WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Powoli jednak uchylił drzwi od pokoju w którym była, oparł się o futrynę i ją obserwował z delikatnym, chociaż trochę czułym uśmiechem.
– Jezu, wyglądasz obłędnie – powiedział w końcu, nie mogą się powstrzymać i poprawił sobie przy tym zapięcia przy rękawach w koszuli. – Związek z Nicholasem Ci służy - dodał jeszcze, wchodząc już normalnie do pomieszczenia i stając tak, żeby mogła go zobaczyć. Nie żartował, naprawdę wyglądała świetnie. A on naprawdę za nią się stęsknił mimo tego, że raz na kilka miesięcy ze sobą rozmawiali przez telefon ale to zupełnie co innego widzieć się na żywo.
-
Constance była tak zaabsorbowana dniem swojego ślubu, że praktycznie na nic nie zwracała uwagi – wesele było na milion osób i musiała z tym żyć, więc pozostało jej napisać przepiękną przysięgę i nieco olać fakt, że właściwie to przecież już była panią Farewell, bo pierwszy ślub wzięła przed Elvisem (a właściwie to trzeci, bo poprzedni, również przed Elvisem, wzięła z Rosemarie). Zdecydowanie po panieńskim uznała też, że nigdy, przenigdy więcej nie pojedzie do Vegas, bo za każdym razem wracała stamtąd z nowym mężem (lub żoną), a innego już chyba męża mieć nie planowała (chyba, że Nick ją mocno wkurwi, ale raczej tego nie przewidywała). Tak więc teraz pewnie ogarniała jeszcze biżuterię ( co okrutnie ją stresowało, bo jednak pewnie kolia, którą miała była diamentowa i chorendalnie droga). Rosie poszła ogarnąć jakiś alkohol, bo chyba potrzebowała na odwagę, Vittoria miała ogarnąć cokolwiek-było-nie-tak z apartamentem pani Turner. Nie zauważyła więc, kiedy w drzwiach stanął Alex, ale nawet się go nie spodziewała. Dopiero kiedy usłyszała znajomy głos, podniosła wzrok i zobaczyła…
– Alex – uśmiechnęła się szeroko i niemal do niego podbiegła na tyle, na ile pozwoliła jej długa, krępująca odrobinę ruchy suknia i po prostu rzuciła mu się na szyję, mocno przytulając. Kurwa, jak ona za nim tęskniła. Jasne, rozmawiali przez telefon, ale to nie było to samo. Dopiero po chwili się odsunęła i musnęła dłonią przelotnie policzek mężczyzny, uważnie się mu przyglądając. – Schudłeś – oceniła od razu, bo jednak to dość się jej rzuciło w oczy, ale zaraz się uśmiechnęła szeroko. – Ale też wyglądasz niczego sobie – dodała od razu z rozbawieniem, wciągając go do pomieszczenia i zatrzaskując drzwi. – Miało cię nie być… Co się zmieniło? – spytała, nie przestając się uśmiechać, bo jego widok naprawdę był świetnym prezentem. Najlepszym!
-
– Co wy macie z tym schudnięciem? Nie miałem po prostu kiedy ćwiczyć. Katie jest naprawdę absorbująca – zaśmiał się cicho i chociaż się odsunęli, nadal trzymał dłonie na jej przedramionach, nieco przedłużając tą bliskość fizyczną. – Ale wiem, nadal jestem ciasteczkiem. Co zrobię? Taka moja niedola – wywrócił oczami, puszczając jedną dłoń Constance i wzruszył ramionami. – Pomyślałem, że nie mogę ominąć twojego ślubu. Tym bardziej, że ten ma znacznie więcej sensu niż ten, który brałaś kilkanaście lat temu – na tamtym ślubie pewnie też Jackiem byli, bo ich rodziny z rodziną Enzo się przecież od lat znały. Obrócił ją powoli za dłoń, którą nadal trzymał i pokręcił aż głową gdy stała znowu prosto.
– Dorosłaś, Turner. A raczej, zaraz Pani Farewell – posłał jej niesamowicie ciepły uśmiech. Usiadł na jakimś krześle i nadal lustrował ją wzrokiem. – Jesteś gotowa? I pewna? Z Nickiem już wszystko się wyjaśniło? Jest dla Ciebie dobry? – nie były to broń boże pytania faceta, który na coś liczył bo mimo jednego pocałunku nic ich takiego nie łączyło, on też nadal ubolewał nad rozstaniem z Megan, ale… chciał wiedzieć, czy na pewno była szczęśliwa. Jak nie, to jeszcze może zadzwonić do Jacksona, zabiorą dzieci i polecą we trójkę z dziewczynkami na Karaiby czy coś
-
– Jak każde dziecko, mógłbyś trenować nosząc ją na rękach czy coś – zaśmiała się dźwięcznie i spojrzała na niego z jakąś taką czułością. Jakoś tak cały stres związany z przysięganiem przed sześćsetką ludzi gdzieś zniknął. Wywróciła oczyma, gdy wspomniał, że jest ciasteczkiem. – Tak jak ja jestem olśniewająco piękna, taki nasz los – odrzuciła nieco teatralnym gestem włosy na plecy i spojrzała mu w oczy. Westchnęła cicho i przygryzła dolną wargę. – Tak, tak, Enzo to kurwa, wszyscy o tym wiemy, tamten ślub nie miał sensu, trzeba było mi o tym powiedzieć siedemnaście lat temu, a nie teraz – zaśmiała się pod nosem, bo cieszyła się jednak, że tamten etap ma za sobą. Obróciła się faktycznie i nawet dygnęła delikatnie.
– Dorosłam, huh? – uniosła jedną brew i spojrzała na niego z delikatnym rozbawieniem. – Teoretycznie to wzięłam już ślub w Vegas. A wcześniej jeszcze przypadkiem wzięłam ślub w Vegas z Rosie, ale to długa historia. Innymi słowy, powinnam mieć zakaz wjazdu do stanu Nevada – zaśmiała się, wywracając ponownie oczyma. Mimo to, usiadła jakoś tak naprzeciw niego i pokiwała powoli głową.
– Jest dla mnie dobry – powiedziała z lekką czułością w głosie, ale w jej wzroku pojawiła się troska, dlatego sięgnęła po jego dłoń, bo oczywiście, musiała teraz zapytać o niego. – Jak się trzymasz? No wiesz, po tym wszystkim. Od Sarah wiem, że Meg jest zaręczona – przygryzła dolną wargę, kciukiem rysując kształty po wierzchu jego dłoni, bo jednak.. Martwiła się o niego. Wiedziała, jak bardzo mu wcześniej na Megan zależało i… No chujowo wyszło, chociaż Cons zawsze wolała Sarkę, bo Meg to często jakieś dzikie jazdy urządzała jednak.
-
– Dorosłaś, tak. Wyglądasz pięknie, dojrzale, idealnie… jezu, ten Farewell to szczęściarz – powiedział szczerze. Zawsze doceniał Connie pod każdym względem, nawet mimo wiecznych żalów Enzo na nią! – Z Rosie? Z Rosemarie Russell? Masz jakiś fetysz pojebanych małżonków? – parsknął śmiechem. Wiedział, że Rosie daleko do normalnej było. Mniej niż Enzo ale jednak – Jak mniemam, wesele organizował Jack? – rozejrzał się po pomieszczeniu w którym byli bo nawet tutaj zapierdalało lansem na kilometry.
– To najważniejsze. Jak nie to wiesz… umiem kopać doły – zażartował, sugerując jednocześnie żeby Farewell był jednak dobrym mężem. Lepiej dla niego! Zareaz jednak nieco zmarkotniał. – Connie, nie rozmawiajmy o tym. Dziś dzień radości – musnął palcami jej ramię, od razu odrzucając temat. Nie chciał się denerwować. Nie dzisiaj gdy pierwszy raz od dawna miał ich wszystkich!
-
– Oh, mów mi tak dalej, to zacznę się rumienić – puściła mu oczko, ale naprawdę zrobiło jej się cholernie miło, kiedy tak ją komplementował. Inna sprawa, że cieszyła się najbardziej jego obecnością, bo nadal – okrutnie jej go brakowało, kiedy tak uciekał. – Cieszę się, że nic ci nie jest – dodała jeszcze z troską, bo moment, w którym myślała, że coś mu się stało, śmiało mogła zaliczyć do jednego z najgorszych w swoim życiu.
– Tak, najwidoczniej. Trzymajmy kciuki, żeby mąż numer trzy nie był pojebany – wywróciła oczami, a potem pokiwała głową. – No chyba widać. Sama chciałam mniejsze, ale Jackson się uparł, więc po prostu odpuściłam – wywróciła oczyma, bo serio przestała się wtrącać. Jack był trochę jak panna młoda z koszmarów.
– A głębokie te doły kopiesz? – spytała z rozbawieniem, ale pokiwała głową, gdy powiedział, że nie chce o tym rozmawiać. – Okej. Dobrze cię tu mieć – stwierdziła z delikatnym uśmiechem, ale zaraz zmarkotniała. – Po prostu… Kurwa, chciałabym, żebyś wrócił do Seattle, Alex. Brakuje mi Ciebie – westchnęła ciężko, nie puszczając jego dłoni, bo serio. Czasami chciała się pożalić na świat, ale czuła, że nie ma do kogo, a to było ciężke. – Ale wiem jak jest – dodała zaraz, wzdychając ciężko.
-
– Twardy gość ze mnie. Po za tym, mam lepsze sposoby na kryjówki niż Jackson. Wpadłabyś na Jemen? Nie. I o to chodzi – parsknął śmiechem. Jemen to spoko opcja, mało oczywista. Chociaż w ciągu tych kilku miesięcy zdążyli z Katie zwiedzić naprawdę spory fragment świata.
– Nie wiem dlaczego uległaś. Wszyscy wiemy że w temacie ślubów Jackson jest pojebany. Ciesz się, że nie zaprosił tysiąca osób, bo na pewno by tyle wynalazł gdyby się postarał – nie zartował, na jego ślubie z Grace tyle pewnie było głównie za sprawą Jacka, który w organizacji pomagał. Porażka. Lubił takie flow, ale bez przesady!
– Bardzo. Widzisz te mięśnie? – pokazał na swój biceps, dumnie! – To od kopania dołów – wyjaśnił, zaraz się znowu śmiejąc, ale rozmowa o Megan i ogólnie była mu ewidentnie nie na rękę. Bolało, nadal. Może gdyby to był ktoś inny niż Isaac to byłoby prościej, a tak… cóż. – Wiem. Ale jak powiedziałaś, wiesz jak jest. Nie mogę ryzykować. Głównie ze względu na Katie – wyglądał teraz na poważnego i zatroskanego jednocześnie. – Chociaż ona też pewnie chciałaby osiąść w miejscu, ale… jeszcze trochę. Gdy się wszystko ułoży, wrócę. Nie martw się – puścił jej oczko, lekko palcami muskając jej podbródek. Jasne, że w końcu wróci. A przynajmniej miał taką nadzieję.
-
– Okej, w takim razie drugi – zaśmiała się pod nosem, unosząc w poddańczym geście i westchnęła cicho, gdy wspomniał o tym, że Katie jest jedyną kobietą, jaka pasuje do jego życia – Nie mów tak, jesteś świetną partią, tylko trafiasz na szajbuski. Ustawię cię z kimś, jak będziesz mógł już osiąść – puściła mu oczko, naprawdę zamierzając go pewnie z kimś umówić na randkę, kiedy już będzie na stałe w Seattle! – Owszem, będziesz musiał, chociaż na niektórych nawet to pewnie nie podziała. Zresztą masz jeszcze jakieś sześć dobrych lat zanim zacznie randkować, ciesz się tym – zaśmiała się pod nosem, klepiąc go po ramieniu. – I jak będziesz potrzebował, żeby ktoś ją zabrał do ginekologa albo opowiedział o miesiączce, to wiesz gdzie mnie szukać – dodała jeszcze tak na zaś, bo wiadomo, że dla niego to mógł być trochę awkward temat.
– Nadal ten Jemen mnie bawi. Zastanawiałam się wtedy czy chodziło ci o niego czy o Tulsę – wywróciła oczyma, ale pokiwała głową. – Jak było? – poruszyła brwiami i uniosła jedną brew. – Szczerze? W pewnym momencie po prostu chciałam, żeby to ogarnął i dał mi spokój. Po ostatnich wydarzeniach… Ech, chyba nie chciałam czekać. Przez ostatnie dwa miesiące się praktycznie nie odzywałam, bo wcześniej leżałam w śpiączce i… Nieważne. Po prostu nieważne – Alex na pewno przywykł do rzadkiego kontaktu, bo sam rzadko się kontaktował, ale wiadomo o co chodziło! Pomacała jego biceps z rozbawieniem.
– Nie wiem czy to tak dobrze, nadal jestem w FBI, Clarence – zaśmiała się pod nosem i klepnęła go w ramię. – Wiem. Nie chcę, żebyś ryzykował, po prostu mam wrażenie że z tobą w Seattle było prościej. Sam zresztą wiesz, że wszystko mi się zaczęło walić na głowę, kiedy wyjechałeś, może to jakieś fatum twoich wyjazdów? – uniosła brwi i wywróciła oczyma, westchnąwszy ciężko. – Wiem, po prostu… Pomogę w tym wszystkim jak mogę, złapiemy tego typa i będziesz mógl spokojnie wrócić z małą – oświadczyła spokojnie i przymknęła na chwilę powieki, zaciskając dłoń na jego dłoni. – Ale dzisiaj zamierzam się cieszyć twoją obecnością i nie wymigasz się od tańca. I masz się zachowywać, Clarence – pogroziła mu palcem i uśmiechnęła się uroczo. Apotem pewnie wpadła Vi i Rosie i musiała iść na własny ślub.
ztx2
-
Dyskusja z Nickiem trochę wybiła Constance z równowagi - rozumiała, a raczej naprawdę starała się zrozumieć swojego męża, a z drugiej strony bliskość z Alexem od zawsze przychodziła jej zupełnie naturalnie, nawet jeśli przez krótką chwilę, gdy była z Enzo miała moment zawahania, to przecież do niczego między nimi nie doszło. Tamtego jednego pocałunku nawet nie liczyła, bo przecież był on totalnie po to, żeby zachować pozory. Nie skupiała się wtedy na smaku jego ust, tylko na roli, którą miała do odegrania. Dlatego chyba ze wszystkimi obiekcjami Nicka, wolała zachować dla siebie fakt, że kiedykolwiek to miało miejsce - nie chciała dolewać oliwy do ognia. Odetchnęła jednak głęboko i pewnie tańczyła sobie faktycznie gdzieś w pobliżu (może nawet ona i Alex tańczyli niedaleko S. i Jacksona? A jeśli nie, to po prostu była niedaleko), kiedy to całe zamieszanie się zaczęło. Nawet nie do końca wiedziała, jak to się stało, że Clarence zajebał Reedowi, ale spojrzała na przyjaciela z lekkim wkurwieniem.
- Alex! - przywołała go do porządku, trochę jak jakaś matka, która karci syna, widząc co się dzieje, ale wtedy Reed postanowił mu oddać, więc Constance odetchnęła, pozwalając jeszcze, by Clarence mu oddał, bo szczerze? Sama by zajebała Reedowi za to, że właśnie podniósł łapy na jej przyjaciela, a był tu kurwa obcym. Wiedziała jednak, że męskie ega ciężko znoszą takie rzeczy, dlatego już gdy Reed usiadł w miejscu, Connie spojrzała na Clarence'a.
- Idziemy - oświadczyła, ciągnąc go za ramię w stronę jakiejś łazienki albo innego pomieszczenia, które najprawdopodobniej miało apteczkę. - Miałeś się zachowywać - zmrużyła oczy, sadzając go na jakimś krzesełku i przeglądając apteczkę, bo pewnie trochę potrzebował jakiegoś opatrunku albo coś! A jeśli nie, to znalazła jakiś chłodzący kompres i mu go wręczyła.
-
– I nie radzę Ci wstawać – pogroził mu palcem, zaraz wargę ocierając zewnętrzna strona dłoni. Nic osobistego, po prostu go wkurwil tym, w jaki sposób się odezwał d Jacksona a wiedział, ze Jack przy całej rodzinie nie będzie chciał robić sceny wiec… on zrobił Gdy Connie zaczęła go ciągnąc w kierunku dajmy na to łazienki, posłusznie za nią poszedł.
– Sorry, ale słyszałaś co on powiedział? Jebany sukinsyn – usiadł na jakimś parapecie czy coś, nadstawiając tearz ze u faktycznie mogła go opatrzyć. Dostał w wargę, przez co dość znacznie mu zaczęła puchnąć. – Jebany wieśniak. Wiesz ze podobno nie ma własnej wyspy? Pizda – prychnął, bo Jackson mu zdążył zdać relacje i tez go brak wyspy dziwił
-
– Alex, Jackson by sobie z nim poradził – powiedziała spokojnie, chwytając go za podbródek tak, by lepiej zobaczyć i ocenić obrażenia. Po chwli nasączyła pewnie jakiś wacik czy tam coś, żeby trochę tę ranę przemyć, bo wiadomo – opatrunku założyć na wargę raczej nie założy. – Poza tym, naprawdę sądzisz, że Reed czy jak mu tam jest zawita w naszym życiu na dłużej? Błagam – wywróciła oczyma, bo doskonale wiedziała, że Sarah z Jackiem się zejdą. Już się trochę zeszli na panieńskim i kawalerskim, nie?
– Też nie mam własnej wyspy, Clarence. Też jestem według ciebie pizdą? – uniosła jedną brew, z lekkim rozbawieniem na niego patrząc, bo mimo wszystko te ich standardy-mega-bogatych-ludzi troszeczkę ją bawiły. Nie uważała, żeby do pełni szczęścia potrzebna była wyspa czy prywatne samoloty, chociaż to drugie zdecydowanie ułatwiało sprawę. – Do wesela się zagoi – oceniła z delikatnym uśmiechem, jakiś zimny okład mu dając na rękę, bo pewnie kostki miał lekko zaczerwienione. – Jak się bawisz poza tym, że zajebałeś Reedowi? – poruszyła brwiami z rozbawieniem. Niby chciała poruszyć temat pod tytułem „czy uważasz, że nasza przyjaźń jest dziwna”, ale… Chyba nie chciała. Uwielbiała ich relację i chyba było jej trochę przykro, że Nick to jakoś niestosownie odbierał.
-
– Ale ty nie jesteś facetem – No bo to się mężczyzn przecież tyczyło jedynie! – Po za tym, masz wyspę. Macie. Jackson wam kupił – wygadał się, nim Connie zdążyła się dowiedzieć o tym prezencie ale trudno
– Do czyjego wesela tym razem? Kto się znowu pakuje w ten układ bez przyszłości? – zapytał z lekkim rozbawieniem. Nie chciał tu dobijać sytuacji, wiadomo ze życzył Connie i Nickowi dobrze, ale nadal małżeństwo było jego zdaniem lekko przereklamowane biorąc pod uwagę jego doświadczenia. Przytrzymał sobie zimny kompres na ręku.
– Ogólnie dobrze. Wszystko po tylu miesiącach życia w rozjazdach jest świetne. I ogólnie catering zajebisty – puścił jej oczko, zupełnie nie mając świadomości o tym ze chciała porozmawiać o czymś poważnym. – A ty jak? Szczęśliwa panna młoda? – poruszył brwiami.
-
– Wyglądasz, jakbyś wstrzyknął sobie więcej botoksu niż Krycha swego czasu – stwierdziła, parskając śmiechem i kręcąc głową. – Albo do Australii – mruknęła pod nosem, bo Australia była bardzo wdzięczna pod tym względem, tam przecież OFICJALNIE wyjechał David.
– No i co? To są podwójne standardy – dźgnęła go w klatkę piersiową. – Och, czyli tak naprawdę byłam pizdą tylko do dnia dzisiejszego? Jack i jego dawanie wysp wszystkim. Pewnie Vittoria dostanie na osiemnastkę – zaśmiała się, wywracając teatralnie oczyma.
– Nie wiem, najbliżej i najprędzej to może Rosie i Chrisa, bo Max mi obiecał, że nie oświadczy się Vittorii przez co najmniej trzy lata – oświadczyła z uśmiechem i pokiwała głową. – Cieszę się. Dobrze cię tu mieć – stwierdziła zupełnie szczerze i gdy już wszystko ogarnęła, oparła się o parapet obok niego i westchnęła cicho.
– Taak – zawahała się na chwilę i spojrzała na Alexa – Ej, kiedy byłeś z Grace albo z Megan, czy one się o mnie czepiały? To znaczy no wiesz, o naszą… Relację? – zacisnęła usta – Bo kiedy byłam z Enzo, był o mnie zazdrosny, ale o ciebie nigdy mi nie robił jazd i… – zaczęła pokrętnie mówić, bawiąc się nerwowo pierścionkiem zaręczynowym i obrączką. No nie umiała tego trochę wyjaśnić.
-
– Słyszałem o… Australii – zmarszczył lekko czoło. Jack zdążył mu zdać relacje ze wszystkiego. Nie wiedział tylko ze Constance typa zmielić chciała jak radowa zabójczyni – Mike z fundacji od Sarah tez postanowił zgłębiać Australię – uśmiechnął się uroczo. Cóż, pewnie zakopali gwiazdę razem z Jacksonem. Zdążą się. Australia nagle stała się nowym sposobem na powiedzenie, że ktoś umarł.
– Tłumaczyłem Ci, kobiety nie są pizzami gdy nie maja wysp i to zadne podwójne standardy. Po prostu odbędą się oczekuje innych rzeczy niż posiadanie dużych majątków – na przykład dbanie o dom, o, to było coś ważnego i trudno dostępnego w tych czasach! Pokiwał głową. Nie wnikał w relacje Rosemarie i kurwy Chrisa, ale jednocześnie nie zbyt uważał, ze to dobra opcja; Rosie była trochę jak młodsza siostra i w sumie jemu tez miał ochotę zajebac za to, że ją wykorzystał. Niby nie wykorzystał ale jednak trochę tak to wyglądało w oczach Clarence’a. Pogładził ją po ramieniu gdy powiedziała ze dobrze go tu mieć. Jego tez to cieszyło, szczerze mówiąc bo naprawdę za nią tęsknił. Jednak gdy usłyszał jej pytanie zmarszczył czoło.
– Och. Nie. To znaczy, Grace Jie miała nic przeciwko ale Megan nie była zadowolona. Nigdy nie powiedziała dlaczego ale widziałem, ze nie lubi naszej relacji – wzruszył ramionami. Myśl o Mrgan sprawiła, ze posmutniał, bo… nadal jej decyzja go bolała. Okropnie za nią tęsknił za każdego dnia, chociaż wiedział, że i tak to wszystko juz nie ma sensu. A potem przyszła po nich mama Connie albo Sarka albo nawet Jackson i wrócili na przyjęcie!
|ztx2