WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Umarłbyś z tęsknoty misiaczku. Ja to wiem, ty to wiesz. Wszyscy to wiedzą. Nie ma sensu się wypierać. - wzruszyła ramionami. Sama pewnie by do niego przyleciała gdyby on nie zrobił tego odpowiednio szybko. Lubiła spędzać z nim czas. Był trochę... takim jej małym uzależnieniem. I wcale się tego nie wstydziła. Nie zawsze się zgadzali. Niejednokrotnie się sprzeczali. Ale ostatecznie nie znała drugiej takiej osoby. Z którą chciała spędzać czas kiedy była uśmiechnięta, kiedy coś ją bolało i kiedy czegoś się bała. W każdym momencie niezależnie od nastroju i chwili. Po prostu chciała być blisko.
Nie lubiła jego żony, no i nigdy tego nie ukrywała. Tak samo jak ona nie ukrywała niechęci do Lilibet. Więc po co miałaby ukrywać swoje zadowolenie? Domyślała się, że Prestonowi przez myśl nie przejdzie, że mogłaby do niego coś czuć. Był uczuciową amebą jeśli chodziło o Sharewood i powoli się do tego przyzwyczajała, mimo że strasznie bolało. Bolało kiedy nie zauważał jej wpatrzonego w niego wzroku. Kiedy dotyk traktował jak coś zwyczajnego, a uścisk niczym przyjacielskiego miśka. Lubiła zasypiać na jego ramieniu przy oglądaniu filmów. I gdy przytulała się do niego gdy nocowali pod namiotem, to nie chodziło wcale o to, że było jej zimno. Dlaczego przy niej wszystko tak strasznie spłycał i sprowadzał do zwyczajnych przyjacielskich gestów, kiedy ona miała ciarki na całym ciele za każdy razem gdy rozpychał się na kanapie i niechcący dotknął jej ciała. - Nigdy jej nie lubiłam... żadna mi nowość. Nigdy do siebie nie pasowaliście i miło że w końcu to do was dotarło. - wzruszyła niewinnie ramionami. Bo... tak uważała. Jej mały móżdżek uważał, że znacznie lepiej pasował do niej. Była piękną kobietą i zapewne mogła mieć wielu mężczyzn. A ona uparła się na tego jednego, najbardziej niedostępnego. Podniosła się i podeszła do jego łóżka, a potem usiadła obok i zabrała jego telefon z szafki. Znała kod, więc odblokowanie go nie było problemem. Zobaczyła jego wiadomość do żony i nawet przejechała po kilku wcześniejszych. Randomowo, gdzieś w górę sto lat wstecz. - Mam wygodną wannę... ale skoro wolisz prawie byłą żonę.... nie będę naciskać. Te nudesy sprawiają że wolisz ją ode mnie? - spytała i pokazała telefon. Jego żona i jej ciało po ciąży. Wciąż piękne, a jednak uważała że jej jest lepsze. Uśmiechnęła się złośliwie i odsunęła się z telefonem w razie gdyby chciał jej go zabrać. Często zachowywała się jak dziecko. Ale taka niestety już była. Niedojrzała. Z masą energii, której chyba nie potrafiła odpowiednio spożytkować.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przyzwyczaiłem się do tęsknoty. Nie umarłbym — zauważył. Tęsknota nie była dla niego niczym obcym. Wyjeżdżał często przez ostatnie lata i długimi miesiącami był skazany na tęsknotę za bliskimi. Z tym szło się oswoić. Wystarczyło przejść do porządku dziennego z tym, że nie zawsze wszyscy byli obok. Czasami dystans był przykrą koniecznością, z którą należało się pogodzić. Czemu więc w tym przypadku miałoby być inaczej? Może dlatego, że teraz nie planował żadnych wyjazdów. Miał zostać w Seattle, a bliskie mu osoby miały być dostępne prawie, że na wyciągnięcie ręki. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie szedł w zaparte, tylko po to, by nieco podroczyć się z Lili. Mogła uważać, że był ślepy, ale wcale tak nie było. Widział, że naprawdę przypodobała sobie jego towarzystwo w każdej wolnej chwili. Jego upośledzenie emocjonalne polegało na tym, że nie doszukiwał się w tym głębszego dnia. Przecież się przyjaźnili. Co z tego, że była świetną kobietą, do tego cholernie atrakcyjną, na której miło było zawiesić wzrok? Przyjaźni nie powinno się łączyć z uczuciami innymi niż te platoniczne. A przynajmniej tak mu się wydawało i właśnie dlatego uparcie odgrywał rolę tego dobrego ziomka, na którym zawsze mogła polegać. Ten dystans był lepszy i bezpieczniejszy dla ich relacji, niż przekraczanie odgórnie nałożonych barier, tylko dlatego, że w pewnym momencie w głowie rodziła się myśl, że może warto byłoby spróbować coś zmienić. To, że rozumieli się na płaszczyźnie czysto przyjacielskiej, nie znaczyło wcale, że na innych musieliby się dotrzeć równie dobrze.
Zawsze mnie to bawiło. Jej zazdrość i twoja udawana uprzejmość, kiedy się widziałyście. Czasami miałem wrażenie, że obie jesteście zazdrosne — roześmiał się. Nie rozumiał kobiet. Niby powinny trzymać się razem, a gdy przychodziło co do czego, to z chęcią skakały sobie do gardeł i nie kryły niechęci względem siebie. Nie inaczej było w przypadku tych dwóch kobiet z jego życia, które były dla niego ważne w rożnym tego słowa znaczeniu, a w których dziwną relację nie chciał ingerować. Czasami lepiej było przymykać oko i udawać, że wszystko gra, jeśli nie chciało się wyjść źle na ewentualnych ingerencjach.
Obserwował ją, kiedy podniosła się z krzesła i obeszła łóżko. Westchnął, kiedy w jej ręce wpadł jego telefon. Zerkając przez ramię Lili, obserwował co wzbudziło w niej zainteresowanie. Wywrócił oczami, widząc ciąg wiadomości, które wymieniał z żoną.
Powinienem zmienić kod — stwierdził. Nie wiedział, czemu jeszcze tego nie zrobił. Wielokrotnie korzystała z tego, że go znała, a on wielokrotnie zastanawiał się nad tym, co tym razem znajdzie, by chociaż trochę mu dogryźć. Tym razem były to zdjęcia żony, a Lili miała szczęście, że nie czuł się wystarczająco na siłach, żeby bawić się w pościgi i próby zabrania jej telefonu.
Kto powiedział, że wolę ją od ciebie? — zapytał, marszcząc lekko czoło, nieco zaskoczony jej słowami. To było przecież zupełnie co innego. Porównywanie żony do przyjaciółki, nigdy nie przyszło mu do głowy. Na obie patrzył pod zupełnie innym kątem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Skoro tak mówisz. - powiedziała obojętnym tonem i wetchnęła teatralnie. Wiedziała, że prawda była zupełnie inna. A to co sobie myślała było dla niej najważniejsze. - Dobrze, że ostatnio spotkałam ciekawego faceta. Nie będę musiała martwić się o brak towarzystwa, kiedy ty będziesz męczył się w swoim własnym. - uśmiechnęła się do niego uroczo. Chociaż żadnego faceta nie było w jej życiu. To znaczy kilku było, była w końcu na kilku randkach by zapomnieć o przyjacielu. Ale wciąż nie potrafiła myśleć o nim jak tylko o kumplu. Dawno przestał być tylko jej przyjacielem, a uczucia jakimi go darzyła.... zwyczajnie były nieodpowiednie do ich relacji. Ale nic nie mówiła głośno, licząc naiwnie, że w końcu sam to zauważy i coś z tym zrobi. Nie potrafiła przez to wszystko dać szansy innym. Każdy był za mało ciekawy. Bo przecież żaden z nich nie był Prestonem. Jezu, to było strasznie skomplikowane. Wszystko byłoby znacznie łatwiejsze, gdyby w końcu dostrzegł, że ona wcale nie chce być tylko jego przyjaciółką. Konsekwencje mogłoby być naprawdę różne. Ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, prawda? Na razie jednak mogła sobie tylko wyobrażać jakby to było. Bo Preston był skończonym idiotą. I nic kompletnie nic nie ogarniał tak jak trzeba. I to już od lat.
- Twoja żona nie ma nic, o co mogłabym być zazdrosna. - teraz już dosłownie, bo jego też nie miała. Nie lubiła jej, jej głupiego uśmieszku i tego jak bardzo na każdym kroku pokazywała że jest żoną Prestona. Nie musiała tego pokazywać. Obrączka mówiła o tym doskonale, ale i on sam na każdym kroku zachowywał się jak na męża przystało. Dobra, może nie do końca zawsze. Żaden szczęśliwy i przykładny mąż nie nocuje z przyjaciółką pod namiotem i nie pozwala jej na małe czułości przy oglądaniu filmów. Dla niego to było normalne. Ale nie było.
Zawsze przeglądała mu telefon, pewnie robiła to częściej niż jego żona i pewnie było w jego telefonie mnóstwo jej zdjęć, które sobie robiła gdy nudziła się w jego towarzystwie! A czasem bywało i tak! Szczególnie kiedy wybrał jakiś mega nudny film! Podniosła się z łóżka by przejrzeć jeszcze kilka wiadomości, ale szybko zrezygnowała, bo dotarła do wiadomości kiedy było jeszcze między nimi cukierkowo. A tego czytać nie chciała! - Ty. Tego nie trzeba mówić głośno. - wywróciła oczami, a potem rzuciła mu telefon na łóżko. - Cokolwiek bym nie zrobiła, czy nie powiedziała, zawsze byłam druga. Tylko niech dobrze się Tobą zajmuje. Bym znów nie musiała Cię tu codziennie odwiedzać. - wywróciła oczami i usiadła na swoje miejsce podciągając na siedzenie stopy. - Dobra. Spełniłam swoją powinność. Będę spadać. Daj znać czy Cię wypisali. Nie chce jutro przyjść do pustej sali.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ciekawego? Kto to taki? — zapytał marszcząc czoło. Nie dlatego, że był zazdrosny. Wręcz przeciwnie, jak na dobrego kumpla przystało, wolał wiedzieć, kto się obok jego przyjaciółki kręcił i czy nie należało trzymać ręki na pulsie na wypadek, gdyby okazało się że był to jakiś frajer, któremu należało obić mordę. Musiał więc wiedzieć wszystko i nie było opcji, by odpuścił serię pytań odnośnie tajemniczego faceta.
A mi się wydaje, że jednak ma coś takiego — mruknął, unosząc wymownie brew. Może nie chodziło o coś, ale o kogoś. O niego. Ta myśl zakotwiczyła się w jego głowie, bo nie potrafił inaczej wytłumaczyć sobie zachowania Lili, która zachowywała się jak typowa zazdrośnica. Z jednej strony bawiło go to, z drugiej zaś trochę dawało do myślenia, bo nie miał pojęcia, czy odbierał to w odpowiedni sposób, czy tylko umysł płatał mu figle.
Druga? Jaka druga? Przecież to zupełnie co innego — skrzywił się, w ogóle nie pojmując tego, do czego brunetka zmierzała. Dla niego żona i przyjaciółka, były dwiema różnymi osobami, których nie należało pod żadnym kątem porównywać. Obie były na pierwszym miejscu, z tą różnicą, że w innych kategoriach. Z jedną łączyły go wygasające uczucia i cholerna obrączka. Z drugą coś trwalszego. Tym czymś była obustronna sympatia, zrozumienie, wsparcie. Właściwie mógł śmiało stwierdzić, że jeśli już miałby określić, która z nich była na pierwszym miejscu, to była to Lili. To jej wypatrywał na lotnisku, gdy wracał do kraju. Jej proponował wspólne wypady za miasto, kiedy nadarzała się ku temu okazja. Z nią wyskakiwał do kina i spędzał długie wieczory przed telewizorem. Z żoną był zaś bo... Chyba wierzył w to, że ten związek mógł jeszcze wyjść na prostą. Przeliczył się, bo zboczyli z właściwej drogi na tyle, by nie dało się już zawrócić. Co ciekawe, wcale nie żałował. Wiedział, że będzie dziwnie przez nadchodzący rozwód, ale zdawał sobie też sprawę z tego, że nie mógł marnować życia na kobietę, z którą nie potrafił się w żaden sposób dogadać. Trzeba było ruszyć dalej, póki nie było za późno. W końcu jeszcze całe życie było przed nim.
Jezu, Beth... Co cię ugryzło? — mruknął, łapiąc ją odruchowo w pasie, żeby siedziała na tyłku i nigdzie się nie ruszała. Przyciągnął ją bliżej, nieco się krzywiąc, bo leżenie w łóżku od miesiąca zrobiło swoje i potrzebował czasu na to, by wrócić do formy i nie odczuwać mniejszego, bądź większego bólu. Ten dyskomfort nie mógł mu jednak przeszkodzić w tym, by zatrzymać kobietę obok i dowiedzieć się, skąd ta nagła zmiana jej nastroju. Przecież... Tylko żartowali? Jak zawsze?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Powiedziałabym Ci... ale to nie Twój interes. - dobra, nie było żadnego faceta, więc nie chciała mu teraz wymyślać, bo nie miało to najmniejszego sensu. A przynajmniej tak jej się wydawało. Jeśli sytuacja będzie tego wymagać to sobie coś już tam wymyśli. Albo powie że sprawa już dawno nieaktualna. Przecież to nie pierwszy raz gdy wymyśla przed nim jakiegoś faceta. - To źle Ci się wydaje, po co w ogóle o tym rozmawiamy? - dobra, chyba ona zaczęła temat jego żony. Ale już nie chciało jej się o niej gadać. A już na pewno nie chciała mówić głośno o tym, że jest o niego zazdrosna. Nic dobrego z takiej rozmowy by nie wyniknęło.
Na jego kolejne słowa jedynie wywróciła oczami. Dla niego to były dwie inne sprawy. Ale dla Lilibet tak nie było. To była jedna sprawa i czuła że wciąż jest druga, mimo, że ta dwójka się rozwodzi. Co z tego, że spędzał z nią całą masę czasu wolnego, kiedy ostatecznie wracał do żony i robił wszystko by uratować swoje małżeństwo. Więc jakie ostatecznie miało znaczenie to, że to z Lili spędzał czas? Wciąż była dla niego tylko przyjaciółką. Wszystko było cholernie niesprawiedliwe. To ona była przy nim gdy wracał z misji. To ona wylewała łzy na lotnisku gdy wylatywał na kolejną. Oglądała z nim wszystkie głupie filmy i robiła z nim wszystko inne. Nawet cholernym psem się zajmowała kiedy leżał w szpitalu! Pogryzł jej ulubione szpilki i zostawiał wszędzie sierść.
- Komar. - rzuciła i pacnęła go w rękę by ją puścił. - Dobra. Koniec żartów. - rzuciła cicho, chociaż nawet przez chwilę nie żartowała. Wręcz przeciwnie pierwszy raz od jakiegoś czasu mówiła dość szczerze. Ale chyba wystarczająco dała sobie popłynąć. - Puść mnie, naprawdę muszę już iść. Napisz mi jak Cię wypiszą. - rzuciła cicho, a potem czy tego chciał czy nie wywinęła się z jego uścisku. Roztrzepała jego włosy na pożegnanie i zabrała bananki, bo jednak były za dobre by miała mu je zostawić. - Jak jednak będziesz wolał moją wannę i swojego psa. To się odezwij. - rzuciła przy drzwiach siląc się na szczery uśmiech. Nie chciała się z nim kłócić, nie chciała też z nim szczerze rozmawiać. Bała się, że jak do tego dojdzie to nic nie zyska, wręcz straci przyjaciela. A miała tylko jego, więc nie chciała ryzykować. Zamknęła za sobą drzwi, a potem jeszcze na chwilę je otworzyła, by wysłać mu buziaka, tak dla rozluźnienia sytuacji. A potem już na dobre zniknęła bijąc się w myślach. Po co w ogóle zaczęła taką dyskusje!? Wróciła do domu, wyszła z psem na spacer. A potem zległa z nim na kanapie czekając na wiadomość. O ewentualnym wyjściu ze szpitala... i ewentualnych odwiedzinach.

Koniec

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#Któraś Przestałam już liczyć te wszystkie nasze rozgrywki mała <3 Dopiero teraz, gdy po feralnych wydarzeniach z tego przeklętego po wsze czasy ZOO w momencie, w którym to ta delikatnie rzecz ujmując, poszkodowana ręka policjantki, została opatrzona i Ethel zyskała stuprocentową pewność, że towarzysząca jej w tych chwilach grozy Marcy jednak przeżyła, kobieta mogła w końcu powiedzieć, iż ten przysłowiowy kamień nareszcie spadł z przepełnionego strachem serca. Tak, to prawda. Detektyw Farrow naprawdę się bała. Pierwszy raz od bardzo dawna, ta nieustraszona, uparta i pewna siebie wredzizna, poczuła strach. Strach o własne życie. Obawę przed tym, co jeszcze mogłoby jej się przytrafić w tym cholernym i zupełnie nieodpowiednim do tego typu wydarzeń miejscu. Nawet jeśli nigdy, nie przyzna się do tego otwarcie, dziś brunetka zrozumiała, jak krucha i ulotna potrafi być ludzka egzystencja.
Po raz kolejny uderzyły w nią wydarzenia z tych minionych kilku ostatnich tygodni. Czyżby rzeczywiście okrutny los postawił na niej kreskę? To naprawdę miał być koniec? Tak wiele być może absurdalnych w tej chwili pytań, kłębiło się w głowie tej udręczonej wątpliwościami kobiety, a odpowiedzi nie potrafiła odnaleźć praktycznie żadnej...
Po spędzonych kilku długich, ciągnących się w nieskończoność godzinach w szpitalu, policjantka zyskała w końcu ten upragniony i wyczekiwany wypis. Nie chcąc czekać ani chwili dłużej, czym prędzej udała się do wyjścia. Zanim jednak do niego dotarła, musiała przemierzyć długi korytarz, gdzie po obu jego stronach, znajdowały się sale wypełnione pacjentami. Właśnie w jednej z tych sal, Ethel przypadkiem dostrzegła Johna Wilsona. Jego widok, a raczej stan w jakim się znajdował, wbił ją w ziemię. Farrow nie przypominała sobie, aby kiedykolwiek widziała tego mężczyznę w tak kiepskim stanie. Jej zranione serce, poczęło bić znacznie mocniej, powoli podchodząc do gardła. Nie myśląc nad ewentualnymi konsekwencjami swojego czynu, brunetka niepostrzeżenie, wślizgnęła się do owego pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Nastepnie podeszła do łóżka, w którym leżał śpiący detektyw.
- John? John, słyszysz mnie? - Zapytała cichutko, będąc wyraźnie poruszoną kondycją, w jakiej go znalazła. W co do jasnej cholery ten gnojek znowu się wpakował?
<style> @import url('https://fonts.googleapis.com/css?family=Abel|Arizonia'); .foralba59 {border-spacing: 1.5mm; width: 230px; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.foralba59 td:first-child {vertical-align: bottom;}.foralba59 td {vertical-align: top;}.wielka59d {position: relative; width: 120px; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555;}.wielka59c {position: relative; width: 120px; font-family: arizonia; font-size: 23px; line-height: 15px; color: #995555; text-align: right; text-shadow: 1px 1px 0px rgba(221,204,187,0.3); margin-bottom: 5px;}.mruczanka59a {width: 75px; font-family: abel; font-size: 7px; line-height: 10px; color: rgba(0,0,0,0.9); text-align: left; text-transform: uppercase; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555; padding: 5px;}.mru59 {color: grey; font-size: 6px; line-height: 10px; text-decoration: none; opacity: 0.8;}</style><center><table class="foralba59"><tr><td><div class="wielka59c">Ethel Farrow</div><img class="wielka59d" src="https://i.ibb.co/12WQs5Y/received-20904 ... d><td><div class="mruczanka59a">Then I heard your heart beating, you were in the darkness too, so I stayed in the darkness with you...</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru59"></a></td></tr></table></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| jakieś dwa/trzy tygodnie po ostatniej!


Wyjazd na Florydę bez Connie był trudny, ale chyba cieszył się, pojechała z nim Sarah – dzięki temu ona zajmowała Megan, a on spędzał sobie spokojnie czasie z Katie i Jasonem, więc tak naprawdę jedyne kiedy siedział z Meg to przy jakichś wspólnych posiłkach, albo gdy siedzieli we czwórkę (on, Meg, S i Isaac) gdy dzieci już spały. Większość wyjazdu myślał za to o Constance, o tym co działo się między nimi i jak to wszystko rozgryźć, ale do żadnych mądrych (i innych niż powiedz jej) rozwiązań nie doszedł.
Trzy dni przed planowanym powrotem, dostał wiadomość o tym, że Connie jest w szpitalu i szybko zawinął się z Sarah do Seattle, zostawiając Katie na kilka dni z Megan bo błagała go o to niemal na kolanach, a Meg obiecała, że ją potem odwiezie. Generalnie było mu to nawet w tym momencie na rękę, bo jednak bardzo potrzebował się w razie czego zająć Connie, nie? Gdy dotarł do szpitala, wyminął na korytarzu Jacksona i wpadł do Sali w której była Turner.
– Jezu, co się stało? Wszystko dobrze? – od razu zasiadł na jakimś krześle obok łóżka i złapał ją za rękę. – Co z dziećmi? – drugą dłoń ułożył na jej brzuchu i patrzył to na nia, to na wspomniany brzuch wyraźnie zestresowany.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Constance bankowo co najmniej kilkakrotnie powtarzała lekarzom, że wcale nie trzeba nikogo zawiadamiać o jej pobycie w szpitalu. W gruncie rzeczy, oczywiście rozmawiała z Alexem nawet pewnie parę godzin zanim się tu znalazła i tłumaczyła lekarzom cierpliwie, że naprawdę wszystko w porządku, ale oni wiedzieli lepiej no i zadzwonili. Bankowo wpisała Alexa trochę bez jego wiedzy, zaraz przy pierwszym usg, żeby nie martwili Vittorii, a Enzo z oczywistych względów wypisała z tej listy dawno temu, dlatego bankowo Alex został zaskoczony telefonem od szpitalnego personelu a nie od samej Constance.
– Po prostu trochę zasłabłam, a potem jeszcze miałam skurcze – rzuciła gwoli wyjaśnienia. – Naprawdę niepotrzebnie cię tutaj ściągali, nie chciałam… Robić kłopotu- uśmiechnęła się niezręcznie, bo to wcale nie miało tak wyglądać – Alex miał wrócić za trzy dni, mieli porozmawiać, miała ogarnąć dobrą kolację, miała… Powiedzieć mu, co do niego czuje, a tak…
– Wszystko okej, to fałszywy alarm, ale chcą mnie zostawić na obserwacji i po pewnie dadzą mi Bed Rest – westchnęła mimowolnie, układając dłoń na jego dłoni. - Wszystko w porządku i ze mną i z dziećmi. Mówiłam ich, żeby cię nie zamartwiali – dodała jeszcze, z troską lustrując go wzrokiem. – Wszystko okej? No wiesz, na wyjeździe? – uniosła jedną brew i spojrzała mu w oczy z wyraźną troską.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może to lepiej, że był wpisany w listę kontaktów alarmowych, bo pewnie inaczej dowiedziałby się o tym dopiero po powrocie z Florydy – o ile w ogóle by się dowiedział.
– Po prostu trochę zasłabłaś i miałaś skurcze – powtórzył za nią, patrząc na nią z niedowierzaniem. – Kurwa, przecież to całkiem poważna sprawa, Constance! – odrobinę uniósł głos, bo jej podejście go lekko irytowało ale zaraz odetchnął głęboko, kręcąc głową. – Nie robisz kłopotu, wyjeżdżając powiedziałem, że jeśli cos się będzie działo masz od razu zadzwonić – zacisnął mocniej palce wokół jej drobnej dłoni i nawet uniósł ją lekko do swoich ust, by złożył na jej wierzchu kilka czułych buziaków.
– Zabiorę Cię do domu, ogarniemy jakiegoś domowego lekarza – zaproponował od razu, bo na pewno takiego mieli. Po za tym nawet Sarah była dom obok w razie czego, a zdecydowanie wolał mieć ją obok by mieć na nią oko. A podejrzewał, że i ona będzie się lepiej czuć we własnym łóżku niż szpitalnym. – Zajmę się wami – uśmiechnął się do niej czule. Nie wiedział, że chciała zrobić romantyczną kolację, ale też chciał o nich po powrocie porozmawiać. Niestety jak widać, nie bardzo mieli jak to zrobić bo szpital nie był jego zdaniem dobrym miejscem.
– Tak, było całkiem nieźle. Katie została jeszcze u nich, Megan ma ją przywieźć za parę dni – wzruszył ramionami, niezbyt o tym chcąc rozmawiać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Faktycznie, Cons planowała mu powiedzieć dopiero po wyjściu, bo nie chciała się narzucać ani przeszkadzać, ani ściągać go tutaj przedwcześnie, tym bardziej że skurcze okazały się pewnie słynnymi skurczami Braxtona-Hicksa, którenie zagrażały dzieciakom. Spojrzała na niego z czułością i uśmiechnęła się nieznacznie.
– Nie denerwuj się, wszystko jest w porządku, Alex – powiedziała cicho, patrząc mu w oczy. – To były tylko skurcze Braxtona Hicksa, a zasłabłam bo było mi nagle duszno i tak jakoś… – rozłożyła delikatnie dłonie. – Wiem, ale nic takiego się nie stało, przecież wiesz, że bym zadzwoniła, gdyby to było coś poważnego. – uśmiechnęła się czule, delikatnie wyciągając dłoń, na której nie składał pocałunków i obejmując jego policzek.
– W porządku i tak mieli mnie zaraz wypisać, więc wszystko będzie okej, na pewno będzie okej – uśmiechnęła się nieznacznie, spoglądając w zielone tęczówki, w których ostatnio znajdowała nie tylko ukojenie, ale też coś głębszego, coś… Czego jeszcze nazwać nie potrafiła tak do końca.
– Wiem, zajmujesz się nami praktycznie od początku – zauważyła całkiem słusznie, splatając ich palce ze sobą. Westchnęła cicho, słysząc że Meg za parę dni przyleci, ale nie zamierzała się tym przejmować. – Żałuję, że nie mogłam jechać z wami – dodała jeszcze, zaciskając delikatnie usta. W gruncie rzeczy całkiem za nim tęskniła przez te parę dni.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ale on chciał wiedzieć o takich rzeczach od razu, nie po dłuższym czasie i myśl, że nie zadzwoniła od razu lekko go zirytowała. Ten wyjazd nie był na tyle ważny, żeby to wszystko ignorować.
– Denerwuję się, bo doskonale wiem, że byś nie zadzwoniła. Nie wiem dlaczego, ten wyjazd nie był jakimś nadzwyczajnie ważnym wyjazdem i nie bez powodu powiedziałem, żebyś dzwoniła gdyby cokolwiek się działo. – zmrużył lekko oczy. Był na nią lekko zły przez to, ale cóż. – Wasze zdrowie i samopoczucie jest dla mnie o wiele ważniejsze – dodał, celowo używając liczby mnogiej, bo nie chodziło tylko o nią ale też o dzieciaki, które nosiła w sobie a o które Alex martwił się tak jakby były niemal jego. Może to dlatego, że Connie stała się dla niego taka ważna?
– Dobrze, powiem Jacksonowi i Sarah żeby na nas poczekali – stwierdził, nie puszczając jej dłoni ani na chwilę. – Taka moja rola – powiedział cicho, uśmiechając się do niej ledwie kącikami ust. Wychodził ostatnio po za rolę przyjaciela, ale w tym momencie starał się nad tym nie myśleć. Nachylił się nad nią i pocałował czule jej czoło. – Ja żałuję, że w ogóle pojechałem. Powinienem tu przez cały czas być – mruknął cicho, lekko się podnosząc i patrząc prosto w jej oczy, ale nadal będąc cholernie blisko. Zawahał się, chcąc ją pocałować ale patrzył na nią tylko pytająco jakby chcąc się upewnić, że to okej. Bo od nocy na jachcie się zdecydowanie AŻ tak nie zbliżali do siebie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wiedziała, dlaczego się zirytował, rozumiała to doskonale, bo pewnie zdenerwowała się w równym stopniu, gdyby jej nie powiedział, że wylądował w szpitalu. Odetchnęła głęboko.
– Zadzwoniłabym z domu. Gdyby to było coś poważniejszego, dzwoniłabym do ciebie nawet z taksówki, przecież wiesz – uśmiechnęła się do niego z czułością, głaszcząc kciukiem jego policzek delikatnie i westchnęła cicho. – Przepraszam, że nie zadzwoniłam, wiem po prostu, że czas spędzony z Jasonem jest dla ciebie ważny – dodała cicho, przygryzając dolną wargę, ale zaraz pokiwała głową. – Jeśli coś jeszcze się stanie sama do ciebie zadzwonię, okej? Przysięgam – dodała jeszcze, nadal obejmując z czułością jego policzek.
– W porządku, chociaż jeśli Sarah jest zmęczona, mogą wrócić do domu – dodała jeszcze, a gdy powiedział, że taka jego rola, uśmiechnęła się uroczo i spojrzała mu w oczy. Chyba w tym momencie dotarło do niej, że to nie było już zauroczenie. To nie była lekka iskra, tylko miłość. Kochała go. Tak po prostu, zakochała się w swoim najlepszym przyjacielu. Powoli, każdego dnia, kiedy się nią opiekował, zakochiwała się w nim coraz bardziej i teraz, gdy tak lekko stwierdził, że jego rolą była opieka nad nią i maluchami, dotarło do niej, że to była miłość - i to nie ta przyjacielska. Ta romantyczna, przytłaczająca i cholernie silna, bo oparta na solidnym fundamencie. W jej oczach błysnęło lekkie przerażenie tym odkryciem i wewnętrzny szok, ale zaraz skupiła się na jego słowach.
– Wszystko jest w porządku, najważniejsze, że jesteś już obok – powiedziała cicho, a kiedy tak się do niej przysunął i się zawahał, sama się odrobinę wychyliła i musnęła czule jego usta, dając mu niejako przyzwolenie. Całkiem brakowało jej tej bliskości i pocałunków i nawet trochę myślała, że może PRZEZ tamtą noc Alex takich czułości nie chciał, ale... Może jednak chciał, tylko był tym wszystkim przerażony i przytłoczony tak, jak ona?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Och, jasne. Nie zadzwoniłabyś nawet jakbyś rodziła tylko powitałabyś mnie z dwójką dzieci przy cyckach. Nie znamy się od dziś – wywrócił oczami, bo nie musiała mu mydlić oczu, doskonale wiedział jak to działało w wykonaniu Constance. – Ale nie jest ważniejszy od Ciebie – powiedział cicho, wprost, jakby chciał żeby sama wyczuła w tym wszystkim drugie dno sytuacyjne. Dla niego to było naprawdę trudne, ale zdecydowanie wybrałby Constance nad Jasonem, jakkolwiek to było nie miło z jego strony.
– Martwiła się o Ciebie, po za tym przespała całą drogę w samolocie na moim ramieniu więc myślę, że nie jest zmęczona – zaśmiał się cicho, a potem usłyszał pewnie krzyk Russell przez drzwi więc zmarszczył czoło. – Myślę, że może nas potrzebować – machnął głową na drzwi. Nigdy przedtem pewnie aż tak blisko z blondynką nie był, ale mieszkanie u Connie mocno ich bankowo do siebie zbliżyło. Nawet chciał się Sarce wyżalić na sytuację z Cons, ale w sumie nie było okazji, bo skoro z Jacksonem nie mógł porozmawiać to S wydawała mu się jedyną racjonalną osobą.
– Tak – powiedział cicho, a gdy musnęła jego usta, ujął delikatnie jej policzek w dłoń i pocałował ją po raz kolejny, dość czule, ale z jakąś wyczuwalną tęsknotą, po czym oparł czoło o jej czoło. – Naprawdę się zdenerwowałem, że coś może być nie tak – dodał ciszej, odsuwając twarz od jej twarzy ale złapał jej dłoń i przysunął do swoich ust, opierając o wargi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Oczywiście, że bym zadzwoniła, no weź. Za kogo mnie masz? Byłeś przy każdym usg, byłbyś pierwszą osobą, nawet przed kierowcą ubera, do której bym zadzwoniła, Alex – zapewniła go z delikatnym, uroczym uśmiechem i spojrzała mu w oczy. Taka była prawda. Nie wiedzieć czemu, nie wyobrażała sobie sytuacji, w której Alex miałby nie pojawić się na porodówce. Było to dla niej jakieś takie oczywiste. Gdy powiedział, że Jason nie jest ważniejszy od niej, uśmiechnęła się delikatnie, a w tym momencie w jej spojrzeniu była widoczna ta miłość, z której przed sekundą zaledwie zdała sobie sprawę.
– Chociaż tyle, nie powinna się męczyć – uśmiechnęła się, zerkając w stronę drzwi, gdy usłyszała krzyki. O kurwa. – Myślę, że oboje będą – westchnęła cicho – Jackson odzyskał pamięć – dodała jeszcze z uśmiechem, bo wiedziała doskonale, jak Clarence’owi brakowało jego przyjaciela, a pewnie z Jackiem już zdążyła porozmawiać i jej się pochwalił. Uśmiechnęła się uroczo, kiedy mężczyzna pocałował ją po raz kolejny.
– Właściwie to całkiem się stęskniłam – powiedziała z delikatnym, ale uroczym uśmiechem, podczas gdy czekoladowe tęczówki przesunęły się po jego twarzy – Wiem, Alex. Przepraszam, że od razu nie zadzwoniłam, ale wszystko jest okej – dodała, przysuwając ich splecione dłonie do swoich ust i muskając wierzch jego dłoni ustami. – Cieszę się, że tu jesteś – dodała cicho, patrząc mu w oczy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Ale tym razem tego nie zrobiłaś – powiedział, jakby lekko zraniony tym faktem. Przecież minął dzień odkąd trafiła do szpitala a mimo to nie zadzwoniła, dlatego to wszystko było jego zdaniem beznadziejne, ale z jednej strony próbował zrozumieć jej podejście, serio. Chyba dlatego koniec końców zbastował z bulwersem i po prostu zaczął być dla niej kochany. Jak zazwyczaj
– Serio? To znaczy że w końcu nie będzie wkurwiającym debilem? Cudownie, stęskniłem się za nim – aż westchnął ciężko na samą myśl. Potrzebował przyjaciela już od dobrych kilku miesięcy ale zdecydowanie nie takiego, jakim Jackson był do tej pory. Trochę mu kamień spadł z serca. – Aż boje się w tym momencie zapytać ich co się stało – powiedział z lekkim rozbawieniem i rzeczywiście nie poszedł i nie zapytał. Na razie wolał być bezpieczny w Sali szpitalnej niż stać się żywym celem gdyby Sarah jednak chciała Russella zabić. Chociaz niewątpliwie, tak ciekawska strona jego duszy cholernie była ciekawa o co chodziło :lol:
– Ja też – przyznał szczerze, nie puszczając jej dłoni i odetchnął cicho. – Skoro Katie nie ma, to będziemy mieć trochę czasu dla siebie. Wyślemy gdzieś Julie na weekend czy coś – zaśmiał się pod nosem. Niech pojedzie do Mediolanu po coś dla bliźniaków czy coś, ogarną temat :lol:

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”