WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wrócił. Tak naprawdę to skąd? I - co ważniejsze - do kogo? Na pewno nie do niej. Nie mogło chodzić o nią, inaczej już dawno odezwałby się, bądź dał jakikolwiek, nawet najmniejszy, znak życia. Może Pani Swallow zachorowała? Zmarszczyła brwi, starając się odnaleźć w pamięci kiedy po raz ostatni widziała matkę Nicholasa. Na pewno na pogrzebie. Była wśród nielicznej grupy na cmentarzu, która przyszła na nabożeństwo i została, aby być świadkiem spuszczania trumien w wykopany dół. Nie potrafiła sobie przypomnieć, czy później, choćby przypadkiem, wpadła na kobietę na ulicy. Raczej nie. Tamtego dnia, nie potrafiła pozbierać myśli. Nie myślała logicznie, nie wyłapywała szczegółów, błądziła nieobecna po twarzach tych, którzy podeszli złożyć kondolencje. Z drugiej strony, powinna dostrzec, że z Panią Swallow byłoby coś nie tak. To w końcu matka Nicholasa. Nie przegapiłaby tego. Nie z uwagi na niego.
Powodów mogło być wiele. Kiedy po szkole rozniosło się, iż Swallow wyjechał i nigdy nie wrócił mając w poważaniu ostatnie egzaminy oraz koniec nauki w szkole średniej, znaleźli się tacy, którzy podziwiali brawurę chłopaków. Znacznie częściej jednak dominował głos, iż wyjechał w trasę swojego idola goniąc za niepoprawnymi marzeniami. Z początku, wchodziła w dyskusję z tak absurdalnym komentarzem, obiecał w końcu, że do Vegas pojadą razem. Jeszcze tego samego dnia, w którym odbiorą świadectwa. Ufała mu, choć nie dotrzymał już raz danego słowa. Czekała na niego początkiem lata, nerwowo odświeżając telefon, na którym nie wyświetlała się ikona nowej wiadomości, bądź nieodebranego połączenia. Znowu, w panice, obdzwoniła wszystkie szpitale, była nawet pod domem Nicholasa, lecz nie zastała w środku ani jego, ani jego matki. Wyszła do pracy, odpuściła więc po trzech godzinach siedzenia na chodniku, musząc przełknąć gorycz kolejnego rozczarowania.
Dzisiaj, kiedy przyglądała się jego twarzy, poważniejszemu spojrzeniu, ciemnym jak noc włosom, których przydługie kosmyki wpadały mu do oczu... Westchnęła w duchu, mając w sobie tak samo wiele wątpliwości, co czystej radości, że... wrócił. Chciała wierzyć, naprawdę, iż już nigdzie się stąd nie ruszy. Tylko czy byłoby to uczciwe? Miała jeszcze prawo oczekiwać, że brałby jej osobę pod uwagę w swoich planach? Nie była już częścią jego życia, została w Seattle. W miejscu, od którego na dekadę odciął się grubą kreską.
- To był wypadek samochodowy. Jadący z naprzeciwka dostawczak, nagle zaczął jechać z nimi na czołówkę. Ojciec zjechał na pobocze, chcąc ich ratować. Wpadł w poślizg. Ponoć, zginęli na miejscu, od razu, nie zdają sobie z tego tak naprawdę sprawy... - powtórzyła raport zrelacjonowany jej przez służby porządkowe z mniejszym, właściwie to żadnym ładunkiem emocjonalnym. Mogła już mówić o tym z dystansem. Bez łamiącego się głosu, płaczu, niedowierzania. Dotknęła do jego ręki, wtulając na moment otwartą dłoń mocniej w swój policzek. Szorstki dotyk, pozostawił po sobie uczucie ciepła rozlewające się po skórze.
- Gdzie się zatrzymałeś? U mamy? - błądziła jeszcze po omacku w sferze tych mniej niewygodnych pytań, uważając, że nie ma prawa oczekiwać właściwie to żadnej odpowiedzi. Mało tego, nie powinna w ogóle pytać, lecz o tym fakcie zdała sobie sprawę zbyt późno. Kiedy jednak odważyła się odezwać i poznać choć otoczkę jego motywów.
Wiatr tańczył wśród liści i gałęzi, wzdrygnęła się, kiedy zimniejszy podmuch owiał ich pośrodku alejki. Mimochodem, przybliżając do siebie. Stali tutaj osamotnieni, nikt nie nadchodził, nie słychać było odgłosów przestawianych świeczek, bądź nabieranej wody z miejskiego punktu dostępu. Rzuciwszy krótkie chodź, Rose pociągnęła go w stronę oddalonej bardziej od ich miejsca spotkania cmentarnej bramy. Nałożenie drogi wydawało się jej rozsądniejsze, co, jeśli po wyjściu na drugą stronę muru, rozejdą się każdy w swoją stronę i więcej nie zobaczą? Prowadziła chłopaka do wyjścia wolnym krokiem, wciąż trzymając jego dłoń. Nawet, kiedy wąska ścieżka zmuszała ich, aby iść gęsiego, wyciągała za siebie rękę, robiła wszystko, byleby nie musieć rozpleść warkocza z ich palców.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przyglądał się jej z..., zawstydzeniem i poczucie, że nie powinien tak długo wpatrywać się w te ogromne oczy, które nie wyobrażał sobie nawet jak wiele łez musiały wylać i chociaż ganił się za takie myśli, bo dlaczego miałaby niby płakać po nim? Zastanawiał się czy kiedy jeszcze żyli jej rodzice nie płakała też z jego powodu; jakby nie dopuszczał do świadomości myśli, że mogła czuć do niego cokolwiek więcej jak przyjaźń. Jakby nie dostrzegał tych wszystkich gestów, którymi obdarzali się przecież wzajemnie albo jakby wierzył, że to nie znaczy nic z jej strony i jest tylko i wyłącznie miła dla niego..., i to najpewniej dlatego, że widziała jak traktowali go inni i słyszała co mówili, że robiło jej się go żal. Tylko czy całuje się kogoś tak, jak pocałowała go kiedyś dlatego że jest mu go żal? Naprawdę w to wierzył czy tylko tak cholernie chciał w to wierzyć? Przecież tak długo czuł tamten pocałunek wciąż na ustach i wracał do niego tak wiele razy będąc daleko od niej, kiedy chciał wrócić. I kiedy chciał skończyć z sobą.
Zawiódł Rose — to było pewne, ale chciał to wszystko naprawić; nie liczył na nic i jeśli nawet, zaraz karcił się w myślach za te podszepty serca, które dochodziło do głosu w całkowitej ciszy najczęściej, kiedy leżał jakby był zupełnie bezwładny na łóżku w rozkopanej pościeli i wpatrywał się w sufit tak, jak dzisiejszej nocy nie mogąc zasnąć po tym wszystkim czego dowiedział się od matki i w co nie był w stanie uwierzyć tak długo, jak długo Rose nie powtórzyła tych samych słów dodając do nich jedynie więcej szczegółów. I dziwił się jedynie jak mogła o tym wszystkim mówić tak spokojnie? A może tylko mu się wydawało, bo przecież czy jej oczy nie przygasły na moment bardziej? Czy nie spuściła na chwilę drżących powiek, które podnosząc ciężko od razu wpatrzyła się w jego twarz? Przekrzywił głowę przyglądając się jak wtuliła policzek we wnętrze jego dłoni — tak, jak kiedyś tylko z tym czającym się gdzieś w środku smutkiem, którego wcześniej nie było i czy to nie on sprawił, że się pojawił?
Tak – odpowiedział mrugając kilka razy, jakby musiał zastanowić się chwilę nad odpowiedzią. – Ale... – zaczął niepewnie, wręcz mogłaby pomyśleć, że wręcz onieśmielony być może własnymi słowami, które przyszły mu do głowy i zastanawiał się tylko czy powinien wypowiedzieć je na głos. – Ale muszę poszukać czegoś dla siebie. Nie mogę tam zostać – dodał marszcząc czoło i przygryzając nerwowo dolną wargę jednocześnie spuszczając głowę niżej i błądząc spojrzeniem w przestrzeni a nie jak przed chwilą jeszcze po twarzy Rose. Tak wiele chciał powiedzieć, ale nie wiedział czy mógł — po tylu latach? I więcej jeszcze pragnął wyjaśnić, ale czuł, że nie zbierze się nigdy na tak wiele odwagi i śmiałości, tym bardziej że musiałby poruszyć najbardziej wstydliwe kwestie chyba, o których nie wyobrażał sobie, że mógłby rozmawiać z kimkolwiek a tym bardziej z nią. W jego głowie pozostała tamtą nastoletnią dziewczyną — wciąż tak samo niewinną i delikatną. Nieskalaną całym tym brudem, który czasami miał wrażenie, że wnosił w jej życie swoją obecnością.
Sprzedała dom po babci i przeprowadziła się z powrotem nad zatokę do jednej z tych odnowionych kamienic. I chyba nie chcę już tam mieszkać, chociaż kiedyś... – przerwał; to nie miało sensu. Co mogło to obchodzić Rose? Zrezygnował z niej, więc na co on w ogóle liczył? I nabrał głębiej powietrze gotów przeprosić ja, kiedy zamknęła mu usta dotykając ostrożnie palcami do jego warg; miała tak bardzo zimne dłonie, że najchętniej chwyciłby mocno obie i zaczął rozcierać w swoich, chociaż niewiele cieplejszych od jej. I kiedy szepnęła tak cichutko chodź przez moment nie był pewien czy dosłyszał ją i czy dotarło do niego, co powiedziała, ale kiedy zrobiła krok a potem następny, ruszył zaraz za nią powoli.
Mam samochód zaparkowany od strony kościoła – zaczął niepewnie starając się mimo wąskiej ścieżki iść obok niej, jak najbliżej i widząc jak od czasu do czasu jej drobne ciało przechodził dreszcz, zwolnił i na moment tylko wyswobodziwszy dłoń z jej wyjątkowo mocnego uścisku, na co odwróciła w jego stronę głowę akurat w chwili, w której zarzucił jej na skulone ramiona swoją kurtkę zostając w cienkiej białej koszulce i zarzuconej na nią też niewiele grubszej wyglądającej jak flanelowa koszuli w kratę. Uśmiechnął się niepewnie i łapiąc z powrotem jej dłoń i ruszając, chociaż nie był pewien dokąd tak naprawdę dojdą...
Obrazek
We're caught in a trap; I can't walk out
Because I love you too much baby

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pozory. To wszystko pozory. O dziwo, okazała się być całkiem niezłą aktorką jednej roli - w pracy, uśmiechała się do klientów, którym przynosiła kolorowe drinki, bądź otwarte butelki piwa. Podobnym uśmiechem witała sąsiadkę z trzeciego piętra, kiedy mijały się na schodach, a ona zaczepiała ją z pytaniem, czy wpadną z Sydem na kawę popołudniu. Smutek, zakopała głęboko i na dnie. Nie oczekiwała współczucia. Nie chciała specjalnego traktowania. Ruszyła dalej, mijając cmentarz w drodze do domu po nocnej zmianie bez nieodpartej chęci, aby wejść do środka i spędzić kolejne, dwie godziny nad grobem rodziców. Mogła albo doszczętnie zwariować, albo faktycznie pogodzić się z kolejną stratą w jej życiu. Nie było jej łatwo, choć prawdę powiedziawszy, boleśniej i trudniej przeżyła jego wyjazd. Tylko dlatego, że to faktycznie minęło prawie dziesięć lat, nie rozkleiła się na widok Nicholasa.
Stare rany zapiekły, kiedy zdała sobie sprawę kto stał obok. Na szczęście, szwy trzymały mocno i nie pozwoliły puścić. Mimo dyskomfortu, niewygody, Rose zdołała przemóc się i zachować tak, jak chciała. Jak podpowiadało jej serce. Na przekór mętliku w głowie, głośnym myślom i ambiwalentnym odczuciom. Jego objęcia, wyciszyły większość z niesfornych głosów i teraz, kiedy szli trzymając się za ręce, ostatnie uparciuchy musiały dać za wygraną oraz odpuścić.
Liczył się on. Zawsze liczył się tylko on.
Przytaknęła, uchwyciwszy jego spojrzenie. Na wybrukowanej ścieżce, nie musiała się martwić wystającymi korzeniami. Mogła iść, patrząc się na niego, ignorując bez obaw to, co mieli pod nogami.
- Rozumiem. Nie wiem, czy wiesz, ale ja też zdecydowałam się sprzedać dom po rodzicach. Był wielki, a ja sama. Teraz, z tego co mówiła agenta nieruchomości, mieszka tam młode małżeństwo z dwójką małych dzieci, która jest zachwycona ogrodem i huśtawką, jaką zrobiłeś na drzewie - urwała, niepewna, czy tak swobodne wybieganie w przeszłość to dobry pomysł. Jeszcze przed szkoła średnią, środkiem upalnego lata, zbili kilka desek, a grubą linę przewlekli przez ich nie do końca profesjonalnej ocenie najszerszej gałęzi; bujali się wspólnie na prostej, mało wygodnej huśtawce, zastanawiając, jakie kształty przyjmą chmury, gdy wyjdą zza rozłożystego drzewa.
- Wynajęłam pokój u Syda w Chinatown. Smaży pyszne naleśniki i jest bezproblemowym współlokatorem, jeżeli tylko zaakceptujesz jego rodzinę kotów. Pepper nie da się nie kochać, ona Cię już o tym przekona... - parsknęła cicho, ponownie zerkając na Nicholasa, aby upewnić się, że w wyrazie jego twarzy nie nastąpiła żadna, negatywna zmiana. Szukała w nim tej cienkiej granicy, którą lepiej nie przekraczać. Nie tu i nie teraz. Oboje nie wydawali się być gotowi na konfrontacje z ponurą prawdą.
- Syd ma jeszcze dwa wolne pokoje, gdybyś potrzebował noclegu. Możesz też... Możesz zatrzymać się w moim. Dopókiczegośnieznajdziesznatałe - dodała pospiesznie, tak, że słowa zlewały się w jedną całość. To był moment. Napływ odwagi. Kolejny podszept serca. Rose spuściła wzrok na buty, czując niespodziewanie na ramionach ciężar kurtki, zadarła głowę i... poprawiła skórę narzuconą na jej wychudzone ciało.
- Dziękuję - szepnęła, tak że jej głos mógł zgubić się wśród szelestu liści. Na nowo, zacisnęła palce na jego dłoni. Doszli już do cmentarnej bramy, ale Rose niespodziewanie skręciła, tak że wydeptaną ścieżką w trawie, obchodzili mury nekropolii coraz to mniejszym, wolniejszym krokiem. Zatrzymała się pośrodku pustego pola, gdzie jeszcze nie dotarła linia nagrobków. W miękkiej, niewykoszonej trawie, wydawała się zapadać te kilka centymetrów pod ziemią.
- Powinniśmy wracać? - rozsądek potwierdzał, ale serce... Serce kazało jej nie ruszać się nawet o krok.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy rana im starsza nie bolała bardziej mimo upływu lat? Czy nie wystarczał jeden bodziec, niewielkie draśnięcie, żeby otworzyła się mocniej krwawiąc i ciągnąć o wiele głębiej w ciele? I czy przez niego nie miała tych ran zbyt wiele? Chciał zadać jej tak wiele pytań zaczynając od tych, co robiła teraz? Czym zajmowała się na co dzień — czy nadal rysowała tak pięknie jak dawniej, czy jeszcze lepiej? Czy poszła na te wymarzone studia a może całkiem zmieniła swoje zainteresowania? Przymknął na moment powieki, pod które i tak, i tak wpadała odrobina światła wraz z drżeniem, nad którym nie potrafił zapanować. Czy miała problemy w szkole? Czy nadal dokuczali jej z jego powodu, mimo że nie było go obok? Czy znalazł się ktokolwiek, kto stawał w jej obronie a może sama musiała się odganiać i odgryzać jak zapędzony w pułapkę przerażony zachowaniem ludzi niewielki drapieżny kot? Trzymał ją mocno obejmując i nie chciał wypuszczać z zamkniętych ramion, którymi odgradzał ich od całego świata. I czy skoro odważył się wrócić, mógł pozwolić pomyśleć — im obojgu — że może udałoby się im odbudować chociaż po części tamtą relację, która ich połączyła? Pragnął tego tak cholernie mocno i jednocześnie miał to nieprzyjemne, niechciane, ale realistyczne poczucie, że nie ma prawa o cokolwiek prosić czy czegokolwiek oczekiwać. Nie mógł i chyba..., bardziej jeszcze niż kiedykolwiek wcześniej nie potrafiłby nawet wbrew wszystkim swoim ukrywanym głęboko w sercu pragnieniom, których czasami wstydził się nawet sam przed sobą. Miał poczucie a przede wszystkim świadomość, że był niewystarczający dla niej.
Przytaknął skinieniem głową. – O tym mama też mi wspomniała, bo... – przerwał w ostatniej chwili gryząc się w język, bo niewiele brakowało, żeby przyznał, że „chciał iść do niej zaraz po powrocie”. Zmieszał się i zamyślił na moment, żeby kiedy dotarło do niego coś, co powiedziała o huśtawce, którą zrobili razem i na której potrafili spędzić czasami i cały dzień, uśmiechnąć się samemu przyłapując na tym, że przez krótką chwilę nie słuchał, ale jakimś dziwnym trafem, jakby jej głos odtworzył się mu w głowie, przypomniał sobie, że mieszkała tam teraz rodzina z dwójką dzieci i to one był tak zachwycone tą prowizoryczną bardziej niż z prawdziwego zdarzenia huśtawką. – Ja nie wiem kto wprowadził się do domu babci – przyznał unosząc na moment ramiona w górę, jakby chciał nimi wzruszyć, ale to nie było do końca to; potrząsnął ramieniem i dodał, że właściwie sam nie wie czy chciałby wiedzieć. I teraz dopiero wzruszył ramionami unosząc brwi wyżej i nieśmiało się uśmiechnął. Nie miał pojęcia kim był Syd i przez chwilę nie do końca rozumiał dlaczego miałby zaakceptować jego koty skupiają całą swoją uwagę tylko na jednym — tym jej stłumionym, ale szczerym i mimo wszystko radosnym, cichym śmiechu, na który nie mógłby nie uśmiechnąć się odrobinę pewnie już i o wiele bardziej naturalnie. Dopiero, kiedy wspomniała że ten nieznany Syd ma pokoje do wynajęcia, zrozumiał o czym myślała i..., aż zatkało go w pierwszej chwili, bo nie tego się spodziewał a sama świadomość, że w ogóle pomyślała jak mu pomóc była tak nieopisanie cenna. I nie myśląc wiele ledwie skończyła mówić, objął ją ramieniem za szyję i pocałował w skroń, żeby speszyć się zaraz i cofnąć rękę a zamiast niej jakby na ramionach ułożyć Rose swoją kurtkę.
Nawet jeśli było chłodno, nie czuł tego właściwie zawstydzony wciąż swoją własną kompletnie nieprzemyślaną reakcją, na którą także czuł, że nie powinien sobie pozwolić. Zawstydzony, czując ciepłe szczypanie rumieńców wychodzących mu przez szyję na policzki, szedł obok niej i kiedy skręciła odbijając od bramy znów w głąb cmentarza, nie zaprotestował; miał tylko nadzieję, że nie był tak czerwony, żeby nie zrzucić tego na wiejący coraz mocniej wiatr.
Spojrzał na nią, kiedy zatrzymała się z dala od ostatnich nagrobków kończących się kilka metrów za nimi, jakby odcięte linią, której nie mogłyby przekroczyć i pokiwał niepewnie głową.
Chyba tak – przyznał. – Podwiozę cię dokąd będziesz chciała – dodał wyciągając dłoń w stronę jej twarzy, z której odgarnął niesforne kosmyki jasnych tak, jak kiedyś jego, włosów. – Jadałaś śniadanie? – Zapytał z nadzieją, że może pozwoliłaby zaprosić się gdzieś, gdzie mogliby być chociaż jeszcze chwilę razem. I wbrew wszystkim tym podszeptom, że nie miał prawa, że nie powinien, miał nadzieję, że Rose się zgodzi.
Obrazek
We're caught in a trap; I can't walk out
Because I love you too much baby

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oblała się dorodnym, pąsowym rumieńcem w odpowiedzi na niespodziewany i absolutnie niezapowiedziany pocałunek. Czuła, jak wzdłuż jej kręgosłupa, przechadza się dreszcz chwilę po tym, jak wargi Nicholasa zetknęły się z jej bądź o bądź ciepłą skronią; przymknęła oczy, kąciki jej ust delikatnie drgnęły pociągnięte automatycznie do bardziej mrawego uśmiechu. To był moment, który mógłby się zatrzymać i nigdy nie kończyć. Nawet ponura, cmentarna sceneria nie była w stanie zepsuć wydźwięku drobnego, miłego gestu oraz tego, jak w konsekwencji jego blisko zrobiło się jej cieplej na sercu. Jednak dobrze, że poranki bywały już rześkie oraz chłodne; łatwiej było się jej wytłumaczyć zimnem, niż faktem, że nadal na przekór upływowi czasu oraz lat, wzbudzał w niej uczucia gorętsze i gwałtowniejsze.
Nie zapytała, czy reakcja Nicholasa była równoznaczna z tym, że się zgodził. Dla Rose, był to oczywiste, inaczej skąd ten nagły entuzjazm i niedowierzanie, że mogłaby mimo wszystko chcieć widzieć go u siebie? Początki były ciężkie, lecz Syd nie należał do problematycznych współlokatorów. Zaakceptowała jego dziwactwa i specyficzne bycia, on także był wyrozumiały dla jej przyzwyczajeń. Dotarli się, znaleźli wspólny język, a nawet zaprzyjaźnili. Wierzyła, że chłopak nie będzie miał nic przeciwko, jeżeli Nicholas zajmie jeden z dwóch wciąż wolnych pokoi w ich mieszkaniu, bądź na te kilka, najbliższych dni, zatrzyma się u niej. Parsknęła w myślach, kiedy przeszło jej przez nie stwierdzenie, że na poczekaniu znajdzie sposób, aby wydłużyć ten odcinek czasu, gdyż... No właśnie? Co takiego chodziło jej po głowie, podyktowanego wyłącznie sercem i absolutnie nie mającego zbyt wiele wspólnego z rozsądkiem?
Ogarnij się, Rose. Jedno spotkanie, ulotna czułość, odrobina troski nie zmieni tego, jak wiele ich zaczęło różnić po tak długiej rozłące. To było coś, czego nie da się od tak zmienić. Prawdę mówiąc, w ogóle nie było na to szans. Nie przeskoczy się przepaści, nie cofnie straconego czasu. Ale czy aby na pewno? Łudziła się, spoglądając w jego oczy, iż jeszcze nie wszystko stracone. Może i było to głupie, nierozsądne, w sposób tak oczywisty wystawiać się na kolejne rozczarowanie, nie potrafiła jednak inaczej. Nie, kiedy był tak blisko, trzymał ją za rękę, a kurtka mimo wszystko pachniała tak, jak zawsze pachniał Nicholas; wrócił w końcu. Po tylu latach. Nawet, jeśli nie do niej, nie dla niej, to... wrócił. Tyle - tylko? ? - wystarczyło na początek.
- Możesz podwieźć mnie do domu i wejść na kawę - gdyby chciał zaprotestować, gotowa była pociągnąć go za rękę i tym samym, przyciągnąć bliżej siebie, tak, że niemalże stykaliby się czubkami nosów.
- Nie, nie jadłam jeszcze śniadania. Na rogu najbliższej przecznicy, jest piekarnia, w której mają dobre, świeże i ciepłe bajgle oraz nie najgorszą kawę. Masz ochotę spróbować? - nie dała się prosić. Świadomie bądź nie do końca, powiedziała dokładnie to, co chciał usłyszeć.
Owinąwszy się jego ramieniem, którym opatulił ją w drodze pod wiatr, wyszli z cmentarza przekraczając starą, zardzewiałą, otwartą w godzinach dostępności cmentarza bramą. Pozwoliła, aby dalej prowadził Nicholas, a kiedy otworzył jej drzwi czerwonego cadillaca od strony pasażera, zatrzymała go przytrzymując nadal rękę chłopaka, a następnie zadzierając wyżej głowę.
- Nie spieszysz się nigdzie, prawda? - prawda!?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pewnie, gdyby zapytała nie wiedziałby, co odpowiedzieć — nie był jeszcze pewien co z sobą zrobi poza jednym..., skoro znalazł Rose o wiele szybciej jak początkowo, dowiedziawszy się, że sprzedała rodzinny dom, zakładał, nie zamierzał już nigdzie się ruszać z miasta; rozważał powrót do Vegas, gdyby po dłuższym czasie nie wpadł na żaden jej ślad, ale skoro ledwie przyszedł tutaj i nie zdążył nawet wypowiedzieć na głos tej kołaczącej mu się cały czas w głowie prośby a ona stanęła obok... Nie! Nie mógł wyjechać! Nie sam, chociaż nie spodziewał się, żeby po tym wszystkim chciała mieć z nimi wiele do czynienia, więc tym bardziej każda jej pozytywna, żeby nie powiedzieć, że radosna reakcja, sprawiała, że nieśmiało otwierał się sam i zaczynał pozwalać myślom takim jak ta, że mogliby spróbować wszystko naprawić — że to on musiałby w głównej mierze wszystko naprawić, bo to on zawinił — podchodzić bliżej pod skórę tak, że stawała się wręcz namacalna. Chyba pierwszy raz od dłuższego czasu zaczynał mieć nadzieję, że coś jednak może się zmienić w jego życiu i nawet jeśli nie byliby już nigdy więcej z sobą tak blisko, jak kiedyś, byłby zadowolony mogąc widywać Rose, poświęcać swój czas spędzając go razem z nią tak długo, jak długo by chciała — nie liczył na wiele, bo... Bał się rozczarowania, które jednocześnie miał wręcz bolesną świadomość, że ona przeżyła przecież kiedy nie przyjechał tak, jak obiecywał na długo zanim w ogóle zabrał Lily w tę..., jej ostatnią podróż... A mimo to nie odeszła bez słowa ani nie odepchnęła go czy nie powiedziała, żeby się zamknął, bo nie miał prawa popatrzeć w jej stronę a co dopiero cokolwiek więcej, tylko wtulając się coraz mocniej w jego bok nawet, kiedy zarzucił na jej ramiona swoją kurtkę marznąc samemu, szła razem z nim i kiedy był pewien, że skierują się w stronę zaparkowanego przed bramą samochodu, w ostatnim momencie skręciła przeciągając ten spacer, chociaż miejsce nie wydawało się odpowiednie i nieszczególnie sprzyjało ciężką przepełnioną wszechobecnym żalem i bólem po stracie bliskich atmosferą, ale w tym momencie... To nie miało dla niego jakiegokolwiek znaczenia — było miejscem jak każde inne a najważniejsza była jej obecność i ta niespodziewana bliskość, która przez moment pozwalając całkiem irracjonalnym myślom dojść do głosu, zastanawiał się czy nie skończy się wraz z przejściem na drugą stronę tej ciężkiej zamykanej na noc metalowej bramy. Czy po drugiej stronie nie uświadomi sobie, że wrócił ktoś, kto skrzywdził ją, wystawił na pośmiewisko i przez długich dziewięć lat nie dał żadnego, najmniejszego nawet znaku, co u niego ani nawet, że żyje.
Zawahał się na moment — nie mieszkała sama, nie u siebie, więc nie był pewien czy mógłby? Pamiętał przecież, że kiedy przeprowadzili się do domu babci przyjaciółki mamy nie miały prawa przestąpić nawet progu, a on... Czasami, chociaż o wiele rzadziej niż tych kilkanaście lat temu, kiedy chodzili do szkoły, czuł się tak, jakby miał wypiętnowane na czole to jedno określenie — „syn dziwki”. I kiedy ludzie przyglądali się mu, chwilami nie wiedział gdzie popatrzeć ani co powiedzieć. Denerwował się tylko coraz bardziej i jeśli tylko mógł..., uciekał; w tym miał doświadczenie.
Nie chcę przeszkadzać – odpowiedział po części zgodnie z prawdą, ale bał się, że tym samym nie spędzą z sobą więcej czasu dzisiaj..., i nie był pewien czy spotkają się jeszcze, dlatego nie myśląc wiele i kierując się jedynie tą rozpalającą się w nim coraz mocniej nadzieją zapytał o śniadanie, tym bardziej że wydawała się mu o wiele szczuplejsza i jeszcze miała te niezdrowe cienie pod oczami. A gdyby się zgodziła i mógłby ukraść trochę czasu w jej obecności losowi..., musiał zaryzykować ewentualne rozczarowanie. Tylko że Rose odpowiedziała tak, jak naprawdę chciał, żeby się zgodziła. Uśmiechnął się i skinął głową w odpowiedzi. – Ja też nie..., więc jak najchętniej – przyznał dotykając do całkiem płaskiego, kiedy przytknął do niego materiał cienkiej koszulki przesiąkniętej wilgocią unoszącą się w powietrzu. Podał jej rękę i mimo wszystko wciąż tak samo wolno, ruszyli do bramy, za którą wyszedłszy skinieniem głową wskazał na ciemnopurpurowy Cadillac, który najlepiej prezentował się w promieniach zachodzącego słońca, kiedy złoto promieni przenikało się w głęboki fiolet.
Zupełnie nie spodziewał się jej pytania; zaskoczyła go naprawdę i przez moment nie wiedział, co odpowiedzieć, więc pokręcił wpierw w odpowiedzi głową. – Nie – wyszeptał po chwili uśmiechając się, ale inaczej jakby był rozmarzony? Roztargniony?. – Nie spieszę się – dodał. – Chociaż powinienem w końcu pojawić się w urzędzie pracy – przyznał odchylając głowę w tył i wzdychając ciężej jak początkowo planował, żeby po chwili pogładzić jej policzek kciukiem i prześlizgnąwszy się dłonią przez jej szyję i ramię objąć ją i zaprowadzić do Cadillaca. Otworzył jej drzwi i pomógł wsiąść, poprawiając pasek kurtki, zanim trzaskając drzwiami zamknął je za nią i obszedł samochód od przodu jakby był prawdziwym gentelmanem. Zajął miejsca za kierownicą i odwróciwszy się lekko w hej stronę, zapytał z uśmiechem:
W prawo? W lewo? Czy to obok stacji Shella?
Obrazek
We're caught in a trap; I can't walk out
Because I love you too much baby

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pokręciła przecząco głową, karcąc go niejako za to, że ten w ogóle pomyślał, iż mógłby jej w czymkolwiek przeszkodzić. Dziesięć lat to naprawdę dużo, aby poukładać sobie życie, ba! Zacząć je na nowo, tyle że patrząc się na Rose, naprawdę podejrzewał, że ta stała się przykładowo poważną panią domu na odpowiedzialnym stanowisku? Nie zrezygnowała z marzeń, cienie pod oczyma oraz nieprzespane noce były niewielką ceną, jaką płaciła, aby kiedyś - w końcu! - móc realizować się tylko i wyłącznie w nich. Na chwilę obecną, rzeczywistość była zbyt brutalna, aby odważyć się sięgnąć po to, co pragnęła niezmiennie od czasów szkolnych - malować, rysować, tworzyć i zapisywać historie na płótnie.
Gdyby nie marzenia, nie miałaby sił w pewnym momencie podnosić się z łózka. Dzięki nim, zagryzała zęby, wychodząc co noc do pracy, w której nie poznawała samej siebie. Tutaj, jego obecność niewiele by zmieniła. Prędzej czy później i tak dowiedziałaby się o chorobie, straciła rodziców. Może i oszczędziłby jej kilku rozczarować, nie dałby jednak rady uchronić przed wszystkim. Nie ważne, jak bardzo by się starał, a nawet stawał na głowie.
- Przeszkadzać? W czym? Syd pracuje jako listonosz, do dwunastej nawet nie będzie go w mieszkaniu. Zresztą, polubilibyście się - stwierdziła, musiał więc uwierzyć jej na słowo. Nie chciała naciskać. To było ich pierwsze spotkanie po latach, wybór neutralnego gruntu, aby nie mieć przestrzeni do przesadnego zagłębiania się w prawdę, wydawał się logicznym oraz rozsądnym wyborem. Choć raz, przeciwstawiła się sercu dyktującego najprawdopodobniej do teraz większość z jej wyborów.
- Zatem piekarnia, bajgle i kawa. Są tam nawet... napoleonki - szepnęła w konspiracji, nie mając pewności, czy Nicholas nadal lubił słodkie. Musiała nauczyć się go na nowo. Chciała to zrobić.
Na ostatnim odcinku, zdecydowanie przyspieszyli kroku. Czuła, że faktycznie robi się głodna, dodatkowo, zerwał się wiatr, a liście sypały im się na głowę.
Przyjrzała się samochodu, jego nietypowemu lakieru. Pamiętała cadillaca, fakt, że nadal nim jeździł sprowokował uśmiech na ustach Rose. Zaczesała kosmyk, który po raz enty osunął się i wpadał Nicholasowi do oka i nim cofnęła rękę, jej opuszki otarły się o czubek zmarzniętego nosa chłopaka. Powinien wypić herbatę. Gorącą, z malinową konfiturą i grubym plastrem cytryny.
- Urząd otwarty jest do piętnastej, obiecuje, że nie będę aż tak długo piła kawy i zdążysz do niego podjechać na czas, aby jeszcze swoje wystać przed tym, jak w końcu poproszą Twój numerek - zażartowała, celowo nie chcąc rozwijać tematu pracy. Szukał czegoś? Tutaj, w Seattle? Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że faktycznie wrócił. Wrócił i nawet zostanie.
Szybko skarciła się za tę myśli, na poparcie których nie miała żadnych, namacalnych dowodów. Zapięła pas, regulując go tak, aby nie gryzł się z jej skromnym wzrostem.
- Za stacją benzynową w prawo i do końca dość długiej ulicy - odparła, przyglądając się jego odbiciu w lusterku. Trzymała dłonie na kolanach, ale nie zdążył dojechać do wspomnianego Shella, a dłoń Rose znalazła się na jego ręce, którą trzymał na skrzyni biegów. Dzisiaj zje na śniadanie cebulowego bajgla z jajecznicą, a także rurkę z kremem.
A może najpierw rurkę?

koniec

autor

I've never fallen from quite this high, falling into your ocean eyes.
Awatar użytkownika
30
162

Prowadząca The Late Night Show

King5 TV

fremont

Post

/ miesiąc po ostatniej

Calliope cały ten miesiąc nie przyznała się do tego, co wydarzyło się w domu w lesie, w którym mieszkała z Josephem - po prostu powiedziała, że nie jest ich problemem i na tym zamknęła temat. Wolała o tym nie myśleć, nie mówić i ngdy więcej nie wspominać. Delektowała się ciążą, tym, że było między nią a Billem naprawdę cudownie i nie chciała więcej wracać do przeszłości. No, prawie, bo dzisiaj wypadały urodziny Joe i po prostu zebrała się w sobie i pojechała na jego grób korzystając z tego, że Nellie siedziała z jej matką, a Bill wyszedł coś tam załatwić. Kupiła jakieś ładne kwiaty, jeden bukiet złożyła na grobie Williama a teraz siedziała przed grobem Joe dobrą godzinę lub dwie - gadała do kawałka kamienia o tym, że Nellie zaczęła mówić coraz więcej rzeczy, że dziecko które w sobie nosiła było zdrowe, pięknie się rozwijało i nawet o jakichś duperelach, typu że kupiła Nelce nową pościel w jakieś słoniki czy coś. Aż zobaczyła Billa idącego w jej stronę i momentalnie podniosła się z ławki, cała sztywniejąc. Kurwa.
- Nie miałeś być w pracy? - zapytała, zaczynając nerwowo bawić się złotym łańcuchem przy swojej torebce. - Ja… byłam na grobie twojego taty i tak jakoś… tu podeszłam - wyjaśniła, trochę pokracznie i patrzyła na Billa wzrokiem niewinnego kurczaczka w tym momencie.

autor

-

You sunshine, you temptress. My hands at risk, I fold.
Awatar użytkownika
32
190

właściciel klubu ze striptizem

little darlings

broadmoor

Post

Billy nie drążył – uznał, że powie mu, kiedy będzie gotowa – nie wiedział zatem, co się takiego z Joe stało i chyba jakoś tak wewnętrznie uznał, że może Joe się przestraszył sądu wojskowego i po prostu spierdolił hen daleko w zamian za to, że go nie zgłosi, chociaż powinna, bo był złamanym chujem. Tak czy siak, dzisiaj odwiedzał grób swojego ojca – starał się to robić co najmniej raz w tygodniu, miał taką emocjonalną potrzebę. Odetchnął głęboko chłodnym powietrzem, ale mignęła mu w tym momencie znajoma postać. I podszedł bliżej – i zobaczył swoją narzeczoną. Przechylił głowę i spojrzał na Callie.
– Przyjechałem do taty – powiedział spokojnie, patrząc na nią znacząco – Podeszłaś na grób swojego eks, który nawet nie jest martwy, Calls? – spytał, patrząc na nią z lekkim sceptycyzmem, bo… Nie rozumiał. Nie rozumiał zupełnie.

autor

-

I've never fallen from quite this high, falling into your ocean eyes.
Awatar użytkownika
30
162

Prowadząca The Late Night Show

King5 TV

fremont

Post

I naprawdę mocno szanowała to, że nie drążył - uważała, że ucięcie tego tematu będzie po prostu zdrowsze dla nich. Odkąd Joe wrócił, tylko mącił w jej głowie, ich życiu i uznała, że najrozsądniejsze będzie udawanie, że to wszystko nigdy się nie wydarzyło. Chociaż wiadomo, że nie do końca to tak działało. W każdym razie, odetchnęła głęboko słysząc jego pytanie. Może faktycznie nie powinna tutaj przyjeżdżać? Ale czuła potrzebę tu być. Nie wiedziała tylko z czego ta potrzeba wynikała, ale próbowała zbyt mocno tego nie rozkminiać.
- Szkoda, że nie wiedziałam, że miałeś taki pomysł. Moglibyśmy po prostu przyjść razem - uśmiechnęła się delikatnie. Uśmiech ten jednak zgasł niemal od razu po jego pytaniu. - Nigdy nie powiedziałam, że nie jest martwy, Billy, ale powiedziałam, że zrobiłabym dla ciebie wszystko. - powiedziała cicho, kładąc dłoń na swoim płaskim brzuchu i delikatnie go pogładziła. - Dla nas - dodała, wymownie na niego w tym momencie patrząc. Mogłaby teraz wymyślić jakąś gówno wymówkę, ale… może to był moment, żeby powiedzieć mu prawdę?

autor

-

You sunshine, you temptress. My hands at risk, I fold.
Awatar użytkownika
32
190

właściciel klubu ze striptizem

little darlings

broadmoor

Post

Naprawdę uważał, że jeśli będzie gotowa, to sama do niego przyjdzie – dawał jej przestrzeń, bo czuł, że jej potrzebowała. Uśmiechnął się więc do niej delikatnie i podszedł nieco bliżej, obejmując ją lekko ramieniem i pocierając czule jej przedramię swoją dłonią. Odetchnął głęboko, całując też czule jej włosy.
– Mogliśmy, ale też nie mówiłaś, że jedziesz na cmentarz. Jestem tu regularnie, czasami po pracy, czasami przed… To głupie, ale jakoś… Dobrze jest z nim porozmawiać. Żałuję, że nie wiedział, że Nellie jest jego wnuczką, że znów zostałby dziadkiem – przyznał z lekkim smutkiem w błękitnych oczach. Mimo to, zaraz uniósł na nią nieco zaskoczone spojrzenie.
– Czekaj, co? Ty… Jego? Co zrobiłaś z ciałem… Ellie. Co z Ellie zrobiłyście? – spytał szeptem, patrząc na nią z lekkim zaskoczeniem, ale całkiem dumny z niej był, tylko… To było cholernie duże brzemię, które musiała dźwigać. Zabiła człowieka. Człowieka, który był dla niej ważny. Musiało być jej strasznie ciężko. Przyciągnął ją do siebie bliżej i westchnął cicho. Kochał ją i czuł, że potrzebowała wiecej wsparcia niż kiedykolwiek.

autor

-

I've never fallen from quite this high, falling into your ocean eyes.
Awatar użytkownika
30
162

Prowadząca The Late Night Show

King5 TV

fremont

Post

Kiedy objął ją ramieniem, oparła głowę na jego klatce i wciągnęła mocno powietrze nosem, żeby poczuć zapach jego perfum i odrobinę się uspokoić, bo już zaczęła się denerwować, a Callie próbowała naprawdę się nie denerwować - chciała dla maluszka naprawdę jak najlepiej a wiedziała, że nerwy dobre dla niego nie są.
- Wiem o co chodzi. To zawsze pomaga emocjonalnie - wiedziała, bo przecież sama tak robiła z Joe kiedyś i… dzisiaj. - Na pewno na nas patrzy. Chociaż czasami wydaje mi się, że on wiedział. Zawsze do niej cudownie podchodził - westchnęła cicho, dla pokrzepienia muskając wargami jego policzek i delikatnie go gładząc po plecach przez materiał płaszcza który miał na sobie. Zaraz jednak patrzyła na niego zupełnie poważnie.
- Jest tutaj - powiedziała, wymownie przenosząc wzrok na grób obok którego stali. - Znalazł test. Chciał, żebym cię okłamała i powiedziała, że to jego dziecko, bo przecież nie połapałeś się, gdy podmienił wyniki badań, więc czemu miałbyś teraz - wyjaśniła, najspokojniej jak umiała, a kiedy ją przytulił, Callie od razu się w niego wtuliła, przymykając oczy. - Nie pozwoliłby mi odejść, a jeśli bym odeszła, to na pewno wpakowałby was do więzienia i zrobił wszystko, żeby nas skrzywdzić. Nie mogłam mu na to pozwolić, Billy - szeptała, próbując nie dać się emocjom które nią targały i próbując nie widzieć tego wszystkiego w swojej głowie. - Nie chciałam tego robić. Nie chciałam go zabijać, bo… sam wiesz - nie mogła powiedzieć, że kochała Joe. To nawet przez jej gardło nie chciało przejść, ale… kochała. W jakiś sposób zawsze będzie kochała, mimo tego jak bardzo próbował rozpieprzyć jej całe życie.

autor

-

You sunshine, you temptress. My hands at risk, I fold.
Awatar użytkownika
32
190

właściciel klubu ze striptizem

little darlings

broadmoor

Post

Widział, że lekko się zdenerwowała, a to ostatnie, czego potrzebowała w życiu. Miała wystarczająco dużo stresu w tej ciąży, kiedy była z Joe, ale robiła to wszystko dla nich. To sprawiało, ze był z niej cholernie dumny.
– To prawda – westchnął mimochodem, przytulając ją jakoś mocniej. Sam teraz oddychał nieco głębiej, bo jej perfumy i jemu przynosiły emocjonalne i życiowe ukojenie. – To prawda. I zawsze nam bardzo kibicował – uśmiechnął się – Kiedyś powiedział mi, żebym tego z tobą nigdy nie spieprzył, bo będę żałował do końca życia i coś w tym jest – uśmiechnął się delikatnie, odrobinę czule. Kiedy oznajmiła, że Joe był tutaj, spojrzał na nagrobek i na Calls.
– Pojebany – weschnął mimochodem. Niby o zmarłych nie powinno się źle mówić, ale Joe za dużo złego zrobił, by cokolwiek pozytywnego o nim móc mówić. – Rozumiem – pokiwał głową, patrząc jej w oczy. Delikatnie ujął jej twarz w dłonie.
– Bo go kochałaś. Wiem o tym, Callie. I nie wyobrażam sobie, jak trudne to musiało być dla ciebie. Dlatego to, co dla nas zrobiłaś… Znaczy więcej niż możesz sobie wyobrazić – westchnął cicho, całując ją w czoło.

autor

-

I've never fallen from quite this high, falling into your ocean eyes.
Awatar użytkownika
30
162

Prowadząca The Late Night Show

King5 TV

fremont

Post

Może gdyby nie była w ciąży, zniosłaby to wszystko dłużej, albo gdyby nie straciła tej przedostatniej, ale to co zrobiła wynikało głównie z tego, że nie ufała Joe - mimo, że mówił, że nie zrobiłby jej krzywdy w ciąży, to bała się, że jednak by sie zapomniał. A straty dziecka Billa zdecydowanie tak łatwo by nie przyjęła jak tamtej.
- Kocham twojego tatę - westchnęła cicho po jego słowach. Nie użyła czasu przeszłego, bo nadal go kochała za to, że zawsze był do niej cudowny, mimo tego ile razy spieprzyła związek z Billem. - Nie ma rzeczy, którą mógłbyś spieprzyć cokolwiek między nami, skarbie - powiedziała, całkowicie pewna swoich słów, bo Callie wiedziała, że jeśli ktokolwiek będzie miał coś popsuć to będzie to ona. Nie skomentowała tego co powiedział o Joe, bo przecież miał rację, nie? Kiedy zatem ujął jej twarz w dłonie, Callie otworzyła oczy patrząc na niego z ogromnym smutkiem.
- Nie jak ciebie. - szepnęła, bo miłość do Joe była ogromna, ale… inna. Nie umiałaby tego dokładnie wytłumaczyć nikomu, nawet samej sobie. - Pociągnięcie za spust nie było trudne. Trudne było siedzenie z nim na ziemi, w tej całej krwi, bo… nie mogłam go tam zostawić. Po prostu siedziałam i głaskałam go po głowie do samego końca… - zacisnęła powieki, żeby się nie rozpłakać. Callie do tej pory zastanawiała się, ile czasu minęło od momentu gdy usiadła obok niego do tego, jak przestał oddychać, bo miała wrażenie że to trwało wieczność. Wzięła głęboki oddech, sama teraz podnosząc dłonie do jego twarzy. - Chcę udawać, że był tutaj przez ten cały czas, a to wszystko… to był tylko beznadziejny koszmar. Nie chcę, żeby Nellie kiedykolwiek o nim wiedziała. Możemy spróbować to zrobić? - pogładziła kciukiem jego policzek, patrząc na niego z nadzieją, że się zgodzi.

autor

-

You sunshine, you temptress. My hands at risk, I fold.
Awatar użytkownika
32
190

właściciel klubu ze striptizem

little darlings

broadmoor

Post

Być może faktycznie, ale to olbrzymie brzemię było zdecydowanie, by je dźwigać w samotności albo z kiśmś bliskim, ale kto jednocześnie gdzieś tam będącym partnerem,… Wiedział, ze to było dla niej cholernie ciężkie, tym bardziej, że przecież zabiła człowieka, którego kiedyś kochała.
– Ja też – przyznał ze smutkiem. Od kiedy dostał od ojca pierwszą broń, w której się zakochał, tata był jego mentorem i osobą, do której często się zwracam. – Czyli misję wypełniam całkiem nieźle? – spytał z rozbawieniem wpatrując w jej oczy, chociaż w jego nadal widniał smutek.
– Na pewno? – spojrzał na nią z uśmiechem, bo to go zdecydowanie lekko odstresowało życiowo. Wierzył jednak, że to działało w obie strony i ona o tym wiedziała. – Wiesz, że to działa w obie strony, prawda? – spytał cicho, muskając delikatnie jej usta swoimi. Odetchnął głęboko. Pokiwał głową, bo rozumiał. Widział ten smutek w jej oczach i rozumiał doskonale, nawet jeśli Joe nie zasługiwał na współczucie i smutek zupełnie.
– I to czyni z ciebie najlepszą kobietę pod słońcem – powiedział spokojnie, patrząc jej w oczy. – Możemy. Możemy zrobić co tylko chcesz, zadbam, żeby zniknął na zawsze, jeśli tego chcesz, ale w serco zawsze będziesz go miała – powiedział cicho, patrząc jej prosto w oczy.
- Podziwiam was obie, serio - powiedział cicho, patrząc na nią wymownie. Faktycznie tak było, podziwiał cholernie.

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ballard”