WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Słońce zdążyło zajść już za horyzontem, spowijając okolicę uspokajającym mrokiem. Gdyby nie ognisko, palone przez mieszkańców sąsiedniego namiotu, oraz światło niewielkiej lampki, stanowiącej najpewniej podstawowe wyposażenie biwakowicza Oscara, którego sprzętem posiłkowali się podczas tego spontanicznego wyjazdu za miasto, byłoby zupełnie ciemno. Nie pamiętał już co dokładnie powiedział młodszemu bratu, że ten zgodził się pożyczyć mu swój pojemny plecak, namiot i kilka innych niezbędnych przedmiotów. Kiedyś posiadał własne tego typu wyposażenie, ale z tego co kojarzył, spieniężył je kilka lat temu, kiedy brakowało mu pieniędzy na dobrą zabawę. Czasami odnosił wrażenie, że wszystko to, co działo się przed jego odsiadką w King County było dalekim wspomnieniem, które niekoniecznie należało do niego. Zwłaszcza w momentach takich jak ten, kiedy dookoła było cicho, spokojnie, a jemu towarzyszyło swoiste uczucie idylliczności. Rzadko tak miewał. Zdecydowanie częściej w obecności Kimberly niż kiedy był zupełnie sam. To dziwne, te niemal skrajnie pozytywne uczucia i poczucie całkowitego spokoju, kiedy spędzał z nią czas. Nie potrafił tego wyjaśnić. Chyba nawet nie chciał. Był hedonistą. Lubił sprawiać sobie przyjemność, nawet jeżeli robił to kosztem innych ludzi, a Kimmie zdecydowanie mogła ucierpieć jeśli sprawy zajdą za daleko. A może zapędzili się już jakiś czas temu. Nieważne, nie pamiętał już, kiedy nie próbował uciekać przed swoimi myślami, a teraz, w towarzystwie brunetki, cieszył się kompletnym ładem w głowie. Dlaczego więc miałby sobie tego odmawiać?
Kiedy tak siedział w ten ciepły wieczór oparty plecami o drzewo, na kocu, który wyciągnęli z obecnie zamkniętego namiotu, z odwróconą do niego tyłem Kim, usadowioną pomiędzy jego nogami; kiedy mógł obejmować ją, trzymając blisko siebie, było przyjemnie. Czuł się zupełnie spokojny, chociaż najpewniej zerwałby się z miejsca, gdyby w okolicy pojawił się ktoś znajomy. Nikt jednak nie znał ich tutaj. Mógł skupiać się wyłącznie na trwającej chwili zamiast zastanowić nad zasadności, a przede wszystkim poprawnością, jego relacji z Kim. Czasami wydawało mu się, że nie powinni byli tego robić; że sytuacja wymykała im się spod kontroli, a w ostateczności oboje tego pożałują. Nigdy jednak nie działał według ustalonych zasad, ani w zgodzie z tym, co podpowiadał mu rozum. W tym przypadku nie było inaczej. - Dziesięć dolców na bilet powrotny za Twoje myśli. - mruknął, przerywając tym samym ciszę, która nastała między nimi jakiś czas temu. Nie przeszkadzało mu to milczenie, ale skłamałby, mówiąc, że było mu z nim wygodnie. Chyba po prostu szybko się nudził, a cisza sama w sobie nie była najciekawsza.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

3.

outfit.


Nie miałam zbyt wielu przyjaciół i bliskich mi osób, ale ci nieliczni znali mnie dosłownie na wylot. Chester, który ostatnimi czasy był mi bliższy niż ktokolwiek inny… on wcale nie był wyjątkiem. Nie pytał, czy chcę wybrać się z nim na camping w góry, bo wiedział, że owszem, chcę. Zapukał po prostu do drzwi mojego nowego domu i nie dziwił się, że właśnie tu mieszkam, w dzielnicy znacznie ładniejszej, czystej i bezpieczniejszej niż South Park, a pomimo tego… nie wyglądam wcale na szczęśliwą. Nie niecierpliwił się też, gdy zabierałam ze sobą swoją gitarę i kilka potrzebnych na camping rzeczy upchniętych niedbale w materiałowej torbie. Był przygotowany, bo miał ze sobą namiot, materac i koce, domyślając się pewnie, że ja sama nie zdążyłam jeszcze zabrać swoich wszystkich rzeczy z poprzedniego domu, więc nie byłabym w stanie zaopatrzyć nas na ten nieplanowany wyjazd. Chester… był wszystkim, czego teraz potrzebowałam, więc nie musiałam się dwa razy zastanawiać, gdy chwyciłam go za dłoń i razem ruszyliśmy w stronę miejskiego autobusu prowadzącego do parku narodowego Mt. Rainier, mojego ulubionego miejsca na ziemi z resztą i… Reid wiedział też i o tym.
To była dla mnie ucieczka, och, wspaniała z resztą. Śmierć mamy, poznanie ojca i nagła przeprowadzka mocno wstrząsnęły moim życiem. Starałam radzić sobie z tym wszystkim jak najlepiej mogłam, bo wiedziałam, że musze być silna, bo przecież teraz na świecie zostałam z Blaze zupełnie sama, nie licząc oczywiście nagle odzyskanego taty, musiałyśmy więc wspierać siebie nawzajem, być silne dla siebie właśnie. Myśli tym wszystkim miałam na tyle zajęte, że nawet nie miałam kiedy zastanowić się nad tym, co działo się między mną, a starszym bratem mojego najlepszego przyjaciela, bo… bo o co w ogóle chodziło z tym, że zupełnie sami pojechaliśmy teraz na ten camping, a on teraz tak po prostu mnie obejmował, gdy na kocu wspólnie oglądaliśmy zachodzące słońce? Ja… było mi z nim dobrze, tak po prostu. Wszystko to, co robiliśmy do tej pory, sprawiało, że odczuwałam to dziwne, tak nieznane mi mrowienie w brzuchu i czułam się zupełnie tak, jak wtedy, gdy oboje mieliśmy w życiu najgorzej, ja leżałam na materacu w pokoju jego i Oscara, a Chester głaskał moje włosy tak długo, aż zasypiałam… Ale… ale czy po tym wszystkim co wydarzyło się między mną, a Reidem w ciągu ostatnich dni to ja mogłam nazwać go chłopakiem? A jeżeli nie, to czy nadal byliśmy tylko przyjaciółmi?
- Hm? – mruknęłam cichutko, gwałtownie wyrwana ze swoich własnych myśli. Uniosłam nieznacznie wzrok na chłopaka, nie mogąc powstrzymać delikatnego uśmiechu, który pojawił się na moich ustach i… i dopiero po tej krótkiej chwili pytanie, które mi zadał, w końcu do mnie dotarło, a ja… a ja chyba nie mogłam mu tak wprost na nie odpowiedzieć, prawda? – Po pierwsze, to strasznie duża stawka, Reid. – zauważyłam, unosząc kąciki ust ku górze już znacznie pewniej i odważniej – A po drugie… no… po prostu cieszę się, że tu z tobą jestem. – dodałam, bo to wcale nie było kłamstwo, nawet, jeżeli to nie do końca były wszystkie moje myśli. Faktycznie jednak cholernie się na ten camping cieszyłam, nawet, jeżeli zamiast w nieskończoność, miał trwać tylko przez weekend, ale… lepsze to, niż nic, prawda?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sam nie wiedział które z nich potrzebowało tej ucieczki bardziej. Rozumiał jak brunetka musiała czuć się w ostatnim czasie. Sam przecież nie tak dawno temu, chociaż rzeczywiście wspomnienia przeszłości wydawały mu się cholernie odległe, przeżywał podobną tragedię. Śmierć rodzica, jakimkolwiek człowiekiem by on nie był, nigdy nie jest prosta. Ośrodek dla osieroconych dzieci z kolei dla osoby tak kruchej jak Kimmie, spokojnie przyrównać mógł do swoich pierwszych dni w King County. Żadne z nich nie miało w życiu łatwo. Może dlatego byli ze sobą tak blisko. Nie musieli tłumaczyć sobie tego, co czuli, bo znali to wszystko z własnego doświadczenia. Rozumiał więc, że chciała uciec, nawet jeżeli nigdy mu tego nie powiedział. Sam był mistrzem w tym fachu. Uciekał przed tym wszystkim, co działo się w jego życiu przez ostatnie pięć lat, wciąż nie odnajdując spokoju. Prawdę mówiąc, miał nadzieję, że Kim poradzi sobie lepiej ze swoimi emocjami. On odreagowywał je w najgorszy z możliwych sposobów, co nie przyniosło mu niczego dobrego. Nie nauczyło go to również lepszego radzenia sobie z natrętnie powracającymi myślami. Nie miał więc dobrej rady dla brunetki. Mógł tylko dla niej być. Wysłuchać, gdyby chciała się wygadać, albo rozmawiać o czymś totalnie nieistotnym przez całą noc, aby nie musiała martwić się swoją codziennością.
Biwak poza miastem był zatem ucieczką dla nich obojgu. Dla niego - działaniem standardowym, a dla niej - być może sposobem na poradzenie sobie z tym, co działo się w jej życiu. Nie było w tym niczego nadzwyczajnego, ale chyba oboje już dawno przywykli do tego, że ich codzienność nie obfitowała w blichtr i zachwyty. Musiał wystarczyć im ten dwuosobowy namiot, zrobiona w polowej kuchni kolacja, zachód słońca, koc ułożony pod drzewem i obecność drugiej osoby. Przewrócił teatralnie oczami, słysząc jej słowa. - Rozmawiasz ze świeżo upieczonym operatorem dźwigu portowego MZ-3245. - żachnął się, zupełnie jakby niewyobrażalną dumą napawało go nowe stanowisko pracy; zupełnie jakby zarabiał dzięki niemu krocie pieniędzy. - Kupiłbym Ci bilet w pierwszej klasie, gdyby było to możliwe. - dodał tak zupełnie poważnie, obierając chwilowo za kwestię honoru udowodnienie Kimmie, że stać było go na bilet autobusowy. Tak naprawdę nie miał się co zgrywać. Wiedziała przecież, że był spłukany. - Czyli przez cały ten czas myślałaś o tym, jaką szczęściarą jesteś, że możesz tutaj ze mną być? - upewnił się, wlepiając w nią spojrzenie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - Słusznie, też bym się cieszył na Twoim miejscu. - dodał po chwili, zaśmiewając się zupełnie głupkowato. Tak, powinien był powiedzieć, że on również cieszył się tym, że byli tutaj razem, ale znała go przecież. Chyba nie spodziewała się podobnych słów z jego ust, co? Nie rzucał takimi wyznaniami jak z rękawa, nawet jeżeli zależało mu na kimś. Pochylił się jednak leniwie, aby przelotnie musnąć jej usta swoimi. Zaraz potem na powrót opierał tył głowy o znajdujące się za jego plecami drzewo. Wyludnienie, obecność kilku obcych osób w najbliższej okolicy, sprawiała, że czuł się swobodnie. Zupełnie tak samo, jak kiedy siedzieli we dwójkę w norze w South Park. Kompletnie odmiennie od tego, co prezentował, gdy znajdowali się w towarzystwie kogoś znajomego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Od tygodnia niemal ciągle słyszałam jak się czujesz? czy w czymś ci pomóc? czy wszystko w porządku? co mogę dla ciebie zrobić? i choć wiedziałam, że te pytania były podyktowane tylko i wyłącznie dobrymi zamiarami moich przyjaciół, chęcią wsparcia mnie i pomocy, to… miałam już tego wszystkiego dość, po prostu. Nie chciałam rozmawiać o tym, że moja matka zapiła się na śmierć, ani o tym, jak bardzo żałowałam nienawiści, jaką ją darzyłam i tych wszystkich straconych chwil. Wcale nie miałam też ochoty na poruszanie tematu mojego ojca, o którego istnieniu nie wiedziałam przez ostatnie szesnaście lat mojego życia. To też nie za bardzo było tak, że ktokolwiek mógł mi w jakikolwiek sposób pomóc, bo to przecież nie było tak, że ludzie mogli sobie czas cofać, albo wskrzesać zmarłych, prawda? Dlatego właśnie nie miałam już ani siły, ani ochoty na odpowiadanie na te wszystkie pytania przepełnione troską i… chciałam udawać, że to wszystko, co ostatnio wydarzyło się w moim życiu i sprawiło mi tak cholernie dużo bólu, po prostu nie miało miejsca, tyle. Ucieczka z Chesterem w góry wydawała się być idealną ku temu okazją, bo wiedziałam, że kto jak kto, ale on był w stanie milczeć ze mną i nie poruszać tematów, które były dla mnie bolesne. Poprawiał mi humor samą tylko swoją obecnością, tym cudownym luzem w głosie i faktem, że… on kiedyś był przecież na moim miejscu, też stracił rodzica i… rozumiał mnie, po prostu, a to przecież było dla mnie cholernie ważne.
- Nie wiem co to są za literki, co o nich mówisz, ale cholera, Chester, jestem z ciebie dumna. – stwierdziłam, no i… wcale nie kłamałam. Cieszyłam się bardzo, że po swojej – zasłużonej z resztą jak cholera – odsiadce znalazł pracę, zarabiał pieniądze (może niewielkie, ale zawsze coś!) i stawał na nogi, bo z tego co ja wiedziałam, to do żadnych kradzieży i innych nielegalnych interesów już wcale go nie ciągnęło. Ja… zależało mi na nim cholernie i przecież zależało mi na nim już wcześniej, na długo przed tym, jak przespaliśmy się ze sobą na jednej z imprez, a ja zaczęłam czuć się przy nim tak samo, jak te cztery lata temu. Martwiłam się o niego, o to, jak negatywnie wpłynęła na niego utrata taty, mama wpadająca w alkoholizm i to dziwne, bogate towarzystwo, którego nie rozumiałam.
- No cholera, nie dość, że jesteś operatorem dźwigu coś tam coś tam, to jeszcze dżentelmenem na maksa. – nawet zaśmiałam się cicho, chyba pierwszy raz od ponad tygodnia, a Blaze zdecydowanie byłaby ze mnie teraz dumna. Wiedziałam, że ona nie może patrzeć na moje cierpienie, przejmując się mną znacznie bardziej niż samą sobą i naprawdę robiłam wszystko, by przy niej nie cierpieć, by nie martwić jej bardziej, niż to było konieczne…
- Tak, totalnie Chet, zajmujesz moje myśli w całości. – i znów… to nie do końca była prawda, ale też nie do końca kłamstwo. Wolałam jednak trochę naginać rzeczywistość i prowadzić naszą rozmowę tak, by była totalnie luźna, swobodna i tak miła, jak ten krótki pocałunek, który chłopak właśnie złożył na moich ustach… Po co przejmować się czymkolwiek, skoro uciekliśmy w góry właśnie po to, by nie mierzyć się z problemami? – A ty? O czym myślisz? – spytałam, znów zerkając na chłopaka i marszcząc nieznacznie czoło – Jak coś, to ja dla ciebie dziesięciu dolarów nie mam, bo w kawiarni kiepskie napiwki zostawiają. – dodałam jeszcze i nawet oczami teatralnie wywróciłam, czekając jednak cierpliwie na odpowiedź Reida.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Od pięciu lat próbował uparcie wymazywać z głowy bolesne wspomnienie po bolesnym wspomnieniu. Miał nadzieję, że wówczas nic po nich nie zostanie, ale za każdym razem, kiedy wydawało mu się, że któreś z nich przestało istnieć - pojawiało się ponownie w najmniej oczekiwanym momencie. Udawał więc, że nie pamiętał jak każdego dnia ze łzami w oczach oglądał siniaki na ramionach, które wystąpiły po tym, jak zdruzgotana matka zaciskała na nich swoje dłonie tuż po telefonie o śmierci ojca. Pamiętał każdą noc, kiedy próbował płakać tak, aby nikt go nie usłyszał, a zwłaszcza Oscar, który beczał zdecydowanie głośniej od niego, ale był młodszy, więc było mu wolno. Pamiętał jak bardzo szybko irytował się w tamtym okrese. Jak denerwowały go pytania o samopoczucie. Jak prędko chciał wrócić do szkoły, aby móc udawać, że nic się nie stało. Pamiętał, że nie chciał, aby ktokolwiek się nad nim litował. Pamiętał całą tą mieszaninę uczuć, wśród której nie potrafił rozpoznawać pojedynczych stanów. Nie chciał tego wszystkiego dla Kimmie. Chociaż chyba nie mógł uchronić jej przed jej własnymi emocjami. Nie do końca wiedział jednak jak mógł jej pomóc. Postanowił więc zrobić to, co sam chciałby otrzymać od drugiej osoby po śmierci ojca. Potrzebował wówczas kogoś, kto mógłby udawać z nim, że nic złego nie wydarzyło się. Nie wiedział, czy Kim oczekiwała tego samego, ale siedzieli właśnie przed namiotem, nie wspominając o śmierci jej matki, odnalezionym ojcu, emocjach innych niż radość. Może udawanie miało jej pomóc równie bardzo, co jemu. Chociaż jemu to chyba nic tak naprawdę nie pomogło.
- Doceniam, ale te egzaminy zdaje każdy, kto do nich podejdzie. - obwieścił, nieznacznie wzruszając ramionami. Może mógłby rozdmuchać ten balonik sukcesu do granic możliwości, ale po co? Nijak nie łechtało to jego ego. Brunetce raczej też nie imponował swoją licencją. Czasami zastanawiał się co ona w nim widziała. Właściwie to myślał o tym od niedawna, bo wcześniej był przekonany, że nie dostrzegała niczego. Teraz jednak zupełnie szczerze dziwił się jej. Gdyby był nią, wybrałby zupełnie innego chłopca. Może miała o nim lepsze zdanie niż on sam o sobie. Zdecydowanie jednak nie wiedziała o nim wszystkiego. - Ideał. - mruknął z nieznacznym uśmiechem na twarzy. Daleko, cholernie daleko było mu do perfekcji. Prawdą mówiąc, już dawno przestał do niej dążyć. Nie odbierało mu to jednak pewności siebie, ani nie sprawiało, że przestawał się przez to zgrywać. Mógł być przez to nie do zniesienia, ale może w tym tkwił jego urok.
Przyglądał się jej z głową opartą o pień drzewa. O czym myślał? W tym momencie o niej. Nie przyzna jednak tego głośno. Uśmiechnął się więc jedynie cwanie, kiedy poinformowała go, że nie była w stanie zapłacić mu dziesięciu dolarów za jego myśli. - To musisz przekonać mnie inaczej. Nie ma myśli za darmo. - oznajmił jej, poważniejąc, acz wciąż nie odwracając od niej wzroku. Cokolwiek miał na myśli, pozostawiał to interpretacji Kimmie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Byłam wtedy przy nim… przy nich. Fakt, że moja matka jest alkoholiczką, uświadomiłam sobie mniej więcej wtedy, gdy tata Oscara i Chestera zginął w wypadku i och, cholera, doskonale pamiętałam co wtedy czułam, bo… Bo czułam się tak okropnie, przejmując się alkoholizmem mamy, podczas gdy dwójka moich najbliższych przyjaciół straciła ojca. Wtedy uważałam się za najgorszą osobę świata, bo wydawało mi się, że w przeciwieństwie do chłopaków to nie miałam prawa cierpieć i… i chyba faktycznie tak było, bo przecież alkoholizm w ogóle nie równał się tragicznej, zupełnie niespodziewanej śmierci, prawda? Ja… miałam wtedy raptem dwanaście lat, tyle samo co Oscar, a Chet był przecież od nas niewiele tylko starszy. W tym wieku rozumiałam już jednak wystarczająco dużo, by widzieć, jak starszy z rodzeństwa usilnie stara się ukryć swoje cierpienie, a jak bardzo młodszy ze swoim cierpieniem sobie nie radzi. Byłam przy nich, bo uciekałam od swoich problemów, jednocześnie zajmując się tymi, które dręczyły ich. Milczeliśmy razem i jedliśmy chipsy, które kupowałam za podkradzione mamie z portfela drobne, a które ona i tak wydałaby na wódę, więc nie czułam się z tym źle. Nie umiałam jednak rozmawiać z chłopakami o tym wszystkim, więc nie rozmawiałam, plując sobie w brodę, że jestem tak beznadziejną przyjaciółką, że nawet nie potrafię znaleźć słów, które mogłyby ich pocieszyć, ale… ale teraz rozumiałam, że w takich chwilach słowa były kompletnie zbędne, zupełnie niepotrzebne, wcale nieistotne… Liczyły się jedynie gesty, obecność drugiej osoby, i to, jak odrywała cię od tego wszystkiego, co złe… Chciałam wierzyć, że gdy Chester tego potrzebował, to ja właśnie to dla niego robiłam, bo on… bo on zdecydowanie robił to teraz dla mnie.
- Ale ty na pewno zdałeś je najlepiej ze wszystkich, totalnie. – wierzyłam w niego nawet wtedy, gdy on sam w siebie wątpił, tak też było tym razem. Twierdził, że każdy zdawał te egzaminy, ale on też je zdał, a ja uważałam to za sukces. Zawsze istniało przecież jakieś ryzyko oblania, prawda? Zawsze coś mogło się stać, że Chesterowi mogła podwinąć się noga, ale… ale tak się nie stało i ja uważałam, że powinien być z siebie dumny, tak samo jak z tego, że zakończył swoją odsiadkę w poprawczaku. Ja… uważałam, że trzeba było widzieć w sobie dobro, doceniać swoje sukcesy, nawet te najmniejsze… nawet, jeżeli nie stosowałam swojej własnej zasady wobec samej siebie.
- Totalnie. – mruknęłam zaraz po tym, nie wiedząc już sama, czy ideałem nazywał mnie, czy siebie, ale… ale ta druga opcja była chyba znacznie bardziej prawdopodobna, co nie? Ja przecież nie byłam ideałem, ja… ja nawet nie byłam ładna, ani wygadana i towarzyska, no i generalnie daleko było mi do takich dziewczyn, na które spojrzałby Chester i… czy to dlatego nie chciał, żebym mówiła komukolwiek o tym, co działo się między nami? Ta myśl nie była wcale przyjemna, a ja nie chciałam zapędzić samej siebie w zły nastrój, czy coś. Dlatego właśnie rozpoczęłam temat jego myśli, których wcale nie chciał oddać za darmo. Poprawiłam się więc w jego ramionach w ten sposób, by wciąż mógł mnie przytulać, ale żebym miała swobodę patrzenia prosto w jego oczy, które były znacznie ładniejsze niż zachodzące słońce.
- Cholera, Chester, strasznie jesteś interesowny. – oznajmiłam, czując, jak moje policzki robią się ciepłe przez rumieniec, który gdzieś tam się pewnie na nich pojawił. Ja… on wcześniej wcale mnie tak nie onieśmielał. Czułam się przy chłopaku totalnie swobodnie, potrafiliśmy się wygłupiać, robić ze sobą totalnie wszystko, a teraz… teraz było trochę inaczej, ale to wcale nie znaczyło, że gorzej, bo przecież wcześniej nie mogłam robić takich rzeczy jak teraz… A teraz tak po prostu uniosłam dłoń, co by najpierw opuszkami palców ostrożnie musnąć policzek chłopaka, a zaraz potem wsunąć ją w jego miękkie włosy. Serce znacznie mi przyspieszyło, gdy zbliżyłam się do niego, całując go najpierw zupełnie ostrożnie i nieśmiało, ale po chwili pogłębiając ten pocałunek, rozchylając jego usta językiem, bo… bo jak nie miałam dziesięciu dolarów za jego myśli, to mogłam chociaż zapłacić w naturze, prawda?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Obecność ludzi w tamtym okresie była dla niego równie potrzebna, co zbędna. Od zawsze był zmienny. Kiedy zginął jego ojciec w jednej chwili życie zafundowało mu poznanie skrajnie różnych, bolesnych emocji, co jedynie pogłębiło ten stan. Myślał i działał tak, jak wiatr zawiał. Czasem więc dziękował w myślach Kimmie za to, że była wtedy dla nich. Choć wydawało mu się wówczas, że Oscar potrzebował jej zdecydowanie bardziej. Innym razem wychodził z domu zaraz po tym, jak się w nim pojawiła. Dużo wtedy biegał. Na szkolnej bieżni gościł częściej niż kiedykolwiek wcześniej, a potem wytyczał nowe ścieżki w całym mieście. Nie lubił być w domu. Sympatyzował za to w udawaniu, że wszystko było w najlepszym porządku, a Kimmie już wtedy znał na tyle, aby potrafił rozpoznać jej emocje, a przynajmniej ocenić ich nacechowanie. Chyba wolał wtedy obcych ludzi. Coraz częściej znajdował się wśród nieznajomych. Angażował się w zupełnie nieistotne relacje, po których obecnie nie było śladu. Musiał przepracować traumę po stracie ojca na swój własny sposób. Napytał tym sobie biedy. Narobił też kłopotów innym, ale nie mógł już nic na to poradzić. Wątpił, aby teraz miał postąpić jakkolwiek inaczej. To wszystko było po prostu silniejsze od niego. Naprawdę jednak, cholernie nie chciał, aby Kimmie znalazła się na podobnie pochyłej równi. Chciał dla niej jak najlepiej. Chciał, żeby była dojrzalsza niż on kiedykolwiek. Być może powinna była spędzać obecnie czas z kimś innym. Kimś, kto będzie miał na nią lepszy wpływ. On przecież nie mógł zaoferować jej nic więcej poza swoją obecnością, głupawym zgrywaniem się i dyskusjami o niczym. Może jednak chociaż chwilowo ukoi jej ból.
- A Ty niby skąd to wiesz? - zmarszczył nieznacznie brwi, poddając w wątpliwość opinię brunetki. W jakimś sensie cieszyło go otrzymanie licencji. Zawsze to jakiś awans w hierarchii, prawda? Wiedział jednak, że nikt o zdrowych zmysłach nie opłaciłby jego egzaminu, gdyby nie miał pewności, że ukończy go z pozytywnym wynikiem. Rzeczywiście jednak potrafił obsługiwać dźwig portowy. Być może było to jakieś osiągnięcie, z którego powinien być dumny. Szukanie pozytywów w każdej sytuacji, to właśnie lubił w Kimmie najbardziej. Jemu coraz bliżej było do realisty. Jakoś przywykł do myśli, że w jego życiu nie ma fajerwerków; że nie było mu pisane nic poza egzystowaniem po najmniejszej linii oporu. Tymczasem, Kimmie wciąż próbowała realizować swoje marzenia. Miała tylko szesnaście lat. On miał tylko dziewiętnaście, ale czasem czuł się jakby był dużo starszy. Właśnie dlatego nie chciał, aby ktokolwiek dowiedział się o nich. O tym, co wydarzyło się, kiedy zamiast odwieźć Kimmie do jej domu, zaproponował, aby po imprezie wpadła do niego. Gdyby był wówczas pijany, mógłby zrzucić winę na alkohol. Od dwóch lat trzymał się jednak z dala od używek. Był więc totalnie odpowiedzialny za to, co się wydarzyło. Nie żałował, ale napawało go to jakiegoś rodzaju niepokojem. Nie zaprotestował jednak, kiedy brunetka odwróciła się w jego ramionach. Wiedział doskonale co zamierzała zrobić. Zamiast zareagować jakkolwiek inaczej, uśmiechnął się tylko i mruknął - Plebs tak ma. - a potem pozwolił na to, aby go pocałowała. Aby pogłębiła ten pocałunek, na który odpowiedział. Jego dłonie, splecione za jej plecami, nie zmieniły swojego miejsca. Nie musiały. Po prostu całował ją tak zupełnie leniwie, a jednak z pełnym zaangażowaniem. Część jego czuła, że robią coś niewłaściwego. Część jego również właśnie tego pragnęła. Był hedonistą. Przerwał dopiero po jakiejś chwili. - Strzelaj, o kim teraz myślę? - mruknął niemal w jej wargi, unosząc nieznacznie kącik ust. Nie było już sensu udawać, że nie zaprzątała jego myśli. Z premedytacją więc zmienił formę pytania.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wątpił w siebie, a ja doskonale widziałam to w jego oczach, w sposobie w jaki marszczył brwi, w tonie jego głosu, gdy na głos zdradzał powątpiewanie w moje słowa… Chciałam go podnieść na duchu, utwierdzić go w tym, że według mnie był absolutnie cudowny, był mądrym, dobrym człowiekiem, którego życie po prostu nie rozpieszczało, ale świat wciąż stał przed nim otworem, nie ważne, jakie błędy Chet popełnił w przeszłości. Byłam tu dla niego i byłam dla niego zawsze, o czym musiał wiedzieć i nie zamierzałam odpuszczać, zmieniać zdania i przestać go dopingować nawet, jeżeli chodziło o zwykły egzamin na operatora dźwigu coś tam, który dla niego był pewnie jedynie formalnością.
- Bo jestem strasznie mądra, a strasznie mądrzy ludzie wiedzą takie rzeczy. – żartowałam, oczywiście, że żartowałam. Dobrze radziłam sobie w szkole, zależało mi na ocenach, ale wcale nie uważałam się za prymuskę, kujona, albo nawet dziesiątą najmądrzejszą osobę w szkole. Byłam… przeciętna, czy to w inteligencji, czy w czymkolwiek innym, ale mimo to na żarty pozwolić sobie mogłam, prawda? – A poza tym, to nie znam lepszego operatora dźwigu coś tam któregoś tam od ciebie, więc to oczywiste, że ty napisałeś egzamin najlepiej ze wszystkich. – dodałam, wywracając teatralnie oczami i uśmiechając się z rozbawieniem, bo tak szczerze to przecież nie znałam żadnego innego operatora jakiegokolwiek dźwigu poza Chesterem, ale… i tak wierzyłam, że był totalnie najlepszy ze wszystkich. Uważałam też, że to, że w ogóle znalazł tą pracę i stanął względnie na nogi po tym wszystkim, co spotkało go w przeszłości… To wymagało od niego cholernie dużo siły, samozaparcia i jakiejś wewnętrznej chęci wywalczenia sobie lepszego życia. Po śmierci mamy, po przyjściu opieki społecznej, ja… ja myślałam o Chesterze i o tym, jak on sobie radził ze wszystkimi problemami i ta myśl sprawiała, że ja z moimi własnymi problemami też jakoś względnie sobie radziłam, bo… bo on mnie inspirował, po prostu, nawet jeżeli kompletnie nie był tego świadomy.
Reid miał wiele zalet i chyba totalnie zero wad, bo nawet ta jego interesowność wcale mi nie przeszkadzała, a jedynie bawiła mnie bardzo i sprawiała, że serce biło mi mocniej, bo jeżeli za myśli chłopaka miałam płacić takimi pocałunkami, jakie już zaraz mu prezentowałam, to… to zdecydowanie mogłam robić to częściej.
- No to patrz, ja chyba jestem księżniczką, bo dziesięciu dolarów wcale nie dostałam, a swoje myśli ci zdradziłam. – wymruczałam jeszcze na kilka sekund przed tym, jak nieśmiało połączyłam ze sobą nasze usta i… i to wszystko było takie miłe, takie przyjemne i zupełnie normalne. Chester był drugim po Cosmo chłopcem w moim życiu, z którym się całowałam, no i z nim te buziaki były takie inne, a moje serce na pewno biło przy nim znacznie mocniej i… i czy to właśnie było to słynne zakochanie?
Gdzieś w tle śpiewały ptaki, słyszałam też cichy śmiech jakiegoś małego chłopca, który biwakował z rodziną gdzieś w lesie. Zachodzące słońce przyjemnym ciepłem głaskało moje rozgrzane już policzki, a ja czułam pod opuszkami palców miękkie włosy Chestera i naprawdę nie chciałam, by ten pocałunek kończył się kiedykolwiek, ale… ale w końcu tak się stało, a ja spuściłam wzrok, wlepiając go gdzieś w trawę, zbyt zawstydzona, by spojrzeć chłopakowi w oczy, bo… no… miałam strzelać, ale co, jak strzelę źle?
- O… o mnie? – wydusiłam w końcu, przegryzając nerwowo dolną wargę i unosząc wzrok, by jednak Reida widzieć, móc obserwować jego piękne oczy i mimikę twarzy, mając jednocześnie nadzieję na to, że cholera… że zgadłam.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie radził sobie ze swoimi problemami, ani ze swoim życiem w ogóle. Reagował na zmiany. Dawniej mógł być beztroski. Nie przejmować się niczym zupełnie jakby kłopoty nie istniały jak Bóg. Od pięciu lat miał jednak wrażenie, że życie ograniczało się do kumulowania się problemów. Do nawarstwiania się spraw, które powinien załatwić, ale nie potrafił tego zrobić. Nigdy nie był odpowiedzialny, ani zorganizowany, ani wystarczająco rezolutny. Reagował więc na zmiany. Dostosowywał się do tego, co zgotować postanowił mu los. Nie było niczego, co można było w nim podziwiać. Stąpał po cienkiej linii. Mógł w każdym momencie spać w przepaść, z której nie było wyjścia. Tylko ludzie, pojawiający się na jego drodze, ratowali to wszystko. Był im wdzięczny, cholernie wdzięczny każdemu z osobna. Miał szczęście do trafiania na odpowiednie osoby w najgorszych momentach swojego życia.Znajdował wówczas jakąś drogę wyjścia. Nie wiódł jednak egzystencji której ktokolwiek mógłby mu zazdrościć. Niewiele pozytywnego zawdzięczał też samemu sobie. Był zdecydowanie destrukcyjny. Czuł, że ta względna stabilność w jego życiu była jedynie chwilowym stanem. Zawsze przecież musiał coś zepsuć.
- To był egzamin praktyczny. - mruknął, nie mogąc powstrzymać cichego parsknięcia śmiechu. Kimmie była rozbrajająca w tym upartym przekonywaniu go do tego, że był najlepszy; że powinien być dumny ze swojego sukcesu. Nie umniejszał sobie. Po prostu był realistą. Ona jednak widziała w nim zdecydowanie więcej. Zupełnie jakby postanowiła podążać na przekór wszystkim. Nie potrafił tego ignorować. Nie umiał udawać, że jej sposób postrzegania go, nie był faktorem przyciągającym. Każdy chciał czuć się docenionym w ten, czy inny sposób. On przecież nie dawał ludziom zbyt wielu powodów do gloryfikowania go. Być może zaślepienie Kimmie było dla niej na dłuższą metę niebezpiecznie, ale towarzyszyło mu dzięki niemu przyjemne odczucie. Chyba nie chciał na razie z niego rezygnować. Chyba wierzył, że mógł nie skrzywdzić Kimmie, jednocześnie nie rezygnując z tego, czego pragnął. Nie było to najbardziej realistyczne założenie, ale może udzielało mu się życzeniowe myślenie brunetki.
Kiedy jednak siedzieli w środku lasu w ciepły wieczór, całując się jak dwoje nastolatków, pozbawionych jakichkolwiek zmartwień, nie myślał wcale. Ani realistycznie, ani życzeniwo. Po prostu był właśnie w tej chwili, nigdzie indziej. Nie przestawał przyglądać się jej, nawet kiedy na moment odwróciła wzrok. - Nie, o Cameron Diaz. - mruknął rozbawiony jej odpowiedzią, a może niepewnością w głosie. Zbieżność osób i nazwisk nie była przypadkowa. W chwilach taki, jak ta,, kiedy Kimmie wpadała w zakłopotanie bez wyraźnego powodu, przypominał sobie o jej wieku. Przekonany był wówczas, że starsza dziewczyna zachowałaby się inaczej, bardziej świadomie. Wracała do niego ta myśl, że to wszystko było niewłaściwie. Nachodziły go wątpliwości. Chciał się zdystansować. Odsunął się więc od niej, opierając z powrotem tył głowy o pień drzewa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kurde. Tak go komplementowałam i w ogóle, a teraz okazywało się, że mu mówiłam, że na milion procent napisał ten swój egzamin najlepiej ze wszystkich, choć ten egzamin to w ogóle praktyczny był. No… byłam głupia, czy głupia? Przez chwilę to normalnie chciałam, żeby się ziemia pode mną otworzyła i dosłownie mnie pochłonęła, ale Chester siedział przecież tak blisko mnie, że wtedy to jego też by pochłonęło, więc bez sensu generalnie. Poza tym… on śmiał się tak totalnie uroczo, że nawet to moje niewątpliwie zakłopotanie znikło zaskakująco szybko, bo… bo on chyba nie śmiał się ze mnie, tylko ze mną, prawda?
- No dobra, może być i praktyczny. – stwierdziłam więc, no bo co za różnica? Na pewno poszło mu najlepiej ze wszystkich i no nie istotne w sumie, czy to był praktyczny egzamin, czy teoretyczny, o! Postanowiłam jednak dłużej tego tematu nie kontynuować, co by się przypadkiem jeszcze bardziej nie wygłupić, a poza tym to całowanie Chestera było znacznie ciekawsze niż jakakolwiek rozmowa o egzaminach na operowanie dźwigu, więc ten temat ostatecznie zakończył się sam.
A ja chwilowo czułam się szczęśliwa, bo w ramionach Cheta uciekałam od tego wszystkiego, co było w moim życiu złe i bolesne. Ufałam mu, uwielbiałam spędzać z nim czas, rozmawiać i milczeć, śmiać się… i nawet płakać, bo przecież takie chwile też dzieliliśmy już nie raz na przestrzeni minionych lat. No… czułam się przy nim komfortowo, oczywiście, choć odkąd wydarzyły się między nami te wszystkie rzeczy, to byłam taka… niepewna. Zupełnie nie wiedziałam, na czym stoimy, co tak naprawdę ze sobą robimy i kim teraz dla siebie jesteśmy, ale bałam się spytać, bo co, jeżeli moje dociekanie spieprzy między nami to wszystko, co do tej pory zbudowaliśmy?
- A… no… to ten… szczęściara z niej. – tylko tyle udało mi się wydusić w odpowiedzi na jego słowa, bo… bo chyba już teraz zaczynałam wszystko pieprzyć i ja pierdziele, serio byłam totalnie głupia… o mnie? Żałosne, ile ja miałam lat, pięć? Zła byłam na siebie strasznie, bo choć istniała duża szansa, że Chester to sobie żartował ze mnie niewinnie tylko, to już fakt, że przestał mnie przytulać i odsunął się ode mnie… no… no to już coś znaczyło, a ja aż dostałam gęsiej skórki z tego wszystkiego, a wzrokiem uciekłam gdzieś w ten piękny, górski krajobraz, który roztaczał się przed nami. Dłońmi natomiast zaczęłam pocierać zmarznięte już ramiona, gdy wiatr zaczął robić się co raz chłodniejszy, co raz bardziej nieprzyjemny…
- No… to ja chyba pójdę poszukać jakiejś roślinki dla Blaze, bo obiecałam jej, że coś jej zerwę, żeby mogła sobie zasadzić w doniczce w domu. – wymruczałam w końcu, gdy cisza, która zapadła między nami, powoli zaczęła mi przeszkadzać. Ja… no… wiedziałam, że taką roślinkę to najlepiej jakbym zerwała tuż przed wyjazdem z campingu i powrotem do domu, bo jak ją zerwę teraz, to pewnie uschnie, albo coś, no i bez sensu generalnie, ale było mi głupio, atmosfera zgęstniała, a ja miałam wrażenie, że Chet to chyba nagle pożałował, że w ogóle tu ze mną teraz był, więc… więc chciałam uciec, po prostu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Taki był. Jego reakcje były niełatwe do przewidzenia. Często zmieniał zdanie, a stany emocjonalne, w których znajdował się były kwestią szalenie płynną. Wystarczył impuls, pojedyncza myśl, aby przewrócił wszystko do góry nogami. Nie był zrównoważonym, spokojnym człowiekiem. Paradoksalnie wiele działo się w jego głowie. Zazwyczaj jednak reagował zupełnie bezmyślnie. Nie był najłatwiejszą osobą do obcowania. Niemal niemożliwym było zmuszenie go do zrobienia czegoś wbrew sobie. Jego nastawienie do drugiej osoby zależne było od tak wielu czynników, że często sam tego nie rozumiał. Nie walczył z tym jednak. Chociaż w tej jednej kwestii mógł robić co chciał. Lubił Kimmie, naprawdę. Od zawsze była dla niego ostoją normalności i źródłem pozytywnej energii. Nigdy nie analizował ich relacji. Dopóki nie wydarzyło się między nimi coś, co być może nigdy nie powinno było się wydarzyć. Od kiedy pamiętał, była przyjaciółką bardziej Oscara niż jego. On w tym wszystkim był starszym bratem, który zaczepiał się w nią niewinnie, podkreślał różnicę wieku między nimi i niejako traktował ją jak młodszą siostrę, której nigdy nie miał. Zupełnie szczerze troszczył się o nią. Tłumaczył to sobie tym, że była dla niego niczym członek rodziny. Niczym młodsza siostra właśnie. Tylko, że nie sypia się z młodszymi siostrami. Nawet jeżeli wydarza się to raz. Przywykł do podejmowania złych decyzji. Nauczył się nie żałować ich. Tym razem nie chodziło jednak tylko o niego. Kimmie od zawsze wydawała mu się zupełnie krucha i podatna na cały ten zły świat. Zły świat, który paradoksalnie współtworzył. Wszystko, co złe, nie musiało jednak dotyczyć jej. Podświadomie chciał ją chronić, pomimo tego, że praktycznie nie miał do tego żadnych narzędzi.
Nie targały więc nim wyrzuty sumienia, bardziej wątpliwości. Nie potrafił określić czego chciał od tej relacji. Lubił Kimmie. Przekonał się, że niekoniecznie jest dla niego wyłącznie jak młodsza siostra. Nie chciał jednak mieszać jej w głowie. Dziewczęta w jej wieku, ba, dziewczyny w jego wieku, marzyły o bajkowej, przerysowanej, idealnej miłości. On, nie wiedział nawet, czy o jakiejkolwiek miłości można było mówić. A Kimmie wydawała się równie zagubiona, co zaangażowana. Przerażało go to. Robiło się więc dziwnie za każdym razem, kiedy przestawał dawać ponosić się chwili. Z ich dwójki nie był tym rozsądnym. To wszystko napawało go jednak zbyt wieloma wątpliwościami. Wiedział, że to dlatego, że chodziło o Kimmie. - Jest ciemno. - mruknął tylko, komunikując jej tę oczywistość. Z roślinami chyba nie było jak ze zwierzętami, że niektóre można było złapać tylko po zmroku, prawda? Nie był pewien. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie pozwoliłby, aby Kim chodziła sama po lesie w środku nocy. - Co się stało? - spytał więc, podejmując próbę zmuszenia jej do pozostania na miejscu. Był ekspertem od ucieczek. Wiedział, kiedy ktoś używał najgłupszej wymówki, aby się ulotnić. Domyślał się też co było tego powodem. Wiedział, że chodziło o jego reakcje. Chciał chyba udawać, że zachował się zupełnie normalnie. Początkowo zresztą tak było. Zażartował sobie z tą Cameron Diaz. Kimmie jednak dała zbić się z pantałyku, zakłopotać. Czasami chciałby, aby była mniej niewinna, bardziej pewna siebie i świadoma tego w jaki sposób na niego działała. Aby odpowiadała na jego głupią zaczepkę równie dziarsko zamiast zawstydzać się. Byłoby mu wówczas łatwiej nie myśleć o swoich wątpliwościach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Co ja sobie w ogóle myślałam? Jakby… ojej, już sama nie wiedziałam o co tak naprawdę chodziło, co działo się między mną i Chesterem zarówno teraz, w tym dokładnym momencie, jak i tak ogólnie, w całości naszej relacji… Byłam zmieszana, ale bałam się odezwać, bałam pytać i dyskutować na tematy, które nas dotyczyły, bo Blaze to mi kiedyś w sumie powiedziała, że z chłopakami to tak jest, że z nimi to nie ma co gadać, bo oni się boją rozmów, no i uciekają potem, a dziewczyna zostaje ze złamanym sercem, no i… no i w sumie nie wiedziałam, jak to dokładnie było, bo z Cosmo to przecież wcale nie poruszałam żadnych super poważnych tematów, a i tak mnie zostawił, rzucił mnie z dnia na dzień, zostawiając mnie totalnie bez głębszych wyjaśnień, poza tym krótkim, cichym to nie twoja wina, to nie o ciebie chodzi. Niby się przyjaźniliśmy, niby wszystko było dobrze, ale coś między nami nie grało i och, cholera, jak ja bardzo nie chciałam, żeby relacja moja i Cheta spieprzyła się w taki sam sposób, ale… ale już chyba było za późno, no i tak wszystko mogło się spieprzyć, prawda? Przespaliśmy się ze sobą, dawaliśmy sobie buziaki, a teraz byliśmy sami na jakimś dziwnym, romantyczno-przyjacielskim campingu, no i tych faktów zmienić się wcale nie dało i póki oboje udawaliśmy, że jest dobrze, to faktycznie dobrze było, ale… ale zdarzały się momenty, gdy Chester zachowywał się w sposób zupełnie dla mnie niezrozumiały i wtedy chciałam uciec jak najdalej, zdystansować się, przeczekać to wszystko i… i teraz właśnie był taki moment.
Och, byłam totalnie głupia.
Słońce zaszło już niemal całkowicie, a ja mogłam być mu absolutnie wdzięczna za to, jak skutecznie ukrywał moje rumieńce. Czułam się jak największy na świecie głupek, bo moja próba ucieczki była tak oczywista, że Chester od razu zorientował się, że coś jest nie tak, a ja teraz jeszcze bardziej chciałam stąd zniknąć, przynajmniej na kilka chwil, przynajmniej po to, by uspokoić przyspieszony oddech i opanować szybko bijące serce. Denerwowałam się, nie umiałam znaleźć odpowiednich słów i czułam się po prostu strasznie idiotycznie… Reid odsunął się ode mnie, a ja kompletnie nie wiedziałam czemu, dlatego właśnie chciałam uciec, by nie musieć pytać go o powody jego zachowania, a tymczasem… on widział moją próbę ucieczki, pytał mnie co się stało, no i gdyby nie dźwięk przychodzącego smsa, to prawdopodobnie musiałabym odpowiedzieć, a… a co odpowiada się w takich chwilach?
- O… Oscar… – mruknęłam, zupełnie ignorując słowa Chestera, po to, by z plecaka leżącego gdzieś obok wyjąć swój telefon i przeczytać wiadomość od mojego najlepszego przyjaciela, a jednocześnie brata Chestera, którego wcale nie chciałam okłamywać, ale… ale to chyba nie ja tu decydowałam, prawda? Dlatego odpisałam mu szybko, by zaraz dostać od niego kolejną wiadomość, już znacznie bardziej bezpośrednią, taką, która już niemal wymuszała na mnie kłamstwo… – On… on pyta, czy jestem z tobą w górach. – mruknęłam, nawet na Cheta nie patrząc, usta zaciskając w wąską kreskę, bo… bo nie rozumiałam, po prostu. Naprawdę lubiłam Chestera i czasami wydawało mi się, że on też mnie lubi, ale zaraz potem odsuwał się ode mnie, udawał, że nic między nami nie było i… nie rozumiałam, po prostu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To przestała być prosta relacja. Dawniej nie musieli nadawać jej definicji, nazywać jakkolwiek. Przyjaźnili się. Nie było potrzeby potwierdzania, ani zaprzeczania, temu. Obecnie odnosił nieodparte wrażenie, że Kimmie potrzebowała odpowiedzi. Jakiegoś rodzaju pewności, że myśleli w podobny sposób. Nie miał jednak dla niej żadnych konkretów. Chciałby móc określić to, co czuł, ale nie potrafił. Nigdy wcześniej nie musiał tego robić. Dotychczas jednonocne przygody nie niosły za sobą żadnych konsekwencji. Zdarzały się, po prostu. Tym razem było inaczej. Chodziło o kogoś znacznie ważniejszego niż mniej lub bardziej znajoma dziewczyna. Kimmie była dla niego ważna. Była jedną z niewielu osób w jego życiu, które naprawdę liczyły się. Chociaż więc robił dobrą minę - czuł, że zjebał. Czuł, że tamten wieczór zmienił wszystko, a jego konsekwencji nie dało się już odkręcić. Problem nie leżał w niej. Znajdował się w jego wątpliwościach. Czy właściwym było zbaczanie na te tory? Czy mógł dać Kimmie to, czego od niego oczekiwała? Czy w ogóle chciał dawać jej cokolwiek? Kompletnie nie wiedział. Był więc w tej relacji zagubiony równie bardzo, co ona.
Ich reakcje były tego najlepszym dowodem. Jego nagłe wycofanie się, gdy magia chwili przestała wystarczać. Jej nieudolna próba ucieczki przed rozmową. Przed swego rodzaju konfrontacją z rzeczywistością. W końcu to wszystko było w jakimś stopniu nierealne. Nie spodziewali się, że mogą cokolwiek więcej niż przyjaźnić się. Nie wiedzieli czy powinni cokolwiek więcej niż przyjaźnić się. Oboje uciekali. Przed konsekwencjami, przed swoimi uczuciami, przed rozmową. Może naprawdę wystarczyło porozmawiać. Omijanie tematu komplikowało ich relacje wyłącznie jeszcze bardziej. Żadne z nich nie zebrało się jednak jak dotąd na odwagę. Tkwili więc w kompletnym niedomówieniu.
Chciał zachować spokój, a przynajmniej stwarzać jego pozory, kiedy ewidentnym było, że coś się stało. Bez słowa obserwował więc Kimmie, kiedy sięgała po telefon do plecaka. Oscar. Jeszcze jego brakowało. Nie zareagował jednak. Przynajmniej w pierwszym momencie. - Powiedziałaś mu, że jesteś w górach? - mruknął, nie kryjąc swojego zdziwienia. Kilka godzin temu pożyczał od brata sprzęt biwakowy dla dwóch osób. Cholernie był wtedy tajemniczy. Lawirował pomiędzy prawdą a kłamstwem, zostawiając brata z głową pełną niedopowiedzeń i brakiem pełnych wyjaśnień. Tymczasem Kimmie wydawała ich w trzydzieści sekund. - Odpisz mu co chcesz. Nie musisz go teraz okłamywać. - dodał po chwili, wzruszając ramionami. Byli już sprzedani. Oscar nie był głupi. Nawet, gdyby Kimmie zaczęła kłamać, szybko dodałby dwa do dwóch. Nie było zatem czego ukrywać. Teraz było jednak bardzo znamienne. Nie musiała teraz okłamywać swojego przyjaciela. Ich relacja, to jak bardzo się zmieniła, musiała jednak pozostać tajemnicą. Wydawało mu się, że skazani byli na sekrety tak długo, aż to wszystko nie stanie się dla nich jasne. Wspólny wyjazd w góry mogli jeszcze jakoś wyjaśnić. Nawet to, że pojechali w dwójkę. Czegokolwiek więcej - niekoniecznie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

I teraz mieliśmy przez cały weekend już trwać w takiej dziwnej, pełnej niedopowiedzeń atmosferze? To… to miał być spokojny, przyjemny wypad w góry. Mieliśmy trzymać się za ręce, przytulać do siebie w nocy, gdy śpiwory przestaną być wystarczające, a w dzień mieliśmy zdobywać górskie szczyty. Byłam totalnie i absolutnie podekscytowana tą wspólną wycieczką i cholernie wdzięczna Chesterowi za to, że wyciągał mnie z domu od ojca, którego kompletnie nie znałam, a który myślał, że z dnia na dzień odnowimy swoją nieistniejącą relację. Teraz jednak okazywało się, że rzeczywistość weryfikowała moje plany i nadzieje, a atmosfera między mną a Reidem była tak dziwna i tak cholernie gęsta, że pewnie można byłoby ją kroić nożem zupełnie tak, jak w jednym z odcinków Scooby’ego Doo. Nie podobało mi się to bardzo, ale co ja tak naprawdę mogłam zrobić w tej sytuacji? Ja… mogłam uciec, no i nawet spróbowałam, ale ta próba totalnie nie wypaliła, a mi skończyły się pomysły. Trochę więc nawet ucieszyłam się z smsa od Oscara, który kupował mi trochę czasu na zastanowienie się nad tym, co w tym momencie działo się między mną, a Chesterem, ale… ale wiadomość od Oscara też dość mocno komplikowała sprawę, bo nie wydawało mi się, żeby Chet chciał, by jego brat dowiedział się o tym naszym wspólnym wypadzie.
No i miałam rację…
Był na mnie zły, na pewno, a ja tylko wszystko pogorszyłam. Owszem, bez zastanowienia napisałam Oscarowi, że jestem w górach, no i… stało się, nie mogłam cofnąć czasu. Byłam sfrustrowana tym wszystkim, było mi cholernie głupio, ale… ale jednocześnie w ogóle nie rozumiałam problemu, bo przecież czy jest cokolwiek złego w tym, że Chester i ja… no… że coś tam między nami jest? Czemu on musiał robić z tego taki wielki sekret, o którym nikt nie mógł się dowiedzieć?
- Tak.a co? miałam mu powiedzieć, że nie wiem, za granicę wyjechałam, tylko po to, żeby nie domyślił się, że jestem z tobą?… Ja… nie chciałam się z nim kłócić. Chciałam po prostu zakończyć ten temat, udać, że znów wszystko jest w porządku, móc się do chłopaka przytulić, a wzrok wlepić w piękne gwiazdy na bezchmurnym niebie. Dlatego właśnie postanowiłam skłamać, znów, nawet pomimo tego, co mówił Reid, bo tak szczerze to mi się nie wydawało, że on naprawdę chce, bym odpisała jego bratu co chcę. Wystukałam więc szybką odpowiedź, dalej udając idiotkę, która wcale nie wiedziała, że Chester też jest w górach i… teraz mogłam jedynie liczyć na to, że Oscar uwierzy w moje słabe kłamstwa.
- Napisałam mu, że nie wiem, że jesteś w górach i że chciałam się wyrwać sama… tak po prostu… – wciąż nie umiałam spojrzeć na Chestera, a telefon milczał, więc odłożyłam go do plecaka i teraz już kompletnie nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Nerwowo wyginałam palce dłoni, wzrokiem przejeżdżając po pobliskich drzewach i czułam się głupio, i totalnie nieswojo, i kompletnie nie wiedziałam też, jak to wszystko uratować.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Mount Rainier National Park”