WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zawsze potrzebna jest pośredniość w uczuciach? To ma tylko za zadanie trzymanie w napięciu i niepewności, powodując coraz to większe zapaści w policzkach w duchu. Bardziej boli, przypomina o niepowodzeniu lub niedopowiedzeniu. Czekając na cud, aż coś się zmieni – nie ma nic gorszego; a przecież działanie tu w niczym nie pomoże, będzie tylko przeszkadzać.
Więc, Harper – co złego jest w konkretnych deklaracjach?

Chciała wiedzieć na czym stoi oraz czy ma jakąkolwiek jeszcze szansę na stworzenie z nim prawdziwej rodziny. Czuła się potwornie samotna i niekochana, bo on chciał tylko ich dziecka, a nie jej i dziecka. Wszyscy ją opuszczali. Nawet taki Luca, który przestał odzywać się tak nagle jak nagle się pojawił. Zaczęła mieć i wtedy nadzieję, a ta wyruchała ją postanowiła pójść swoją drogą. Pozostawiła Charlie na pastwę losu, zmuszając do codziennego płaczu, bo nie ma kto jej podać miski w nocy; a nudności dopiekały jej przeokrutnie. Nic złego więc nie ma w konkretnych deklaracjach. Ona, Charlie Everett, potrzebuje ich bardziej niż powietrza niezbędnego do życia.
Wciąż miała wrażenie jakby się dusiła.
Może więc to dobra okazja, by zapytał o Maggie? Wykończyłby ją w końcu. Przynajmniej teraz mogła sobie poużywać i pierdolić chociaż w ten sposób. Poudawać jakieś szczęście, złudne i niewyraźne, które na ten moment nie jest im dane. Chociaż raczej Bastian miał ten przywilej pełni radości, że omija go część życia. Dałaby wiele, by zamienić się z nim miejscami – nie tylko dla czynu siostrzano-braterskiego, ale i z powodu samolubstwa. Miała dość wszystkiego: ciąży, Harpera, siebie, życia. Niesprawiedliwością było, że jej pierwsze dziecko zmarło, a ona nie. Nie żałowała, że ma teraz Mary-Jane, ale na jak długo starczy jej ta świadomość, że niby nie wyrządziła krzywdy niewinnej osóbce? Oboje zrobili coś strasznego, o co ich córka będzie osądzać przez najbliższe czterdzieści lat.

Garbi się pod jego słowami, dłonie chowa między uda, a łzy ociera ramieniem – dyskretnie, stara się, bo nie chce, by to widział. Ale sama go do tego doprowadziła. Chciała tego nieświadomie, otwierając puszkę Pandory własnymi strunami głosowymi. Przeczesuje palcami włosy i podnosi się, by zacząć krążyć po pomieszczeniu niespokojnie. Biedny Bastian jest świadkiem wszystkiego i tak, aż robi jej się wstyd, ale właśnie z powodu świadka pomiędzy ich rozmową, a nie przez to, że pokochała Harper-Jacka (tego potwora, który dziecka miałby się wyrzec). To Charlie odwraca wzrok pierwsza.
- Przepraszam, Harper, ja… nie wiem… daję ci… wolną drogę tylkochociaż tego nie chcę. Bierze głęboki oddech, opierając się dłońmi o jakąś komodę i pochyla się.
Bolą ją plecy, to już pierwsze stadia tego nieznośnego bólu, z którym nic nie może zrobić i puchnące stopy, obrzydliwie czerwone i wielkie, których nie może sobie sama wymasować. Kolejne uroki samotnego macierzyństwa.
Wcale nie chciała, aby Harper poczuł się przez nią tak paskudnie. Potrzebuje jednak tego samego, co on. Chciałaby, by ktoś się nią zajął, wtulił w siebie, nazwał kochaniem i sprawił, że samotność na chwilę zniknie. Potrzebuje takiego Zachary’ego, którego miał Harper-Jack.
Niedobrze jej.

- Nie wiem jak to wygląda, jak… jak żyć. Czuję się jakbym była pionkiem w super trudnej grze i nie wiem… nie wiem jaki jest kolejny ruch. Jestem… zmęczona tą niewiedzą. – Tak naprawdę to chciałaby zasnąć jak Bastian, ale tym razem może na zawsze? Byłoby prościej. – Przepraszam.
Prostuje się powoli, by nie czuć kolejnych zawrotów głowy i zerka na Harper-Jacka szklanymi oczami, ze skruchą.

Wybaczysz mi, Harper? Czy kiedykolwiek mi wybaczysz?
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

split me an ocean, make my mountains move, show me some stars beneath this ceiling
Awatar użytkownika
32
187

daddy long legs

twoje spotify

sunset hill

Post

Jest wiele rzeczy, których Harper-Jack Dweller nie rozumie.
Nie rozumie, na przykład, jak to jest, ze snu zostać wyrwanym nagłym szarpnięciem i skurczem żołądka - powodowanymi czymś innym, niż tequila zmieszana z absyntem - i we własne kostki, chudziutkie, zaplątać się w desperackim locie do łazienki.
Nie rozumie, co to znaczy - stóp rozdętych opuchlizną nie móc wcisnąć w ciasne objęcia ulubionych lakierek na chwilę przed ważnym spotkaniem. Nie rozumie, jak to jest - resztki wodnistych wymiocin wypłukiwać z kosmyka włosów nad pracowniczą umywalką. Nie rozumie bólu nabrzmiałych sutków (więc spać ani na brzuchu się nie da, ani na boku, na wznak zaś leżąc - pada się ofiarą szwankującego błędnika). Nie rozumie niemożliwego do zignorowania parcia na pęcherz, jak szpila wżynającego się w ciało, choć przed chwilą się przecież było, podejmując smutną próbę wyżęcia z siebie ostatniej kropelki, tak na zaś. Nie rozumie głodu. Nie rozumie strachu. Nie rozumie nagłych ataków paniki na myśl, że może coś się poczuło, a może nie czuje się czegoś, co czuć się powinno?
Nie rozumie ciąży, po prostu. Może o niej czytać. Może o niej słuchać. Może się edukować. Ale tego, jak to jest - serce cudze nosić pod własnym - zrozumieć nie może.

I jest wiele rzeczy, których Harper-Jack Dweller nie wie.
Nie wie, na przykład, że Charlie aktywnie myśli o śmierci. Nie wie, że wolałaby zająć miejsce swojego brata - w nadziei, że za jej ostatnim pożegnaniem ze światem żywych stanie błąd lekarski, albo niefortunny zbieg okoliczności, krótka przerwa w dostawie prądu, niedostrzeżona w porę awaria utrzymującego pacjentów przy życiu sprzętu, chociażby. Cokolwiek, co odciążyłoby jej barki, zdjęło z niej odpowiedzialność przymus dalszej egzystencji; cokolwiek, co uczyniłoby ją wolną.
Nie wie, również, że wolałaby zająć miejsce swojego byłego zmarłego męża. Nie wie, że wolałaby zająć miejsce swojego pierwszego dziecka. Nie wie, że chciałaby umrzeć.
A co by zrobił, gdyby wiedział?
  • Czy zmieniłby front? Stronę barykady?
    • Przejrzał na oczy, cokolwiek to znaczy? Przeprosił za grzechy? Padł na kolana, żebrząc o niezasłużony odpust?
      • A może nic z tego; może absolutnie nic by to nie odmieniło?
Jest jednak jedno uczucie, które Dweller zna.
Zna lepiej niż własną kieszeń. Zna lepiej, niż słowa własnych piosenek. Zna lepiej, niż chwyty do Suzanne, Cohena, i do Here comes the sun, które Charlie tak kochała w jego wykonaniu. Zna lepiej, niż stopniowo blednącą konstelację sińców na biodrze i boku Prescotta.
Harper-Jack Dweller wie, rozumie, pamięta (pamięcią mięśniową, krótko- i długotrwałą, pamięcią serca), co to znaczy być samotnym.

I wystarczy mu jeden rzut oka...
Jedno. Pierdolone. Spojrzenie.
...by rozpoznać to uczucie w Charlie Everett. W swojej byłej partnerce. W matce swojego dziecka.
Tę pustkę; tę rezygnację godną zaszczutego zwierzęcia, które - nie mogąc już dłużej uciekać przed bezlitosną pogonią - słabnącym krokiem snuje się tylko, ze zwieszoną głową, z kąta w kąt.
Mruga. Mruga, i patrzy na nią inaczej. Patrzy na nią pod zupełnie innym kątem. Patrzy na nią tak, jak co rano patrzy w na siebie - z obrzydzeniem i politowaniem jednocześnie. Patrzy na nią ze współczuciem, przez pryzmat własnego bólu.
  • Jest tak smutny...
    Czuje się tak smutny...
    Że mógłby...
- Charlotte - jego twarz tężeje dziwną, rzadkiego gatunku powagą. Podchodzi do Charlie, wywleka jej dłonie z ich poprzedniego położenia, gdzie tkwiły po pensjonarsku w niemożności znalezienia sobie miejsca, zamyka w swoich. - Musisz mnie posłuchać. Słyszysz mnie? Musisz mnie usłyszeć. Jaki jest kolejny krok? Uznaję Mary-Jane za swoje dziecko, i robimy wszystko, żeby nie spierdolić jej życia. To jest kolejny krok, Charlie. Ona jest tak samo twoja, jak jest moja.

Mówi. I po raz pierwszy nie słyszy w sobie muzyka, o strunach głosowych wysmaganych godzinami żmudnej wokalizy.
Nie słyszy w sobie gówniarza, drącego się w udawany mikrofon zrobiony z rolki po papierze toaletowym, albo szczotki do włosów zawędzonej matce.
Nie słyszy w sobie cwaniaka, który własną, złotą gwiazdę gołosłowiem poleruje w niezliczonych wywiadach radiowych i telewizyjnych.
Nie słyszy w sobie złotoustego barda w dwudziesto-pierwszowiecznym wydaniu, który słodkimi słówkami mydli oczy ślicznym dziewczętom, i jeszcze śliczniejszym chłopcom.

Słyszy w sobie ojca.
Własnego ojca. Jej ojca. Wszystkich ojców, jakich kiedykolwiek spotkał.
Ale przede wszystkim - słyszy siebie.
Siebie, po raz pierwszy, w tej najpoważniejszej roli.

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ciężko jest zrozumieć coś, co nie dotyczy nas bezpośrednio.
Nie zrozumiemy, co kryje się pod określeniem ciąży. Jakie dolegliwości, samopoczucie czy myśli na temat swojego stanu matka, co nosi pod sercem dzieciątko. Proces ten jest długi i ciężki, często bez jakichkolwiek skutków. Tracą na tym wszyscy, a to przez brak wsparcia od świata zewnętrznego. Odpowiedniego wsparcia, oczywiście. Charlie ma wokół siebie sporo osób, którzy kochają ją bezwarunkowo. Nie ma jednak tej najważniejszej osoby, co trzymałaby jej tą pierdoloną miskę albo włosy nad deską klozetową, czy chociażby podawała wodę i całowała w czoło, zapewniając, że wszystko minie lada moment.
Nie zrozumiemy nawet myśli takiego samobójcy, co skacze z ostatniego piętra wieżowca – prosto na betonowy chodnik. Czasem czuła się jakby miała stanąć na krawędzi dachu i rzucić się w przepaść, w nicość, która zaślepiała jej umysł coraz bardziej. I co z tego, że nie była taka jedyna na świecie? Chciała jedynie ciepła, miłości i zapewnienia, że nie zapadnie się w tą ciemność tylko bardziej. Strach paraliżował ją w najmniej oczekiwanych momentach, a następnie sprawiał, że nie odrywała się od kibla. Nienawidziła siebie w tych momentach, odbierając wszelkie resztki kobiecości i poczucia seksapilu. Porzuciła nadzieję na jakąkolwiek zmianę w jej życiu. Zajdzie jedynie jedna: ta, ociekająca w pieluchy, rozmowy o kupach i cofkach po jedzeniu, gdy się dziecka nie odklepie.
  • Wolała umrzeć niż żyć dalej w tej samotności.
Często miała wrażenie, że żyje w jakimś kiepskim filmie albo jest postacią Harry’ego Pottera, tego nędznego dzieciaka, co wciąż żyje pod schodami. Miała siedzieć cicho i udawać, że nie istnieje – najlepszy lek na wszystko: na paparazzich, czyhających pod jej domem; na wszelkie zażalenia, których oczekiwała Agatha; czy chociażby na własną dawną miłość do Harper-Jacka Dwellera.
Co za żenada.
Kiedyś Bastian i Phoenix mieli rację, nie chcąc się z nią zadawać. Była przegrywem i wiecznym dzieciakiem, dla którego nawet teraz bardziej liczył się fakt, że Dweller nie kocha jej już miłością absolutną niż to, że za chwilę zostanie matką. Musi w końcu dorosnąć, ale jak? Czy ktoś miał jakiś ciekawy przepis na to jak porzucić w końcu kogoś, kto wciąż mówi wprost, że chce ruszyć dalej, lecz ta druga połówka nie przyjmuje tego do wiadomości?

Nawet w tym momencie myśli o Michaelu i ich dziecku, które nie doczekało się imienia jak Mary-Jane. Myśli o tym jak bardzo zazdrości im, że nie uczestniczą w tym całym cyrku, ponieważ z ogromną chęcią zamieniłaby się z nimi miejscami. Wszyscy mieliby święty spokój: mama, Bastian, ona, a przede wszystkim Harper.
Mówi, że nie dba o karierę, ale kim byłby bez niej?
Kim będzie za to z Mary-Jane (i chcąc nie-chcąc, z Charlie również)?

Charlotte.
Po raz kolejny słyszy od niego swoje surowe, znienawidzone imię. Dostaje aż gęsiej skórki, zdając sobie sprawę, że ich skóra zetknęła się w uścisku dłoni. Z trudem jednak przychodzi jej, aby unieść wzrok na jego obłędne, cudowne, najpiękniejsze tęczówki.
- A jeśli coś jej się stanie? Ten dom jest przeklęty. Jeśli upuszczę ją albo przygniotę podczas usypiania? I będę wtedy sama? Boję się, Harper, że to ja spierdolę jej życie. Już jej to zrobiłam, bo będzie właśnie moją córką. To chyba najgorsze, co może być. Nie chcę jej skrzywdzić jeszcze bardziej – głos jej grzązł w gardle, a przez łzy, które stanęły w jej oczach, świat stanął za kurtyną.
Ciało jej wyrwało naprzód, ku Harperowi, ale duma nie pozwoliła na nic więcej, więc pozostała na miejscu cała sztywna. Obiecała sobie, że nigdy nie ulegnie swoim pragnieniom, które czuła wobec niego. Nie chciała też go zmuszać do sztucznego okazywania jej czułości, bo tego by chciała. Mówił jednak dobrze, ale co z tego, gdy jej obawy wciąż były silniejsze niż cokolwiek inne?

Słyszy w nim ojca. Nie, poprawka: słyszy w nim tatę.
W siebie zaś nie słyszy nikogo.

Jest przerażona.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Real cooking is more about following your heart than following recipes
Awatar użytkownika
19
177

student/pomocnik kuchenny

Canlis

sunset hill

Post

#3

Ubiegła noc była jedną z najgorszych i najtrudniejszych, jakie przeżył Gabriel. Zaczęła się z pozoru niewinnie, dlatego nikt nie przypuszczał, że zwykła impreza studencka ostatecznie skończy się w szpitalu, w pełnym napięcia oczekiwaniu na jakiekolwiek informacje o stanie zdrowia pani Clarke. Ogrom emocji, jakie spadł na chłopaka, okropnie go przytłoczył. Strach przeplatany z poczuciem winy i złością, jeszcze zanim dotarł na miejsce, jak i nieustający niepokój, nawet po zobaczeniu mamy, wykańczały go psychicznie. Musiało minąć nieco czasu, zanim doszedł do siebie, by w końcu sięgnąć po telefon i wykonać jedno ważne połączenie.
Dziewczęcy, trochę zaspany głos, był tym, czego wtedy potrzebował, wywołując na jego twarzy smutny, zmęczony uśmiech. A kiedy wyznał, co się stało i usłyszał jej pokrzepiające słowa, zatęsknił za nią jeszcze bardziej. Quinn potrafiła ukoić jego skołatane nerwy i choć czuł się zakłopotany całą tą sytuacją, bo w gruncie rzeczy nie chciał jej budzić w środku nocy z tak niepokojącymi wiadomościami, to mimo wszystko poczuł się trochę lepiej. Może nie było to to samo, co jej obecność, ale na ten moment musiało mu to wystarczyć. Na jego prośbę przez chwilę zajęła mu głowę opowiadaniem o swoim wieczorze, a słuchając jej na podłodze szpitalnego korytarza, jedyne, o czym marzył, to leżeć teraz przy niej i trzymać ją w objęciach tak, jak mieli do niedawna w swoim zwyczaju.
Nowa szkoła, nowe otoczenie i znajomi, w tym także po części rodzice Quinn sprawiali, że oboje zaczęli zatracać się w nowej codzienności. Nie widywali się już tak często, jak podczas lata i prawdę mówiąc, nie zauważył, jak czas sprawił, że nieco się od siebie oddalili. Dopiero ta rozmowa uświadomiła mu, że od jakiegoś czasu nie było już tak samo i strasznie za tym tęsknił.
Dlatego kiedy rano otrzymał wiadomość od Quinn, że wróciła już do Seattle i jest w drodze do szpitala, spojrzał na śpiącą mamę i skinął na siedzącego przy jej łóżku tatę, po czym po cichu wyszedł z pokoju na korytarz. Przez całą noc praktycznie nie spał, czuwając nad mamą i Josie, która mimo najszczerszych intencji w pewnym momencie po prostu osunęła się na jego ramię i usnęła. Teraz już pozostał tylko z tatą, ale nadal nie był w stanie myśleć o takich prozaicznych sprawach jak jedzenie czy prysznic.
Osunął się ciężko o ścianę i z głową opartą o ścianę cierpliwie czekał, przymykając na chwilę oczy. Nie wiedział, ile czasu upłynęło, zanim usłyszał swoje imię, na które momentalnie otworzył oczy. Widząc zbliżającą się do niego blondwłosą dziewczynę, podniósł się z podłogi i się w nią wtulił.
- Quinn - westchnął, czując na swoich plecach jej dłonie. Jej zapach i ciepło sprawiały, że niemal się roztopił pod ich wpływem. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo mu jej brakowało. - Nie wiesz, jak cieszę się, że jesteś - przyznał i odsunął się nieco, żeby móc na nią spojrzeć, nie wypuszczając jej jednak ze swoich ramion.

autor

Lyn [ona]

dreamy seattle
Awatar użytkownika
19
170

studiuje fotografię

dreamy seattle

columbia city

Post

#1

Ojciec miał ważne interesy w Portland, ale nie samymi sprawami firmowymi człowiek żyje, jego wspólnik zaprosił go wraz z rodziną do swojej willi, by pochwalić się nowym nabytkiem, w sensie domem z przeogromnym ogrodem, o którym marzy niejedna kobieta. Quinn początkowo nie była chętna by jechać, chciała pomieszkać na ten czas z bratem, bo Rino na pewno był samotny po tym jak rozstali się z Rosalie, albo zamieszkać u Gabriela, ale już na to ostatnie rodzice się nie zgodzili. Nie wiedziała blondynka co tam będzie robić, zapewne wieczorami będzie się nudzić, bo wspólnik ojca miał syna w zbliżonym do niej wieku, a o czym będzie rozmawiać z chłopakiem, który będzie pewnie jedynie grał na konsoli i gadał o sporcie? W dzień będzie zwiedzać i robić zdjęcia, to już miała postanowione. Nie sądziła jednak że mama spakuje jej dodatkowo najładniejszą z sukienek i będzie chciała by dziewczyna ubrała ją do kolacji. Nie wiedziała co ustalili jej rodzice z rodzicami chłopaka, ale ewidentnie się jej to nie podobało, zwłaszcza gdy chłopak ewidentnie zaczynał ją podrywać. To oczywiste że dała mu kosza, nie skusiła się nawet na niewinny flirt, jak nazwał to nowy kolega, bo dla niej tylko nim mógł pozostać, kochała Gabriela i była jego dziewczyną, a sam związek zobowiązuje do wierności. Na pewno nie była dziewczyną jej brata, która po pierwszej czy tam którejś z kolei kłótni postanowiła go zdradzić, bo Rino był wychowywany w tych samych zasadach co Quinn i nigdy by nie zdradził tej całej swojej Rosalie, bo przecież ją kochał. Zatem w sukience po zmroku wyszła na oświetlony taras, z którego światła padały na ogród i zaczęła robić zdjęcia pod osłoną nocy. Nawet przyłapała puchacza na drzemce, taka z niej artystka. Gdy już wszyscy skończyli biesiadowanie to sama również wzięła prysznic i poszła spać, lecz zanim zasnęła to napisała do swojego ukochanego i oglądała wykonane przez siebie zdjęcia. Będą do portfolio, które stawało się coraz to grubsze, już nawet wiedziała które zdjęcia wywoła w swojej ciemni w domowej piwnicy. Nawet nie była pewna kiedy właściwie zasnęła, aparat leżał obok niej na poduszce gdy zadzwonił telefon. Włączyła nocną lampkę i zerknęła na godzinę, a potem na wyświetlacz ekranu. Dzwonił Gabe, a on nigdy nie dzwonił tak późno, więc coś musiało się stać. Odebrała, lecz nie potrafiła ukryć zmęczenia, ziewając i go za to przepraszając. Jednak kolejne słowa obudziły ją i to dość dosadnie. Usiadła prosto na łóżku i starała się uspokoić chłopaka swoim głosem, ale sama czuła narastające w niej zdenerwowanie i strach. Dla niej mama Gabriela była niczym druga mama, bardzo ją lubiła i w przeciwieństwie do jej rodziców, państwo Clarke w pełni ją akceptowali. Gdy zakończyli rozmowę to nie mogła zasnąć, przewracała się z boku na bok, a nerwy spowodowały że zaczęła kaszleć. Nie chcąc zatem budzić całego domu wstała z łóżka i zażyła dawkę swojego inhalatora, ale jej mama już była tak wyczulona na dźwięki dochodzące z jej pokoju, że słyszała jej kaszel za ścianą i przyszła do niej w piżamie w obawie, że jej córka ma atak astmy. Dziewczyna opowiedziała mamie o całej sytuacji i chciała natychmiast wracać do domu, mama obiecała że porozmawia z tatą. Ten oczywiście nie chciał wracać do Seattle, przecież miał jeszcze sporo do załatwienia, ale Quinn zagroziła rodzicom że w takim razie złapie stopa czy busa i wróci sama. Państwo Holloway byli bardzo przewrażliwieni na jej punkcie, byli stanowczo nadopiekuńczy i nie chcieli puścić córki w samotną podróż mimo jej wieku. Wrócili zatem nad ranem do Seattle, a Quinn nawet nie przebrawszy się wybiegła z samochodu na najbliższy przystanek autobusowy i pojechała wprost do szpitala. Nie zważała na to, że nie była pomalowana, że włosy miała lekko potargane przez wiatr, znając jednak doskonale szpital, spędziła tutaj dość sporo czasu, pobiegła we właściwe miejsce i gdy tylko ujrzała swojego chłopaka to jej serce się uspokoiło, a oddech zaczął wracać do normy. To on był jej lekarstwem na astmę, to tylko przy nim była w stanie w pełni kontrolować swoją chorobę. Zobaczyła śpiącego na krześle pana Clarka, nie chciała go budzić, więc podeszła do swojego chłopaka, przysypiającego przy ścianie.
- Gabe, przyjechałam najszybciej jak mogłam. Już jestem. - odparła i gdy tylko ten wstał to wpadła w jego ramiona, chcąc dać całą sobą mu ukojenie, którego potrzebował. Wiedziała doskonale co przeżywał w tym momencie, widziała to przez kilka lat w oczach swoich rodziców i brata, samej będąc po drugiej stronie barykady. Dlatego tak doskonale wiedziała również jak będzie się czuła jego mama gdy tylko się obudzi. Bo jest nieprzytomna, prawda?
- Co z twoją mamą? Czy już coś więcej wiadomo? - zapytała, bo na pewno przez telefon Clarke powiedział jej wstępnie wszystko co wiedział na daną chwilę, ale przez noc, nawet z godziny na godzinę wszystko się mogło diametralnie zmienić. Wiedziała jak jest, spędziła w szpitalu dobrych kilka lat i nie raz słyszała alarm zwiastujący najgorsze. Oby z tej sali takowy w ogóle nie zabrzmiał.
- Nie zostawiłabym cię w takiej sytuacji, kocham cię i będę cię wspierać w nawet najtrudniejszych chwilach, pamiętaj. - wyznała jeszcze i przylgnęła bardziej do niego swoim wątłym ciałkiem, całując go bardzo czule i sądząc że tego właśnie potrzebował, świadomości że ona jest przy nim i go nie opuści w trudnych dla niego chwilach.

autor

dreamy seattle

Real cooking is more about following your heart than following recipes
Awatar użytkownika
19
177

student/pomocnik kuchenny

Canlis

sunset hill

Post

Pochodzili z dwóch różnych światów. On, pomocnik kuchenny, typ samotnika, z przeciętnej rodziny, z cichymi marzeniami o zostaniu kiedyś szefem kuchni. Ona, blondwłosa piękność, zawsze w otoczeniu grupki znajomych i luksusów, która mogła mieć wszystko, o czym tylko sobie zamarzyła. A jednak pewnego razu ich drogi się skrzyżowały i okazało się, że zadziwiająco dobrze odnajdywali się we wspólnej przestrzeni. Quinn nie wywyższała się tak, jak sądził po każdej dziewczynie z dobrego domu. Była dobra i pewnie dlatego szybko podbiła serce jego mamy. Czego on nie mógł powiedzieć o sobie i rodzicach Quinn. Ze względu na blondynkę, przymykał na to jednak oko i cieszył się, że mimo wczesnej pory udało jej się dotrzeć na miejsce.
Odchylił się nieco, żeby spojrzeć jej w oczy, ale bynajmniej nie w celu wypuszczenia jej ze swoich ramion. Chciał jak najdłużej zatrzymać ją w uścisku, jakby w obawie, że zaraz mogła zniknąć niczym sen.
- Jest... bardzo wykończona. Przyszły wyniki badań, które wykazały, że powodem osłabnięcia podczas jazdy samochodem był...- zawahał się na moment, zaciskając nerwowo szczęki. To słowo z trudem przechodziło mu przez gardło. - ... był rak. Zaatakował węzły chłonne- wydusił w końcu z siebie, usilnie starając się zachować spokój. Nadmiar emocji w przeciągu ostatnich dziewięciu godzin nadal kłębił się w nim, nie dając zapomnieć o ciężkiej sytuacji. Jaki los był okrutny, że obie kobiety, które kochał, musiały walczyć z tą poważną chorobą. Patrząc na Quinn, miał nadzieję, że Elena również z tego wyjdzie, potrzebowała tylko czasu. A wiedząc częściowo, z czym mierzyła się jego dziewczyna, podejrzewał, że będzie musiał uzbroić się w cierpliwość i nie tracić wiary. Rosły w nim obawy, że dla nastolatka było to bardzo trudne do wykonania, ale świadomość, że Quinn potrafiła się utożsamić z obecną sytuacją i była przy nim, mimowolnie podnosiła go na duchu.
- Też cię kocham - wyszeptał, poprzez jej bliskość i zapewnienia doznając rozlewającego się po jego wnętrzu przyjemnego ciepła. Czuły pocałunek doskonale odzwierciedlał jego oddanie oraz tęsknotę i zupełnie nie przejął się tym, że znajdowali się na korytarzu, gdzie mogły ich obserwować pielęgniarki. Po tym pełnym uczuć geście oparł swoje czoło o jej i przez chwilę z zamkniętymi oczami oddychał głęboko, delektując się chwilą. Przymknięcie powiek wystarczyło, by odczuć narastające zmęczenie, dlatego odsunął swoją twarz, by znów spojrzeć na blondynkę.
- Jak minęła ci droga? - zapytał, poprawiając niesforny kosmyk włosów za jej ucho. Była piękna nawet, kiedy nie była tak doskonała, jak na zdjęciach w jej rodzinnym albumie. Miał wrażenie, że minęły wieki, odkąd zwracał uwagę na takie szczegóły i dobrze było do tego wrócić. - Rodzice bardzo stawiali opór? - Nieco ściągnął brwi, bo podejrzewał, jaka będzie odpowiedź. Cokolwiek by nie zrobił i tak nie był w stanie im dorównać i za każdym razem dawali mu to odczuć.

autor

Lyn [ona]

dreamy seattle
Awatar użytkownika
19
170

studiuje fotografię

dreamy seattle

columbia city

Post

Choroba zmienia ludzi, zmieniła również i samą Quinn. Nie da się ukryć że z kim przystajesz takim się stajesz i chociaż sama blondynka nie była nigdy z tych dziewcząt, które wyśmiewały inne, bo gorzej się ubierały czy miały nadwagę, bo sama na takową wcześniej cierpiała i była wyśmiewana, ale sam fakt że bujała się z ludźmi z wyższych sfer sprawiał, że uważano ją za tak samo zadufaną w sobie, snobistyczną sukę, jak dziewczyny, z którymi się kolegowała. Jej nigdy nie interesowały te rankingi popularności w szkole, nie chciała zostać tzw. Queen B. i siedzieć na najwyższym schodku w szkole, bo to prawdę mówiąc do niczego przecież nie prowadziło. A gdy wylądowała w szpitalu to miała do czynienia tam z osobami zarówno bogatymi, jak i ubogimi i potrafiła się odnaleźć w każdej z tych grup, poznała ich lepiej i może też to sprawiło, że z taką łatwością złapała wspólny język z Gabrielem już po leczeniu i powrocie do liceum? Jednak jej rodzice nie przeszli takowej przemiany, jak ona sama, oni chcieli dla niej jak najlepiej, uważając że najlepszym dla niej będzie chłopak z wyższych sfer, nie zauważając kompletnie jak bardzo zadufani w sobie oni zwykle byli. Usłyszawszy słowa chłopaka wyraźnie zbladła. Rak zaatakował węzły chłonne, jak dobrze to znała, sama przecież miała chłoniaka. Wiedziała zatem doskonale z czym się wiąże jego leczenie, czy chemia i naświetlania pomogą? Czy mama Gabriela podobnie jak ona będzie potrzebowała przeszczepu komórek macierzystych?
- Czyli twoja mama ma to co ja miałam. Czeka ją ciężkie i długie leczenie, ale wygra z tą chorobą, popatrz tylko na mnie, jak ja wygrałam, to twoja mama wygra na pewno. Jest przecież bardzo silną kobietą. - odparła bardzo pewnym siebie głosem, chociaż wiedziała doskonale że wygrana walka z rakiem nie jest wcale taką pewną kartą. Ale on potrzebował teraz jej wsparcia, nie mogła mu powiedzieć, że jego mama ma jedynie 60% szans na wygraną czyż nie? Spojrzała w jego zmęczone oczy, które nie spały przez wiele godzin zapewne i położyła dłoń na jego policzku.
- Czy w ogóle przespałeś chociaż godzinę? - zapytała z czystej troski, bo wiedziała że jego organizm potrzebował snu do regeneracji i sam potrzebował odpoczynku i snu by mieć sporo siły do wspierania mamy w walce z chorobą. A na pytanie o drogę do domu wywróciła teatralnie oczami. Niekoniecznie chciała rozmawiać o swoim konflikcie z tatą.
- Ta droga powrotna z Portland dłużyła mi się niemiłosiernie. A tata oczywiście był obrażony na cały świat z tego powodu, bo nie skorzystał ze wszystkich udogodnień tamtejszej willi. - odparła oceniając swojego ojca jako zwykłego materialistę. Aż wstyd jej było za niego czasami i ostatnio coraz to częściej, rozumiała zatem dlaczego Rino nie miał najlepszych kontaktów z ojcem.

autor

dreamy seattle

Real cooking is more about following your heart than following recipes
Awatar użytkownika
19
177

student/pomocnik kuchenny

Canlis

sunset hill

Post

A mimo to Quinn plasowała się w rankingach, wysoko ponad Gabrielem, który wcześniej niczym się nie wyróżniał. Widoczne to było zwłaszcza w trakcie chodzenia do szkoły. Chłopcy zawsze zwracali na nią uwagę, nie raz składając jej różne propozycje, głównie dotyczące zostawienia swojego dotychczasowego chłopaka na rzecz tego, co mogli jej zaoferować. Czasem Gabe’a dziwiło, czemu nadal przy nim trwała, skoro miała o wiele większe możliwości. Wydawało mu się, że była tak wyjątkowa, iż wcale na nią nie zasługiwał. A to tylko potwierdzali jej rodzice - zasługiwała na znacznie więcej, niż był w stanie jej dać i podświadomie to wiedział.
Na jej słowa pokiwał z wolna głową, mimowolnie zaciskając przy tym usta.
- Taką mam nadzieję - westchnął w końcu. Nadzieja była w tym momencie jedyną rzeczą, jaka mu pozostała. Gdyby tylko mógł, z chęcią przeniósłby na siebie ból, z jakim zmagała się jego mama, żeby ją jakkolwiek odciążyć albo wstrzyknął jej własnych, młodzieńczych sił. Zrobiłby wszystko, by jej pomóc. Nadal nie potrafił pogodzić się z obecną sytuacją i klął w myślach, że zdecydowanie nie zasłużyła sobie na taki los. Niestety, w tej kwestii niewiele od niego zależało.
Gdy ciepła dłoń dziewczyny ujęła jego policzek, Gabriel złapał głębszy oddech. Niespodziewanie każda jego cząstka zapragnęła tego poczucia bliskości i bezpieczeństwa, z czego do tej pory nie zdawał sobie sprawy, dlatego był wdzięczny Quinn za to, że do niego przyjechała. Biła od niej troska i empatia, która przynosiła mu ukojenie. I kiedy tak po prostu chłonął obecność blondynki, jej następujące pytanie nakazało mu wrócić do rzeczywistości. Pokręcił głową.
- Nie mogłem zasnąć. Czuwałem całą noc - przyznał. Przez te długie parę godzin mimo siedzenia na sofie nieopodal łóżka Eleny i głębokich oddechów śpiących Josie i Marka, w tle których cicho pracował aparat CPAP mamy, jego organizm pozostawał w gotowości. Nawet przy najmniejszym ruchu Gabe otwierał oczy i z niepokojem spoglądał na mamę, czy przypadkiem się nie obudziła i czy czegoś nie potrzebowała. Dlatego też nawet teraz odczuwał pewne napięcie we własnych mięśniach.
- Mógł przecież zostać - mruknął pod nosem, starając się ukryć rozdrażnienie, w które popadał o wiele łatwiej z powodu zmęczenia. Oczywiście od razu rozszyfrował, że pan Holloway całą złość przelewał w myślach na Gabriela, który popsuł mu weekend za miastem. Clarke’owi bynajmniej nie zależało na powrocie taty Quinn do Seattle, a najlepiej, gdyby został tam całą jesień. Z uwagi na swoją dziewczynę jednak nie mógł tego powiedzieć na głos. Jakikolwiek nie był, to pozostawał jej tatą, należało mu okazał szacunek.

autor

Lyn [ona]

dreamy seattle
Awatar użytkownika
19
170

studiuje fotografię

dreamy seattle

columbia city

Post

A ona sobie nic nie robiła z tych propozycji, które były przecież nie na miejscu. Nie była przecież singielką, była w związku, kochała swojego chłopaka i nie w głowie jej były romanse czy inne zdrady. Była mu wierna i wiedziała, że on jej także. Przecież on też ją kochał czyż nie? I nie zamieniłaby takiego cudownego chłopaka na nikogo innego, tak po prostu.
- A ja cię zapewniam że tak będzie. W razie jakichś większych kosztów poproszę o pożyczkę rodziców, albo stworzymy zbiórkę na internecie, wspólnie wygramy z tą chorobą. - odparła bardzo pewnym siebie głosem, mimo tego że przecież wcale to nie było takie proste i sama przez to przeszła. Ale jak już wcześniej wspomniałam, Gabriel potrzebował tej nadziei, by się jej chwycić i się jej trzymać mocno, jak tylko się da. Tylko ona mogła dać mu siłę by wspierać mamę w walce z chorobą.
- Może zrobimy dla twojej mamy album ze zdjęciami, by przypomnieć jej jaką ma w sobie siłę i że ma nas, więc ma mnóstwo powodów by walczyć? - zaproponowała, wiedząc że będzie musiała go czymś zająć, by ten nie popadł w rozpacz. Tylko tego brakowało jego mamie, która widząc załamanie na twarzy bliskiej jej osoby sama również się załamie. Quinn doskonale to wiedziała, bo sama przez to przeszła. I pamiętała jak ten album dawał jej niezwykłą siłę do działania. To dzięki niemu znalazła pomysł na swoją przyszłość w fotografii.
- W takim razie musisz pojechać do domu koniecznie, wziąć szybki prysznic i zdrzemnąć się chociaż na kilka godzin. Możemy się zamienić, ja tu będę czuwała, albo pojadę z tobą i cię przypilnuję byś przespał chociaż godzinkę, a twój tata przecież tu ciągle jest, zadzwoni gdyby dowiedział się czegoś więcej, albo twoja mama się przebudziła. - mogła wydawać się mu w tej chwili upierdliwa i nielogiczna, bo kto normalnie funkcjonuje gdy jego bliski leży w szpitalu? Ale ktoś musiał tutaj być głosem rozsądku, a nie chciała by jej chłopak również wylądował w szpitalu wkrótce z powodu wycieńczenia organizmu.
- To wtedy musiałabym wracać z mamą pociągiem, a przecież Hollowayom to nie wypada. - wywróciła teatralnie oczami, bo nie rozumiała tego jak rodzice uważali się za lepszych od innych i nie mogli podróżować jak zwykli ludzie klasy średniej. Czasami zastanawiała się czy ona i jej brat nie byli adoptowani skoro sami uważali inaczej.

autor

dreamy seattle

Real cooking is more about following your heart than following recipes
Awatar użytkownika
19
177

student/pomocnik kuchenny

Canlis

sunset hill

Post

Co nie zmieniało faktu, że Gabriel miał świadomość, iż od jego dziewczyny nie sposób było oderwać wzroku. Quinn cieszyła się dużym powodzeniem, a same propozycje, choćby nieustannie odrzucane, budziły w chłopaku mimowolną zazdrość, w czym stanowczo nie pomagała także jego sytuacja rodzinna i pozostałe, wyczuwalne między nimi różnice. Nie mógł wiedzieć, jaka przyszłość ich czekała, dlatego starał się kreować wspomnienia i postępować tak, by kiedyś, niezależnie od tego, czy razem jako starsze małżeństwo z siwymi włosami, czy będąc z kimś innym, mogli z uśmiechem przywoływać czas spędzony razem.
- Ani ja, ani moi rodzice nie chcieliby stawiać twojej rodziny w takiej sytuacji. Jeśli zajdzie taka potrzeba to znajdziemy na to jakiś sposób - odparł, czując skrępowanie na samą myśl o pożyczce pieniędzy od Holloway’ów. To nie było takie proste i oczywiste, jak uważała Quinn, a co najważniejsze, dla Gabe’a po prostu nie było właściwe. Czułby się odpowiedzialny za ten gest i za bardzo zobowiązany, poza tym zapewne wcale by to nie poprawiło jego relacji z rodzicami dziewczyny. Chwilowo jednak nie chciał o tym myśleć. Ostatnie dwanaście godzin i tak za dużo dawało mu do myślenia.
- Dobry pomysł. W naszych albumach znajdzie się trochę zdjęć ze ślubu czy mojego dzieciństwa, a ty na pewno w swoich zasobach masz bardziej aktualne wydarzenia - przyznał. Pomysł skutecznie odwrócił uwagę od ponurej atmosfery. Z chęcią sam wrócił myślami do oddanych na fotografiach chwil z życia Clarke’ów. Dzięki Quinn ich album poszerzył się o znaczną liczbę zdjęć, dlatego bez problemu można było stworzyć dla Eleny wyjątkową pamiątkę.
- Niee, chyba nie powinienem opuszczać szpitala - zaoponował i przetarł dłonią twarz. Może brzmiało to dość rozsądnie, ale wyczuwał związane z tym obawy, które skłaniały go do pozostania na miejscu. Co, jeśli coś by się wydarzyło i nie zdążyłby wrócić? Z drugiej strony potrzebował chwili oddechu od wszystkich emocji, które budziły ściany tego budynku, a z jasnowłosą, jak mu się wydawało, mógłby tego dokonać.
- No tak - westchnął tylko, nie mając siły na jakąkolwiek argumentację. Gdyby Pan Holloway nie przejmował się tym, jak by to wszystko wyglądało to pewnie znalazłby odpowiednie rozwiązanie sytuacji. Chyba nigdy nie zrozumie motywów kierujących tatą Quinn, ale jedyne, co mógł, to potakiwać głową i udawać, co robił tylko ze względu na swoją ukochaną.

autor

Lyn [ona]

dreamy seattle
Awatar użytkownika
19
170

studiuje fotografię

dreamy seattle

columbia city

Post

Odkąd zostali tylko parą to Quinn za nic w świecie nie wymieniłaby Gabriela na nikogo innego, ba, ona nawet nie rozważała żadnej opcji zapasowej pod postacią innego chłopaka. Ponadto życie dało jej drugą szansę, więc postanowiła przeżyć je tak, jak chciała i być z kimś, kogo kochała i wiązała z nim swoją przyszłość. Blondynka wiedziała już że życie bywa przewrotne i może się zakończyć tak naprawdę w każdej chwili, dlatego postanowiła czerpać z danego jej czasu garściami, nie wiedząc przecież kiedy ten się zakończy. Pewnie dlatego nie myślała obecnie o ślubie, czy dzieciach, bo nie wiedziała czy choroba nie wróci już nigdy i jak długo będzie jeszcze żyć, więc obecną przyszłość widziała tylko u boku Gabriela. Ale wiadomo że nadzieja i serducho podpowiadało jej że dane im będzie się wspólnie zestarzeć i mieć tuzin wnucząt, którym to opowiedzą swoją historię.
- Wiedz że mogę ci dać każdą kwotę z mojego funduszu i nie przejmuj się terminem spłaty. Nie zostawię cię z tym samego. - w końcu o swoich wydatkach mogła decydować samodzielnie, więc była w stanie przeznaczyć pieniądze na swój dalszy rozwój zawodowy właśnie na leczenie mamy ukochanego. Oddaniem pieniędzy się nie przejmowała, bo i tak będą razem, odpracują wspólnie ten dług zaciągnięty u niej przez niego. O ile duma pozwoli mu na to by przyjąć od niej jakąkolwiek kwotę. Rozumiała też dlaczego on by nie chciał pożyczać pieniędzy od jej rodziców, bo jej tata był pod tym względem okropny i wymawiałby wiecznie, że Clarke żeruje na jego córce. Dobrze że ona uważała inaczej.
- Oczywiście, dlatego nawet z tego powodu będziemy musieli wybrać się do twojego domu by zebrać stare zdjęcia. Ja zgram bądź wywołam swoje i mówię ci, razem stworzymy coś pięknego. - stwierdziła uśmiechając się przy tym do niego delikatnie, bo prawda, ona robiła całe mnóstwo zdjęć wszędzie, więc na pewno znajdzie jakieś zabawne fotki, a także poważne, przedstawiające ciepło rodzinne.
- Wierz mi, gdyby twoja mama się obudziła i dowiedziała się że nie spałeś to pierwsze co by zrobiła to wygoniłaby cię do domu byś się zdrzemnął, bo ona nigdzie się nie wybiera, potrzebuje tylko chwilę odpocząć po okiem lekarzy. - powiedziała słowa które sama mówiła rodzicom i bratu gdy to ona leżała w szpitalnym łóżku. Nie potrafiła patrzeć na ich zapłakane, zmęczone twarze, więc kazała im odpocząć i przede wszystkim żyć. Czas nie stanął w miejscu podczas jej choroby i nie chciała by jej bliscy umierali wraz z nią. Ostatecznie nie umarła i mama jej chłopaka również nie umrze. Na pewno.
- Ale nie rozmawiajmy dłużej o moim tacie, bo to nie ma większego sensu. W ogóle ten chłopak, ten syn znajomych moich rodziców to taki sam jak mój tata, on chce to on musi to mieć, nie bacząc w ogóle na czyjeś zdanie. - skomentowała tego chłopaka, co tak bezczelnie ją podrywał i o którym wspomniała wieczór wcześniej Gabrielowi, że najchętniej to by wsadziła kijek od szczotki w cztery litery delikwenta to może ten by się ogarnął i zaczął zachowywać jak człowiek, a nie bóstwo które należy kochać i uwielbiać.

autor

dreamy seattle

Real cooking is more about following your heart than following recipes
Awatar użytkownika
19
177

student/pomocnik kuchenny

Canlis

sunset hill

Post

Podejście do życia Quinn świadczyło o tym, że była niezwykle dojrzała, jak na swój wiek. Wyłamywała się spod stereotypu rozpieszczonej bogatej dziewczyny, której w głowie była tylko zabawa i rządzenie wszystkim i wszystkimi dookoła. Doceniała, czym było życie i że wykraczało poza bezpieczne mury rezydencji państwa Holloway. Na własnej skórze przekonała się, że pieniądze nie zawsze były odpowiedzią na wszystkie problemy. Darzyła innych empatią i naprawdę wiele by zrobiła dla bliskich jej osób. To nietuzinkowe podejście bardzo Gabrielowi imponowało i między innymi za to właśnie ją kochał. Stanowiła wyjątek potwierdzający regułę. A odkąd odkrył jej wrażliwą stronę, podświadomie zaczynała na niego wpływać. Motywowała go do tego, by stawał się lepszy i dojrzalszy.
- Nie, Quinn. Nie mógłbym stanąć na drodze twojej przyszłości - odrzekł już stanowczo, patrząc z dezaprobatą na dziewczynę. Myśl o wzięciu pożyczki od jej rodziców godziła w jego dumę, ale pobranie pieniędzy z funduszu Quinn przeznaczonego na studia i marzenia całkiem pozbawiłoby go honoru. Każda jego cząstka była przeciwna temu, by się dla niego tak poświęcała. To było nierozsądne pod wieloma względami, nie wspominając już o rodzicach dziewczyny, których taki pomysł również nie wzbudziłby entuzjazmu. Oni nie mieli tak dobrego serca, jak ich córka. I choć wiedział, że chciała dla niego dobrze, to nie mógł pozwolić na taki szalony pomysł.
- Jasne, dziękuję - odpowiedział na jej uśmiech nieznacznym uniesieniem kącików ust. Stojąc na korytarzu mimowolnie zaczynał odczuwać narastające zmęczenie. Quinn była jego oparciem i dodawała mu sił, dlatego niewiele myśląc ponownie przyciągnął ją do siebie i przytulił ją, pozwalając, by jej głowa spoczęła na jego ramieniu. Jej bliskość sprawiała, że się wyłączał, więc gdy usłyszał jej głos, ponownie wytężył wszystkie zmysły.
- Pewnie masz rację - westchnął w końcu, wtulając nos we włosy blondynki i pogładził ją po plecach. Potrafił wyobrazić sobie niezadowolenie Eleny, a nie chciał przyprawiać ją o więcej zmartwień. Zanim zasnęła po operacji to go widziała, wiedziała więc, że jej syn znajdował się gdzieś w pobliżu. I choć ciężko było mu oderwać się od szpitalnego łóżka, tak jego ciało samo wołało go do snu.
- Ale nie dostał, prawda? - zapytał, gdy dotarło do niego to, co właśnie powiedziała Quinn i niespokojnie poruszył głową, po czym musnął jej czoło swoimi ustami i wzmocnił uścisk. Fakt, że stała przy nim wtulona w niego, a ciepło jej oddechu otulało jego szyję, musiał o czymś świadczyć, choć mimowolnie własnym stwierdzeniem wzbudziła w nim pewną nerwowość. Głęboki oddech, który właśnie nabrał we własne płuca, wielokrotnie już ratował go tego wieczoru i sam zganił się zaraz w myślach, bo jak mógłby podawać w wątpliwość lojalność Quinn?

autor

Lyn [ona]

dreamy seattle
Awatar użytkownika
19
170

studiuje fotografię

dreamy seattle

columbia city

Post

Dojrzałość można nabyć z wiekiem oraz z przebytymi doświadczeniami życiowymi. Quinn była jeszcze młodziutka, więc można było uznać że swoją dojrzałość nabyła wraz z doświadczeniem życiowym. W końcu nie każdego nastolatka dosięga śmiertelna choroba, z którą musiał walczyć nie wiedząc czy w ogóle przeżyje, a lekarze określali jego szanse na mniej niż 50% i ratunkiem była tylko niezwykle droga terapia oraz przeszczep. Świadomość tego że możesz umrzeć potrafi pozbawić cię dziecinności i nadać dorosłości i dojrzałości z nią związanej, tę właśnie nabyła Quinn, dlatego otrzymawszy drugą szansę od losu postanowiła wykorzystać ją w pełni.
- Moja przyszłość to ty, chcę ją dzielić z tobą, kroczyć w nią u twego boku, dlatego jestem gotowa oddać moje pieniądze na coś, co będzie ważne dla nas obojga. - ona wcale tego nie widziała tak, że poświęcała dla niego swoje marzenia. Owszem, kochała fotografię, ale to jego kochała bardziej i gdyby musiała wybierać pomiędzy nim a jakimś jej niespełnionym marzeniem to oczywistym dla niej było że wybierze miłość.
- A jak nie będziesz miał wystarczająco dużo zdjęć z dzieciństwa to podejdę do twojej przyjaciółki, Josie po jakieś wasze fotki z dzieciństwa. Wiem z doświadczenia że my, dziewczyny więcej ich sobie robimy i trzymamy je w swoich zakamarkach. - bardzo się wciągnęła w ten pomysł, a wiedziała przecież że Josephine była przyjaciółką Gabriela już od czasów dziecięcych, więc na pewno była lubiana przez jego mamę i miała sporo jego zdjęć. Wiedziała też jedno, nawet jeśli jej chłopak stwierdzi że nie ma takiej potrzeby to ona i tak to zrobi.
- Znam już trochę twoją mamę, w pewnych kwestiach myślimy ponownie. - odpowiedziała pół żarem, pół serio z racji tego, że mówi się że kręcą nas osoby które mają cechy naszego ojca w przypadku dziewczyn i matki w przypadku chłopców. Gabriel ewidentnie był ojcem Quinn, więc tutaj ta teoria upadała, ale ona miała trochę przemyśleń zgodnych z tymi, o których wspominała jego mama, więc albo to ta jej dojrzałość, albo w jakimś stopniu ta teoria jest prawdziwa. Oderwała się od niego na chwilę, słysząc następne pytanie, które padło z jego ust. Czuła że ją ono zabolało, co było widoczne w jej oczach.
- Gabe, nie sądziłam że mi nie ufasz. - bo o co on ją podejrzewał, że kochając go byłaby w stanie kręcić z kimś na boku i to w dodatku z kimś, kogo wybrał dla niej tatuś? Zawiódł ją tym samym. Jednak udało jej się wkrótce nakłonić chłopaka, by ten pojechał z nią do swojego domu, ale przez całą drogę taksówką patrzyła na niego milcząc i zastanawiając się dlaczego on jej nie ufa, skoro ona ufa mu bezgranicznie. Przecież nie była ex swojego brata i Gabriel powinien o tym doskonale wiedzieć.

/zt x2

autor

dreamy seattle

It's my desire that you feed, you know just what I need, you've got power over me
Awatar użytkownika
35
175

CFO Trevisano Hotel Group, właścicielka hotelu

Edgewater Hotel

broadmoor

Post

/ po wszystkim, ma szpitalną piżamę na sobie

Jackie nie była do końca świadoma, co się z nią działo, kiedy straciła przytomność. Od czasu do czasu słyszała jakieś głosy, krzyk Lou, Vi, Maxa, ale wszystko zlewało się w jedność, jakby była pod wodą. Nie walczyła z tym, bo nie miała siły. Jej świadomość wracała bardzo powoli, gdy grupka lekarzy w prywatnej sali zebrała się wokół niej i się nad czymś zastanawiali. Zamrugała kilkakrotnie, patrząc na ludzi w białych kitlach i natychmiast chciała się podnieść, ale poczuła piekący ból w okolicy, w której oberwała i jęknęła. Oczywiście od razu panowie w białych kitlach zaczęli ją badać, ale zaczęła się im mimowolnie wyrywać.
– Jest okej. Gdzie jest moja córka? Wszystko z nią okej? I gdzie jest mój mąż?/b] - co prawda nie pamiętała swojego wyznania ale jakoś się rozczarowała, że Lou tu nie było. Aparatura, do której była podłączona zaczęła mocno pikać.
– Chcę stąd się wypisać. Natychmiast. - oświadczyła twardo, rozglądając się za telefonem albo czymkolwiek, czym mogłaby sobie zamówić ubera.
- Stracila pani sporo krwi i powinna pani zostać na obserwacji. A na pewno nie powinna pani zostawać sama w domu. Jest ktos, kto moze się panią zająć? - spytał lekarz, patrząc na nią zaniepokojony.
– Jestem sama i dam sobie sama radę. Proszę przygotowac natychmiast formularze – upierała się, nie zamierzając odpuszczać i nie mając świadomości że ktoś pewnie już tej rozmowy słuchał...

autor

dreamy seattle

I brought you daffodils in a pretty string But they won't flower like they did last spring
Awatar użytkownika
35
193

właściciel

golden bay casino

broadmoor

Post

Louis omal zawału przez to wszystko nie dostał, serio. Widok Jackie zalewającej się krwią i odpływającej mu w ramionach sprawił, że ledwie się sam trzymał. Dopiero fakt, że Vittorii nic się nie stało sprawił, że poczuł się nieco lepiej. Załatwił oczywiście helikopter żeby przetransportowali ich do szpitala, a potem całą noc siedział nad łóżkiem Jackie. Chwile nawet spał z Vittorią na jakiejś kanapie w pokoju w którym Jackie leżała, a potem wygnał ją – trochę dzięki Rosie – na obiad. Wyzwiska od najmłodszej Trevisano zdzierżył dzielnie, nawet ją rozumiał i wewnętrznie przyznał jej rację. Nie powinien ich tam w ogóle zabierać…
Teraz jednak, poszedł po kawę, przebrał się w łazience w jakieś rzeczy które Ben mu podrzucił i wracał właśnie do pokoju. Gdy otworzył drzwi i zobaczył, że szatynce nic nie jest, aż opuścił kawę.
– Jacks, dzięki bogu – podszedł od razu do łóżka, zupełnie ignorując lekarzy i to, co marudziła. Usiadł na skraju i wziął ją za rekę. – Nie jesteś sama. Zajmę się tobą – zaczął od razu mamrotać. To nie tak, że się podlizywał w zamian za to, co złego jej zrobił w ciągu ostatniego czasu – mówił całkowicie serio, nie zamierzał jej zostawiać, szczególnie że naprawdę czuł się winny tego zajścia chociaż nie do końca miał na to wpływ.
– Dobrze, zostawimy państwa na chwilę. W razie czego jak podejmą państwo decyzję to prosimy o zawołanie kogoś – powiedział jeden z lekarzy i faktycznie wyszli, a Louis przyjrzał się jej dokładnie.
– Nie chcieli pozwolić zabrać się do kliniki Chrisa, uparli się, żeby przyjąć cię tutaj – stwierdził wyraźnie niezadowolony, mocno ściskając jej dłoń.

autor

dreamy seattle

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”