WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Słysząc odpowiedź Aury, jedynie wywrócił oczami, lecz po chwili kąciki jego ust uniosły się w ulotnym wyrazie rozbawienia. Wzajemne docinki były bardzo w ich stylu, i choć znajomość nieoczekiwanie znalazła się na innych torach niżeli te, którymi podążała w nie tak odległej przeszłości, to akurat to było niezmienne.
Nawet jeżeli - przez krótką chwilę - chciał zapytać o destynację, jaką wybrała rudowłosa na swoje kolejne wakacje (bo sądził, że tam właśnie była), to świadomość tego, iż siedzi koło Perrie Hughes skutecznie sprawiła, że zaniechał prób podtrzymania dyskusji. Zamiast tego wysłuchał niewerbalnej sugestii Travisa i - wydawało mu się - w miarę ostrożnie spojrzał na mężczyzn siedzących po drugiej stronie od przejścia. Niestety, finalnie okazało się, że analiza tego, czy możliwe było zakrycie blizny tatuażami (i w drugiej kolejności zarejestrowania rozmowy nieznajomych), wcale nie była taka niezauważalna.
- Sorry - burknął - zastanawialiśmy się z kolegą, czy grałeś... - W koszmarze z ulicy wiązów, chciał powiedzieć, ale nie skończył. Może i lepiej, bo gość nie wyglądał na skorego do rozmów o swojej szpetnej twarzy, jak i Blake nie sądził, że ma choć trochę dystansu, a raczej miał mord wypisany w oczach. Freddy Krueger wypisz, wymaluj.
- One coś piły przed startem, czy... -
Ponownie nie dokończył, a z uniesionymi w zdziwieniu brwiami obserwował to, jak chwiejnym krokiem znajome ruszyły w kierunku toalety. Nie dopytywał raz jeszcze, a zamiast tego obojętnie machnął ręką w powietrzu i skupił się na dokończeniu swojej kawy, którą właśnie dopijał, kiedy wszyscy bardzo wyraźnie mogli usłyszeć płynący z głośników komunikat.
- Aha - skwitował, nie zważając na panikę, która zaczęła - poza tą całą grupą - opanowywać lecący do Seattle samolot.
- Nie ma co liczyć, że ktoś ma tak chujowe poczucie humoru, co? - mruknął, pocierając przy tym dłonią kark i parskając śmiechem.
To była jakaś a b s t r a k c j a.
Blake Griffith, zgodnie z jego specyficznym charakterem i nastawieniem do życia (i śmierci), do sytuacji stresogennych także podchodził lawirując między zupełnym, niepasującym do okoliczności absurdem, a chłodnym spojrzeniem na to, co się działo i uznaniu, że...
...jakoś będzie.
- Ej, a jak do nich dołączymy, to nas oszczędzą? - zapytał Travisa, co poniekąd brzmiało poważnie, ale chyba bardziej sobie kpił. - Stary, naprawdę, mamy już wprawę z wychodzenia z więzienia, a tu co? Nic, kurwa, jesteśmy zamknięci, a jedyna siostra Hughes w pobliżu jest najebana i... - Oto i ona.
O wilku mowa; Perrie zaliczyła spektakularny upadek w tym samym momencie, w którym on podniósł się z fotela i obejrzał za siebie.
- Prędzej się zabije, niż komukolwiek pomoże - oświadczył, ruchem głowy wołając przyjaciela za sobą, kiedy przecisnął się na wąskie przejście, by ruszyć w kierunku dziewczyn. Ale przed tym...
- Nikt chyba nie mówił, że trzeba siedzieć na miejscach, nie? -
podjął, spoglądając na nieznajomych typów i chcąc wybadać - bo coś tak mógł czuć - że mieli jakiś związek z zaistniałą sytuacją.
- Ciekawe, czy to Greenwar ma coś wspólnego z tymi -
wywrócił oczami - ekologami z letniego festiwalu. - Chyba teraz specjalnie zacznie kupować tony plastiku, by zrobić wszystkim eko-świrom na złość, to może trafi ich szlag i będzie żyło się spokojniej.

[dice]d5 = 160385168 [/dice]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="wrapper" style="position: relative;"> <div class="navi"><img src="https://i.imgur.com/HJ7f5a8.jpg" style="border: 1px; border-radius: 15px; width: 470px;"></div>
<br>
<div id="infoi" style="top: 350;left: 5;color: white;padding: 20px;width: 400px;height: 300px;margin-left: 85px;z-index: 10;position: absolute;overflow: scroll;overflow-x: hidden;text-align: justify; font-size:11px; line-height:15px;">

Perrie - upadając, obdzierasz sobie kolana do krwi. Być może jeszcze tego nie czujesz, zważywszy na ilość wypitego alkoholu, ale to tylko kwestia czas. Kto wie, może ból pozwoli ci szybciej wytrzeźwieć? Ból lub zamaskowany mężczyzna, który znienacka łapie cię za ramię, stawia do pionu, po czym niezbyt delikatnie ciągnie w stronę przodu samolotu. Na ramieniu i po bokach pewnie zostaną ci siniaki, w końcu obijasz się co chwilę o oparcia siedzeń. Mężczyzna otwiera drzwi i popycha cię mocno na grupkę uwięzionych w środku Stewardess >>> przechodzisz do tego tematu.

Aura - chcesz pospiesznie ruszyć za koleżanką i potykasz się o nią, gdy ta upada. Jesteś od niej bardziej trzeźwa, więc zauważasz uzbrojonego mężczyznę, który się do was zbliża. Instynktownie cofasz się na czworaka do toalety, a terrorysta skupia się na Perrie. Nie jest to jednak koniec twoich problemów. Po chwili w drzwiach toalety staje kolejny facet, który mierzy do ciebie z broni. — Wracaj na miejsce, zanim zastrzelę jak psa — warczy, chcąc nie chcąc, robiąc ci miejsce. Staje z boku tak, aby mieć na ciebie oko. Zostajesz posadzona obok Travisa.

Travis i Blake - komunikat, który przed chwilą usłyszeliście wcale nie był jedynie kiepskim żartem. Wręcz przeciwnie, co z resztą odczuliście na własnej skórze. Mężczyźni ubrani na czarno wstali, gdy tylko zorientowali się, że dziewczyny wyskoczyły nagle z toalety, a wy wstajecie ze swoich miejsc. Rozdzielili się. Kiedy dwóch poszło w stronę toalety, pozostali doszli do was. Mężczyzna z blizną bez cienia zahamowania i bez ostrzeżenia uderzył ciebie, Blake, w głowę bronią. Tracisz przytomność, krwawiąc. Travis, zostajesz brutalnie zatrzymany i pchnięty na swoje miejsce. Widzisz jak terroryści zabierają gdzieś Perrie, a Blake’a kładą na miejscach, na których wcześniej siedziały dziewczyny. Aura siada obok ciebie.

Blake - przed napisaniem kolejnego posta rzucasz kostką d2 w temacie z próbnymi rzutami (1-budzisz się w tej kolejce 2-budzisz się dopiero w następnej kolejce)

Travis i Aura, macie do wyboru kilka opcji:


1. Prosicie terrorystów o to, abyście mogli udzielić Blake’owi pomocy.
2. Pytacie napastników co stało się Perrie i czy możecie ją zobaczyć.
3. Decydujecie się na głupi, ale heroiczny czyn i próbujecie odebrać mężczyznom broń.
4. Nie robicie w zasadzie nic, bo za bardzo się boicie.

Rzucacie kostką d2 lub d5 na powodzenie.

Blake, za spostrzegawczość (połączenie Greenwar z zamachowcami z letniego festiwalu) otrzymujesz jednorazowo dodatkowe oczko kostki na swoją korzyść. Możesz wykorzystać je w dowolnym momencie, wystarczy że wspomnisz o tym w poście, w którym będziesz rzucał kostką. Napisz wtedy po prostu “Wykorzystuję nagrodę”.

Kod: Zaznacz cały

[dice]d5[/dice]

[dice]d2[/dice]

Rzuty kością: w przypadku rzucanią kością na powodzenie swoich działań lub na obrażenia, zasada jest taka, że im mniejsza liczba oczek, tym większe powodzenie i mniejsze obrażenie, im większa liczba oczek, tym mniejsze powodzenie i większe obrażenia. Podsumowując: mniejsza liczba oczek - skutki pozytywne, większa - negatywne.

Następny post MG pojawi się 04.07, jednak jeśli sytuacja w grze będzie rozwijać się prężnie - MG zastrzega sobie prawo umieszczenia takiego posta wcześniej. W sytuacji, gdy gracz nie zdąży dodać posta przed czasem, zostanie pominięty.
</b></div></div>[/center]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Aura nie zdążyła wyhamować za Perrie, która się potknęła, w wyniku czego sama także wylądowała na podłodze. Oczywiście w pierwszym momencie to wydawało jej się wyjątkowo zabawne - śmiech jednak ugrzązł jej w gardle, gdy dostrzegła zbliżającego się mężczyznę. Jego mina nie zwiastowała niczego dobrego i nawet będąc pod wpływem alkoholu Aura wyraźnie to dostrzegła. Próbowała wycofać się na czworaka, może tylko trochę mając wyrzuty sumienia z powodu zostawienia Perrie samej. Potem jednak uznała, że może dzięki temu będzie mogła jej pomóc. Nawet jeśli jakiś plan rodził się w jej głowie to nie doszedł do żadnego poważnego etapu, bo Aura zobaczyła wycelowaną w siebie broń. Miała wrażenie, jakby wytrzeźwiała w okamgnieniu. Podniosła się i na sztywnych nogach ruszyła we wskazane miejsce, opadając ciężko obok Travisa.
- Cholera, dokąd oni ją zabierają - mruknęła, doskonale świadoma, że mężczyzna raczej nie zna odpowiedzi na to pytanie. Dopiero po chwili zorientowała się, że brakuje Blake'a i wychyliła się, zerkając na siedzenia przed nimi. - Chryste, czy on…? - nie dokończyła, rzucając szybkie i przestraszone spojrzenie Travisowi. Zaczynała do niej docierać powaga całej tej sytuacji.
Gdyby mogła, najchętniej cała wniknęłaby w ten fotel. Ale adrenalina już zaczęła buzować jej tuż pod skórą, a w połączeniu z alkoholem mogła stanowić mieszankę wybuchową. Aura dyskretnie spoglądała w kierunku mężczyzn, którzy byli za to odpowiedzialni.
- Musimy coś zrobić, a ich jest tutaj tylko dwóch - szepnęła do Travisa, choć fakt, że goście posiadali broń powinien zostać przez nią jakoś uwzględniony. - Masz przy sobie coś twardego? Albo ostrego? - Delikatnie przekręciła głowę w stronę mężczyzny, starając się jednak nie zwracać na siebie uwagi terrorystów. Gdyby miała choć trochę oleju w głowie siedziałaby potulnie jak trusia, czekając na rozwój wypadków. Ale nie miała, a do tego strach sprawiał, że była coraz bardziej wkurzona na tych, którzy doprowadzili do tej sytuacji. Nie lubiła się bać. - Odwrócę ich uwagę. No, przynajmniej jednego z nich - mruknęła i nim dotarłoby do niej, jaki to fatalny pomysł, zawołała hej, ty! do tego, który wcześniej do niej mierzył. I gdy ten stanął obok, zamiast trzymać się swojej pierwszej myśli, która zakładała raczej stopniowe wdrążanie planu (tego, którego właściwie nie mieli), uniosła zaciśniętą w pięść dłoń, waląc nią prosto w jego krocze. Korzystając z zaskoczenia (a miała nadzieję, że i ogromnego bólu), poderwała się ze swojego miejsca, licząc na to, że uda jej się wyrwać facetowi broń. Albo chociaż dać czas Travisowi na wymyślenie czegoś, zanim ich wszystkich zastrzelą.

[dice]d5 = 572299304 [/dice]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szybciej niż by im się to podobało dostali odpowiedź nie tylko na to czy dołączenie do pijanych pań im pomoże, ale też czy mogli wstawać z miejsc. Mężczyźni obruszyli się bez powodu, a Travis nie dostał nawet szansy dopytać o wspomniany festiwal. To mogła być ważna informacja, ale nim się obejrzał nieprzytomnego przyjaciela przerzucili na przednie siedzenia, a kiedy on sam chciał się przepchnąć, żeby sprawdzić czy narwanicy nie zrobili Griffithowi poważnej krzywdy został pchnięty na siedzenie. Zajrzał do niego mimo wszystko między siedzeniami, niepewny czy rzeczywiście zobaczył krew, czy tylko mu się wydawało; nie miał na to zbyt wiele czasu. Mimowolnie podniósł wzrok gdy kolejne postacie zaczęły przechodzić obok.
-Dziób samolotu. Nie mają wiele opcji. – Odpowiedział, jeszcze przyglądając się chwilę za oddalającą się, chwiejną sylwetką Perrie, a głównie jej ramionami i głową. Zacisnął szczękę odwracając głowę w stronę rudowłosej, z niespokojnym wyrazem, starając się jednocześnie go ukryć. –Tylko po co? – Szepnął. –Na razie tylko nas zastraszają. – Boleśnie. Nie miał zamiaru temu zaprzeczać, ale chociaż mogli zabić kobiety przy ubikacji, czy nawet znacznie poważniej uszkodzić jego wraz z Blakiem, to jednak strzały nie padły, nikt nie został uduszony, czy wyrzucony z pokładu. Nie było jeszcze fatalnie, ale to szybko mogło się zmienić.
Podniósł wzrok na stojących mężczyzn, by upewnić się gdzie każdy z nich stoi. Coś zrobić, było świetnym początkiem, tylko potrzebowali to przemyśleć, ustalić plan działania. Nie mieli w końcu do czynienia z przypadkowymi klubowiczami, tylko uzbrojonymi terrorystami. Mimo to skinął głową (może trochę za wcześnie), zaraz nerwowo mierząc wzrokiem bagaże podręczne pod ich nogami, mentalnie wertując już swój własny plecak. –Może Blake ma. – Odpowiedział cicho i sięgnął do rzeczy przyjaciela, na oślep licząc, że chwyci coś przydatnego, z coraz bardziej zaciskającym się żołądkiem gdy nie natrafiał na nic konkretnego. W dodatku nie do końca wiedział na co dokładnie liczył, ale gdy w dłonie wpadło mu coś przypominającego długopis pomyślał, że zawsze można użyć tego do dźgania. Musiało wystarczyć, bo Aura nie dała mu czasu na dalsze poszukiwania.
Zdjął skuwkę, w pośpiechu opuszczając ją z powrotem do plecaka. -Pióro. – W cichym sapnięciu słychać było wręcz radość. Z tak ostrą stalówką miał większe szanse niż Jason Bourne z długopisem, a Wick z ołówkiem. To niemalże rekompensowało fakt, że w porównaniu z dwoma bohaterami akcji, Travis Cavanagh miał dokładnie zerowe doświadczenie w zaawansowanych sztukach walki, czy profesjonalnej walce wręcz. Ostatnie bójki nie były adekwatnym porównaniem, ale liczył też, że niewielka przestrzeń z jaką pracowali zadziała na ich korzyść.
Wyskoczył na korytarz, gdy tylko kobieta zwolniła swoje miejsce i rzucił się na drugiego terrorystę licząc na to, że ciężarem swojego ciała obali go na ziemię bądź siedzenia (a przy okazji i jego kolegę jeśli tamten był w pobliżu). Piórem wycelował we wnętrze jego przedramienia, nie by dźgnąć, a raczej przeciągnąć je w dół, by wywołać więcej bólu i uszkodzeń. Miało to powstrzymać mężczyznę od sięgnięcia po broń, aby Cavanagh ją przejął. Potrzebowali tego, jeśli chcieli szalę tej sytuacji przeciągnąć na swoją stronę, Travis nie był tylko pewien jak skuteczni będą w całym ogóle impulsywnej szarpaniny.

[dice]d5 = 1894987133 [/dice]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Razy, kiedy stracił przytomność z jakiegoś powodu, mógł policzyć na palcach jednej ręki. Z reguły odnoszone obrażenia nie były tak mocne, aby sprowokować ten poniekąd błogi stan nieświadomości kiedy się nie wie, co dzieje się dookoła, a z drugiej strony omdlenia wcale przyjemne nie były. Niespodziewany cios w tył głowy skutecznie sprawił, że nie powiedział ani jednego słowa więcej; nie miał jak dopytać o tę całą grupę, o to, co w zasadzie zamierzają, ani posłać ani jednego ciętego komentarza w eter. Blake Griffith chyba lubił się z problemami, czasami mając pełną świadomość tego, że jego zachowanie mogło wywołać wiele konsekwencji, głównie zaliczających się do tych negatywnych. Rzadko kiedy go to stopowało, a teraz zastopowało go mocne uderzenie bronią zadane przez mężczyznę.
Nie wiedział ile czasu minęło, a ciemne mroczki zdawały się tańczyć przed jego częściowo rozchylonymi powiekami. Coś ciepłego i nieprzyjemnie lepkiego spływało po jego karku, zatem odruchowo uniósł rękę i dłonią przesunął po tyle głowy. Pulsujący ból uświadomił go, że tam coś musiało się zadziać, więc nie bawiąc się w lekarza, zostawił ranę samą sobie, bo przecież nie mogła (a przynajmniej tak mu się wydawało) być tak głęboka, aby zagrażała mu bardziej.
Widząc idącego korytarzem mężczyznę, ponownie przymknął powieki i zastanowił się, co mógł zdziałać. Początkowo planował dać Travisowi znać, że żyje i wszystko jest względnie okej, tylko wypadałoby coś zadziałać. Jak się okazało, nie musiał nawet mówić nic głośno, wszak dwójka siedząca za jego plecami bardzo szybko wpadła na pomysł, który mógł zakończyć się zarówno wielkim powodzeniem, jak i olbrzymią porażką.
Korzystając z tego, że zawartość bagażu podręcznego jednej z dziewczyn (może wtedy, kiedy został "położony" na ich miejscach) częściowo się rozsypała na fotelu, sięgnął po kabel, będący prawdopodobnie słuchawkami (albo i ładowarką, nie przyglądał się) i czymś, co przypominało... truskawkę.
Aura?
Na pewno było jej, więc nie zdziwiłby się wcale, gdyby udało jej się przemycić na pokład coś groźnego w sposób taki, gdzie wcale na to nie wyglądało i nikt nie miał podejrzeń. Nie wahając się dłużej, doskoczył w geście pomocy do osoby (Aura lub Travis) znajdującej się najbliżej (żeby nie przepychać się przez i tak wąski korytarz), by za pomocą zdobytych rzeczy dodać swoją cegiełkę w tej nierównej walce.

(W kostce wypadła jedynka )

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="wrapper" style="position: relative;"> <div class="navi"><img src="https://i.imgur.com/HJ7f5a8.jpg" style="border: 1px; border-radius: 15px; width: 470px;"></div>
<br>
<div id="infoi" style="top: 350;left: 5;color: white;padding: 20px;width: 400px;height: 300px;margin-left: 85px;z-index: 10;position: absolute;overflow: scroll;overflow-x: hidden;text-align: justify; font-size:11px; line-height:15px;">

Udaje się wam przejąć broń terrorystom na tyłach samolotu. W następnej kolejce macie czas na przedstawienie szczegółowego planu dalszego działania i wykonanie pierwszego kroku. Rzucacie kostką d2 lub d5 na powodzenie.

Blake
Kręci ci się w głowie, ale nie na tyle, żebyś nie był w stanie chodzić, chociaż gwałtowne ruchy nie są wskazane.

Pamiętajcie, że na tyłach samolotu znajduje się czterech (obecnie pozbawionych przez was broni palnej) terrorystów. Facet z blizną wydaje się kimś ważniejszym, niż pozostali.

Kod: Zaznacz cały

[dice]d5[/dice]

[dice]d2[/dice]

Rzuty kością: w przypadku rzucanią kością na powodzenie swoich działań lub na obrażenia, zasada jest taka, że im mniejsza liczba oczek, tym większe powodzenie i mniejsze obrażenie, im większa liczba oczek, tym mniejsze powodzenie i większe obrażenia. Podsumowując: mniejsza liczba oczek - skutki pozytywne, większa - negatywne.

Następny post MG pojawi się 08.07, jednak jeśli sytuacja w grze będzie rozwijać się prężnie - MG zastrzega sobie prawo umieszczenia takiego posta wcześniej. W sytuacji, gdy gracz nie zdąży dodać posta przed czasem, zostanie pominięty.
</b></div></div>[/center]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Aura lubiła działać szybko, zamiast analizować wszystkie możliwe scenariusze z bardzo prostego powodu – dzięki temu zwykle nie zdążyło do niej dotrzeć, ile ten czy inny pomysł może mieć wad. W tym przypadku było podobnie, a do tego rudowłosa była wciąż wspomagana procentami, które tylko w pewnym stopniu wydawały się ulatniać pod wpływem powagi sytuacji. Nigdy nie była dobra w długie dysputy i zastanawianie się, rozpisywanie wszystkich za i przeciw, by dopiero na tej podstawie określić cały bilans zysków i strat, a dopiero potem podjąć decyzję.
Gdyby dała sobie jeszcze minutę lub dwie, robiąc coś więcej poza delikatnym kiwaniem głową na słowa Travisa, skoro w jej myślach już krystalizował się pewien plan, zrozumiałaby pewnie, że ryzykuje w ten sposób nie tylko swoim życiem, ale też współpasażerów – mniej lub bardziej przypadkowy wystrzał mógł przecież nieść za sobą katastrofalne konsekwencje. Ale nie brała tego pod uwagę, skupiona na jednym konkretnym celu, gdy rzucała się na tego faceta – chciała odebrać mu broń, zanim ktokolwiek z niej zginie. Gdzieś za swoimi plecami zarejestrowała ruch i była świadoma szarpaniny, która musiała się tam wywiązać, ale liczyła, że Travis (nie miała w końcu pojęcia, że Blake w międzyczasie się przebudził) sobie poradzi. Ona sama musiała się skupić na swoim przeciwniku. Przez chwilę się siłowali, ale najwyraźniej mężczyzna wciąż był obolały po jej uderzeniu, bo wkrótce to właśnie Aurze udało się wyszarpać mu broń z ręki. Niewiele myśląc wycelowała w niego.
Rusz się tylko, a ci je odstrzelę, obiecuję – warknęła, nawiązując do wcześniejszego uderzenia w krocze. Przesunęła się tak, by cały czas nie spuszczać wzroku (i broni) z mężczyzny, ale także móc zobaczyć, jak radzi sobie reszta towarzystwa. I odetchnęła z ulgą, widząc, że nie tylko Travis jest cały i zdrowy, ale chyba i Blake (o zgrozo, nigdy nie sądziła, że będzie się cieszyć z jego powodu!).
Jak miło, że do nas dołączyłeś. – Na krótki moment wyszczerzyła zęby w uśmiechu, szybko jednak spoważniała. – W porządku? – zapytała, najpierw nieco dłużej przytrzymując spojrzenie na Blake'u, którego w głównym stopniu dotoczyło to pytanie, bo to właśnie on wcześniej oberwał, ale niebawem przeniosła je również na Travisa, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wyglądał okej.
Co z nimi robimy? Co w ogóle dalej robimy? – Mogła straszyć kogoś bronią, ale zdecydowanie wolała, by plan obmyślali inni. Ona wpadała na zbyt głupie pomysły, by można było jej zawierzyć w tak poważnej sprawie.

[dice]d5 = 1508617266 [/dice]
Ostatnio zmieniony 2021-07-07, 20:51 przez Aura Whitbread, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Spontaniczność okazała się ich sprzymierzeńcem. Travisowi wydawało się, że rozegrali to nawet lepiej niż niektóre pomysły na które wpadał dla rozrywki, a nie towarzyszyły im zazwyczaj stawki życia i śmierci. Może to dlatego, że Aura to zainicjowała. Może dlatego, że pracowali w grupie i nawet wsparł ich Blake. To właściwie dzięki niemu nie odstrzelił im głów czwarty terrorysta będący jeszcze poza zasięgiem gdy rzucali się do boju.
Po rozpłataniu ramienia piórem odebranie broni pierwszemu mężczyźnie, choć nie bez swoich wertepów, poszło w miarę szybko. Ten zajął się swoimi obrażeniami bardziej niż pistoletem, acz trochę się stawiał jeszcze nim stalówka została przytknięta do jego skóry. To zadziwiające jak taki niewinny przybór do pisania mógł przydać się w takiej sytuacji.
-Broń na podłogę. – Zażądał trzymając zdobyty pistolet, celując nim do terrorysty, który wylądował na ziemi po tym jak wpadł na niego jego własny kolega. Travis musiał mu jeszcze wcześniej przywalić by upewnić się, że ten zbyt szybko nie odzyska orientacji w otoczeniu. Teraz było już dla niego za późno. Terrorysta odłożył broń na ziemię. –A teraz odepchnij ją. Pod siedzenia. – Wskazał na lukę należącą do siedzeń w których jeszcze do niedawna siedział z Blakiem. Mógłby sam ją podnieść, ale wcale nie chciał ryzykować schodzenia z powrotem na ziemię i kucania, żeby któryś z napastników mógł go kopnąć i przechylić szalę z powrotem na swoją stronę.
Odetchnął subtelnie pod nosem, dopiero teraz mierząc sytuację dookoła siebie. Niewielki uśmiech ulgi pojawił się na jego twarzy gdy zdał sobie sprawę, że nie tylko Aura sobie poradziła, ale i że Griffith wrócił na nogi. Zawiesił na nim pytające spojrzenie po pytaniu rudowłosej. Sam skinął głową, przenosząc oczy przez terrorystów do Aury. –A z tobą?
Wydawało mu się, czy do tej pory wszyscy to przeżyli? Nie zostały wystrzelone nawet żadne nieprzewidziane strzały, żadna błądząca kula nie trafiła w przypadkowego pasażera. Ta cała szalona akcja rzeczywiście miała miejsce.
-Na początek… – Rozejrzał się. –Na początek trzeba by ich związać. – Tylko czym? Musieli się upewnić, że mężczyźni nie wrócą do swoich poprzednich czynności jak oni pójdą sprawdzić co dzieje się na przodzie samolotu. –Nie macie niczego ze sobą? – Spojrzał na terrorystów. Tylko ludzi zastraszali czy też ich unieruchomili? Jeśli zastosowali drugą opcję mogli mieć coś przy sobie. –Zostawienie jednego z nas nie przejdzie. – Pokręcił głową. Mężczyzn było zbyt wielu, a oni potrzebowali też swojego najpełniejszego składu jeśli chcieli zdziałać coś dalej. –Bo chyba… nie tylko ja myślę o tym, żeby przejść na przód…? – Spojrzał po nich, jednocześnie znowu zahaczając wzrokiem o terrorystów, cały czas upewniając się, że nic nie kombinują. –Z kokpitu można by też dać znać co tu się dzieje, ale w pierwszej kolejności wsadzić pilota za ster. – W tym wszystkim najgorsze było jak zamknięci na właściwie niewielkiej przestrzeni byli. Nie mogli wyrzucić z jadącego samochodu mężczyzn, ani sami wyskoczyć. Nie mogli się oddalić od niebezpieczeństwa, a jedynie je zredukować. –Wróć, jeszcze przed tym musimy unieszkodliwić gości, którzy się tam kręcą.- Miał wrażenie jakby mówił same oczywistości, rozumiane przez każdego w tej sytuacji.
-Najlepiej byłoby nie dać o sobie znać. Wziąć ich z zaskoczenia. – To wszystko oczywiście po tym jak już zwiążą osobników pod ich nogami. –Co wy w ogóle planujecie? – Nogą szturchnął wykrawające się mężczyznę z blizną. Jego kolega odstąpił już trochę swojego materiału, żeby przewiązać ranę, teraz uciskaną dłonią. –O co tu chodzi? – Zmarszczył brwi. Poczucie winy nie szturchało go gdy widział szkarłat wsiąkający w wykładzinę. Nie był jeszcze na tym etapie, zbyt zagłuszony adrenaliną i świadomością, że muszą działać, że to się jeszcze nie skończyło. –I odepchnij też to pióro. – Zorientował się, że leżało tuż obok mężczyzny. Travis złapał je pod but i przepchnął jeszcze w tył.
-Gość dalej. – Kiwnął głową w głąb samolotu. –Niedługo się zorientuje co tu się dzieje, ale z nim nie powinno być problemów, jak jesteśmy w trójkę. Po cichu zajrzymy co dzieje się dalej, ilu ich tam jest, jeśli kogoś tam trzymają dobrze by było ich wyprowadzić, a później zaszantażować ich bronią? – Użyć ich własnej broni. –Tylko pewnie też będą uzbrojeni… – Zauważył krzywiąc się. –Kurde, można by strzelać po nogach, ale tam jest za dużo aparatury. Jak uszkodzimy samolot to dopiero będzie kicha. A jakby ich wywabić? Jakimś zawołaniem od kolegów? – Spojrzał na terrorystów i znów na Aurę i Blake’a.

[dice]d5 = 1807855763 [/dice]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Od odzyskania przytomności starał się trzeźwo patrzeć na to, co działa się dookoła, aczkolwiek stanowiło to poniekąd wyzwanie - głównie z tego powodu, że nie dość, że byli w powietrzu, a lot sam w sobie nie był czymś w stu procentach stabilnym, to jeszcze strata krwi i mocne uderzenie w głowę robiły swoje.
Jedną ręką przytrzymał się zagłówka jednego z foteli, drugą będąc gotów doskoczyć do kogokolwiek z napastników, kto tylko w jakiś sposób zagrozi bezpieczeństwu jego znajomych, bądź jemu. Nie był szczególnie wrażliwy na krzywdę obcych ludzi - co pewnie nie było dobre, ale i tym się nie przejmował - więc swoją uwagę skupił na tym najbliższym otoczeniu. Na szczęście (albo co było wielkim niefartem) aż czterech członków ugrupowania, jakie porwało samolot, było w ich pobliżu, a Travis wraz z Aurą jakimś cudem (chyba naprawdę c u d e m) zdobyli broń. Przez chwilę był skłonny pomyśleć, że nieznana mu szajka przyjęła tę dwójkę w swoje (nie)szanowne progi, gdyby nie to, że polała się nie tylko jego krew, a pomogło w tym - ku jego lekkiemu rozbawieniu - pióro od Jackie.
- No nieźle - rzucił, kiedy to Cavanagh wydawał twarde polecenia, w międzyczasie stopą odsuwając artykuł piśmienniczy od jednego z nieznajomych mężczyzn. Nie zastanawiał się długo, a dzięki przyciśnięciu kolanem któregoś z gości (obojętnie którego) do wąskiego przejścia, mało subtelnie zacisnął swoje palce wokół stawiających opór rąk faceta.
- Wolisz, żeby zabił cię kierowca karawanu, czy fryzjerka? - mruknął pod nosem, wcale nie kryjąc nuty rozbawienia, kiedy tamten mimowolnie prychnął i się poddał. Przechwycone z któregoś z bagaży podręcznych słuchawki były jedyną opcją (jak na razie) w jego posiadaniu, za pomocą której mógł (najprawdopodobniej tylko chwilowo, ale kto wie) związać nadgarstki jednego z porywaczy.
- Bywało lepiej, ale nie narzekam - odpowiedział Aurze, kątem oka spoglądając też na Travisa - posiadacie jakieś jeszcze tajemnicze umiejętności? - zapytał, brodą wskazując na broń i wciąż trochę nie rozumiejąc jak weszli w jej posiadanie, kiedy - jak mu się wydawało - był nieprzytomny jakieś pięć sekund. Owszem, wydawało mu się.
- Macie coś, co pomogłoby nam związać tych, tu... - burknął, na początku gestem wskazując na napastników, a potem bez żadnego skrępowania patrząc na ludzi siedzących - wciąż niespokojnie - na miejscach pasażerskich na tyłach samolotu. Ufał, że ci nie stracili poczucia tego, kto jest winny, a kto próbuje zrobić coś dobrego, nawet jeżeli sprawy rozwijały się tak szybko.
- Gdzie jest Perrie? - zapytał po chwili, orientując się, że ciemnowłosa gdzieś... przepadła. Odruchowo spojrzał za siebie (skoro widział ją gdzieś w okolicach toalety wcześniej), by w następstwie przejść raz (chwieeeeejnym krokiem w okolice siedzeń, gdzie znajdowały się ich bagaże (mało subtelnie, pewnie przydeptując palce któregoś z nieznajomych, czy trącając ich w inny sposób).
- Przy kluczach miałem... - podjął, chcąc odnaleźć zarówno je, jak i przede wszystkim dorwać się do breloka z karabińczykiem i paracordem, co mogło być w tej sytuacji bardzo pomocnym.
- Najłatwiej byłoby ich wszystkich wyrzucić z samolotu - skwitował lekko, tonem sugerującym, że wcale nie miałby z tego powodu wyrzutów sumienia. - Nie możemy upchnąć ich po dwóch w toalecie, i wziąć resztę z zaskoczenia jak postanowią sprawdzić co tu się dzieje? Na tego i tak patrzeć się nie da - mruknął, krzywiąc się po pojedynczym spojrzeniu na typka z blizną, kiedy inni jego koledzy zareagowali niespokojnym wzrokiem skierowanym w jego kierunku. Brwi Blake'a powędrowały do góry w niemym "aha", uznając, że jemu przyda się coś mocniejszego do związania, albo...i nie tylko. Na swój niefart, Scarface zaczął się głośno burzyć i sugerować, że ktoś się do niego zbliży i coś zrobi, to będą mieć przejebane, na co Griffith wywrócił oczami.
- Dobranoc - warknął, przypominając sobie, że wcześniej zamówił kawę, którą co prawda dopił, ale wykonana z twardego, solidnego szkła filiżanka wraz z niewielkim talerzem deserowym czekała na zabranie przez stewardessy, jakie (już wiadomo dlaczego) zaginęły w akcji.
- Jesteśmy kwita - oznajmił, kiedy szkło spotkało się z - tym razem - potylicą tegoż faceta, kiedy naiwnie stwierdził, że stawianie oporu i podnoszenie się do pionu to najlepszy pomysł. Po tym, jak talerz pękł na pół, schylił się, by złamać oba kawałki szkła między dłoń, choć średnio rozsądny to był ruch, bo w powrocie do poprzedniej pozycji raz jeszcze nieco zakręciło mu się w głowie, a w oczach pojawiły mroczki.
- Kurwa - zaklął mimowolnie, a kiedy już się wyprostował i posłał znajomej dwójce pytające spojrzenie.
To co, sprawdzamy, czy zmieszczą się w wc, czy prowadzimy ich na przód?
Nie zapytał głośno, a wrócił do szukania czegoś, czym można byłoby związać resztę sprawców całego zamieszania.

(to ja poproszę o te dodatkowe oczko na swoją korzyść)

[dice]d5 = 1804188264 [/dice]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="wrapper" style="position: relative;"> <div class="navi"><img src="https://i.imgur.com/HJ7f5a8.jpg" style="border: 1px; border-radius: 15px; width: 470px;"></div>
<br>
<div id="infoi" style="top: 350;left: 5;color: white;padding: 20px;width: 400px;height: 300px;margin-left: 85px;z-index: 10;position: absolute;overflow: scroll;overflow-x: hidden;text-align: justify; font-size:11px; line-height:15px;">


To prawda, że macie niebywałe szczęście i chyba wszyscy, włącznie z wami oczywiście, są tym faktem zaskoczeni. Dobrze, że wpadliście na jakikolwiek plan. Co prawda koniec końców nie wyrzuciliście nikogo z samolotu, ale udało wam się napastników związać. Przydały się do tego słuchawki od telefonu, ale i kilka rzeczy od życzliwych pasażerów, którzy po waszej brawurowej akcji sami postanowili się uruchomić. Kilku mężczyzn zaoferowało się do pilnowania terrorystów, jeżeli faktycznie będziecie chcieli udać się na przód samolotu. W pewnym momencie słyszycie głośny wystrzał, którego się nie spodziewaliście. Chyba nie wszystko poszło po waszej myśli, a głównie dlatego, że nie przeszukaliście niebezpiecznych mężczyzn.

Aura - udaje ci się odebrać broń terroryście, który po chwili siedział związany na ziemi, razem z resztą. Sukces sprawia, że tracisz czujność, co pozwala facetowi z blizną wyciągnąć zza paska na plecach niewielki pistolet i strzelić w twoja stronę. Pocisk trafia cię w stopę, przelatując na wylot. Zaraz po tym terrorysta zostaje znokautowany filiżanką przez Blake’a.

Macie kilka opcji do wyboru:
1. Zostawiacie terrorystów pod opieką innych pasażerów i ruszacie z bronią na przód samolotu, aby sprawdzić co tam się dzieje i ewentualnie opanować sytuację i przejąć samolot. W razie wybrania tej opcji kontynuujecie grę w tym temacie.
2. Zostajecie na tyłach, aby mieć oko na schwytanych terrorystów, bo nikomu z nieznajomych pasażerów nie ufacie, poza tym chcecie pomóc rannej Aurze.

Powyższe opcje są przykładowe, możecie je modyfikować lub zdecydować się na własną opcję, wedle uznania.

Niezależnie od tego co zrobicie, rzucacie kostką d2 lub d5 na powodzenie.

Kod: Zaznacz cały

[dice]d5[/dice]

[dice]d2[/dice]

Rzuty kością: w przypadku rzucanią kością na powodzenie swoich działań lub na obrażenia, zasada jest taka, że im mniejsza liczba oczek, tym większe powodzenie i mniejsze obrażenie, im większa liczba oczek, tym mniejsze powodzenie i większe obrażenia. Podsumowując: mniejsza liczba oczek - skutki pozytywne, większa - negatywne.

Następny post MG pojawi się 11.07, jednak jeśli sytuacja w grze będzie rozwijać się prężnie - MG zastrzega sobie prawo umieszczenia takiego posta wcześniej. W sytuacji, gdy gracz nie zdąży dodać posta przed czasem, zostanie pominięty.
</b></div></div>[/center]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To poszło za łatwo. W gruncie rzeczy Aura doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Nie była żadną superbohaterką, a jedynie kobietą aktualnie przekonaną o tym, że mogą sobie poradzić z uzbrojonymi facetami, którzy pewnie od miesięcy planowali porwanie tego samolotu. Oczywiście gdzieś w niej była ta świadomość, że to się może nie udać – ba, że to w ponad dziewięćdziesięciu procentach na pewno się nie uda – jednak miała jednocześnie w sobie dziecięcą wiarę. A ta o dziwo była na tyle silna, by przykryć wszystkie wątpliwości.
Ze mną też – powiedziała krótko, dokładając do tego delikatne skinienie głową. Jednocześnie słuchała mężczyzn, wędrując wzrokiem po twarzach terrorystów i zastanawiając się, jak można byłoby rozwiązać tę sprawę. Nie mogli przecież zostać tutaj, mając ich cały czas na muszce. Głównie dlatego, że na przodzie była jeszcze reszta tej grupy, a gdyby któryś z tamtych pojawił się tutaj to straciliby element zaskoczenia.
Zabrali ją do przodu – odpowiedziała w międzyczasie Blake'owi, gdy zapytał o Perrie. To była kolejna sprawa. Chociaż dopiero co poznała kobietę, obok której zajęła miejsce to jakoś nie mogła sobie wyobrazić, żeby zostawili ją tak po prostu w rękach tych typów. – Ja mam kabel od ładowarki. Możemy pozbierać od ludzi takie rzeczy i jakoś tym ich spróbować związać. Albo ogłuszyć – powiedziała, wzruszając ramionami, jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem. Nie miałaby żadnych wyrzutów sumienia wobec tych facetów, tego była pewna. – Niech ludzie ich pilnują, zostawimy im jedną broń. Ej, Simon – krzyknęła, przypominając sobie o tym, że nie leciała – teoretycznie – sama. Zanim jednak mogłaby współpracownikowi powiedzieć, czego od niego chce, wydarzyło się coś zupełnie niespodziewanego. Aura uniosła wzrok w momencie, gdy mężczyzna z blizną wyciągnął dłoń w jej stronę z pistoletem. Nie była pewna, czy się poruszyła czy cofnęła w momencie wystrzału. Z pewnością jednak krzyknęła, początkowo bardziej z zaskoczenia niż bólu. Ten przyszedł później, ale był tak intensywny, że Aura poleciała do tyłu i kłapnęła tyłkiem o podłoże. Jej biały trampek zyskiwał coraz bardziej intensywnie czerwony kolor.
Kurwa, postrzelił mnie – wymamrotała, blednąc. Dłonie zaciskała na trzymanym pistolecie – tyle dobrego, że chociaż wcześniej jej palec zsunął się ze spustu, więc przynajmniej ona do nikogo przypadkiem nie strzeliła.

[dice]d5 = 1632798777 [/dice]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-To się chyba nazywa instynkt samozachowawczy? – Objawiający się, najwidoczniej, u różnych osób na różne sposoby. Siedząc cicho na swoich miejscach byliby bezpieczni, prawdopodobnie, na tamtą chwilę, ale w ogólnym rozrachunku wisiało nad nimi poważniejsze niebezpieczeństwo zdolne zmieść cały samolot z nieba. Tak wyobrażał sobie to przynajmniej Cavanagh. Nie wierzył po prostu w pozytywne zakończenie tej podróży dla nich, o ile sami nie postanowią czegoś zrobić.
Póki co, w dodatku, byli cali. Ich trójka. Od kiedy stracili Perrie z oczu trudno było powiedzieć co dokładnie się z nią działo. Travis jednak nadal planował sugerować się odgłosami, a raczej ich brakiem. Krzyk, strzały. Możliwe, że nadal tam była, możliwe, że i w swoim pijańskim stanie została w głównej mierze zignorowana gdy już zabrano ją w przednią sekcję samolotu. Lubił myśleć, że to ona przysparzała im więcej kłopotów niż odwrotnie.
-Tak byłoby najlepiej. – Przyznał rację Griffithowi. W ten sposób nie musieliby się martwić co dalej mężczyźni będą chcieli kombinować. Co z oczu to z głowy, jak to mówią. Mimo tego, wersja z toaletami brzmiała jak coś w co rzeczywiście powinni zainwestować czas. Miał się z resztą wypowiedzieć na ten temat, skoro wykonali już część roboty z ograniczaniem ruchu nieproszonym pasażerom. Otwierał usta i wtedy rozległ się strzał. Zamarł na chwilę, nim gwałtownie odwrócił się w stronę z której rozniósł się huk. Wszystko było tak blisko, ale strzały mogły paść przecież tylko od niewielkiej grupki i w duchu, przez ten ułamek sekundy, liczył, że to jedno z nich strzeliło sprowokowane przez napastnika, a nie odwrotnie.
Wycedził wiązankę przekleństw i już okręcił ciało by dopaść do nieprzytomnego Scarface, ale nerwowo zerkając do Aury zmienił kolejność działania. –Zabierz mu broń. – Rzucił tylko do Blake’a nim przeskoczył przez kłody na jego drodze, aby przedostać się w tył samolotu.
-Muszą mieć tutaj apteczkę. – Oznajmił na tyle głośno by rudowłosa go usłyszała mimo tego, że się oddalał. Na szczęście z ich miejsc, do tylnej sekcji dla pracowników nie było daleko. –Aura, jak dasz radę, zdejmij but. – Zdążył zobaczyć, że to właśnie ta część jej ciała zaczęła się zakrwawiać, tam z resztą skupiła się uwaga samej poszkodowanej. W pośpiechu zaczął otwierać zabezpieczone półki, na pierwszym miejscu napotykając się na sprzęt używany do demonstracji na początku lotu. Póki co okazywało się to szalenie bezużyteczne. Miał wrażenie, że niektóre szafki sprawdził dwa razy, tylko po to by znaleźć to czego szukał w tej drugiej. –Mam! – Wrócił do nich. –Dobra musimy to… – Urwał, skupiając w końcu wzrok na kobiecej stopie. –O kurwa. – Wyrwało mu się. Spojrzał na Blake’a z nietęgą miną, nim przykucnął przy rudowłosej. Pistolet wcześniej wciśnięty za pasek, położył tuż obok swojego kolana, chcąc mieć go na oku. –Opatrzymy to. – Zapewnił ją. –I wepchniemy ich do tych WCtów… jak będzie czas. – Zwrócił się znów do przyjaciela. Nie trzeba było mówić na głos, że Aura nie mogła im towarzyszyć z dziurą w stopie. Dziurą.
To do niego nie docierało. Nie w pełni. Chociaż starał się myśleć i nie rzucać w bezsensowne czyny, to właśnie nimi wygłuszał częściowo powagę sytuacji. Głębokie debaty nad swoją śmiertelnością przyjdą później, acz czuł jak zimne macki owijają się wokół jego karku, i jak pasożyt wszczepiają w układ nerwowy. Tyle krwi.
Otworzył apteczkę, przeglądając co znajdywało się w jej wnętrzu. –Chyba, że ogłuszyć wszystkich? – Uniósł głowę, zerkając na Blake’a. –Mniej zachodu, ale też mało konkretny czas działania… – Zauważył z lekkim skrzywieniem, nim wrócił do postrzelonej. Oczyścić ranę, zalepić gazami i zabandażować. To chyba wszystko co mógł zrobić. –Mamy tu lekarza? Czy ktoś tutaj jest lekarzem? – Uniósł nieco głos rzucając spojrzeniem na pasażerów w siedzeniach, zaraz sięgając po destylowaną wodę. Nawet jeśli ktoś się zgłosi, lepiej było nie tracić czasu.

[dice]d5 = 1058244913 [/dice]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wszystko działo się szybko.
Za szybko.
Zajęty rozmyślaniem nad planem odnośnie tego, co mogliby zrobić z terrorystami, by jakimś - ponownie - cudem - bezpiecznie (w miarę możliwości) dolecieć do Seattle, albo gdziekolwiek indziej, jak i kodując, że zarówno Aura jak i Travis są cali, stracił ten cenny moment uwagi i nie zdążył wyrwać broni z rąk faceta z blizną. A może to przez sięgnięcie po filiżankę wraz ze spodkiem, które w następstwie rozbił na jego głowie? Bez różnicy; cień wyrzutów sumienia i ewidentny grymas zawodu pojawił się na jego twarzy w tej samej sekundzie, w której huk wystrzału wypełnił przestrzeń, a on zdążył wyłapać w jakim kierunku leci pocisk.
Zacisnął szczękę, starając się pozbyć sprzed oczu niepokojących flashbacków (prawie jak z Wietnamu, ale jednak nie; sprzed sześciu lat, niemalże dokładnie), jakie mimowolnie pojawiły się przed jego oczami. Kłótnia, sprzeczka, szarpanina. Ingerencja, mająca pomóc, lecz finalnie historia zakończyła się potrójną tragedią.
...żeby tylko potrójną.
Potrząsnął głową, chcąc pozbyć się tych myśli i pustej obietnicy, jaką posłał wtedy do ówczesnej narzeczonej.
Zaczekaj tu, sprowadzę pomoc. O b i e c u j ę.
Nie zdążył i nadal nie umiał sobie tego wybaczyć. Winny? Owszem.
- Ja... kurwa... - mruknął, butem kopiąc faceta, aby upewnić się, że na pewno jest nieprzytomny, a w tym samym czasie odbierając mu broń. Tą samą, jaką chwilę wcześniej została postrzelona Aura. Rozejrzał się dookoła, prędko podchodząc do bagażu podręcznego jednej z kobiet i wyjmując z niego tabletki przeciwbólowe. Starsza pani siedząca nieopodal podała szybko wodę mineralną, jaką rudowłosa mogła - w razie potrzeby, a ta pewnie zaistnieje - popić proszki i odrobinę sobie pomóc.
- Travis - powiedział głośno, patrząc na przyjaciela - zajmiesz się nią? - Nie czekał na jasną odpowiedź, a skinął głową na znak, że wierzy, że to zrobi i nie pozwoli się jej wykrwawić.
- Poczekaj, mam opaskę, możesz nią zabezpieczyć opatrunek - oświadczył po chwili, i wciąż obserwując najbliższe otoczenie i terrorystów, zdjął najpierw koszulkę, a potem wcześniej wspomnianą opaskę, która co prawda miała pomóc stabilizować bark, ale i tu mogła w jakiś sposób się przydać, a przynajmniej taką miał nadzieję. Podał ją przyjacielowi i ponownie się ubrał, pewnym chwytem łapiąc broń.
- Czas skończyć się z nimi pierdolić, bo komuś może stać się większa krzywda - powiedział gorzko, odwracając głowę i oglądając się w stronę dziobu samolotu.
Perrie.
Zabrali ją do przodu.
- Poradzisz sobie, Whitbread, okej? A potem wymyślę jeszcze lepsze wakacje, niż Meksyk, a ty mi udowodnisz, że nie wymiękasz przy jeszcze dłuższych trasach - skwitował, czekając aż ta skinieniem głowy potwierdzi jego propozycję. Później posłał tylko jedno, przeciągłe spojrzenie w stronę Travisa; w końcu znali się już tak długo, że ten musiał wiedzieć, co Griffith miał w planach.
- Uważajcie na siebie - powiedział na odchodne, a w następstwie swoich słów skierował się na przód, nadal mając przy sobie broń i być może te klucze z karabińczykiem, o ile wcześniej je odnalazł. Może powinien się lepiej nad tym zastanowić, skoro i z tamtej strony usłyszał niepokojący huk wystrzału?
M o ż e.

[dice]d5 = 1114646379 [/dice]

/ zt tutaj, w kolejnej kolejce napiszę z przodu samolotu :meh: :hero:

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="wrapper" style="position: relative;"> <div class="navi"><img src="https://i.imgur.com/HJ7f5a8.jpg" style="border: 1px; border-radius: 15px; width: 470px;"></div>
<br>
<div id="infoi" style="top: 350;left: 5;color: white;padding: 20px;width: 400px;height: 300px;margin-left: 85px;z-index: 10;position: absolute;overflow: scroll;overflow-x: hidden;text-align: justify; font-size:11px; line-height:15px;">

Aura
Nie czujesz się najlepiej. Jest ci słabo i na zmianę uderzają w ciebie fale gorąca i zimna. Prawdopodobnie jest to wynikiem zdenerwowania, bólu i lekkich turbulencji, w które wpadł samolot. Z jakiegoś powodu sam widok krwi sprawia, że jest ci niedobrze. Ktoś podszedł, aby pomóc cię opatrzyć, ale wokół widzisz tylko rozmazane plamy.

Travis
Wygląda, że masz pecha i w samolocie, a przynajmniej tu, na tyłach, nie ma lekarza. Po chwili nieśmiało zgłasza się młody chłopak. — Od niedawna mam praktyki jako pielęgniarz w szpitalu. Mogę zerknąć, jeśli nie macie nic przeciwko.
Ochotnik jest chudy, a brązowa czupryna na jego głowie sterczy na wszystkie strony. Wygląda bardziej jak informatyk, ale jak to mówią, lepszy dach w garści niż gołąb na wróblu, tak?

Rzucasz kością d5 na powodzenie działań ochotnika-medyka.

W pewnym momencie usłyszeliście słowa, płynące z głośników:
Witam ponownie. Chciałem poinformować naszych drogich pasażerów, że przedstawiciele prawa z Seattle postanowili nie spełnić naszych skromnych żądań. Konsekwencją ma być katastrofa lotnicza. Macie pięć minut na pożegnanie się z bliskimi. Dobranoc.

W dalszym ciągu możecie ruszyć do przodu samolotu, jeśli się na to zdecydujecie, kontynuujcie w tym temacie.

Blake
Odpowiedź dla ciebie znajduje się tutaj.

Kod: Zaznacz cały

[dice]d5[/dice]

[dice]d2[/dice]

Rzuty kością: w przypadku rzucanią kością na powodzenie swoich działań lub na obrażenia, zasada jest taka, że im mniejsza liczba oczek, tym większe powodzenie i mniejsze obrażenie, im większa liczba oczek, tym mniejsze powodzenie i większe obrażenia. Podsumowując: mniejsza liczba oczek - skutki pozytywne, większa - negatywne.

Następny post MG pojawi się 14.07, jednak jeśli sytuacja w grze będzie rozwijać się prężnie - MG zastrzega sobie prawo umieszczenia takiego posta wcześniej. W sytuacji, gdy gracz nie zdąży dodać posta przed czasem, zostanie pominięty.
</b></div></div>[/center]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Aura bardzo starała się zachować zimną krew, co wcale nie było łatwe, kiedy ból zaczynał jej coraz bardziej doskwierać. To, co mówił do niej Travis, czy Blake właściwie wpadało jej jednym uchem, a za chwilę wypadało kolejnym i chociaż Whitbread robiła wszystko, co w swojej mocy, aby jakoś skupić się na ich słowach, to było po prostu trudniejsze od niej.
Proste komunikaty – na tym potrafiła jakoś skoncentrować się. Zdejmij but. Z niejakim trudem, ale udało jej się to zrobić, nawet jeśli puściła podczas tej czynności wiązankę przekleństw, bo oto nagle okazało się, że poruszanie przestrzeloną stopą nie należało wcale do najprzyjemniejszych.
Ale mogę nie patrzeć? – próbowała zażartować, aczkolwiek oczywiście, że jej wzrok natychmiast pomknął w tamtą stronę. Zabawne, bo Aura nigdy nie wydawała się szczególnie wrażliwa na widok krwi. Zwykle jednak ta wypływała z czyjegoś ciała, a nie jej własnego i może właśnie na tym polegała różnica. Uniosła nieco głowę, by wbić spojrzenie w Blake'a.
Czy ty mi właśnie obiecałeś kolejne wspólne wakacje? Cholera, patrzeć, jak ją spełniasz to świetna motywacja, żeby przeżyć ten pieprzony lot – wymamrotała, a zaraz potem ściągnęła brwi w wyrazie niezrozumienia. Nie miała jednak siły, żeby wyjaśnić Griffithowi, jakim kiepskim pomysłem może być przedostanie się na przód samolotu w pojedynkę.
Wolała też nie pytać, czy o kurwa, które wyrwało się z ust Travisa było komentarzem na temat całej tej sytuacji, czy może jednak dotyczyło stanu jej własnej stopy. Uznała, że w tym momencie lepiej tego nie wiedzieć. – Jak dla mnie możemy ich nawet zastrzelić. – Trudno powiedzieć, czy tylko bełkotała, czy może rzeczywiście los terrorystów był jej zupełnie obojętny. A nawet więcej – ewentualne wyrzuty sumienie i tak skutecznie zagłuszał ból, który jeszcze nie znikał, pomimo połkniętych tabletek.
Zaraz mi przejdzie, okej? Tylko mi to czymś zabandażujcie i dam radę wstać, pójdziemy za nim – naprawdę chciała to obiecać Travisowi, jednocześnie zerkając na mężczyznę, który się do niej zbliżał, by – z tego, co zrozumiała – pomóc przy opatrunku, ale kiedy chciała się trochę przekręcić i przyjąć wygodniejszą pozycję, tak bardzo zakręciło jej się w głowie (może poniekąd od tego delikatne trzęsienia w samolocie?), że musiała przytrzymać się siedzeń, aby całkiem nie rozłożyć się na tym korytarzu.
Nie, zdecydowanie nie chciała się rozkładać w tym cholernym samolocie.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Seattle Summer Mess - lot”