WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Zorganizowanie czegoś z jednym pięcioletnim i dwójką trzyletnich szkrabów było jednak nie lada wyzwaniem. Eric musiał wstać odpowiednio wcześnie, żeby przygotować śniadanie, a później ogarnąć także synów. Wszystko miał zaplanowane odpowiednio wcześniej. Pozostało tylko zebrać fragmenty do kupy.
Zaczął od śniadania. Oczywiście śniadania dla chłopców, bo bez napełnienia ich brzuchów nie było szans na zorganizowanie czegokolwiek produktywnego. W smażeniu gofrów był niekwestionowanym mistrzem. Wprawiał się w tej potrawie regularnie od czterech lat, kiedy to zdarzyło mu się zostać samemu z dzieckiem/dziećmi. Dzisiaj także wszystko poszło sprawnie i kilka minut po godzinie ósmej nadeszła pora na rozpoczęcie prawdziwej zabawy.
- Śpiąca królewno… - Eric pochylił się nad łóżkiem i pocałował Aimee w policzek raz, drugi i dopiero za trzecim razem udało mu się obudzić ją na tyle, aby otworzyła oczy i skupiła na nim swój wzrok. - Ktoś ma ci coś ważnego do przekazania… - Wyprostował się i odsunął na bok, aby dać pole do popisu trójce chłopców.
Eric nie umiał w prace plastyczne totalnie. Jego zdolności artystyczne ograniczyły się do narysowania sosem czekoladowym buźki na gofrze. Dlatego zwrócił się o pomoc do Penny, która to pomogła mu w przygotowaniu takiego oto kwiatuszka wykonanego z masy solnej, który to teraz znajdował się w rękach jednego z bliźniaków. Każda dłoń była odbiciem dłoni jednego z dzieciaków, a każdy "kwiatek" był dodatkowo opatrzony napisanymi przez niego własnoręcznie imionami: Eliott, Elijah i Emmett. Cała trójka. Drugi z bliźniaków trzymał tacę z talerzem gofrów, szklanką świeżo wyciskanego soku pomarańczowego i słoiczkiem dżemu (oczywiście przyniósł ją tu Eric, a cała konstrukcja opierała się o łóżko, ale chłopczyk puchł z dumy, że otrzymał tak odpowiedzialne zadanie i trzymał tacę równo!). A to nie wszystko! Od kilku tygodni Eric ćwiczył z najstarszą latoroślą prosty utwór na cymbałkach, jakie syn dostał od świętego Mikołaja pod choinkę, którego słów najmłodsza część mogła nauczyć się od słuchania i powtarzania w kółko tego samego. Gdy Eric dał sygnał, Eliott zaczął wybijać pałeczką w cymbałki, cała trójka odśpiewała piosenkę, a po bardzo nierytmicznym i nierównym koncercie najstarszy z chłopców wystąpił na przód i z poważną miną rozpoczął swoje przemówienie: - Obiecujemy dziś być bardzo grzeczni - zaczął Eliott, a pozostała dwójka pokiwała głowami. I odpowiedziała chórem "tak!". - I będziemy się dużo tulić. - Ponownie potwierdzone energicznym ruchem głowy przez młodzików. - I będziemy bardzo mocno kochać! - Na ten sygnał cała trójka wskoczyła do łóżka, aby przytulić się do mamy. Eric stał obok i uśmiechał się szeroko, bo ten widok cholernie rozczulał mu serce. I nawet jeśli nie wszystko wyszło idealnie, on nie potrzebował więcej do ideału.
-
Jeszcze zanim podniosła zaspane powieki jej usta wygięły się w błogim, leniwym uśmiechu, a spomiędzy warg wydostało się zadowolone mruknięcie. Był tak blisko. Czuła ciepło jego ciała i charakterystyczny zapach perfum. A kiedy zdecydowała się w końcu otworzyć oczy pierwszym co zobaczyła były jego ciemne, niebieskie tęczówki - i od razu wiedziała, że ten dzień będzie piękny. "Cześć, kochanie" uśmiechnęła się do niego lekko, posyłając mu roziskrzone spojrzenie. Przywitał się z nią jak należy, a potem usunął w cień, pozwalając, aby cała uwaga Hale skupiła się na trójce przeuroczych łobuziaków, na codzień droczących się ze sobą i drących koty, dziś wyjątkowo grzecznych i zgodnych. Kochała ich nad życie, byli jej największą dumą i szczęściem. Zwłaszcza teraz, kiedy z poważnymi minami stali przy jej łóżku i dziękowali za wszystko to, co dla nich robi. Za czas, który im poświęca i ogrom serca, który wkłada w ich wychowanie. Za dobroć, cierpliwość. To, że nie złości się i nie krzyczy. No i że czasem pozwala im jeść lody przed obiadem.
Łezka się jej w oku zakręciła, kiedy to Emmet wręczył jej wspólnymi siłami wykonanej z masy solnej kwiatek. Przyjrzał mu się z każdej strony, uśmiechnęła szeroko i obiecała, że postawi go 2 specjalnym miejscu na parapecie, tak, żeby wszyscy mogli na niego patrzeć i podziwiać. Bo przecież nie był to pierwszy lepszy badyl, a prawdziwe dzieło sztuki.
"Czy dobrze mi się wydaje? Byliście na lekcji plastyki u cioci Penny?" zapytała zerkając na synów, koniec końców spojrzenie zatrzymując na swojej drugiej, lepszej połówce. Bo to właśnie na jej barkach spoczywała odpowiedzialność za zorganizowanie całego przedsięwzięcia.
I śniadanie... Wygląda smakowicie, a jak pachnie... Chłopcy, nie musieliście" dodała z zaciskającym się ze wzruszenia gardłem. Naprawdę się postarali. Swoją niespodzianką sprawili jej mnóstwo radości i rozjaśnili cały poranek. "Ale z ciebie siłacz, po tatusiu" zwróciła się do Elijaha, który dumnie trzymał tacę z sokiem i goframi, ani przez moment nie dając po sobie poznać, że zaczyna robić mu się ciężko i najchętniej poprosiłby Erica, żeby odstawił ją na nocną szafkę. Co by nie dopuścić do przykrego wypadku, Aimes chwyciła za brzeg bambusowego stoliczka i odłożyła go w bezpieczne miejsce, puszczając małemu oczko. Intencję zrozumiał w lot, bo zaśmiał się cicho i pokręcił głową, unosząc kciuka do góry.
I pomyśleć, że najlepsze wciąż było przed nią! Wspólnego koncertu bowiem nijak się nie spodziewała. Tak samo jak przemówienia Eliotta, po którym łzy zaczęły spływać jej strugami po policzkach. Była największą szczęściarą na świecie. Miała troje wspaniałych dzieci, cudownego mężczyznę, który zawsze o nią dbał i o niej pamiętał, dom, do którego chciała wracać pk całym dniu pracy. "Chodźcie no tutaj" wierzchem dłoni wytarła mokre oczy i zaczęła tulić i ściskać maluchy. "Będziemy mocno kochać, najmocniej na świecie" po tych słowach każdy z urwisów został porządnie wyściskany i ucałowany w czubek głowy. Zaciekawione dźwiękami dochodzącymi z sypialni psiaki w tym samym czasie poderwały się ze swoich legowisk i z radosnym szczekiem wpadły do pokoju, zatrzymując się w nogach łóżka. "Wskakuj" ciemnowłosa zwróciła się do Miltona. Nim jednak ten zdarzył zareagować Bailey zerwał się na równe nogi i wskoczył na materac, zaczynając się przymilać do swojej pani. Lou, choć z całego towarzystwa najstarszy, gabarytowo był najmniejszy i chociaż chciał, nie był w stanie wdrapać się na posłanie. Zazdrosny i poirytowany wydał z siebie niezadowolone burknięcie. Krótki sygnał, że on też chce dołączyć do zabawy. W końcu jak wszyscy, to wszyscy. "Weźcie go na ręce, chłopcy" poprosiła, a gdy mieszaniec do nich dołączył, wyciągnęła w jego stronę dłoń i pogłaskała go za uszkiem, głośno się śmiejąc. Cała rodzina w komplecie. No prawie, bo Eric wciąż stał z boku i się im przyglądał. "Posuńcie się troszkę. Zrobimy miejsce dla taty" zarządziła, a kiedy luby dołączył natychmiast wtuliła się w jego klatkę piersiową, wciągając do płuc znajomy zapach. A kiedy już nacieszyła się jego bliskością, poderwała do góry głowę o cmoknęła go w usta. Najpierw lekko i delikatnie, a potem nieco bardziej namiętnie i znacząco. "Dziękuję. Nie wiem, czym sobie na ciebie zasłużyłam" pogłaskała go po policzku. Gdyby nie on nie miała by tak wspaniałych dzieci, rodziny, o której zawsze marzyła. Nie byłaby w tym miejscu, w którym znajdowała się teraz. To wszystko było jego zasługą. Dał jej życie, jakiego zawsze pragnęła. Zajął się nią, zaopiekował. Sprawił, że rozkwitła jako kobieta, matka, żona i kochanka. "Jesteś wspaniały. Jesteście wspaniali" przyciągnęła do siebie chłopców i zaczęła łaskotać ich po brzuchach. "Ledwo się tutaj mieścimy. Chyba musimy kupić większe łóżko" zachichotała, kiedy panowie się zmówili i wszyscy razem przystąpili do ataku.
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world
-
- Co to jest dystensa? - Eliott rezolutnie wyłapał trudne słowo, a Eric poniewczasie ugryzł się w język próbując zebrać w myśli w głowie, aby dziecko zrozumiało znaczenie tego słowa ale zaraz Emmett wszedł mu w słowo. - Mamo, mogę gofla? - i temat się rozmył, bo zanim ktokolwiek udzielił mu odpowiedzi, mały sięgnął po gofra z buźką i umieścił go sobie w buzi. Najstarszy z Miltonów już nawet otworzył usta, żeby powiedzieć “uważaj, żebyś nie pobrudził pościeli”, kiedy gofer upadł właśnie sosem czekoladowym na kołdrę, a Eric zastygł na kilka sekund z otwartymi ustami w oniemieniu. Machnął w końcu na to ręką i przeszedł do clou, tego, co miał zamiar jej powiedzieć.
- Ale żeby nie było, że tylko chłopcy się postarali - bo oczywiście Eric jako “niezwykle skromny jegomość” nie przyjął zasług za przygotowanie śniadania i prezentów na siebie, oddał wszystko synom - ode mnie też masz prezent. Przecież w idei Dnia Matki nikt nie powiedział, że trzeba obdarowywać jedynie własne matki, prawda? - Eric uśmiechnął się szelmowsko, czego Aimee nie mogła zauważyć opierając się plecami o jego klatkę piersiową. - Trzy życzenia - powiedział na głos i tak ją objął, żeby kilkadziesiąt centymetrów przed jej nosem pokazać palcami tę cyfrę. - Zastanów się dobrze, wypełnię każde bez szemrania, ale nie będzie możliwości zmiany - wyszeptał jej do ucha mając w duchu nadzieję, że Aimee wykaże się choć odrobiną obyczajności, że przynajmniej jedno życzenie będzie na tyle… przyzwoite, aby mogły wziąć w nim udział dzieci. Eric nie chciał wyjść na gołosłownego rodzica, a Eliott już wszedł w na tyle bystry wiek, że dużo więcej zauważał dzięki swojej - na pewno odziedziczonej po rodzicach! - piekielnej spostrzegawczości.
-
Ciche parsknięcie się wyrwało spomiędzy jej ust. Oduczenie tego, żeby bliźniaki nie ładowały się do ich sypialni z każdą drobnostką było nie lada wyzwaniem i luby miał rację. Zdecydowanie nie chcieli zaprzepaścić poczynionych postępów. Zwłaszcza, że dopiero odzyskali względny spokój i prywatność, a jej jeszcze nie do końca przeszło zażenowanie po tym, jak Emmet zjawił się na progu pokoju w chwili, w której Eric pod kołdrą buszował jej między nogami. Młody co prawda nie doszukał się w tej scenie niczego nie stosownego, ba, nie był nawet świadom tego, że ojczulek znajduje się w tym samym pomieszczeniu, wszak w porę ciemnowłosa zdarzyła przykryć jego głowę - ile wstydu się jednak najadła. Rumieńce z policzków nie chciały jej zejść dobrą godzinę, a ochota na amory bezpowrotnie przepadła. Oczywiście nie na zawsze, a na ten konkretny wieczór. Bez obaw! "Właściwie... Od kiedy Elijah wylał na kanapę sok pomidorowy myślałam o tym, żeby wymienić ją na nową. Może to dobra okazja?" uśmiechnęła się znowu, puszczając mu oczko. Więcej miejsca dla ich wesołej gromady, radość zakupów dla niej. No i jeśli by poprosić rodziców o to, aby pod ich nieobecność zajęły się szkrabami kto wie, może uda się im zaznać trochę wolności. Zjeść kolację na mieście, w ciszy i spokoju, nie w akompaniamencie krzyków i wrzasków, a pięknej, nastrojowej muzyki. Brzmiało to jak naprawdę dobry plan. Nie musiała nawet wchodzić w szczegóły, aby z twarzy mężczyzny wyczytać, że może liczyć na jego zgodę.
"Gof..." nie zdążyła nawet skończyć wypowiadać tego słowa, a najmłodsza latorośl porządziła się sama, czego efektem był kleks czekolady na świeżo wypranej, nowiutkiej pościeli. No, ale mówi się trudno. Nie była nawet w stanie się na syna gniewać. Jak by mogła, kiedy śmiał się i patrzył na nią tymi swoimi pięknymi, wielkimi, erickowymi oczami. Przyciągnęła go bliżej do siebie, a następnie puszczając po włosach, puszczając dopiero wtedy, kiedy drugi z bliźniaków zaczął domagać się uwagi. Jego też uściskała i wyprzytulała, na koniec wracając do najstarszego, który nie chciała, żeby podczas tej serii poczuł się pominięty. Właśnie dlatego zanim wróciła do pogawędki z szatynem, Eliottowi poświęciła najwięcej czasu.
"Trzy życzenia?" powtórzyła, a oczy się jej zaświeciły. W głowie od razu pojawiły się jej pewne pomysły, nie nadawały się jednak do tego, żeby podzielić się nimi z pociechami. Co by jednak dać ukochanemu przedsmak tego, co tak intensywnie zajmowało teraz jego myśli przytuliła się do niego ciaśniej, bezwstydnie dociskając się swoim tyłkiem do jego bioder. Wątpiła, że chłopcy to zauważają, a Eric cóż... Nie miała wątpliwości, że to poczuje. I że zrozumie. "Ciężko będzie mi się zdecydować" mruknęła, zagryzając dolną wargę. "Muszę wszystkie wykorzystać dzisiaj, czy mogę rozłożyć je w czasie? Niektóre z życzeń mogą być dość czasochłonne i... wymagające" językiem powoli zwilżyła usta. Ktoś mógłby pomyśleć, że miała już trzydziestkę na karku, była matką, powinna być spokojna, zachowawcza, rozważna. Myśleć przede wszystkim o rodzinie. Skoro jednak luby chciał ją rozpieszczać i dawał jej możliwość wybrania wszystkiego, co tylko sobie zamarzy... Nie miała zamiaru ograniczać własnej fantazji. I dwa życzenia miała zamiar zarezerwować na czas tylko we dwoje. Jednym zaś podzielić się również z chłopcami. "Już wiem jakie będzie pierwsze. Dzieciaki, zbierajcie się. Szybko, szybciutko. Spakujemy kosz z jedzeniem, kamizelki. Tata zabiera nas pod żagle" energicznie poderwała się z miejsca, zacierając dłonie. Rodziną byli bardzo aktywną. Jeszcze w ciąży Eric zabierał ją na rejsy żeglówką - a gdy kolejni synowie pojawiali się na świecie, kontynuowali tradycję w coraz to większym składzie. "I co? Jak wam się podoba minę życzenie?" zapytała z rosnącym podekscytowaniem. Milton uwielbiał pływać, a Eliott, Elijah i Emmett mieli to we krwi.
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world
-
I tak oto dwa telefony, dwadzieścia minut zbierania i dodatkowe czterdzieści minut podróży później cała piątka siedziała już na pokładzie żaglówki. Pominę fakt, że totalnie nie znam się na żeglarstwie, więc pewnie kiedy Eric ogarniał jakieś żeglarskie rzeczy, Aimee musiała mieć baczenie na chłopców. A gdy wszystko było już gotowe na tip-top, chłopcy przestali obawiać się szumu wiatru oraz otaczającej ich wody, nadszedł czas na zabawę w Piotrusia Pana i złego Kapitana Haka, którym to - jak można się było spodziewać - został nikt inny jak Eric. Ale że przypadło mu w udziale uprowadzenie “Królowej Nibylandii” - bohaterki, którą wymyślili chłopcy na potrzebę znalezienia mamie jakiejś roli w zabawie - wcale nie narzekał, kiedy ukryli się za żaglem, gdzie to Kapitan Hak skrywał uwięzioną królową, którą Piotruś-Eliott i spółka mieli odbić z rąk “podstępnego pirata”.
W tym momencie Erica naszło bardzo nurtujące pytanie - co było najgorsze w rodzicielstwie? Odpowiedź wcale nie należała do najtrudniejszych. Owszem, nocne wstawania, skoki rozwojowe, katarki, maratony chorób mniej lub bardziej poważnych i cała masa innych różnych przeciwności były trudne. Były wymęczające, wyniszczające fizycznie i psychicznie, ale nie były najgorsze. Najgorsze okazały się momenty, kiedy chciał, a nie mógł, bo dzieci. Tak jak teraz. Cholera. Nawet kładąc dłoń na jej odsłoniętym szczupłym kolanie miał wrażenie, że popełnia jakąś niewłaściwą sugestię, choć na dobrą sprawę chłopcy nawet na nich nie patrzyli obmyślając plan uratowania królowej-mamy na drugim końcu żaglówki. Jak na złoczyńcę w tej historii przystało, w pewnym momencie Eric “ostrzegawczo” przełożył dłoń z kolana na jej ramię i - mając na oku chłopców dyskutujących o czymś zawzięcie kilka metrów dalej - pochylił się do jej ucha, muskając niby przypadkiem nosem szyję nieco poniżej płatka.
- Jak źle o mnie to świadczy, że w trakcie zabawy z dziećmi myślę o tym, że w sumie to podoba mi się ta scenka i w bardziej… ekhem… sprzyjających - w domyśle: bez dzieci - okolicznościach musiałabyś naprawdę się nagimnastykować, żeby przekonać mnie o swojej niewinności, abym mógł cię uwolnić? - Jak na potwierdzenie swoich słów upewnił się, że “pęta” otaczające jej tułów i krępujące ręce są odpowiednio “zaciśnięte” i “na pewno” nigdzie mu nie ucieknie.
-
Siedząc już na pokładzie łódki, rozglądała się dookoła i uśmiechała się szeroko. Cała ich piątka ubrana była w jednakowe kamizelki ze specjalnej pianki, wszyscy na nosach mieli okulary przeciwsłoneczne, policzki białe od kremu z filtrem, rozwiane włosy. Ten obrazek Hale chciała utrwalić i na zawsze zachować w swojej pamięci. Wracać do niego, za każdym razem, kiedy tylko zatęskni za piękną pogodą oraz letnią, wakacyjną beztroską.
Czy spodziewała się tego, że zostanie porwana przez złego pirata i związana wyląduje na przodzie kadłubu? Nie. Czy podobało się jej to bardziej aniżeli kiedykolwiek by przypuszczała? Zdecydowanie. Swojej ekscytacji starała się jednak przesadnie nie okazywać. W końcu rola uwięzionej królowej wymagała od niej zrozpaczonej, zbolałej miny i nawoływania o pomoc. Poza tym, ich dzieci miały jakiś detektor i bezbłędnie wykrywały nadmierną ekscytację rodziców - raz za razem niwecząc ich plany i zamiary. Bezpieczniej było się więc trzymać pierwotnych ustaleń, ograniczając do znaczących spojrzeń wymienianych z ukochanym.
"Bardzo źle" odpowiedziała na jego pytanie, próbując się nie roześmiać, bo czy sama nie walczyła teraz ze sobą, próbując utrzymać na wodzach wyobraźnię? Kiedyś było o wiele łatwiej, nie musieli powstrzymywać swoich pragnień, walczyć z rosnącym pożądaniem, czekać na właściwy moment. Mogli być ze sobą, właśnie wtedy, kiedy mieli na to ochotę. Nie zastanawiając się nad ewentualnymi konsekwencjami. Nie myśląc o tym, czy wypada im czy nie i czy te drobne gesty i ukradkowe spojrzenia nie gorszą czasem dzieci. "Swoją drogą, skąd pomysł, że chciałabym, żebyś mnie uwolnił?" zapytała, unosząc do góry brew. "Co jeśli chciałabym pozostać przez Ciebie zniewolona? Jeśli chciałabym, żebyś zrobił ze mną wszystko, co byś tylko chciał?" dodała niskim, zmysłowym głosem. Synowie wciąż obmyślali plan odbicia jej z rąk podstępnego pirata, przygotowywali broń i zapasy, a to dawało im trochę czasu na... rozmowę.
"Zanim wsiedliśmy do auta zadzwoniłam do rodziców. Zabiorą chłopców do siebie, a to oznacza ni mniej, ni więcej to... Że ten wieczór mamy tylko dla nas. W sam raz, żeby zająć się życzeniem numer dwa" uśmiechnęła się lubieżnie. Podczas planowania romantycznych randek nieocenione było wsparcie dziadków. Seks gdy dzieci spały za ścianą był ekscytujący, ale jednak niósł za sobą pewne ograniczenia, a za tymi ani Aimee, ani Eric nie przepadali.
Oddech jej nieco przyspieszył, a serce załomotało w klatce piersiowej, kiedy luby pociągnął za sznur, sprawdzając, czy "więzy, aby na pewno nie puściły". Złośliwiec, wiedział jak ją nakręcić. Szczęśliwie i ona miała w zanadrzu kilka sztuczek i nie miała zamiaru męczyć się tutaj sama. Chciała, żeby tak bardzo nie mógł się doczekać nadchodzącego wieczoru, że na myśl o nim odczuwałby aż fizyczny ból.
"Chcę, żebyś wybrał dla mnie strój, bieliznę i... miejsce, w którym to zrobimy. Takie, w którym jeszcze nie próbowaliśmy. Ryzykowne, niebanalne, ekscytujące" zaczęła przedstawiać mu swój plan. "Zaskocz mnie" dodała, zagryzając dolną wargę. "Odwdzięczę się. Zrobię wszystko. Wystarczy, że powiesz" zerknęła na niego kątem oka, nie chcąc przegapić ani jednej jego reakcji.
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world
-
Czy to czyniło go złym rodzicem? Już znał odpowiedź na to pytanie. Ale był też partnerem i w tej roli także zamierzał się sprawdzić. A teraz jednak jego wyobraźnia działała na najwyższych obrotach. Był podekscytowany tym, co zaplanował na później i w przypływie energii poderwał Aimee do pionu lekko popychając ją w stronę brzegu żaglówki. To w końcu zmotywowało chłopców do ruszenia mamie-królowej na pomoc, a Eric sięgnął po swój prowizoryczny miecz i po bardzo poważnej potyczce to on leżał skrępowany na pokładzie żaglówki. Mama królowa została uratowana i tym razem to ona patrzyła na niego z góry. - To co? Mogę liczyć na jakąś taryfę ulgową? A może zmienimy zabawę? - dopytał, kiedy chłopcy zaczęli skakać mu po brzuchu w wyrazach tryumfu nad pokonaniem złego pirata. - Zero litości? To chyba dobry moment na wprowadzenie lekcji na temat empatii i wyrozumiałości? - dyszał z rozbawieniem i wtedy przypomniał sobie, że w sumie miał w planach wymęczyć szybko chłopców, więc dzielnie zacisnął usta poddając się brutalnej zabawie. A wszystko po to, aby szybciej rozpocząć “wieczór”!
-
To jak bardzo reagowało na nią jego ciało, jak kilkoma gestami i słowami potrafiła poruszyć w nim najbardziej wrażliwą strunę... Traktowała to jako powód do dumy i swoje własne, prywatne zwycięstwo. Nieco starsza, trochę bardziej zmęczona, z pierwszymi płytkimi zmarszczkami, w płaskich balerinkach a nie wysokich szpilkach, wciąż miała w sobie to coś i potrafiła w kilka chwil nakręcić go do granic możliwości. "Odwdzięczę się. Z nawiązką" mruknęła, bezwstydnie zerkając na okolice jego krocza. Nie posunęła się jednak dalej. Nie tylko że względu na dzieci, ale również dlatego, że takie zachowanie z jej strony to byłoby zwykle barbarzyństwo. Wiedziała, gdzie leży granica i jak kruche potrafi być delikatne, męskie ego.
"Nie mogę się doczekać" dodała, zanim luby znów wcielił się w rolę pirata, a następnie przypominając sobie o tym, że ona również gra w tym teatrzyku zaczęła nawoływać o pomoc, zachęcając synów, swoich wiernych żołnierzy, aby stanęli do walki i odbili ją z rąk złoczyńcy. Co potrwało nieco dłużej niż planowali, a dla Miltona skończyło się kilkoma nieprzewidzianymi siniakami, było jednak warto, bo cała trójka zmęczyła się tak bardzo, że w drodze powrotnej już nie krzyczeli i nie skakali, tylko grzecznie siedzieli na drewnianych ławeczkach i podziwiali widoki.
"Chłopcy, mamy dla was z tatą niespodziankę. Zgadnijcie kto będzie dziś nocował u babci i dziadka?" zwróciła się do szkrabów, mówiąc nie potrafiła jednak oderwać wzroku od Erica. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Czerwień i żółć malowało przepiękne pasy na niebie. Za chwilę miał zapaść zmierzch, a ona już nie mogła doczekać się późnego wieczoru, kiedy to zostaną sami i luby pokaże jej wszystko, co dla niej przygotował.
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world
-
Nie, nie zamierzał dawać jej wszystkiego na tacy. Chciał stopniowo wprowadzać ją w nastrój, odkrywając raz za razem rąbka tajemnicy. Kiedy przygotowywał wszystko w mieszkaniu, kazał jej wyjść na spacer, aby na pewno niczego nie podejrzała. Eric nie lubił, kiedy ktoś patrzył mu na ręce, a już szczególnie nie lubił, jak niespodzianki nie wypalały przez przypadkowe podejrzenia. Nie i kropka. Po jakiejś godzinie wszystko było już na miejscu i doszło do zamiany ról: Aimee wróciła do domu, a on zabrał kilka rzeczy i wyszedł.
Pierwszą wskazówkę znalazła na drzwiach do łazienki. Na niebieskiej samoprzylepnej karteczce widniał odręcznie wykonany napis “wyprostuj włosy ;>”. Kolejne wskazówki przychodziły w smsach w odpowiednich interwałach czasowych. Druga - wysłana po kilkudziesięciu minutach po pierwszej, aby Aimee miała czas się wykąpać i naprawdę wyprostować te włosy - zawierała wiadomość o tym, gdzie znajdzie przygotowany komplet bielizny. Czy prezentował on sobą coś specjalnego? Otóż niekoniecznie. Prosty, klasyczny i gładki komplet w kolorze cielistym nie wyróżniał się ani finezją, ani wyszukanym erotyzmem. Ot, najzwyklejszy zestaw. Eric cholernie żałował, że nie widzi miny Aimee w momencie, kiedy znalazła komplet. Zanotował sobie w głowie, żeby po wszystkim zapytać ją o to, jakie było jej pierwsze wrażenie.
Cóż, dalej wcale nie było prościej, jednak trzecia wiadomość mogła ją już nakierować na konkretniejszą wizję, jaką Eric dla nich zaplanował. W trzeciej wiadomości mogła bowiem odczytać lokalizację jej dzisiejszego stroju. Tak samo jak bielizna, tak i ten dobór ubrań nie był sam w sobie wybitnie erotyczny, jednak nie zawsze chodziło tylko o powierzchowność, czyż nie? Na dziś bowiem Milton przygotował dla niej białą bluzkę koszulową, dobrze dopasowaną ołówkową spódnicę w kolorze ciemnego melanżu oraz pasującą do niej marynarkę (zaczęłam szukać tego, co chodzi mi po głowie, ale znalezienie zajęłoby mi drugie tyle niż pisanie tego posta, więc liczę na Twoją wyobraźnię <3); plus oczywiście klasyczne szpilki, jakich Aimee od dawna nie zakładała przez wzgląd na dzieci. W kieszeni marynarki znalazło się małe pudełko z kilkoma szminkami, które wybrał z jej pokaźnej kolekcji. “Zaskocz mnie :*” - brzmiała piąta, tym razem odręcznie napisana wiadomość naklejona na pudełko. Ostatni element całego stroju umiejscowił w podłużnym pudełku na środku jej toaletki, a gdy Aimee je otworzyła, jej oczom ukazał się jedyny przedmiot, który Eric kupił dla dopełnienia wizerunku - nie, żeby miał z tym związany jakiś fetysz, ale z jakiegoś powodu dzisiaj uważał to za cholernie seksowne; może dlatego, że nakręcił się samym wyobrażeniem w nich Aimee? Zaraz za nim znalazła się kartka będąca jedną z ostatnich wskazówek niezbędnych do zarysowania kontekstu “życzenia”: “Na potrzeby dzisiejszego wieczora nazywasz się Sandra Bailey, trzęsiesz wielkim koncernem produkującym ekskluzywne kosmetyki dla kobiet i bardzo nie lubisz, gdy coś nie idzie po twojej myśli”.
I to był ten moment realizacji planu, którego Eric nie mógł już skontrolować poprzez wysłanie smsa, jednak orientował się mniej więcej w tym, ile czasu na jaką czynność Aimee musiałaby poświęcić i kiedy powinna być już gotowa do wyjścia, dlatego mniej więcej na godzinę dwudziestą wysłał taksówkę pod ich mieszkanie, aby zabrała Hale pod adres, który znał tylko taksówkarz, a którego Eric zabronił mu podawać kobiecie. Gdy tylko - także od taksówkarza - dostał wiadomość, że wyruszyli, Milton od razu wybrał numer Aimee i po trzech sygnałach zaczął, zanim ona w ogóle zdążyła się odezwać: - Pani Bailey, nazywam się Eric Milton - odchrząknął odruchowo poprawiając zapięty pod szyję krawat i mimowolnie przybrał profesjonalną minę, chociaż przez telefon Aimee nie mogła jej zobaczyć - siła przyzwyczajenia! - Proszę wybaczyć, Henry Summers nie będzie mógł spotkać się z panią z przyczyn osobistych. Kazał bardzo przeprosić za tę nagłą zmianę planów i wyznaczył mnie na swojego zastępcę. Mam nadzieję, że to z niczym nie koliduje? - zawiesił głos oczekując odpowiedzi, jednak nie dał jej czasu na udzielenie takowej i przeszedł do dalszej części: - Czy przed spotkaniem życzy sobie pani odpocząć po podróży, czy zobaczymy się niedługo w… na miejscu? - mało brakowało, a zdradziłby się przed faktem! A przecież do ostatniej chwili Aimee miała nie wiedzieć, co dla niej przyszykował.
-
I całe szczęście, że Milton w porę ulotnił się z mieszkania, bo po powrocie z tego przydługiego spaceru była gotowa zapomnieć o wszystkich planach, rzucić mu się na szyję i zacząć całować tak, jakby miało nie być jutra. A tak grzecznie poszła do łazienki, wzięła długą, odprężającą kąpiel, wyprostowała włosy, zrobiła dość wyrazisty, wieczorowy makijaż. A potem ruszając śladem kolejnych wiadomości, zatrzymała się przy szufladzie z bielizną, w której znajdował się tylko jeden, prosty, cielisty komplet. Przez chwilę wpatrywała się w niego z niedowierzaniem, zastanawiając się, czy luby tylko sobie żartował. Nie znalazła jednak nigdzie karteczki z następną wskazówką, albo chociażby z notatką "haha, żałuję, że nie mogłem zobaczyć Twojej miny, tylko żartowałem, zerknij do szafki obok".
Naprawdę spośród wszystkich jej zmysłowych, seksownych kompletów postanowił wybrać właśnie ten? Było to dzieło przypadku, czy stała za tym jakaś celowość? A może tak naprawdę nie dbał o koronki i wcale nie robiły na nim takiego wrażenia? Może było mu szczerze wszystko jedno? Miał gdzieś to, jakie majtki nosiła, skoro jedynym na czym mu zależało było to, żeby jak najszybciej je z niej zdjąć? Czuła się na maksa skołowana. Tego typu zestawy nosiła tylko podczas wizyt u lekarza. Czy to był jakiś trop? Cholera, Eric. Co Ty kombinujesz?
Częściową odpowiedź na to pytanie uzyskała, gdy zobaczyła przygotowany na łóżku elegancki, biurowy komplet. Założyła go bez ociągania, a następnie zupełnie odruchowo sięgnęła do kieszeni marynarki, znajdując w niej pudełeczko ze szminkami i kolejną, odręczną wiadomość. Chciał, żeby pomalowała usta, dawał jej jednak pewną dowolność. Jak obstawiała, spodziewał się ją zobaczyć w czerwieni. W końcu to był jej ulubiony kolor. I choć kusiło ją niezmiernie, żeby pociągnąć wargi karmazynową pomadką, zdecydowała się na żywą, intensywną fuksję. Taką, która pozostawi wyraziste, fioletowe ślady na jego skórze. Na linii szczęki, szyi, żuchwie, a jak mu się poszczęści to i na podbrzuszu.
W szpilkach, z torebką przewieszoną przez ramię oraz okularami zerówkami na nosie wsiadła do taksówki, a kierowca ruszył w tylko sobie znanym kierunku. "Ku przygodzie" pomyślała i wtem rozdzwonił się jej telefon. Odebrała bez większego ociągania i kiedy już miała się przywitać, coś powiedzieć, luby wszedł jej w zdanie. Raz, że ją zaskoczył (znowu), dwa, że naprawdę lubiła, kiedy był taki pewny siebie i stanowczy. Właśnie dlatego ani razu mu nie przerwała. Dopiero, gdy skończył swój monolog i zadał jej pytanie, udała, że przez chwilę się zastanawia, a potem udzieliła mu odpowiedzi.
"Jestem gotowa. Spotkajmy się na miejscu" i nim się rozłączył, to ona wcisnęła czerwona słuchawkę.
Dwadzieścia minut później taksówkarz parkował już pod budynkiem kancelarii. Podziękowała mu za jazdę, a następnie ruszyła w kierunku przeszklonych drzwi. Ochroniarz przesiadujący przy recepcji zmierzył ją czujnym spojrzeniem, zapytał do kogo przyszła, a następnie przykazał jej, aby wpisała się na listę gości. Co oczywiście zrobiła, pamiętając o tym, że dziś nie jest Aimee Hale. Dziś jest Sandrą Bailey.
O tej porze firma była już niemal pusta. Nielicząc ochroniarzy oraz kilku pań sprzątaczek, ciemnowłosa miała wrażenie, że są całkiem sami. W żadnym z gabinetów na pierwszym, drugim, trzecim i czwartym piętrze nie paliło się światło. Zresztą, czego innego można było spodziewać się o tej godzinie? Mając w pamięci wskazówki człowieka, którego poznała na wejściu, udała się długim, gustownie urządzanym korytarzem i wsiadła do windy, na ostatnie piętro. Tam, gdzie urzędował...
"Pan Eric Milton?" przystanęła w progu jego gabinetu, posyłając mu przeciągłe spojrzenie. W garniturze i pod krawatem wyglądał niesamowicie pociągająco. "Nie lubię niespodzianek. Podobnie jak nie przepadam za nieprzewidzianymi zwrotami akcji" zaczęła, wchodząc do środka. Chciała się z nim nieco podroczyć i sprawić, żeby z początku się zastanawiał czy mówi to jako ona, Aimee, czy może przemawia przez nią Sandra?
W dalszym ciągu nie dopuszczając go do słowa, podeszła bliżej, a następnie usiadła w fotelu na przeciwko biurka, bezwstydnie zakładając nogę na nogę, wyzywająco patrząc mu prosto w oczy. "Liczyłam na spotkanie z Panem Summmersem. Proszę nie zrozumieć mnie źle, ale... Jest Pan bardzo młody, a ja potrzebuję kogoś sprawdzonego i doświadczonego. Kogoś, kto stanie na wysokości zadania" bez skrępowania przesunęła po nim wzrokiem, na dłużej zatrzymując się w okolicy jego krocza. "Mój problem jest... Bardzo złożony i wymagający... a ja... " za cholerę nie znała się na prawniczym żargonie, musiała więc improwizować. "... Nie mogę sobie pozwolić na porażkę" dodała, wydymając dolną wargę. Przekraczając próg gabinetu zastanawiała się, jak właściwie ma się zachowywać. Być uległa i słodka, chłodna i zdystansowana? Szybko jednak doszła do wniosku, że poskromienie złośnicy Miltonowi dostarczy najwięcej satysfakcji.
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world
-
I w tym momencie Aimee weszła do gabinetu w eleganckim biznesowym kostiumie, butach na obcasach, w których - jak za dawnych czasów - byłaby wyższa od niego, gdyby nie i jego podwyższone pantofle. Eric aż sapnął z wrażenia i przypomniał mu się tamten wieczór, gdy przeszła w szpilkach przez barierkę i uratowała mu życie. Wtedy nie spodziewał się, że kilka lat później będą razem wychowywać trójkę dzieci, a mimo to głupoty nie wywietrzeją im z głowy. Bo czym jak nie szaleństwem można było nazwać to, że mając prawie czterdzieści lat na karku ciągle chciało mu się bawić w takie gierki, jak umawianie się w niedzielny wieczór na schadzkę w kancelarii, gdzie ktoś naprawdę mógłby ich nakryć? Odpowiedź była prosta - bo mimo różnych zawirowań i trudów rodzicielstwa, ciągle był w niej szaleńczo zakochany niczym nastoletni szczeniak, jakim czuł się u jej boku w podobnych okolicznościach.
- Zgadza się - potwierdził swoje personalia udając, że wcale nie zrobiła na nim wrażenia, choć prawie palnął "wyglądasz oszałamiająco, natychmiast zdejmuj tę marynarkę i kładź się na biurko", ale przecież była dziś Sandrą Bailey. Tak łatwo nie wyjdzie z roli. Choć z trudem panował nad profesjonalnym wyrazem twarzy, kiedy tak bezwstydnie zatrzymała wzrok na jego kroczu. - Proszę się nie obawiać. Dołożę wszelkich starań, aby wyszła stąd pani w pełni usatysfakcjonowana. - Utrzymanie poważnego wyrazu twarzy graniczyło z cudem, ale cholera! Wyglądała tak seksownie, że nie umiał się powstrzymać! - Może i jestem młody, ale moje metody są bardzo skuteczne. A braki doświadczenia nadrabiam bystrością umysłu, trafnymi wnioskami oraz sprawnym językiem. To znaczy ciętym językiem - poprawił się, choć nie okazał speszenia, bo przecież użył tego zwrotu celowo. Skoro ona nie bawiła się w specjalne krycia aluzji, on także nie zamierzał w pełni trzymać się zasad. Wstał z fotela, okrążył biurko, pośladkami przysiadł na jego blacie po stronie Sandry i pochylając się nad nią położył jej dłoń na ramieniu w geście wyrozumiałości. - Całkowicie zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo… delikatną jest sytuacja - improwizował na poczekaniu, bo przecież nie ustalili żadnego scenariusza. Czerwień jej ust, zapach perfum oraz refleks światła odbity w szkłach okularów sprawiły, że zrobiło mu się gorąco. A na dodatek miał stąd doskonałe miejsce do wpatrywania się w jej dekolt. Ten kostium naprawdę dobrze opinał wszystkie jej krągłości. - Wtajemniczono mnie również we wszystkie newralgiczne punkty pani problemu. Rozumiem, dlaczego się pani niepokoi, jednak proszę mi zaufać, jest pani w najlepszych rękach w całym Seattle. - A ręce te aż świerzbiły, aby zrzucić z niej tę marynarkę i rozerwać bluzkę nie patrząc na guziki, co jasno dało się wyłapać w jego oczach. Zamiast tego zsunął rękę z jej ramienia do dłoni, a z dłoni na kolano i popatrzył jej głęboko w oczy mrużąc powieki. - Pani Bailey. Patrzę na panią i mam nieodparte wrażenie, że coś jeszcze pani przede mną ukrywa. Jeśli nasza współpraca ma być owocna, musi się pani na mnie otworzyć. W pełni. Nie akceptuję półśrodków… - mówiąc to ręka mimowolnie sunęła w górę po jej udzie, aż natrafiła na opór obcisłego materiału spódnicy. To go ocuciło. Zabrał dłoń i wyprostował się poprawiając krawat. - Może na początek potrzebuje pani czegoś dla dodania sobie odwagi? - Znów okrążył biurko i usiadł na fotelu naprzeciwko. Skoro teściowie zabrali dzieciaki, nigdzie nie musieli się spieszyć. A na ile znał ojca, na pewno miał w szafce ukryty jakiś drogi alkohol. I nie rozczarował się. Z pełnym profesjonalizmu uśmiechem wyjął dwie kryształowe szklanki i butelkę whisky, zapewne najdroższego, jakie Eric kiedykolwiek trzymał w rękach.
-
Kiedy patrząc jej prosto w oczy zapewnił, że nie wyjdzie stąd nieusatysfakcjonowana, mało brakowało, a z jej ust wydostałoby się głośne jęknięcie. Cierpliwość była cnotą, a tej jak wszyscy wiemy, Aimee od dawna nie posiadała. Nie było nawet o czym mówić. Starała się być jednak dzielna i trzymać się roli. Po części przez honor, który nie pozwał poddać się jako pierwsza, po części przez wewnętrzny masochizm, a po części przez fakt, jak niesamowicie dobrze wyglądał w tym garniturze. Wprost nie mogła się na patrzeć. Ilekroć tylko wracał do domu, pierwsze co odwieszał na krzesło marynarkę, zdejmował krawat i koszulę, a szkoda, bo... Elegancki, świetnie skrojony, biznesowy zestaw naprawdę mocno działał na jej wyobraźnię. I skoro miała okazję, chciała go sobie w nim jeszcze trochę popodziwiać. Nawet, gdyby to miało być tylko dodatkowych pięć minut, po których wszystkie ich ubrania wylądowałoby na podłodze.
"Słowa mają ogromną moc. Podobno jak Ci, którzy umiejętnie władają językiem" mruknęła niskim, pokrytym delikatną chrypą głosem, który nie była pewna, czy Milton wyłapał to czy nie, w pewnym momencie delikatnie jej zadrżał. Tak bardzo mocno reagował na niego jej organizm. "Nie mogę się doczekać, aby zobaczyć Pana w akcji" zagryzła dolną wargę. Wszystko o czym w tej chwili marzyła to, aby uwolnił ją z tego niewygodnego kompletu, rozsunął jej uda i zaczął pieścić tak, jak najlepiej potrafił.
Podniosła głowę, gdy wstał z miejsca, okrążył biurko, a następnie przysiadł na jej blacie, delikatnie się nad nią nachylając. Odległość między nimi była coraz mniejsza i mniejsza. Gdyby chciała, mogłaby z łatwością ją pokonać i mocno, gwałtownie go pocałować. Aby tego nie zrobić mocniej zacisnęła dłonie na podłokietnikach fotela. "Wiem co o Panu mówią, nie oczekuje Pan chyba jednak, że uwierzę na słowo? Chcę się przekonać na własnej skórze" dodała, posyłając mu kolejne pełne pożądania, intensywne spojrzenie. A wtedy on odwrócił kota ogonem i zarzucił jej, że nie jest z nim do końca szczera i nie odkrywa wszystkich kart. Przez chwilę udawała, że złapał ją na gorącym uczynku, że jest zmieszana i zakłopotana, szybko jednak pokazała swoje prawdziwie bezwstydne oblicze.
"Chętnie się napiję" zgodziła się skinieniem głowy. A kiedy otworzył butelkę i rozlał im do szklanek whisky, z wdzięcznością upiła kilka łyków, rozkoszując się tym przyjemnym pieczeniem i ciepłem w przełyku. "Czy tylko mi się wydaje, czy zrobiło się tutaj strasznie gorąco?" zapytała odkładając naczynie na bok, a następnie z ramion zsuwając szykowną marynarkę. A, że zrobiła to dość energicznie, przy zamachu ramion bluzka nie wytrzymała i odpadły z niej dwa przypadkowe guziki. Materiał momentalnie rozsunął się na boki, odsłaniając piersi skryte jedynie pod gładkim, cielistym biustonoszem. "UPS? zaśmiała się cicho, a potem znów przywołała na twarz ten zadziorny, figlarny uśmiech." Mówił Pan, że chce mnie lepiej poznać. Proszę pytać. Odpowiem na każde pytanie" obiecała, wzrok wbijając w jego chłodne, niebieskie tęczówki.
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world
-
Wpatrując się w dekolt naszła go myśl, że to było niespotykane, że Aimee tak dzielnie udawało się powstrzymać od rzucenia się na niego, a wręcz bez wysiłku trwała w swojej roli, kiedy on wychodził z siebie, aby utrzymać nerwy na wodzy. Tak, cholernie go to pociągało. - Pani Bailey, muszę wiedzieć, do czego jest w stanie się pani posunąć, aby postawić na swoim… - uśmiechnął się jednym kątem ust unosząc brew i robiąc krok w jej kierunku.
- Ukrywanie treści: włączone
- Hidebb Message Hidden Description
-
- Ukrywanie treści: włączone
- Hidebb Message Hidden Description
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world