WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Tego dnia wyjątkowo kiepsko radziła sobie z czasem. Pośpiech sprawił, że podczas krótkiej wizyty w domu, gdzie chciała podładować telefon, wybiegła z niego zapominając o podłączonej do prądu komórce. Nie była typem, który co kilka minut sprawdza powiadomienia z różnych komunikatorów, więc dopiero jej stratę odczuła, gdy chciała skontrolować ile jeszcze czasu pozostało jej do końca zajęć. Te, przez jej nieuwagę przeciągnęły się, ku uciesze pań przedszkolanek, które widząc bawiące się w rytm muzyki dzieciaki, mogły spokojnie dopić kawę i przygotować podwieczorek, na który zaprosiły także i Tottie - bo przecież nie mogła odmówić sobie cytrynowej galaretki!
Dotychczas nie natrafiała na rodziców, którzy odbierali swoje pociechy; zmywała się szybciej, mając ściśle zaplanowane kolejne zajęcia. Tym razem jednak pozmieniane plany uwzględniały spotkanie z dyrektorką (przybywającą zazwyczaj w okolicach zamknięcia przedszkola), by dopełnić kilka formalności, by w papierach placówki wszystko się zgadzało w związku z jej zastępstwem (opiekunowie potrafili być upierdliwi i prosili o wgląd we wszelkiego rodzaju potwierdzenia kompetencji osób, pod opieką których przebywały ich latorośle).
Dłuższą chwilę zagadała się z kobietą, więc kiedy opuściła jej gabinet, dzieci było już znacznie mniej. Właśnie kolejne z nich - Charlotte - miała zbierać się do domu, bo właśnie pojawił się ktoś także i po nią. Rudowłosa miała zamiar mu się przyjrzeć, bo nie umknęły jej uwadze widoczne już na pierwszy rzut oka tatuaże, ale za plecami usłyszała słowa dyrektorki.
- Panno Whitbread, panno Whitbread! Jeszcze jeden podpis! - Kobieta wymachiwała kartką, więc Tottie podeszła, by dać autograf. - Witam, panie Hyde - powiedziała na powitanie. Tottie od razu ponownie spojrzała na mężczyznę, bo to nazwisko brzmiało znajomo.
- Ethan? - zapytała z niedowierzaniem. Nigdy wcześniej nie miała okazji spotkać przyjaciela siostry.
-
Tego dnia pojawił się mały problem w magazynie sklepu w postaci przewróconych palet z napojami i Ethan — jako jeden z nielicznych mężczyzn na zmianie — został oddelegowany do jego posprzątania, w związku z czym jego wyjście z przeklętego Amazona opóźniło się o dobry kwadrans, dlatego też przekroczył próg przedszkola w charakterystycznej pomarańczowej koszulce ze znanym logo. I tak nadawała się tylko do prania, a w domu miał jeszcze trzy kolejne. Poza tym, przebieranie się było ostatnim, na co miał ochotę, gdy musiał dotrzeć na drugi koniec miasta; mieszkanie i praca w jednej dzielnicy, podczas gdy Charlotte uczyła się w drugiej, było teoretycznie uciążliwe, w rzeczywistości jednak było to najlepsze wyjście, gdy dziewczynką zajmowała się Ruth. Odbierała swojego syna i przy okazji małą. Tego dnia jednak siostrzeniec Ethana się pochorował (przypuszczalnie przez zjedzenie babki w piaskownicy, by sprawdzić, czy smakuje jak prawdziwa), dlatego Lottie czekała w szatni sama, ściskając w rączkach swoją ulubioną zabawkę. Prezent na urodzony, z którym się nie rozstawała do tej pory.
— ...i pzyszła pani tańczyć a potem jadłam galarpentkę — codziennie prosił córkę, by opowiadała mu, jak minął jej dzień i codziennie był coraz bardziej zaskoczony i jednocześnie dumny, jak brzdąc zapamiętywał coraz więcej i używał coraz nowszych słów. Intuicja podpowiadała mu, że jeśli tak dalej pójdzie, to wkrótce stanie się wyszczekana tak, jak jej matka. Nie wiedział, czy powinien się z tego cieszyć, czy raczej przygotowywać się na przegrane kłótnie.
— Galaretkę — poprawił ją, zmieniając jej buciki.
— Mówię, że galarpentkę — powtórzyła po swojemu.
— Dobrze, niech będzie galarpentka. Wszystko wzięłaś? — Lottie skinęła głową unosząc do góry plecaczek i pluszaka — W takim razie idziemy na obiad. Co powiesz na frytki i nuggetsy?
Mała coś odpowiedziała, ale nie był w stanie usłyszeć jej słów, gdy do jego uszu dotarło znajome nazwisko.
Whitebread. Nie słyszał go od ośmiu lat. Z drugiej strony, to nie musiało nic znaczyć. Seattle jest dużym miastem. Tak dużym, że z pewnością biega po nim co najmniej kilku Hyde'ów i żaden nie ma z nim nic wspólnego.
Skoro to zbieg okoliczności, to dlaczego pocą Ci się ręce?
Z odrętwienia wyrwał go znajomy głos. Odłożył buty na zmianę do szafki, podniósł się i odwrócił się w stronę kobiety.
— Dzień dobry, pani dyrektor — odpowiedział z uśmiechem, który zniknął z jego twarzy, gdy tylko spojrzenie Ethana powędrowało na stojącą obok niego rudowłosą. Kiedy ta wypowiadała jego imię, całkiem już pobladł.
— ...cześć — wychrypiał pewien, że ma przed sobą Aurę. W tym wszystkim zapomniał, że jego stara przyjaciółka miała przecież bliźniaczkę.
Every wall that I knock down is just a wall that I replace
-
- Nie spodziewałam się, że cię tu spotkam - wydusiła z siebie w końcu, tym razem lustrując niespiesznie widoczne tatuaże, które wystawały na odsłoniętych częściach ciała mężczyzny. Aura mówiła jej kiedyś o różnych motywach, które już wtedy zdobiły ciało jej przyjaciela, czyniąc go jeszcze bardziej wyjątkowym, więc teraz Tottie mogła to zweryfikować dostrzegając znany z opowieści wydziarany kształt, który akurat znajdował się w miejscu, gdzie zawiesiła spojrzenie. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu czuła się niezręcznie, dlatego postanowiła zamiast na mężczyznę, skupić się na towarzyszącej mu dziewczynce. Tak było łatwiej.
- Mówiłaś… - krótka pauza, by wybrać odpowiednie, bezpieczne określenie - wujkowi…? Że robisz najpiękniejsze piruety? Jak prawdziwa baletnica - zagadała małą, uśmiechając się do niej ciepło. - Na następne zajęcia przyniosę wam specjalne szarfy, to zobaczysz jak one będą fruwać, gdy będziesz się kręcić w kółeczko - dodała, przenosząc spojrzenie na Ethana. To byłby dobry moment, żeby się przedstawiła albo chociaż zapytała, czy ma powiadomić Aurę… Ale z jakiegoś powodu nie zrobiła żadnej z tych rzeczy. Jeszcze nie teraz.
- Długo się nie odzywałeś - stwierdziła, nie pamiętając, kiedy ostatnio jej bliźniaczka wspominała cokolwiek na jego temat. - Dlaczego? - dopytała, choć może to nie było najlepsze miejsce na tego typu rozmowy. Ba, to nie było najlepsze pytanie, które mogła mu zadać w tym momencie... Czy w ogóle miała prawo o to pytać?
-
Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w stojącą przed nim kobietę, zupełnie nie rozumiejąc, co mówi. Jej słowa zresztą i tak nie były skierowane do niego, a do małej Charlotty, która z radości na wieść o kolorowych szarfach klasnęła w dłonie i nawet wykonała obrót, który nie zakończył się upadkiem na podłogę. Dlatego też nie zwrócił uwagi na to, że został nazwany wujkiem małej. Przyglądając się z boku znajomej twarzy, zdawał się stracić na moment kontakt z rzeczywistością. Wróciły wspomnienia z ostatniego spotkania z panną Whitbread, a on nigdy wcześniej nie żałował aż tak bardzo słów, które wówczas wypowiedział.
— Widziałeś tato? Zrobiłam prijułtet! — oznajmiła ciągnąc Ethana za koszulkę. To wystarczyło, by jego myśli znów wróciły do przedszkola w Northwest Seattle.
— Widziałem, wyszło Ci pięknie. Może jednak zostaniesz tancerką, co? — pogłaskał małą po głowie, posyłając jej ciepły uśmiech. Ten specjalny, przepełniony miłością i troską, który zarezerwowany był tylko dla niej. Przynajmniej tak próbował jakoś rozładować nie tyle napiętą, co bardzo niezręczną atmosferę.
Długo się nie odzywałeś. Dlaczego?
Uhh... dobre pytanie. Bo był zajęty ćpaniem, staczaniem na dno siebie i dziewczyny, którą poznał niedługo po zerwaniu kontaktu z Aurą, bo zaszła z nim w ciąże i zmuszony został do ślubu, który ostatecznie okazał się być jedną wielką pomyłką? Bo kiedy mała pojawiła się na świecie, postanowił wreszcie pójść po rozum do głowy i skończyć z nałogiem, a potem walczył o opiekę nad nią? Było tyle rzeczy, o których chciałby powiedzieć, ale nie potrafił się zebrać. Nie tutaj, nie przy Lottie, dzieciach, rodzicach i kręcących się pracownikach. To zbyt osobiste. Zamiast tego skinął tylko głową w stronę dziewczynki, rzucając krótkie:
— Byłem trochę zajęty byciem rodzicem. A Ty?
Every wall that I knock down is just a wall that I replace
-
Tato. Ponownie Tottie popatrzyła na twarz Ethan’a, jakby próbowała dopasować to słowo do jego rysów, odnaleźć w barwie tęczówek; umieścić je pośród tych wszystkich malunków na skórze, bo tak naprawdę zupełnie go nie znała. Był historią, trochę jakby mitem opowiedzianym przez siostrę, która pewnie starała się wyselekcjonować odpowiednie fragmenty relacji z Hyde’m nadające się do przekazania komuś jeszcze, ale tak by całkiem nie zakłócić tylko im słyszanego rytmu przyjaźni, która nie potrzebowała gapiów, nieproszonych słuchaczy i ogólnie kogoś, kto mógłby wpakować się w nią z buciorami i jakoś zabłocić tę więź niezrozumieniem, zbyt wieloma pytaniami, czy emocjami, których oni nie chcieli albo nie potrzebowali dodawać.
- Gratuluję - powiedziała Tottie nie spuszczając wzroku z Hyde’a, jednak jeśli tylko mężczyzna skrzyżował z nią spojrzenie, od razu popatrzyła na Charlottę, posyłając dziewczynce przyjazny uśmiech. Nie wiadomo więc było, czy gratulacje posłała Ethan'owi, czy może jego utalentowanej latorośli, która popisywała się umiejętnościami tanecznymi. Wzmianka o tancerce dodatkowo przedłużyła czas utrzymania się uśmiechu na ustach Tottie. Pamiętała, jak ona zaczynała tańczyć i przejawiała podobny entuzjazm, jak córka Hyde’a, który nawet teraz nie przygasł i wciąż napędzał tę jej pasję. - Widać, że Lottie ma poczucie rytmu i chęci. Gdybyście byli zainteresowani, to wkrótce będą zapisy na zajęcia dla dzieci w podobnym wieku tu, niedaleko. W Domu Kultury - poinformowała, sunąc spojrzeniem po pomarańczowe koszulce mężczyzny. Nie lubiła oceniać po pozorach, nic też nie wiedziała o sytuacji finansowej Ethan'a, ale uznała, że nie zaszkodzi wspomnieć o braku odpłatności za te lekcje tańca. - Nic nie kosztują. Może podam ci numer… - Sięgnęła ręką do tylnej kieszeni spodni pewna, że ma tam komórkę. Sprawdziła jeszcze pozostałe kieszenie, nie odnajdując jednak telefonu. I wtedy przypomniała sobie, że ładowała ją w domu. Westchnęła, unosząc na moment spojrzenie, by posłać przy okazji przepraszający uśmiech Hyde’owi. - Numer powinien być w internecie - powiedziała nieco speszona. Nie lubiła takich sytuacji, szczególnie gdy i bez tego było… dziwnie.
Cisza, która zapadła po jej pytaniu dodatkowo spotęgowała to wrażenie. Tottie szykowała już się, by przeprosić za wścibskość, kiedy padła odpowiedź, która właściwie mogła wyjaśnić wszystko… i nic jednocześnie.
- Uhm… - mruknęła pod nosem, chyba nie do końca zadowolona z tak lakonicznego wyjaśnienia, które pewnie będzie chciała przekazać siostrze, tuż po tym jak powie: Aura, nie uwierzysz, kogo spotkałam w przedszkolu! - Ja też - odpowiedziała odruchowo. - To znaczy też byłam zajęta. Nie macierzyństwem, chociaż… myślę, że można uznać, że jestem tak jakby ciotką. Mamy psa. Pies nazywa się Pies - poinformowała z rozbawieniem. - Dlatego wydaje mi się, że rozumiem o czym mówisz - dodała, posyłając Ethanowi przyjazny uśmiech. - Mieszkacie gdzieś w okolicy? Moglibyśmy się kiedyś wybrać na spacer - zaproponowała, uznając, że może tym paplaniem rozładuje tę napiętą atmosferę.
-
Właściwie, to lista rzeczy, którą można zarzucić Ethanowi, była jeszcze dłuższa. Nie zmienia to jednak faktu, że zmienił się, a przynajmniej bardzo się starał, aby nie przypominać Ethana sprzed kilku lat. Zależało mu, by dać Charlotte poczucie bezpieczeństwa i miłości, jakie pamiętał ze swojego wczesnego dzieciństwa. Z tą różnicą, że chciał, aby trwało ono przez jej całe życie. Żeby ułożyło jej się lepiej, niż jemu. Żeby skończyła dobrą szkołę i dostała się na studia. Był gotów pracować dniami i nocami, aby to się stało, bo mała zasługiwała na wszystko, co najlepsze.
— Słyszałaś, Lottie? Chcesz chodzić na dodatkowe zajęcia tańca? — przykucnął przy córce. Wolał z nią rozmawiać, gdy ich twarze znajdowały się na podobnym poziomie. Tak, aby od najmłodszych lat czuła, że są sobie w tej relacji równi. Mała pokręciła głową i wtuliła się w ojca, na co Ethan rzucił jedynie Aurze-ale-nie-Aurze przepraszające spojrzenie. Czasem się wstydziła. — Czemu nie? Poznasz nowe koleżanki, będziecie się bawić i nauczysz się tańczyć...
— Bez Bena nie idę — wymamrotała. No tak, bez Benjamina, jej kuzyna, nie zamierzała się nigdzie ruszać. Szczególnie, jeśli chodziło o nowe miejsca, nowe środowisko. Było to raczej zrozumiałe.
— Nic nie szkodzi — odparł podnosząc się, tym razem z Charlottą na rękach — I tak będę musiał porozmawiać o tym z siostrą.
Przecież to ona głównie zajmowała się jego dzieckiem. Wstyd się przyznawać, że mała przez większą część dnia widywała się z nią, a nie nim. Nadrabiał wieczorem, kiedy po kąpieli z milionem zabawek zasypiała obok niego. "Korzystaj z tego, że chce z tobą spać, póki możesz", mawiała Ruth, "za niedługo z tego wyrośnie i nawet nie będzie sobie chciała dać całusa na dobranoc.". Więc Hyde korzystał, z każdym dniem utwierdzając się w przekonaniu, że wszystkie jego wyrzeczenia do czegoś prowadzą.
— A ja mam chomika! — zawołała czterolatka już nieco bardziej ośmielona — Dudusia. Tata mi kupił i mówił brzydko jak trzeba było sprzątać klatkę.
— Nie słuchaj jej, wcale nie mówię przy niej brzydko! — odpowiedział z uśmiechem.
— Powiedziałeś "masakra"! — nie dawała za wygraną.
— "Masakra" to nie jest brzydkie słowo! — odparł.
Every wall that I knock down is just a wall that I replace
-
Było coś ujmującego w tym obrazku, gdy tak zniżył się do poziomu córki i Tottie mimowolnie uśmiechnęła się widząc tę scenę. Obsserwowała już wielu rodziców, którzy na pokaz, chcąc wyglądać na przykładnych i wspaniałych, udawali zainteresowanie swoim dzieckiem, by gdy tylko nie patrzyła szarpnąć je za rękę i wyzwać od gówniarzy, zupełnie nie licząc się z tym, czego chce ich pociecha, szczególnie jeśli to wiązałoby się z dodatkowym czasem, który musieliby poświęcić dziecku. A Ethan wydawał się taki szczery w tym, co robi i to dało się wyczuć niemal od razu.
- W porządku, to nie jest decyzja, którą trzeba podejmować w tej chwili - zapewniła, machając ręką, by pokazać, że nic się nie stało. - Wydaje mi się, że nie miałam przyjemności poznać Ben’a, ale niech on również czuje się zaproszony - dodała radośnie, kiwając głową z przekonaniem. Dopiero w tej chwili uświadomiła sobie, że trzyma w dłoni długopis, więc, żeby nie zrobić nikomu krzywdy, jak zacznie energicznie gestykulować, wsunęła go sobie za ucho.
- Z siostrą? - powtórzyła zaskoczona, opierając spojrzenie na linii oczu mężczyzny. - Charlotte... ma siostrę? - zapytała niepewnie. Odszukała wzrokiem dłoń Ethan’a, by skontrolować, czy nie połyskuje na nim obrączka. - Myślałam, że musisz skonsultować z mamą… to znaczy ze swoją partnerką…? - dodała ciszej, ostrożnie dobierając słowa, bo nie była świadoma jak bardzo grząski jest grunt, po którym stąpa, a nie chciała nikogo urazić. Pracowała w przedszkolu zbyt krótko, by wczytać się w karty podopiecznych, z którymi spotykała się raptem przez godzinę zajęć trzy razy w tygodniu, więc nie wiedziała kto nad nimi sprawuje opiekę.
Chomik był znacznie bezpieczniejszym tematem, więc gdy przyglądała się tej wymianie zdań, nie skrywała rozbawienia i w głos się zaśmiała, szczególnie gdy okazało się jakie to brzydkie słowo.
- A nie mówiłam, że Lottie ma dobry słuch? - zapytała retorycznie, przysłaniając sobie usta wierzchem dłoni, by zbyt głośno nie chichotać.
-
Ćpun i złodziej też nie.
Ale on się zmienił. Dla Charlotte.
Siostra? Zamrugał kilkukrotnie zdezorientowany.
— Ruth — dodał pośpiesznie, przerzucając sobie dzieciaka na drugą rękę, gdy czuł, że pierwsza zaczyna drętwieć — Chodziło mi o moją siostrę, Ruth. Ben to mój siostrzeniec.
Kochał Lottie, ale gdyby miał w domu dwa maluchy, będące takimi samymi wulkanami energii, chyba skończyłby na oddziale psychiatrycznym. Znowu. Pomijając fakt, że z dwójką małych ludzi całkowicie zależnych od niego już całkiem by nie wyrobił czasowo i finansowo.
Pytanie o partnerkę sprawiło, że odruchowo przycisnął córkę do siebie, na co mała zareagowała głośnym "tata, gnieciesz!" połączonym z machaniem nóżkami, przez co zmuszony był odstawić ją z powrotem na podłogę.
— Nie mam z nią kontaktu — wyznał unikając wzroku swojej rozmówczyni. Trafiła na drażliwy dla Ethana temat. Wcale nie był zadowolony z tego, jak sprawy się potoczyły i gdyby mógł, na pewno pokierowałby swoim życiem inaczej. Nie dopuściłby do tego, co się stało.
— Hej, chcesz może gdzieś wyskoczyć na obiad? — rzucił bez zastanowienia, byle tylko odgonić ponure myśli. Z drugiej strony, nie wydawało mu się to takim złym pomysłem. Był cholernie ciekawy tego, co Whitbread robiła podczas tych kilku lat, gdy nie mieli ze sobą kontaktu. A że miał do czynienia nie z tą rudowłosą... well, shit happens.
Every wall that I knock down is just a wall that I replace
-
Wahała się tylko przez moment. Ostatecznie mogła zmienić swoją najczęstszą trasę, dlatego w końcu chwyciła telefon i opuszczając dom, skręciła w przeciwną niż zwykle stronę. Trasa do przedszkola minęła jej szybko; jej mięśnie ledwie zdążyły się rozgrzać, kiedy zwolniła i wzięła kilka głębokich wdechów, nim weszła do środka. W drzwiach minęła ją kobieta z dzieckiem, jednak Aura nie zwracała na nią uwagi; ruszyła w głąb, by znaleźć siostrę. Dostrzegła jej rude włosy, ale reszta była skryta za plecami mężczyzny, z którym rozmawiała. Ruszyła w ich stronę, mimowolnie słysząc pytanie, które padło z ust rozmówcy Tottie. Jej siostra umawiała się na randkę? Być może w takiej sytuacji Aura powinna subtelnie się wycofać, ale zrobiła coś zupełnie przeciwnego – przyśpieszyła kroku, wyłaniając się zza pleców (jeszcze) nieznajomego.
– Skoro planujesz gdzieś wyjść to chyba przyda ci się telefon, co? Zostawiłaś w domu, pomyślałam, że ci go podrzucę, skoro i tak wyszłam pobiegać – rzuciła wesoło, patrząc na siostrę z szerokim uśmiechem i wyciągnęła w jej stronę dłoń z telefon. – Ale już znikam, żeby wam nie... – przeszkadzać chciała powiedzieć, rzucając okiem na mężczyznę, z którym rozmawiała Tottie. Z jej oblicza natychmiast zniknęło rozbawienie. Ile lat minęło? Sporo, ale nie na tyle dużo, by mogła zapomnieć te twarz. A tatuaże – część z nich przecież miał już wtedy – tylko ją utwierdziły w tym, że to nie może być pomyłka.
Oddychaj.
– Cześć. – To słowo wydawało jej się tak bardzo niepasujące do okoliczności, a jednocześnie nie potrafiła znaleźć żadnego innego. Chciała spojrzeć na siostrę, wyczytać coś z jej twarzy, ale zamiast tego jej wzrok padł na dziewczynkę, która stała obok Ethana. – Nie wiedziałam, że się znacie – Jej głos zabrzmiał dziwnie zimno, kiedy w końcu oderwała spojrzenie od dziewczynki, by zawiesić je na twarzy siostry.
-
- Ach, przepraszam, nie wiem dlaczego pomyślałam, że… - nie dokończyła, machając ręką, by dać znać, że to nieistotne. Wolała już nie pogrążać się wysnuwając teorie, które niewiele miały wspólnego z prawdą, bo Tottie bawiła się w zgaduj-zgadulę. Nie wiedziała, że mężczyzna miał siostrę, siostrzeńca, ba! do dziś nie znała nawet barwy jego głosu! Przygryzła wargę, po czym utkwiła wzrok w czubkach swoich trampek. Rumieniec oblał policzki rudowłosej, jeszcze bardziej uwidaczniając jej zakłopotanie. Dopiero po chwili, słysząc otwierające się drzwi do przedszkola, posłała krótkie spojrzenie Ethanowi, akurat trafiając na moment, gdy padło zaproszenie na wspólny posiłek.
- Ja… - urwała skrępowana, aczkolwiek gotowa się zgodzić, choć może wcześniej powinna wyprowadzić Ethana z błędu? Chociaż może już wiedział, że ona nie jest Aurą? Nim jednak wykrztusiła z siebie coś więcej, tuż obok pojawił się nie kto inny, jak jej bliźniaczka. Tottie uśmiechnęła się do siostry, która wcale nie sprawiła, że jej rumieniec zbladł choćby o ton.
- Dziękuję, właśnie przed chwilą go potrzebowałam. Ach, ta bliźniacza więź - stwierdziła, uśmiechając się już nie tylko do Aury, ale też i do mężczyzny.
Dopiero po chwili zreflektowała się, że wcale już nie jest tak wesoło, jak było jeszcze przed momentem.
- Aura… to wcale nie tak - wydukała Tottie, czując się potwornie głupio. - To przypadek, że na siebie wpadliśmy. Nawet nie wiedziałam, że córka Ethana chodzi do tego przedszkola - dodała, próbując się usprawiedliwić, czemu nie dała znać starszej Whitbread o tym odkryciu.
Popatrzyła na dziewczynkę, zastanawiając się przez chwilę, co tu zrobić…
- Może opowiesz mi o Dudusiu, a tatuś porozmawia z… ciocią? - zapytała Tottie patrząc na małą, gotowa się nią zająć, gdyby Hyde chciał pogadać z Aurą. Już tą prawdziwą.
-
Jeśli Ethan w tej sytuacji był zdezorientowany, to co można powiedzieć o Charlotte, która w swoim krótkim życiu po raz pierwszy miała do czynienia z bliźniętami? Dziewczynka przenosiła wzrok z jednej rudowłosej na drugą, nie kryjąc zdziwienia malującego się na jej małej twarzyczce. Jej ojciec wcale nie wyglądał lepiej; był blady, oddychał szybko, a jego dłonie zaczęły pocić się jeszcze bardziej, niż chwilę temu. Jak mógł tak bardzo się pomylić? Czy czas aż tak bardzo zacierał twarze i głosy?
Nie wiedziałam, że się znacie.
Bo się nie znali. Wpadli na siebie przypadkiem i zaczęli gadać od rzeczy. Kto wie, jak długo trwałby ten cyrk, gdyby nie pojawienie się Aury? Zrozumiałby sam, czy dopiero wtedy, gdyby spróbował z nią porozmawiać o przeszłości? Teraz, kiedy miał obie bliźniaczki obok siebie, różnice wydawały się oczywiste. Teraz już się nie pomyli. Teraz wie, jak wygląda jego Aura.
— Takie same! Tato, widzisz? Są takie same! — Charlotte złapała Ethana za rękę, wskazując palcem na nauczycielkę tańca i jej siostrę. Było to średnio grzeczne, ale przynajmniej swoim spostrzeżeniem przerwała niezręczną ciszę.
— Identyczne — skinął głową na potwierdzenie, nie spuszczając wzroku z twarzy dawnej przyjaciółki. Zaraz potem poczuł, jak drobna dłoń puszcza jego palce, a Lottie wręczyła pluszową świnkę swojej ulubionej pani od tańczenia z prośbą, aby ta ją potrzymała, bo ona już się zmęczyła.
— Jesteś skol... skel... skolnowal... skolnowana? — zapytała całkowicie poważnie — Oglądałam bajkę, w której taki zły pan wszedł do takiego wielkiego czegoś i potem było dużo takich samych panów.
Biedna Tottie! Jak Charlotte zaczynała się rozgadywać o bajkach, to trzeba było jej słuchać, dopóki się nie znudzi i nie zmieni tematu. Tymczasem Ethan, korzystając z chwili względnego spokoju, postanowił wykonać pierwszy krok.
— Może wyjdziemy na zewnątrz? — zagaił. To chyba oczywiste, że nie chciał rozmawiać w towarzystwie kręcących się wszędzie dzieciaków i ich rodziców. Już przez tatuaże niektórzy z nich patrzyli na niego jak na nieopierzonego, nieodpowiedzialnego gówniarza, który nie wiedział jak się zabezpieczyć. Bezczelni! To nie on zapominał brać tabletek przez osiem dni, bo przecież "nic się nie stanie, biorę już tak długo, że nie ma szans", phi.
Every wall that I knock down is just a wall that I replace
-
Słysząc tłumaczenie Tottie, poczuła się odrobinę zakłopotana.
– Sorki, nie chciałam tak na ciebie naskoczyć – powiedziała cicho, nie spuszczając wzroku z siostry. Nagle jednak zmarszczyła brwi, bo dotarło do niej w pełni to, co powiedziała siostra w odniesieniu do dziewczynki, która była tu z Ethanem. Córka. Aura powoli przeniosła spojrzenie na jego twarz. Tak dziwnie było patrzeć na dorosłą wersję Hyde'a. Nie tego chłopaka, którego kiedyś znała, ale... czyjegoś ojca. Cholera. Czuła się skołowana.
– Tak, jasne – odpowiedziała na jego propozycję. – Poradzisz sobie? – spytała bliźniaczkę, właściwie nie wiadomo po co, bo po pierwsze wydawało się, że dziewczynka już skupiła na sobie uwagę Tottie, a poza tym z nich dwóch to właśnie młodsza bliźniaczka miała znacznie lepszą rękę do dzieci. Aura raczej nie miała z nimi zbyt dużej styczności. Czasem przychodziły do niej matki z dzieciakami, które miała ostrzyc lub skrócić włosy, ale tacy mali ludzie zawsze trochę ją przerażali. Pochyliła się w stronę siostry, znów ściszając głos. – Możesz przyznać, że jestem twoim złym klonem – zażartowała, a potem wyprostowała się. – Zaraz wracamy – obiecała, jednocześnie kierując te słowa do Tottie i do córki Ethana. Kiwnęła mu głową, że mogą wyjść, po czym sama wysunęła się na przód i ruszyła w stronę drzwi. Mimowolnie zmrużyła oczy, kiedy znaleźli się na zewnątrz, bo słońce świeciło jej prosto w twarz. Zeszła ze schodów, żeby nie stać w samym przejściu. Odwróciła się przodem do Ethana.
– Więc... masz córkę i żonę? Poważna dorosłość cię dopadła – rzuciła pozornie lekko, na rozładowanie napięcia, które było aż nadto wyczuwalne. Jak miała rozmawiać z kimś, kto należał do kompletnie innego etapu w jej życiu? – Wow. Chyba sporo się zmieniło, co? – zauważyła, unosząc odrobinę kąciki ust w delikatnym uśmiechu. Oparła się biodrem o balustradę, nieśpiesznym wzrokiem lustrując jego sylwetkę.
-
- W porządku. Powinnam przedstawić się Ethan’owi, ale byłam tak zaskoczona, że wreszcie mam okazję go spotkać, że zapomniałam o tak oczywistych rzeczach… - wybąkała pod nosem, uciekając wzrokiem po tym, jak łypnęła na mężczyznę, a później przelotnie na siostrę, by upewnić się, że nie jest zła.
Skupiła uwagę na córce Hyde’a, uśmiechając się do niej z uznaniem.
- Bystrzak z ciebie, Lottie - stwierdziła, przejmując świnkę od dziewczynki. - O, czy to Pepa? Zawsze chciałam ją poznać. Nie wiedziałam, że to twoja przyjaciółka - zagadała, kucając koło Charlotty, by dziewczynka mogła na niej skupić swoją uwagę. Zerknęła jeszcze tylko raz w stronę siostry i jej przyjaciela, by upewnić się, że wszystko okej, po czym znów skupiła uwagę na dziewczynce.
- A co do sklonowania, to nie. To moja siostra. Jesteśmy bliźniaczkami. Wyglądamy bardzo podobnie, ale… - urwała, zastanawiając się jak może wytłumaczyć to, że są różne pod względem charakterów. - Nie jesteśmy takie same. Na przykład ja bardzo lubię cytryny a Aura, moja siostra, truskawki - dokończyła, ponownie posyłając małej ciepły uśmiech. - A ty masz jakieś ulubione owoce? Pepa pewnie wie, co lubisz. Może mi, świnko, szepniesz na uszko? - zapytała pluszaka, nachylając się w jego stronę, jakby faktycznie zabawka miała wyjawić jej ten sekret.
-
Rzucił jeszcze jedno spojrzenie w stronę córki, chcąc upewnić się, że młoda na pewno jest bezpieczna z drugą z sióstr i podążył za rudowłosą. Chłodny powiew powietrza nie sprawił jednak, że Ethan poczuł się lepiej. W ślad za Aurą oparł się o poręcz schodów po przeciwnej stronie i skrzyżował dłonie na piersiach.
— Co Was wzięło z tym sugerowaniem, że w ogóle kogoś mam? — zaśmiał się, by ukryć zakłopotanie spowodowane sytuacją w jakiej się znalazł. Nie lubił mówić o byłej żonie, ale lepiej było postawić sprawę jasno od razu. — Jesteśmy z Lottie sami, pomaga mi moja siostra. A poza tym to tak... Dopadła mnie poważna dorosłość.
I już nie biorę, nie piłem odkąd poszedłem na odwyk i nawet od papierosów mnie odrzuciło. Do tego utrzymuję się z uczciwej pacy i unikam dawnego towarzystwa. Stałem się taki, jakim chciałaś, żebym był osiem lat temu. Ale nie dla Ciebie.
— Trochę... — przyznał — A jak u Ciebie?
Tymczasem mała Lottie nawet nie zauważyła chwilowej nieobecności taty. Nie była zresztą typem dziecka, które płakało, gdy rodzic na moment znikał i potrafiła całkowicie poświęcić uwagę opiekunowi, nawet jeśli była trochę zawstydzona i nie odpowiadała na wszystkie zadawane jej pytania, a jedynie kiwała główką. Ethan podejrzewał nawet, że bardziej przejęłaby się zniknięciem jej ulubionej zabawki, niż jego.
— Bliźniaczki — powtórzyła nowe słowo — A co to jest?
Jakoś w bajkach, które oglądała na telefonie ojca (z tego powodu Hyde musiał znosić docinki w pracy, gdy ktoś zauważył, że dostaje powiadomienia o nowych filmach od kanału na YouTube z kreskówkami, bo młoda nie umiała czytać i przyciskała wszystko, co popadnie), gdy ten drzemał obok, nie pojawił się jeszcze motyw bliźniąt, nie miała też okazji żadnego spotkać, stąd jej niewiedza i naturalna ciekawość.
Ulubiony owoc? Zamyśliła się, by po chwili wypalić całkowicie poważnie:
— Ogórek!
Every wall that I knock down is just a wall that I replace