WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Retro #2
Grudzień 2018

Było wiele rzeczy, których William Hayes nie powinien robić.
Nie powinien skręcać w prawo na rogu ósmej i czternastej, bo zawsze wyląduje w korku. Nie powinien wrzucać gotowego, kupnego makaronu do mikrofali, bo naklejki producenta kłamały - a plastik się topił. Nie powinien pyskować, gdy nauczycielka przepytywała go jako dziecko, ani żartować "lewo i prawo ciągle mi się mylą" na egzaminie na prawo jazdy. Ot, proza życia, której człowiek uczy się przez całe jego trwanie.
Nie powinien też przenigdy całować młodszej siostry swojego najlepszego przyjaciela.
Jakoś nie pasowało do reszty listy. Jakby miało za wiele w sobie powagi, a on przecież nauczył się przejmować wszystkim naokoło jakoś mniej w miarę, gdy doroślał. Nie denerwowały go byle pierdoły. A przecież tym był ich pocałunek, prawda?
Ot, pierdołą.
Wyzwaniem w głupiej grze, któremu dali się ponieść za sprawą alkoholu, lub tego uroku, jaki niosła za sobą wspólnie spędzana, cicha noc. Oboje poczuli się komfortowo we własnym towarzystwie, nawet nieco otworzyli na siebie nawzajem, z dużą pomocą wieloletniej whisky postawionej na stół. Wiele z tego wieczoru mogło odbyć się nawet z Lucasem obok, prawda?
Prawda?
Nie przestąpił przez próg ich domu następnego dnia. Nie zrobił też następnego tygodnia, zamiast tego zapraszając Lucasa do siebie. Poczucie winy za własne, głupie zachowanie kiełkowało w jego głowie, rosnąc po trochu każdego dnia, nim przekroczyło masę krytyczną. Po niej powoli nadchodziło zrozumienie, a wraz z nim akceptacja - wypił za dużo. Ot, po prostu. Każdy zachowywał się w ten czy inny sposób po alkoholu, a już na pewno Lucasowi zdarzyło się odwalać gorsze rzeczy, niż jemu.
Szkoda tylko, że jakoś wątpił, by brat Harlow zgodził się z jego rozumowaniem.
Uciekał od tej świadomości tam, w objęcia ciemnych i połyskujących jednocześnie, klubowych wnętrz. Lubił zapach tytoniu unoszący się ponad prawie każdą grupką znajomych przesiadujących na zewnątrz zimnej ulicy centrum. Lubił neony Dragona, czerwone, krwiste. Gdy ich promienie padały na kałużę rozpuszczonego śniegu na ulicy, przypominała sceny ze zdjęć w teczkach podpisanych jako Praca.
Nie zatrzymywał się, ruszając żwawo do wejścia klubu. Dopiero gdy drzwi do niego się otworzyły zamaszyście, zwolnił nieco, nie chcąc wpaść prosto na nie, gdy zamiast tego, ktoś wpadł prosto w niego. Dostrzegł w dole blond włosy śpieszącej się do wyjścia dziewczyny, rozpoznając ją w mgnieniu oka.
- Luna?
Żołądek zacisnął się w jego wnętrzu na węzeł z nieznanych mu powodów.
Ot, pierdoła.
Cofnął się, uśmiechając do niej lekko, chowając zakłopotanie, którym emanował sekundę po ich spotkaniu.
- Zobaczyłaś ducha? - spytał sarkastycznie, komentując tempo, w którym usuwała się z lokalu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Retro #2
vibe
Skłamałby, gdyby powiedziała, że nie myślała o tym, co wydarzyło się między nimi tamtej nocy w kuchni. Oczywiście próbowała to jakkolwiek racjonalizować, tłumaczyć ilością wypitego alkoholu, atmosferą, która powstała na skutek nieco bardziej szczerej rozmowy, którą prowadzili pierwszy raz w życiu. Mogła to zrzucić na swój wątpliwy stan emocjonalny. W końcu strata brata mogła namieszać w głowie. Skłamałaby również, gdyby powiedziała, że nie potrzebowała tej bliskości w tamtym momencie. Ciężko jej było przyznać nawet przed samą sobą, ale tamta noc, podczas której zaśmiała się podczas żałoby, wiele dla niej znaczyła. William skutecznie odwracał jej uwagę od rodzinnej tragedii, na koniec dając chwilę wytchnienia, kiedy ponownie złączył ich w pocałunku.
Nie spodziewała się jednak, że gdy Will wyjdzie z ich domu i nie zobaczy go przez najbliższe kilka tygodni. Czy był na nią zły? Czy nie chciał jej już widzieć? Czy zamierzał jej do końca życia unikać? Tak wiele myśli krążyło po jej głowie, ilekroć przypominała sobie o nim albo Lucas wspominał, że się do niego wybiera.
Nie chciała nigdzie wychodzić, kolejny wieczór chciała spędzić pod kocem, ukrywając się przed rodziną we własnym pokoju. Każdy oczywiście przy każdej możliwej okazji rzucał złotymi radami, co powinna zrobić, by poradzić sobie z emocjami. Każda złota rada wywoływała zirytowane westchnienie albo parsknięcie śmiechem, jakby nie wierzyła, że ktokolwiek jest w stanie doradzić jej coś faktycznie pomocnego. Interesująca okazała się propozycja wyjścia na urodziny koleżanki. Choć miała wątpliwości, czy nie jest za wcześnie na wizytę w klubie, chciała spróbować, pokładając nadzieję w dudniącej muzyce, która miała zagłuszyć jej myśli. Po godzinie wiedziała, że ma dość. Dwa wypite drinki, wymiana uprzejmości, kilka minut na parkiecie. Nie potrafiła jednak cieszyć się z urodzin koleżanki, nie potrafiła udawać, że wszystko jest w porządku i dobrze się bawi. Nie chciała też psuć im zabawy, więc postanowiła wyjść.
Zirytowana tłumem ludzi, przez który musiała przecisnąć, popchnęła mocno drzwi i ruszyła przed siebie, nie zauważając, że ktoś chciał wejść do środka. Ktoś.
– Sory. – rzuciła. Dopiero słysząc swoje imię, uniosła głowę, by spojrzeć kto jest jej ofiarą. W tym samym momencie zamarła. Kurwa. Przygryzła wargę, przyglądając mu się przez chwilę, jakby nie wierzyła, że to on przed nią stoi. Do tego uśmiechał się, jakby nic się nie stało.
– Można tak powiedzieć. – prychnęła. Duchem był on. W końcu zniknął na kilka tygodni. Unikał jej. Przesunęła się nieco na bok, ręką wskazując mu wejście do klubu, nie chcąc blokować przejścia.
– Zapraszam. Śmiało. Nie będziesz musiał się martwić, że mnie tam spotkasz, bo jak widzisz... właśnie wychodzę. – rzuciła złośliwie. Nie oczekiwała, że coś się pomiędzy nimi zmieni, po prostu cholernie dziwne było dla niej to, że tak bardzo unikał kontaktu z nią.
– Nie kurwa, nie szukam towarzystwa. – rzuciła do jakiegoś typa, który najwyraźniej jakimś cudem usłyszał jej słowa i zaproponował jej kontynuację wieczoru w innym miejscu. Westchnęła zrezygnowana i ruszyła przed siebie, próbując ominąć Williama. – No idź, Will! Baw się dobrze! – ponagliła go jeszcze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Emocje wypisane na twarzy blondynki były dla niego kompletnie niezrozumiałe - przynajmniej z początku. Zmarszczył brwi, odsuwając się od niej na pół kroku, choć w jego głowie dystans, którego nabierał, nie był wyłącznie fizyczny. W swojej naiwności, może tym stereotypowym, wąskim, męskim spojrzeniu na świat, nie założyłby nigdy, że Luna mogłaby być nastawiona do niego wrogo przez to,że tamtego dnia wyszedł z mieszkania. Ba! Według niego, pewnie była mu wdzięczna za to, że dał jej wszelki oddech, jakiego potrzebowała. W końcu jakim wsparciem dla niej mógł być lekko podpity przyjaciel jej brata, dolewający jej alkoholu do szklanki przy akompaniamencie bardzo taniej i głupawej, imprezowej gierki?
Żadnym. Więc...
- O co ci, kurwa, chodzi - warknął, gdy zaskoczenie i płynąca z jej strony agresja wywołały w nim podobną reakcję. - Hej, Luna!
Tak łatwo się nie wyrwiesz.
Zignorował mężczyznę łypiącego pożądliwie na wymijającą go blondynkę, tak samo, jak zignorował jej chęć ucieczki z baru. Nie mógł pozwolić jej wybiec w ciemną noc, pełną innych, równie uprzejmych najebanych facetów gotowych na zaprowadzenie jej do swojego mieszkania. Nie chciał też widzieć jej w takim stanie, co, swoją drogą, widział po raz pierwszy.
Z egoistycznego punktu widzenia, nie chciał też pozwolić jej uciec bez wskazania mu, gdzie konkretnie cokolwiek było jego winą, co było tym rodzajem ironii, którego za bardzo w tej chwili nie dostrzegał.
Chwycił dziewczynę za nadgarstek, zatrzymując w miejscu, choć, po chwili zastanowienia, pociągnął ją nieco w bok. Klienci Dragona lubili otaczać wejście z każdej strony, czekając na swoich znajomych lub chcąc na moment przewietrzyć się poza zaduchem wnętrza. Wybrał tę ścianę, przy której stało ich mniej, choć nie zapewniało im to zbyt wiele prywatności.
- Co według ciebie miałem zrobić? - spytał, docierając w swoim rozumowaniu do pewnych wniosków - i nocy, podczas której krzyk Lucasa wybił go z tropu i spłoszył, zmuszając do wyjścia z domu. - Przyjechać następnego dnia na obiad z Lucasem i tobą jak gdyby nigdy nic?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– O nic! – odparła stanowczo, marszcząc czoło i wlepiając w niego błękitne ślepia. Ten nagły wybuch zbił ją nieco z tropu, ale również zezłościł. Owszem, jej słowa zabrzmiały jak wyrzut, ale nie wiedziała, że jakkolwiek na nie odpowie. Liczyła na to, że muzyka dobiegająca z klubu, rozmowy i śmiech ludzi wokół nich zagłuszą to jakoś, a on po prostu wejdzie do tego pieprzonego klubu, zostawiając ją za sobą i nie myśląc o niej. Co pewnie robił, a właściwie czego nie robił przez ostatnie tygodnie, czyli nie myślał o niej.
Odwróciła się na ułamek sekundy, kiedy krzyknął jej imię. Nie zamierzała się jednak zatrzymać. Zignorowała go i szła dalej, przeciskając się obok grupki wstawionych już klubowiczów, którzy postanowili zrobić sobie przerwę na fajkę. Nie chciała z nim rozmawiać, chciała jak najszybciej zniknąć.
– Hej! – warknęła, gdy złapał jej nadgarstek i szarpnęła ręką, żeby się wyrwać, niestety bezskutecznie. Uniosła pytająco brew, znacząco spoglądając na jego dłoń zaciśniętą na jej szczupłym nadgarstku. Z niezadowoloną miną przesunęła się na bok i zaplotła ręce na piersi, gdy tylko ją puścił. Wypuściła z płuc powietrze i wydęła wargi, niczym naburmuszona nastolatka, czekając na wyjaśnienia.
– Pozwól, że teraz ja zapytam. O co tobie chodzi? – rzuciła, gdy wyskoczył z tymi pretensjami. Czy oczekiwała od niego czegokolwiek, czy uważała, że powinien coś wtedy zrobić? Byłoby niezręcznie, gdyby pojawił się następnego dnia w ich domu, ale może mieliby okazję sobie to wszystko wyjaśnić. Dlaczego tak bardzo zależało jej na tym, by wyjaśniać głupi pocałunek? To była chwila słabości, która do niczego nie prowadziła, powinna o niej zapomnieć, tak jak zrobił to William.
– Zachowujesz się tak, jakbyśmy zrobili coś nielegalnego, jakbyś nie mógł pojawić się w miejscu zbrodni. Czy może chodzi o mnie? Jestem aż tak okropna, że musisz mnie teraz unikać? – uniosła pytająco brew, zasypując go pytaniami, które w przypływie chwili pojawiły się w jej głowie i bez większego przemyślenia zostały do niego skierowane.
Super rich kids with nothing but loose ends.
Super rich kids with nothing but fake friends.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Byłoby znacznie prościej, gdyby Luna po prostu o tym zapomniała. William nie chciał niczego wyjaśniać. Nie chciał o tym mówić. Nie lubił konfrontacji w tego typu sytuacjach, w których nie potrafił sobie z nią poradzić. No bo, co mieli tutaj do wyjaśniania? Jakich odpowiedzi od niego oczekiwała? Kurwa, jakie pytania planowała w ogóle zadać? To był głupi pocałunek wywołany głupią grą i ich głupim zachowaniem po głupim alkoholu.
Problem pojawił się w momencie, w którym Hayes o nim nie zapomniał. Kiedy błądził i wracał do niego myślami w ciągu dnia. I kiedy pod całą falą niezręczności i wstydu, kiedy nie miał przed oczami powtarzającego mu jakieś pytanie Lucasa, odnajdywał gdzieś w tym zagmatwaniu ziarnko zaintrygowania.
Tego samego, które powróciło dziś, ponownie, wraz z zapachem jej perfum przebijającym się przez unoszący się wokół zapach tytoniu. Światło neonów okalało jej wykrzywioną w złości twarz, na ułamek sekundy wyciągając go z rzeczywistości, w której rozpoczęła się lawina pytań.
Na żadne nie znał odpowiedzi.
Ale spoglądając jej w oczy teraz, żałował, że była siostrą Lucasa. Że znajdowała się za tą niewidzialną barierą, którą tam postawił swoją obecnością, a której nie sprawdzał po czasie, darząc go swoim zaufaniem. Lucas wiedział, że Hayes nigdy nie tknąłby Luny. Że była w innym świecie, swoim świecie, który najwyraźniej egzystował na całej, innej, pieprzonej planecie.
Żal. Tak, to było to uczucie, którego nie potrafił zidentyfikować wcześniej, a które pobrzmiewało swoim echem pomiędzy jego myślami. Żałował, że nie mógł wtedy zostać dłużej.
- Jesteś wspaniała - wyrzucił, zanim zdołał się opamiętać, zwolnić, zatrzymać te wizje i idee, które pojawiały mu się przed oczami. - Ale jesteś siostrą mojego przyjaciela, rozumiesz? - i tyle. Wypowiedziane jak zarzut, jakby popełniła przestępstwo. - Jesteś siostrą Lucasa. A Lucas zajebałby mnie tu, w miejscu, gdyby się dowiedział.
Westchnął ciężko, unosząc dłoń w górę i przecierając zmęczone oczy. Było późno, on dopiero skończył pracę. Nie tak wyobrażał sobie końcówkę tego dnia, ale szybko też zorientował się, że jego słowa mogły pobrzmiewać zbyt odważnie.
Mogły sugerować, że Lucas był jedyną przeszkodą na drodze do... właśnie, tak właściwie czego?
No właśnie, niczego.
- Słuchaj, to była tylko głupia gra, rozumiesz? - rzucił po krótkiej chwili. - Chciałem, żebyś na chwilę oderwała się od tego całego gówna. Nie planowałem tego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chciała zapomnieć. Próbowała. Nikt przecież nie rozmyślał przez długie tygodnie o tym, z kim całował się w trakcie głupiej gry. Z niejedną osobą się już całowała, ale nigdy tak. I nawet nie o sam pocałunek chodziło, a o to, że gdy ona go przerwała, on zainicjował kolejny. Już nie tak krótki i niewinny. To on ułożył swoją dłoń na jej talii, to on przyciągnął ją do siebie. Cholera. Dlaczego?
Spotkanie z nim w niczym nie pomogło, bo pytania znów pojawiały się w jej głowie. Dlaczego ją zatrzymał, dlaczego teraz chciał rozmawiać? Mógł wejść do klubu, by znaleźć sobie lepsze towarzystwo. Z pewnością szybko pojawiłaby się obok niego jakaś ładna brunetka, która zajęłaby go na tyle intensywnie, że po chwili zapomniałby o Lunie.
Na jej twarzy pojawiło się zdziwienie, którego nie była w stanie ukryć. Co on powiedział? Nerwowo oblizała wargi i pokręciłam głową, próbując zebrać myśli. Jego odpowiedź zbiła ją z tropu.
- Lucas nie ma prawa decydować o tym, z kim się całuję. - stwierdziła stanowczo. Mógł być starszym i nadopiekuńczym bratem, ale nie miał prawa wypowiadać się w pewnych tematach.
- Poza tym… czy ktokolwiek planuje mu o tym powiedzieć? - ona nie zamierzała chwalić się bratu taką rewelacją. W końcu to był tylko jeden raz i nie miał się on powtórzyć. Wlepiła spojrzenie w zmęczoną twarz Willama i wywróciła oczami, gdy odezwał się do niej tak, jakby miała dwanaście lat i chciał jej tłumaczyć oczywiste rzeczy. Protekcjonalny dupek.
- A czy ja czegokolwiek od ciebie oczekuję?- parsknęła śmiechem, nie dowierzając w taki obrót sytuacji i rozejrzała się wokół siebie, jakby szukała drogi ucieczki. - Bardzo ci dziękuję za pomoc. Oderwałam się. - odparła i wzruszyła lekko ramionami.
- Czas na mnie. Baw się dobrze. - rzuciła jakby od niechciana i ruszyła przed siebie, chcąc wyminąć Williama i jak najszybciej od niego odejść.
Super rich kids with nothing but loose ends.
Super rich kids with nothing but fake friends.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dlaczego ją zatrzymał?
A dlaczego ona tak się wściekała?
Skoro to był tylko jeden, nieistotny pocałunek wywołany głupią grą, nie powinna być zła o to, że nie odezwał się później. Nigdy nie zwracała uwagi na to, czy spotykali się z Lucasem w ich domu czy gdziekolwiek indziej. Nigdy nie przeszkadzało jej to w jaki sposób ją traktował, ot, z reguły po prostu się mijali. I ani on jej wtedy nie zatrzymywał, ani ona nie była na niego zła.
Po prostu.
- Nigdy w życiu - zaprzeczył natychmiast, bo co do tego jednego w tej wielkiej niewiadomej był pewien. Lucas nigdy nie mógł się o tym dowiedzieć. Cholera, był przecież jego najlepszym przyjacielem. Pogrążonym w żałobie, chlejącym coraz więcej przyjacielem, dla którego taka informacja mogłaby być gwoździem do trumny. Nie wiedział, w jaki sposób by zareagował - ale nie zamierzał ryzykować. Wiedział, że byłaby to reakcja negatywna.
No właśnie, czy czegoś oczekujesz, Luna?
Patrzył na nią przez dłuższą chwilę. Choć oboje powtarzali i zgadzali się ze sobą wzajemnie w kontekście natury tego pocałunku, miał wrażenie, że oboje stali teraz praktycznie na baczność, w napięciu czekając na odpowiedź drugiej osoby.
No, poza momentem, w którym Harlow znowu próbowała uciec. Szukając drogi, jak przyparta do muru, choć niczego jej takiego przecież nie robił. Nie trzymał jej w tym miejscu siłą, choć przed chwilą chwycił ją za nadgarstek nim wybiegła na ulicę. Nie mówił jej niczego krzywdzącego, jedynie prawdę - czystą prawdę. Ich wspólnie spędzony wieczór był przyjemnym oderwaniem od rzeczywistości, ale wieńczący go pocałunek był tylko wypełnionym zgodnie z zasadami gry wyzwaniem, na który zareagował pchnięty do przodu przez zmieszany z potrzebą bliskości alkohol.
Nic więcej.
- Zaczekaj, Luna - poprosił, tym razem nie krzykiem, nie rzucając się w jej stronę by ją przechwycić. Jeśli chciała pójść stąd w cholerę, nie zamierzał drugi raz zatrzymywać ją siłą.
Umilkł na sekundę, zbierając skonfliktowane myśli.
- Jeszcze wcześnie - dodał, sugestywnie patrząc na zawieszony na jego nadgarstku zegarek. - Wybiegałaś z tego klubu zanim mnie zobaczyłaś. Coś się stało?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie wiedziała dlaczego.
A chciałaby, naprawdę.
Nie oczekiwała niczego, naprawdę. Mimo absurdalnie wyglądającej reakcji na ich aktualne położenie, Harlow nie chciałam od Lucasa niczego. No dobra, oprócz zapewnienia, że wszystko jest w porządku. Nawet jeśli do tej pory nigdy nie zwracała na niego uwagi, kiedy odwiedzał jej rodzinny dom, kiedy widywał się z jej bratem, był w jakiś pokręcony sposób stałym elementem jej życia, a jego zniknięcie sprawiło, że poczuła pustkę. Nie potrafiła tego wytłumaczyć, a jej reakcja zaskoczyła ją samą. A może to nie była prawda? Może już wcześniej jej wzrok zatrzymywał na zbyt długą chwilę na jego twarzy, gdy dostrzegała go rozmawiającego z Lucasem? Może czasem pojawiała się w ich towarzystwie, by zamienić z nim chociaż kilka głupich i nieistotnych zdań? A może po prostu cholernie potrzebowała uwagi, a on takową przez chwilę jej dał, sprawiając, że pragnęła jej więcej?
– Na co, Will? – westchnęła, stając na chwilę. Przecież wypowiedziane zostało wszystko, co teoretycznie powiedzieć mieli. Ta wymiana zdań i tak nie miała sensu, a do tego prowadziła donikąd.
– Jest. – zgodziła się z nim. – Nic się nie stało. – wzruszyła lekko ramionami. – Nie mam dziś nastroju na imprezowanie. – przyznała szczerze. W jej sytuacji nie powinno być to nic zaskakującego. Mimo urodzin znajomej, nie potrafiła wczuć się w imprezowy klimat. Wychodząc z domu czuła, że to nie najlepszy pomysł, a będąc w klubie wiedziała, że należało zostać w domu. Chciała do niego jak najszybciej wrócić, zaszyć się w pokoju, mieć święty spokój.
Kurwa.jęknęła. – Widzisz tamtego typa? Łaził za mną wcześniej po klubie. Nie dociera do niego, że nie jestem zainteresowana jego towarzystwem. – wywróciła oczami, kiedy z klubu nagle wyskoczył średniego wzrostu mężczyzna, wyglądający na typowego bywalca takich miejsc. – Dlatego pozwól, że się ulotnię, bo naprawdę nie mam ochoty na użeranie się z klubowymi przygłupimi podrywaczami. – oznajmiła zrezygnowana. Typowy klubowy Don Juan był idealną wymówką, by mogła odejść z nadzieją, że William nie będzie zadawał jej więcej pytań.
Super rich kids with nothing but loose ends.
Super rich kids with nothing but fake friends.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Na mnie.
Ot, po prostu. Przecież Lucasa nie było obok, a ona ewidentnie nie miała zbyt dobrego zakończenia wieczoru - przynajmniej tak sobie to tłumaczył. Nie wydawała się zadowolona jeszcze zanim wpadła na niego w przejściu. Obudziło to jakąś strunę w jego wnętrzu, tą samą, która sprawiła, że nalał jej whisky do szklanki gdy w nocy znalazła się razem z nim w kuchni.
Noc, w teorii, była młoda i wcale nie musiała kończyć się tu, i teraz. On przecież nie miał żadnych, konkretnych planów - jak często gdy przychodził do tego baru. Znał kilka osób, które tu pracowało i nieraz pod pretekstem dotrzymania im towarzystwa przesiadywał w lokalach do wczesnych, porannych godzin, szukając samemu odprężenia po ciężkim dniu. Nie oznaczało to jednak, że musiał robić tego w ten sposób - dotrzymując jej towarzystwa bawił się równie dobrze.
Dziwny typ wychodzący z drzwi, przez które przed kilkoma minutami przeszła również Luna, był kolejnym argumentem, który nieświadomie Harlow wręczyła mu jak na dłoni. W końcu jak mógłby zostawić ją teraz samą, w nocy, szukającą taksówki czy zamawiającą ubera w godzinach, w których nie było ich dostępnych zbyt wiele? Równie dobrze mógł za nią w swojej nieustępliwości pójść, a w swojej śmiałości podsyconej alkoholem, zrobić wiele różnych rzeczy, z których żadnych nie chciał sobie wyobrażać.
Było wiele powodów, by nie zrobić tego, co mu kazała. Najważniejszego jednak nie przyznawał sam przed sobą. Ich wspólne pseudo zgodzenie się w niewinności i jednorazowości ich pocałunku dawało mu fałszywy gwarant tego, że jego relacja z Lucasem nie ucierpi - więc nie miał powodu odczuwać dłużej poczucie winy. Zachowywali się po przyjacielsku, więc on, po przyjacielsku, chciał dotrzymać jej towarzystwa.
Jednocześnie gubiąc się w powtarzanych samemu sobie w głowie kłamstwach.
- Ulotnię się z tobą - postanowił, powoli ruszając w kierunku, w którym zdawała się wcześniej uciekać i zatrzymując w miejscu gdy zrównał się z nią na chodniku. - Nie mam żadnych konkretnych planów. Znam kilka osób w tym klubie, nic więcej - dodał, po czym wzruszył ramionami.
Sięgnął dłonią do kieszeni czarnej kurtki, którą miał na sobie, wydobywając z niej lekko pomięte opakowanie papierosów. Otworzył je i, z kulturą, wysunął jednego lekko, oferując go Harlow.
- Odprowadzę cię do taksówki i sam się zmyję - zaproponował, wyciągając też wciśniętą do paczki zapalniczkę. - Chyba, że masz coś przeciwko?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dobrze, że była już dobry krok przed nim, gdy oznajmił, że planuje ulotnić się razem z nią. Na jej czole pojawiła się płytka zmarszczka, świadcząca o jej zaskoczeniu obrotem sytuacji. Odwróciła w jego stronę głowę i przyjrzała mu się pytająco, jakby szukając potwierdzenia jego decyzji. Ulotnić się razem z nią? Czy był tego pewny? I co właściwie miał przez to na myśli? Nie chcąc jednak doprowadzić do sytuacji, która miała miejsce kilka minut temu, kiedy niepotrzebnie wybuchła, pozwalając emocjom wziąć górę, powoli pokiwała głową, zgadzając się na to, by jej towarzyszył. Nie chciała by zaczął ją uważać za rozpuszczoną nastolatkę, która nie panuje nawet nad tym, co mówi.
- Rozumiem. - odparła, wymijając kolejną osobę, która stała w okolicy klubu. Pokręciła głową w odpowiedzi na proponowane przez niego papierosy i wsunęła dłonie do kieszeni płaszcza, chowając je przez zimowym nocnym wiatrem.
- Nie, oczywiście. Dlaczego miałabym mieć coś przeciwko. - odparła, starając się brzmieć w miarę neutralnie. Nie mogła mu zabronić spaceru do najbliższego postawili taksówek. Wątpiła jednak, by była w jakikolwiek sposób ciekawszym towarzystwem od tego, które na pewno szybko by znalazł w klubie. Skoro chodził do niego sam, to wydawało się jej, że tylko dlatego, by bez problemu wyjść z kimś.
- Tylko… planowałam się przejść. - przyznała. To że nie chciała spędzać więcej czasu w klubie nie oznaczało, że chciała wracać do domu. Chociaż pogoda nie rozpieszczała i nie zachęcała do pozostania na zewnątrz, wizja powrotu do domu nie była czymś zachęcającym. Co prawda odległość była duża, ale nie widziała problemu, by taksówkę złapać dopiero gdzieś w połowie drogi.
- Rodzice mają dziś jakieś biznesowe spotkanie u nas. To ostatnia rzecz w jakiej mam ochotę uczestniczyć, a jestem pewna, że gdy tylko wrócę, będę do tego zmuszona. - wyjaśniła i wzruszyła lekko ramionami. Urodziny znajomej były dobrą wymówką i zamierzała wykorzystać ją jak najlepiej potrafiła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jemu również nie śpieszyło się do domu. Nie czekał na niego co prawda żaden przykry obowiązek, ani towarzystwo, za którym nie przepadał. Jedynie przytłaczająca samotność w czterech ścianach Chinatown. Zdradliwe neony wdzierające się do mieszkania, które przez swoje niskie położenie i ulokowanie naprzeciw ogromnego billboardu było dla niego wystarczająco tanie, by mógł sporą część swoich zarobków odkładać. Nie zamierzał gościć tam na wieczność, ale szanował wartość pieniądza - nawet gdy powoli spadała. Odkładał, inwestował. Ucinał koszty swojego życia do minimum, wiedząc, że musi tylko przetrwać, jeszcze rok, jeszcze dwa. Byle do następnego awansu, do jakiegoś progu sobie wyznaczonego, po którym będzie czuł, że to już czas.
Poza tym, nie lubił wydawać pieniędzy. Nieprzyzwyczajony do tego, że je w ogóle posiadał, liczył je skrupulatnie, robiąc sobie w budżecie miejsce na rozrywki barowe. Z dwojga złego, wolał być na zewnątrz, w barach i klubach miasta i wydawać ciężko zarobione dolary niż samemu pracować przy biurku kolejną noc z rzędu, lub wpatrywać się w sufit do późnych godzin nocnych.
- Brzmi poważnie - rzucił, pół żartem, pół serio, bo choć jej rodzice byli absurdalni, wiedział, że aktywnie ich zachowanie uprzykrzało jej życie. - Lucas jest już za stary na to. Ciebie dalej zmuszają do bawienia się w tym cyrku?
Westchnął ciężko. Papieros wetknął sobie do ust, paczkę chowając z powrotem do kieszeni. Trzymając go między wargami, mocował się chwilę z zapalniczką - którą, jak wiele rzeczy, powinien wymienić niedługo na nową. Gdy wreszcie zadziałała, jednym haustem wciągnął do płuc sporą dawkę tytoniowego dymu. Sam gest niósł ze sobą ukojenie, którego mu brakowało.
- Znam jedno miejsce niedaleko stąd - zaproponował, ni stąd, ni zowąd. Dostrzegając jej niechęć do powrotu do własnego domu, mając świadomość własnej, chętnie zgodził się na spacer, ale warunki pogodowe im nie sprzyjały. Zimno nie przeszkadzało mu tak mocno, miał na sobie grubą kurtkę, ale Harlow była ubrana zdecydowanie bardziej do baru, do którego ją zaproszono, niż na długie przesiadywanie na zewnątrz. - Jest cicho. Mają dobre wino i nikt się nie drze nawalony pod barem.
Uniósł na nią spojrzenie, z sugestią wymalowaną w spojrzeniu, czekając na jej reakcję.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Poważnie jest tylko na początku, potem robi się nieco za luźno. – wzdrygnęła się na samą myśl. Lucas pewnie nie raz mu opowiadał o spotkaniach, które organizowali ich rodzice. Zaczynało się niewinne, wspólna kolacja, trochę przechwalanek. Matka zawsze znalazła okazję, by pochwalić swoje dzieci, co robiła przeważnie przy ludziach, gdy chciała zabłysnąć idealną rodziną. Luna tego nie znosiła, bo kazała jej zakładać sukienki i czesać włosy, gdy była młodsza, a później opowiadać o tym, jak dobre ma oceny, gdzie planuje iść na studia i jaki konkurs ostatnio wygrała. Po posiłku często przenosili się do salonu, gdzie dzieci nie zapraszano. Ojciec otwierał swój barek, chwalił się swoimi zapasami. Jednak nikt nie pił z umiarem, jakby się można tego spodziewać. Wiele razy słyszała, jak kończyli nad ranem. Pijani, głośni, nieznośni. Nie raz widziała, jak ojciec niby przypadkiem dotykał talii nie swojej żony. – Lucas ma szczęście, że go to omija… ale gdy zaczynał grać, zawsze kazali mu robić występy przy gościach. – wywróciła oczami, przypominając sobie te głupie spotkania i traktowanie ich, jakby byli pieprzonymi kukiełkami. – I na szczęście mnie już nie zmuszają, bo jak pewnie wiesz, nie poszłam na prawo, jak życzył sobie teraz ojciec, więc aktualnie nie spływa na mnie jego łaska i nie ma się czym chwalić. Także woli mnie unikać. – dodała i wzruszyła lekko ramionami. Lucas mógł Willa uświadomić w kwestii studiów Luny, o ile takie tematy poruszali, a była pewna, że rozmawiali niemal o wszystkim.
– Jesteś pewny? – spytała, przechylając głowę w jego stronę. Chwilę temu wytykała mu niestworzone rzeczy, uciekała przed nim, a on proponował ją przeniesienie się razem do innego lokalu? Jego spojrzenie sugerowało jednak, że nie ma nic przeciwko temu.
– Chodźmy. Chętnie poznam nowe miejsce. Wino i spokój brzmią dobrze. – przyznała. – O ile nikt nie spyta mnie o dowód. – dodała rozbawiona. W tym momencie wyglądała, jakby te dwadzieścia jeden lat miała skończone. Krótka i obcisła sukienka, której granatowy kolor odcinał się od jej bladych nóg, ciemniejszy makijaż, który dodawał jej powagi, nieco zmierzwione włosy, wystylizowane na kontrolowany nieład. Wiedziała, jak ubrać się do klubu, by bez problemu ją do niego wpuścili, gdy będzie wśród grupy znajomych, nie była jednak pewna, czy w bardziej cywilizowanym miejscu, ktoś nie będzie chciał sprawdzić, czy może jej sprzedać alkohol.
– O tej porze będzie tam jakiś wolny stolik? – spytała, próbując dotrzymać Willowi kroku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czasem zapominał jak wymagający byli rodzice Harlow. On nie miał w dzieciństwie tego problemu - ba! Jego ambitne plany spotykały się z pokrzepiającym klepnięciem w ramię, które miało równoważyć politowanie wymalowane na twarzy. Państwo Hayes byli realistami. To nie tak, że nie wierzyli w swoje dziecko - nie wierzyli w system, w którym żyli, jednocześnie w nim go wychowując. Miał pod górę celując w cokolwiek więcej niż osiągnął jego ojciec - a wszak osiągnął niewiele. Nie doceniali jednak samozaparcia, w którym William dążył do wydostania się z tej przeklętej dziury w South Park. Gdzie każdy dzień wyglądał dokładnie to samo, gdzie szkołą był obskurny, szary budynek, do którego spóźniali się uczniowie w obdartych ubraniach.
W jej wieku był już samodzielny - mimo tego zdawał sobie sprawę z tego jak odmiennie od Luny dorastał. Jej problemy nigdy nie były jego problemami, a jednak na swój sposób je rozumiał. Choć dzieliło ich morze podziału klasowego społeczeństwa, a ich sfery nigdy nie powinny się wymieszać, łączyło ich przynajmniej jedno.
Samotność.
Otoczona bogactwem, wielką rodziną, bogatymi przyjaciółmi zabierającymi ją do klubów na imprezy Luna wydawała mu się jednocześnie bardzo samotna, pomimo posiadania wszystkiego, o czym człowiek mógłby marzyć. Jakby zupełnie o to nie dbała. A to rozumiał doskonale.
- Może gdyby jednak nazwał cię Persephona, zostałabyś chociaż modelką - zażartował, wypuszczając dym tytoniowy z ust wraz z powietrzem. - Chyba, że to też nie jest godziwy zawód?
Uważał to za zabawne. Ojciec Luny wolałby jej unikać bo nie została, czy też nie zostanie prawnikiem, a jednocześnie Williama unikał pomimo tego, że przecież nim był. Bo wiedział kim był przed.
Hayes szybko adaptował się do nowych sytuacji. Nie lubił tego typu konfrontacji, nie lubił gdy emocje brały nad nim górę. Dlatego przyjął zmianę tematu i trajektorii wieczora ich obojga bez żadnego zawahania.
- Wtedy ja ci zamówię - odrzucił z rozbawieniem, prowadząc ją w jedną z ciemniejszych, mniej uczęszczanych alejek. - I przeszmugluję w papierowej torbie na zewnątrz.
Niemal nie pamiętał tego - strachu przed sprawdzeniem dowodu. W jego dzielnicy nikt się o to nie kwapił, a w lepszej części miasta jak już, to balował z Lucasem - który ogarniał wszystkie aspekty picia, od zamawiania po płacenie.
Do niektórych miejsc dostanie się nie jest zależne od grubości portfela - takim było to, do którego zabierał Lunę. Mały lokal był mu dobrze znany. Gdy uchylił drzwi, wpuszczając dziewczynę do środka jako pierwszą, z wnętrza dobiegła ich cicha muzyka grającego na żywo zespołu. W drzwiach niemal od razu pojawiła się kelnerka, otwierając usta na widok Luny, jednak gdy machnął w jej stronę, zwracając na siebie uwagę, rozpoznała go od razu.
- To samo co zwykle, Will? - parsknęła śmiechem, zachęcając ich do ruszenia za nią. - Mamy tylko antresolę.
- Jak zwykle - odrzucił, puszczając Lunę przodem, rozpinając kurtkę.
Nie porzucił swojego papierosa - unoszący się ponad sufitem dym świadczył o tym, że nie musiał. Kelnerka poprowadziła ich obok głównego baru i bardzo małej sali, w której rogu wciśnięte było dwoje muzyków. Przeszli do następnej sali, w której głos muzyki nie był tak donośny, a jedynie stanowił cichy odgłos tła. W całej sali nikogo nie było, choć na stolikach stały plakietki z podpisem REZERWACJA.
Kobieta wskazała im kręte schody, wychodzące na małą przestrzeń na poddaszu. Dach był w górze skośny, a stolik ulokowany był pod jednym z okien. Zamiast krzeseł stały przy nim wielkie, staromodne fotele, a zamiast świec, półmrok rozświetlały małe lampki.
- Zaraz przyjdę po zamówienia - potwierdziła, zbiegając po schodkach w dół, gdy oni zdejmowali z siebie kurtki.
Uśmiechnął się lekko do Luny, odkładając swoją kurtkę na trzeci, zbędny fotel, samemu zajmując wolne miejsce po tym, gdy ona wybrała już swoje z dwóch.
- Trwa zamknięta sesja, dlatego nie ma tylu ludzi - wyjaśnił, na wszelki wypadek od razu, bo zdawał sobie sprawę z tego jak specyficznie mogło to wyglądać. - A ci, którzy tu są, są dla zespołu. Najlepsze miejsce mamy dla siebie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Samotność doskwierała jej bardziej, od kiedy nie było Lennoxa. Rodzice zawsze zbyt zajęci sobą, Lucas pochłonięty muzyką, ale także imprezowaniem. Do szczęścia wystarczyłaby jej garstka bliskich osób, do której mogłaby zaliczyć rodzinę, gdyby tylko na to pozwolili. Jej brat miał szczęście, bo przyjaźń z Williamem trwająca od lat wydawała się na tyle mocna, by przetrwać wszystko. Luna natomiast miała wrażenie, że nikt nie zrobiłby tak dużo, jak oni robili dla siebie. Sama świadomość była przygnębiająca.
– Myślisz, że bycie modelką jest godne nazwiska Harlow? – zaśmiała się. – Chociaż z drugiej strony… może miałabym szansę dużo zarabiać, a to tatę by uszczęśliwiło? – zastanawiała się na głos, nawet nie biorąc takiej opcji pod uwagę. Choć, gdyby się ktoś uparł, to te kilka brakujących centymetrów nie byłoby problemem. Nie tylko o pieniądze jednak w tej rodzinie chodziło. Mieli ich dużo, raczej nie musieli nimi martwić do końca życia, jeśli tylko nie pękłaby ich bańka. Chodziło o szacunek i pozycję, którą według jej ojca budowało się latami ciężką pracą, wybitnym umysłem, ale też rodzinną potęgą. Niestety był człowiekiem, który lubił obracać się wśród ludzi, których nazwisko było mocne od pokoleń.
– To brzmi, jak plan, któremu jestem w stanie zaufać. – odpowiedziała z uśmiechem. Jemu była w stanie zaufać. Podświadomie czuła, że skoro Lucas przyjaźnił się z nim od tylu lat, powierzał swoje sekrety, zapraszał do ich domu, William musiał być godny tego zaufania.
Nie wiedziała, czego może się spodziewać po miejscu, do którego ją prowadził. Przez cały, od kiedy go znała, patrzyła na niego przez pryzmat Lucasa, który lubił balować w głośnych miejscach, otaczając się tłumem ludzi i pięknych kobiet. Bar, do którego weszli, był w zupełnie innym klimacie. Cicha muzyka wypełniała słabo oświetlone pomieszczenie i ku jej zaskoczeniu, niewiele stolików było zajętych. Nie zdążyła się nawet porządnie rozejrzeć, gdy przed nią pojawiła się kelnerka, równie zaskoczona stojącą w drzwiach blondynką, co Luna jej szybką reakcją. Bez słowa przeszła do dalszej części lokalu, przyglądając się jego wnętrzu. Stanęła na chwilę, gdy ujrzała muzyków siedzących na niskim podeście, zaraz jednak orientując się, że została nieco w tyle. To miejsce nie przypominało żadnego innego, w jakim miała okazję do tej pory być. Panował tam spokój, miękkie światło nadawało poczucia przytulności, a muzyka podkręcała klimat.
Odpięła swój płaszcz, wchodząc po krętych schodach i odprowadziła kelnerkę wzrokiem, gdy ta ich opuściła. – Faktycznie… znasz to miejsce. – zauważyła, gdy zostali sami, chociaż na myśli miała raczej zadowoloną z jego obecności kelnerkę. Położyła swój płaszcz na oparciu wolnego krzesła i usiadła na jednym z dużych foteli, od razu rozglądając się po wokół siebie.
– Nie wiedziałam, że takie miejsce w ogóle istnieje. – westchnęła zauroczona tym, co widziała. – Chyba nie rozumiem, dlaczego poszedłeś do Dragona, skoro tu jest tak niesamowicie. – zmarszczyła nosek i spojrzała na niego rozbawiona.
– To niemal jak prywatny koncert… czego chcieć więcej. – dodała z uśmiechem. Uwielbiała muzykę, nie raz prosiła Lucasa, by zagrał tylko dla niej albo by grali razem. Lubiła akustyczne brzmienie, autentyczność dźwięków, możliwość improwizacji. – Luc zna to miejsce? – na pewno byłby nim zachwycony.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Takie miejsca miały swój urok - ale, mimo wszystko, gdyby nie Luna, czułby się tutaj zupełnie sam. Nie przepadał za śmietanką towarzyską krytyków muzycznych, która przychodziła na takie prywatne występy. Z reguły nie mieliby o czym ze sobą porozmawiać - zakładając, że w ogóle ktokolwiek chciałby otworzyć usta i zakłócić sztukę.
Nie był zbyt muzykalny. Doceniał ładne brzmienia i muzykę, która wdzierała się do duszy, wydobywając z niej emocje, o których istnieniu człowiek czasem nie miał pojęcia. Ale nie znał się na tym na tyle by móc skomentować ją elokwentnie. Wiedział, że Lucas miał talent, grał świetnie, ale żeby powiedzieć mu coś poza "zajebiście jak zwykle" musiałby prawdopodobnie kupić i przeczytać kilka książek.
- Lubię też Dragona - odrzucił, uśmiechając się lekko. - I mam tam znajomych.
Nie było to zawsze jego głównym powodem do chodzenia do takich miejsc. Podobnie jak Lucas, lubił głośne, zakrapiane alkoholem imprezy. Lubił czuć się częścią tłumu. Samotność oferowana przez bycie anonimowym w takich miejscach na swój sposób koiła zszargane nerwy, a wrzaski zadowolonych z wieczoru imprezowiczów lubiły mu się udzielać.
- Dawno temu miał tutaj grać - przytaknął, kiwając lekko głową. - Ale uwalił się w połowie drogi. Może kiedyś zrobi drugie podejście.
Skinął głową z podziękowaniem gdy za jego ramieniem znów wyrosła kelnerka, pozostawiając po sobie kartę drinków. Tak jak obiecywał, numerem jeden, wyszczególnionym, było wino. Choć wiedział, że były świetnej jakości, nie miały ekskluzywnych, francuskich nazw. Były swojskie, dziwne, niestandardowe - jak często w takich hipsterskich knajpach jak ta. Ich opisy mówiły wszystko i nic - jedno było podpisane jako po prostu "dobre, słodkie".
Zamówił dla siebie specjał zakładu - Wolność myśli i to, co Luna wybrała dla siebie.
Muzyka sączyła się z pomieszczenia obok, przerywana okazyjnymi głosami toczących się tam, sporadycznych rozmów. Wokalista miał ochrypły, niski głos, który był bardzo charakterystyczny.
Ich wina pojawiły się niemal w oka mgnieniu. Zamiast kieliszków, podane były w drewnianych kuflach z pozłoconą rączką.
- Przesadzają czasem - uśmiechnął się przepraszająco, wskazując na, przynajmniej według niego, absurdalne udziwnienia, które wprowadzono chyba po prostu "dla zasady". - Ale ci zarozumiali znajomi Lucasa odnaleźliby się tu lepiej ode mnie. Sztuka, rozumiesz.
Westchnął, kręcąc lekko głową i upił łyk swojego wina. Miało gorzki smak z początku, ale zostawiało po sobie posmak granatu.
- Ustaliliśmy, że nie będziesz już prawnikiem ani modelką - zagadnął, unosząc na nią wzrok i uśmiechnął się pod nosem. - Więc co planujesz?

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”