WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://www.andlaw.com/wp-content/uploa ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#7

Naprawdę odeszła.
Właściwie to nie sposób było się spodziewać czegoś innego; kwitnącą relację, Orlando podlewał bujdami i odzywiał licznymi wymówkami, więc prędzej czy później musiała zwiędnąć. Kłamstwo zawsze ma krótkie nogi, a przeszłość w końcu musiała go dogonić. Wyobrażał sobie, że Journee przeżyje to o wiele lepiej - wszak nie kochała jego, tylko faceta, który tak naprawdę nie istniał, więc zapomnieć o nim powinno być jej zdecydowanie łatwiej? Sam natomiast trochę się pogubił. Naprawdę czuł do niej to wszystko, o czym jej mówił, gdy zasypiali i trudno było podejść do tego na zasadzie "to nie Ty ją kochałeś, dupku". Nie, to kompletnie nie wyczerpywało tematu.
Wyczerpać miał go... inny temat. Temat. Ramsey w swoim życiu prywatnym bardzo stronił od imprez, bo w zawodowym bywał na nich właściwie co wieczór, dlatego musiał się czymś wspomóc, żeby móc wlewać w siebie alkohol i w głowie rozkladac na czynniki pierwsze kolejną porażkę. I tak ostatnich kilka nocy zamieniło się w jeden, wielki wielodób, a Orlando poświęcił go niemal całkowicie zwiedzaniu wszystkich drogich klubów, wyjątkowo nie jako dostawca, a jako konsument. Wyjątkowo mógł sobie na to pozwolić, bo przecież był przy kasie - razem z Rahimem obrobili ten przeklęty burdel i nagle ceny drinków przestały być takie straszne tak jak próby nawiązania dłuższych rozmów z przypadkowo napotkanymi przy barze studentkami. Ostatnia z nich zakończyła się jednak źle. Po prostu źle. Oto Buggs, w swojej ćpuńsko-pijackiej gadce, opowiadał o swoich przechwytach w ostatnim roku liceum jakiejś uroczej blondynce, nie zdając sobie jednak sprawy, że tych wszystkich prostackich, łóżkowych aluzji wysłuchuje nie tylko ona, ale i jej chłopak - barman. Dalszy ciąg zdarzeń pamiętał jak przez mgłę - dałby sobie uciąć rękę, że do kolejnego henny mule ktoś mu czegoś dosypał, bo kiedy kilka chwil później na jego szczękę spadł pierwszy cios, nawet nie potrafił podnieść do walki rąk, mimo że jakąś godzinę wcześniej pobrudził nos (całkiem niezłą jak na konkurencję) kokainą. Ocknął się dopiero, gdy kopnięciem wypchnięto go z dużego, sportowego suva na chodnik, wprost pod nogi palącej papierosa pielęgniarki. Fast forward do przodu - izba przyjeć, prześwietlenia, badanie krwi i moczu oraz płomienna rozmowa z lekarką, którą prawie na kolanach błagał o to, żeby nie dzwoniła na policję; żeby dała mu szansę zniknąć, skoro wszystko jest w porządku. Jeden telefon z ust Posy zabrzmiał jak ulga, a ponieważ jedynym numerem, jaki pamiętał, był ten do Heleny, to ta była właśnie w drodze do szpitala.
Siedział na kozetce w izbie przyjęć, otoczony szpitalnymi zasłonami; w głowie mu dudniło i czuł się cholernie połamany, dlatego przynajmniej piąty raz próbował wciągnąć na siebie brudną żonobijkę, żeby ukryć przed Heleną nie tylko najświeższą opuchliznę, ale także dobrze już zabliźnione ślady po nożu i postrzale. Wiele rzeczy przecież ją ominęło. Niestety... nie zdążył. Wkrótce wślizgnęła się do odgrodzonej przestrzeni, a on spojrzał na nią z wyrzutem, starając się zębami nakryć rozcięcie na wardze. - Mogłem być nago - rzucił, siląc się na dowcip i jeszcze raz podjął próbę przerzucenia materiału na szyję, ale wypompowane z sił ramiona odmówiły posłuszeństwa; stęknął. - Przepraszam. Nie powinienem, ale tylko Twój numer znam na pamięć - dodał zawstydzony, spuszczając wzrok na podłogę i westchnął ciężko. Kolejna porażka, panie Ramsey. Kolejna.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#7


Coś musi być z tobą wyraźnie nie tak Helena. To zdanie powracało do niej jak bumerang, kiedy stojąc przed lustrem starała się ułożyć włosy. Kilka minut temu zadzwonił jej telefon i ku ogromnemu zdziwieniu Molligan wyświetlacz wskazywał, że to Orlando. Odebrała niechętnie, ale gdy tylko dowiedziała się co jest grane od razu postanowiła mu pomóc. Nie musiał jej do niczego namawiać wystarczyło tylko, że mniej więcej nakreślił sytuację. Szpital, badania i jeden telefon. Tak wyszło, że to ona była szczęśliwą zwyciężczynią konkursu na księżniczkę w autobusie miejskim, która uratuje go z opresji. Nie dorobiła się jeszcze auta, więc to musiało mu wystarczyć.
Pojawiła się w szpitalu kilkadziesiąt minut później, a na recepcji powołała się na lekarkę, o której wspomniał Orlando. Nie chciała rozmawiać z innymi osobami, bo to mogłoby przynieść kolejne problemy. Szybko zorientowała się co i jak, jeszcze raz podziękowała lekarce i skierowała się za wskazany parawan. - Nie wiem kto jest głupszy. – powiedziała, wchodząc i siadając obok Orlando. Zaczynała podejrzewać, że w przeszłości jedno z nich wypowiedziało życzenie w stylu chcę na zawsze mieć cię przy sobie. No i proszę bardzo, do teraz ponoszą konsekwencje. – Ty, że znów wpakowałeś się w jakieś kłopoty czy ja, że tutaj przyjechałam. – dokończyła. Na jego słaby żart uniosła brew do góry i popatrzyła na niego z powątpiewaniem. – Do pobicia dochodzi amnezja? – rzuciła tylko. Nie pierwszy raz widziałaby go nago, chociaż faktycznie teraz miał więcej blizn i ranę po postrzale. Widząc jego nieudolną próbę założenia koszulki wstała z łóżka i pomogła mu ją założyć, przy okazji dotykając też blizn, których nie było wcześniej. – Chcę wiedzieć co się stało? – nawet po tym wszystkim nie potrafiła przestać martwić się o bezpieczeństwo Ramseya. Przysiadła na moment na łóżku, bo miała nadzieję, że zaraz nie wpadnie tutaj lekarka, która będzie kazała im spadać. Molligan nie znała dokładnie wszystkich szczegółów, ale skoro już tutaj przyjechała to może na nie zasługiwała? – Wow, nie ma żadnej taniej podróby Heleny Molligan? – widząc zawstydzenie Orlando, starała się rozładować atmosferę. Jeśli wziąć pod uwagę fakt, że próbowali się trzymać od siebie z daleka to faktycznie słabo wyszło, że do niej zadzwonił. Z drugiej strony, to pochlebiało Helenie i sprawiało, że przez chwilę czuła satysfakcję. Właściwie Ramsey nic takiego nie powiedział, ale ona jako typowa baba dopowiedziała sobie swoją historię. Była jedyną, której numer warto było zapamiętać..

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie miał innego wyjścia.
Posy zgodziła się wypuścić ze szpitala tylko pod warunkiem, że ktoś go z niego odbierze, a Helena przyszła mu do głowy jako pierwsza; dobrze znała to życie, a w takich sytuacjach nigdy nie panikowała, dlatego mógł przynajmniej zakładać, że nie będzie zadawać pytań ani suszyć głowy. Zdawał sobie jednak sprawę, że wybierając jej numer, mocno nadużywał jej życzliwości i dobrej woli, bo widząc ją ostatni raz, naprawdę się z nią pożegnał i miał nadzieję, że już nigdy nie zamiesza w jej życiu. Aha, dobre sobie. Teraz, gdy czekał na nią na izbie przyjęć, nie zapadł się pod ziemię chyba tylko dlatego, że fizycznie nie było to możliwe, bo poza tym palił się ze wstydu i miał ochotę zniknąć.
Nie wiedział, czego powinien się spodziewać, ale na pewno nie liczył na współczucie czy troskę i dlatego jej słowa przyjął z czymś w rodzaju ulgi. Przecież mogła zabić. Milczał jednak; pociągnął tylko nosem, a otępiałym wzrokiem szukał jakiejś bezpiecznej przystani, za jej plecami, na mdliście morskim parawanie. Na spojrzenie jej w oczy nie był w stanie się zdobyć. Od zawsze miał problem z przyznaniem się do jakieś słabości, a teraz był właściwie bezbronny - wyczerpany, słaby i zwyczajnie potrzebował pomocy. W starciu z jego manią kreowania się na twardziela to mogło zaowocować tylko płonącymi na czerwono policzkami i skrępowaniem, na którego ukrywanie był zbyt zmęczony. - Zostaw - szepnął, gdy wyciągnęła mu z dłoni koszulkę, ale marna to była próba postawienia oporu. Poddańczym gestem spuścił tylko głowę, starając się jakkolwiek w tym procesie ubierania uczestniczyć, ale naprawdę nie był w stanie. Zazgrzytał więc zębami, a gdy przesunęła palcami po starej, długiej na kilka centymetrów bliźnie po uderzeniu nożem, przygryzł mocno rozciętą wargę, żeby jakoś ukryć przed nią żałosny jęk. Nie chciał, żeby to oglądała - ani to w jakim teraz był stanie, ani tym bardziej te stare rany, bo opowiadały historię, w której mogłaby uczestniczyć sama, gdyby nie zachował się jak dupek. - Nie wiem - pociągnął nosem, zaciskając palce na jasnym materiale szpitalnego prześcieradła. Nie był do końca przekonany, czy byłaby odpowiednim odbiorcą jego zwierzeń, ale z drugiej strony miała absolutną rację - choćby kilka słów wyjaśnienia się jej należało i pewnie powinien jej coś opowiedzieć. Zagadka brzmiała tylko, jak bardzo szczery powinien z nią być i co właściwie chciała usłyszeć, gdy bombardowała go kolejnymi pytaniami. Westchnął ciężko. - To... długa historia, Molly i nie wiem, czy powinienem ją opowiadać - nie mówił głośno; miał zachrypnięty głos i co rusz dłużej zastanawiał się nad kolejnym słowem, a przez cały czas starał się unikać spojrzenia Heleny, mimo że ciągle czuł je na sobie. Wzdrygnął się. - Obiecuję, że wcale nie robisz sobie kłopotów. Nic się nie stało, po prostu nie jestem w stanie na własną rękę wrócić do domu i..-- - urwał i wreszcie zerknął na nią niepewnie, żeby wysondować humor swojego wybawcy. Zwykle potrafił odczytać z jej twarzy wiele rzeczy, ale teraz był chyba zbyt zmęczony, żeby rozmyślać nad jej grymasami, dlatego skupił się tylko na dołeczkach w jej policzkach i znów połknął język w kompletnym skrępowaniu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Helena zdawała sobie sprawę jak to jest. Obstawiam, że nie pierwszy raz widziała i starała się pomóc pokiereszowanemu Orlando. Nigdy nie była zadowolona z tego, że pakował się w problemy, ale teraz podchodziła do tego z jeszcze większym uprzedzeniem. Dopiero wyszła, a jej głowa przesiąknięta była więzienną rzeczywistością. Wszystko widziała w ciemnych barwach, dlatego nie mogła go zostawić. I tak przez kilka dni zastanawiałaby się czy nic mu nie jest. Będąc na miejscu mogła wybadać co i jak i upewnić się, że bezpiecznie dotrze do domu. - Zostawić to cię mogłam. Skoro już przyjechałam to przestań marudzić. – ucięła. Helena wodząc palcami po bliznach myślała nad ich historią. Trzy lata to szmat czasu. Mimo, że Orlando nie trafił do więzienia stare rany na jego ciele świadczyły, że i bez tego przeszedł dużo. Zastanawiała się czy kiedyś będzie jej dane poznać jego historię. Może nadejdzie taki dzień, że usiądą obok siebie i zaczną rozmawiać. Bez zbędnego oceniania się czy patrzenia z pogardą na decyzje podejmowane przez drugą osobę. To na pewno byłoby ciekawe doświadczenie, jednak trudno określić, czy byliby na to gotowi. - Jeśli jeszcze żyjesz to chyba mogło być gorzej. – podsumowała i nie dociekała więcej. Doszła do wniosku, że jeżeli chciałby jej powiedzieć to na pewno by to zrobił. Z resztą, przyszła go odebrać ze szpitala, a nie bombardować pytaniami jakby był na komisariacie. Molligan jak nikt inny zdawała sobie sprawę jakie to nieprzyjemne. – To zdążyłam zauważyć. Z każdym spotkaniem wyglądasz gorzej Buggs. – powiedziała, przybierając dość surowy ton. Jej mina zdradzała, że najchętniej urządziłaby mu tu scenę, ale czy miała serce dowalać mu bardziej, kiedy już teraz wyglądał źle? Chyba emocje wzięły nad nią górę. – Pewnie nie powinnam, ale wciąż się o ciebie martwię i widząc cię w takim stanie zastanawiam się kiedy zrobisz coś tak głupiego, że nie będzie odwrotu. I uwierz mi Ramsey, więzienie będzie najlepszą opcją. – starała się nie podnosić głosu, bo byli w szpitalu. Leżący tutaj ludzie mieli wystarczająco dużo swoich problemów, nie musieli wysłuchiwać krzyczącej Heleny. Przez to co powiedziała jej wyobraźnia wytworzyła obraz Orlando leżącego na ziemi i całego we krwi. Żeby się go pozbyć musiała potrząsnąć energicznie głową. O tym wolała nawet nie myśleć. - Nie chcę kiedykolwiek usłyszeć, że spotkał cię taki los. – w jej głosie można było wyczuć irytację. Była zła na niego, że nie starał się żyć normalnie. Ich życie wyglądałoby zupełnie inaczej gdyby nie bawili się w takie rzeczy i żyli legalnie. Może nadal byliby szczęśliwą parą?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pewnie nie była to dla niej pierwszyzna, ale z drugiej strony - w przeszłości pewnie więcej rzeczy uchodziło im na sucho i generalnie z większą swobodą ślizgali się po parkiecie, dlatego miała prawo się bać, czy mieć uprzedzenia. Tym bardziej, że ich ścieżki przecięły się ze sobą ponownie w momencie, w którym, w wyjątkowo krótkim okresie czasu, w jego życiu działo się wyjątkowo dużo i jak słusznie zauważyła - robiło się po prostu gorzej. Szkoda tylko, że miało być zupełnie odwrotnie - to on miał być tym aniołem stróżem, do którego mogłaby się zwrócić, gdyby powinęła jej się noga, a nie na odwrót. Znów sprawiał zawód; sprawiał zawód i nawet nie potrafił postawić oporu, kiedy męska, urażona duma rozkazywała mu odrzucić pomocną dłoń Heleny i męczyć się ze wszystkim na własną rękę. Skłamałby jednak, gdyby powiedział, że jej obecność wcale nie przyniosła mu ulgi; przyniosła i to nie tylko dlatego, że pomogła mu się ubrać. Ufał jej - mogła go krępować sądnym spojrzeniem i surowym tonem, ale... No właśnie - mogła. Jak niewiele osób na świecie, miała ku temu święte prawo i to niezależnie od pobudek, choć Orlando podświadomie miał pewnie nadzieję, że naprawdę robiła to z troski. To dlatego wysłuchiwał jej z pokornie zawstydzony, wzrokiem lawirując pomiędzy posadzką, ścianami i tylko od czasu do czasu jej twarzą, jakby nie chciał zobaczyć na niej rozczarowania. - To jeden z wielu komplementów, które mogłabyś mi powiedzieć - wtrącił się, ale w pogodnym tonie, siląc się nawet na blady uśmiech. Wcale nie miał jej tego za złe i dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że miała rację, więc nie zamierzał się spierać, chociaż był przekonany, że wszystko miał pod kontrolą i że to jeszcze nie był moment na panikę. Ostatecznie więc z trudem przyjmował na klatę te wszystkie czarne wizje, które starała się przed nim kreślić, ale milczał, namiętnie maltretując zębami dolną wargę. Dopiero po dłuższej chwili ciszy odwrócił od niej wzrok, starając się ukryć cień uśmiechu, jaki przemknął mu po twarzy, gdy zaznaczyła, że się martwi. Westchnął. - Nie martw się, doktorku. Wszystko gra, serio. Jestem niezniszczalny - rzucił żywiej, znów pociągając nosem, a potem dłonią spróbował zetrzeć z twarzy zawstydzenie. Czerwienił się. Była dla niego za dobra jednak. - Okay, wiem, jak to wygląda i co sobie myślisz, ale musisz mi uwierzyć, że nic mi nie grozi. Po prostu... Potrzebowałem się nawalić, wiesz? Więc to zrobiłem, a potem zagadałem do nie tej, co trzeba, no i... - wzruszył ramionami. - Nie jestem z tego szczególnie dumny, ale to nic takiego, Molly. Bywało gorzej, serio - podsumował i żeby jej pokazać, jak to nic mu nie jest, z trudem poderwał się na równe nogi, mocno zgrzytając zębami, byle tylko nie zaskomleć od kłucia, którym raczyło go pęknięte żebro. Naprawdę nie był dumny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Zdążyłam zapomnieć jaki jesteś nieznośny Ramsey. – powiedziała wywracając oczami. Martwiła się o niego, a ten mówił coś takiego. Zirytował ją jak za starych dobrych czasów, ale równocześnie to oznaczało, że nie jest z nim tak źle jak to wyglądało. Miał ochotę żartować, a ludzie czujący się źle najczęściej w ogóle nic nie mówią. – Yhym.. Właśnie widzę. – szybko mogłaby mu udowodnić, że kłamie. Wystarczyło, że mocniej dotknęłaby jego klatki piersiowej lub wargi. Wtedy nie byłby taki pewny siebie. Tylko czy powinna?
Wysłuchała jego wytłumaczenia i to całkowicie jej wystarczyło. Potrafiła sobie to nawet wyobrazić, chociaż trochę posmutniała słysząc, że zagaduje do innych lasek. Helena uspokój się, to twój były chłopak, nie możesz być zazdrosna. -Boże, zagadałeś do mistrzyni świata w boksie? – parsknęła śmiechem, starając się zachowywać tak, jakby wcale jej nie obeszło to co właśnie powiedział. Każdy przeżywał problemy czy trudniejsze chwile w inny sposób. Orlando upijał się i zagadywał do lasek, a ona... Helena nikomu się do tego nie przyzna, ale za każdym razem, kiedy coś szło nie po jej myśli spędzała długie godziny w swoim pokoju płacząc w poduszkę. Nie chciała, żeby nikt widział jej chwil słabości, więc gdy z niego wychodziła zakładała swoją maskę jestem silna, nic mi nie jest. Po wyjściu z więzienia nastąpiła kulminacja wszystkiego, bo zdążyła już płakać przez Orlando, przez swoją siostrę i przez Kitty, która zniknęła. A mówili, że to w więzieniu jest chujowe życie.
Widząc, że chłopak wstaje praktycznie od razu znalazła się obok niego gotowa stanowić dla niego oparcie, gdyby miał trudności z samodzielnym ustaniem. Właśnie takimi drobnymi gestami pokazywała, że wciąż nie był jej obojętny. Nie to co mówiła, a jej zachowanie było wyznacznikiem uczuć względem Orlando. – Chodź, odstawię cię do domu. – mruknęła, ale nie wiedziała jak powinna się zachować. Podać mu rękę, wziąć go pod ramię? Nie chciała go jeszcze bardziej zawstydzać, więc uznała, że poczeka na jego reakcję. – Musisz coś powiedzieć tej pielęgniarce, czy… - urwała, bo właściwie to nie wiedziała co teraz. W międzyczasie wyciągnęła telefon, chcąc sprawdzić drogę dojazdu. – Podasz mi adres? Mogę nawet zostać przez jakiś czas, upewnię się że nic ci nie jest. – zaoferowała. Być może Orlando myślał, że za jej słowami kryje się tylko i wyłącznie troska o niego, ale to było coś jeszcze. Od czasu więzienia Helena bała się zostawać sama w mieszkaniu, musiała mieć towarzystwo, a dzisiaj wszystkie jej współlokatorki jakby się zmówiły i były gdzieś na mieście. W samotności nawiedzały ją czarne myśli i koszmary, których panicznie się bała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rozbawiła go; cicho się zaśmiał, usłyszawszy jej słowa, ale niemal natychmiast zamilkł, zgrzytając zębami i znów zrobił się czerwony na twarzy. Zawstydziła go - po pierwsze przywołując mu na myśl jakieś miłe wspomnienie z przeszłości, po drugie tym, że odczytała na jego twarzy kłamstwo, a po trzecie - że nawet śmiech sprawiał mu trudny do przełknięcia ból. Wszystko wskazywało na to, że im twardszego Orlando próbował przed nią zgrywać, tym mocniej uginał się pod ciosami i nie znosił tego najlepiej.
Kolejny wymierzył sobie jednak sam - wpadką. Co prawda Helena całkiem nieźle odegrała rolę zdystansowanej byłej, ale szybko do niego dotarło, że wcale nie powinien jej zdradzać takich szczegółów. To był cholernie trudny temat - z jednej strony wcale nie czuł wyrzutów sumienia, sypiając z jakimiś przypadkowymi dziewczynami już jakiś czas po tym, jak trafiła za kratki; z drugiej - w gruncie rzeczy przez większość czasu żył w przynajmniej uczuciowym celibacie, wmawiając sobie, że panna Molligan była ostatnią, jakiej spieprzył życie, ładując się w nie z buciorami. Teraz poczuł jednak nieprzyjemny ścisk w żołądku, bo gdyby sytuacja się odwróciła i to on był na jej miejscu, to wobec domniemanego mistrza świata w boksie wyciągałby konsekwencje na własną rękę. I to na poważnie. Z trudem więc na nią spojrzał, znów zakrywając zębami dolną wargę, a żeby ukryć stres - przesunął dłonią po zmęczonym policzku u ciężko westchnął, kupując sobie jeszcze kilka chwili ciszy. - Zagadałem do dziewczyny mistrza świata w boksie. I tak na marginesie - wcale nie była taka ładna. Alkohol jest zdradliwy - odparł, niezgrabnie starając się obrócić historyjkę w żart, a skwitowanie go własnym śmiechem stanowiło chyba najlepsze podsumowanie - ż e n a d a. Żenada. Żenada, panie Ramsey.
Na takie wsparcie Heleny więc nie zasługiwał, ale ponieważ mu je okazywała, to wszystko przychodziło mu lżej, mimo że coraz mocniej musiał zaciskać zęby, byle tylko nie zapiszczeć jak kopnięty przez jakiegoś ludzkiego śmiecia kundel. Dostrzegłszy ją kątem oka, zrobił bardzo ostrożny krok w kierunku szpitalnej szafki; sięgnął po plastikowy kieliszek z dwiema tabletkami i energicznym ruchem przechylił go do gardła, zapewniając sobie choćby pół godziny ulgi, w trakcie której mógłby przynajmniej godnie wrócić do domu. - Jeśli chcesz wracać do domu, to wystarczy, że weźmiesz mi ubera. Nie chcę Cię... Nie chcę Cię fatygować - rzucił niepewnie, zerkając na jej twarz. Z jednej strony nie zamierzał psuć jej całej nocy, ale z drugiej wcale nie był pewien, że byłby w stanie się wygrzebać z auta i wczołgać po schodach na odpowiednie piętro. Prawdopodobnie naprawdę potrzebował jej pomocy, ale nie umiał już o nią prosić. - Odwiozę Cię, zgoda? Tylko tyle mogę zrobić w ramach rewanżu - rzucił niezbyt precyzyjnie, no bo w końcu kiedy ją odwiezie? Teraz? Rano? Słowa nigdy nie przychodziły mu łatwo, dlatego musiała domyślić się sama - tego oraz że w rękę, którą ku niej wystawił, powinna mu wcisnąć telefon, żeby mógł wstukać adres.

/ztx2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3
Miał nie zrobić niczego głupiego - i dobrze, że nie obiecywał tego Mikaeli, bo po raz kolejny okazałoby się, że nie dotrzymał danego słowa.
Gdy po ostatnim spotkaniu nad jeziorem, które miało być ich pożegnaniem, Mikaela wsiadła do samochodu i odjechała w kierunku miasta, Skylar nie mógł uwierzyć że to już naprawdę koniec ich wspólnej historii. Wszystkie słowa, które padły tamtej nocy utkwiły mu w głowie i stanowiły ogromny ciężar. Dopóki Miki była obok, nie potrafił się wściekać ani w jakikolwiek inny sposób dawać upust swoim negatywnym emocjom. Kiedy tylko został nad jeziorem sam, lawina runęła. Zrozumiał już, że więcej nie zobaczy dziewczyny, którą naprawdę kochał, pomimo tego wszystkiego co się wydarzyło w ich życiu.
Niewiele myśląc odpalił swój motocykl i cały w nerwach wyruszył w drogę do swojego domu. Chciał jak najszybciej oddalić się stamtąd i zapomnieć, jednak podróż na ukochanym jednośladzie w takich warunkach nie należała do najłatwiejszych. Było już strasznie ciemno. Do tego jeszcze niemała prędkość wykręcona na liczniku. To musiało się fatalnie skończyć i...Skończyło. Tyle szczęścia w nieszczęściu, że do zderzenia doszło już w bardziej cywilizowanej części Seattle, gdzie zostało to zauważone przez przypadkowych przechodniów, którzy mogli wezwać pomoc. Pogotowie szybko dotarło na miejsce. Prawdopodobnie miał więcej szczęścia niż rozumu - po wyjątkowo dramatycznej nocy i długiej reanimacji, dopiero nad ranem stan chłopaka "nieco" się ustabilizował. Wtedy to szpital poinformował rodziców Skylara o tym, co się stało.
Ale że byli daleko stąd... To Woffinden nie spodziewał się dziś żadnych gości. Zamroczony silnymi specyfikami przeciwbólowymi po prostu zasnął.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdy dzisiaj rano otworzyłam oczy na pewno nie spodziewałam się tak dramatycznych wiadomości. Po rozmowie z mamą Sky'a załapałam za kluczyki do auta, torebke i jak strzala wylecialam z mieszkania. Starałam się panować nad swoimi emocjami, jeden wypadek w zupełności wystarczyl. Czym prędzej wsiadlam do auta i ruszyłam w stronę szpitala. Byłam wściekła na niego, wściekła i zrozpaczona za razem. Nie sądziłam, że moje słowa że już nigdy się nie zobaczymy tak szybko obroca się w nicość. Życie bardzo mocno sobie że mną pogrywalo, a przy najmniej ostatnio bylo mi mało do śmiechu. Wpadłam do szpitala hak burza. Czułam że moje dłonie trzęsą się całe że strachu, nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Udałam się do recepcji gdzie siedziala starsza kobieta z okularami zsunietymi do połowy nosa.
- W której sali leży Skylar Woffinden?
Spojrzałam na kobietę, która w tym samym czasie spojrzała na mnie marszczac swoje czoło. Od razu wiedziałam że nie będzie łatwo dostać się do chłopaka nie mówiąc już o odwiedzeniu się co z jego stanem.
- A Pani to ktos z rodziny? Jeśli nie, to bardzo mi przykro nie może Pani wejść do pacjenta.
Uslyszalam w odpowiedzi na zadane pytanie. Czułam, że nie będzie łatwo. Ale postanowiłam zagrać vabank. Bo co innego miałam do stracenia. Położyłam dłoń na swoim brzuchu i ponownie wróciła wzrokiem na kobietę.
- Jeste.. Jestem jego żona, spodziewamy się dziecka. Dostałam telefon że szpitala i muszę go zobaczyć.
Wyrzuciłam z siebie prawie na jednym oddechu. Nigdy nie byłam zbyt dobra w klamaniu, ale kobieta chyba mi uwierzyła bo za chwilę poinformowała gdzie leży chłopak. Pokierowalam swoje kroki w stronę sali, nioslam dosłownie swoją duszę na ramieniu. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Gdy odnalazłam wzrokiem chłopaka i jego łóżko, poczułam jak po moich policzkach spływają łzy.
- Sky..
Wyszeptalam jedynie jego imię gdy znalazłam się obok jego łóżka. To właśnie tego widoku bałam się najbardziej gdy chłopak pierwszy raz powoedzial mi o swojej nowej pasji. Załapałam to za dłoń by po chwili oprzec delikatnie swoje czoło o jego. Ten widok łamał moje serce. Nie wiedziałam jak to się wszystko skończy. Musnelam delikatnie jego usta. Nie wiedziałam czy czuł to, czy czuł moja obecność. Ale wiedziałam że muszę tu przy nim być.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zarówno rodzice, Colin, jak i przede wszystkim Miki obawiali się, że kiedyś w końcu dojdzie do jakiegoś nieszczęścia. Do tej pory każdy upadek z crossa wychodził Skylarowi na sucho - czasem złamał rękę, czasem nogę, może lekko poobijał. Dlatego zwykle otrzepywał się po takiej kontuzji i bez przerwy rzucał mało zabawnymi żartami o "ryzyku zawodowym". Tym razem nikomu jednak nie było do śmiechu. A już na pewno nie samemu zainteresowanemu, bo to był pierwszy raz, gdy wypadek skończył się dla niego tak groźnie. Wcześniej nie robił sobie nic z konsekwencji, wierząc że przecież nic takiego nie może mu się stać. Jeździł dobrze, może niezupełnie bezpiecznie, ale z tą minimalną ilością rozwagi. Widocznie to było zbyt mało. W życiu by nie pomyślał, że osobą, którą pierwszą zobaczy przy swoim łóżku będzie Mikaela. Z drugiej strony - miała świetny kontakt z Woffindenami, a rodzice chłopaka nie mogli w jednej chwili rzucić wszystkiego i wyruszyć do innego stanu, żeby przy nim być. To raczej oczywiste, kogo zrozpaczona Ayla poprosiłaby o pomoc w takiej sytuacji jak ta. Zawsze wierzyła, że przy Miki jej syn wyjdzie jeszcze na ludzi i przestanie pakować się w kłopoty. No cóż... Raczej nic nie poszło po jej myśli.
- Miki? - to było dziwne uczucie. Czuł się kompletnie nieobecny, a widok brunetki siedzącej przy jego łóżku wydawał się tylko częścią snu, zamiast rzeczywistością. Potrzebował dłuższej chwili, żeby zorientować się, że to naprawdę się działo i Mikaela faktycznie tu była.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przez cały czas trzymalam to za dłoń, bałam się że jeśli ja puszczę chłopak zniknie na zawsze. Usiadłam na krześle które przyniosla pielęgniarka. Chyba faktycznie moje kłamstwo o ciąży się udało. Usiadłam obok łóżka chłopaka wpatrując się w niego. Gdy usłyszałam jego głos, podniosłam się z krzesła i poglaskalam druga dłonią jego policzek. W kacikach moich oczu pojawiły się łzy, łzy że szczęścia, że wreszcie się obudził.
- Hej.. oh Sky tyle razy prosiłam żebyś uważał. Twoi rodzice odchodzą od zmysłów. Ja odchodzilam od zmysłów.. Jak się czujesz?
Westchnelam głośno. Naprawdę cholernie się o niego bałam. Zawsze modlilam się by wrócił szczęśliwie do domu i gdy tylko mój telefon dzwonił A jego nie było przy mnie do mojej głowy naplywaly same czarne myśli. Faktycznie jestem chyba ostatnia osobom której chłopak mógł się tu spodziewać. Ale nie umiałam odmówić jego mamie, nie chciałam jej odmawiać. Sky wciąż był dla mnie całym światem, ale nikomu nie mogłam tego powiedzieć.
- Należy Ci się taki solidny kopniak. Nie pozwolisz mi odejść tak łatwo, prawda? Musiałam w rejestracji powiedzieć że jestem Twoja żona żeby mnie tu wpuscili i zostaniesz ojcem.
Zasmialam się chociaż wcale do śmiechu mi nie było. Naprawdę wierzyłam że spotkanie nad jeziorem będzie tym ostatnim i wreszcie jakos sobie to wszystko ulozymy. Ale los to jednak wielka suka i robi wszystko na przekór.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Bywało lepiej - odpowiedział lekko zachrypniętym głosem, powstrzymując się tym razem od kolejnej serii żenujących dowcipów. Absolutnie nie było mu do śmiechu w sytuacji, w której aktualnie się znalazł. Silił się na uśmiech tak długo, aż wreszcie na jego twarzy pojawiło się coś, co można było do niego przyrównać. Wciąż trudno było mu się odnaleźć - był bardzo nieobecny i zamroczony ogromną ilością leków.
Miki była ostatnią osobą, której by się tutaj spodziewał. Prawdę mówiąc, niewiele pamiętał z tamtej nocy, ale gdzieś z tyłu głowy miał tę świadomość, że to było ich ostatnie spotkanie. A przynajmniej takie były ustalenia. Los najwyraźniej nie zamierzał z nimi współpracować i po raz kolejny ich do siebie ściągnął, szkoda że w tak smutnych okolicznościach.
- Niech zgadnę, moja mama do ciebie zadzwoniła - wcale nie musiał o to pytać, to przecież było jasne. Skąd inaczej Mikaela dowiedziałaby się o wypadku, skoro początkowo personel nawet nie chciał jej tutaj wpuścić? - szkoda że to tylko kłamstwo... Ale za te kopniaki to ja dziękuję - dodał, powoli składając słowa. Cieszył się, że dziewczyna przy nim była. Nie zasługiwał na to, jednak nie miał zamiaru biczować się jeszcze bardziej. Spojrzał na nią niepewnie, lekko zaciskając palce na jej dłoni, jakby się obawiał, że zaraz Mikaela ją odsunie.
- Nie pamiętam, co się wtedy stało. Tylko trochę... - rzucił niewyraźnie, starając się zmusić swój mózg do jakiejkolwiek współpracy. Niestety, moment wypadku jakby tkwił za mgłą, gdzie pamięć nie była w stanie dosięgnąć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Widok chłopaka łamał mi serce. Naprawdę bardzo się o niego teraz martwiłam. Miałam nadzieję, że wypadek nie będzie miał żadnych złych następstw. Szczęście się przecież kiedyś kończy, A wiedziałam że Sky zbyt często na tym szczęściu polegał. Doskonale rozumiałam, że nie czuł się jeszcze zbyt dobrze. Ale wierzyłam, że z czasem będzie co raz lepiej. Spojrzałam na niego by po chwili sposcic wzrok. Bycie jego żona, a później matka jego dzieci było moim wielkim marzeniem. Kiedyś. Teraz już nic z nich nie zostało. Spojrzałam na nasze dłonie. Potrafiliśmy być że sobą tak blisko, przychodziły chwilę, że wydawało mi się że znów może być jak dawniej. Ale dopadala mnie po chwili ta chora rzeczywistość.
- Sky.. mieliśmy już swoją szanse. I ja zmarnowalismy. Dobrze wiesz. Po za tym podjęliśmy decyzję, że już się nie zobaczymy. Tak, Twoja mama do mnie zadzwoniła. Przyjadą tutaj, a ja nie mogłam i nie chciałam jej odmawiać.
Zagryzlam delikatnie swoje wargi. Mowienie tego wszystkiego było naprawdę bardzo ciężkie i wiedziałam że roztrzasanie tego co oboje chcieliśmy w tym momencie bylo nie potrzebne, ale nie chciałam to oszukiwać nawet teraz. Chciałam żeby miał świadomość, że to że tu jestem niczego tak naprawdę między nami nie zmienia. Nawet to że to pocalowalam, gdy tego nie czuł.
- Nie zadreczaj się. Wspomnienia wrócą. Musisz teraz dużo odpoczywac.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawda jest taka, że od zawsze we wszystkim spadał na cztery łapy. Może dziś dostał od losu bardzo subtelny znak, że pora się wreszcie otrząsnąć? Chociaż Skylar nigdy nie podchodził w ten sposób do wszelkiego rodzaju wypadków, jakie mu się przytrafiały Po prostu uznawał to za nieodłączny element swojego ukochanego sportu i nie doszukiwał się w tym jakichś głębszych przesłań. Chyba od dziś powinien jednak spróbować spojrzeć na to szerzej, z zupełnie innej perspektywy. Niewiele brakowało, żeby ratownicy przyjechali jedynie po to, żeby pozbierać zwłoki do czarnego worka. To już naprawdę nie były żarty.
Znowu się łudził. Przecież doskonale wiedział, że nie powinien, bo decyzja zapadła już dawno temu i nie było od niej odwrotu. Mimo to, Sky upatrywał w tym szansę, że jeszcze wszystko można zmienić. Niestety, nie można było.
- Tak, to akurat pamiętam. Cieszę się, że jej nie odmówiłaś. Bardzo na tobie polega - odezwał się słabo, przymykając na moment oczy, które jeszcze niezupełnie przywykły do ostrego światła - masz rację... - dodał tylko, znów spoglądając na dziewczynę. Niemrawy uśmiech ustąpił miejsca na rzecz bliżej nieokreślonego smutku, jaki teraz malował się na twarzy chłopaka. Przez cały czas gryzł się z całą sytuacją w myślach. Nie powinien, ale od zawsze był bardzo uparty.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”