WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

|outfit + 2 dni po ostatniej

Szczerze mówiąc, ciężko było jej wrócić do pracy po pogrzebie siostry, ale wiedziała, że było to jedyne wyjście, jedyny sposób na jako-taką normalność. Codziennie dzwoniła do Nellie, codziennie sprawdzała, jak jej siostra się czuje, wewnętrznie jakoś czując taki obowiązek, bo wiedziała, jak bardzo Nels była w rozsypce. Nawet na pewno proponowała, by się do niej wprowadziła, ale Eleanor nie chciała - więc nie naciskała. Pewnie porozmawiała też trochę z Alessandro, który z troską pytał jak się czuła po rozmowie z Mikiem - nie jakoś nachalnie, po prostu czuła, że chciał się nią zaopiekować i była cholernie wdzięczna za to mężowi. Dzisiaj od rana miała urwanie głowy, w dodatku w końcu miała spotkać się z jednym z właścicieli hotelu. Po trzech miesiącach. Dlatego też teraz, gdy dostała informację, że już się pojawił, udała się do jego biura z tabletem i naręczem dokumentów, które przygotowała do zatwierdzenia, by wypromować hotel. Zapukała i nacisnęła klamkę, gdy otrzymała pozwolenie na wejście.
- W końcu możemy się spotkać twarzą w twarz - uśmiechnęła się uroczo, ale delikatnie i uniosła wzrok znad papierów, i tableta, które do ostatniej chwili jeszcze przeglądała. Wyprostowała się i odetchnęła głęboko, gdy zobaczyła, kto siedzi za biurkiem.
- Michael. Ty jesteś właścicielem? - spytała, zatrzaskując za sobą drzwi i westchnęła ciężko. - Kurwa, będę musiała zrezygnować - jęknęła przeciągle, bo doskonale wiedziała, że po pierwsze - Susan nigdy by nie pozwoliła im razem pracować, a po drugie - jej mąż także nie byłby tym pomysłem zachwycony, nawet jeśli ufał jej stuprocentowo. Odetchnęła i oparła się ciężko o drzwi, już w tym momencie nawet nie ukrywając zmęczenia życiem i tego, że ewidentnie los sobie z niej postanowił drwić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cóż, jemu też nie było łatwo pogodzić się z tym, co się wydarzyło w ostatnich dniach. Nadal noe wierzył w to, ze Natalię i Aarona nie ma, chociaż teoretycznie widział ich ciała w trumnach i był na tym cholernym pogrzebie; mimo to jednak nadal miał wrażenie, ze to tylko sen z którego zaraz się obudzi i znowu wpadnie na nich w ich ulubionym sklepie. Tak po prostu. Dodatkowo, zaczynał odnosić wrażenie, ze Susan wcale się tym nie przejęła, podobnie jak rzygającą Nellie bo cała jej uwaga skupiła się na tym, ze był na papierosie z Nestą – co z tego, że wracał z niego z Nes i jej mężem, nie? W domu była oczywiście wielka awantura na ten temat, której nastoletnia Danielle nie rozumiała. Może to lepiej? Pewnie gdyby rozumiała i ona znienawidziłaby Neste, a póki co nadal swoją ciotkę lubiła.
Niemniej jednak, resztę stypy spędził pewnie z Rhysem, a dzisiaj po raz pierwszy od kilku miesięcy pojawił się w hotelu. Zorganizował spotkanie, na którym chciał poznać nowego pracownika od PR’u i jednocześnie chciał żeby wszyscy zapoznali się ze zmianami, które wprowadził i nowymi pomysłami, które wymyślił. Szło mu to spotkanie co prawda topornie, bo jego myśli nadal były zajęte sprawami prywatnymi. Tak czy siak, po spotkaniu siedział w biurze i czekał na swoją nową pracownice. Pił kawę, palił fajka (w końcu to jego biuro, kto mu zabroni, nie?) i gdy drzwi się otworzyły i zobaczył w nich Nes, aż westchnął ciężko.
– Niesamowite – mruknął, nie dowierzając ze naprawdę to właśnie ona jest tym nowo zatrudnionym, mocno obiecującym fachowcem. Już widział minę Sue gdy się dowie… – Tak, ja. I trochę Rhys – powiedział, zasłaniając twarz dłońmi i gdy powiedziała, ze będzie musiała się zwolnić, znowu westchnął. Absolutnie nie wiedział co miał jej powiedzieć. Powoli odsłonił twarz.
– Nes, sądzę, że jesteśmy na tyle dorośli, ze możemy razem pracować. Daliśmy ci świetne pieniądze, ty jesteś świetnym pracownikiem… nasze prywatne relacje nie powinny się odbijać ani na twojej karierze ani na moim hotelu – oparł się rękoma o biurko, lustrując ją wzrokiem. Jasne, sam nie czuł się komfortowo. Nie, bo wyglądała świetnie. Nie, bo zawsze gdy zbyt dużo czasu ze sobą spędzali to kończyli w łóżku, ale… tym razem nie musiało tak być. Chyba.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nes wiedziała doskonale, że ten czas dla nikogo nie był łatwy. Rozważała nawet, czy faktycznie nie odezwać się do Mike’a i się z nim nie spotkać, bo widziała, w jakim był stanie. Ostatecznie jednak nie ryzykowała, bo bała się, że odbierze Sue… Albo zobaczy smsa, a naprawdę kolejny rodzinny dramat nie był tym, czego Nes w tym momencie potrzebowała, a domyślała się, że skoro był z nią na papierosie i skoro Suzie wiedziała, że jest w mieście, to telefon Michaela był na cenzurowanym.
Dlatego się nie odezwała, chociaż ciężko emocjonalnie było jej z tym wszystkim co się działo. Nie chciała nikogo tym obarczać, ale z drugiej strony wiedziała, że nikt jak Mike, Nellie czy Rhys nie zrozumie jej bólu. Inna sprawa, że dla wszystkich chciała być twarda – szczególnie dla Eleanor. Kiedy jednak weszła do pracy musiała być profesjonalistką. Jako manager uśmiechała się do hotelowych gości, jako prowiec ogarnęła nową kampanię promującą i te projekty miała dzisiaj ze sobą. I miała ochotę nimi rzucić o podłogę, kiedy zobaczyła Mike’a. Nie przez to, że tu był, raczej z jakiejś wewnętrznej frustracji.
– Och, tak, jestem niesamowita – rzuciła z odrobinę wymuszonym rozbawieniem, siląc się na swobodny ton, ale zaraz westchnęła, bo naprawdę nie miała pojęcia, jak sobie poradzić z obecną sytuacją. – A tak, macie jeszcze Kremwerk? Headhunterka mówiła, że jeśli sprawdzę się tutaj, będziecie chcieli, żebym objęła oba lokale jako manager i prowiec – westchnęła mimowolnie, rozmasowując sobie skronie i spojrzała na niego. Na pierwszy rzut oka wyglądała nienagannie, ale ktoś, kto dobrze ją znał na pewno widział zmęczenie w oczach po nieprzespanej nocy, cienie pod oczami, które przebijały przez warstwę korektora i lekką bladość na jej wcześniej muśniętej sycylijskim słońcem skórze.
– My może i tak – wzruszyła ramionami. – Ale twoja żona raczej niekoniecznie, widziałam jak chciała zabić mnie wzrokiem po tym papierosie – nie moja siostra, nie Susan. Nie uważała Sue za rodzinę odkąd wszystkich nastawiła przeciw niej. Na dobrą sprawę przez ostatnie lata miała tylko Nellie i Natie, a i to nie zawsze, bo przez różnicę w strefach czasowych i odległość nie widywała się z nimi często. – Pieniądze to kwestia drugorzędna, Mike. Jestem dobra, mam duże doświadczenie, potrafię negocjować stawki, a nasze prywatne relacje nigdy nie odbiłyby się na hotelu, bo stał się też moją wizytówką w momencie w którym mnie zatrudniliście – wzruszyła ramionami, chociaż w gruncie rzeczy pracować by wcale nie musiała, gdyby się uparła. Złagodniała jednak i spojrzała mu w oczy. Nie powinna niby wyjeżdżać z prywatą, ale… Musiała. – Właściwie chciałam do ciebie zadzwonić, zapytać jak się trzymasz, ale… Domyślam się, że twój telefon jest na cenzurowanym, nie chciałam robić ci problemów – westchnęła cicho, kładąc powoli papiery na biurku i siadając w fotelu naprzeciw niego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W sumie to kontynuacja tej wyżej gry, ale outfit nowy! klik
[...]
Minęło kolejnych kilka dni odkąd Mike jakoś przekonał Nestę, by na razie została - i się zgodziła, ale jak na razie tylko do czasu, w którym nie znajdą kogoś za nią. Nie chciała się mierzyć z gniewem Susan - nie miała na to siły. Powiedziała też od razu swojemu mężowi, jak się miała sytuacja, ale Alessandro nie przejął się tym szczególnie, co zupełnie jej nie zdziwiło - ufał jej. Być może dlatego, że Ness nigdy go nie okłamała? Może z jednym, malutkim wyjątkiem, ale w sumie sama nie wiedziała, czy to faktycznie on był ojcem Ellie, a nie sądziła, że zrobiłoby mu tak czy siak jakąkolwiek różnicę, bo mała była w nim absolutnie zakochana. Dzisiaj od razu wiedziała, że do domu wróci późno - jak zawsze, gdy w hotelu było wesele. Nie przepadała za takimi imprezami z co najmniej kilku powodów, ale jej obowiązkiem było sprawdzenie, czy gościom niczego nie brakuje. Jej strój w te dni również odbiegał nieco od tego, co nosiła na co dzień, chociaż nie jakoś bardzo - bo tak czy siak miłowała się w szpilkach i obcisłych sukienkach.
W każdym razie, gdy Mike poprosił, by została, w końcu się zgodziła, uprzedzając męża smsem i na chwilę się pewnie wymykając, by powiedzieć córeczce dobranoc, a gdy wróciła... Bawiła się całkiem nieźle, szczególnie po kilku kieliszkach tequili. Teraz pewnie zespół zaczął grać jakąś taneczną piosenkę, którą uwielbiała, gdy była młodsza. Spojrzała na Mike'a.
- Zatańcz ze mną - to nie była prośba. Ness o nic nie prosiła właściwie od czasu jego ślubu. Zaczęła to trochę postrzegać jako przejaw słabości. - W końcu nie mieliśmy okazji zatańczyć ani na twoim ani na moim weselu - wzruszyła ramionami, patrząc na niego wymownie, ale w jej oczach pojawiły się delikatne, łobuzerskie błyski, których nikt nie widział od lat. Wstała z krzesła i jeszcze się odwróciła. - Idziesz? - uniosła jedną brew. Jeśli nie - pewnie znalazłaby partnera do tańca. Już nawet pewnie jakiś podniósł się z krzesła, by dotrzymać jej towarzystwa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tak, chciał żeby została w hotelu, bo naprawdę, widział jej doświadczenie, referencje od poprzedniego pracodawcy i wiedział, ze ktoś taki temu hotelowi jest potrzebny; nie widział powodu by z powodu tego, że coś w przeszłości się między nimi wydarzyło miałaby odejść z pracy. Po prostu nie zamierzał mówić o zatrudnieniu jej Susan – bo co to dla niej za różnica? Żadna. Przynajmniej jego zdaniem.
Wesele które odbywało się w hotelu było weselem jakichś jego ważnych klientów, dlatego sam się na nim pojawił by dopilnować ze wszystko jest dopięte na ostatni guzik, Neste z tego powodu tez ci przemili ludzie zaprosili.
Właściwie nie spodziewał się, ze to może być tak udany wieczór mimo iż oboje byli w jednym pomieszczeniu, a on sam wlał w siebie dość spore ilości alkoholu mimo wszystko. Wiec gdy zaproponowała (lekko mówiąc) taniec, zmarszczył czoło ale uśmiechnął się.
– Cóż, nie zaprosiłaś mnie na swoje, a o moim weselu nie rozmawiajmy – rzucił, niby lekko i żartobliwie ale oboje wiedzieli, ze to nie był temat do żartów. Widząc jednak ze jakiś ziomek podnosi się z krzesła, zachował się jak typowy facet – sam poderwał tyłek, złapał ją za rękę i pociągnął na parkiet. To nie była tylko piosenka, którą lubiła ona; on tez ją kiedyś lubił i pewnie nie raz do niej wspólnie tańczyli a wypity alkohol na każdego działał lekko sentymentalnie. Objął ją wiec ładnie w talii, złapał wolną dłonią jej dłoń i powoli zaczęli sunąć po parkiecie w rytm muzyki.
– Świetna robota – powiedział, uśmiechając się do niej szeroko. – Ogólnie dobrze Ci idzie. Rozmawiałem z Rhysem, może naprawdę zostaniesz? Dam Ci podwyżkę. Sporą. Tylko zostań. – uniósł brew w górę. Mieli niby kogoś szukać na jej miejsce, ale… nikt jeszcze nie zaczął :lol:

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To nie tak, że nie chciała zostawać w hotelu – zupełnie szczerze nie chciało jej się wracać do agencji reklamowych – zdecydowanie bardziej wolała się skupić na jednym kliencie i chociaż z Mikiem współpracowało jej się całkiem nieźle ( może dlatego, że nie widywali się szczególnie często, przez co praca z nim była łatwiejsza), to wiedziała, że nie mogła zostać na stałe. Przez Susan głównie, bo jeśli by się to wydało, to Sue z pewnością rozkręciłaby aferę.
– Właściwie byliście zaproszeni. Cała rodzina była, chociaż Alessandro przyznał mi się do tego niedawno, chciał mi zrobić niespodziankę, ale nie wyszło. Pewnie Susan ci zapomniała o tym wspomnieć- wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się nieznacznie. Nie zdziwiło jej to zupełnie. – Albo nie doszło, tak jak moich rodziców i całej reszty – machnęła dłonią, kreśląc w powietrzu cudzysłów przy słowach „nie doszło”. Była w tym momencie jednak w stanie nieważkości, więc jej słowa brzmiały znacznie lżej niż brzemię, które za sobą niosły. Nie miała już o to wszystko pretensji, naprawdę. Była pogodzona z tym, co się stało. Pokiwała delikatnie głową. Uśmiechnęła się lekko, znajdując się w jego ramionach i odetchnęła znajomym zapachem perfum. Sama zmieniała swoje kilkakrotnie – te, które nosiła teraz były cięższe, ale nadal słodkie, jakby zachowała jakąś część dawnej siebie.
– Wiem – uśmiechnęła się z dumą, na jego słowa cichutko wzdychając. – Mówiłam ci, że to nie jest kwestia pieniędzy, Mikey – powiedziała, wywracając oczami, bo jej mąż prawdopodobnie mógł kupić cały hotel, gdyby tylko miała takie życzenie. :lol: – Nawet, jeśli bym została, to jak byś t wyjaśnił Sue, gdyby… No nie wiem, wpadła z niezapowiedzianą wizytą? – spytała, patrząc mu w oczy, by zaraz wykonać jakiś zgrabny obrót i wylądować na powrót w jego ramionach. Westchnęła cicho i niewiele myśląc wypaliła. – Tęskniłam za tym – przygryzła dolną wargę. Ciężko było powiedzieć, co miała na myśli – chyba wszystko po trochu. Dobrą zabawę, jego obecność, czy stan upojenia alkoholowego. :lol:

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To, że Susan rozkręciłaby afere było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie – rozkręciła ją przecież z powodu wspólnego powrotu Mike’a i Nesty z papierosa na pogrzebie jej własnej siostry, dlatego Mike uznał, że jej nie powie. Rhys będzie go krył, a do tego i tak tu nigdy nie przychodziła więc była mała szansa na to.
– Och, to faktycznie musiało nie dojść to zaproszenie – powiedział z lekką ironią, od razu rozumiejąc w czym rzecz. Lubił Starków, naprawdę, ale jeśli chodziło o ich podejście do innych dzieci niż Susan to wielu spraw najzwyczajniej w świecie nie rozumiał. Swoją drogą to miał wrażenie, że nawet śmierć Natalie nie specjalnie ich ruszyła, a jedyne co wówczas ich irytowało to fakt, że to Nellie została rodzicem zastępczym małej Pheebs a nie Susan. Cóż. – Przykro mi, że tak cię potraktowali. Wszyscy – dodał, wzruszając delikatnie ramionami. Nie kłamał, naprawdę tak było i czuł się współodpowiedzialny za to wszystko i nie ukrywał, że naprawdę to była beznadziejna sytuacja. Zmianę perfum wyłapał, od razu już wtedy, na papierosie, ale przemilczał. Tak czy siak pachniała świetnie.
– Wiem, że nie, ale dobra wypłata i super atmosfera to coś czego każdy szuka na rynku, nie? – zaśmiał się mimowolnie gdy to powiedział, ale zaraz lekko spoważniał. – Normalnie. Powiedziałbym, że jesteś zajebistym pracownikiem, nic między nami złego się nie dzieje i nie zamierzam cię zwalniać ani pozwolić odejść. – nie do końca to było pewne czy by tak powiedział, ale po kilku kieliszkach tequili taki plan ułożył sobie w głowie :lol: Swoją drogą, lubił gdy tak zdrabniała jego imię. Susan zazwyczaj mówiła normalnie, Michael, od czasu do czasu Mike. Po obrocie złapał ją w ramiona, nieco mocniej i bliżej siebie niż przewidywały normy.
– Wiem, ja też – szepnął jej do ucha, muskając je ustami. – Naprawdę mi brakuje… nas. Wiesz o co mi chodzi? – zapytał, dla pewności, coby nie być odebrany dwuznacznie. Obrócił ją jeszcze raz na koniec piosenki i lekko się odsunął, ale nadal trzymał ją za rekę. – Idziemy zapalić? – zaproponował, uśmiechając się przy tym jak wzór cnót i moralności.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nesta naprawdę nie miała nastroju na kolejne afery. Była tym zmęczona i chociaż kochała Włochy, to nigdy nie czuła się tam jak w domu. Seattle było jej domem. Od zawsze. Ale nie mogła zostać po jego ślubie. Nie potrafiłaby nawet.
– Ech, ta cholerna poczta – zaśmiała się pod nosem, chociaż raczej ten śmiech nie był wesoły. Oczywiście, nie przyjeżdżała na rodzinne imprezy, ale jednak na te organizowane przez Natalie – albo dla niej – zawsze znajdywała sposób, żeby jakoś ogarnąć. Jeśli nie w dzień przyjęcia, to kilka dni później, ale swoich wizyt w USA nikomu nie ogłaszała. – Daj spokój – westchnęła cicho, machnąwszy ręką. – To znaczy doceniam to, ale pogodziłam się z tym lata temu – dodała, jakby chciała się usprawiedliwić, chociaż w gruncie rzeczy był to mechanizm obronny.
– Niby tak – wzruszyła ramionami i odetchnęła głęboko. – Ehe, już widzę. Będzie na pewno zachwycona – zaśmiała się pod nosem i pokręciła głową, bo jednak nadal trochę nie dowierzała. Swoją drogą ona też lubiła to zdrobnienie, chociaż nie używała go od lat, z oczywistych względów. I kiedy tak ją złapał w ramiona, odetchnęła głęboko, czując jak jej serce zaczyna bić szybciej pod wpływem tej bliskości. Pokiwała powoli głową.
– Wiem aż za dobrze – powiedziała cicho, wzdychając i napawając się tą chwilą, która była tylko ich. – Dalej czytasz mi w myślach, Rosenthal – stwierdziła z rozbawieniem. – Ale do biura, za zimno żeby wychodzić – dodała jeszcze, uśmiechając się przeuroczo, bo jednak nie chciała się nabawić zapalenia płuc. I po chwili pewnie znaleźli się na najwyższym piętrze, gdzie były biura, weszli do środka, a Ness podeszła do przeszklonej ściany z której widać było roziskrzoną panoramę Seattle.
– Przepraszam, że wyjechałam bez słowa – powiedziała, wpatrując się w światła i wyciągając papierosa, by zaraz go odpalić i się zaciągnąć. – Powinnam była się chociaż pożegnać, ale… Chyba się bałam, co od ciebie usłyszę. Albo że nie będę potrafiła wyjechać – wzruszyła ramionami, chociaż ciężko było wywnioskować, o którym wyjeździe mówiła. Chyba o obu. Inna sprawa, że gdyby nie alkohol, to pewnie tych słów by kompletnie nie wypowiedziała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cóż, mój wewnętrzny Mike żałuje, że przez niego musiała wyjechać z domu, od rodziny, żeby tylko się oderwać od tego wszystkiego. Teraz prawdopodobnie postąpiłby nieco inaczej, ale… czasu nie można było cofnąć. Niestety.
– Bez urazy, ale nigdy nie lubiłem waszych rodziców. Czasem mam wrażenie, że mają jakiejś klapki na oczach. Jak konie, idą po prostu na przód i nie rozglądają się wkoło. A zazwyczaj na przodzie mają Sue – stwierdził, patrząc na nią nadal z lekkim smutkiem. Widział, że się w ten sposób chciała uchronić od tych negatywnych uczuć, ale znali się kiedyś całkiem dobrze – i wiedział, że to tylko pozory, ale rozumiał to w zupełności. Trochę jednak najbliżsi ją skrzywdzili, z nim włącznie.
– Dobrze wiesz, że ciężko ją czymkolwiek zachwycić. Jakoś przeżyje szlaban na seks albo spanie w innej sypialni. Najwyżej wprowadzę się do Rhysa i Nell i pomogę im przy Pheebs – powiedział żartobliwie, ale ziarnko prawdy w jego słowach było, bo już niejednokrotnie się tak sytuacja kończyła. Cóż.
– Mówisz? Czyli nadal znam cię odpowiednio dobrze? – odgarnął palcami jakiś kosmyk włosów, który wylądował na jej buzi podczas ostatniego obrotu i uśmiechnął się do niej w znacznie czulszy sposób niż powinien. – Jasne, ostatnio ciągle tam palę – stwierdził, faktycznie prowadząc ją do swojego prywatnego pomieszczeniu, z którego widok był naprawdę świetny; inna sprawa, że krzesło miał do niego postawione tyłem, bo chociaż widok panoramy był na piątkę, to zazwyczaj się czuł zbyt nostalgicznie gdy zbyt długo się mu przyglądał. Inaczej za to było z patrzeniem na Nestę. Wpuścił ją do biura, zamknął za sobą drzwi ale normalnie, nie na klucz i przez chwilę przyglądał się jej gdy podchodziła do okna. Nie uwierzyłby, że w międzyczasie urodziła dziecko – figurę miała taką samą jak wcześniej. Może nawet lepszą? Odetchnął głęboko gdy zaczęła mówić. W ciszy pozwolił jej dokończyć, stając centralnie za nią.
– To nie twoja wina, to ja zachowałem się chujowo. Beznadziejnie przede wszystkim to ubrałem w słowa, ale… nie wiedziałem co mam zrobić. Nie chciałem być tym facetem, który łamie ci serce. Ani tym, który zostawia narzeczoną na kilka minut przed ślubem – zupełnie mimowolnie objął ją ramionami, wyciągając jej z ręki papierosa i wsunął go sobie na chwilę do ust, zaciągnął się kilka razy i dopiero jej go oddał, wypuszczając powoli dym w górę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Właściwie to Nesta nigdy go nie obwiniała – wiedziała, jak było – wiedziała, że nie zaciągnął jej na siłę do łóżka. Sama poszła. Po prostu naiwnie uwierzyła, że dla niego to też coś znaczyło, chociaż nigdy niczego jej nie obiecał.
– Spokojnie, zawsze byłam trochę czarną owcą. To, że przestaną się kiedyś do mnie odzywać było kwestią czasu – machnęła delikatnie dłonią, nie zamierzając się tym dzisiaj przejmować, bo rodzina, którą zostawili we Włoszech… Akceptowała ją. Kochali ją. I wolała się skupiać nad tym. Pokiwała powoli głową na jego słowa.
– Daruj, że to mówię, ale twoja żona jest momentami pierdolnięta – westchnęła mimowolnie, wzruszając ramionami. – A Nell i Rhys na pewno się ucieszą. Niby sobie radzą, ale sam wiesz, są w tym nowi, bez przygotowania – westchnęła sobie cicho i przygryzła dolną wargę, spoglądając na niego, gdy tak czule się do niej uśmiechnął. Uwielbiała jego uśmiech. Od zawsze. Nie odpowiedziała jednak na jego pytanie, bo właściwie odkąd wyjechała, sama nie wiedziała, kim była. I mimo, że miała wspaniałego męża, cudowną córkę i ułożone życie, to chyba nadal szukała tej zagubionej części siebie, którą zostawiła w Seattle w dniu, w którym on ożenił się z Susan. Gdy poczuła tuż za sobą jego perfumy, uśmiechnęła się delikatnie.
– Daj spokój, Mikey – spojrzała na niego, bo nie chciała, żeby teraz sprawiał, by poczuła się lepiej. – Ubrałeś to w słowa normalnie – odparła łagodnie, bez pretensji, wtulając się w niego i napawając się tą bliskością, chociaż uniosła jedną brew, gdy tak wyciągnął jej papieros z ust. – Też nie chciałam, żebyś był tym facetem, ale trochę się o to prosiłam. Nie musisz brać na siebie winy tylko dlatego, że do mnie nic nie czułeś. Rozumiałam to, ale musiałam… Spróbować się odnaleźć w tej całej nowej rzeczywistości – wyjaśniła spokojnie, odchylając głowę tak, by lekko się o niego oprzeć. Oczywiście, ta rzeczywistość była strasznie chujowa. – Ale cieszę się, że jestem tutaj teraz – dodała, ponownie się zaciągając, a gdy już wypuściła dym z płuc po prostu złożyła delikatny, czuły pocałunek na jego policzku.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

Gdyby zatrzymać czas - zamrozić sytuacje w jednej sekundzie - narrator miałby pełne ręce roboty. Najpierw kamera pokazałaby luksusowy hotel, nad którym maluje się już oświetlone gwiazdami niebo. Jeden z pracowników, ubrany w czarny elegancki dwurzędowy płaszcz otwiera drzwi przed nowymi gośćmi. Recepcjonista uśmiecha się, a drugi z nich plotkuje z konsjerżem. Kolejne ujęcie zwraca uwagę na trzy czarne samochody. Duże SUV-y z przyciemnianymi szybami, przynoszące na myśl czołgi. Masywne, nieskazitelnie czyste. Wyraźnie odstające od całej reszty przejeżdżającej przed hotelem. Pierwsza cześć skomplikowanej układanki.
Marmurowa posadzka w hotelowym lobby, z olbrzymimi kryształowymi żyrandolami. O tej porze roku dekoracje świąteczne wysypywały się niemal z rękawa. Wysokie, strzeliste choinki, udekorowane krwistoczerwonymi bombkami i lampkami migocącymi ciepłym światłem. Pod nimi mnóstwo elegancko zapakowanych - fałszywych - prezentów. Na jednej z aksamitnych sof siedziało dwóch postawnych mężczyzn w skórzanych kurtkach. Wysocy, kompletnie pozbawieni jakiegokolwiek wyrazu. Poważni, zimni, przyglądali się tylko ludziom wchodzących i wychodzącymi z wind.
Kolejny detal w ujęciu niewidzialnej kamery: numer piętra wyświetlany nad windą. Jedynka, dwójka (…) aż do najwyższej liczby. Penthouse, w którym od pewnego czasu mieszkała Anne Templeton. Winda wymagała specjalnej karty magnetycznej lub pomocy obsługi hotelu, by dostać się na najwyższe z pięter. Rozciągał się tam niesamowity widok na otulone nocą Seattle. Okna całkowicie wygłuszały zgiełk miasta, karmiąc jedynie oczy. Migocące światła samochodów, poruszające się niczym małe mrówki we wyznaczonych ścieżkach.
Dwóch mężczyzn stało na korytarzu, po obu stronach drzwi apartamentu. Można by odnieść wrażenie, że to dokładnie Ci sami mężczyźni z lobby. Chociaż jeden z nich miał kompletnie inny kolor włosów, a zamiast skórzanej kurtki miał tylko czarną bluzkę. Ich twarze były tak samo zatrzymane w pozbawionym emocji chłodzie.
Kamera przesuwa się za drzwi apartamentu i niemal od razu zatrzymuje. Na holu leżą dwa ciała zastrzelonych mężczyzn, zapewne ochroniarzy Anne. Zaraz potem ujęcie jej twarzy. Usta zaciśnięte mocno, kości policzkowe wyraźnie zarysowane na zawziętej twarzy. Ciemne włosy miękko opadają na ramiona, gdy zakłada płaszcz, futro. W jasnym, beżowym kolorze, który tak idealnie pasował do jej koloru skóry. Lubiła futra, nigdy się z tym nie kryła. To chyba przywara bogatych - nie mogła oprzeć się ich miękkości, poczuciu luksusu. Futro, skórzana torba Kelly, z charakterystycznym logo Hermesa. Tej dzisiaj zabrakło. Chyba jej towarzysze nie cieszyli się cierpliwością. Jeden z mężczyzn odkręcał tłumik z pistoletu. Tego samego, którego naboje ostatecznie pozbawiły życia dwóch mężczyzn. Drugi mężczyzna, chyba ważniejszy - miał na sobie czarny, dobrze skrojony garnitur. Wyraziste niebieskie oczy i bliznę na policzku. Trzymał rękę mocno zaciśniętą na ramieniu kobiety, ponaglając ją i popędzając w stronę drzwi. Kamera. Akcja!
– Możecie mi wyjaśnić o co chodzi w tym całym zamieszaniu? Ojciec mógł zwyczajnie przysłać limuzynę. – jakby dwóch zamordowanych ochroniarzy jej nie dziwiło. W rzeczywistości, wolała chłodzić atmosferę, niż ją podgrzewać.

autor

dreamy seattle

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

look

To na pewno nie był dobry dzień żeby z nim zadzierać. Wyjechał z Seattle na kilka dni w interesach. Tych raczej kryminalnego sortu ponieważ od legalnych miał cały sztab dobrze opłacanych dyrektorów i tym podobnych, żeby nie latać bez potrzeby pomiędzy główną siedzibą w Szkocji, a Stanami. Ostatnio dość rzadko sam brał udział w różnego rodzaju akcjach co by jego wygląd przez przypadek nie wyciekł do ogólnodostępnych mediów. Nie potrzebował tego rozgłosu w świecie normalnych ludzi. Ważne, że wszyscy najwięksi gracze znali jego twarz oraz reputację. Ta sprawa była jednak dość osobista. Nie lubił, kiedy ktoś groził jego rodzinie. Była to pewna niepisana zasada, którą wszyscy znali i zazwyczaj przestrzegali. Od czasu do czasu pojawiał się jednak ktoś pozbawiony instynktu samozachowawczego. Z takich ludzi trzeba było zrobić przykład osobiście.
Problem pojawiał się wtedy, kiedy wszystko było całkiem dobrze przemyślanym planem, który miał na celu wciągnięcie go w śmiertelną pułapkę. Miał wielu wrogów, aczkolwiek nie musiał się specjalnie domyślać, kto stoi za tym wybrykiem. Ktoś, kto bardzo lubił podpisywać się pod swoją robotą. Blue i jego chłopcy nie byli pierwszymi lepszymi ochroniarzami wyciągniętymi z bramek. Wszyscy, którzy wyjechali na misję byli komandosami, z wielkim doświadczeniem. Choć wszyscy wyszli z tej przygody z życiem oraz kilkoma ranami, nie osłodziło to całej sytuacji. To nie pierwszy raz, kiedy ojciec Anne próbuje go skasować. Jednak do tej pory nie był w tym tak transparentny. Coś, o czym pewnie powinni porozmawiać. Najlepiej w cztery oczy.
Naturalnym już dla niego było, że po powrocie do Seattle swoje kroki kierował do Anne. Zawsze potrzebował spuścić trochę pary. Widok czarnych SUVów o tablicach, których nie kojarzył od razu wzbudziło jego zainteresowanie. Podobnie jak dwóch chłopców czekających w lobby. Czyżby jej staruszek miał jeszcze jedną niespodziankę w zanadrzu? Trafił na kurewsko zły dzień...
Blue przekradł się do windy przez wejście dla obsługi. Zawsze doskonale znał wszystkie wejścia oraz wyjścia z budynku w którym często bywał. Nikt raczej nie robił mu problemów. Wystarczyło spojrzeć na jego minę.
Dwóch chłopaków przed jej apartamentem miało to nieszczęście, że napotkało go w wyjątkowo parszywym humorze. Nie zamierzał zadawać pytań. Gdy tylko drzwi windy się otworzyły, rzucił nożem w gardło jednego, a zanim drugi zdążył zareagować wbił się w niego całym ciężarem swojego ciała. Dobył noża i zanim tamten zdążył się zorientować przeciął wszystkie najważniejsze arterie. Pozostało mu jedynie wykrwawić się osuwając się po ścianie. Dobywając broni jednego z nich zaczekał przy wejściu aż jeszcze jeden wyjdzie sprawdzić o co był ten cały hałas. Klasyczny błąd osiłków. Ręce z bronią wyprostowane, gdy przechodzą przez próg. Bez problemu obliczył, gdzie będzie jego głowa. Ledwo wychylił nos za framugę, a już go nie było.
Ocierając krew z twarzy wszedł do środka na razie nawet nie celując w ostatniego mężczyznę. Zmierzył go jedynie chłodnym wzrokiem chowając broń i wycierając swój nóż o koszulę.
- Zabierz dłoń z jej ramienia zanim ją stracisz. - to nie była prośba, a zimny rozkaz.
Tak jak pozbycie się tych trzech gości sprawiło, że spuścił nieco z tonu, tak widząc, jak ktoś kładzie łapska na Anne, znów się w nim zagotowało. Była jego. Należała do niego. Cała. Nikt nie miał prawa jej dotykać. Absolutnie nikt. Nad tą reakcją, która była dla niego nowością, jeszcze będzie miał okazję się zastanowić. Teraz jednak miał coś nieco ważniejszego na głowie.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

Jej ojciec był jednym z najniebezpieczniejszych, bezwzględnych i dobrze znanych przedsiębiorców w przestępczym świecie. Zdaje się, że od wielu lat, John i Blue działali przeciw sobie. Możliwe, że nie zawsze otwarcie, nie zawsze wprost. Mimo wszystko ich interesy były jak dwie strony magnesu. I tak dziwnym trafem, to Blue spędzał sen jej powiek. To przed nim miękły jej kolana i łasiła się do niego nawet w zamian za jedno małe spojrzenie.
Chyba zupełnie nie spodziewała się wizyty Blue. Powiedział jej, że wylatuje w sprawach biznesowych i wróci dopiero za dwa dni. Zwykle był bardzo dokładny, skrupulatny w planowaniu wszystkich wyjazdów. Czasami odnosiła wrażenie, że jego terminarz z góry wlicza i przewiduje wszelkie opóźnienia. Nawet te ze względu na złą pogodę czy nasilony ruch powietrzny nad miastem. Tym razem zjawił się przed czasem, w dodatku ratując ją z nie lada opresji.
Mężczyzna trzymający ramię Anne zacisnął dłoń mocniej. Gdy tylko wychodzący z apartamentu dryblas padł na ziemię po oddanym strzale, dziewczyna poczuła jak jej niechciany i nieproszony gość napina mięśnie ciała. Co więcej, nagle poczuła jak zimny metal przystawiony do jej policzka. Mężczyzna z blizną uśmiechał się lekko, dociskając pistolet do skóry Anne. On zapewne tez był świetnie wyszkolonym komandosem, chyba dowodził reszcie.
- Blue, miło Cię widzieć. - Anne uśmiechnęła się lekko, ale napastnik szarpną jej drobnym ciałem i docisnął lufę pistoletu boleśnie do jej policzka. Aż cicho syknęła, czując jak metal wbija się w kość jej żuchwy.
- Radzę odłożyć scyzoryk i pistolet, albo uraczę ją podobnym makijażem. - rzucił mężczyzna, z wyraźnie brytyjskim akcentem. Pchnął Anne, a raczej cofnął się razem z nią. Zrobił nieco miejsca, a potem skinął głową by Blue wszedł głębiej co apartamentu.
- Przecież mówiłam, że to jakieś bzdurne nieporozumienie. Możemy porozmawiać spokojnie. - mruknęła, ale mężczyzna ją uciszył kolejnym szarpnięciem. Trudno było jej ukryć szok, gdy zobaczyła Blue w koszuli umazanej krwią. Teraz chyba jednak gore brał instynkt, chęć przetrwania. Cofali się małymi krokami, tuż obok marmurowego stołu stojącego na samym środku holu.

autor

dreamy seattle

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rzeczywiście jego żołnierska przeszłość wręcz wymagała od niego by wszystko, czym się parał było zaplanowane z precyzją do, najlepiej, kilku sekund. Zawsze budził się o tej samej porze, zawsze również wykonywał swoją poranną rutynę. Pewnych rzeczy po prostu nie da się zapomnieć. To, że tatuś wysłał swoich zbirów po córeczkę akurat teraz nie było dziełem przypadku. Vala miało już nie być na tym świecie, a nawet gdyby udało mu się z tego wykaraskać nie powinien być w stanie wrócić tak szybko do Stanów. Tutaj to on i jego planowanie wychodziło naprzód. Zawsze miał przygotowane kilka planów ucieczki. Wszystkie bardzo ambitne, a przede wszystkim szybkie. Nie dało się zaplanować wszystkiego, aczkolwiek 99% przypadków już tak. Dlatego właśnie był w stanie ich uprzedzić. Akurat tego nie zaplanował. Przyszedł tutaj trochę sobie ulżyć. Spodziewał się, że zrobi to w łóżku z tą piękną kobietą, aczkolwiek John znów zafundował mu niespodziankę. Zupełnie jakby sobie przypomniał, że niedługo ma urodziny.
To wszystko zaczęło się jako chęć utarcia nosa Johnowi. Blue zmęczył się już tymi wszystkimi podchodami. Wojną podjazdową. Pomimo swojej reputacji był dość honorowym gościem, więc nigdy nie sięgnął po uderzenie na jego rodzinę, aczkolwiek kiedy zobaczył Annę... Nie potrafił odmówić sobie tej przyjemności. W końcu zabawianie się z nią nie łamało żadnych zasad. Wszystkie chwyty dozwolone.
- Cześć cukiereczku. - obdarzył ją szerokim uśmiechem nie spuszczając jednak wzroku z faceta, który teraz trzymał lufę przy jej pięknej twarzy.
Normalnie pewnie zrobiłby teraz coś, co zagroziłoby jej bezpieczeństwu. Im dłużej patrzył na łapska tego faceta na jej delikatnym ciele, tym bardziej wzbierała w nim żądza mordu. Nikt nie miał prawa dotykać jego Anne. Nawet jakis walet odbierając od niej kluczyki. Kiedy awansowała z cholernie seksownej zabawki do kogoś, kogo imię znał, a tym bardziej zaczynał być posesywny? Nie miał pojęcia, aczkolwiek bardzo źle wróżyło to dla tego faceta.
- Nie powinieneś być idiotą, jak cała reszta tych sztywniaków. - spokojnie sięgnął po pistolet i odrzucił go z daleka od siebie, nie potrzebował takich zabawek - Jesteś wyszkolony, nie trać zimnej krwi. Włącz myślenie... Przypomnij sobie, jak do mnie mówi. - pomagając mu zatrybić przechylił ostrze swojego noża tak by błękitna barwa mieniła się do jego wglądu.
Nie mógł być starszy od niego. Nawet jeśli jest nowy w tym biznesie, to już w brytyjskich służbach specjalnych krążą o nim legendy. O tym, który przeszedł na drugą stronę.
- Oboje wiemy, że nie skrzywdzisz córeczki szefa. Ja też chcę żebyś wyszedł stąd żywy. Dlatego dam Ci ostatnią szansę. Złóż broń i zabierz ręce z mojej kobiety. Będziesz mieć okazję przekazać szefowi wiadomość ode mnie. - uśmiechnął się do niego okrutnie bardzo powoli składając się do ewentualnego ataku.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

Dla ułatwienia, Charles - tak miał na imię mężczyzna, przykładając zimną, metalową lufę pistoletu do jej policzka. Pozostawał niczym kamienny posąg, kompletnie niewzruszony. Nie wyczuła ani przyśpieszonego oddechu, ani nawet drgnięcia mięśni. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Poszarzała cera, wąskie usta, brak zarostu. Nikt nie zakrywało, a wręcz tylko zwracało uwagę na bliznę. Głębokie cięcie na lewym policzku. Nie była pewna dlaczego, ale jego twarz zdawała mu się znajoma. Nie powinno ją to dziwić, pewnie spotkała go w rodzinnym domu? A może jeszcze wcześniej? Nie było miejsca, by zastanawiać się nad tym teraz. Coraz mocniej czuła zaciskający się w jej żołądku stres. Starała się zachować spokój, ale robiło się coraz trudniej.
W pewnym momencie Charles się uśmiechnął, bowiem za plecami Blue pojawiło się dwóch mężczyzn. Mieli wycelowane w niego pistolety, trzymając się na bezpieczną odległość. Anne poczuła, że Charles znów mocniej zaciska dłoń na jej ramieniu.
– Wejdziemy do środka. Razem. – zarządził.
– A potem wykonamy telefon i zobaczymy co dalej zrobić z tą sytuacją. – dodał. Próżno jednak wierzyć jego słowom, gdy nagle podniósł rękę z pistoletem, strzelając w kierunku Blue. Anne korzystając z okazji, spróbowała uciec, pchając Charlesa z całej siły. Pewnie dlatego jego strzał nie był celny. Wywołało to kolejne zamieszkanie. Jeden z mężczyzn stojących w progu rzucił się na Blue, a drugi wciąż celował w niego pistoletem. Charles szarpnął Anne mocniej, łapiąc ją za szyję. Warknął tylko coś, a potem pchnął w stronę drzwi. Skorzystał z okazji, gdy Blue musiał zając się dwójką pozostałych.
I nim się obejrzała, zjechali windą do bocznego wejścia. Charles już wcale się nie krył. Pchnął ją w stronę drzwi - a w zasadzie prowadził, celując bronią w jej plecy.
– Pakujcie ją. Ja tu jeszcze zaczekam na tego skurwysyna. – warknął, wyraźnie rozeźlony.
– Nigdzie z Wami nie jadę. – warknęła tylko, próbując się wyswobodzićz jego uścisku. Ale drugi mężczyzna chwycił ją jak szmacianą lalkę. Pewnie liczył z dwa metry wzrostu. Kierowca już odpalał silnik, a dryblas z kozią bródką zajął miejsce tuż obok Anne.
– Dokąd mnie zabieracie? – zapytała, gdy samochód ruszył. Obejrzała się tylko w bok, z nadzieją szukając Blue wybiegającego z hotelu.
– Potraficie mówić?! – warknęła, ale nikt jej nie odpowiadał. Dwumetrowy dryblas tylko wyciągnął spod fotela jakąś metalową walizkę. W środku była strzykawka i parę ampułek. Jedną z nich otworzył, zasysając zawartość do strzykawki. Tutaj zadziałał instynkt. Zawsze była szybka. I nim mężczyzna się obejrzał, odebrała mu strzykawkę, wbijając ją w jego szyję.
– Hej! Siad! – warknął drugi z mężczyzn, siedzący na przednim siedzeniu. Podobnie zrobił dwumetrowy napastnik, który odepchnął ją z całym impetem. Na tyle mocno, że uderzyła o szybę tylnych drzwi. Cicho stuknęła, ale zastrzyk już po chwili zaczął działać. Mężczyzna zakołysał się, jakby w spazmie próbował podnieść, aż padł. Jego duża, łysa głowa opadła na jej kolana.

autor

dreamy seattle

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Lake Union”