WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
- A ja i dzieci, przepraszam bardzo? – uniósł brwi, śmiejąc się cicho, ale niestety kiedy Christine przyszła, wesoła, rodzinna atmosfera prysła niczym bańka mydlana. Gdyby tylko mógł, autentycznie zrobiłby tu jakąś teksańską masakrę na swojej byłej żonie, ale nie mógł, więc westchnął ciężko, bo autentycznie był wkurwiony.
– Dokładnie, prawnicy przygotowują pozew, szczególnie, że dzieci same od ciebie uciekły, to nie świadczy najlepiej o tym, w jaki sposób się nimi opiekujesz – wzruszył niewinnie ramionami, bo takie były fakty. Kiedy jednak Max się przytulił do niego, objął syna ramionami, chroniąc jednocześnie przed matką-wariatką.
– Po prostu wyjdź i się nie kompromituj – poprosił Jackson, a kiedy jej fagas złapał Krychę za ramię, ta zaczęła się szarpać jeszcze bardziej.
– Zostaw mnie, to moje dzieci, ona jeszcze mi za to zapłaci – i w tym momencie autentycznie, szarpiąc się ze wszystkimi, Christine z łokcia uderzyła Sarah bardzo mocno w żebra, żeby zmusić ją do puszczenia Hayley. – Puść moje dziecko, szmato – warknęła, dosłownie rzucając się niemal na Sarah, a Jack, Max i jej facet pewnie rzucili się, żeby odciągnąć tę pieprzoną wariatkę od dziewczyn.
-
– Ciesz się... że są tu dzieci – wysyczała, zaraz dokładając do ścisku drugą dłoń i przewróciła się z pleców na górę, kolanami dogniatając ręce kobiety do ziemi, a sama mocniej zacisnęła dłonie na jej szyi. Odrobinę zbyt mocno. Te wszystkie wydarzenia w ich życiu pewne rzeczy w Sarah zmieniły bezpowrotnie – odkąd ktoś postanowił igrać z ich zyciem, wzięła sobie za punkt honoru przetrwanie i gdyby nie fakt, że w pomieszczeniu było zbyt dużo ludzi, a do tego gdzieś z oddali dobiegał do niej płacz Hayley, udusiłaby sukę a potem spaliła ogniem piekielnym o ile miałaby do tego dostęp, chociaż... złego diabli nie biorą. Dopiero gdy Christine wyrwała jedną z kościstych rąk spod jej kolana i z całej siły wbiła paznokcie w jej policzek, Sarah rozluźniła uścisk na jej szyi i poderwała się do góry, odpychając od siebie zarówno Jacksona jak i faceta Kryśki.
– Mówiłam, że ona jest nienormalna! Chciała mnie udusić! – zaczęła się drzeć ex Russell, obejmując palcami chwilę wcześniej ściskaną szyję, a Sarah wywróciła oczami poprawiając kombinezon.
– Chęć zrobienia czegoś, a zrobienie to dwie różne sprawy. – mruknęła, przenosząc wzrok na Jacka i dzieci. – Muszę zapalić – szepnęła, wymijając wszystkich. Miewała coraz częściej ochotę zabić Christine, a naprawdę nie chciała tego robić. Dlatego kulturalnie wyszła przed lodziarnie i odpaliła papierosa próbując odetchnąć.
-
– Na boga, przestańcie, są dzieci, jak S. słusznie zauważyła – westchnął z udręką, chociaż gdy to blondynka znalazła się na górze, na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Po chwili na szczęście Sarah rozluźniła uścisk. Jackson pomógł jej wstać i przytulił ją mocno, obejmując też ramionami, dzieciaki, które wtuliły się w nich, gdy Christine podniosła się z podłogi.
– Ja widziałem, że to ty się na nią rzuciłaś, a ona się broniła. Wszyscy to potwierdzą, nagrania z monitoringu również – uśmiechnął się delikatnie, a gdy Sarah powiedziała, że musi zapalić, zabrał dzieci i ruszyli przed lodziarnie, w której Christine się ogarnąć próbowała.
– Wszystko w porządku, skarbie? – spytał z troską, podczas gdy Hayley, cała się trzęsąc, wtuliła się w nogi Sarah. Widać było, że koszmarnie się bała.
– Myślałam, że mama Christine ci zrobi krzywdę[/b] – powiedziała cicho, zanosząc się szlochem, a Jack westchnął cicho, nadal obejmując dłonią Maxa. To wszystko było pojebane.
-
– Nie, nie jest w porządku – powiedziała cicho, kątem oka patrząc na Jacka. – Albo ty się nią zajmiesz i ją uspokoisz, albo ja to zrobię. – miała tak poważny ton głosu, że Jack mógł się domyślić o co chodzi. Naprawdę zamierzała ubić sukę. Po chwili jednak przytuliła do siebie dziewczynkę, a potem wrócili do domu. No masakra.
|ztx2
-
-
Nie była purystką formy ani zatwardziałą wyznawczynią, że lody jeść można tylko przy upałach (co za głupia zasada), więc jak tylko neon lodziarni zamajaczył na horyzoncie i spacerowej trasie, Ava wiedziała, że pora na deser (to akurat ktoś mądrze wymyślił). Czekała cierpliwie w kolejce, jednocześnie niecierpliwie stukając palcami o szklaną gablotkę i analizując przytłaczającą ilość smaków, z których część brzmiała zupełnie nieznajomo. Chyba była ortodoksyjnie wierna pięciu smakom (truskawka, wiadomo, nie trafiały do niej te wszystkie kombinacje pod tytułem przerost formy nad treścią), dlatego nie należało się po niej spodziewać rewolucyjnych decyzji. Poprawiła na ramieniu futerał, zamawiając lody w kartonowym opakowaniu, zwieńczonych plastikową niebieską łyżeczką. Odchodząc od lady, potrąciła mężczyzną tym nieco nieporęcznym futerałem.
— Przepraszam. — wymamrotała dość niewyraźnie, bo w ustach miała już plastikową łyżeczkę z lodami i skierowała się do najbliższego stolika pod ścianą, żeby nie fundować sobie mimo wszystko wątpliwej rozrywki w postaci jedzenia lodów na zewnątrz (wystarczy, że dłonie trzeba wciskać głęboko w kieszenie płaszcza, aby ochronić je przed zimnym wiatrem).
-
W swym roztargnieniu jeszcze dobre kilka minut pozostawał wpatrzonym w szklaną witrynę, zamówienie odbierając pomimo nawoływania ekspedientki dopiero w momencie, w którym poczuł delikatne acz stanowcze szturchnięcie w lewe ramię. Momentalnie zamrugał jak gdyby zabieg ten mógł w kilka chwil pomóc odzyskać rezon. Posyłając błagalne spojrzenie w kierunku lady, pochwycił swoje nieco roztopione smakołyki, po czym zwrócił się do brunetki podążającej w kierunku jednego ze stolików.
- Nic nie szkodzi. - stwierdził niemalże szepcąc, jak gdyby słowa wydostające się z jego delikatnie rozchylonych ust, były co najmniej hasłem dostępu do wykupionego za ostatnie zaskórniaki dostępu do serwisu netflix, a nie rzucanym wręcz odruchowo frazesem, który te mury słyszały z pewnością niejednokrotnie. - Dobre chociaż? - zagaił tym razem w pełni poświęcając uwagę swoje rozmówczyni. Roziskrzone tęczówki bruneta bez najmniejszego skrępowania zatrzymały się na spojrzeniu panny Marlowe skrytemu pod woalom kruczoczarnych rzęs. Nigdy nie podzielał stwierdzenia w myśl, którego to właśnie oczy był zwierciadłem duszy. Choć jako dziecko lubił myśleć, że tym podobny twór ma rację bytu to, aktualnie nie tracił czasu na tym podobne dyrdymały. Mimo, iż perspektywa życia po życiu była kusząca przez wzgląd na rodziców, których wspomnienie niejednokrotnie rozdzierało mu serce to z wiekiem zdrowy rozsądek, wziął górę nad dziecięcą naiwnością. Niemniej lubił patrzeć w oczy, zwłaszcza, gdy spojrzenie było w zwalić go z nóg.
-
— Słucham? — wyciągnęła odruchowo jedną słuchawkę z ucha, chociaż pytające wpatrywanie się mężczyzny w kartonowąmiseczkę z lodami, którą trzymała. Domyśliła się, czego dotyczyło pytanie (czy poprawnie, dopiero sięokaże.) — Dobre, polecam truskawkowe. — dodała, z niewymuszonym uśmiechem, obrzucając go odruchowym spojrzeniem. Ava naprawdę była kiepska w te klocki: nie była mistrzynią niezobowiązujących rozmów o pogodzie, wymianym zwyczajowych uprzejmości (zazwyczaj bywały dla niej przede wszystkim krępujące), a może po prostu wyczerpała już zasób słów na dzisiaj. Prze chwilę, krótką i ulotną, pomyślała o tym poprzednim domu, z Rilke radośnie merdającym i Newtem, do którego bez słowa mogła się po długim dniu przytulić. No już, wracaj do tych pysznych lodów, powolnie roztapiających się w kartoniku.
-
-Nie zauważyłem słuchawek.- wyjaśnił w rozbawieniu przesuwając spojrzenie na słuchawki, które ciemnowłosa melomanka, skrywała pod okalającymi jej drobną twarz puklami. Nie powinien być tym zdziwiony, wszak sam trzy czwarte swojej dwudziestoczterogodzinnej doby, spędzał, słuchając piosenek ulubionych brytyjskich kapeli, jak przystało na patriotę zza oceanu. -Truskawki, jadam wyłącznie świeże. Lodowe kojarzą mi się z wczesnym dzieciństwem.- wyjaśnił, dopiero po czasie dochodząc do wniosku, że dla kogoś pozbawionego drobnego wprowadzenia, jego słowa mogłyby być odebrane jak coś na kształt pokrętnego wywyższania się. Prawda była niestety, a może i stety nieco mniej butna i spektakularna. Jako mały chłopiec, będąc nieco mniej uroczym niż przeciętny brzdąc z kolorowych fotografii, miał w zwyczaju rekompensować sobie każdy smutek i zmartwienie dowolnego rodzaju łakociem. Maślane ciasteczka, cynamonowe wypieki babci w końcu mleczno truskawkowe lody, miały za zadanie choć trochę osłodzić życie osamotnionemu dziecku, które z trudem starało się pozostać na powierzchni po utracie rodziców. Dla kogokolwiek innego byłby to, więc smak jak każdy inny, jednak w Stephenie, choć odrobina truskawkowego zapomnienia mogłaby spowodować, iż popadnie w dawne dobrze mu znane zasępienie, z którego skutkami próbował uporać się podczas wielu rozmów z terapeutą.
/zt
-
Gilbert nieczęsto spędzał czas ze starszym bratem. Ich ideały nieco się rozbiegały i kiedy on skupiał się na swojej podupadłej relacji z matką czy przypodobaniu się proboszczowi, Timothy żył własnym życiem. Oczywiście, Gilbert kochał brata, ale nie potrafił zrozumieć, dlaczego zbacza na drogę grzechu i zwyczajnie się o niego bał. Jego wiara była silna i ugruntowana, jednak uległa i nieasertywna osobowość nie pozwalała mu o brata walczyć, choć bardzo chciał. Bardzo się różnili, a Gilbert nie potrafił przemówić bratu do rozsądku... Z drugiej strony od jakiegoś czasu zaczynał mieć wrażenie, że łączy ich więcej, niż mógłby się spodziewać. Niekoniecznie miał z kim o tym rozmawiać, więc może Timothy był odpowiednią ku temu osobą? Kogo miałby pytać o radę w sprawach sercowych, jeśli nie starszego brata? Nie miał zbyt wielu znajomych, a przecież matka kompletnie się do tego nie nadawała. Zresztą, czuł się totalnie zagubiony i wydawało mu się, że jeśli ktoś miałby powiedzieć mu coś sensownego, to o dziwo, właśnie był to Timmy. Właśnie dlatego zaprosił brata na lody.
Był świeżo po wypłacie, więc mógł nieco zaszaleć, a wydawało mu się, że takie neutralne miejsce będzie lepsze i łatwiej będzie mu uciec, czy po prostu w ostatniej chwili wycofać się z rozmowy, niż w domu... A poza tym, tam ściany mają uszy i bardzo się bał, że gdy cokolwiek wyjdzie dalej, niż by chciał, to zbyt wiele się zepsuje. Nie był pewien, czy by sobie z tym poradził.
Sam wybrał dwie gałki, pistacjową i miętową, a kiedy brat też podjął decyzję, dokonali zakupu i skierowali się do jakiegoś wolnego stolika. Gilbert wbił drewniany patyczek w swoje lody i zaczął w nich gmerać, skupiając na nich całą swoją uwagę, bo... nawet nie wiedział, od czego miałby zacząć. Nie rozmawiali zbyt często, a od serca to już w ogóle. Może Timothy zacznie? Może dostrzegł jakieś ciekawe niuanse pogody, o których mogliby podyskutować? To chyba byłoby prostsze, niż jakieś prywatne tematy.
-
Był lekko zaskoczony propozycją wyjścia na lody z bratem. Zazwyczaj nigdzie razem nie wychodzili, mijali się jedynie w domu, zamienili kilka zdań i każdy wracał do swojego zajęcia. Timmy twierdził, że świat Gilberta był jakiś dziwny, pogmatwany, a przede wszystkim bywały momenty w których przerażał go razem z całą swoją wiarą. Tim wierzył w to, w co akurat było mu wygodnie i wiedział, że jeśli brat miałby więcej świadomości o jego życiu to odprawiłby nad nim egzorcyzmy albo przynajmniej wymoczyłby go w święconej wodzie. Nie krył się co prawda ze swoją orientacją ale nie opowiadał światu, że kilka razy puścił się za pieniądze... Jednak można było dostrzec mały plusik - ostatnio tego nie robił bo miał w głowie Eliego dla którego powoli rezygnował ze swojego życia pełnego grzechu. Tylko tak, robił to zupełnie nieświadomie, zupełnie nieświadomie wolał spędzać czas z Elim dlatego też ostatnio postanowił znów odpalić tindera i trochę się zabawić. Ten Eli to był jakiś dziwny przecież i nie mogło być tak, że nagle coś poczuł, nigdy nic takiego mu się nie zdążyło, więc i tym razem na pewno tak nie będzie. Tak.
Dlatego bardzo chętnie zgodził się na propozycję brata, choć wydała mu się z początku dziwna, to nie chciał doszukiwać się w tym drugiego dna. Bardzo dawno nie spędzał czasu z rodziną, więc wypad na lody był idealnym pomysłem. Wybrał dwie gałki, czekoladową i malinową ale skoro Gilbert stawiał mu lody, to nie mógł sobie odmówić dobrania jeszcze tej o smaku gumy balonowej, chociaż nie do końca był co do niej przekonany. Zajęli miejsce przy wolnym stoliku i Timmy od razu wpakował sobie trochę lodów do buzi uważnie przyglądając się bratu. -Co tam młody?- zapytał w końcu, kiedy już od jakiegoś czasu Gilbert się nie odzywał. -Co nas tu sprowadza?- nie miał pewności, czy w ogóle coś takiego jest ale coś mu podpowiadało, że bez powodu się tutaj nie znaleźli. Poza tym sam chciał z nim poruszyć kilka tematów, między innymi ten, że myśli o wyprowadzce z domu ale nie wiedział czy to do końca dobry pomysł.
-
Gilbert był średnio zadowolony z tego, że Timothy wziął aż trzy gałki, ale nie dał tego po sobie poznać. Ostatecznie, jeśli bratu faktycznie uda się mu pomóc, to zdecydowanie będzie to warte tej ceny.
- Hm? Lody - odpowiedział głupkowato, bo trochę zaskoczyło go, że brat zaczął tak prosto z mostu. Zaraz jednak doszedł do wniosku, że właściwie to nie powinno go wcale dziwić. Niby kiedy ostatnio byli razem na lodach? Chyba wtedy, gdy byli jeszcze małymi chłopcami i zabierała ich na nie mama. Czyli bardzo dawno temu. - No... więc... właściwie, to chciałem cię zapytać... - spuścił wzrok, wbił go w kolorowe gałki lodów, a jego policzki automatycznie przybrały kolor malinowych lodów Timothy'ego. - Oczywiście, jeśli nie chcesz, to nie musisz mi mówić. Ale to wszystko zostanie tylko między nami, i właściwie, to mam nadzieję, że z twojej strony też. No ale chciałem spytać... Skąd wiedziałeś, że... no wiesz... - wypuścił głośno powietrze i zmarszczył czoło, bo choć wcześniej kilkukrotnie układał sobie w głowie to pytanie, to jednak teraz wcale mu nie wyszło wypowiedzenie go na głos. Nie miał pojęcia, czy Tim będzie wiedział, a on nie miał pojęcia, jak niby miałby ubrać w słowa to, o co mu chodziło. To jednak była dla niego bardzo trudna rozmowa.
-
-Lody, to jasne.- odpowiedział. Zawsze zaczynał prosto z mostu, nie widział sensu w omijaniu tematu dookoła i robieniu podchodów. Ta wyprawa wydała mu się po prostu nieco podejrzana, więc w razie czego od razu wolał wiedzieć co jest nie tak i o czym Gilbert chciał z nim porozmawiać. Jeśli okaże się, że nie ma nic takiego, to oczywiście, mogą zjeść sobie lody i pogadać o głupotach. Głupie tematy znajdą się od razu.
Spojrzał na niego podejrzliwie, słysząc kolejne słowa... A jednak! Jednak było coś poza wspólnym spędzaniem czasu. -Rumienisz się.- wyszczerzył zęby w uśmiechu, oparł się o krzesło i znów wpakował sobie lody do buzi. Jednak nie do końca zrozumiał jego pytanie, nie wiedział czy Gilbert mówi o tym, o czym myślał że mówi, czy jednak chodzi mu o coś zupełnie innego. Widział jednak, że to było dla niego trudne, że słowa naprawdę nie chciały wychodzić z jego ust, więc ostatecznie zmiótł swój głupi uśmiech z twarzy i popatrzył na niego lekko marszcząc brwi. -Wiedziałem co?- zapytał. -Spokojnie młody, cokolwiek to jest, możesz mnie o to zapytać, nikomu nic nie powiem.- zapewnił go, może chodziło o coś zupełnie innego.