WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chyba w takim miejscu nie potrzebowałaby towarzystwa. Nie miała problemu z byciem samą, w końcu tak wiele czasu w ten sposób spędzała. Tyle nocy przespała w pustym domu, tyle razy nie miała się do kogo odezwać, gdy rodzice byli w pracy, a bracia zajmowali się własnym życiem. Przyzwyczajona była natomiast do pustych rozmów o sztuce, które miały na celi jedynie podkreślenie jej wykształcenia, w które rodzice pakowali pieniądze od lat. Miała jednak na wiele tematów własne zdanie i kto wie, może towarzystwo innych, bardziej wrażliwych na sztukę osób, byłoby miłą odskocznią.
Nie mogła nawet marzyć o tym, by dorównać umiejętnościami swojemu bratu, ale zawsze uważała, że ta muzyka może być jedną z niewielu rzeczy, które będą w jakiś sposób ich łączyć. Gitara wydawała się na tyle prosta, by chętnie podejmowała nauki u Lucasa, doceniając wspólnie spędzane chwile.
– Cały Lucas. – zażartowała, chociaż oboje doskonale wiedzieli, że jego problem z alkoholem zaczynał dawać się wszystkim we znaki. A przecież Luc był zdolny, mógł osiągnąć wielki sukces. Liczyła na to, że ta wizja będzie mu pomagać w spełnianiu marzeń.
Powoli przestudiowała kartkę, którą przyniosła kelnerka, uśmiechając się pod nosem, gdy czytała oryginalne nazwy drinków, próbując rozszyfrować, co mogą w sobie zawierać. Nie była znawcą, ale nieco nauczyła się od rodziców oraz ich wypchanego po brzegi barku. Wiedziała, czego nie należy nawet próbować, bo wykrzywia twarz i nie ma sensu pić na siłę czegoś, co jej nie będzie smakować, znała też kilka specyfików, które należały do tych smakowo bezpieczniejszych. Wybrała półwytrawne białe wino, licząc na to, że nie będzie za bardzo cierpkie i będzie mogła je powoli popijać, żeby nie zaczęło szumieć jej w głowie. Tego wieczora już nieco wypiła i była przekonana, że niewiele brakowało, by dotarła do stanu wstawienia.
– Oryginalnie. – zaśmiała się, sięgając po kufel. – Może to i lepszy pomysł, niż te ogromne kieliszki, które podają w niektórych miejscach, a które strach wziąć do ręki. – zauważyła z uśmiechem. Jej matka uwielbiała wielkie kieliszki, lubiła kryształy, właściwie wszystko, co było drogie i na takie wyglądało. A Luna zawsze wywracała oczami, gdy nalewała do nich nawet wodę albo sok pomarańczowy. Pewnie nie jeden taki kieliszek już w swoim życiu stłukła. – Oj tak, znajomi Lucasa na pewno uznaliby to miejsce za godne uwagi. Obawiam się jednak, że szybko by je swoją obecnością… popsuli. – dodała i wzruszyła lekko ramionami. Niewielu znajomych Lucasa lubiła, nie wszystkich też znała, ale wiedziała, że miał na liście kontaktów kilku snobów, na których nawet nie mogła patrzeć.
Parsknęła śmiechem, słysząc jego słowa i szybko zakryła usta, starając się opanować. Teraz ją to bawiło, ale ile kłótni o studia miała już za sobą oraz ile wylanych łez… wolała więc podejmować decyzje pobogosławione przez ojca.
– Marketing. Musiałam coś wybrać, rodzice nie zgodzili się na rok przerwy. Mama już ma pomysł, że zostanę specem od PRu, że może jednak będę mogła pracować dla rodziny. – westchnęła i sięgnęła po swoje wino, starając się ukryć kuflem swoją przygnębioną minę. Wino było dobre, chociaż tyle miała z tego wszystkiego przyjemności.
– Czy dobrze słyszałam, że szykujesz się do awansu, czy Lucas sobie to tylko wymyślił? – zagadnęła, bo rozmawianie o jej niepowodzeniach, jak to ładnie ujmowali rodzice, nie było dla niej specjalnie interesujące.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wielkie kieliszki były w końcu eleganckie[/i[ i bogate, choć nawet dla niego absolutnie przesadzone. Gdyby nalać je do pełna, opróżniłoby siępół butelki wina naraz.
Z drugiej strony, może i miało to jakieś plusy. Nie w towarzystwie, w którym obowiązywała ta mistyczna etykieta, ale tak o, siedząc w mieszkaniu i nie musząc się za często ruszać po dolewkę.
- I właśnie dlatego mu o tym występie nie przypominam. I liczę, że nigdy sam na to miejsce nie wpadnie - przytaknął rozbawiony, choć w jego śmiechu było ziarnko gorzkiej prawdy.
W tej kwestii zgadzał się z Luną zupełnie. Lucas był jego bliskim przyjacielem, ale jego grupa znajomych nie przypadała Williamowi do gustu. Owszem, na imprezach byli znośni - jak dziewięćdziesiąt procent balujących, obcych mu ludzi, ale tylko pod warunkiem, że impreza nie była zamkniętą domówką. W swoim gronie bowiem tylko wzmacniali swoje niepożądane cechy, zmieniając się w bandę artystycznych zarozumialców.
Lucas, naturalnie, by się z nim w tej kwestii nie zgodził. Ale każdy człowiek miał pewną maskę, którą zmieniał w zależności od tego w jakim towarzystwie przebywał. On sam miał takich tysiące i sam nie wiedział, która z nich była najbardziej prawdziwa. Chyba wszystkie po trochu.
- No popatrz. Może ja zostanę prawnikiem rodziny i będziemy pracować razem - rzucił zuchwale, siląc się na powagę. - Ja będę zdawał ci raporty z tego, w jakie tym razem gówno wdepnęli twoi obrzydliwie bogaci rodzice, a ty będziesz obracać to w wielkie zwycięstwo.
Marketing. To było pewnie ostatnie, czego by się po niej spodziewał - choć sam nie wiedział dlaczego. Może przez to, że ten wybór był faktycznym buntem wobec nierealistycznych i chorych ambicji rodziców? Lucas w końcu odnajdywał się w swojej karierze wybitnego i zdolnego muzyka, Hayes podświadomie uznał, że młoda Harlow może będzie się opierać, ale też da za wygraną w pewien sposób. Najwyraźniej jej nie docenił.
Upił łyk wina, adaptując się do tej nowej zmiany tematu, nim kiwnął wreszcie głową, uśmiechając się oszczędnie. Praca mimowolnie sprawiła, że jego kark posztywniał, a w ramionach pojawiło się napięcie, choć sam nie miał pojęcia do końca dlaczego. W końcu awans, nieważne w jakiej branży i w jakiej sytuacji, był dobrą sprawą. Prawda?
- Jeden krok dalej do zostania wysysającym z ludzi szczęście duchem - odrzucił sarkastycznie, opadając w głębokie oparcie fotela. - Wiesz, że twój ojciec ostatnio dał mi wizytówkę sklepu, w którym mogę kupić porządny, skórzany neseser?
Rozłożył szeroko ręce, wpatrując się w nią z wyczekiwaniem, choć samo wspomnienie tej sytuacji było tak absurdalne, że jego głos zadrżał od śmiechu.
- Persefono, nie możesz walczyć o ludzką niewinność z tanim neseserem - dodał z westchnieniem, odginając mały palec dłoni trzymającej za pozłacane ucho kufla, w podkreśleniu swej wykwintności.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– W takim razie nie będę mu o tym miejscu wspominać. – uśmiechnęła się tajemniczo, chcąc zachować to miejsce w jego oryginalnej postaci, bez bandy bogatych kumpli Lucasa. Poza tym jakoś nie widziała możliwości, by mu o tym powiedzieć. Na pewno pojawiłyby się pytania, skąd to miejsce zna oraz z kim tam była, a biorąc pod uwagę reakcję Williama po ich pierwszym i ostatnim pocałunku, odpowiedź nie byłaby taka łatwa. Jak miałaby wytłumaczyć nadopiekuńczemu bratu, że planowała szlajać się sama po mieście i przypadkiem spotkała Hayesa?
– Czyżbyś uknuł ten niecny plan razem z szanownymi Harlowami? – spojrzała na niego rozbawiona. – Albo czytasz im w myślach. Kto jest w stanie najlepiej ratować imię rodziny, jeśli nie jej członek? Dobry specjalista od kreowania wizerunku jest niczym skarb. Zaraz obok najlepszego prawnika i doradcy finansowego. – teatralnie wywróciła oczami, jakby mówiła o oczywistych sprawach, szarej codzienności bogatych ludzi, którzy nie musieli martwić się takimi sprawami, bo ktoś robił to za nich. Chociaż Grace i Arthur lubili mieć władzę i chętnie angażowali się w sprawy poprawiające jakość ich życia, mieli za dużo na głowie, by zajmować się wszystkim. A ich pracownicy, ci najcenniejsi, byli świetnie wynagradzani, to też robili wszystko, by tej rodzinie żyło się jak najlepiej.
Sama nie wiedziała, czy tego od życia chciała, jednak musiała coś wybrać. Czyż nieidealnym kierunkiem był marketing, w którego specjalizacjach będzie mogła wybierać, kiedy już odnajdzie swoja drogę? Oczywiście mydliła im oczy, opowiadając o czekających na nią wyzwaniach i perspektywie zdobywania wiedzy, która będzie korzystna dla rodziny. Ile to artykułów przeczytała, by móc im przedstawić ewentualne ścieżki kariery, do każdej z nich wplatając coś, co jakkolwiek zdobędzie aprobatę rodziców. Może w innych okolicznościach byłaby bardziej podekscytowana swoim wyborem, jednak teraz… robiła wszystko, by mieć po prostu święty spokój.
– A nie krok bliżej do efektywniejszego zmieniania świata na lepszy? – uniosła pytająco brew, zastanawiając się nad jego słowami. Czyżby w ciągu kilku tygodni zmienił postrzeganie swojej pracy, czy wtedy w nocy mijał się z prawdą?
– Po pierwsze, chyba zaczynam żałować, że przyznałam się do tego imienia. – westchnęła ciężko i zaśmiała się. W nieokreślony dla niej sposób, było to miłe, że zapamiętał to i tak się do niej zwracał, ale nie mogła dać tego po sobie znać. – A po drugie… zadbam o to, żeby ojciec podarował ci taki porządny, skórzany neseser z okazji awansu, skoro tak bardzo chce, żebyś jakiś miał. – dodała z uśmiechem. – Może nie wiesz, ale Arthur śledzi twoją karierę zawodową i ostatnio słyszałam, jak rozmawiał z mamą o twojej ostatniej sprawie. Najwidoczniej wyczuwa szybki awans, skoro mu się o tym neseserze przypomniało. Co jest… głupie, ale ojciec nigdy nie potrafił szczerze rozmawiać i dzielić się swoimi przemyśleniami. – wzruszyła lekko ramionami, nie chcąc, by jej słowa brzmiały zbyt poważnie. Znała jednak swojego ojca i podejrzewała, że wyczuwa potencjał Williama i rozmyślał o tym, czy nie powinien mieć go w swojej drużynie.
– Poza tym… to jak w końcu? Walczyć o ludzką niewinność, czy wysysać z ludzi szczęście, Williamie? – spytała poważnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pomimo tego jakie podejście do swoich rodziców miała Luna, a nawet jakie miał on, prywatnie, jednocześnie ich doceniał. Doceniał zaufanie jakie w nim pokładali - a także to, że, poniekąd, traktowali go jak swojego. Zawsze przyjmowali go w domu z radością, wypytywali o pracę, o postępy, o nowe sprawy, którymi mógł się podzielić. Wiedział, że pewnie nieraz była w tym odrobina fałszu lub zwykłej, ludzkiej ciekawości - gdy jednym z klientów kancelarii, w której pracował, był ktoś znajomy, kto wpadł w kłopoty, lub gdy po prostu potrzebowali plotek. Doceniał wtedy to, że zgrabnie ten fałsz przed nim ukrywali. Kto jak kto, ale oni potrafili zachowywać się w towarzystwie - tylko za zamkniętymi ścianami spraw rodzinnych pokazywali swoją prawdziwą, wymagającą twarz.
- Wspaniale, będę go wyczekiwać z utęsknieniem - odpowiedział, zgrabnie traktując to jako dobre wyjście, ucieczkę od pierwszego pytania.
Bo właśnie, co tak właściwie planował robić? Wiedział, co chciał. Pamiętał marzenia i ambicje młodego Williama Hayesa, świeżo upieczonego absolwenta. Pamiętał zamydlone spojrzenie, z jakim spoglądał na swoją przyszłą karierę. I pamiętał każdy dzień, w którym ktoś oderwał kawałek od jego perfekcyjnej przyszłości, odzierał rzeczywistość z różowego filtra, przez który ją oglądał.
Na tego typu konwersacje był jednak zdecydowanie zbyt trzeźwy.
- Jakkolwiek twój ojciec pewnie chce mieć jakiegoś zaufanego prawnika zawsze pod ręką, doceniam. Naprawdę - kontynuował wymijająco. - Arthur zawsze traktował mnie inaczej niż artystów, którymi otaczał się Lucas. Chyba nie ziałem aż tak desperacją jak oni.
Odchrząknął lekko, przenosząc wzrok w powierzchnię ciemnego wina, które w kuflu i tym kiepskim oświetleniu wydawało się czarne niczym nafta. Upił mały łyk - przypomnienie o ukrytej w podstępnym kolorze słodyczy.
- Awans to krok dalej. Kiedy będę na swoim, może wreszcie będę mógł coś zmienić - przyznał, starając się wydobyć z siebie obojętny ton, mimo tego, że ten temat podburzał krew w jego żyłach, zachęcając do szybszego wlewania w siebie alkoholu. - Ale zaczynam utwierdzać się w przekonaniu, że żeby do tego dotrzeć, etap wysysania z ludzi szczęścia jest niezbędny.
Uśmiechnął się krzywo, unosząc kufel lekko w jej kierunku, w niemym toaście do sam nie wiedział czego. Nie potrafił rozmawiać na ważne dla siebie tematy, ani uzewnętrzniać się z łatwością - przynajmniej w tak napiętym i w pełni trzeźwym stanie. Liczył jednak,że go zrozumie.
- Chciałbym, żeby to wszystko było czarno-białe. Ale ciężko rozróżnić już, co jest dobre, a co nie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przyglądała się twarzy Williama, na ile było możliwe w przygaszonym świetle, gdy tak zgrabnie omijał pewne tematy. Ona nie miała problemu z mówieniem o pewnych sprawach, głośno wygłaszając opinie na wiele tematów. Niektórymi rzeczami była po prostu zmęczona, miała więc gdzieś, co pomyślą inni. Nie była swoją matką, by skrzętnie ukrywać każdy problem, choć ta od lat uczyła ją zamiatania spraw pod dywan. Lunie z trudem przychodziło ukrywanie własnych słabości i emocji, a co dopiero własnego zdania. Trudno jednak było o szczerą rozmowę z kimkolwiek, kto tak naprawdę nie znał jej rodziny i nie wiedział, jak wygląda ich życie. William poniekąd wiedział, dlatego czuła, że z nim rozmawiać może.
Na usta cisnęło się jej jeszcze więcej pytań, które musiały pozostać niewypowiedziane, nigdy nie odnajdując na nie odpowiedzi. Dostrzegała niechęć Hayesa do kontynuowania tej rozmowy, dlatego postanowiła w nią nie brnąć. Pokiwała powoli głową, jakby się z nim zgadzała i sięgnęła po swoje wino, którego podczas ich rozmowy powoli ubywało.
- Prawnicy zawsze by chcieli, żeby wszystko było czarno-białe. – westchnęła nieco rozbawiona. Podobne podejście miał jej ojciec. Domyślała się, jak trudno było oceniać niektóre czyny, gdy w grę wchodziło wiele odcieni szarości. Jednak gdyby nie to, nie byliby wcale potrzebni. Z drugiej strony… co tak naprawdę było złe, a co dobre, gdy każdy wychowywał się w zupełnie innym świecie, kierowany swoim własnym kompasem moralnym?
Wstała, odstawiając pusty kufel na stolik i bez słowa podeszła do barierki, zza której miała całkiem przyjemny widok na lokal oraz muzyków, którzy właśnie rozpoczynali kolejny utwór. Spokojniejszy, nieco melancholijny, ale bardzo poruszający. Ułożyła łokcie na barierce i wlepiła spojrzenie w dwóch mężczyzn, którzy skupiali się na swoim brzmieniu. Muzyka powoli robiła się intensywniejsza, przesiąknięta emocjami, które z łatwością trafiały do Luny. Aż w końcu w jej oczach pojawiły się łzy. Cicho pociągnęła nosem i ściągnęła wierzchem dłoni pojedynczą mokrą kroplę spływającą po jej policzku. W takim momencie nie mogła się rozkleić. Nie w tym miejscu. Nie przy Williamie.
– Świetni są. – przyznała, gdy wróciła na swoje miejsce, mając nadzieję, że jej nagła zmiana nastroju nie zostanie zauważona. – Spróbujmy kolejnego specjału tego miejsca, jestem przekonana, że będzie równie dobry. – dodała szybko, próbując znaleźć jakiś temat, by zająć swoją głowę. Niemal w tym samym momencie na górze pojawiła się kelnerka, pewnie dostrzegając stojącą przy barierce chwilę wcześniej Lunę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Świat byłby bardzo piękny, gdyby był wyłącznie czarno biały. Ludzie dzieliliby się na dobrych i złych. Rzeczywistość na prawdę i fałsz. Wszystkie sprawy w sądzie byłyby oczywiste, może łatwiejsze do udowodnienia. On sam potrafiłby znaleźć pocieszenie w świadomości znajdowania się po dobrej stronie barykady - tej, która walczy z przysłowiowym złem, jak w kreskówkach i komiksach, które czytał za dzieciaka, tylko bez żadnych supermocy.
Z drugiej strony, wiedział zbyt wiele o tym, jak cienka potrafiła być granica między jednym a drugim by w najśmielszych snach wyobrażać sobie życie w ten sposób bez innych, moralnych dylematów, na które nie potrafiłby sobie odpowiedzieć.
Milczał, obserwując, jak wstaje z miejsca. Sącząc swoje wino, zapatrzony w jej rozświetloną w półmroku sylwetkę niemal nie zorientował się, gdy i jego kufel był pusty. Odstawił go z opóźnieniem na blat, trafiając na niego niemal na oślep.
W Harlow było coś magnetyzującego. Coś, co sprawiało, że pomimo niskiej ilości promili we krwi, siedząc przy niej czuł się niemal z powrotem pijany. Gdy temat jego pracy znikał, wraz z jej miękkim głosem przebijającym się przez muzykę napięcie uchodziło z jego barków.
Gdy wróciła do ich stolika, dostrzegł zmianę, choć nie potrafił do końca jej nazwać. Jak słowo, którego się zapomniało, a które tkwiło na końcu języka. Niezdefiniowane emocje odbijały się w jej szklistych oczach, zagadka do rozwiązania, enigma bez żadnych wskazówek, z którą on nie potrafił sobie poradzić - a tak bardzo chciał, choć nie potrafił przyznać przed sobą do tego powodu.
- Bardzo - skinął głową, początkowo, odruchowo, podchwytując jej chęć odwrócenia uwagi od tej zmiany nastroju. Przywykł do tego. Do udawania, lawirowania wokół różnych tematów przy wspólnej świadomości pełni sytuacji. W pracy robił to nieustannie - czy przez doświadczenie, czy przez jakiś śmieszny, naturalny talent. Jednym Bóg dał talent do tworzenia muzyki, innym do malarstwa, a jeszcze innym - do odnajdywania się w sytuacjach towarzyskich przesączonych fałszem.
Wiedział, że nie chciała rozmawiać. Szczególnie gdyby spytał "hej, chcesz o czymś porozmawiać?. Musiała takich pytań usłyszeć już tysiące, za każdym razem, gdy jej wzrok na moment oddawał prawdę o jej samopoczuciu, skrzętnie skrywaną pod maską uprzejmego zainteresowania.
Na chwilę poczuł się bardzo, bardzo głupi. Przyprowadzając ją do miejsca przesączonego płynącymi z muzyki emocjami, powinien przewidzieć, że nie będzie to tak idealna opcja jak wydawało mu się początkowo.
Alternatywy wpadające mu do głowy balansowały jednak na krawędzi ostrożnego zainteresowania, chęci niesienia pomocy, jak i czystego szaleństwa.
- Na pewno dadzą nam butelkę na wynos, jeśli poprosimy - zagadnął, wzrokiem nakazując znajomej kelnerce zatrzymanie się nim dotarła po schodach do ich stolika. - Możemy poczekać do końca tej piosenki i stąd wyjść. Koncerty nie sprzyjają rozmowom - dodał, myślami usilnie starając się nie wybiegać w rejony Lucas mnie zamorduje.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie przeszkadzała jej ta cisza panująca w półmroku, dopełniana dźwiękami muzyki. Choć trudna dla niej i przytłaczająca, bardzo prawdziwa i przyziemna. To wręcz bolało, kiedy każda rozbrzmiewająca nuta powodowała ukłucie w sercu. Przyzwyczajona do tych ukłuć nie potrafiła na nie narzekać, bo przypominały one tym, o czym zapomnieć nie chciała. Ten moment, kiedy oddech powracał, był niczym zdjęcie z niej ogromnego ciężaru, co przynosiło ogromną ulgę. Łzy potrafiły czasem oczyścić jej obolałą duszę. W chory, masochistyczny sposób, lubiła, gdy bolało, bo wtedy wiedziała, że nie zamienia się w swoich bezdusznych rodziców, którzy już dawno chyba przestali cokolwiek czuć.
Czy chciała o czymś porozmawiać? Było multum tematów, których nie mogła i nie potrafiła podjąć w rozmowie z innymi osobami, cały czas czekając na kogoś, kto wreszcie zrozumie. Nie potrzebowała pobłażliwych spojrzeń, sztucznych uśmiechów i fałszywej troski. Chciała kogoś, kto przytaknie, kto wesprze samą swoją obecnością, kto powie pieprzyć ich wszystkich, a ona w to uwierzy. Nadal była na tyle młoda, by potrzebować uwagi, ale na tyle już emocjonalnie dorosła, by mów zdecydować, kogo tak naprawdę jest w stanie do siebie dopuścić.
Uniosła pytająco brew, gdy zaproponował wzięcie butelki na wynos. Niepewnie spojrzała na zatrzymującą się na schodach kelnerkę, a potem wróciła wzrokiem do mężczyzny. Co właściwie chodziło mu po głowie? Nie wydawał się skory do rozmów, dlatego była przekonana, że muzyka na żywo załatwiała tę sprawę i pozwalała im spędzić ten czas w milczeniu, ale nie w zupełnej samotności.
– Jasne. – odparła z delikatnym uśmiechem, nadal zastanawiając się nad jego propozycją. Dokąd mieli pójść? O czym chciał z nią rozmawiać, skoro w tym spokojnym miejscu muzyka stała się przeszkodą? Nie pytała jednak na głos, jakby nie chciała otrzymać na żadne z tych pytań odpowiedzi. Co, jeśli zdałby sobie sprawę z tego, co właściwie jej proponuje i postanowił nagle odstawić do domu, do którego nie chciała wracać?
– Nie musimy czekać do końca. – przyznała, wstając z fotela i ostatni raz zerkając na scenę. Z płaszczem przewieszonym przez przedramię ruszyła za Williamem oraz kelnerką po schodach, by na dole wybrać butelkę na wynos.
Mroźne nocne powietrze musnęło jej skórę, gdy wyszli na zewnątrz. Na szczęście alkohol krążący w ciele rozgrzewał na tyle, by nie trzęsła się z zimna w krótkiej sukience i za cienkim płaszczu. Przeniosła spojrzenie na Hayesa, który właśnie machnął na nadjeżdżającą taksówkę, bez słowa wsiadając do niej samochodu otwarte przez niego drzwi.
– W jakim innym miejscu muzyka nie przeszkodzi w rozmowie i wpuszczą nas z butelką wina? – przechyliła głowę w jego stronę i delikatnie uniosła brew, o chwilę uprzedzając pytanie kierowcy o docelowy adres. Nigdy nie była u niego w domu, więc w pierwszej chwili nie zorientowała się, gdy to namiary na swoje mieszkanie podał taksówkarzowi. Zignorowała także ciekawskie i znaczące spojrzenie, które jej posłał, gapiąc się na nią przez tylne lusterko, prawdopodobnie zastanawiając się nad dzielącą, dwójkę jego pasażerów, różnicą wieku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

yearn
Lokal, który wybrała świętująca swoje urodziny koleżanka Luny, mieścił się akurat w takiej dzielnicy, która bardzo Hayesowi odpowiadała. Uznając to za doskonały, potencjalny spacer, przyszedł do Dragona na nogach, spalając przy tym jedną, może dwie fajki. W sam raz, by istotnie nazwać to spacerem, choć absolutnie za nimi nie przepadał. Nie lubił chodzenia bez sensu i bez celu, nawet w towarzystwie, jeśli nie było odpowiednie. Lubił za to chodzić jeśli miał konkretny punkt, do którego miał dotrzeć, więc często zapuszczał się w te bardziej bogate towarzysko rejony unikając taksówek czy własnego auta.
Tym razem jednak gdy wyszli na zewnątrz, uderzył go podmuch zimnego powietrza. Nie brał na poprawkę buzującego w jej żyłach alkoholu - gdy przesunął spojrzeniem po jej skąpym ubiorze i przykrywającym go lekko, cienkim płaszczu, powątpiewał w jej odporność na obecną temperaturę. Było jużpóźno, a ulice rozświetlały jedynie światła latarni, neonów i przejeżdżających obok samochodów.
Ku pierwszemu takiemu machnął ręką, dostrzegając w nim żółte barwy taksówki. Doceniał to, jak krążą w okolicach lokali jak sępy wygłodniałe klientów - nie trzeba było długo czekać, wpatrując się w ekran telefonu.
- Znam jedno - odparł z rozbawieniem, dostrzegając zaciekawione spojrzenie w lusterku.
W tym momencie się zawahał, choć tylko wewnętrznie. Zatrzymały się jego myśli, na moment analizując sytuację na wiele sposobów. Wina usiłowała wkraść się do jego samopoczucia, wcześniej schowana w cieniu, teraz szukając ujścia do blasku reflektorów. Przypominając o swoim istnieniu, o tym, że jego zamiary musiały wyglądać bardzo niecnie, o tym, że obok niego siedziała siostra jego przyjaciela, czy nawet o tym, że prawdopodobnie nie miała nawet dwudziestu jeden lat. Prawdopodobnie, bo przy niej zawsze zapominał o tej dzielącej ich barierze. W rozmowach Harlow wydawała się odstawać od swoich rówieśniczek. Zapominał, jak młoda była, gdy padało na niego jasne spojrzenie obciążonych jarzmem doświadczenia, błękitnych tęczówek.
Winę przepędzało jednak jego dobre samopoczucie, chłostane batem i napędzane przez alkohol. Kieliszek wina nie był wystarczająco mocnym trunkiem, by odebrać mu samokontrolę w jakikolwiek sposób, ale zawsze czując ten gorzki posmak w ustach i ciepło rozlewające się po klatce piersiowej, czuł się pewniej w każdej sytuacji, w której potencjalnie się znajdywał.
- Nie przeraź się - rzucił, gdy stanęli przed drzwiami na dość ciemnej, chłodnej klatce schodowej. Jego ostrzeżenie miało dwojakie znaczenie, które musiała rozumieć. Otwierając przed nią drzwi do jego mieszkania, skrzywił się lekko, dostrzegając je na nowo jej okiem.
Tam, gdzie przywyczajony do codzienności człowiek widział ciasne, ale wygodne cztery kąty, tam teraz dostrzegał tanią kawalerkę. Światło czerwonych neonów Chinatown wpadało przez rozszczelnione żaluzje do środka, przez co nawet, gdy główne lampy były wyłączone, w środku panował jedynie półmrok.
W niczym nie przypominało to jej luksusowego domu, w którym widzieli się po raz ostatni.
Zamknął za nimi drzwi i odkaszlnął lekko, jakby ze zdenerwowaniem, zdejmując powoli swoją kurtkę i odrzucając ją na wieszak, po czym zbierając od niej wino i ruszając do wyspy kuchennej by je otworzyć.
- To tylko tymczasowe - dodał szybko, nie szukając zbyt długo korkociągu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Do Not Claim Them Anymore

Nie takiego rozwoju sytuacji się spodziewała. Spod klubu, przed którym na siebie wpadli, a ona zrobiła scenę, której się wstydziła i która nawet w taksówce o sobie przypomniała, pod jego mieszkanie. Nie odzywała się jednak, przez okno taksówki oglądała ulice Seattle zalane mrokiem, który miejscami rozpływał się w świetle neonów i tanich świetlówek podświetlających szyldy różnych barów. Lubiła ten widok, lekko niepokojący, ale jakże intrygujący.
Intrygujący, jak Hayes, na którego usilnie starała się nie spoglądać. Czy dało się zauważyć na jej twarzy wewnętrzną bitwę, którą ze sobą toczyła, by jej wzrok nie zawiesił na zbyt długą chwilę na jego twarzy? Czy dostrzegł, jak poprawiała materiał swojej sukienki, który w pozycji siedzącej odsłaniał zbyt dużo? I nie chodziło o niego (chociaż powinno), a o nachalne spojrzenie kierowcy, które czuła na sobie i które ją irytowało. Gdyby tylko mogła, gdyby tylko krążyło w niej nieco więcej promili, pokusiłaby się o zrobienie małego przedstawiania, przysunęłaby się do Williama, by kierowca poczuł, że nie powinien na nią patrzyć. Wiedziała jednak, że nie powinna, to by było za wiele.
– Niby czego? – mruknęła, gdy stanęli przed drzwiami do jego mieszkania, zaraz po tym, jak pokonali oświetloną słabymi żarówkami klatkę schodową. Owszem, przyzwyczajona była do zupełnie innych warunków, pewnie nawet nie wyobrażała sobie, jakby to było mieszkać w takim miejscu, jednak nie chciała go oceniać. Nie była swoimi rodzicami, by to robić.
Na jej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy weszła do środka, a panujący w nim mrok rozpraszały światła ulicznych neonów. Powoli rozejrzała się po wnętrzu, a gdy William odkaszlnął cicho, odwróciła się w jego stronę z delikatnym uśmiechem i oddała mu butelkę. Płaszcz zsunęła z odkrytych ramion i odwiesiła go na wieszak, po czym ruszyła za mężczyzną, znajdując sobie miejsce przy kuchennej wyspie.
– Przestań. – wywróciła oczami. – Nawet nie wiesz, ile kasy daliby bogaci hipsterzy, za mieszkanie z takim klimatem i takim widokiem. – stwierdziła rozbawiona i wstała, by podejść do okna i chociaż na chwilę przez nie wyjrzeć, zachwycając się feerią barw. Czerwona poświata rozświetlała jej sylwetkę oraz jasne włosy, nadając jej iście filmowego klimatu. Wróciła do wyspy i oparła łokcie o jej zimny blat, wlepiając spojrzenie w napełniane przez Hayesa kieliszki.
– Gdyby ktoś na dole otworzył modną kawiarnię, to na pewno zleciałaby się tu masa bogatych dzieciaków. I dopiero wtedy naprawdę chciałbyś, że to było tymczasowe. – zażartowała, sięgając po kieliszek. Doskonale wiedziała, co bogaci i rozpieszczeni ludzi potrafili wybierać, by tylko utrzeć nosa rodzicom albo zabłysnąć przed znajomymi.
– Czy to wino jest jeszcze lepsze, czy to zasługa kieliszków? – uniosła pytająco brew, starając się utrzymać powagę. Wino było świetne, żadne szkło nie mogło wpłynąć na jego smak. Jedynie doznania towarzyszące trzymaniu pękatego kieliszka dodawały temu charakteru. A Lunie kilku lat, kiedy stała, opierając się biodrem o blat kuchennej wyspy i przechylała kieliszek. Zdecydowanie potrzebowała tej odrobiny alkoholu, by poczuć się nieco pewniej i śmielej, bo gdy tylko milkli na dłuższą chwilę, do niej wracały wspomnienia tamtej nocy oraz tego głupiego wybuchu przed klubek, których nie potrafiła wyrzucić z głowy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

erode

Gdyby Luna zdecydowała się na ten ruch, mały pokaz, zuchwałą prowokację, pewnie w ten czy inny sposób by zareagował.
W innym wymiarze, naturalnie. W tym, w którym uparcie nie wbijał wzroku w okno, w którym nie przyglądał się otoczeniu czy nawet oceniającemu wzrokowi kierowcy, byle tylko nie spoglądać na drugiego pasażera taksówki. Jak gdyby złączenie się ich spojrzeń było czymś, co osadzi ich w rzeczywistości. Uświadomi w tym, co robili w tym momencie, w swojej niewinnej bańce dobrej chwili i lepszego alkoholu.
Może miała rację. Tak samo jak miejsce, do którego ją zabrał, pomimo swoich niedogodności jego mieszkanie miało też swój urok. Urok, za który niektórzy mogli zapłacić sporą cenę. Hipsterzy jednak mieli ten problem, że ich granica uroczej niewygody była bardzo cienka, i bardzo łatwo można było ją przeszkodzić. Ot, szczury na korytarzu czy w piwnicy mogły część z nich jeszcze bardziej zachęcić, ale potencjalne problemy z kanalizacją w stu procentach odrzucały. Wśród rzeczy, na które bogaci ludzie spoglądali z niechęcią lub obrzydzeniem, tylko cząstka wybranych była pożądana w obecnych czasach.
- Spójrzmy - uśmiechnął się pod nosem, unosząc do światła butelkę by przyjrzeć się etykiecie, która, jak wszystko pochodzące z tamtego miejsca, nie mówiła zbyt wiele. Liczba procentów za to zarysowana niżej wskazywała, że czekał ich istny porter. - W moich może być paskudne - dodał, wzdychając ostentacyjnie gdy na blacie stawiał smutno zwykłe kieliszki. Ot, przejrzyste, szklane. Bez złotych wstawek.
Właśnie wtedy, gdy rozlewał alkohol do obu naczyń, nieprzyjemne uczucie rozlewało się po jego ciele, jak swędzenie, którego nie dało się podrapać; ból, któremu nie dało się ulżyć. Wtedy, gdy jej dłoń musnęła jego gdy sięgała po swój nudny kieliszek, gdy pochopnie uniósł na nią spojrzenie i napotkał jej własne. Dwa, błękitne bursztyny, jasne na tle ciemnej ściany, spoglądające na niego wszechwiedzącym wzrokiem.
Powracał do poprzedniej, spędzonej przez nich nocy. Nie robił tego świadomie, ba! Nawet tego nie chciał. Żadna romantyczna historia nie rozpoczynała się od zdania - I wtedy on, pijany, odwzajemnił pocałunek dziesięć lat młodszej dziewczyny. Niewinna zabawa w wyzwania w jego oczach zmieniła swoje oblicze, niczym nowo odkryty grzech, którego wybawić nie mogła żadna spowiedź.
A jednak, zawieszał swój wzrok na jej sylwetce. Lubił to, jak czerwone światło neonów podkreślało jej szyję. Jak jej nos zadzierał się lekko, gdy upijała pierwszy łyk nienaturalnie mocnego wina. Jak odsuwała kosmyki włosów za szyję, przywodząc wspomnienie unoszącego się ponad nimi zapachu perfum, wtedy, w bogatych ciemnościach posiadłości Harlow.
Nie mógł wymyślić ani jednego, dobrego argumentu za targającymi jego skonfliktowanym sercem uczuciami. Od zdrady swojej bratniej duszy, swojego Lucasa, poprzez zdrowy rozsądek i poczucie obowiązku, przez rzeczy tak płytkie, jak oceniające spojrzenie taksówkarza - wszechświat dał mu wystarczająco powodów, by ocknąć się z tego mirażu, oderwać od niej wzrok nim będzie zbyt późno.
Był dorosły.
Z ich dwójki, to on miał zachować spokój i dystans.
Tak, tak właśnie miało być. Z tym nikt nie mógłby się nie zgodzić.
Odchrząknął lekko, odkładając butelkę po tym, gdy niepozornie wlał sobie zawartość niemal całego kieliszka. Upił z naczynia kilka łyków, ostrożnie, a gdy nie widział już ryzyka w podróżowaniu, zachęcił ją ruchem podbródka do przejścia do salonu.
Z okien lała się krwista poświata neonu, malująca ostre cienie na ich twarzach. Jakby w kontraście do tego, w mieszkaniu pobrzmiewała czysta cisza. Taka, której daleko było do próżni - którą wypełniał odległy jazgot z ulicy i bębnienie rur, ale która na swój sposób uspokajała.
- Lubię tu siedzieć - przyznał, odrywając się od swojego nudnego kieliszka z winem, wskazując na kanapę ustawioną pod oknem. - Ale wyłącznie w nocy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Love on the Ground

– Żartujesz, prawda? – uniosła znacząco brew. Tylko jej matka była w stanie rozpoznać, czy pije z prawdziwego kryształu, który kosztował co najmniej kilkaset dolarów za komplet. Lunie nie robiło to różnicy. Mógł podać to wino nawet w kubkach do herbaty, a nie miałaby z tym żadnego problemu. Właściwie była nawet przyzwyczajona do tego, że Lucas pił we wszystkim, co w jakikolwiek sposób mogło udawać, że akurat nie wlał w to swojej ulubionej whisky z barku ojca, a po prostu wyjątkowo popija kawę, której smaku przecież nie znosił. Wszyscy doskonale wiedzieli, jakąś zawartość ma kolorowy kubek, który trzymał w dłoni, jednak udawali, że jest inaczej. Tak przecież było lepiej. Liczyły się pozory, nic więcej.
Wstrzymała oddech, dosłownie na sekundę, niemal niezauważalnie, gdy przypadkiem musnęła palcami jego dłoń, a ich spojrzenia się spotkały. Nie była w stanie odwrócić wzroku, przyglądając się jego ciemnym tęczówką, które nabrały głębi w panującym w pomieszczeniu półmroku. Chciała coś z jego spojrzenia wyczytać, szukała na jego twarzy jakiejkolwiek podpowiedzi. Chciała wiedzieć, czy uważał swoją propozycję za błąd, czy teraz kiedy stali w mieszkaniu wolałby, żeby zostali w klubie muzycznym, sprzed którego drzwi każde udałoby się w swoją stronę? Krępująca była ta cisza panująca między nimi. Powietrze jakby się zagęściło, czuła, że oddech przychodził jej z trudem. Smak mocnego alkoholu był otrzeźwiający, jednak jedynie na chwilę. Jego palący smak rozlał się po jej gardle, czuła dużo mocniejsze nuty oraz jego moc, ale też stan delikatnego upojenia, przyjemną lekkość.
Co oni właściwie robili? Czy nie mogła znaleźć się w mieszkaniu najlepszego przyjaciela swojego brata, gdy ten po prostu poratował ją w niewygodnej dla niej sytuacji i wręcz uratował przed spędzaniem nocy z nudnymi znajomymi rodziców? Czuła, jakby robili coś niewłaściwego, jakby do tego spotkania nie powinno było dojść, a spięcie, jakie biło od Williama, tylko utwierdzało ją w tym przekonaniu. Nie wyszła jednak, zamiast tego upiła kolejny łyk mocnego wina, które dość szybko dawało się jej we znaki. To dobrze, liczyła na to, że te dodatkowe procenty rozluźnią nieco atmosferę, że to całe napięcie między nimi gdzieś się ulotni, a oni spędzą normalny wieczór, na chwilę zapominając o tym, co się wydarzyło.
– Nie dziwię się. – przyznała, spoglądając na miejsce, które William miał na myśli. Delikatnie odepchnęła się od blatu kuchennej wyspy i powoli przeszła w głąb mieszkania, by usiąść na kanapie pod oknem. Założyła nogę na nogę, a kieliszek oparła o niezasłonięte ciemną sukienką udo. Odwróciła głowę, spoglądając na oblanego czerwonym światłem neonów mężczyznę i uniosła kieliszek, by upić kolejny już łyk ciemnego płynu. Z tej chwili zamyślenia wyrwał ją dźwięk jej telefonu, zderzając ją z rzeczywistością. Podskoczyła zaskoczona, a wino z kieliszka spłynęło po jej brodzie, szyi i dekolcie, powoli wchłaniając się w materiał sukienki.
– Cholera. – mruknęła, wstając szybko, nie chcąc, by alkohol spotkał się z kanapą. Zmarszczyła czoło i odstawiła kieliszek na niski stolik. – Przepraszam. Zaraz to ogarnę. – westchnęła speszona, idąc w stronę swojego płaszcza, z którego kieszeni nadal wydobywał się dźwięk przychodzącego połącznia, które szybko dorzuciła.
– Czy masz coś...? – uniosła pytająco brew, sama nie do końca wiedząc, czego potrzebuje. Papierowych ręczników, by zetrzeć z siebie klejący się płyn?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie robili niczego nieprzyzwoitego. Było dokładnie tak, jak wyglądało to z zewnątrz. Nie, wróć.
Było zupełnie inaczej niż to, jak wyglądało to z zewnątrz.
Luna potrzebowała towarzystwa. Po nieudanym wieczorze czekała ją jeszcze gorsza perspektywa odgrywania pewnej roli w teatrzyku jej rodziców. Czy nie wyświadczał jej ogromnej przysługi, porywając w noc w znacznie lepszym towarzystwie, dobrej muzyce, a teraz świętym spokoju od świata i ludzi? Pomimo tego, jak długo przypinał jej łatkę młodszej siostrzyczki, Harlow była dorosłą, niezależną od swojego brata osobą. Miał takie samo prawo spędzać z nią czas jak z każdą inną znajomą. I właśnie dlatego, że oboje byli dorośli, wiedzieli, że zaproszenie jej do siebie nie musiało skończyć się niczym nieprzyzwoitym. Ot, byli dwójką dobrych znajomych odnajdujących w sobie dobre towarzystwo, ba! Może nawet pocieszenie w gorszej chwili? Właśnie na tym powinni się skupić - na normalnym wieczorze i niedorabianiu do tego żadnych idei.
Tylko dlaczego czuł, jak jak jego ciało się napina gdy musnęła jego dłoń? Dlaczego stał obok niej wyprostowany jak struna, dlaczego do kanapy szedł ostrożnie, powoli, jakby podłogę przykrywały odłamki szkła? Podświadomie czuł, że nijak ma się to do początkowej niezręczności, która spotyka każdą, nową lub na nowo ewoluującą relację. Wiedział, że to nie było przypadkowe. Że daleko temu było do niewinności. Że zapraszając każdą inną znajomą nie czułby się tak, jak czuł się teraz.
Unikał przyznania tego przed sobą jak ognia. Jakby to, co robili teraz istotnie pozostawało niewinnym, póki oboje udawali, że to napięcie jest przypadkowe. Jakby było unoszącym się w powietrzu duchem, który nie stanie się prawdziwy, póki ktoś głośno nie wypowie jego imienia. Cichym szeptem wypowiadanym tuż koło ucha, natrętnym, wszechobecnym, a jednak tak prostym do zagłuszenia zwykłymi, przeczącymi mu słowami.
W krwistym świetle, wino przypominało kawę. Zamarł, patrząc, jak kolejne krople spływają po jej gładkiej szyi, wędrują w poprzek obojczyków, znikając w dekolcie sukienki. Patrzył, zaciskając dłoń na swoim kieliszku, wstrzymując oddech, jak gdyby coś ugodziło go w pierś, a uderzenie wydarło nieme westchnienie z jego ust.
Jakaś drobna cząstka jego umysłu analizowała sytuację. Zdawała sobie sprawę z dzwoniącego telefonu, z trzymanego w dłoni wina. Z ubrudzonej kanapy, która kosztowała tyle, co nic, którą nie powinna się przejmować - a on powinien ją w tym zapewnić. Z ubrań, które mógłby jej pożyczyć gdy jej sukienka miałaby schnąć przez noc.
Ta sama cząstka zmusiła jego ciało do ostatniego, w pełni świadomego gestu. Nakazała mu się pochylić, odstawić swój kieliszek na stolik obok, tam, gdzie nie ryzykował rozlaniem jego zawartości.
Ta sama zalała jego pole widzenia czerwienią, gdzie w neonowych światłach połyskiwała jej skóra, a w cieniu kryły się ostrzeżenia. Z jej ciałem na końcu tunelu ograniczającego jego wizję, nie dostrzegał obieranych w jej stronę, własnych kroków. Nie słyszał agresywnych dźwięków dzwonka dobijającego się na jej telefon brata. Nie czuł winy, która wcześniej wypełniała jego podświadomość.
Czuł tylko wino.
Jego smak, gdy odnalazł jej wygięte w zdziwieniu, lub zatrzymane w połowie słowa, czerwona usta własnymi. Jego zapach, zmieszany z znanymi mu perfumami, gdy przysunął się blisko, w czysto animalistycznym, pozbawionym sensu i pomyślunku geście pchając ją lekko na ścianę przy której stała. Jego wilgoć, gdy jego dłonie oparły się o mokrą sukienkę, przesuwając dłońmi wzdłuż linii jej talii.
Po chwili, dzwonek był wyłącznie muzyką dla niego, pobrzmiewając w tle, jak odgłosy starego radia grającego w mieszkaniu czy gwar tętniącego nocnym życiem miasta za oknami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Singing Desperately

Czy naprawdę jeden nieprzemyślany pocałunek, sprowokowany grą, podsycony alkoholem i masą sprzecznych emocji, mógł wpłynąć tak bardzo na ich relację? W innych okolicznościach pewnie minęliby się w klubie, wymienili kilka zdań, może William z troską o siostrę swojego najlepszego przyjaciela zaproponowałby złapanie dla niej taksówki, chcąc się upewnić, że dotrze do domu. Może weszłaby z nim do klubu, by napić się jednego drinka i nie wdając się w szczegóły nieciekawych planów na resztę wieczora, po prostu szybko by go opuściła. A może po prostu minęłaby go w drzwiach i posłała przyjazny uśmiech, na czym po prostu by się zakończyło.
Czy naprawdę jeden nieprzemyślany pocałunek, sprowokowany grą, podsycony alkoholem i masą sprzecznych emocji, mógł na tak długo zostać w jej pamięci? Czy jego wspomnienie mogło powracać raz po raz, powodując poczucie winy mieszające się z niekontrolowanym pragnieniem? Ile to razy liczyła na to, że wpadnie na Willa w salonie swoich rodziców, że Lucas znów zaśnie o wiele za wcześnie, a oni zostaną na kolejną chwilę sami. Ten pocałunek na nowo ją ożywił, obudził uczucia, których cholernie potrzebowała, a o które w dzisiejszym świecie było tak trudno. Podsycał pragnienie, które w niej kiełkowało, z którego tak naprawdę nie zdawała sobie sprawy. To było tylko pocałunek, a tak mieszał jej w głowie.
I nie tylko pocałunek, ale cały William stał się obiektem jej podświadomych pragnień, do których nie chciała przyznać się przed samą sobą. Jego głos, głęboki i pociągający, którego mogła słuchać niemal cały czas, a z którego tak oszczędnie korzystał. Jego ciemne oczy, tak elektryzujące i przyciągające, od których nie mogła oderwać wzorku. Lekko zmierzwione włosy, w które chciała wsunąć palce i przeczesać niesforne, spadające na jego czoło kosmyki. Jego dłonie… do tej pory czuła pewny dotyk na swojej tali, kiedy przyciągał ją do siebie, gdy stali w kuchni.
Nie miała pojęcia, że za chwilę znów miała tego doświadczyć. Zaskoczona pocałunkiem, nawet nie zdążyła zareagować. Nie chciała zareagować. Pozwoliła, by ich usta złączyły się w gorącym pocałunku, by z jej ust wyrwało się ciche westchnienie, gdy pchnął ją na ścianę, by przesunął dłońmi po jej talii. Szybko odnalazła się w nowej sytuacji, przesuwając dłoń na wysokość jego szyi i zaciskając palce na jego karku. Uniosła się na palcach, drugą dłoń wsunęła w jego włosy, nie chcąc, by odsunął się od niej, choć na centymetr. Zmniejszyła ostatnie centymetry dzielącego ich dystansu, opierając się całą sobą o jego sylwetkę, prawdopodobnie zostawiając mokrą plamę od wina na jego koszuli. Wina, które na jego ustach smakowało o wiele lepiej. Oderwała się od niego dopiero po chwili, kiedy zaczynało jej brakować powietrza, a oddech stał się nierównomierny. Uniosła niepewne spojrzenie, oblizując wrażliwe od pocałunków usta, ale nie zdołała wydusić z siebie ani słowa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy jeden nieprzemyślany pocałunek mógłzmienić tak wiele?
Nie wierzył w to, spoglądając na czerwoną strużkę wina płynącą po w poprzek jej obojczyków, ginącą w głębokim dekolcie sukienki.
W końcu byli dorośli. Byli dojrzali. Wiedzieli, jak wygląda życie prawdziwe, inne od przedstawianej na wielkim kinowym ekranie baśni. Że pogoń za tym, co zakazane, była domeną młodych w okresie swojej największej buńczuczności, której oni mogli się z łatwością oprzeć. Powrócić do swoich codzienności, do radzenia sobie z problemami na swój nieporadny, ale w pełni człowieczy sposób. Zapomnieć o głupim natchnieniu chwili, o podrygach ekscytacji w sercu i ozonowym zapachu burzy w powietrzu, gdy napotykane przez nich nawzajem spojrzenie wywoływało iskry.
Wątpił w to, przesuwając opuszkami palców bo miękkim materiale. Czarna tkanina tuliła jej ciało, chowając niczym skryty pod swoją powierzchnią skarb. Była atrakcyjną kobietą - nie dzieckiem, nie siostrzyczką Lucasa, nie naiwną dziewczyną. Tak samo jak on był wschodzącą gwiazdą, człowiekiem hardo wypracowywanego sukcesu, emanującym pewnością siebie i znającym pozornie odpowiednie odpowiedzi na niezadane przez nią pytania.
A jednak tak ciężko było uwierzyć w to, że odnaleźli w sobie te pożądane przez siebie cechy i to, odblokowane jedną chwilą słabości, zmieniło w jego życiu i spojrzeniem na nie tak wiele. Dotyk jej gorących, smakujących winem ust rzucił na kuchenny stół światło reflektora, kąpiąc jej sylwetkę w jej blasku. W nim chowała się druga osoba - ta, której nie znał, choć znał jej imię. Której nigdy wcześniej nie widział, jednocześnie spoglądając latami na to, jak żyła obok, a jej życie toczyło się torem niebezpośrednio związanym do jego.
Każdy pocałunek odbierał przestrzeń w jego umyśle zarezerwowaną dla rozważnych przemyśleń i chłodnej analizy sytuacji. Czerwień padająca zza okna rozświetliła zaskoczenie wymalowane na twarzy blondynki gdy oderwał swoje usta od jej, w krótkiej chwili wstrzemięźliwości, unosząc spojrzenie ku jej oczom, szukając w nich potwierdzenia.
Chowało się w błękitnej toni jej tęczówek, jak iskierka przykryta kłodami niepewności w rozpalającym się ognisku. Było wszystkim, czego potrzebował, by jego świadomość zalała pewność siebie, pewność swoich czynów. Pewność tego, że nie był jedynym złoczyńcą przyłapanym w akcie, ani jedynym kłamcą udającym, że byłby w stanie zapomnieć o tamtej nocy.
Wyrwany z własnego ciała, pochłonięty był drobną, kobiecą figurą, po której błądziły jego dłonie. Podświadomie malując na jej materiale sukienki drogę, zsuwały się wzdłuż talii, zahaczając o krawędź atłasowego materiału.
Była lekka. W gonitwie, a zarazem kompletnej pustce przetaczających się przez jego głowę myśli, ta dotarła do niego nagle, niewinnie, gdy chwycił ją pod uda, podsadzając w górę. Chwytając w objęcia i pozwalając, by oplotła nogi wokół jego pasa, gdy on, chaotycznie, gwałtownie, cofnął się do kuchni, odnajdując na niej blat, na którym mógłby ją usadzić - nie patrząc na to, co przy okazji strąca na ziemię, z twarzą wtuloną w jej spragnioną pocałunków szyję.
Odgłosy dzwoniącego telefonu, pozostawionego gdzieś w przedpokoju, na ziemi, w torebce czy płaszczu, stały się wyłącznie echem rzeczywistości, z którą będą zmuszeni zmierzyć się później.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie chciała myśleć o tym, że nie powinni, bo w tym momencie wolała nie myśleć wcale. Pragnęła poddać się tej chwili i rosnącemu napięciu. Chociaż przez chwilę William nie był przyjacielem Lucasa, starszym o ponad dziesięć lat mężczyzną, kimś z kim nie powinna znaleźć się w takiej sytuacji. Był za to atrakcyjnym i cholernie pociągającym facetem, którego bliskość doprowadzała ją do szaleństwa. Pragnęła, by jego dłonie sunęły po jej smukłym ciele, badając każdą krągłość kryjącą się pod ciemną sukienką. Chciała, żeby jego usta nie odrywały się od jej, ewentualnie podążały ścieżką, którą wyznaczyła strużka spływającego po jej skórze wina.
Czas jakby się zatrzymał, a jedyna rzecz, jaka przypominała jej o istniejącej rzeczywistości, był dźwięk telefonu, który nie chciał przestać dzwonić. Pieprzony ajfonowy dzwonek jakby się zapętlił. Czy nie powinna się już włączyć poczta głosowa, powiadomienie o niedostępnym abonencie? Szczerze? Miała to gdzieś. Skupiona była na Williamowych ustach, na zapachu jego perfum mieszającym się z intensywnym zapachem wina zasychającego na jej dekolcie.
A potem na tym, by spleść ręce na jego karku i oprzeć uda na jego biodrach, gdy przylgnęła do niego całym ciałem, odrywając stopy od podłogi. Była lekka, ale to jego silne ramiona sprawiły, że z taką łatwością ją podniósł i przeniósł na blat kuchennej wyspy.
Materiał jej sukienki podwinął się o dobre kilka centymetrów, przekraczając pewną granicę. Granicę, którą po chwili przekroczyły również jego dłonie, powoli sunąc po delikatnej skórze ud i zaciskając się na nich. Wsunęła dłonie w jego włosy, gdy odchylała głowę, chcąc dać mu lepszy dostęp do swojej szyi, po której jego usta błądziły zachłannie. A gdy tylko ich usta znów połączyły się w gorącym pocałunku, sięgnęła drżącymi dłońmi do jego koszuli, powoli rozpinając jej guziki. Odetchnęła z ulgą, gdy telefon na chwilę przestał dzwonić, pozwalając jej skupić się na badaniu jego torsu. I zaklęła cicho pod nosem, gdy znów usłyszała zaczynający irytować ją dźwięk.
– Zaczekaj. – wymamrotała cicho, na chwilę opierając swoje czoło o jego. Tak bardzo nie chciała w tej chwili się odsuwać, ale telefon wszystko psuł. Nawet jeśli bardzo chciała, nie mogła się odciąć od jego dźwięku. – Wyłączę go. – wyjaśniła, bo nie chciała tego przerywać i nie chciała, żeby tak to właśnie odebrał. Zsunęła tyłek z blatu, poprawiła materiał sukienki, przeciągając go z powrotem do połowy ud i podeszła do swojego płaszcza, z którego wyciągnęła komórkę. – Cholera. – mruknęła i zmarszczyła czoło. Uniosła spojrzenie na jego twarz i przygryzła na moment wargę, zastanawiając się nad kolejnymi słowami.
– Muszę iść. – tak bardzo nie chciała, obawiając się, że to był pierwszy i ostatni raz, a tym razem doprowadzi on do tego, że już więcej nie będzie między nimi normalnie. Jeśli miała przekroczyć granicę, a potem żyć z jej konsekwencjami, chciała by przynajmniej było to tego warte. Niestety kilka nieodebranych połączeń i wiadomości od rodziców szybko sprowadziły ją na ziemię. Zrobiła krok w jego stronę, wahając się, co zrobić. Chciała jeszcze jeden raz go pocałować, ale bała się, że ta chwila przerwy uświadomi mu, jak daleko się posunęli i teraz się zdystansuje. Nie mogła na to pozwolić. Nie chciała. Zamiast tego sięgnęła po swój płaszcz, posłała mu przepraszające spojrzenie i po prostu wyszła.

[koniec]

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”