WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Och, ona wcale nie sądziła, aby miała jakąś skomplikowaną albo porywającą historię. Wciąż tak jakby pochodziła z USA, to znaczy tutaj mieszkała i tutaj miała prawie całą rodzinę. Jej zdaniem Tottie mogłaby być pod wrażeniem jej korzeni, gdyby przyjechała tu z Europy, Afryki albo Azji, ale Kanada… Kanada wcale nie była tak daleko. Żeby dojechać do Vancouver z Seattle, należało poświęcić ledwo dwie i pół godziny jazdy autem. Pikuś! Znaczy dla niej akurat nie, bo nie miała samochodu ani nawet prawa jazdy.
- Tak, ale na bardzo krótko – przytaknęła, bo rozchodziło się przecież o jakieś wizyty u dziadków, które zazwyczaj trwały tyle, co mrugnięcie okiem. – Ależ bardzo proszę! – Szczerze się ucieszyła, że jej uwaga, choć raczej mało spotykana, wydała się Tottie interesująca. I że jeszcze nazwała ją dobrym obserwatorem! Doprawdy, Panda była w tamtym momencie w skowronkach.
Baker miała z nawigacją taki problem, że jej urządzenie nie pokazywało, w jaką stronę stała odwrócona, więc często zdarzało jej się tak, iż zaczynała zmierzać w odwrotnym kierunku i potem kompletnie się w tym wszystkim gubiła. Ewentualnie też wyprowadzały ją z równowagi sytuacje, gdy aby dojść do jakiegoś miejsca, należało wejść w jakiś tunel czy przejść przez bramę, co oczywiście nie było zaznaczone na mapie, a z czego ona nie zdawała sobie sprawy. W takich przypadkach również czuła się oszukana przez Google Maps, mimo iż niby wiedziała, że nie powinna była polegać na tej apce w stu procentach.
- Pewnie! – zgodziła się, po czym podała telefon Tottie, aby wpisała jej swój numer. Ostatnio dużo ich wpływało do jej listy kontaktów. Najpierw Samuel, później kilka osób ze studiów, a teraz Whitbread. Pandora była zachwycona tym, ile przyjaźni odnajdowała w Seattle. – Będę bardzo, bardzo wdzięczna. Nie widziałam jeszcze tu nic charakterystycznego, takiego ze zdjęć w Google – powiedziała, podekscytowana na samą myśl, iż wkrótce miało to ulec zmianie. A to wszystko dzięki Psu, który przyniósł jej majtki w kaczuszki. – Studia o Afryce, więc właściwie uczę się wszystkiego po trochu – wyjaśniła, bo na brzmienie nazwy tego kierunku, ludzie często dopytywali ją, o co właściwie chodziło. Pandora była już przygotowana.
Również się zaśmiała, tym razem na wyobrażenie Tottie wyposażonej w plecak i specjalne buty na długie dystanse, zmierzającą w kierunku toalety. No bo tak to brzmiało, kiedy wspomniała o ”wycieczkach do kibelka”!
- Tak, wiem! – powiedziała, szczerze zadowolona z tego, że cokolwiek już w tym Seattle zwiedziła. – Lexy, współlokatorka mojego brata, właśnie tam pracuje – wyjaśniła krótko. – Ale nie będę miała nic przeciwko kolejnej wycieczce do zoo. Ponoć ostatnio urodziło się im tam nowe słoniątko – poinformowała ją z ekscytacją, bo mogła się założyć, że tego jeszcze Whitbread nie wiedziała.
Pokiwała głową na jej kolejne słowa. Tak, jeśli chciała uzyskać rzetelne odpowiedzi, musiała zadać pytania ich dwójce, a nie tylko Tottie. Już chciała rozwinąć temat, lecz w tamtym momencie ogromna, ciemna chmura wisząca nad ich głowami najwyraźniej postanowiła zrzucić balast.
- Dobrze, na pewno do ciebie napiszę – obiecała, przecierając policzek, bo właśnie jakaś wielka kropla stwierdziła, że najwyraźniej jej twarz nie była odpowiednio nawilżona. – To do zobaczenia! Pa, Piesku! – Nie omieszkała również pożegnać się z czworonogiem, który po szybkim głaskanku pobiegł za Tottie i dzierżonymi przez nią majtkami w kaczuszki, stanowiącymi symbol ich nowej znajomości.

/zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| po wszystkim

Jackson i Alex wszystko między sobą ustalili - na razie Jack z Sarah pozostawali w domu S, ale Jack chciał pewnie przeforsować, żeby cała czwórka na jakiś czas zamieszkała razem. Była to chyba najbezpieczniejsza opcja - za każdym razem, gdy się rozdzielali to działy się jakieś popierdolone rzeczy, ale Sarah ostatnio była dziwnie wyciszona i chciał jej dać trochę przestrzeni. Tak czy siak, kiedy Jackson zdobył sądowy nakaz, by oddano mu dzieci, bo przedstawił jakieś dowody na temat tego, ze Christine spierdoliła z latynoskim kochankiem, pozostawało mu jedynie odebrać dzieciaki z domu swoich byłych teściów. Zapukali więc z Sarah do drzwi. Otworzyła im pewnie świetnie zakonserwowana kobieta o ostrych rysach i ciemnych włosach. Taka trochę Kris Jenner.
- Witaj Charlotte, przyjechaliśmy po dzieci, skoro twoja córka postanowiła uciec ze swoim kochankiem - wzruszył ramionami, a pewnie dzieciaki zaraz się wyłoniły gdzieś w przedpokoju z radosnymi okrzykami typu "Mama! Tata!".

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Outfit


Jej te ustalenia się nie podobały, dlatego tak bardzo naciskała na zostanie we własnym domu. Nie miała ochoty mieszkać na kupie, chciała ciszy i samotności co nawet Jacksonowi na każdym kroku pokazywała zaszywając się w sypialni gdy on był w salonie i w salonie gdy wchodził do sypialni. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że nie miała ochoty na jakiekolwiek rozmowy - i nie była pewna czy to bardziej wina utraty ciąży czy zabicia Christine ale coś w głowie podpowiadało, że jedno wiązało się z drugim więc... stojąc pod drzwiami poprawiła jeszcze na szybko włosy i widząc w drzwiach starszą wersje Christine, poczuła narastający ucisk w gardle.
- Słucham? Nawet do mnie nie zadzwoniła! - skrzywiła się kobieta, choć średnio to było ocenić bo w jej twarz było wlane tyle wypełniaczy ze policzki ledwo się ruszały. Sarah jednak olała rozmowę z kobietą i od razu wzięła w ramiona dzieciaki, ściskając mocno.
- Mówiłem, że w końcu przyjdą! - zawołał radośnie Max do „babci” i posłał wesoły uśmiech ojcu, jednocześnie obejmując Sarah za szyje.
- Tęskniłam - szepnęła Sarce do ucha Hales. Ucałowała jej czubek głowy.
- Ja też ale jeszcze na trochę musimy się rozstać, pojedziecie do dziadków Russell - pogładziła jej jasne włoski, uśmiechając się do niej czule a dziewczynka zaraz zmarszczyła czoło.
- Nie chce, chce z wami
- Leć się pakować bo dwa dni spędzamy razem. No już, sio - poklepała oboje po plecach, a dzieciaki faktycznie ruszyły na górę zebrać rzeczy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jackson uważał, że to wcale nie byłoby mieszkanie w kupie – przecież Malex mieli naprawdę dużą willę, nie musieli się nawet widywać, jeśli tego nie chcieli, prawda? Rozumiał, że potrzebowała przestrzeni i jej ją dawał, nie musiał z nią rozmawiać, ale chciał wiedzieć, że wszystko jest okej i że wie, że zawsze może na niego liczyć. Bo mogła. W każdej sytuacji.
– To twoja córka, myślałem, że chociaż ty będziesz wiedzieć coś więcej – odetchnął cicho, starając się bardzo mocno odegrać rolę rozczarowanego eks męża. Tak czy siak, westchnął mimowolnie, a kiedy dzieciaki przybiegły do nich, Jack też się pochylił i wyściskał maluchy.
– Poza tym, czeka was super rejs z wujkami Clarence i Jason i Katie też tam będą – uśmiechnął się szeroko, całując dzieciaki w czubek głowy. No wiadomo, że za nimi tęsknił, dawno ich nie widział.
– To takie typowe, że Christine znów gdzieś uciekła. Wiesz, że ostatnio podrzuciła nam dzieciaki i nie powiedziała nawet na ile?! Muszę do niej zaraz zadzwonić – oświadczyła wkurzona brunetka, zaraz znikając we wnętrzu domu.
– Tak, Christine taka już jest – wzruszył ramionami, ładując dłonie do kieszeni spodni i wzdychając ciężko.
– A ja jej mówiłam, zachowaj trochę godności, rozwiedź się z Jacksonem normalnie, to nie! Przecież jej się nawet nie chce wychowywać Hales i Maxa – mruczała pod nosem z wnętrza domu, wracając z telefonem i w końcu jakby dostrzegając Sarah. – A ty to…? – uniosła brwi, patrząc na blondynkę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ona chyba po prostu szukała argumentu żeby jeszcze więcej czasu spędzać sama, bo wiadomo, ze mieszkając z Malexami by się wszyscy prędzej czy później mijali a ona nie chciała nawet za bardzo z Megan rozmawiać. Próbowała wymazać z głowy wszystkie przykre wydarzenia, ale świat jakby zrzucał jej wszystkie znaki pod nogi. Na przykład teraz, gdy widziała matkę Christine. Ulga, którą czuła do tej pory poszła właśnie na spacer. Uniosła lekko brew w górę słuchając słów matki kobiety.
- Och, przepraszam. Sarah - odpowiedziała łagodnym tonem, ale nie wyciągnęła w jej kierunku dłoni, bo widziała wzrok kobiety.
- A więc to ty... - zmrużyła lekko oczy, ale nie dodała nic więcej, przyglądała się tylko temu jak Hayley wróciła z plecakiem i od razu złapała blondynkę za rękę. - Przyjedziecie do mnie niedługo znowu? - przeniosła wzrok teraz na dzieci, które nieśmiało skinęły głowami.
- Jeśli mama i tata nie będą mieć nic przeciwko - powiedział Max, stając u boku Jacksona. Sarka uśmiechnęła się odrobine blado, ponownie czując na sobie wzrok kobiety.
- Jasne, jak już wrócicie z rejsu z dziadkami - nie widziała w sumie problemu, Charlotte była zrobiona równie mocno co córka ale wydawała się do dzieci podchodzić w porządku. Dzieci się z nią pożegnały, Sarah jedynie skinęła głową w kierunku kobiety i ruszyli do wyjścia, ale Charlotte nagle złapała ją za przedramię.
- Uważaj na nią. Opętało ją, odkąd Jackson od niej odszedł. To moja córka ale... uważaj - powiedziała cicho, patrząc na Blondynkę takimi samymi oczami jakie miała jej córka, przez co Russell przeszedł nieprzyjemny dreszcz. A potem puściła jej dłoń i spojrzała na Jacksona. - Gdyby się odezwała, daj mi znać, Jack. Do Ciebie odezwie się szybciej niż do mnie - mimowolnie uściskała mężczyznę. Matka Christine go na bank uwielbiała, bo przecież znała własną córkę i widziała co ta wyprawiała. Dobrze, ze nie wiedziała wszystkiego nie?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jack uśmiechnął się nieznacznie, gdy Sarah się przedstawiła. Wiedział, że nadal była psychicznie wymęczona i doskonale to rozumiał. Wiedział, jak ciężkie musiało być to przeżycie. O tyle, o ile rozmawiał jednak z Alexem, to pewnie się dowiedział, że Megan sama również była raczej cicha, szczególnie jeśli chodziło o rozmawianie o wydarzeniach sprzed kilku dni. Tak czy siak, Jack przysłuchiwał się rozmowie kobiet, skinął nawet głową na pytanie Charlotte i potem uściskał lekko byłą teściową. W tym czasie na dół zeszły oczywiście dzieciaki już z walizkami – Max jak prawdziwy młody dżentelmen pewnie niósł też siostrzany bagaż, a Hales niosła pod pachą swoją ulubioną lalkę. Jack od razu wziął od chłopca bagaże i załadował do domu.
– Co prawda za dwa dni jedziecie na rejs z dziadkami, ale dzisiaj i jutro jesteście z nami i mamy dla was mnóstwo atrakcji – zaśmiał się, biorąc na ręce Hayley i spoglądając na Sarah.
– To na co macie dzisiaj ochotę? Lody? Wesołe miasteczko? – uniósł brwi i spojrzał na swoją córkę, a potem na syna, bo to oni mogli dzisiaj zadecydować.
– A mama na co ma ochotę? – Hayley uniosła brwi i spojrzała na Sarah. Pewnie przesunęła też dłonią po włosach blondynki. - Farbowałaś beze mnie? – spytała z lekkim rozczarowaniem w dużych, jasnych oczach, które odziedziczyła po ojcu. – A zrobimy sobie razem końcówki tak jak obiecywałaś? – uniosła brwi z miną pieska, który właśnie nasikał właścicielowi do butów.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przejdzie - sama tak sobie tłumaczyła tą chwilową emocjonalną niemoc, chociaż ta wyraźnie zniknęła gdy zobaczyła Maxa i Hayley. Całkowicie jej uwaga skupiła się na nich, ledwie na krótką chwile patrzyła na Charlotte. Z jakimś dziwnym wewnętrznym uciskiem patrzyła tez na moment, w którym ona i Jackson się uścisnęli bo strasznie niezręcznie się poczuła. Nie żeby widziała w tym coś złego, jednak przez wiele lat byli rodziną, ale... no, wiadomo.
- Może zjemy lody, a potem pójdziemy do wesołego miasteczka? - poruszyła brwiami, muskając palcami jej nos i wyraźnie się rozpromieniła. - No jasne, dlatego mam teraz jaśniejsze żeby ładniej ten różowy wyglądał - zaśmiała się cicho, w sumie pierwszy raz od prawie dwóch tygodni. Max złapał ją teraz za rękę.
- A może lody i potem pójdziemy kupić nowego psa? - zaproponował chłopiec, przechylając głowę na bok. Załóżmy ze poprzedniego gdzieś Kryśka wyprowadziła :lol:
- Jeśli już to adoptować, ale... w sumie to nie jest najgorszy pomysł tylko, że zaraz wyjeżdżacie. - zmierzwila włosy chłopca. Zarówno ona jak i Jackson nie wiedzieli jak długo potrwa ten wyjazd, ale Max zmarszczył czoło.
- Ale wam będzie weselej gdy nas nie bedzie - zasugerował, mocniej ściskając dłoń blondynki. - Tato, proooooooszę! - zaczął marudzić, a Hales podłapała.
- Tatusiu, zgódź się! - powiedziała Hayley, nadal będąc pewnie w ramionach Jacksona bo na bank się uwiesiła i chciała żeby ją nosił :lol: a Sarah... uśmiechnęła się do niego tylko niewinnie, bo w sumie why not? Małego dziecka nie mieli to może mały piesek byłby spoko opcją?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jackson czuł lekkie wyrzuty sumienia względem Charlotte. Wiedział, jak bardzo boli strata dziecka, a przecież tak naprawdę Christine dzieckiem Charlotte niewątpliwie była. Inna sprawa, że najzwyczajniej w świecie Christine pozbawiła go dwójki dzieci. Chciała zabić jego żonę. Zasłużyła na los, jaki ją spotkał, nawet jeśli Charlotte była naprawdę uroczą i przekochaną teściową. Uśmiechnął się i pokiwał głową.
– Mi pasuje – powiedział z uśmiechem, sprzedając córce buziaka w policzek. Szczerze mówiąc, dźwięk śmiechu Sarah był dla niego naprawdę… Ulgą. Nie słyszał jej śmiechu od dawna, a chyba bardzo tego potrzebował, szczególnie po stracie dziecka i po wydarzeniach z Los Angeles. Zmarszczył jednak czoło na pytanie chłopca o psa.
– No właśnie, zaraz wyjeżdżacie – potwierdził słowa Sarah, chociaż właściwie trochę mu brakowało czworonoga w domu. Przez chwilę się zastanowił, by po chwili pokiwać głową. – No dobrze, w takim razie pójdziemy dzisiaj też po psiaka. Jakiego byście chcieli, co? – uniósł brwi, bo chociaż w gruncie rzeczy była jeszcze Daisy, to ona pewnie jednak większość czasu spędzała u Malexów ostatnio. Jack wziął pewnie teraz blondynkę za rękę, a Haylet cały czas dość stabilnie trzymał w ramionach.
– Dobrze mieć całą rodzinę w komplecie – powiedział cicho i delikatnie ucałował dłoń Sarah. No kochał ją nad życie i dobrze było widać, jak wraca jej trochę energia życiowa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wyrzuty sumienia były uzasadnione, S. miała podobnie bo chyba zapomniała, że Christine jest czyjąś córką - jej córka przecież tez zginęła więc mogła się postawić w sytuacji Charlotte, gdy nie daj Boże prawda wyjdzie na jaw.
- Ja bym chciała labladora! - zaświergotała Hales, mocniej oplatając małymi ramionami szyje Jacksona. - Albo husky’ego! - dodała, ale Sarah głową pokręciła stanowczo.
- O nie, husky odpada. Są za głośne - potrzebny im pies który gada więcej niż oni wszyscy razem wzięci, o nie.
- A może taki jak Daisy tylko chłopiec? Będą szczeniaczki - potarł dłonie Max, a Hales się skrzywiła.
- Lablador - powiedziała przekornie Dziewczynka, ponownie złe wymawiając nazwę psiaka. Sarah spojrzała wiec na Jacksona, unosząc lekko brew w górę.
- Jakieś propozycje? - skoro były takie sprzeczności to niech Jackson coś wymyśli jako głowa rodziny! Kiedy jednak ujął jej dłoń i ucałował, uśmiechnęła się do niego delikatnie, ale zdecydowanie uroczo choć jego słowa lekko ją trafiły w serducho. No chyba nie tak całą ale wolała nie psuć dnia.
- Tak - odpowiedziała krótko, splatając swoje palce z jego palcami i dotarli pod drzwi lodziarni, do której dzieciaki zaraz wleciały wybrać lody. Dała Maxowi kartę żeby zapłacił za siebie i siostrę a sama przed lodziarnią odpaliła papierosa.
- Charlotte chyba Cię bardzo lubi - zaczęła, zaciągając się. - jakoś inaczej wyobrażałam sobie matkę Christine. Widziałam ją jako zołzę bo przecież dzieci bez przykładu nie robią się takie pojebane - przewróciła oczami. Gdy dzieci weszły do lodziarni, wróciła do tej poważniejszej wersji siebie i po jej uśmiechu właściwie nie było śladu.
- Nigdy nie mogą się dowiedzieć - powiedziała nagle, patrząc przez szybę na dzieciaki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jackson doskonale wiedział, że Christine się to należało. Spowodowała w jego życiu tak dużo cierpienia i dużo chujowych rzeczy, że autentycznie miał świadomość, że sama na siebie sprowadziła ten los. Jednocześnie jednak wkurwiało go to, że jednak zostawiła za sobą parę ludzi. I jakkolwiek dzieciaki średnio pewnie przeżyją, że ich matka wyjechała chuj wie gdzie, tak jednak jej rodzice czy inni bliscy… Cóż, to mógł być pewien problem.
– Husky odpada, zgadzam się z mamą – wzruszył ramionami, bo jednak huskie były pojebane, a on miał w życiu wystarczająco dramatów, żeby jeszcze takiego psa przygarniać. W każdym razie, gdy Max powiedział o szczeniaczkach, pokiwał powoli głową.
– Właściwie to drugi golden brzmi spoko. Hales, nie chciałabyś potem mieć szczeniaczków? – poruszył brwiami, a dziewczynka wzruszyła ramionami, bo ewidentnie się uparła na labladora. Tak czy siak, spojrzał na Sarah z delikatnym uśmiechem i zacisnął dłoń na jej dłoni. Szczerze mówiąc wiedział, że nie do końca byli tutaj w komplecie, ale był przekonany, że gdzieś tam ich dwa aniołki na to patrzyły, tak? W każdym razie, westchnął cicho i skinął głową.
– Charlotte jest w porządku. Mam wrażenie, że lubi mnie bardziej niż mój własny ojciec – zaśmiał się bez cienia wesołości. – Jest taka po ciotce. Charlotte i Daniel nie wychowywali Christine, wysłali ją do szkoły z internatem jak była mała, dlatego… Cóż, Charlotte nie jest do niej aż tak przywiązana – wzruszył ramionami. Przynajmniej on tak sądził. A że szkoła niedaleko tej ciotki była to pewnie właśnie dlatego Christine taka jebnięta była.
– Nie dowiedzą się, skarbie – powiedział cicho, obejmując ją w talii. – Ale nadal sądzę, że powinniśmy się przeprowadzić na jakiś czas, dopóki nie złapiemy Grace – powiedział cicho, wzdychając mimowolnie. To brzmiało serio dobrze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

E tam, Sarah wpadła w wir tego, że każdy problem można jakoś rozwiązać – po zabiciu Kryśki większość problemów zniknęła, więc jeśli to był jakiś sposób... nie, nie, nie. Sama siebie zganiła w myślach dziękując bogu, że tylko ona ma do nich dostęp :lol:
– Mam wrażenie, że każdy lubi Cię bardziej niż twój ojciec – mruknęła z lekkim rozbawieniem, ale wyciągnęła lekko dłoń do przodu by pogładzić go delikatnie po ramieniu żeby wiedział, że ma w niej oparcie, chociaz wyraz twarzy nadal miała kamienny i chyba średnio przekonujący. – Och, tak. Zapomniałam, że jej rodzice też są bogaci. – przewróciła oczami. Im więcej osób poznawała ze świata Jacksona tym bardziej zastanawiała się, jak się w tym wszystkim znalazła, ale wychodziło na to, że bycie prostytutką może zawlec Cię dość wysoko. A może to bycie lekarzem? Odsunęła go od siebie, bardzo taktownie i delikatnie gdy ją objął.
– Nie chcę się przeprowadzać i znowu mieszkać wszyscy razem – powiedziała nieco marudnie, marszcząc przy tym czoło. – Nie zamierzam się tej wariatki bać, bo sama nie jest taka mocna. Uciekła widząc, że Christine... – urwała patrząc ponownie na lodziarnię i wzięła głęboki oddech. – Wydaje mi się, że w pojedynkę nie będzie już taka twarda. – dodała, wzdychając ciężko. Coś w tym było, gdy Grace zobaczyła, że nie ma już sojuszniczki nagle odpuściła i uciekła jak zwykły tchórz. Wyciągnęła z torebki okulary przeciwsłoneczne i wsunęła je na nos.
– Po za tym, chciałabym wrócić do normalności. – wzruszyła ramionami, a gdy dzieciaki wyleciały z lodziarni, na nowo się uśmiechnęła. Ich obecność serwowała na pewno więcej normalności niż spędzanie czasu z Jacksonem, rozmawianie o tymczasowej przeprowadzce albo siedzenie i gapienie się w przestrzeń.
– Dogadaliśmy się! Kupimy labladora i będzie miał szczeniaczki z Daisy – zarządziła Hales, dzierżąc w dłoni aż dwa wafelki z lodami, podobnie jak Max.
– Aż dwa? A kto potem zje za was obiad? – zapytała z lekkim rozbawieniem Sarah, a dzieciaki zgodnie wzruszyły ramionami.
– Piesek – odpowiedziała dziewczynka, bo Max zajął się pałaszowaniem lodów. No i handluj tu z dziećmi!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W sumie taka była prawda. Ich problemy się skończyły w momencie, kiedy Christine została pochowana w jakimś lesie czy chujwieczym. Pewnie mieli jakieś miejsce z Alexem, gdzie generalnie dość często ciała podrzucali, więc… Tak.
– Coś w tym jest, typ mnie troch nienawidzi – wzruszył ramionami, wzdychając mimowolnie, chociaż sam wolał szczerze mówiąc nie poruszać zbyt głęboko tego tematu. Zupełnie szczerze nienawidził swojego ojca z wzajemnością. Przestał już szukać jego uznania, zaczął po prostu się godzić z faktem, że nigdy go nie zdobędzie i zawsze będzie coś nie tak. – Tak, to dość powszechne – wzruszył ramionami z lekkim rozbawieniem i pocałował ją lekko w skroń. Tak czy siak, kiedy go od siebie odsunęła, to to uszanował i pokiwał głową.
– Skoro nie chcesz, to w porządku. Po prostu pomyślałem, że Meg też się przyda takie wsparcie – wzruszył ramionami bo pewnie coś tam z Alexem rozmawiali, że również ona to dość przeżywała. Wetchnął cicho, gdy powiedziała o tej normalności, bo to jednak było dość średnio możliwe.
– Wiesz, co do tego to na razie chyba trochę nie ma takiej opcji. Musimy też się zabezpieczyć – wzruszył ramionami, bo Grace była bardziej niebezpieczna niż to się wydawało, a Jackson się obawiał, że może coś suka chcieć zrobić ukochanej siostrze Meg. Bo właśnie ją teraz chciała skrzywdzić, szczególnie, gdy Krycha była martwa, nie?
– A nie sądzicie, że powinniście się z nami podzielić tymi lodami, skoro już się zgodziliśmy na pieska? – uniósł brwi i pogroził lekko dzieciakom palcem z rozbawieniem. – To może od razu podjedziemy po tego pieska? – poruszył zabawnie brwiami i spojrzał na Sarah.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Kocha Cię, tylko nie umie tego okazać – uśmiechnęła się lekko pokrzepiająco, bo tak to widziała. Na pewno go kochał – może nie lubił, ale kochał, a podobno się tak da – tylko na bank okazywanie uczuć wobec pierworodnego syna wychodziło mu chujowo. Tak przynajmniej próbowała to sobie tłumaczyć.
– To nie tak, że nie chcę, po prostu... wolałabym zostać we dwójkę. Nie mam ochoty na wspólne kawy, śniadania, obiady i tak dalej. Wolę pobyć sama. Z tobą – to ostatnie dodała po chwili, jak gdyby łapiąc się na tym co chciała powiedzieć. To nie do końca tak przecież, że nie chciała się z nim widzieć albo rozmawiać, po prostu... miała jakąś wewnętrzną blokadę. – Megan nie przychodzi po wsparcie, więc prawdopodobnie nie jest z nią jakoś tragicznie. – wzruszyła ramionami. Jeśli jej siostra będzie potrzebować się wygadać, to przyjdzie, zadzwoni albo cokolwiek w tym rodzaju, prawda? Bo Sarah nie potrzebowała się uzewnętrzniać do innych ludzi, przynajmniej na ten moment.
– Ty nas zabezpiecz, a ja wrócę do normalności. – spojrzała na niego znad okularów, śmiertelnie poważnym wzrokiem. Nie zamierzała naprawdę się chować ani przejmować ani denerwować. Zamierzała najdalej w przyszłym tygodniu wrócić do czynnej pracy w fundacji, najlepiej od rana do wieczora i najchętniej na tym wyjeździe do Australii ale nie poruszała tego tematu bo wiedziała, że Jackson zacznie marudzić – że to niebezpieczne, że on pojedzie z nią... a na jaką cholerę on jej tam?
– Nie, to nasze lody. Idź sobie kup własne – pokazała mu język Hayley, a Max jakby w odpowiedzi podał mu kartę.
– JEEEDŹMY! – powiedział przeciągle, okropnie głośno, tak że pewnie jacyś ludzie aż się obejrzeli, a Sarah zaśmiała się cicho. Podeszli zaraz do samochodu zaparkowanego niedaleko.
– No to do auta, sio – i potem faktycznie zapakowali dzieciaki do samochodu, blondynka pozapinała je pasami bo przecież lody w rękach mieli i no nie da się, a kiedy skończyła wpakowała się na miejsce kierowcy. No co? Chciała prowadzić, tak się jej nagle w głowie uroiło.
– Tato, a po co jedziemy do dziadków? – zapytał nagle Max, wychylając się z tylnej kanapy. Blondynka kulturalnie ściszyła radio i spojrzała na moment na Jacksona z oczekiwaniem. No ciekawe co im powie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Nie, skarbie. On ma mnie w chuju. Kocha moje siostry, nie mnie, ale to jest w porządku – wzruszył ramionami. Nie miał z tym problemu, po prostu się pogodził z tym wszystkim i nie miał najmniejszego wyjścia. Ojciec całe życie go gnoił, więc nie zaznał takiego normalnego życia. Nie zaznał normalnej, ojcowskiej miłości i było to dla niego normalne. Nie żalił się, takie były fakty.
– Rozumiem i nie zamierzam narzekać na to, że będziemy sami we dwoje – uśmiechnął się delikatnie. – Może ma ten sam problem i nie chce ci zawracać głowy. – wzruszył ramionami, bo jednak siostry miały czasami bardzo podobne mechanizmy radzenia sobie ze światem, nawet jeśli ogólnie dość mocno się od siebie różniły i pewnie zarówno Alex jak i Jack to zauważyli w jakichś telefonicznych rozmowach. Pokiwał powoli głową.
- Jasne, tylko przez parę dni będzie się u nas kręciła ekipa remontowa, okej? – uniósł brwi i spojrzał na nią z lekkim uśmiechem. Co do wyjazdu to pewnie faktycznie chciałby z nią pojechać, chciałby jej też zapewnić jak najlepszą ochronę z oczywistych względów. Po tym co się stało nie zamierzał dopuścić do powtórzenia takiej sytuacji, tak? Wywrócił oczyma, gdy tak dzieciaki odpowiedziały na temat lodów, a gdy to Sarah wpakowała się na miejsce kierowcy, wywrócił lekko teatralnie oczyma, ale nie protestował tylko usiadł grzecznie na miejscu pasażera.
– Och, będziecie mieli super rejs. Katie i Jason się za wami stęsknili, wiecie? – uśmiechnął się lekko. – Macie już pomysły na imię dla naszego nowego psa? – spytał, zerkając do tyłu, bo to jednak był nieco łatwiejszy temat, nie?
– Nazwijmy go Prince! – pisnęła Hales z entuzjazmem, a Max pokręcił głową.
– O nie! Nowy pies to nowe imię, ty wybierałaś dla poprzedniego![/b] – oburzył się od razu. – Thor! – krzyknął zaraz z uśmiechem, co spotkało się z naburmuszoną miną dziewczynki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Nie myśl tak o tym – zagryzła delikatnie dolną wargę, ale w jej spojrzeniu mógł dostrzec odrobinę smutku. Ona ze swoimi rodzicami miała super kontakt i żałowała, że jej ojciec nie żyje – na bank by uwielbiał Jacksona. Przynajmniej po jakimś czasie bo na początku to zarówno Alex jak i Jack mogliby mieć trochę ciężko, choćby przez różnicę wieku.
– Może – przyznała, ale nie wydawała się nadal zbytnio tym faktem mocno zainteresowana. Nie interesowało jej ostatnio dosłownie nic, całkowicie zamknęła się w sobie i o dziwo w towarzystwie dzieci jako tako się otworzyła, ale dzieci wyjeżdżają za dwa dni i sama zaczęła się martwić co dalej. – Dobrze. Pewnie ogarną nowe zamki i kamery? – uniosła lekko brew w górę, chociaż wiedziała, że Grace nie przyjdzie do nich. Nie miała po co, chyba że w ramach zemsty za Christine ale w to Sarah w sumie wątpiła.
– Thor jest głupie, nie podoba mi się – prychnęła dziewczynka, splatając małe rączki na klatce piersiowej.
– Ej, Thor nie jest brzydkie, ale jak będziesz je zdrabniał? – zapytała blondynka, skupiając wzrok na drodze.
– A jakie jest zdrobnienie od Thor?
– Nie ma, tak myślę – powiedziała z lekkim rozbawieniem. – A może Ted? Wtedy będzie Teddy. – to nie był najgorszy pomysł choć jak potem pomyślała, że ten pies będzie tak samo odjechany jak miś...
– Teddy może być! – od razu załączyła się Hales. – Daisy i Teddy. Mi się podoba.
– Teddy Thor – powiedział poważnie maluch, z czym zarówno Sarah jak i Hales się zgodziły i zaraz podjechali pod schronisko albo jakąś małą hodowlę z psiakami skoro chcieli goldena albo labradora. Dzieci oczywiście pobiegły w kierunku psiaków.

|ztx2

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Phinney Ridge”