WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
..........Nie wie co, koniec końców, stało się z tamtym. I, tak po prawdzie, wcale go to nie obchodzi. Bardziej skupia się na tym, aby jak najszybciej dotrzeć do szpitala, bo nie zna nikogo, kto po cichu i w tajemnicy mógłby go pozszywać. A trzeba to zrobić, to jest pewne. Wchodzi więc do szpitalnego budynku, od razu kierując się do recepcji, gdzie recepcjonistka wita go dość obojętnym spojrzeniem, rzucając w jego kierunku formularz. Pewnie zdążyła się już do takich widoków przyzwyczaić i wcale jej się nie dziwi. Posłusznie więc wypełnia papiery, a potem siada na krzesełku w poczekalni, zdając sobie sprawę, że może to chwilę zająć. Wszakże nie umiera i nie zwija się z bólu, a to właśnie te osoby zazwyczaj mają pierwszeństwo. Wzdycha cicho, opierając się o znajdującą się za nim ścianę, a potem przymyka na moment powieki.
..........I czeka.
..........Nie wie, ile tak siedzi, gdy ktoś wreszcie każe mu przejść do jednej z sal dla pacjentów, gdzie ma zaczekać na kogoś, kto się nim zajmie. Oczywiście robi to, siadając na brzegu szpitalnego łóżka. W międzyczasie rozgląda się po surowym wnętrzu, wreszcie swój wzrok zatrzymując na oknie, które wychodzi na ulicę i kilka sąsiednich budynków. Widzi tylko zarys, bo na zewnątrz już od dawna panuje ciemność, a pokój rozświetlony jest przez jasne, buczące cicho jarzeniówki. Nie słyszy nawet, kiedy do pokoju wreszcie ktoś wchodzi. Dopiero odbicie drobnej sylwetki w oknie informuje go, że nie jest już sam. I nieważne, że obraz jest odrobinę zniekształcony — kobietę, która weszła do środka, poznałby zawsze i wszędzie. W końcu tu jej twarz od kilku tygodni widuje czasem w swoich snach — i bynajmniej nie są to przyjemne sny. Prędzej koszmary, z których budzi się oblany potem. Nic dziwnego, że zamiera w pół ruchu, nie potrafiąc oderwać wzroku od jej odbicia.
.............no tired sighs, no rolling eyes, no irony
.............no 'who cares', no vacant stares, no time for me
-
- #1
Była zmęczona, już tak bardzo zmęczona…
Właśnie kończyła kilkunastogodzinny dyżur, nie marzyła o niczym innym jak powrót do domu. Nawet przez myśl jej nie przeszło by skoczyć do baru w drodze powrotnej. Tym razem naprawdę chciała wrócić do mieszkania i położyć się do łóżka. To zmęczenie było widoczne i nikt nie próbował wciskać jej kolejnego pacjenta.
Ale jednak zobaczyła kartę, a na niej nazwisko, którego się nie spodziewała… Nazwisko na widok, którego na moment zamarła, a w kolejnej chwili po prostu zdecydowała się go przyjąć. Nie przemyślała tego, nie wiedziała, co miała zrobić, gdy stanie z nim twarzą w twarz, ale jednak… musiała. Zapewniła, że sobie poradzi, że nie potrzebuje wsparcia, że nie chce żadnego stażysty. Da sobie radę. To też musiała zrobić.
Zatrzymała się na moment przed drzwiami, wzięła głębszy oddech i policzyła w myślach do dziesięciu. Wiedziała, że gdy przekroczy próg tej sali to będzie jak krok w przeszłość. Czy była na to gotowa? Czy miała odwagę zmierzyć się ze wspomnieniami i uczuciami, których nie rozumiała? Powrót do bezsenności albo koszmarów, gdy tylko zamknie powieki?
Otworzyła drzwi. Weszła do pomieszczenia praktycznie bezszelestnie. Oparła się o ścianę i przyglądała mu się przez chwilę bez słowa. Serce zaczęło bić jej trochę szybciej i zerknęła w stronę okna i wtedy pierwszy raz ich spojrzenia się spotkały. Patrzyli na swoje odbicia i znów zamarła. Kilka sekund. Zaledwie kilka uderzeń serca.
I wreszcie się ocknęła. Odchrząknęła i spojrzała na kartę, ale nic ciekawego w niej nie było, ale nie chciała na niego – Nie wyglądasz najlepiej – przyznała, założyła rękawiczki i przysunęła sobie cały sprzęt, który będzie jej potrzebny do opatrzenia go – Rozumiem, że ten drugi wygląda jeszcze gorzej? – zdecydowała się na swobodną rozmowę, jak gdyby nigdy nic… jakby nic ich nigdy nie łączyło, jakby nie byli skrzywdzeni i nie mieli popękanych serc – Możesz się położyć? – był za wysoki by mogła go opatrzyć na siedząco. Wreszcie też podniosła wzrok by spojrzeć prosto w jego oczy. Pierwszy raz od kilku miesięcy…
-
..........Dusi się.
..........Ma wrażenie, że na moment zapomniał, jak się oddycha. Jest w stanie jedynie wpatrywać się w jej odbicie, zastanawiając się czy to jawa, czy tylko sen. Ale to przecież nic niezwykłego — ona, w Seattle. To również jej dom, a jednak kiedy wrócił, wyparł ją ze swoich myśli. Ją i swojego zmarłego przyjaciela, woląc udawać, że nic się nie stało, bo tak jest łatwiej. Mniej boleśnie, bez wyrzutów sumienia. Szkoda tylko, że co noc wszystko wraca — w snach. W koszmarach, przez które nie może spać; przez które później pije, aby zapomnieć. Przez które znowu popadł w swój dawny nałóg. Emerald.
..........Ona też była kiedyś jego nałogiem. Nie potrafił tego przerwać, nie potrafił jej zostawić, choć wiedział, że nie jest jego. Że to, co robią jest egoistyczne, karygodne… Złe. Nic dziwnego, że potem spotkała ich za to kara.
..........Chyba nigdy nie wymaże ze swojej pamięci tego dnia. Dnia, w którym stracił swoich przyjaciół, swoich braci; dnia, w którym zginęła pewna część jego samego. Nie jest już taki, jaki był kilka miesięcy temu. Zmienił się, choć wciąż stara się udawać dawnego siebie. Ale przy niej nie potrafi, bo wraz z jej widokiem, wszystko powraca. Oddech staje się urywany, dłonie zaczynają się trząść, a głos grzęźnie w gardle. Jak w amoku robi to, co mu każe — kładzie się na łóżku i dopiero wtedy wbija w nią jasne, odrobinę zamglone spojrzenie. Ma wrażenie, że to znowu sen, choć inny niż zazwyczaj, ale ból, który powoli zaczyna do niego docierać, jest zbyt realistyczny. Przełyka cicho ślinę, a potem zwilża końcem języka spierzchnięte wargi.
..........— Mało powiedziane — udaje mu się cicho wycharczeć, bo emocje wciąż mocno ściskają jego gardło. Nie znajduje odpowiednich słów, które w tej sytuacji mógłby powiedzieć, więc koniec końców po prostu odpowiada na jej wcześniejsze pytanie. I co teraz? Jak ma to wyglądać? Będą udawać, że nic się nie stało? Że nic między nimi nie było? Że wcale nie popełnili błędu?
.............no tired sighs, no rolling eyes, no irony
.............no 'who cares', no vacant stares, no time for me
-
Był jej pacjentem. Pacjentem, tak…
Był też sobą. Carterem, którego starała się wykreślić ze swojego życia od wielu miesięcy. Dlatego nie wróciła wtedy do kraju. Nie wróciła na ich pogrzeb. Nie wróciła nawet na pogrzeb własnego ojca. Uciekała w pracę, prawdopodobnie mając nadzieję, że skończy tak samo… że rebelianci przeprowadzą nalot na szpital, że nie uda jej się ujść z życiem. Czy wtedy wszystko nie byłoby łatwiejsze?
Byłoby.
Teraz jednak utknęła w jednym ze szpitali Seattle, naiwnie licząc, że to miasto było wystarczająco duże dla ich dwójki, że nie będą musieli się spotykać. Że nie będzie musiała sobie brutalnie uświadamiać jak bardzo za nim tęskniła. Że nie będzie musiała udawać, że jej serce wcale nie wykonało paru obrotów w klatce piersiowej, szamocząc się i przypominając wszystko to, o czym chciała zapomnieć.
Drżące dłonie, płytki i przyspieszony oddech. Atak paniki? Nie podejrzewała go o strach przed igłami, więc to musiała być reakcja na nią, na jej obecność. Głos mu zadrżał… przygryzła wargę i nie wiedziała, co powiedzieć. Najlepiej było nie mówić nic. Lekko się odsunęła, żeby przygotować sprzęt, a jednocześnie dała mu tych kilka, może nawet kilkanaście sekund więcej na uspokojenie się. Chciała mu to powiedzieć, chciała złapać go za dłoń i wyszeptać, że wszystko będzie dobrze… Nie mogła jednak zrobić żadnej z tych rzeczy. Wspinając się na wyżyny profesjonalizmu zabrała się za oczyszczanie jego rany – Uwaga, może boleć. – szepnęła ostrzegawczo i znów spojrzała mu prosto w oczy. Jasne, hipnotyzujące…
Otrząsnęła się i wzięła się do pracy. Ostrożnie, ale pewnie – to nie była jego pierwsza rana, którą opatrywała. Nic się pod tym względem nie zmieniło. Może jedynie… była bardziej czuła? – Jak się czujesz? – pytała o zabieg? O poziom bólu? O wszystko inne?
Tak. Zdecydowanie chodziło jej o wszystko, absolutnie wszystko. Chciała wiedzieć jak się czuje, jak się trzyma, czym się zajmuje i dlaczego właśnie musiała zszywać jego łuk brwiowy. Brakowało jej jednak odwagi by o to zapytać, by powiedzieć mu, że za nim tęskniła i przez ostatnie miesiące była wrakiem. Dokładnie tak jak on.
-
..........Tak, jak teraz.
..........Żałuje, że to nie kolejny koszmar, bo z niego można się wybudzić. Od jawy uciec nie można, choć gdyby tylko chciał, mógłby się podnieść i dać nogi za pas. Nie jest jednak w stanie się ruszyć, wszystkie jego mięśnie jakby nagle odmówiły posłuszeństwa. Nawet serce zaczęło bić mocniej, choć w myślach cały czas powtarza sobie, aby zachować spokój. Ale jak ma to zrobić? Jak ma zachowywać się normalnie przy niej?
..........Czuje się przez to żałośnie. Szczególnie kiedy widzi, że Posy radzi sobie z tym zdecydowanie lepiej i gdyby jej nie znał, pomyślałby sobie, że nie czuje zupełnie nic, że to spotkanie wcale nie wytrąciło jej z równowagi. Po jej spojrzeniu może jednak stwierdzić, że jest inaczej, choć musi przyznać, że zachowanie spokoju idzie jej o wiele lepiej.
..........Zaciska mocno szczękę, gdy zaczyna czuć nieprzyjemne szczypanie w miejscu, którym zajmuje się Posy. Nie odrywa jednak od niej wzroku, w milczeniu wbijając w nią uparcie swoje jasne spojrzenie. Chciałby o coś zapytać, ale nie ma pojęcia o co. A może lepiej będzie, jak się nie odezwie? Nie ma pojęcia czego się po niej spodziewać — czy chce się go stąd jak najszybciej pozbyć i więcej go nie zobaczyć, czy może odrobinę cieszy się na jego widok?
..........— W porządku. Lepiej — odpowiada krótko, dość lakonicznie, co nie ma prawa jej zadowolić, bo zapewne niewiele jej to mówi. W końcu kiedy widzieli się po raz ostatni, on ledwo żył, a jedno z jego kolan było niemal doszczętnie zniszczone. Nie wiadomo nawet było czy kiedykolwiek znowu będzie normalnie chodził — choć akurat te prognozy, na szczęście, się nie sprawdziły. — A ty? — pyta w końcu, chcąc zająć czymś swoje myśli, bo pieczenie coraz bardziej przybiera na sile. Co prawda jego odporność na ból w ostatnich latach mocno wzrosła, co nie zmienia faktu, że nadal jest on cholernie nieprzyjemny.
.............no tired sighs, no rolling eyes, no irony
.............no 'who cares', no vacant stares, no time for me
-
Nie radziła sobie lepiej. Właściwie… nie radziła sobie wcale. Po prostu zawsze była dobra w zachowywaniu pozorów. Udawaniu, że wszystko jest w najlepszym porządku. Nauczyła się tego od dziecka, gdy udawała, że wcale nie przeszkadzają jej dysproporcje w tym jak traktowała ich matka. Udawaniu idealnej córki, idealnej dziewczyny… jedyne w czym była naprawdę dobra to praca. Medycyna. Gdy wyjechała? Każdego jednego dnia się bała, ale nigdy nie dawała tego po sobie poznać. Znów udawała idealną dziewczynę, przyjaciółkę i partnerkę. Łamała serce sobie oraz im, gubiąc się we własnych potrzebach oraz uczuciach. Ale przecież wszystko było dobrze…
Wszystko jest dobrze.
Powtarzała sobie to jak mantrę, starając się zachować spokój – co chyba musiało jej wychodzić jeśli tak ją odbierał. A przecież ją znał. To była jedna z tych rzeczy, która ją do niego ciągnęła – czytał z niej jak z otwartej księgi. Nie musiała mówić, by czuć się przez niego zrozumiana. Zazwyczaj wystarczyło jedno spojrzenie. A teraz? Czy za wiele się zmieniło? Tęskniła za nim… nawet jeśli pieprzyli sobie nawzajem życie to brakowało jej go.
Nie spodziewała się jednak spotkać go w szpitalu. Nie teraz. Nie tak. Nie, gdy nie była na to gotowa.
- Ja? – powtórzyła za nim, lekko zaskoczona – odrywając wzrok od jego rany i łapiąc z nim kontakt wzrokowy – Ciągle czuję się zagubiona. Chyba zapomniałam jak żyje się w normalnym świecie. – przyznała szczerze, zaraz jednak wracając do pracy i znów całą uwagę skupiając na jego ranie. Bo i tak powiedziała chyba za dużo, prawda?
Zdecydowanie.
Przygryzła lekko wargę i po tym jak już oczyściła ranę zabrała się za zakładanie kilku szwów.
- Miałam właściwie już kończyć dyżur. Odwiozę cię, dobrze? – zaproponowała, znów łapiąc jego spojrzenie i uśmiechając się lekko, prawie niezauważalnie, ale i tak było w tym… coś więcej. Coś czego nie okazywała zwykłym pacjentom.
Naprawdę jej go brakowało.
-
..........Zaciska dłonie w pięści, nie pozwalając jakimkolwiek emocjom wypłynąć na powierzchnię. Oto cały Carter — uciekający, chowający własne ja w najgłębszych szczelinach, aby nie pokazać nikomu, że tak naprawdę jest słaby. Jak każdy człowiek, oczywiście, bo emocje to coś, co odróżnia ich od reszty gatunków. To jednak dawne przyzwyczajenia, jeszcze z dziecięcych czasów, kiedy matka nie zawsze się interesowała nim i jego rodzeństwem, przez co to on musiał być tym, który musiał być dorosły. Nie miał czasu na zabawy, nie miał czasu na beztroskie dzieciństwo, ani na popełnianie błędów, na których mógłby się uczyć. To właśnie te czasy wykreowały go takim, jaki jest — unikającym zobowiązań i zamkniętym w sobie człowiekiem.
..........I może gdyby nie te wyrzuty sumienia, gdyby nie ta jego cholerna duma, nie zostawiłby jej tak. Potrzebowała wsparcia, ba!, zapewne potrzebuje go nadal. Był jej przyjacielem, powinien ją wspierać i być przy niej w tych najtrudniejszych chwilach, a on, jak tchórz, po prostu uciekł. Od niej, od tego, co się wydarzyło, od swoich obowiązków, nie jako wojskowy, a jako człowiek.
..........Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że tęskni za nią. Tęskni za jej uśmiechem, delikatnymi dłońmi, zapachem i miękkimi pocałunkami. Tęskni za ich wspólnie spędzonymi chwilami, choć oczywiście cały czas to wypiera. Myślał, że mu się uda — że wreszcie o niej zapomni, ale teraz… Teraz już sam nie wie.
..........— To normalne — mruczy cicho, gardłowo, wzrok wbijając w biały sufit, gdy Posy uważnie zszywa jego rozcięty łuk brwiowy. Już nawet ból mu tak nie przeszkadza, stępiony milionem myśli, które kłębią się w jego głowie. Mimo to spogląda na nią jeszcze raz. Przypatruje się jej uważnie, jakby chciał znaleźć w niej jakąkolwiek różnicę, choćby najmniejszą. On się jednak nie uśmiecha, nie jest w stanie wykrzywić swoich warg w choćby najmniejszym uśmiechu.
..........— Ja… Nie chcę ci robić kłopotu. Mogę złapać jakiś autobus. — Sam na sam w samochodzie po takim czasie? To nie jest dobry pomysł. Nawet jeśli jakaś jego część tego chce, ta druga niemal krzyczy głośne i przenikliwe nie.
.............no tired sighs, no rolling eyes, no irony
.............no 'who cares', no vacant stares, no time for me
-
Była w pracy, musiała się trzymać, ale już teraz wiedziała, że to będzie jeden z tych dni, w którym nie odważy się położyć do łóżka. Bo gdy tylko zamknie oczy to wszystko do niej wróci. Z nim na czele. To wszystko, co razem przeszli. Zwłaszcza, że wiele z tych wspomnień było… szczęśliwych. Mimo bagna, w którym się znajdowali – potrafili znaleźć chwilę radości. Pamiętała jego uśmiech. Swój śmiech. I dzień, w którym to wszystko się skończyło.
Podczas szycia cały czas mu się przyglądała. Gdy on odwracał od niej wzrok, gdy uparcie wbijał go w sufit – ona mogła przestudiować tą już i tak dobrze jej znaną męską twarz. Dojrzeć parę nowych blizn, kilka zmarszczek – zapewne ze złości. Drgnęła jednak, gdy wreszcie na nią spojrzał, gdy ich wzrok się spotkał, a w jej klatce piersiowej coś niebezpiecznie zatrzepotało.
- Nie, Carter… Nawet, gdyby… – urwała, bo co miała mu powiedzieć? Nawet gdybyś to nie był ty? Gdybyś nie był człowiekiem, którego kochała i na którym mu zależało? Gdybyś był zwykłym pacjentem, anonimowym mieszkańcem Seattle, też protestowałaby przy próbie powrotu komunikacją miejską. Teraz jemu dodatkowo chciała pomóc – Odwiozę cię. – zadecydowała, zabezpieczając jego ranę i… kończąc? Odsunęła się, znów oddając mu trochę jego przestrzeni, ale ciągle nie przestając go obserwować – Jak zwykle byłeś dzielnym pacjentem. – zdecydowała się na mały żarcik, lekko się uśmiechając – Chcesz coś przeciwbólowego? I uważaj na siebie przez kilka najbliższych dni, odpocznij. Gdybyś poczuł, że coś jest nie tak, jakieś zawroty głowy, mdłości albo jakiekolwiek inne niepokojące objawy. Odezwij się. Przyjdź tutaj, albo do mnie zadzwoń. Dobrze? – wpatrywała się w niego intensywnie i wiedział. Musiał wiedzieć.
Było to po niej widać, że zależy jej na tym, by wymusić na nim tą obietnicę. Że będzie na siebie uważał. Bo… nie mogła go stracić. Nie mogła stracić kolejnej ważnej dla niej osoby.
-
Gdy czuje, jak igła przebija skórę, nawet nie drgnie. To jest nic w porównaniu do bólu, który czuł po ostatniej nieudanej misji. Roztrzaskane kolano, połamane żebra i wstrząs mózgu — rozwalony łuk brwiowy to przy tym pikuś. Poza tym nadal krążący w jego organizmie alkohol też robi swoje i odrobinę go znieczula, nie mówiąc o szoku po spotkaniu Posy, który wciąż go odrobinę trzyma. W zasadzie to nawet woli skupić się na tym bólu, niż na obecności kobiety, do której wciąż żywi pewne uczucia — i to te, których żywić zdecydowanie nie powinien.
..........Wzdycha cicho, gdy Posy upiera się przy swoim. Już zapomniał, jak bardzo lubi stawiać na swoim i doskonale wie, że jakakolwiek kłótnia z nią nie ma sensu, bo koniec końców i tak wygra. A może po prostu to on pozwala jej wygrać, nie potrafiąc jej odmówić?
..........— W porządku — zgadza się więc po chwili wahania, dotykając środkowym palcem dopiero co założone szwy. Krzywi się lekko, ale nie z bólu, prędzej z niezadowolenia, że po raz kolejny w swoim życiu musiał być zszywany. Jeszcze rok temu bez problemu poradziłby sobie z tamtym facetem i nawet by się przy tym nie zmęczył, ale jak widać, jego forma trochę przez ostatnie miesiące podupadła.
..........— Dostanę za to naklejkę? — pyta, podchwytując na moment żartobliwy ton, bo i on chce odrobinę rozluźnić atmosferę, która jest zdecydowanie zbyt gęsta. Ale czy to coś dziwnego? Zważywszy na ich historię i to, jak się ona skończyła, nie. Ale czy to na pewno koniec? Teraz gdy i Posy wróciła do Seattle, nie będzie łatwo zapomnieć i ruszyć dalej. — Nie trzeba, dam radę. — Chce zgrywać twardziela? Nie do końca, po prostu nie lubi faszerować się przeciwbólowymi, gdy nie ma takiej potrzeby. Poboli, a potem przestanie. Najwyżej znieczuli się odrobinę alkoholem. — Jasne, okej — odpowiada jeszcze, choć znając życie, a raczej jego, nie ma pewności, że tę obietnicę spełni. Wie jednak, że jeśli jej tego nie obieca, nie da mu spokoju i nie zdziwiłby się, gdyby następnego dnia pojawiła się pod drzwiami jego mieszkania, aby sprawdzić, jak się ma.
..........Jeszcze przez moment leży na kozetce, zerkając na nią raz po raz w zamyśleniu. Jakby się bił z własnymi myślami, jakby chciał o coś zapytać. Zamiast jednak to zrobić, podnosi się wreszcie i siada na brzegu leżanki, chwytając do ręki kurtkę, z którą tu przyszedł. Normalnie już dawno by go tu nie było — podziękowałby i wyszedł — ale skoro zgodził się, aby go podwiozła… Chyba musi na nią poczekać.
.............no tired sighs, no rolling eyes, no irony
.............no 'who cares', no vacant stares, no time for me
-
Wtedy też próbowała im pomóc. Tamtego felernego dnia. Próbowała ich ratować, ale bezskutecznie. Pluła sobie w brodę, że może gdyby postarała się bardziej. Głupie… bo nie mieli żadnych szans, ale to ciągle do niej wraca. Zwłaszcza w nocy. Generalnie większość rzeczy wracało do niej w nocy, więc po prostu nie spała. Unikała własnych czterech kątów oraz snu. Bardzo dorosłe. Bardzo odpowiedzialne. I przede wszystkim – bardzo zdrowe.
- Nie mam ich tutaj, ale coś załatwię. – zapewniła, uśmiechając się do niego ładnie – prawie tak samo ładnie jak kiedyś, tylko w spojrzeniu miała zdecydowanie więcej smutku. I widziała, że bił się z myślami, jakby chciał coś powiedzieć… dlatego przez chwilę się nic nie mówiła, wpatrując się w niego uważnie i może po cichu licząc, że jednak zdecyduje się odezwać. Nic z tego.
- Poczekaj na mnie chwilę przed wejściem. Wezmę twój wypis i odwiozę cię do domu. Ale potrzebuję chwili, żeby się przebrać. Obiecuję, że nie zajmie to dużo czasu. – zapewniła, przerywając ciszę, która między nimi zapadła. I faktycznie tak się stało.
Załatwiła całą papierologię, przebrała się i znalazła coś jeszcze. Dlatego, gdy już odwiozła go do domu i zatrzymała się przed budynkiem, w którym mieszkał dostał dwie rzeczy. Po pierwsze karteczkę z jej numerem telefonu i przypomnieniem, że ma dzwonić o każdej porze dnia i nocy, gdyby coś się działo niepokojącego albo gdyby po prostu chciał porozmawiać. No i… naklejkę dzielnego pacjenta. Żart. Ale skoro chociaż tak mogła wywołać nawet minimalny uśmiech na jego twarzy to była bardziej niż chętna. No i powiedziała, że załatwi więc załatwiła.
Poczekała aż mężczyzna wszedł do budynku i dopiero po chwili odjechała. Zastanawiając się, co właściwie to spotkanie dla nich znaczyło.
/zt
-
Gdy przyszła jego kolej, okazało się, że wszystko było okej, choć powinien zdecydowanie przestać narażać się na stres. Jasper tylko kiwał głową, mrucząc, że to raczej mało możliwe, ale wzrok miał utkwiony w brunetce. Liczył, że mimo wszystko do niego wróci później, gdy on będzie po rezonansie, a ona po obchodzie. Raczej szło się domyślić, że Davenport nie jest człowiekiem, który chętnie i z własnej woli zostaje w szpitalu, zwłaszcza, że nie bardzo przejmował się swoim życiem. Dlatego po wszystkim, odwieziony do sali numer trzy postanowił przebrać się w normalne ciuchy i zaczekać na nią. Akurat ubierał spodnie, gdy usłyszał, że ktoś nieśmiało wchodzi do środka, więc odwrócił się, uśmiechając kącikiem ust. - A jednak wróciłaś - usiadł sobie na łóżku - nie martw się, zwalniam zaraz tą salę, będziecie mogli tu położyć bardziej chorych ludzi ode mnie - zapiął zegarek na nadgarstku, sięgając po koszulę. Na jego torsie widać było kilka blizn. Niektóre cienkie, w różnych długościach, inne ewidentnie po kulach. Ale on się za bardzo nie krępował.
-
Wchodząc zupełnie nie znała swojego celu. Nie wiedziała, co miałaby powiedzieć i jak wytłumaczyć swoją ponowną wizytę. Nieśmiało przekroczyła próg obserwując go przez moment dopóki jej nie dostrzegł - Mamy sporo wolnych łóżek, więc jedno zajęte nie zrobi różnicy - wzruszyła ramionami w odpowiedzi i zebrała się na odwagę, aby podejść bliżej i stanąć tuż obok niego. Jej wzrok przykuła jego klatka piersiowa. Wcześniej nie miała okazji widzieć go bez górnej części ubrania. - Bawisz się w żywą tarczę? - odparła wyraźnie zainteresowana bliznami zdobiącymi jego ciało. Spotkała się już z podobnymi ranami, jednak nie były to dość częste przypadki. Nie odstraszało jej to, a bardziej fascynowało. Miała ochotę poznać historię każdej po kolei, choć nie wiedziała, czy pytanie o nie jest dobrym pomysłem - Twoja obecność tutaj, to chęć zadbania o własne zdrowie? - uniosła brwi przenosząc spojrzenie na jego twarzy. Przez myśl przeszło jej nawet, że może nie być to jedynie przypadek, ale zawsze wydawało jej się, że jest dwa kroki przed nią wiedząc więcej, niż chciała mu powiedzieć, a przecież tak starannie pragnęła ukryć swoją tożsamość, więc jakim cudem umyślnie mógłby znaleźć się na badaniach akurat w czasie jej obchodu? Musiał to być przypadek. Przecież nie mógł wiedzieć, że tu pracuje. Świdrowała go, jednak spojrzeniem jakby chcąc wyczytać z jego twarzy, czy aby na pewno jego odpowiedź będzie zgodna z prawdą.
-
-
Zmarszczyła brwi słysząc jego odpowiedź. Wydawało jej się, że może nie być ona w pełni zgodna z prawdą, a przynajmniej spotkanie z drutem kolczastym nie było jedyną przyczyną blizn na jego ciele. Była tego pewna. Zbyt równe krawędzie, czy charakterystyczny kształt niektórych przeczył jego słowom, a amatorką w tej dziedzinie już by się nie określiła. Nie zdążyła się, jednak bardziej przyjrzeć, gdyż na jego ciele pojawiła się ponownie koszula zakrywając interesujące ją ślady - Nie wydaje mi się - mruknęła, a ton jej głosu wskazywał, że jego odpowiedź nie była wystarczająco satysfakcjonująca. Chciała dowiedzieć się więcej, a nie jedynie skrócić temat do minimum. Miała nadzieję poznać go bardziej, chociażby poprzez owe opowieści o odniesionych ranach, jednak on zdawał się nie palić do wyjaśnień. Nie zamierzała odpuszczać.
- Częściej zdarzyło mi się słyszeć o zmartwionej rodzinie, czy przyjaciołach, niż współpracownikach - właściwie to nigdy nie miała okazji dowiedzieć się, że powodem wizyty w szpitalu byli akurat kompani z pracy, jednak to chyba dobrze o nich świadczyło. Sama raczej wątpiła, że któryś z jej kolegów z pracy zainteresowałby się jej wiecznym przemęczeniem, ale w szpitalu wśród rezydentów na jej oddziale wydawało się to być standardem, więc nawet zbytnio nie odbiegała od reszty. - Możesz ich uspokoić, bo Twoje wyniki są bardzo dobre - dodała z uśmiechem, bo tak zajrzała, ale przecież nie musiał wiedzieć, że wcale nie było to normą wśród jednorazowych gości szpitala i, że nie każde rezultaty badań analizowała z taką starannością, choć nie należało to nawet do przydzielonych jej zadań na ten dzień.
- Mam chwi.. - nie dokończyła zupełnie nie spodziewając się nagłej utraty równowagi i opadła na niego bezwładnie, a jej przedramiona wylądowały na jego klatce piersiowej. Zaskoczona uniosła wzrok spoglądając wprost w jego oczy, a kiedy zdała sobie sprawę z jego bliskości momentalnie oblała się rumieńcem, a jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Przez chwilę zupełnie zapomniała o zadanym przez niego pytaniu na które, jednak wypadałoby odpowiedzieć. Tylko co? Skoro rozsądek podpowiadał jej, że powinna jak najszybciej się ewakuować, a ciało jakoś zupełnie nie chciało współpracować. - Mam chwilę, ale spieszę się do łóżka.. własnego łóżka - odparła w końcu doprecyzowując na końcu, aby uniknąć dwuznaczności, choć ostatecznie nie pogardziłaby jakimkolwiek. - A ty jakoś nie wyglądasz mi na osobę, która z wielką chęcią przesiaduje w szpitalu. Nie masz jakichś naglących obowiązków, a konkretniej stada wiernych fanek w klubie? - uniosła kąciki ust w złośliwym uśmiechu popychając go, aby opadł plecami na łózko i mogła wyswobodzić się z jego objęcia.