WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
- Kurwa, nie wytrzymam z tą gówniarą. Chris, odwieziesz ją do domu? Wysłałbym ochrone, ale przecież wszystkich już chciała uwieść - westchnął z udręką Jack i spojrzał błagalnie na Richardsa.
- Dobra, odwiozę ją - wzruszył ramionami i dość szybko podszedł do skraju basenu, a gdy szatynka z niego wyszła, to złapał ją mocno za łokieć, swoją marynarkę jej zarzucając na plecy.
- Chodź, idziemy - mruknął cicho, ciągnąć ją za sobą i nie zważając szczególnie na potencjalne protesty. Zresztą, nie zamierzał jej nawet słuchać. Zamierzał wpakować ją do samochodu i odwieźć do domu, a potem wrócić na imprezę.
-
Rosemarie była świeżo po balu na zakończenie roku, po kolejnym nieudanym poważnym dwutygodniowym związku i milionowej awanturze z ojcem na temat tego, że jest na tyle dorosła by móc iść na imprezę z Jacksonem, Tomem i Joe i resztą ich paczki na wielką, coroczną imprezę u Farewellów. I pozwolił jej iść, mimo że ostatnio miała spory zakaz wychodzenia gdziekolwiek bo nie tak dawno przejechała człowieka po pijaku i pan Russell był krótko mówiąc – wkurwiony. O ile dało się to tak opisać. Obiecała więc braciom, że tym razem nic nie odwali, że nawet ubierze się w jakąś nie-czarną sukienkę, skórzaną kurtkę zostawi w domu i pod żadnym pozorem nie będzie z nikim popadać w blizsze relacje, szczególnie jeśli mieliby to być ich znajomi. Absolutnie nie rozumiała ich insynuacji oczywiście, byłoby zbyt pięknie gdyby nic głupiego nie zrobiła więc zaczęła od outfitu, który wybrała jej… Allie. Cóż, lepszym pomocnikiem byłaby w tym temacie Connie ale jakoś tak wyszło. Najmłodsza z Russellów wystąpiła więc w cholernie seksownej sukience, która zdecydowanie była zbyt krótka jak na jej ruchliwość ale bracia przemilczeli. Na szczęście. Jackson nie przemilczał natomiast momentu w którym była już tak pijana, że razem z Naomi wskoczyły do ogromnego basenu Nicka, nie zdejmując uprzednio z siebie sukienek. Ups. Zupełnie nie widziała tez problemu w tym, że obcisła sukienka teraz już całkiem przylegnie do jej ciała i że raczej robi chłopakom wstyd. Zatem bardzo powoli zaczęła się wyłaniać z basenu, odrzucając długie włosy na plecy i uśmiechając się jak gwiazda niemal, bo większość panów (niezależnie od statusu związku) wlepiło w nią swój wzrok. Uśmiech zszedł jej z ust gdy zobaczyła minę Jacksona, a potem poczuła czyjaś dłoń na ręku.
– Jak to? Przecież jest jeszcze wcześnie! – zareagowała od razu bulwersem, mierząc wzrokiem mężczyznę. – Nie chcę jechać, nooooo… – marudziła, ale nie szarpała się za bardzo bo jej pijany umysł powoli odbierał jej równowagę w nogach. Gdy stanęła przed samochodem, wyrwała jednak rękę, poprawiając marynarkę którą zarzucił jej na plecy.
– Nie możemy udać, że mnie odwiozłeś, a tak naprawdę zrobisz rundkę wokół miasta a ja poradzę sobie sama? – zmarszczyła czoło, posyłając mu niewinny uśmiech. Nie przyjemniej by było? Może pojechalaby do jakiegoś klubu? Była dopiero pierwsza a oni już kazali jej wracać? – Ładnie pachniesz – stwierdziła jeszcze, zaciągając się zapachem jego marynarki, ale zdjęła ją z ramion i polozyla na masce samochodu. – Szkoda, żeby się zniszczyła. To co, możemy tak zrobić? – wycisnęła włosy, całkowicie się nie krępując ze mokra sukienka konkretnie dość odznaczała się na jej ciele – ukazując przy tym paski od majtek i cały zarys biustu. Chyba nawet chciała żeby patrzył bo miała wrażenie, że jako jedyny (oprócz jej braci oczywiście!) nigdy nie zwraca na nią uwagi!
-
– A twój brat nie chce, żebyś świeciła golizną. Naprawdę powinnaś wiedzieć, że to nie miejsce na kąpiel w basenie, Mi – wywrócił oczyma, bo jej ksywka, którą nadał dziewczynie jeszcze jak była wścibskim dzieciakiem nadal doskonale do niej pasowała, a przynajmniej miał takie wrażenie. – A ja nie chcę tracić czasu na zbędne dyskusje – oświadczył z lekkim rozbawieniem, nadal prowadząc ją do samochodu, kiedy jednak się wyrwała, otworzył przed nią drzwi.
– Madame, zapraszam – powiedział szarmanckim, nieco rozbawionym tonem i wywrócił oczyma. – Nie możemy. I nie poradzisz sobie sama. Jest późno, a ty ledwo się trzymasz na nogach – stwierdził, wzruszając ramionami. Sam był dość wypity, dlatego pewnie Jack polecił mu po prostu wziąć limuzynę i dopilnować, żeby młoda dotarła do domu bez żadnych przystanków i imprez na mieście. Mógł tego dopilnować. Silny był, nie? Tak czy siak, westchnął mimowolnie, słysząc, że ładnie pachnie.
– Dziękuję, chyba – wywrócił oczyma i odetchnął, zgarniając marynarkę i lustrując kobietę wzrokiem. Nie gapił się nachalnie, bardziej z jakąś mieszanką rozbawienia. – Nie. Jedziemy do twojego domu, mam dopilnować, żebyś dotarła bezpiecznie i tak właśnie zrobię. No już, pakuj się do samochodu – stwierdził, pokazując wymownie na wnętrze limuzyny. Pewnie było dźwiękoszczelne i oddzielone jakąś ścianką od kierowcy ale był na bank jakiś intercom przez który można było rozmawiać, gdzie chce się jechać, wiesz o co chodzi. – No już Rosie – mruknął nieco marudnie, gotów zaraz ją wepchnąć do środka, chociaż musiał przyznać, że… Wyrosła. I wyglądała cholernie seksownie w tej przylegającej do ciała sukience, szczególnie teraz, kiedy była ekhm… Mokra.
-
– Jeszcze bym Ci pokazała, jak dobrze się trzymam – wymamrotała pod nosem, bardziej do siebie niż do niego w nadziei, że jednak tego nie usłyszał, a w głowie miała ewidentny podtekst, bo mówiąc te słowa zwiesiła wzrok na jego klatce piersiowej w satynowej, czarnej koszuli. Kurwa, od dziś będzie fantazjować o takich koszulach. Oparła jedną dłoń na drzwiach od limuzyny, ale jeszcze nie wsiadała do środka.
– Odwiezienie do domu nic nie da. Przecież zawsze mogę wyjść po tym jak mnie odwieziesz – przechyliła lekko głowę na bok, nieustannie lustrując go wzrokiem. Jego zapach i ta czarna, seksowna koszula sprawiły, że pierwszy raz w życiu pomyślała o nim inaczej niż o kumplu braci. A może to jednak przez za dużą ilość cosmopolitana? – Musiałbyś ze mną zostać do rana – palcami przesunęła po czarnym lakierze na drzwiach limuzyny, zaraz jednak wzdychając. – Ale nie zostaniesz, więc równie dobrze możesz mnie zostawić pod jakimś klubem. Nikt się nie dowie, to będzie nasza tajemnica – poruszyła brwiami, odrobinę wyzywająco, ale koniec końców dała za wygraną i powoli weszła do limuzyny, nieco celowo wypinając się przy tym. Nacisnęła na przycisk interkomu. – George, jedziemy do najlepszego klubu jaki znasz! – zadecydowała, całkowicie ignorując ewentualne protesty Chrisa. Poklepała jednak miejsce obok siebie gdy wsiadał, posyłając mu przy tym swój najbardziej uroczy uśmiech. – Tylko na chwilkę, prooooszę… – położyła dłoń na jego udzie, mrugając kilkakrotnie oczami jak najbardziej niewinne stworzenie na świecie. A potem spojrzała na swoją mokrą sukienkę i zmarszczyła czoło. – Kurwa, nie wpuszczą mnie tak – mruknęła pod nosem, intensywnie myśląc co zrobić i nagle spojrzała na Richardsa jakby natchniona. – Daj mi swoją koszulę. – powiedziała, całkowicie poważnie. No co? Zawsze to jakaś sukienka
-
– Oczywiście, że możesz, ale to już nie będzie mój problem. Poza tym nie chcesz znowu wkurwić swojego ojca, nie? – wywrócił oczyma, bo pewnie już była na granicy odcięcia kasy u starego Russella a Jack oczywiście go poinformował, że właśnie tego argumentu miał użyć. – Jeśli będzie trzeba, przypnę cię nawet kajdankami do kaloryfera – zaśmiał się dźwięcznie, chociaż słowa te nie miały żadnego podtekstu, serio był gotów ją przykuć do kaloryfera, byle została w domu. Na pewno jakieś kajdanki by się znalazły sądząc po gadżetach użytych w sekstaśmie.
– Nie zostawię cię pod jakimś klubem w skrawku materiału przez który wszystko widać. Mało to pojebów chodzi? Rosie – jęknął cicho, bo jednak nie zamierzał jej słuchać. Boże, czy żaden z Russelli nie miał najmniejszego nawet instynktu samozachowawczego? Chryste, naprawdę czasami myślał, że to cud, że oni wszyscy jeszcze nie wyginęli, seriously.
– George, jedziemy do Russelli, nie słuchaj pijanej panny Russell – powiedział nieco znużonym, gburowatym tonem, prostując nieco cel podróży. George pewnie też najmłodszy nie był i jednak do klubów nie chadzał, więc z ulgą przyjął tę wiadomość. Usiadł obok niej i westchnął, kręcąc głową. – Dobra, zrobimy tak. Pojedziemy do domu, przebierzesz się, a potem przemyślimy kwestię klubu – zaoferował, mając nadzieję, że podczas przebierania po prostu odleci na łóżku i pójdzie grzecznie spać.
– Chyba cię bóg opuścił. Nie dam ci koszuli, Rosemarie – zaśmiał się, kręcąc głową z niedowierzaniem i zdecydowanie nie mając ochoty się w tym momencie rozbierać.
-
– Ejejej, nie szantażuj mnie ojcem – pogroziła mu palcem, mrużąc odrobinę bardziej oczy niż normalnie, bo jednak po alkoholu lekkie zmrużenie oczu było całkowitą normą – szczególnie w półmroku takim jak ten, który panował na parkingu. – Bo się znielubimy, a tego byś nie chciał. – opuściła dłoń, ale nie wyglądała na groźną bo znowu się do niego wyszczerzyła. Nie żeby jakoś specjalnie się lubili, w zasadzie to się praktycznie nie znali, ale nie widziała w tym momencie żadnego problemu z tego powodu. Mogli się poznać. Bardzo chętnie go pozna bardziej. – Trochę perwersyjna wizja, ale jestem skłonna się zgodzić – zaśmiała się cicho, mimowolnie oblizując zaraz usta i nie spuszczając z niego wzroku. Wiedziała, że gdyby Jackson albo Joe (bo Tommy to jednak by bekę cisnął pewnie) to usłyszeli to spaliliby się przez nią ze wstydu ale miała nadzieję, że Christopher zachowa ich rozmowę dla siebie. – Och, przestań. Poradzę sobie. Pożyczę twoją marynarkę czy coś. Nie martw się – machnęła dłonią, bo wcale się nikogo nie bała. Rosie była na tym etapie życia gdy spojrzenia takich pojebów sprawiały, że czuła się dumna z tego jak wygląda i nie zakładała, że ktoś może jej zrobić krzywdę. Po za tym, jakby któryś z tych pojebów był przystojny…
– George, zawieź mnie do klubu. Nie pracujesz dla niego – powiedziała poważnie, a szofer wydawał się w tym momencie zagubiony w życiu i tylko słuchał ich wymiany zdań z lekkim politowaniem. Nie raz pewnie woził gdzieś Rosemarie i pewnie stąd jego ulga, gdy Chris chciał zmienić cel podróży. – Nie, nie, nie. Nie dam się oszukać. Jak wejdę do domu to już pewnie z niego nie wyjdę, więc najpierw pół godzinki w klubie, a potem grzecznie dam się odwieźć do domu. Mogę Ci w nagrodę nawet zrobić… – przeciągnęła ostatni wyraz, patrząc mu prosto w oczy i znowu dłonią powędrowała do jego uda. - …drinka? – znowu się zaśmiała, odchylając nieco do tyłu. Jego odmowa się jej nie spodobała. – Okej, w takim razie pójdę w samych majtkach – wzruszyła ramionami i nie wiele myśląc podniosła się na tyle, na ile pozwalało miejsce w limuzynie i stojąc do niego tyłem zaczęła powoli zdejmować z siebie sukienkę. – Jackson się wkurwi, że pozwoliłeś mi się rozebrać, ale skoro ta koszula jest taka ważna… – zatrzymała się jednak z tym zdejmowanie na wysokości swoich piersi, eksponując za to tyłek odziany w diamentowe stringi i piękny, kurewski tatuaż na lędźwiach, a sama odwróciła do niego powoli głowę, patrząc na niego przez ramię. Jeśli nie chciał się rozbierać, była gotowa się poświęcić i mu pomóc!
-
– To nie zachowuj się jak gówniara – wzruszył ramionami, nachylając się mimowolnie bardziej nad nią, bo jednak mimo wszystko był cholernie wysoki i w ten sposób po prostu łatwiej się mu rozmawiało. – I co wtedy? – wywrócił oczyma z rozbawieniem. Naprawdę nie zamierzał się przejmować tym, że jakaś małolata, siostra jego kumpla go znienawidzi.
– Uwierz mi, nie ma w tym nic perwersyjnego – powiedział wprost do jej ucha, co mogło wyglądać nieco dwuznacznie, ale odrobinę go bawiło takie podejście i skoro ona mogła się teatralnie nachylać i go prowokować, to on również, prawda? Westchnął mimowolnie i pokręcił głową. – Nie martwię się, ale wolałbym, żebyś jednak nie opierała swojego outfitu na pożyczaniu moich ubrań – zaśmiał się pod nosem, a George pewnie powoli ruszył w stronę domu, nie słuchając pewnie jednak Rosie tylko opierając się na tym, co przekazał Chrisowi Jackson.
– Ja cię w domu nie będę trzymał na siłę. Nawet poczekam na ciebie w limuzynie – stwierdził, wzruszając ramionami. – Albo wejdę i poczekam aż się przebierzesz – wzruszył ramionami nieco obojętnie, delikatnie jej rączkę przesuwając ze swojego uda nieco niżej. – Nie pijam drinków. Pijam whisky – westchnął cicho, bo jednak wątpił, żeby umiała jednak miksować jakieś zajebiste drinki, zresztą kolorowe słomeczki zdecydowanie nie były dla niego, nic nie poradzisz!
– Dlaczego nie chcesz mi ułatwić życia, Rosie? – spytał jękliwie, a kiedy zaczęła zdejmować z siebie sukienkę, spojrzał na nią z udręką. – Jesteś niemożliwa – i nie był to komplement, był zdecydowanie wkurwiony, dlatego też w tym momencie faktycznie rozpiął swoją koszulę i najzwyczajniej w świecie rzucił jedwabnym materiałem w szatynkę.
– Zadowolona? – spojrzał na ni wkurwiony, chociaż… Damnit naprawdę była piękna. I cholernie pociągająca.
-
– Nie mów tak do mnie. – powiedziała cicho, lekko go dźgając w tym momencie w klatkę piersiową palcem. – Powinieneś być dla mnie miły, a nie psuć mi nastrój – dodała, ale nie ruszyła się z miejsca tylko patrzyła mu prosto w oczy. Nie sądziła, że były niebieskie – ba, zawsze była przekonana, że ma ciemniejsze. Kurwa, dlaczego musiało się okazywać, że był całkiem hot? – Wtedy będę musiała skopać Ci tyłek. – wzruszyła ramionami. A potrafiła skopać dupsko, całkiem nieźle nawet! W końcu była Russellem i jakkolwiek niewinna mogła się wydawać to nazwisko zobowiązywało.
– Och – odwróciła głowę tak, że musnęła swoim nosem jego nos. – Zawsze możemy to zmienić… – mruknęła cicho, oczywiście odrobinę żartobliwie. Nie zamierzała robić żadnych nieodpowiednich gestów, skoro ewidentnie traktował ją jak gówniarę. Przynajmniej w tym momencie nie zamierzała – Po prostu jesteś obok, więc na twoje ciuchy padło. Sorry – nie wydawała się zachwycona tym, że kierowca jej nie posłuchał i planowała pomóc mu w utracie pracy, ale wolała ten aspekt zachować dla siebie. Coś wymyśli, żeby ojciec go zwolnił. W końcu to jej powinien słuchac a nie jakiegoś ziomka Jacka, nie? Zabłysnęły jej aż oczy przez moment gdy usłyszała jego słowa.
– Opcja z wchodzeniem mi się podoba, ale mamy problem – nim odsunął jej dłoń, zdążyła zacisnąć lekko palce na jego udzie. – Ochrona by powiedziała, że wróciłam i do tego, że wszedłeś do domu ze mną, a o to tatuś wkurzyłby się bardziej, więc opcja przebrania odpada – wzruszyła ramionami. – Ale whisky mogę Ci załatwić – dodała, uśmiechając się do niego całkiem pogodnie. Ten uśmiech na pewno nie zwiastował tego, co chwilę później zrobiła. – Chcę Ci je urozmaicić! – zaśmiała się, unosząc lekko brew gdy koniec końców się poddał i zaczął rozpinać koszulę. Nawet przez ułamek sekundy się zapomniała i odrobinę za bardzo obróciła w jego stronę, przechylając głowę na bok. Złapała w palce koszulę. – Nie jest źle, Richards – wymruczała, przewracając zaraz oczami i z powrotem stanęła tyłem do niego, żeby nie było i zdjęła z siebie do końca sukienkę, baaardzo powoli, tak żeby mógł sobie jeszcze popatrzeć, po czym odpłaciła mu za dostanie koszulą i rzuciła w niego sukienką. Zapięła na sobie koszulę, ale of course tak, żeby nadal odsłaniała więcej niż mniej. Chciała już grzecznie zająć miejsce na skórzanej kanapie, gdy George nagle zaczął na kogoś trąbić i gwałtowanie zatrzymał auto przez co Rosie wpadła na kolana Chrisowi.
– Jeszcze mógłbyś pożyczyć mi pasek, żebym mogła ścisnąć tą koszulę trochę w pasie… – powiedziała cicho, wlepiając w niego swoje ciemne oczy i położyła jedną dłoń na jego nagim torsie. – Jak będę tańczyć to może mi się za bardzo podwinąć ta koszula i no wiesz – wzruszyła ramionami, nie podnosząc się z jego kolan. Jasne, każdy powód był dobry, żeby dobrać się do spodni przystojnego typa.
-
– Nie będziemy niczego zmieniać. Poza tym kurwa, czy ty nie możesz być po postu normalna? – westchnął mimowolnie i nadal jechali pewnie w stronę olbrzymiej, Russellowej willi. Całe szczęście. Może skoro pojedzie w jego koszuli pod willę, to zrezygnuje z idiotycznego pomysłu popierdalania w ten sposób po klubie? Odetchnął mimowolnie.
– Och przestań. Ochrona na pewno się nie zdenerwuje, że przyszedłem razem z tobą, bo mnie znają. Twój ojciec zresztą również. I Jackson ich uprzedził, że będziemy razem – uśmiechnął się uroczo, spoglądając jej w oczy i nieco kusząco się nad nią nachylając. Dwie osoby mogły w tę grę grać i on zamierzał to zrobić. Westchnął mimowolnie. – W takim razie pojedziemy do ciebie, przebierzesz się, oddasz mi koszulę i wtedy ogarniemy, tak? – poruszył brwiami i uśmiechnął się lekko, licząc pewnie wewnętrznie do dziesięciu, bo wkurwiała go niesamowicie. Kulturalnie odwrócił wzrok, kiedy zdjęła sukienkę i pewnie jeszcze odrzucił ją na podłogę w limuzynie, gdy dostał nią w ryj. Zaraz potem na jego kolana wpadła Rosemarie, więc kulturalnie sobie ją z tych kolan chciał zrzucić.
– A ja w czym mam tam wejść? Nie wpuszczą mnie bez koszuli, Rosemarie. Musisz się przebrać albo chociaż dać mi jakąś koszulę – stwierdził, bo przecież nie zamierzał jej puszczać samej! Nie w takim stroju, stanie i o tej porze, chociaż sam był podpity. Mimowolnie przesunął dłońmi wzdłuż jej bioder i zatrzymał się na talii.
– Nie oddam ci paska, Rose – powiedział cicho, nieco zachrypniętym głosem i spojrzał jej w oczy, chociaż chyba na chwileczkę wzrok mężczyzny zsunął się na jej usta.
-
– Jestem. Po prostu ty jesteś stary i nie znasz się na żartach – wzruszyła ramionami, udając że nie ma bladego pojęcia o co mu chodzi. Ewidentnie go nikt nie uczył obchodzenia się z napalonymi i pijanym nastolatkami. Nie znał tego motywu, w którym im bardziej je odpychasz tym bardziej Cię chcą? Rzeczywiście był stary. Całe szczęście, że piekielnie przystojny, więc mogła mu wybaczyć. – Ojciec się wkurwi, jeśli wyjdę z domu. Dodatkowo wkurwi się, że mi w tym jakkolwiek pomagasz. Nie o to, że istniejesz. I wkurwi się na Jacksona, że jego kumpel nie potrafi sobie poradzić z osiemnastolatką. Już przerabialiśmy ten motyw, nie uprzedzał Cię? – pewnie, że nie uprzedzał. A powinien. Rosie miała naprawdę ciężki charakter, do tego przechodziła przez całkowity, życiowy bunt, więc tak. – Wiem, że jestem gówniarą, ale wady wymowy z pewnością nie mam – musnęła przelotnie palcami jego policzek. – Nie wracam do domu, Chris – dodała, całkowicie pewna swoich słów. Nie zamierzała przekraczać progu domu, chyba, że jego domu. Mogli się dogadać
– Chciałeś iść ze mną? – zapytała, uśmiechając się do niego szeroko. – Myślałam, że poczekasz grzecznie w limuzynie te pół godzinki. Albo możesz pojechać po alkohol, żeby Ci się nie nudziło – zaczęła palcami wodzić niewinnie po jego torsie, gdzieś mimowolnie triumfując gdy poczuła jego dłonie na swoim ciele. – Mam go sobie sama wziąć? – zapytała, ściszając znacznie głos i przekręciła się tak, żeby usiąść na nim okrakiem, a jedną dłoń faktycznie zsunęła na jego pasek, wsuwając pod niego palce. Zgwałcić go nie zamierzała, jeśli bardzo nie chciał to mogła się zawsze odsunąć, dlatego klamrę zaczęła bardzo powoli rozpinać, patrząc mu intensywnie w oczy.
-
– W takim razie nie chcesz chyba, żebym był w twoim towarzystwie jakoś długo – skoro był stary i nie znał się na żartach, to przecież nie zamierzał jej dręczyć swoim towarzystwem, prawda? Miał nadzieję, że ona tez jednak masochistką nie była, chociaż… No miał pewne wątpliwości, biorąc pod uwagę to, jak na co dzień się nosiła.
– Damy jakoś radę. Pojedziemy do klubu mojej rodziny, na pewno twój ojciec będzie bardziej zadowolony, że pojedziesz tam ze mną a nie z kimś obcym. Mam swoje sposoby na to, żeby przekonać pana Russella, pytanie tylko, czy jesteś na tyle odważna, żeby mi zaufać, Rosemarie – stwierdził, poruszając delikatnie brwiami i uśmiechnął się nieznacznie. Nie zamierzał też komentować słów o radzeniu sobie z osiemnastolatką, bo faktycznie w tej kwestii tragicznie sobie radził, ale umówmy się – nie miał szczególnych doświadczeń z jakimiś buntowniczkami, bo jednak jego rodzeństwo było raczej miłe i ułożone.
– Mogę sprawić, że nie wpuszczą cię do żadnego klubu w tym mieście, Rosie – uśmiechnął się uroczo, bo jego rodzina była znacznie bogatsza niż Russellowie, w dodatku posiadali na pewno większość fancy klubów, więc mógł sprawić, żeby Rosie magicznie przestała móc do nich wchodzić. Zaśmiał się dźwięcznie.
– A myślisz, że jestem idiotą? Oboje wiemy, że gdybym na ciebie poczekał, to już byśmy się dzisiejszego wieczoru nie zobaczyli – zaśmiał się dźwięcznie, bo serio, nie urodził się wczoraj i doskonale znał takie zagrywki. Westchnął cicho, ale się nie ruszał, tylko patrzył jej w oczy, gdy tak ściągała z niego pasek.
– Na pewno chcesz go tylko jako część swojego outfitu? – zamruczał cicho do jej ucha, przypadkiem niby muskając jego płatek i lekko głaszcząc jej plecy. Robił to zupełnie mimowolnie, ale chyba… Chyba nie do końca była to już gra.
-
– Nie lubisz mnie. – powiedziała jedynie w odpowiedzi na jego słowa, patrząc na niego przez ułamek sekundy w taki sposób jakby złamał jej serce swoim zachowaniem. – Zawsze mogłeś się nie zgodzić, a nie teraz traktować mnie jak jakieś zło konieczne – dodała jeszcze, splatając dłonie na mokrych piersiach. Pokręciła głową na jego słowa, zupełnie ich nie komentując bo ostatnie czego chciała to pójść z nim do klubu należącego do jego rodziny; nie żeby miała problem do samego Chrisa (choć trochę miała, bo co jeśli w klubie tez byłby stary i nudny?). Wyciągnęła dłoń w jego kierunku i złapała go za brodę, marszcząc czoło.
– Nie ma sprawy. Chętnie pojadę gdzieś poza miasto – a potem go po policzku delikatnie poklepała, wiesz o co chodzi! Nie bała się tego rodzaju gróźb, bo przecież nie był w stanie załatwić tego, żeby nie weszła do żadnego klubu na tym świecie, nie? A jak nie, to otworzy swój klub
– Nikt Cię nie będzie winił za to, że Ci uciekłam. Po za tym to dość mocno rozwiązuje nasze wspólne problemy. No wiesz, nie będziesz musiał dłużej znosić mojego towarzystwa i tak dalej… – mówiła to już siedząc na jego kolanach, w jakiejś nadziei ze jednak pozwoli jej pójść samej a jednocześnie ze jej nie wypuści. Zadrżała pod wpływem jego oddechu na swoim uchu. – A do czego innego mogłabym go chcieć? – zapytała niewinnie, rozpinając skórzany materiał do końca. Och, miała kilka wizji w swojej głowie jak mogli użyć tego paska ale chyba nie chciała wyjść na większą wariatkę, chociaż chyba widział jej seks taśmę i miał świadomość, że seks pod kołderką to ostatnie co lubiła, prawda? I wtedy w głowie Rosie pojawił się kolejny idiotyczny pomysł, bo zeszła z jego kolan na ziemie i władowała się pomiędzy jego nogi. – Tak będzie wygodniej – mruknęła cicho, wzruszając ramionami jak gdyby mówiła tylko o rozpięciu paska, ale gdy pasek już rozpięła i wyjęła ze szlufek, zabrała się za jego rozporek, jedną z dłoni zaczynając masować przez spodnie jego penisa. – Uu, a wiec zasada dużych dłoni działa? – oparła się łokciami o jego uda i uniosła na niego głowę. Nie mogła bezczelnie wsadzić mu łap do majtek jeśli nie była pewna czy zaraz jej nie odepchnie i nie powie, że jest pojebana. A może mogła? Chyba jednak mogła, bo jedna z jej dłoni faktycznie rozpoczęła wędrówek po jego podbrzuszu, a palce niewinnie wślizgnęly się za materiał bokserek.
-
– Nie lubię tego typu zachowań, ale młodość rządzi się swoimi prawami – zabrzmiał teraz jak prawdziwy staruch. – Żal mi było Jacksona, nigdy nie może się pobawić, kiedy cię bierze ze sobą na imprezy, Rosie. Nie rozumiem, czemu tak bardzo chcesz mu uprzykrzyć życie – stwierdził łagodnie, mając nadzieję, że coś do niej dotrze. Prawda była taka, że… Cóż, była złem koniecznym, ale Chris faktycznie nie musiał jej w ten sposób traktować.
– Ale to jednak trochę utrudnia sprawę, nie sądzisz? – zaśmiał się pod nosem, bo o tyle, o ile jej jeżdżenie ni grzało mu, ni ziębiło, to jednak wiedział doskonale, że kiedy chcesz iść na imprezę, to chcesz się znaleźć na niej szybko, a nie jechać na nią kilka godzin, nie?
– Ja nie mam z tobą problemu, Rosemarie – dodał, przecierając lekko twarz dłońmi, bo nie do końca wiedział, jak miał jej to wszystko wyjaśnić. – No nie wiem, sam się zastanawiam – stwierdził, westchnąwszy cicho, bo na pewno miała jakieś zajebiste perfumy, którymi w tym momencie pachniała. Odetchnął sobie cicho, kiedy zeszła na podłogę i wpakowała się między jego nogi. Kurwa, spłonie w piekle albo zabije go Jackson. Na sto procent.
– Możesz przestać? – spytał cicho, kiedy zabrała się za jego rozporek i zaczęła go masować, chociaż jego ton był zamroczony tą subtelną pieszczotą. Kurwa. Kiedy jednak faktycznie jej dłonie wślizgnęły się w jego bokserki, to podniósł ją i posadził sobie na kolanach, odwracając tak, by siedziała do niego plecami. Zacisnął lekko dłonie na jej nadgarstkach.
– Czego właściwie byś chciała, Rosie? – wyszeptał wprost do jej ucha i zaraz odwrócił ją jednak tak, by mieć ją przodem do siebie. – Iść na imprezę? Zaliczyć mnie w limuzynie? – zapytał cicho, jedną dłonią muskając teraz jej kark, a ustami sunąc po jej szczęce. Skoro ona mu grała na cierpliwości, to on jej również mógł, nie?
-
– Najbardziej nam utrudnia sprawę twoje zachowanie. Rozluźnij się – poruszyła brwiami. Nie musiał być spięty, zimny, stary i nieprzyjemny. Mogli się naprawdę dobrze w swoim towarzystwie bawić, a Rosie nawet mogłaby z nim porozmawiać o pogodzie gdyby nie fakt, że nie wyznaczył odpowiedniej granicy i teraz patrząc na niego głównie myślała o jego zdolnościach w łóżku. Nie jej wina – wyglądał na zajebistego w tym temacie. Tak wiec koniec końców wychodzi na to, że to jego wina – Ze mną nie, ale z tym że tu musisz być już tak – uniosła lekko brew w górę, dokładnie takie wrażenie odnosząc. Zazwyczaj tez mówiła co myśli, więc problem mieli w zasadzie oboje. Chociaż znała spoko sposób na rozwiązanie zmartwień, problemów i innych takich…
– Jesteś pewny? – zapytała, przez chwilę jeszcze nie zabierając ręki, nawet nieco mocniej ucisnęła wybrzuszenie w jego spodniach. Kiedy jednak ją podniósł i posadził sobie z powrotem na kolanach, to mimowolnie przycisnęła pośladki do jego kolan i uśmiechnęła się gdy złapał ją za nadgarstki. Chyba nigdy aż tak się żadnym facetem nie zajarała w ciągu pół godziny. – Wolisz mieć dominującą partnerkę czy uległą? – zapytała totalnie z dupy, chwilowo ignorując jego pytanie i gdy znalazła się przodem do niego, znowu jedną dłonią zjechała niżej. – Nigdy nie robiłam tego w limuzynie… – zamruczała, niemal wijąc się mu na tych kolanach i odchylila głowę odrobine do tyłu żeby dać mu lepszy dostęp do swojej żuchwy. Rozpięła jedną ręką jedyne trzy guziki w jego koszuli którą miała na sobie i zrzuciła ją z ramionami.
– Nie podobam Ci się? – dumnie wypięła pierś w jego kierunku. Natura była dla niej bardzo łaskawa, a pewnością siebie przebijała chyba nawet własnych braci
-
– Nie, to ty utrudniasz, Rosie. Gdybyś zachowywała się dojrzalej na tym przyjęciu, to w ogóle nie musiałabyś teraz się ze mną męczyć – stwierdzil, wzruszając ramionami. Rozumiał właściwie, skąd w niej było tyle buntu. Wiedział, jaki stary Russell potrafił być i… Cóż. Więcej zakazów rodziło więcej chęci sprzeciwienia się woli ojca. Znał to trochę z autopsji. W końcu sam wkręcił się w życie na krawędzi prawa, zadając się z Russellami i nie przejmując rodzinnych biznesów.
– Może trochę. Wolałbym być teraz z kumplami na imprezę niż bawić się w twojego ochroniarza – westchnął mimowolnie i spojrzał jej w oczy. Nie miał zamiaru tego ukrywać, bo jednak z reguły wolał nieco bardziej dojrzałe towarzystwo. Nie przywykł do siedzenia wśród nastolatek, tak? Szczególnie tak rozwydrzonych jak ona.
– Tak – jego głos nabrał nieco bardziej mrocznego tonu, był podszyty wyraźnie pożądaniem, a mężczyzna ledwo się trzymał, bo jednak… No kurwa, był tylko facetem, tak? A ona była NAPRAWDĘ seksowna, jakkolwiek chciał temu zaprzeczać i czuł się z tym chujowo. Westchnął mimowolnie.
– To nie powinno cię interesować – stwierdził cicho, bo jednak starał się trzymać resztek rozumu, który podpowiadał mu, że wyruchanie osiemnastoletniej siostry kumpla jest naprawdę, ale TO NAPRAWDĘ chujową opcją. Przecież Jack i Joe by mu urwali części ciała, które by w nią wsadził. Chwycił jej dłoń, która znów zaczęła zsuwać się niżej.
– To nie jest odpowiedź na moje pytanie – stwierdził, patrząc na jej twarz, zupełnie celowo nie zjeżdżając wzrokiem na jej piersi, bo wiedział doskonale, że tego chciała, a on… Cóż, nie zamierzał dawać jej tego, czego chciała… Tak łatwo i szybko.
– Nie powinnaś mi się podobać. Jesteś siostrą Jacksona – stwierdził, wzruszając ramionami, chociaż jego ton nadal był dość zamroczony pożądaniem. Jak mogła mu się nie podobać? Była idealna...