WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Powrót Alexa naprawdę znacznie poprawił Jacksonowi humor - podobnie dobry humor miał dlatego, że wiedział już, że na weselu będzie Sarah. Wiedział doskonale, że po Vegas coś się zmieniło i najzwyczajniej w świecie miał nadzieję, że wesele będzie teraz wisienką na torcie, bo czy można sobie wyobrazić bardziej romantyczne okoliczności niż przyjęcie celebrujące miłość ich przyjaciół? Szczególnie, że Jackson naprawdę cholernie zadbał o dekoracje i całą oprawę wydarzenia, na którym miało pojawić się jakieś trzy razy więcej osób, niż pierwotnie Constance i Nick planowali ( no bo przecież Windsdorów też trzeba było zaprosić, żeby Elżuni nie podpaść ). Sam pojawił się chyba najpóźniej z całej ekipy i pewnie Alexowi załatwił jakiś pokój tuż obok siebie i ogarnął, żeby Katie i Hayley spały razem w pokoju. Kiedy więc Clarence poszedł zrobić niespodziankę pannie młodej, Jack już zszedł do lobby i zaczął kierować się w stronę ogrodu czy tam dziedzińca, na którym miała się odbyć ceremonia, ale wtedy dostrzegł Sarah. Wyglądała absolutnie olśniewająco w długiej sukni, którą miała na sobie, dlatego też, jego oczy zalśniły najczystszym zachwytem, a sam zainteresowany odetchnął głęboko by podejść nieco bliżej.
- Przyćmisz dzisiaj samą pannę młodą - stwierdził z delikatnym rozbawieniem i nachylił się, palcami muskając jej talię, a ustami lekko całując policzek. - Dołączysz do mnie? Zarezerwowałem ci miejsce obok siebie i Hales - dodał jeszcze z błyskiem w oku, bo chyba nie zakładał, że przyjechała tutaj z kimś jeszcze...
-
Sarah nie miała dobrego humoru. Znaczy miała – gdy wyjeżdżając z Vegas podjęła decyzję o powrocie do Seattle, do Jacksona i Hales, ogólnie do swojego życia. Była tego cholernie pewna, aż po same drzwi swojego domu, serio! Już w głowie planowała wyprowadzkę, widziała jak idzie do swojego szefa i kładzie wypowiedzenie, ba, wystawiła już nawet dom na sprzedaż A potem weszła do domu i zobaczyła Reeda i jego rodziców siedzących w salonie i… stała jak wryta dobre kilka minut. Nie powie mu przecież przy nich, prawda? Ogarnęła się po samolocie, zjadła z nimi obiad, oni wyszli i wtedy Reed pomachał jej przed twarzą zaproszeniami na ślub Connie, uradowany wyjazdem i zapytał czemu nie powiedziała a ona znowu zmiękła, waląc jakieś małe wymówki. Myślała, że nie pojedzie. A potem wysiedli razem na lotnisku we Francji; Reed zajarany, że pozna jej znajomych, a ona przerażona tym co powie Jacksonowi i wszystkim wkoło. Jakoś udawało się jej przez te kilka dni utrzymywać między nią a obecnym narzeczonym dystans, ale równie mocno też po przylocie unikała Jacksona. Cholernie się bała jego reakcji, bo była totalną idiotką. Jak można spaprać tak proste zadanie? Zeszła po schodach w lobby z gracją, trzymając w garści materiał długiej sukni i od razu go zobaczyła. Już ze schodów się do niego uśmiechnęła, odgarniając delikatnie pofalowane włosy w tył.
– Prawie się dopasowaliśmy – powiedziała, nie przestając się uśmiechać i gdy musnął ustami jej policzek, westchnęła cicho na moment przymykając oczy. Sama położyła dłoń na jego ramieniu słysząc jego słowa. – Poczekaj, jest pewien problem… – zaczęła powoli, gniotąc nieco materiał jego garnituru. Wzięła bardzo głęboki oddech, patrząc na niego wzrokiem totalnego niewiniątka.
– Tylko się nie denerwuj, dobrze? Nie wszystko wyszło tak, jak miało wyjść, ale jakoś to zaraz odkręcę, dobrze? – nie miała pierścionka od Reeda na palcu, ale jakby czuła jego ciężar na dłoni. Okropne uczucie.
-
– Ja tam uważam, że dopasowaliśmy się wspaniale. Zresztą, zawsze dobrze wyglądaliśmy razem – puścił jej oczko i uśmiechnął się delikatnie i kiedy ułożyła tak dłoń na jego ramieniu, uniósł jedną brew. Problem? – Nie, nie przewiduję na dzisiaj problemów. Chociaż jedno przyjęcie ma się obyć bez problemów – oświadczył spokojnie, bo chociaż jak wszyscy wiemy, wolał, żeby było to wesele Alexa, to jednak doskonale wiedział, że to dzień Connie i Nicka i chciał, żeby było wyjątkowo, tak? Po to odwalił im to wesele, po to wszystko ogarnął. Nie denerwuj się. Trzy słowa, które sprawiły, że oczywiście zaczął się denerwować. Odetchnął cicho i spojrzał jej w oczy.
– Co się dzieje, S? Wszystko dobrze? – zapytał, nachylając się nad nią z troską i wtedy zobaczył schodzącego po schodach Reeda. Cała krew odpłynęła mu z twarzy, a sam zainteresowany do nich podszedł z delikatnym uśmiechem. Na twarzy Jacksona pojawił się uśmiech, którym śmiało mógłby reklamować pastę do zębów albo być prezenterem jakiegoś Koła Fortuny.
- Jack! Miło cię widzieć, brachu – powiedział swobodnie, klepiąc go po ramieniu, a Jack spojrzał na mężczyznę.
– Ciebie też… Brachu – zająknął się, ale nie przestawał się sztucznie uśmiechać. Wyglądało to creepy, bo pewnie nawet przestał mrugać.
-
– Jeden będzie, ale nie jest aż taki wielki, w sensie, znacznie mniejszy niż na przykład na naszych zaręczynach albo na ślubie Joe i Tee… – nie umiała się wysłowić; nie żeby chciała to przeciągać, po prostu absolutnie nie wiedziała jak ma mu to powiedzieć. Nie chciała Reeda, chciała jego, na zawsze, wszędzie, ciągle, a jednocześnie nie była dobra w łamaniu serc i cholera wie dlaczego tak wyszło. Miała odpowiedzieć, gdy podążyła za wzrokiem Jacksona i zobaczyła Reeda. Kurwa.
– To właśnie ten problem – powiedziała szeptem, nim mężczyzna do nich podszedł. Zadrżała gdy położył łapsko na jej talii i gdy widziała uśmiech Russella.
– Kto organizował ślub? Świetnie miejsce – powiedział Reed, jak gdyby nigdy nic i pocałował Sarkę w policzek. Matko boska. Aż ją rzuciło ze stresu lekko jakby dostała epilepsji pół sekundowej.
– Jackson – powiedziała, ledwie słyszalnie. – Jackson to zorganizował. Zawsze się zajmuje takimi rzeczami. Jest najlepszy… w tym. – przechyliła lekko głowę na bok, bardzo ostrożnie zdejmując dłoń Reeda ze swojej talii i sama się objęła ramionami.
– Może mamy miejsca obok siebie? Moglibyśmy się lepiej poznać, skoro będziemy się częściej widywać. Connie to twoja przyjaciółka, tak? – widać było, że Reed był równie zażenowany co pozostała dwójka rozmówców, ale chyba najlżej do tego podchodził. Poklepał Jacksona po ramieniu. – Ale wiesz, teraz jest moja. – puścił mu oczko, a Sarah aż przygryzła mocno swój palec żeby sprawdzić czy na pewno nie umarła i teraz nie trafiła do piekła
-
– To wsumie całkiem niezła informacja, więc co właściwie się dzieje? Boże, nie mów, że przyjechałaś z Megan, jest tu też Alex bo chciał zrobić Connie niespodziankę… – zniżył głos do szeptu, jakby szatynka, która mogłaby zwiastować apokalipsę w tym momencie miała się wyłonić spod ziemi czy coś, ale jednak niespodziankę to miał Jackson i nie należała ona do tych przyjemnych, niestety. I cóż, może Sarka nie była najlepsza w łamaniu serc, chociaż z łamaniem serca Jacka problemu najwidoczniej nie miała, bo poczuł się w tym momencie jak jakiś jebany idiota. Uniósł brwi, gdy powiedziała, że to Reed jest problemem. NO NIE ŻEBY SAMA TYPA TU PRZYWLOKŁA, GDZIE TAM.
– Ale miejsce akurat znalazł Nick i Connie. Byli tutaj na kolacji i w ogóle – stwierdził, wzruszając ramionami, bo z tego co się zorientował właśnie tutaj wcześniej Nick chciał się oświadczyć, ale znalazł nieco bardziej uroczy sposób, chociaż zdaniem Jacka zaręczyny tutaj również miałyby swój urok. Dzisiaj miejsce było przystrojone tysiącami lampionów i w ogóle!
– Tak, lubię organizować przyjęcia – mruknął pod nosem, na słowa Sarah i odetchnął głęboko, kiedy spytał o miejsca obok siebie i powiedział o tym widywaniu. Hę? – No tak, Connie to nasza wspólna przyjaciółka, ale nie mamy miejsc obok siebie. To znaczy mamy, ale Sarah miała nie przyjeżdżać, ale jakoś to ogarniemy – westchnął cicho, bo jednak wiadomo, że było więcej miejsc, ale… Nadal czuł się dziwnie. – Będziemy się widywać częściej? – spytał, unosząc brwi, na co Reed pokiwał głową.
– No tak, tak. Wiesz, na pewno cię zaprosimy na nasz ślub. Może nam też pomożesz w planowaniu, skoro jesteś w tym najlepszy? – uniósł brwi i uśmiechnął się szeroko, totalnie naiwnie.
-
– Co? – zapytała, na pytanie Jacka, marszcząc czoło. – Nie, to znaczy… nie wiem… powinnam już iść do Connie – cringe stulecia, totalnie. Miejsce było rzeczywiście magiczne, chociaż teraz zdecydowanie nie to interesowało Sarah; teraz chciała spłonąć, zniknąć, zatopić się w marmurze a nawet pomyślała o tym, że gdyby ktoś w nią strzelił to byłoby całkiem przyjemnie.
– Reed, myślę, że J. nie będzie miał czasu na organizowanie jakiegoś małego wesela. Jest specem od dużych – powiedziała, siląc się na spokój, ale jej jeszcze-narzeczony, odwrócił się bardziej do niej, łapiąc ją delikatnie za podbródek.
– Nie ma znaczenia wielkość wesela, Sarah. Tylko to, co dwie osoby do siebie czują – powiedział cicho, lekko zachrypniętym głosem i zaczął zbliżać swoją twarz do jej twarzy. W ostatniej chwili odwróciła głowę przez co jego usta musnęły ledwie jej policzek.
– Darwin? DARWIN – wyrwała się, widząc Darwina zmierzającego przez lobby i od razu złapała go za nagarstek patrząc na niego poważnie. – Zaprowadzisz Reeda do reszty gości, proszę? – zamrugała do niego ładnie, jednocześnie patrząc z nadzieją.
– Po co? Możemy pójść razem – ale pewnie się z Darwinem sobie przedstawili.
– Zaraz przyjdę tylko muszę zamienić jeszcze słowo z Jacksonem i na chwilę pójść do Connie – powiedziała stanowczo, ale mimowolnie wzrok z niego przesunęła na Jacksona. Miała nadzieję, że zrozumie to całe zamieszanie chociaż… kurwa, w odwrotnej sytuacji rozjebałaby tu armagedon.
-
– Connie się przygotowuje z Rosie i Vittorią – stwierdził, wzruszając ramionami, bo mimo wszystko widział, że Sarah w tym momencie chciała się ulotnić, ale on nie zamierzał jej na to pozwolić – co to, to nie! Nie zamierzał tutaj zostawać z Reedem. Jackson jednak nadal się uśmiechał i od braku mrugania zaczął mrugać nieco szybciej niż mruga normalny człowiek. Odetchnął głęboko.
– Nie, zawsze znajdę czas dla mojego… Bracha – stwierdził patrząc na Sarah z psychopatycznym uśmiechem. Serio wlepił w nią maniakalne spojrzenie, sam chyba będąc odrobinę na skraju załamania nerwowego. Cóż. – Kiedy planujecie ślub? – spytał, patrząc to na niego, to na nią, bo naprawdę w tym momencie nie był pewien, co ma ze sobą zrobić, czy śmiać się, czy płakać z tej całej sytuacji.
– Chcielibyśmy w maju, bo nie za ciepło, ani nie za zimno – odparł z rozmarzeniem Reed, na co Jack spojrzał ponownie na Sarah.
- W maju, planujecie w maju, S – oświadczył, jakby to było coś, co trzeba było jej przypomnieć albo oświadczyć, a nie coś, o co pytal. Odetchnął głęboko i pewnie pokiwał głową, a zaraz do dyskusji włączył się Darwin, którego złapała Sarah. Darwi faktycznie się przedstawił Reedowi ale zarazogarnął że cringówa stulecia.
– Nie, widzę, że dyskutujecie o ważnych tematach, ale liczę na shota albo dwa potem, S! Chyba Max mnie woła, Max! – pomachał energicznie do młodszego Russella, który akurat zszedł razem z Vittorią, chociaż Max pewnie zmarszczył brwi.
– Och, a może pójdę z tobą do Constance, wiesz, jeszcze jej nie znam, a to panna młoda - dodał, rozkładając ręce, bo skoro był jej narzeczonym, to jednak wypadało go przedstawić.
-
– Och, to nic pewnego jeszcze – powiedziała, ale gdy usłyszała odpowiedź narzeczonego zamarła. Chociaż bardziej zmroziło ją chyba jak Jackson to powtórzył. – Jack – znała tą minę, ten wzrok i ten ton głosu i czuła, że jeszcze chwila i ta rozmowa będzie średnio przyjemna. Naprawdę pokładała nadzieję również w Darwinie. Niestety, nie pykło.
– Darwin, poczekaj, kurwa – syknęła, ale jedyne co dostała w odpowiedzi to widok jego pleców. Cóż. Spojrzała na Reeda, czując jak jej wewnętrzne zażenowanie sięga zenitu. Widać to było nawet po rumieńcach, które zaczęły się wybijać ponad jej makijaż nawet, a tapetę miała pewnie konkretną! – Poznasz ją później. Na razie jest w trakcie przygotowań, na pewno nie ma czasu na takie rzeczy – machnęła ręką, a gdy obok nich przechodził jakiś kelner z szampanem, pewnie kierując się na salę balową, zabrała z tacy kieliszek, wypiła duszkiem i odstawiła z powrotem na tacę, kelnerowi pokazując okejkę
– Słońce, wszystko dobrze? Wyglądasz na zdenerwowaną – znowu dłoń Reeda znalazła się na jej talii, a Sarah poczuła jak wypity szampan podchodzi jej do gardła.
– Możesz zabrać ręcę?! – niemal na niego krzyknęła, ale zaraz odetchnęła głęboko. – Pognieciesz mi sukienkę. – dodała, nieco spokojniej ale się roztrzęsła lekko. – Gdzie Hayley? – zapytała, przenosząc wzrok na Jacksona. Chyba chciała zmienić lekko temat.
– Hayley? To twoja córka? – przeniósł wzrok na Jacka Reed, udając że nie wie kim jest mała. A
-
- Mój brach Reed wcale nie brzmi na niepewnego – zaśmiał się i poklepał Reeda w plecy, odrobinę za mocno niż by wypadało, nadal z uśmiechem przyklejonym do twarzy, chociaż bliżej to mu było do załamania nerwowego aniżeli do uśmiechu-uśmiechu. Odetchnął głęboko, starając się uspokoić. Darwin się ulotnił, a Jackson świdrował spojrzeniem „szczęśliwą” parę.
– Och, dobrze – pokiwał głową, przyznając rację kobiecie i uśmiechnął się delikatnie, a kiedy Reed powiedział, że Sarah wygląda na zdenerwowaną, Jack delikatnie zacisnął usta, starając się nie jebnąć śmiechem, bo kurwa autentycznie nie wiedział, czy śmiać się czy płakać w tym momencie.
– Z Katie, obie będą sypać kwiatki – uśmiechnął się delikatnie, bo na pewno na szybko znalazł im takie same, urocze sukieneczki, w których mogły wystąpić i sypać kwiatki. Co prawda na ostatnią chwilę, ale na bank były od Chanel, Gucciego albo innego Armaniego.
– Myślę, że obaj wiemy, że to moja córka, bo macie jej zdjęcie z Sarah w ramce w domu, brachu – puścił oczko mężczyźnie.
– Och, faktycznie! Wygląda na uroczą. Skarbie, ona mówi do ciebie mamo, prawda? Fajnie byłoby, gdybyście przyjechali na weekend, w końcu będziemy trochę jak rodzina – Jack uśmiechnął się lekko, chociaż jego zdenerwowanie zaczęła wyrażać żyła na czole, która zaczęła niebezpiecznie pulsować. Myślę, że trzeba dać jej imię i tym imieniem powinno być Muriel. Tak więc Muriel pulsowała na czole Jacksona, a on się uśmiechał i przeniósł wzrok na salę, lekko mrugając. Potem jednak wpadła Hales z Katie i chyba tylko to uratowało ich przed armageddonem.
ztx2
-
Jackson uwielbiał śluby i uważał, że ten udało mu się zorganizować całkiem uroczy - panna młoda wyglądała pięknie, pan młody się pojawił (bo przecież to była jego główna rola ), do tego cała oprawa, przysięgi, może nawet sam się wzruszył? Siedział na pewno obok Alexa, bo jednak stęsknił się za przyjacielem, a kilka godzin lotu było zdecydowanie zbyt krótkim czasem, żeby nadrobić ABSOLUTNIE wszystko co się stało w ostatnich miesiącach. Jackson nawet się wspaniałomyślnie powstrzymał i na ślubie Connie i Nicka nie pytał Clarence'a o ten pocałunek, o którym mówiła mu Sarah. Tak czy siak, kiedy już nieco ochłonął, a tequila zaczęła buzować w jego żyłach, Reed natomiast gdzieś odstąpił Sarah, spojrzał na kobietę i podszedł do stolika.
- Zatańczymy? - zapytał spokojnie i spojrzał na nią z czułością, chociaż nadal odczuwał lekki dyskomfort i wkurwienie na myśl o tym, co się właściwie odjebało. Nie rozumiał zupełnie, ale może w tańcu Sarah by mu to wyjaśniła, prawda? - No, chyba że twój narzeczony będzie miał z tym problem, chociaż wątpię, skoro mam wam pomóc ze ślubem - dodał odrobinę kąśliwie, bo sam nie wiedział, czy ma się śmiać, czy płakać z tej sytuacji.
-
– Przestań – powiedziała, mrużąc oczy i podpierając się pod boki. – Jeśli zamierzasz być dla mnie nie miły, to ani taniec ani rozmowa nie będzie miała najmniejszego sensu – dodała, ale zaraz wyciągnęła do niego dłoń i pociągnęła go rzeczywiście na parkiet. Obstawiam, że jednak w ich przypadku lepszym rozwiązaniem byłoby jakieś tango niż wolny taniec, więc tak właśnie będą tańczyć Zacisnęła mocno palce na jego dłoni.
– Nie zamierzam z nim brać żadnego ślubu – zaznaczyła od razu, mrużąc lekko oczy. – Znalazł zaproszenie, uznał ze jedzie ze mną i jego rodzice byli w domu gdy wróciłam. Nie wiedziałam jak to rozegrać. Tyle – wyjaśniła na jednym wdechu, lustrując go uważnie wzrokiem. Nie patrzyła nawet na stopy, bo zdecydowanie na swoich wycieczkach po świecie tango musieli tańczyć nie raz, po za tym… synchronizacja z nim była po prostu naturalna, oczywista.
-
– Nie zamierzam być niemiły, ale zamierzam ci to wypominać do końca życia, S – stwierdził z rozbawieniem, bo przecież w gruncie rzeczy doskonale wiedział, że miała zamiar rzucić tamtą pierdołę bez własnej wyspy czy odrzutowca (nie miało to znaczenia dla Sarah, wszyscy wiemy, ale Jackson to Jackson). Kiedy jednak pociągnęła go na parkiet, uśmiechnął się, równie mocno obejmującą w talii – tak, by jej ciało przylegało do jego ciała. Odetchnął głęboko, napawając się chwilę znajomym zapachem perfum kobiety.
– On brzmiał na całkiem przekonanego, że bierzecie ślub – wywrócił oczyma, poruszając się w rytm muzyki. – Normalnie. Powiedzieć mu po wyjściu rodziców, że nie możecie jechać razem, bo z nim zrywasz, Sarah. Miałaś też na to kilka godzin lotu. Nie rób ze mnie debila – wzruszył ramionami. – Wystarczy, że Reed go z siebie robi – mruknął z rozbawieniem, obracając ją zgrabnie, by zaraz z powrotem przyciągnąć do siebie stanowczym ruchem.
-
– To wyprowadzę go z błędu po przyjęciu – stwierdziła, lekko zaciskając usta. Zrobiła kilka kroków na bok, wymijając zgrabnie Connie i Alexa. – Nie wiedziałam po prostu jak to zrobić, Jack. Nie chciałam wyjść na wredną suke która zdradza narzeczonego ze swoim byłym. – tak czy siak na nią wychodziła, ale zdecydowanie nie miala ochoty się do tego przyznawać przed Reedem. Powie mu po prostu, że to wszystko nie ma sensu czy coś. Zrobiła obrót, a gdy wróciła w jego ramiona, zawiesiła udo na jego biodrze, jeszcze bardziej minimalizując odległość między nimi i lekko się pochyliła do tylu. Gdy się na nowo wyprostowała, uniosła brew w górę.
– Ale to w sumie było całkiem pociągające – stwierdziła, lustrując wzrokiem jego twarz. Szkoda, że był tu Reed i cała reszta gości. Nagle wypity alkohol zaczął sprawiać, że miała mniej… grzeczne myśli o nim. Czy to się kiedykolwiek zmieni? – Ta myśl posiadania kochanka. Już rozumiem dlaczego od razu mi nie powiedziałeś, że masz żonę – kąciki jej ust drgnęły, bo wydawała się wyraźnie rozbawiona tym, że faktycznie miała co mu wypominać. Na przykład to, że tez wcześniej była kochanką, nawet jeśli był w trakcie rozwodu!
-
– A dlaczego nie chcesz zrobić tego na przyjęciu? Przecież każda dobra impreza musi mieć jakąś dramę. Lepsza taka niż inna – wzruszył ramionami nieznacznie i wywrócił oczyma. – Więc wyszłaś na wredną sukę, która przyjeżdża ze swoim narzeczonym, ale tak naprawdę chce tu być ze swoim mężem. Papiery nie są ważne, nadal jesteśmy małżeństwem, S – przypomniał jej z rozbawieniem, bo nadal nie mieli pewnie rozwodu, jakoś tak im obojgu chyba się nie spieszyło do prostowania tej kwestii z papierami od Christophera. Inna sprawa, że z organizacją ślubu miał naprawdę sporo na głowie. Odetchnął tylko, lustrując ją nieco wygłodniałym spojrzeniem, kiedy kobieta uwiesiła udo na jego biodrze. Przesunął po nim palcami, delikatnie ją przytrzymując i pewnie ciągnąc przez chwilę w ten sposób po parkiecie.
– To mój zwierzęcy magnetyzm – zamruczał cicho, wprost do jej ucha, gdy puścił już jej nogę i uśmiechnął się łobuzersko. – Och, to nie było do końca tak, ale mogę być twoim kochankiem. Nawet teraz. – zamruczał cicho, ponownie ją obracając, a ich twarze, gdy powróciła w jego ramiona dzieliła minimalna odległość. Chciał ją wziąć tu i teraz, choćby na tym parkiecie, ale jednak goście dookoła jeszcze go powstrzymywali.
-
– Bo nie chcę robić scen, Jackson. Od półtora roku każde przyjęcie na którym jestem ma jakiś dramat i nie chcę być twórcą jednego z nich. To dzień Connie i Nicka – wzruszyła ramionami, chociaż głównie chodziło o to, że nie chciała chyba żeby każdy na nią teraz patrzył i oceniał. Nie żeby to robili odkąd przyszła z Reedem! – Kocham Cię, ale nazwij mnie jeszcze raz suką i nigdy więcej twój penis nie poczuje się w naszej relacji potrzebny – powiedziała, próbując wybrnąć z tego, że miał racje. Jasne, że ją miał – papiery były nie ważne, a ona jedyne o czym marzyła to żeby spędzić ten wieczór jak kiedyś, z nim i Hales. Na ułamek sekundy zsunęła wzrok na jego dłoń na swoim udzie i całkowicie odruchowo oblizała usta. Chyba nie powinna pić alkoholu, a potem go dotykać. A przynajmniej nie wtedy, gdy nie mieli się na co dzień bo całe jej ciało szalało przez to rozstawanie się. Chociaż… nawet gdy byli razem nieustannie nigdy nie miała przesytu.
– I te garnitury. Cholernie mnie kręcą – mruknęła z lekkim rozbawieniem, chociaż jakiś cichy pomruk wyrwał się jej z ust, gdy widziała jego wzrok. – Teraz? Tutaj? – wyszeptała, oczywiście żartując, ale omal ich usta się nie zetknęły w trakcie tego jak wypowiadała te słowa. Tu nie, ale zawsze mogli się wymknąć, prawda?
– Chyba się za dobrze bawicie – odezwał się Reed, łapiąc Jacksona za ramie. Na zadowolonego nie wyglądał!