WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie do końca golarka go wybudziła, ale był wdzięczny niebiosom, sile wyższej, czy nawet latającemu potworowi spaghetti, że obudził się właśnie w tym momencie. Znając możliwości manualne Kylie prawdopodobnie mógłby skończyć pokaleczony albo jeszcze gorzej. Tak czy siak, słysząc odpowiedź kobiety, kąciki ust O’Donella nieco drgnęły w bardzo delikatnym, ale uroczym uśmiechu. Odetchnął głęboko i uniósł jedną brew.
– Nie, nie będziesz mnie golić, Kylie – powiedział zupełnie poważnie, bo zdecydowanie wolałby w tym momencie się przeturlać z łóżka na podłogę niż dać się ogolić kobiecie, która była w stanie czajnik elektryczny postawić na kuchence. :lol: Kochał ją, serio, ale jednak wolał, kiedy od takich sprzętów trzymała się w bezpiecznej odległości.
– No hej – mruknął cicho, obejmując ją delikatnie, jęknął jednak dość głośno, gdy tak mocno się w niego wtuliła. Może i był na końskiej dawce leków przeciwbólowych, ale nie aż takiej, żeby nie poczuć jej mocnego uścisku. – Zmiażdżysz mi żebra, Ky – powiedział cicho, z delikatnym rozbawieniem jej to mrucząc do ucha i delikatnie dłonią przeczesując jej włosy. Odetchnął głęboko i wzruszył ramionami.
– Dopiero się obudziłęm, ale trochę mnie bolą żebra i twarz. Poza tym jest nawet okej – ocenił na spokojnie, bo faktycznie tak było. Nie czuł się źle, chociaż daleko było mu też do czucia się dobrze. – Ile byłem nieprzytomny? – spytał wyraźnie ciekaw i zmarszczył nieco brwi, bo nie był w stanie powiedzieć, a pewnie w pomieszczeniu nie było żadnego kalendarza.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Nie będę? - spytała szczerze zaskoczona. No jak to nie będzie, przecież przyniosła cały sprzęt, przygotowała się już na to psychicznie, a on jej mówi, że nie będzie? Dlaczego? Przecież Kylie potraf... Okej, nie potrafi. To akurat wiedzą niemal wszyscy jej bliscy. Są rzeczy, których blondynka nie powinna dotykać. Jedną z nich była właśnie golarka Abla. Zresztą, teraz teraz kiedy mężczyzna się obudził, jego zarost zszedł już na nieco dalszy plan.
- Przepraszam - odparła natychmiast i odkleiła się od niego. Nie chciała go uszkodzić. Przeciwnie. Chciała, żeby doszedł do siebie, bez względu na to, ile czasu będzie to wymagało. Ona cały czas będzie przy nim. - Nic dziwnego. Teraz jesteś już mniej opuchnięty, ale wcześniej... - zawiesiła na moment głos. No nie chciała, żeby pomyślał sobie, że wyglądał jak po starciu z rozpędzonym tirem, ale O'Donell na pewno miał tego świadomość. - Prawie pięć dni. Miałeś operację. Niewiele z tego zrozumiałam, ale zrobił ci się krwiak w głowie i lekarze musieli zrobić ci jakieś nacięcie w głowie.
Od razu zaczęła gestykulować wokół własnej głowy, licząc chyba na to, że to pomoże Ablowi zrozumieć w jakimś stopniu to, co się działo. Wszystko i tak najlepiej wyjaśni mu lekarz, który na pewno zaraz pojawi się w jego sali.
- Najważniejsze, że już się obudziłeś. Nigdy więcej mi tego nie rób - uśmiechnęła się. Pewnie, O'Donell nie miał na to wpływu, ale niech wie. A co! Niech wie, że jeśli kiedyś coś mu się stanie, to Kajli go zabije :boss: - Podać ci coś? Chcesz wody?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Nie, nie będziesz – oświadczył zupełnie stanowczo, bo nie zamierzał stąd wyjść cały pokaleczony własną maszynką do golenia. Inna sprawa, że raczej nie zapowiadało się w najbliższym czasie, żeby w ogóle stąd wychodził. Nie, żeby się skarżył, po prostu jego umysł zaczął powoli ogarniać, jak bardzo został poturbowany i był to trochę dramat tak szczerze.
– Nie masz za co przepraszać, też tęskniłem – uśmiechnął się blado, chociaż wyszedł mu z tego jakiś taki dziwny grymas. Nic dziwnego, skoro jego usta nadal były opuchnięte po tym, jak go skatowano – bo chyba nie było innego słowa na to, co tamci mężczyźni mu zrobili. – Domyślam się, że nie wyglądałem szczególnie ciekawie? – westchnął cicho, bo w sumie nie widział się w lustrze, ale po tak solidnym wpierdolu raczej jak mister universe nie wyglądał, nie czarujmy się.
– W takim razie chyba całkiem dobrze, że się już obudziłem, nie? – uśmiechnął się szeroko, spoglądając na nią z czułością, ale zaraz spoważniał. Mimo, że wyglądała pięknie, jak zawsze, to widział oznaki zmęczenia na jej twarzy. Nawet makijaż nie był w stanie przykryć sińców pod oczami.
– Przepraszam, że tak się najadłaś strachu – westchnął ciężko i spojrzał w oczy Russell. Nie zamierzał tutaj owijać w bawełnę – naprawdę było mu przykro, że musiała tak się denerwować, podczas gdy on leżał nieprzytomny.
- Woda brzmi okej. I zjadłbym jakąś pizzę – uśmiechnął się delikatnie, bo naprawdę miał cholerną ochotę na jakiegoś fastfooda.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Okej. Chyba nawet się uśmiechnęła, bo w końcu zdała sobie sprawę z tego, co chciała zrobić i... No nie będzie go goliła. Nie okaleczy swojego chłopa, nawet jeśli przed chwilą właśnie to próbowała zrobić. Abe i tak wiedział, że chciała dobrze, prawda?
- Dla mnie zawsze jesteś przystojny, ale i tak wolę cię w takim normalnym, mniej pobitym wydaniu - znów się uśmiechnęła. Jeśli chciał, mogła podać mu lusterko, chociaż może będzie lepiej, jeśli jednak tego nie zrobi. O'Donell i tak niedługo dojdzie do siebie i znów będzie dobrze wyglądał i poczuje się znacznie lepiej.
- Całkiem dobrze? Żartujesz? Jest fantastycznie.
Rzeczywiście, była trochę zmęczona, ale teraz nie miało to żadnego znaczenia. Teraz kiedy miała już świadomość tego, że Abe się obudził, odpocznie psychicznie i sama będzie mogła zasnąć i zregenerować nieco siły. Potrzebowała tego. Nie powie, że nie. Mimo wszystko i tak najważniejszy był teraz Abel.
- To nie twoja wina. Najważniejsze, że wszystko jest już dobrze - ujęła jego dłoń. - Kiedy tu trafiłeś, od razu zadzwoniłam do Josepha. Przyjechał do mnie, podtrzymał mnie na duchu i pomógł mi ze wszystkim. Zorganizowaliśmy ci najlepszą opiekę. Głównie on, bo ja nie byłam w stanie.
Chciała, żeby O'Donell wiedział, że nie była z tym sama, że miała wsparcie brata i całej swojej rodziny. Abel był jej częścią i wszyscy rozumieli sytuację, w jakiej znalazła się nasza para.
- Dowiem się, czy wolno ci jeść coś takiego i zamówię. Jaką chcesz? Chyba że wolisz rosół. Bo wiesz, mogę spróbować ci zrobić!
Chyba że chcesz żyć, wtedy nie wybierzesz tej opcji :lol:

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Widząc jej uśmiech, sam Abe się odrobinę szczerzej uśmiechnął, chociaż oczywiście, ponownie skończyło się to na lekkim grymasie. Najzwyczajniej w świecie była to jego reakcja na ból związany z lekkim naciągnięciem skóry, bo nadal twarz miał obolałą.
– Ja chyba siebie też w takim wolę – przyznał z lekkim rozbawieniem. Mimo wszystko ból od siniaków wcale nie był przyjemnym rodzajem bólu, także zdecydowanie zamierzał unikać wpierdolu w przyszłości. Tak czy siak, słysząc jej kolejne słowa, zaśmiał się cicho.
– Może jednak powinienem częściej dostawać wpierdol, skoro jesteś taka zadowolona, że się obudziłem - oświadczył z rozbawieniem, chociaż wiadomo, że nie zamierzał tutaj jej w jakikolwiek sposób napędzać strachu. Nigdy więcej, serio. Pokiwał powoli głową i westchnął cicho.
– Może nie wszystko jest dobrze, ale zdecydowanie lepiej się czuję – stwierdził cicho, bo naprawdę tak było. Czuł się całkiem nieźle. Może to kwestia leków przeciwbólowych, a może kwestia tego, że Kylie była przy nim? A może obie te rzeczy na raz.
– Dobrze, że do niego zadzwoniłaś. Mam nadzieję, że wszystko w porządku ogólnie? – zapytał spokojnie, bo skoro napadnięto na niego, to przecież mogło się wydarzyć też coś u Joe, Nicka czy u całej reszty wesołej ferajny. To oni zwykle byli głównym celem ataków ze strony osób nieprzychylnych rodzinie.
– Nie! – od razu odparł na wieść o rosole. Może trochę za szybko to zrobił, ale come on… Wszyscy wiemy, że Ky nie potrafiła gotować. – Pepperoni mi wystarczy. Z podwójnym serem – uśmiechnął się uroczo, spoglądając na Russellówne.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeśli już ktoś miał teraz dostawać wpierdol, to tylko ich przeciwnicy, ludzie, którzy posłali Abla do szpitala. Kylie najchętniej wszystkich by ich rozjechała swoim nowym kabrioletem, ale obiecała, że nie będzie się w to wszystko mieszała. Zamierzała słuchać swojego faceta oraz brata, bo doskonale wiedziała o tym, że rodzina Russell wszystkim się zajmie.
- Jest jeszcze kilka innych sposobów, dzięki którym mogę być zadowolona, ale to będzie wymagało od ciebie odzyskania sprawności - zaśmiała się. Wiadomo, co miała na myśli. Oczywiście gotowanie dla niej, hehe. No, prawie. Inne rzeczy chodziły jej po głowie. Mimo wszystko i tak najważniejsze było to, żeby Abe w pełni wyzdrowiał i doszedł do siebie. Nic nie liczyło się dla niej bardziej.
- Tak. Chyba tak. Nie wiem. Skupiłam się tylko na tobie, ale Joe wspominał coś o jakiejś bombie, która ktoś podłożył Tehi... - teraz sobie o tym przypomniała. - Jestem fatalną siostrą.
No chyba była, ale co miała poradzić na to, że teraz liczył się dla niej tylko Abe? Może powinna odezwać się do bratowej i brata, spytać co u nich, wspomnieć im, że O'Donell już się obudził, bo przecież rodzina to siła! Zwłaszcza taka.
- Okej. Załatwione. I wiesz co? Nawet jeśli lekarz powie, że powinieneś jeść teraz kleik i warzywne papki, to i tak ci ją przemycę - cmoknęła go w policzek. Rosół też mu przyniesie. Nie, nie ona go zrobi. Poprosi o to rodzinnego kucharza, bo Abe zasługiwał na wszystko, co tylko było najlepsze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miejmy nadzieję, że jednak bez wpeirdolu ostatecznie tak czy siak się obejdzie, bo jednak zdecydowanie nie miał na to nastroju w tym momencie – to znaczy nie żeby coś, chętnie by wpierdolił gnojom, którzy go tak urządzili, ale jednak przy obecnych obrażeniach ostatnie o czym myślał, to tego typu zachowania. Odetchnął więc sobie cicho i spojrzał na ukochaną.
– Myślę, że jakoś damy radę, chociaż to może trochę potrwać – stwierdził z wyraźnym rozczarowaniem, bo obstawiał, że skoro tak długo był nieprzytomny, to jednak i jego stan w najbliższym czasie nie pozwoli mu na jakieś szalone zabawy z Kylie. Niestety. Spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się smutno, gdy wspomniała o bombie. Pokręcił głową.
– Nie jesteś fatalną siostrą, po prostu wszyscy macie teraz dużo na głowie – wzruszył delikatnie ramionami, bo taka była prawda. Nie było w tym zupełnie winy Kylie ani nikogo innego – no, może ludzi, którzy niestety postanowili się uwziąć na rodzinę Russell. Mimo to, nawet po dźwięku aparatury, można było zrozumieć, że Abel trochę się zdenerwował. Miał pewne poczucie obowiązku wobec Joe i jednak czuł się chujowo z tym, że kobiecie Josepha ktoś podłożył bombę. Jednocześnie drżał wewnętrznie, by Kylie nikt takiej rozrywki nie zafundował.
– Myślę, że może nie, zęby przecież mam całe – zauważył całkiem trafnie. – Wiadomo, kiedy mniej więcej będę mógł wyjść? – uniósł jedną brew, bo wiadomo – skoro się już wybudził, to nie chciał siedzieć na dupie w szpitalu. Chciał działać, ot co!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Zobaczysz. Szybko dojdziesz do siebie, a ja przez cały czas będę się tobą opiekować.
O nie. Niech Abel ucieka, póki może, bo Kylie w roli opiekunki może oznaczać co najmniej wielki kataklizm. Mimo wszystko blondynka postara się zrobić wszystko, żeby O'Donell stanął na nogi i czuł się w domu tak dobrze, jak jeszcze nigdy. Już jej w tym głowa.
- Nie mogę się już doczekać, kiedy to wszystko w końcu się skończy.
Nie do końca wierzyła w to, że nagle wszystkie problemy znikną, a trudności same przestana się pojawiać, ale co innego miała robić? Musiała myśleć pozytywnie. Abe wyzdrowieje, Joseph wpierdoli wszystkim, komu trzeba i w końcu będzie spokój, a rodzina Russell znów będzie rządziła w mieście. Tak powinno być. Panowie odwalą czarną robotę, a Kylie znów będzie mogła jeździć kabrioletami, popijać drinki i niczym się nie przejmować.
- Jeden trochę ci się ruszał - usmiechnęła się. Na szczęście nic mu nie wypadło i O'Donell nadal będzie mógł pięknie się do niej uśmiechać. - Jeszcze nie. Porozmawiam z lekarzem, ale już teraz mogę ci zapowiedzieć, że nie ruszysz się stąd, dopóki nie będzie pewności, że wszystko jest okej.
A co, niech wie, że Russell nie pozwoli mu wyjść, nawet jeśli będzie się upierał. Ma być zdrowy, lekarze mają prześwietlić każdy centymetr jego ciała i kiedy będą pewni, że Abe może wrócić do domu, Kylie go tam zabierze.
- Tu masz najlepszą opiekę. Chciałam wcześniej zabrać cię do innego szpitala, ale Joe mnie uspokoił.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Trzymam za słowo – uśmiechnął się bardzo uroczo w tym momencie, bo jednak nie miał nic przeciw, żeby się nim opiekowała tak długo, jak nie musiała przy tym gotować ani niczego podobnego robić. Serio. Niech z nim siedzi, niech go trzyma za rękę i najlepiej trzyma się z daleka od kuchenki czy piekarnika. Nie daj Boże, gdyby jeszcze na wspólne gotowanie zaprosiła Constance, to przecież bankowo by się to zakończyło pożarem, no!
– Ja też. Ale już niedługo. Kiedy stanę na nogi, pomogę Joe to wszystko ogarnąć – zadecydował i był zdeterminowany, żeby faktycznie to zrobić. Nie miał we krwi siedzenia i czekania z założonymi rękoma. Wiedział, że rekonwalescencja troszkę potrwa, ale był gotów pomagać nawet jakoś zdalnie i mobilnie swojemu szefowi szczególnie, że od zawsze miał olbrzymie poczucie lojalności w stosunku do całej rodziny Russell – nie tlyko przez swój związek z Kylie.
– Cóż, jakoś byś musiała przeżyć, jeśli bym nie miał jedynki – zaśmiał się dźwięcznie, bo oczywiście nie zamierzałby tak chodzić, al. Musiał się trochę z nią podroczyć, nie? Tak czy siak, pokręcił głową niezadowolony wyraźnie. – Właściwie to chcę się wypisać jak najszybciej. To znaczy w granicach rozsądku, ale chcę szybko wrócić do normalnego życia, Kylie – czytaj: pracy, klubu i całej reszty. Niby chciał podejść do tego rozsądnie, ale chyba nie do końca potrafił.
– To dobrze. Nic aż tak złego się nie stało, skoro nadal tu jestem – chyba trochę wolał wypierać fakt, że był połamany i musiał mieć operację. Zdecydowanie wolał to wypierać. To było prostsze niż informacja w głowie, że mógł nawet umrzeć. O nie, nie, o tym myśleć zdecydowanie nie zamierzał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ale jak to? Bez gotowania? Przecież to nie będzie pełne opiekowanie się Ablem! Hehe, i tak obie wiemy, że Kylie nie będzie brała się za gotowanie, ale chętnie nakarmi swojego chłopaka gorącym rosołkiem zamówionym w jakiejś knajpce (chociaż i tak grozi do śmiercią O'Donella, a już na pewno poważnymi poparzeniami, gdyby tak przypadkiem wszystko na niego wylała).
- Ale nie forsuj się, okej? Abe, obiecaj mi, że nie będziesz robił czegoś na siłę i jeśli tylko coś zacznie cię boleć, to dasz sobie czas na odpoczynek. Nie chcę, żeby znowu coś ci się stało.
Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, ze O'Donell nie będzie chciał siedzieć bezczynnie w domu i na pewno niebawem pójdzie do Josepha i panowie wspólnie zajmą się pewnymi sprawami. Kylie go nie powstrzyma i chyba nawet nie chciała. Raz, sama pałała chęcią odwetu, dwa, doskonale wiedziała, z kim się związała. Zdawała sobie sprawę z tego, że Abe robił to, co robił, w dodatku robił to z jej rodziną, więc co ona miała do powiedzenia? No właśnie, niezbyt wiele. Mogła tylko poprosić O'Donella, żeby na siebie uważał.
- Bez niej nadal byś mi się podobał - usmiechnęła się. Pewnie, kochała go, kochałaby go nawet bez zębów, bo był super, ale fizyczność też robiła swoje. Znalazłaby mu dentystę, protetyka, wykopałaby mu złote zęby z grobu własnej babki, ale na szczęście nie musiała tego robić. - Ja wiem, że chcesz. Też bym chciała, ale jeśli lekarz powie, że powinieneś zostać, to zostaniesz.
Wróci. Wiadomo. Tyle tylko, że nie teraz, nie od razu, bo blondynka po prostu mu na to nie pozwoli. Przekupi lekarzy, dyrektora, przekupi wszystkich, byleby tylko powiedzieli, że Abe musi jeszcze być pod obserwacją. No, chyba że ordynator przychodziłby do nich każdego dnia na prywatne wizyty i zapewni ją, że jest dobrze, Wtedy Kylie odpuści.
- Nie mów tak, okej? - odparła po chwili. - Oczywiście, że coś się stało. Abe, ja przez kilka dni odchodziłam od zmysłów, więc nawet nie próbuj tego bagatelizować.
Nawet nie chciała wracać już do tego pamięcią, ale musiała powiedzieć mu, jak było, żeby o wszystkim wiedział i żeby nawet nie przyszło mu do głowy, żeby znów stawiać ja w podobnej sytuacji. Będzie mógł wyjść - wyjdzie. Trzeba będzie zostać - zostanie. Ona tego dopilnuje.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Najlepiej będzie, jeśli Kylie wszystko zamówi i po prostu postawi przed Ablem, w ten oto sposób unikną ryzyka poparzeń i innych ciężkich skutków obocznych, jakie bez wątpienia mogłyby im grozić, gdyby Kylie próbowała zrobić coś poza przełożeniem jedzonka do miski czy coś!
– Chyba nawet nie mam na to szans, nawet jeśli bym chciał – wzruszył nieznacznie ramionami, ale na jego twarzy pojawił się delikatny, trochę pobłażliwy uśmiech. Doskonale wiedział, że w jego zawodzie było zawsze ryzyko. Ryzyko, którego nie mógł i nie potrafił wyeliminować. Niestety – czy to podobało się Kylie czy nie, był narażony. Jak cała jej rodzina. Przejebane.
– Tak? Może powinienem pozwolić komuś ją wybić? – zaśmiał się pod nosem i puścił kobiecie oczko. Na razie jednak nie zamierzał tracić jedynek, serio. Poza tym złote zęby z grobu babki to pewnie trochę kiepska opcja. Westchnął cicho i spojrzał jej w oczy. – Przestań, skoro się wybudziłem, to na pewno nic mi nie jest – wywrócił oczyma, chociaż gdzieś tam miał wewnętrzną świadomość, że nie do końca to wszystko tak działało. Odetchnął mimowolnie i spojrzał na nią z bladym uśmiechem.
– Wiem, że napędziłem ci stracha, ale to co robimy wiąże się z ryzykiem. Zawsze tak było. Nie mogę ci obiecać, że taka sytuacja się nie powtórzy, więc zamiast przeżywać to, co się stało, muszę jakoś przejść do tego na porządek dzienny i tyle – wzruszył ramionami. Po prostu taki miał mechanizm. Na pewno nie był to pierwszy, drugi, ani nawet dziesiąty raz podczas jego kariery u Russellów, kiedy mężczyzna oberwał i wylądował w szpitalu w ciężkim stanie. Ryzyko zawodowe, nic nie poradzisz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

A zimne? Zimnym może go nakarmić! Chciała jakoś się wykazać, jakoś mu pomóc, spróbować zrobić coś więcej, niż to, co robiła do tej pory, chociaż obie dobrze wiemy, że Kylie kompletnie nie radziła sobie z kuchennymi wyzwaniami. Inna sprawa, że dla blondynki wszystkie rzeczy związane z kuchnią były wielkimi wyzwaniami :lol: Mimo wszystko dla niego spróbuje nauczyć się czegoś innego.
- Nawet nie probuj, okej? - chciała już tyknąć go lekko łokcie, żeby przestał sobie żartować, ale w porę się opamiętała. Nie będzie fundowała mu dodatkowych obrażeń, bo już i tak miał ich sporo. - A jeśli tylko ci się tak wydaje? Zresztą, lekarz i tak musi cię zbadać.
Niech O'Donell nawet z nią nie dyskutuje, bo badanko i tak się odbędzie. Trzeba sprawdzić, czy nie ma więcej obrażeń wewnętrznych, może też prześwietlić mężczyźnie wszystkie kości. Personel musi upewnić się, że nic mu nie będzie, bo gdyby tak już w domu, dajmy na to w środku nocy, coś nagle zaczęło go boleć, to Kylie dostałaby zawału i karetka musiałaby zabierać do szpitala ich oboje.
- Wiem. Po prostu... To pierwszy raz, odkąd jesteśmy razem i jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłam - westchnęła. Co miała powiedzieć? Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak to funkcjonowało i że Abe był związany z interesami jej rodziny od samego początku swojego dorosłego życia. Jeśli dawniej obrywał, to nie przejmowała się tym aż tak bardzo, bo przecież był jednym z wielu ludzi pracujących dla jej brata. Teraz wszystko wyglądało inaczej. Był jej facetem, nic dziwnego, że się o niego martwiła. Pieseł i koteł również się martwiły. Może blondynka powinna kiedyś przemycić je do szpitala w torebce, żeby zwierzaki wycałowały swojego pana?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zimnym ewentualnie, ale też co za przyjemność z jedzenia zimnego rosołu czy czegoś w tym rodzaju? Ano średnia. Tak czy siak, słysząc jej słowa, zaśmiał się cicho i spojrzał jej w oczy, by powoli pokiwać głową.
– Okej, okej – westchnął mimowolnie, by spojrzeć na nią z uniesionymi brwiami – Na pewno mam rację – oświadczył spokojnym, zdecydowanym tonem i spojrzał jej w oczy. A raczej bardzo chciał mieć rację. Serio. Odetchnął głęboko i spojrzał jej w oczy, uśmiechając się bardzo blado. Kochał ją i nie chciał, żeby aż tak się przejmowała.
– Wiem, ale będziesz musiała. To nie aż takie częste, ale się zdarza – wzruszył ramionami. Był pracownikiem, więc jego robotą było obrywanie i ochrona Russelli. Może teraz nieco awansował, ale znał też swoje miejsce w szeregu i doskonale wiedział, że Kylie również musiała przyzwyczać się do tego, że w takich chwilach był przede wszystkim managerem uwikłanym w interesy klubu, a nie jej facetem. Odetchnął głęboko.
– Przyniesiesz mi wodę? – poprosił, a potem na pewno już przylecieli lekarze i zaczęli go badać i się nim zajmować.

Ztx2

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
31
180

pielęgniarka

swedish hospital

elm hall

Post

( Zakochałam się w Tobie tak, jak się wpada do wody.
A do wody nie da się wpaść na raty. Nie da się wpaść rozsądnie. Nie da się wpaść “tylko troszeczkę”, powoli i pod kontrolą.
Do wody wpada się na łeb, na szyję. Wpada się “ojejku-ojejku, plusk!”. Wpada się z powiekami zaciśniętymi gwałtownie - nie zamkniętymi wynikiem świadomej i przemyślanej decyzji, lecz zatrzaśniętymi po prostu, w wyniku najprymitywniejszego z atawizmów. Na wydechu, żeby się przypadkiem nie zachłysnąć na śmierć.
Człowiek ostatkiem instynktu próbuje obronić się przed nieuniknionym.
Przed brakiem tlenu. Przed żrącą solą. Przed bólem.
Ale nie rozumie, że to już się stało.
Ojejku-ojejku, plusk!
Zakochałam się w Tobie tak, jak się tonie.
)

Zakochała się w Nim tak, jak się tonie.
Ale wybudza się inaczej. Wybudza się, jak wynoszona na brzeg falą przypływu.
Okryta gęstym, ciężkim woalem w kolorze zjełczałego masła.
Zatopiona w lepkiej mgle, słodkiej i mdłej jak scukrzona pokrywa karmelu zastygła na łuskach znienawidzonego popcornu. Powoli, ale nie łagodnie. Stopniowo, ale nie czule.
Resztką sił, i chyba atawizmem jakimś tylko, przedziera się przez unieruchamiającą ciało umysł otulinę snu. Lulana kołysanką białego szumu. Przyzywana głosami, których nie rozpoznaje.
  • Za parę lat ktoś ją spyta, czy miała świadomość.
    Tak, powie, ale nie miałam siły.
    • Potem ktoś inny doda: a miałaś w ogóle ochotę wrócić?
      Nie, uśmiechnie się słabo, ale wiedziałam, że nie mam wyboru.
W zabawnej (no, w jakimś sensie) dysproporcji do tego, ile dni swojego życia Phoenix Farrell spędziła w szpitalnych przestrzeniach - w bladym świetle halogenów, w drażniącym zapachu lizolu i parszywej kofeinowej lury z automatów, w akompaniamencie cichego szmeru i pisku medycznej aparatury - nigdy nie miała szansy (obowiązku? okazji? przyjemności!?) przyjąć roli pacjenta.

Nigdy - aż do teraz, gdy, od dwóch - albo - trzech - albo - czterech (minuty zlewały się w godziny, a godziny w doby, spływając po wskazówkach ikeowskich zegarów powolnym, leniwym rytmem) dni grała ją w układzie pierwszoplanowym.
Phoenix Grace Farrell, ofiasprawczyni nieszczęścia. Skóra biała jak pergamin, wygładzona bezwzględnym bezruchem. Nimb ciemnych włosów rozsypany na sinym błękicie poduszki. Refleksy w dwojakim wydaniu: świetlne, gdy promienie wschodzącego-zachodzącego-wschodzącego słońca lizały zasinienia na szyi i policzku, i cielesne, gdy układ nerwowy przypominał sobie, że jednak nikt (?) tej nocy nie umarł, a więc mały palec u stopy drgnął czasem bezwiednie, albo kącik warg opadł, lub wzniósł się w krótkim, bezwarunkowym skurczu.

Każdym takim automatyzmem dawała widzom nadzieję.
W pierwszym rzędzie: ojciec i matka, wartę pełniący z poczucia obowiązku i przyzwoitości chyba bardziej, niż z innych pobudek. W budce suflera: Maggie, kojącymi podszeptami dodająca jej otuchy i sił do powrotu.
Wróć, Bastian Phoenix. Wróć.

Więc wracała.
Po malutku - i reprymenda wydana zaraz samej sobie tonem, którym zawsze strofowała Everetta: BŁĄD! Pomalutku. Wymywana na brzeg rzeczywistości z dziwnego, nieważkiego stanu, z którego nie chciało się wracać, lecz w którym nie chciało się zostać. Coraz bardziej świadoma otaczających ją dźwięków i temperatury. Miarowe beee-beee-beeep, duchota ogarniająca ciało przykryte szpitalnym kocem.
Powieki ciężkie, jak gdyby ktoś liznął je jęzorem smoły.
- B... - dziwny zgrzyt głosu próbującego przedrzeć się przez kanał wysuszonego boleśnie gardła. Oczy nadal zamknięte, ale jaźń otwarta coraz bardziej - ...st... ek?

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wizytacja pacjentów w śpiączce farmakologicznej nie wymagała tak wielkiego zaangażowania, jak w przypadkach osób przytomnych, narzekających na ból głowy po trepanacji czaszki, dlatego Morgan o wiele bardziej lubiła tę pierwszą kategorię. Gdyby ktoś zapytał, czy widziała w nieruchomych twarzach siebie sprzed dwóch lat, nie byłaby w stanie odpowiedzieć jednoznacznie.
Tak? Nie? Nie wiem?
Różnica leżała w prestiżu - pacjentów bliższych personelowi traktowano lepiej, tego nikt nie mógł zanegować. Swój swemu pomoże, ręka rękę myje. Nie oznaczało to, że pozostali mieli się gorzej; żelazne godziny odwiedzin w oddziale pękały w szwach od czarnych mrówek, które w ostatnich podrygach nadziei opowiadali nieprzytomnym pacjentom o zeszłotygodniowym malowaniu ogródka, bo dzieciaki z sąsiedztwa wypowiedziały się na płocie dostatecznie o Pani Higgins spod numeru 2324. Wśród kakofonii dźwięków istniały jednak strefy "martwe" - pełne ciszy, niemal świętego spokoju, choć do grobu im nadal daleko.
Pomyślała o ostatnim spotkaniu z Gagneaux po pogrzebie Carol i z niezadowoleniem uznała, że jej myśli krążą za bardzo wokół jednej z nielicznych osób, które mogły opowiedzieć coś innego na temat przeszłości Baxby. Innego niż to, co dotąd usłyszała z cudzych ust.
Trzecia sala od końca oznaczona symbolicznym "III" to zagadka dla Morgan. Stan zdrowotny pacjentki nie mógł być bardziej oczywisty, ale osoba na łóżku już mniej. Według pielęgniarek oddziału neurochirurgii - wszyscy ją znali. Każdy też słyszał o nocnych potyczkach między jeszcze wtedy stażystką Morgan Baxby a pielęgniarką Phoenix Farrell. Nikt nie wiedział jednak, dlaczego topór wojenny został zakopany.
Z kolei ona nie pytała - po co?
Po drugim czy trzecim razie rozmów z nieodpowiadającą Farrell, w końcu przestała pytać o przeszłość.
- Wizytacja - mruknęła pod nosem niewyraźnie, wchodząc do sali. I tak jej nie odpowie.
Znajomy widok aparatury monitorującej funkcje życiowe nie uległ zmianie, poza zestawem pomp stabilizujących ciśnienie tętnicze. Za każdym razem, gdy odwiedzała Farrell, ta miała jakieś towarzystwo przy sobie, w efekcie pozostawiając jedynie nocne dyżury jako wolną opcję do wyrażania "przemyśleń" w przestrzeń.
Kiedy zrobiła z Phoenix powierniczkę swych sekretów i obaw? W momencie, gdy okazało się, że jej również nie pamięta?
Zerknęła do karty gorączkowej zawieszonej przy brzegu łóżka. Brak odchyleń od poprzednich wyników. Spojrzała na monitor. Tętno, saturacja, oddech niewspomagany, a własny... Powoli będą musieli zadecydować, co z tak pięknie rozpoczętym dniem - jeśli po zabiegu nadal nie zechce się wybudzić, pozostanie przenieść ją na OIOM, a wtedy...
Zmarszczyła lekko brwi.
Dźwięk inny niż wszystkie.
Zasuszony, kwaśny, charczący.
Morgan podeszła bliżej, chowając dłonie do kieszeni spodni czarnych scrubsów i już zaczęła się pochylać w kierunku kończącej się kroplówki z solami, gdy dostrzegła ruch ust.
To naturalny odruch, pomyślała. Naturalny dla wybudzania.
- Pani Farrell? Słyszy mnie pani? - zagaiła niepewnie. Usta znów się poruszyły, oczy pod powiekami poruszyły w poziomie. Baxby jak oparzona wyciągnęła telefon z kieszeni. W pierwszej chwili chciała wezwać dyżurującego lekarza do sali, ale przez sekundę zawahała się. Co jeżeli to tylko - no właśnie - odruchy?
W korytarzu rozległ się raban. Pielęgniarki wpadły w małą wojnę z salowymi nad rozlaną wodą z wiadra pełnego mydlin.
Na krześle przy łóżku wisiała obca kurtka. Gdzie była ta znajoma-nieznajoma twarz, która prawie codziennie spędzała trochę czasu u boku Phoenix?
- Zrób coś z tym! Tak nie może być! - wrzasnęła Gertrud w korytarzu, naczelna krzykaczka pod fartuszkiem.
Powoli, jakby najmniejsza różnica w najbliższej przestrzeni miała zmienić stan skupienia pacjentki, Baxby sięgnęła do dłoni Farrell i lekko chwyciła w swoją.
- Phoenix, ściśnij moją dłoń - poprosiła. - Pora na pobudkę. Ściśnij ją. - Niepewnie zerknęła na monitor. Parametry bez zmian. Cicho westchnęła.
Co ty wyczyniasz, Baxby?

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”