba reanimacji go tylko by ich zniszczyła. To nie było coś, co można było potraktować w kategoriach „do trzech razy sztuka” – szkoda ich życia. Byli młodzi, mieli całe życie przed sobą. Nie miała też zamiaru decydować i wybierać kogoś innego, co pewnie zarzucał jej Wes, ale do tego też zamierzała za chwilę przejść.
- Zgoda. Umowa stoi… – uśmiechnęła się pod nosem, mając nadzieję, że to faktycznie tak będzie wyglądało. Że nie będą udawać, że się nie znają, że nawet jeśli nie będą próbować grać najlepszych przyjaciół to ciągle będą mogli na sobie polegać. Naprawdę na to liczyła, bo no cóż… nadal przede wszystkim chciała jego szczęścia. Nie zamierzała sabotować jego życia – Sama zdążyłam się przyzwyczaić do tej myśli. – zauważyła, nie przestając się uśmiechać. Przynajmniej do czasu, gdy nie wspomniał o swojej matce. Naturalnie spoważniała i pokręciła lekko głową – Myślę, że najważniejsze dla niej jest twoje szczęście, więc powinna zrozumieć. Możesz ją przeprosić i zapewnić, że była najlepszą przyszłą teściową jaką można sobie wyobrazić. – dodała już trochę pogodniej. I wreszcie też oderwała wzrok od Wesa, gdy przy stoliku pojawiła się kelnerka z ich kawami. Przysunęła do siebie kubek i wbiła wzrok w mleczną piankę. Czy była gotowa poruszyć jeszcze jedną kwestię? Chyba musiała. Westchnęła pod nosem i podniosła wzrok, żeby spojrzeć na chłopaka po drugiej stronie stolika – Chcę też wyjaśnić jedną kwestię. Nigdy cię nie zdradziłam, Wes. Twoja zazdrość o Thompsona… naprawdę nie byłam świadoma jego uczuć. I to nie jest tak, że oddaję ci pierścionek tylko po to, żeby żyć z nim długo i szczęśliwie, bo nie. Nie jesteśmy razem i prawdopodobnie nigdy nie będziemy. – a ona chciała, żeby Weston o tym wiedział. Nie chciała, żeby myślał o niej jak o kimś, kto go zdradził, kto za jego plecami sypiał z przyjacielem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Naprawdę się cieszył, że udało im się dogadać po tych wszystkich felernych tygodniach. Nie było mu oczywiście wesoło, bo Hazel nie była przypadkową dziewczyną, którą odprawiał z kwitkiem po zaledwie miesiącu znajomości ale czuł ulgę. Obawiał się tej chwili i tego, że mógłby zakończyć swój związek w kiepskich okolicznościach. Spędzili razem naprawdę dobre lata, jednak zbyt wiele zmieniło się od dnia wypadku. Jego śpiączka i jej relacja z Thompsonem, wszystko szło w zupełnie innym kierunku.
- Ja też - odparł i posłał jej ciepły uśmiech. Naprawdę w to wierzył, realizacja ich planów ślubnych szła pełną parą, więc na dobra sprawę pozostało im jedynie dopiąć wszystko na ostatni guzik i powiedzieć sobie to cholerne tak w obecności najbliższych. Czekał na to tak długo, że teraz sam nie wierzył w to, że brunetka zwróciła mu pierścionek zaręczynowy, a on znów jest wolnym strzelcem. Chyba zdążył już zapomnieć jakie to uczucie, bo czuł się.. dziwnie?
- Zrozumie ale będzie jej cię brakowało przy wspólnym stole. Naprawdę Cię lubiła i zaakceptowała jako przyszłą synową. Prędko o Tobie nie zapomni, mówię ci - roześmiał się, więdząc jak starsza kobieta przywiązywała się do ludzi. Była ciepła i kochająca, szanowała innych i miała serce na dłoni. Butler nigdy nie musiała martwić się o zgryźliwa teściową, która wykończyłaby psychicznie ją oraz jej małżeństwo.
- Ciesze się, że mi to mówisz ale to już bez znaczenia. Jesteś wolna, a ja nie mam prawa wtrącać się w to co robisz i z kim. Jeśli coś do niego czujesz to po prostu z nim.. bądź - uśmiech momentalnie zszedł z jego twarzy, jednak nie chciał pokazywać, że ten temat jakkolwiek mu wadził. Wciąż drażniła go postać Harrego i wyobrażenie ich razem podnosiło mu ciśnienie ale starał się zachować dorośle i po prostu to zignorować. Nie mógł przecież złościć się na nią ani prawić jej morałów, to już przeszłość. - Skłamałbym gdybym Ci teraz powiedział, że mam to gdzieś ale chce żebyś była szczęśliwa. To Twoje życie i wszystkie kolejne decyzje należą do Ciebie - wyjaśnił i chwycił kubek z kawą, który przysunął do siebie. Pomimo jej szczerości sam nie zamierzał wspominać Teddy, której brunetka nawet nie znała. Po co więc miał jej mówić, że kilka dni temu bawili się razem w klubie i dziewczyna go pocałowała? Wszystko co do tej pory wypracowali poszło by się walić, a zależało mu na dobrych stosunkach z byłą dziewczyną.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zrobiło jej się przykro, bo uświadomiła sobie, że no cóż… jej też będzie brakować matki Westona. Mimo, że Hazel pochodziła z dużej rodziny to tak naprawdę miała tylko rodzeństwo. Ich rodzice od początku dawali ciała w kwestiach rodzicielstwa i tylko cudem udało jej się uniknąć rodziny zastępczej, to zawsze przyjaciele stanowili jej rodzinę. Dlatego była tak blisko z Thompsonem i jego rodziną – zawsze czuła się tam mile widziana i zupełnie jakby była elementem tego dużego obrazka. Rodzina Westona też zawsze była dla niej dużym wsparciem i czuła się przy nich chciana i kochana… więc tak, na pewno szybko o nich wszystkich nie zapomni. Nie wiedziała, czy w ogóle chciała o nich zapominać. Dlatego pozostało jej mieć tylko nadzieję, że jej nie znienawidzą.
- Nie mówię ci tego w kontekście przyszłości… chodzi o przeszłość. Nie chcę, żebyś myślał, że w którymkolwiek momencie naszego wspólnego życia cię zdradziłam, Wes. Nawet jeśli nie byłam idealną partnerką to nie. Nic takiego się nie wydarzyło. – musiała to wyjaśnić, chciała to wyjaśnić. Nie chciała ciągnących się za nimi niedomówień. A że z Harrym nic nie wyjdzie? Tego też nie musiała mu mówić, chyba nawet nie była jeszcze gotowa by o tym mówić. Uśmiechnęła się niemrawo i skinęła. Bo tu się zgadzali. Oboje chcieli dla siebie tylko i wyłącznie szczęścia. I miała nadzieję, że jakoś im się to uda.
I myślę, że reszta tego spotkania minęła już w podobnym, spokojnym tonie. Wyjaśnili sobie jeszcze parę spraw, porozmawiali na bardziej neutralne tematy, zjedli naleśniki, a później się pożegnali. Ostatni raz się do niego przytuliła, ostatni raz mu za wszystko podziękowała i ostatni raz powtórzyła, żeby pamiętał, że zawsze może na nią liczyć.



/zt

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

13 minut.
Był to limit czasowy, w jakim dotrzeć miał na sam środek dzielnicy Ballard w Seattle, od której różniło go dokładnie 29 minut. Tak przynajmniej twierdziła mapa google, jaką odpalił w komórce po rozgorączkowanym telefonie od jednego z pracowników knajpy, który wyraził się jasno: jeśli nie zdąży, odda to zlecenie profesjonaliście. Oburzające. Może i nie wyglądał na człowieka specjalnie rezolutnego, może nie nosił wykonanego na miarę garnituru i nie zasiadał za biurkiem sprawnie działającej, szanowanej firmy informatycznej, ale hej, uczęszczał na całkiem renomowaną uczelnię! I co więcej, ukończył ją! Poza tym pewny był, że potrafił znacznie więcej od tego niedojdy, jaki przejąć miał niedługo (dokładnie za 12 minut, bo ponad sześćdziesiąt sekund zajęło mu włączenie swojego telefonu i zapoznanie się z mapą Seattle) jego zlecenie. A więc biegł. Biegł, bo potrzebował pieniędzy, bo nie miał w sobie krzty godności i nie przejmował się trąceniem do jakiś czas przypadkowych przechodniów, którzy gniewnie wygrażali mu rękoma i posyłali do diabła. Biegł, bo ubzdurał sobie w tym małym móżdżku, że od tego zlecenia zależy jego życie, że jest niezmiernie istotne dla jego dalszej egzystencji. I dotarł, równo 20 sekund przed czasem. Spocony do granic możliwości, dyszący jak lokomotywa i ze zdrętwiałą ręką, którą kurczowo dociskał do ciała niewielką torbę z odpowiednimi przyborami. Popchnął prawym ramieniem szklane drzwi i zignorował przyglądających się mu uważnie ludzi zasiadających za stolikami, zastanawiających się zapewne, dlaczego człowiek jego pokroju, w tak przykrym stroju i o tak nieświeżym wyglądzie szukał wśród nich — osób, które wygrały życie, które piastowały w niewidzialnej piramidzie społecznej miejsce znacznie wyższe od niego. Nie rozglądając się więc po pomieszczeniu, od razu skierował się w kierunku baru i tam położył swoją torbę. System padł nieprzyzwoicie — taka była diagnoza. Naprawienie go nie trwało jednak specjalnie długo — miał przecież te swoje wspaniałe umiejętności, tak? Chciał się wykazać, choć nikt nie oglądał jego pokazu. Po uporaniu się z kapryśnym oprogramowaniem, dzięki któremu w kawiarni stało się jakoś przystępniej, choćby przez rozbrzmiewającą muzykę zza ściennych głośników i tańczące po parkiecie światła, zdecydował się zostać tu jeszcze przez moment za namową swojego znajomego, zadającego mu ciąg pytań. Czy jadł coś dzisiaj? Nie jadł. Czy musiał już wracać? Nie musiał, bo nie miał do kogo. A więc na koszt firmy mógł zamówić cokolwiek mieszczącego się granicach normy i przyzwoitości, co było dla Danny’ego sporym powodem do radości — w końcu nie codziennie dostawało się darmowe jedzenie, tak? Usadowił się przy stoliku przy oknie, wyciągnął swojego laptopa, wpasowując się w ten sposób w klimat tej uroczej kawiarenki i wyciągnął się na niewielkiej kanapie, popijając latte macchiato i czekając na swój sernik. I wtedy go dostrzegł. — Na prawo patrz! — krzyknął w stronę mężczyzny, przyciągając tym samym uwagę wszystkich klientów, ale musiał upewnić się, że brunet go zauważy. Skoro wpadli już na siebie, nie mogli przejść obok tak obojętnie — bądź co bądź, niegdyś wiele ich łączyło, a więc mogli obdarzyć się choć zwykłym, uprzejmym uśmiechem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • — 27
Barbara Charlton była kobietą w średnim wieku, mówiącą z silnym (zbyt wyraźnym, jak na gusta Gabe’a) brytyjskim akcentem. Od niedawna sprawowała rolę dyrektorki zarządu w firmie logistycznej, której właścicielem, do zeszłego roku, był jej mąż. Powód, dla którego związała swoje życie z kancelarią Emerald City Law Group nie wiązał się jednak wyłącznie z papierami rozwodowymi, które zdecydowała się w końcu złożyć; firmę czekał dość medialny proces, jako że na jaw wyszły liczne malwersacje. Od samego początku coś mu podpowiadało, by tej sprawy się nie podejmować, ale Charlton uparła się, rzekomo z powodu wspomnianego rozwodu, że rozmawiać będzie wyłącznie z Gabem. A jako że jego pozycja w kancelarii była dość niepewna, przystać musiał na to, by kierować zespołem sprawy, która otrzymała status priorytetowej. Teraz jednak, siedząc już drugą godzinę w zatłoczonej kawiarence, wysłuchując wszelkich bzdur wypowiadanych przez Barb, był pewien, że musi się z tego wycofać. Nieważne ile będzie go to kosztować, jak wiele przy tym będzie musiał nakłamać — był pewien, że z kobietą tą nie wytrzyma ani sekundy więcej. I kiedy jej kolejne słowa, nijak wiążące się z procesem przyprawiły go o silny ból głowy, w kawiarni pojawiło się jego wybawienie. Co prawda inaczej to sobie wyobrażał. Inaczej, czyli gdyby tylko był tu z kimś innym, uciekłby z tej knajpy tak, by Danny nawet go nie dostrzegł. Zdawało się mu ten cały czas, te długie, prędko uciekające lata, że nigdy nie chce zamienić z nim choćby słowa. Tymczasem obserwował go uważnie i zastanawiał, jak to rozegrać. I cóż, sprawy same dość odpowiednio ułożyły się same — gdy tylko Barb zniknęła w toalecie, a Gabe zdążył pochować większość dokumentów, które nie zostały i tak przez nią podpisane, został zauważony. Och jak idealnie się to potoczyło! Uśmiechnął się jedynie w odpowiedzi, a gdy Barb wróciła, wcisnął jej jakąś krzywą opowieść o ważnym, kolejnym spotkaniu, które także odbyć musiał w tym samym lokalu. Tak tak, znacznie przekroczyła swój czas, a on naprawdę musiał już iść, bo kolejny jego klient był zbyt ważną postacią dla całej kancelarii. Zostawił ją więc z kwaśną miną i ruszył do innego stolika, nie przejmując się wcale tym, że może wpaść przez to w kłopoty. — Czyli jednak Seattle — powiedział przyjaźnie, nawiązując do jednej z ich ostatnich rozmów. Skąd mógł wiedzieć, że ten do Seattle wrócił tak dawno temu? I czemu zakładał, że przekroczywszy granice tego miasta, od razu by się z nim skontaktował? Póki co starał się jednak nie myśleć… o tym wszystkim., traktując Dana jak zwykłego znajomego z przeszłości, z którym nic nigdy go nie łączyło. Tak było łatwiej. — Zaraz sobie pójdę, muszę tylko poczekać, aż ta kobieta wyjdzie — dodał nieco cieszej, krzywiąc się lekko i ruchem głowy wskazując paskudną Barb, która nadal nie rozumiała, dlaczego tak nagle została porzucona.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby tylko wiedział, że w głowie nieznanej mu Barbary jawi się jako pożądana persona; klient ważniejszy od wszystkich innych, na którym szalenie zależy tak renomowanej kancelarii, na jego twarzy od razu pojawiłby się promienny uśmiech wdzięczności, a potem gromki śmiech kuriozalnego rozbawienia. Zapytałby się Gabe'a, jak tępa musiała być ta kobieta, by uwierzyć w bajkę, w której to człowiek jego pokroju, wyglądający jakby właśnie wyszedł ze śmietnika, odgrywał rolę tak znaczącej figury. Mimo wszystko i tak połechtałoby mu to ego, co do tego wątpliwości nie było.
Spowity złudzeniem przeszłości, przez moment nawet nie zastanawiał się, czy mężczyzna do niego podejdzie - wydało mu się to wybitnie oczywiste, bo z jakiego powodu miałby go zignorować? Dopiero po chwili doszło do niego, że nie rozstali się wcale tak polubownie, jak przekonywały go o tym odłamki wspomnień, które starał się nieudolnie ułożyć w całość. Z tego powodu na jego twarzy zagościł trochę zażenowany uśmiech, ale rozpromienił się od razu, kiedy Hargrove zbył dla niego jakąś kobietę w podeszłym wieku i usiadł naprzeciw niego. - To zawsze będzie Seattle - odparł, unosząc kącik ust w figlarnym uśmiechu, także nawiązując do odbytych szmat czasu temu rozmów - narzekali przecież nieraz na to, że ich losy zostały już na zawsze spowite z tym deszczowym miastem, choć ani wówczas, ani tym bardziej teraz, raczej tego nie rozumieli. Czy było mu głupio, że wpadli na siebie dopiero teraz, po ponad roku? Tylko trochę. - Czyli jestem tylko jakimś marnym pretekstem przerwania niechcianej rozmowy? No ładnie, Hargrove, nic się nie zmieniłeś - westchnął, nie potrafiąc jednak ani na moment pozbyć się z twarzy tego durnego uśmiechu. Nie było to rzadkością, że tak niezmiernie się cieszył, kiedy wpadał na jakiegoś przyjaciela z przeszłości, okej? A że wzrok zawsze miał dość rozbiegany, nie potrafiąc skupić go wyłącznie na jednym miejscu, przyjrzał się najpierw porzuconej znajomej bruneta, potem skoncentrował go na mijającej ich za oknem parze, a następnie wbił go w kobietę w służbowym uniformie, która przyniosła mu sernik. Ją także obdarzył tym swoim promiennym wyrazem twarzy, a potem wziął kęs świeżego, pulchnego i miękkiego wypieku. Wydał z siebie dźwięk sporego zadowolenia tym smakiem i spojrzenie swe wbił znów w Gabe'a. - Chryste, zdecydowanie musisz spróbować - zaanonsował, podsuwając mu zwinnym ruchem talerzyk z ciastem, który nieco porysował powierzchnię stołu, na co mijająca ich kelnerka nieco się skrzywiła. Nie przywykł do jedzenia tak starannie upieczonych dań, które muskały jego kubki smakowe jak idealnie wyważona, delikatna polewa, rozpieszczając je przy tym do granic możliwości. Nie miał pojęcia, czy nie pozwala sobie w towarzystwie bruneta na za dużo, ale nigdy nie był zbyt poważnym człowiekiem, który słynął z nienagannej ogłady, przecież Gabe to wiedział.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rozsądnie było zakładać, że skoro przyszło się im rozstać tak dawno temu, nie było już miejsca na jakiekolwiek pretensje. I faktycznie czas zdążył rozmyć to, co wówczas zdawało się mu straszne — te liczne wyrzuty i ostateczne wyznanie, na które w ogóle nie był gotowy. Zdawało mu się, że tamten rozdział dawno rzucił w niepamięć, a ten brak kontaktu z Dannym jest po prostu zwykłą formą wygody, bo jednak ciężko po pewnych słowach wrócić do przyjaźni. Z tym że Gabe chyba jednak nadal miał mu za złe to wszystko, nawet jeśli było to niedorzeczne. Pewne urazy chowa się w sercu chyba na zawsze, nawet te najgłupsze. — Od dawna jesteś w mieście? — spytał niezobowiązująco, chociaż było to dla niego ważne. Obiecał sobie jednak, krocząc ścieżką stuprocentowej żenady, że nie da mu odczuć, że tamto ich zerwanie nadal go boli. Uznał, że dużo lepiej będzie udawać, że nie tylko nie zrobiło ono na nim najmniejszego wrażenia, ale że ten ich związek niegodny był zapamiętania. Oczywiście było to skrajną głupotą, a kłamstwo łatwo mogło zostać przejrzane, jako że Danny chyba nadal był dla niego w jakiś sposób ważny.
— Nawet nie zaprzeczę, pojawiłeś się tutaj w idealnym momencie. Ciężko byłoby mi wymyśleć jakieś inne kłamstwo — odparł z lekkim uśmiechem, zerkając co chwilę w stronę swojej klientki. Całkiem liczył na to, że złoży na niego skargę, bo przynajmniej nie musiałby się głowić, jak samodzielnie tę sprawę odpuścić — kiedy więc przechodziła obok nich, umyślnie zwalniając, by dosłyszeć szczegóły ich rozmowy, specjalnie zamilkł i uśmiechnął się dość głupio. A gdy wyszła i on gotów był się podnieść, pożegnać i wrócić do swojego monotonnego życia. Tylko że wtedy pojawiło się ciasto, a kolejne słowa Danny’ego sprawiły, że Hargrove skrzywił się mimowolnie i wpatrywał w niego dość nieprzyjemnym spojrzeniem. I przez chwilę trwał w tym zawieszeniu, starając się zachować porządnie — nawet jeśli przez to ciasto z niewiadomych przyczyn odczuł złość, tak przecież nie zamierzał wcale doprowadzać teraz do jakiejś konfrontacji zwieńczonej licznymi pretensjami. Zamiast tego więc oparł się o siedzenie krzesła czy kanapy, nie wiem gdzie siedzą, i założył dłonie na piersi, całkowicie ignorując przy tym sernik. — Co u ciebie słychać? — spytał dość neutralnie, przyglądając się mu teraz już tylko z widocznym zaciekawieniem. Porozmawiać mogli, jasne, ale to wszystko, bo Gabe naprawdę nie chciał odnawiać z nim kontaktu.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ballard”