WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Liczyłaś na to? - i tu już zupełnie zbiła Finna z tropu. Nie był w stanie ocenić na ile była poważna, na ile robiła sobie z niego zwykłe żarty, chyba stracił tę umiejętność kiedy oboje poszli w swoje strony, bo przecież poszli, prawda? Finn nawet zdążył wybrać się na randkę, która co prawda była jednym wielkim niewypałem, ale... przecież była, nie? Jego tinderowy profil nie obwieszczał mu co chwilę, że ma nową parę, albo ktoś go lubi, ale też sam Winchester korzystał z niego dość rzadko, bo jak nie ocenia się książki po okładce, tak nie powinno oceniać się dziewczyny po zdjęciu. Presley chociażby, dziewczyna miała zdjęcie z pizzą, wydawała się więc być typową average girl, która może w sobie skrywać coś ciekawego, zamiast tego jednak wyszło na to, że zupełnie nie potrafi odnaleźć się w prawdziwym życiu, w którym funkcjonował chłopak, nie było się więc nawet co łudzić, że przy dobrych wiatrach miała z tego wyjść druga randka. Nie miała.
Nie zapraszał. Rzeczywiście nie zapraszał, nie spodziewał się po niej żadnego wielkiego napiwku, który miałby zasilić jego ciasny budżet, nie do końca też wiedział jak powinien się zachować. Niby rozstali się w pokojowych warunkach, a jednak nie był przygotowany na spotkanie Alt na ulicy, ani tym bardziej siedzącą po drugiej stronie baru. - Dzban piwa i orzeszki gratis? - nie, nie mieli wcale piwnych przekąsek, bo pasowały do prawdziwego browara jak kostki lodu do whisky (absolutnie tu strzelam, a cziperki są super z piwem), znajomi jednak zawsze dostawali jakieś zniżki , co chyba niekoniecznie opłacalne było dla właściciela, ale tak już działał ten biznes, że przy stałych klientach z przyjaznymi twarzami zarabiało się najwięcej, bo ściągali czasem swoich znajomych, reklamując lokal. - Too... - zaczął, zaciągając się znów papierosem, bo zdecydowanie bardziej komfortowo czuł się wdychając dym, niż próbując prowadzić small talk. - Nie chcę pytać co u ciebie, ale jednocześnie; co u ciebie? - może coś nowego, może sama chodziła na randki? Myśl o tym aż skręcała Finna od środka, jakby to, że jego była ruszyła do przodu miało być czymś złym, chociaż dokładnie na to się umawiali. Z drugiej strony może poczułby się lepiej, że ma już ten etap za sobą? Że oboje mają, że mogą jak normalni ludzie wpaść na siebie na ulicy, pójść do baru, porozmawiać o wszystkim i o niczym, bo przecież oprócz tego, że byli parą, byli też przyjaciółmi, bliskimi sobie ludźmi, a obecność Cunningham w życiu chłopaka jeszcze do niedawna była tak naturalna.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oj. Przyłapana na gorącym uczynku poprzez głupio dobraną mieszankę słów. Wcale nie po to wybrała się na spacer i nie po to zapuściła aż tak daleko żeby znaleźć się akurat w Georgetown, z którym łączyło ją całe, wielkie nic. I Finn. On tutaj był i on wbrew jej własnej woli przyciągał ją pod bar, chociaż jej głowa jasno mówiła, że wcale nie. Czy to nie jej decyzja była tą, która powiedziała jasno i dosadnie, że już do siebie nie wrócą? Nie pamiętała. Naprawdę. Ciężko było jej teraz się skupić. Przez te niedopałki fajerwerków, w kupkach porozrzucane po chodnikach. Ktoś mógł stracić nogę, gdyby okazało się, że to niewybuch.
- No, w zasadzie to nie od razu - stwierdziła, nonszalancko krzyżując ręce na piersiach, wypuściwszy po raz kolejny dym w jego stronę. Ale tym razem ominęła twarz. - Po prostu skoro już do mnie podszedłeś, po tą zapalniczkę, to w głowie pojawiła mi się taka myśl, że chciałabym się napić piwa. Z Tobą - bąknęła, dłubiąc stopą obitą w trampek dziurę w chodniku. Z jednej strony miała ochotę wymyślić niebanalną wymówkę, która uzasadniłaby tą na szybko podjętą decyzję o wizycie w barze, ale równocześnie było coś dziwnie satysfakcjonującego w mówieniu mu wprost co myśli. Wszystko żeby tylko przywołać cień konsternacji na jego twarz.
- Idealny zestaw na dzisiejszy wieczór - zawtórowała mu uśmiechem. Zresztą czego by nie zaproponował, wszystko było super. Bo za darmo. A choć Alt wciąż rozwijała swoją karierę muzyczną, niezmiennie zarywała noce dłubiąc przy cudzych samochodach, a dnie spędzała na uczelni. Zresztą tej samej co Finn. Aż dziwne, że jeszcze na siebie nie wpadli, ale prawdopodobnie było to zasługą jego znajomych, którzy niekoniecznie żywili wobec niej ciepłe uczucia. W przeciwieństwie do jej znajomych, którzy dawali jej wolną rękę przy każdym wyborze, Ci, należący do jego grona, odznaczali się znacznie większą troską.
Zakasłała, krztusząc się papierosowym dymem, słysząc to pytanie i niepytanie równocześnie. Odgarnęła część rudych włosów za ucho i wlepiła w niego wyjątkowo świdrujące spojrzenie błyszczących, zielonych oczu.
- Zepsułam sprzęgło w samochodzie sąsiada. To znaczy normalnie tego bym nie zrobiła, ale wkurwił mnie. Zalał mi mieszkanie i nawet nie przeprosił, a nawet stwierdził, że go nachodzę. Teraz myśli, że wszystko działa, ale jeszcze zobaczy... A poza tym, to szykujemy się do koncertu z chłopakami, niebawem. Sonny ma popróbować wcisnąć nas na support przy najbliższej okazji. Przyjdziesz? - potok słów popłynął z jej ust wartkim strumieniem, a zatrzymał się na kolejnym, bezpośrednim stwierdzeniu. Tym razem w formie pytania, jasno oznajmiającego, że jego obecność na tym wciąż niepewnym koncercie, bardzo by ją uszczęśliwiła. To jest po przyjacielsku. Bo przecież nic więcej między nimi nie było. - A u Ciebie? - zapytała, niby uprzejmie, ale nie spuszczając z niego świdrującego wzroku. Badawcze spojrzenie utkwiło w jego twarzy, na pozór beztrosko, a jednak w oczekiwaniu na pikantne szczegóły jego życia.
<img src="https://i.imgur.com/yLuH5Kb.gif"; width="300">

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- A, no tak, jasne, głupie pytanie - zaśmiał się krótko, żeby pokazać, że rzeczywiście było dosyć absurdalne. A było? Próbując oderwać myśli od Alt, w ogóle nie zastanawiał się nad tym, co o niej myśli. Uznał po prostu, że nie istniała, jednocześnie broniąc się przed odcięciem od ich relacji jakąś grubą kreską, pozostawał więc w swoistym zawieszeniu. Kumplom mówił, że to nic takiego, żeby nie przesadzali, bo wcale przecież nie przeżywa, a jednocześnie dalej na lodówce miał ich wspólne zdjęcie z jakiejś imprezy, pstryknięte polaroidem, z jakimś "uroczym" podpisem. Gołąbeczki? I przez to, że znali się tak długo, że to ich wejście w dorosłość ciasno się ze sobą przeplatało, nie mógł przecież jej zwyczajnie wymazać, bo dużo wspomnień zawierało też ją, czy tego chciał, czy nie chciał, od czasu ich rozstania jednak zachowywał się trochę tak, jakby miał małe zaniki pamięci i po prostu wypierał.
Odpowiedziała. Z jakiegoś powodu był zaskoczony, że zamiast wszystko spoko Alt rzeczywiście mu coś powiedziała. - Celowo zepsułaś facetowi sprzęgło? Kto by pomyślał, że jesteś taka mściwa - rzucił z uśmieszkiem, wcale nie planując wystrzelić w nią jakąś złośliwością, bo przecież oboje byli winni temu, że się ze sobą nie dogadywali. Tak, jego znajomi byli przekonani, że dziewczyna była tą złą, ale chyba głównie dlatego, że zachowywali się jak te wszystkie nadopiekuńcze matki, wierzące swoim dzieciom, bez względu na wszystko. Czemu właściwie każdy dookoła traktował go jak kogoś, kim trzeba się opiekować? Czy rzeczywiście aż tak bardzo nie radził sobie sam w życiu? - No pewnie, wpadnę zobaczyć jak sobie teraz radzicie, dawaj znać - kiwnął głową na znak, że poszedłby popatrzeć, posłuchać, tak czy siak pewien, że tylko wypełniła potencjalną ciszę swoim zaproszeniem, jako jednym z tych, które nie miewały pokrycia w rzeczywistości. Właściwie nie rozumiał skąd brały się te grzecznościowe normy, obiecywanie, zapewnienia, ale dużo ludzi tak robiło. Kiedyś ci pokażę, albo musimy się spotkać to chyba najczęściej rzucane słowa na wiatr, które słyszał w swoim życiu. Czy nawet to, co usłyszał na swojej niedawnej randce, o wyjeździe w Alpy, chociaż nie miał już z dziewczyną żadnego kontaktu. O tym jednak nie zamierzał nawet wspominać, bo czy w ogóle było o czym? Ot, poszedł za radą znajomych i umówił się na randkę, do niczego nie doszło, koniec. - No wiesz, po staremu - rozłożył ręce na boki. - Ostatnio jakaś dziewczyna pod wydziałem obsikała mnie czerwoną farbą, nie polecam do spierania - ulubiona zimowa kurtka Winchestera nadawała się już właściwie tylko do wyrzucenia po tamtym incydencie. - Za to krew schodzi jako tako pod zimną wodą, przynajmniej ze swetra, widać? - podrapał się po nosie, chociaż nie powiedział jednoznacznie, że to o nos mu chodziło. - Byłem raz na papierosie niedaleko domu i trochę pobawiłem się w bohatera, ale dalej nie umiem się bić - uśmiechnął się kącikiem ust, bo teraz przynajmniej już nie bolała go twarz przy każdym możliwym grymasie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie było. Mimo, że powiedzieli sobie koniec, uznając go za definitywną kropkę, wieńczącą stromą drogę na dół ich związku, nie umiała wykasować go z życia. Tak samo jak ze zdjęć z instagrama, które tworzyły kolorowy kolaż ich wspólnego życia, spójnie łącząc się kolorystyką z poprzeplatanymi zdjęciami zaśnieżonych drzew, małych kotków i głupich selfie. Tłumaczyła sobie, że to nic takiego. Po prostu były, czekając aż kiedyś ulegną zapomnieniu w internetowych archiwach, bądź znacznie brutalniej, poprzez przycisk "usuń". Łatwiej było ich obecność ignorować, tak jak fakt, że już nie dzielą ze sobą wspólnego życia, a ich drogi się rozeszły. Po prostu ciężko było przyjąć to do świadomości, że to tylko Finn, a nie jej Finn. Że już nie planują nocnych maratonów na Netflixie, poprzetykanych niezdrowym jedzeniem, kilkoma blantami, kapką alkoholu i paru sprzeczek. To właśnie te sprzeczki ich dzieliły. O wszystko, o nic, o źle dobrane pytanie, o nową koleżankę i tak dalej. W tej całej spirali nie potrafiła tylko pojąć swoich działań, robiąc mu w głowie coraz większy miszmasz. Z jednej strony zazdrosna, z drugiej za wszelką cenę wprawiająca w zazdrość. Jak gdyby normalne życie minęło ich dawno temu przy jakimś zakręcie i postanowiło więcej obok nich nie przechodzić.
- Zasłużył sobie na to - stwierdziła zadziornie, unosząc w geście dumy podbródek do góry. Przez zielone oczy przemknął błysk arogancji, a może zapewnienia, że ktokolwiek kto z nią zadrze skończy podobnie? Nie trzeba było być geniuszem żeby domyślić się, co sądziła o znajomych Finna. Nie został chyba nawet jeden, który darzyłby ją ciepłymi albo chociaż neutralnymi uczuciami. Za każdym razem gdy ich spotykała, czuła nieprzyjemne, wrogie wibracje spływające wprost na nią. I z wzajemnością. A wszystko dlatego, że wtrącali się w nieswoje sprawy. W ich sprawy. Może gdyby dali im spokój nie doszłoby do tego wszystkiego, a uśpiony w niej demon pozostałby w spoczynku?
- Dam - przyrzekła gorliwie, jednym skinieniem rudej głowy. - Zawsze możesz wpaść na próbę... Chłopaki na pewno się ucieszą, a nie ma nic lepszego niż występ na żywo, przy piwie, w garażu punkowej babci - zaśmiała się nerwowo ze swojego dowcipu, nieśmiało zachęcając go do dalszej interakcji. Niby to miało być jedynie zaproszenie grzecznościowe, ale z drugiej strony, nie raz bywał tam, w garażu, kiedy mieli jakieś plany na potem. Zmarszczyła brwi. Nie tak chyba powinno wyglądać spotkanie z byłym chłopakiem. Nie powinna zachowywać się jak gdyby nigdy nic, jakby wciąż był istotną częścią jej życia. Chociaż minęło zaledwie kilka minut, miała wrażenie, że pierwszy cienki mur obojętności, którym wydawało jej się, że się otoczyła, już zdążył runąć.
- Dlaczego oblała Cię farbą? - spojrzała na niego podejrzliwie, przekręcając na bok głowę, w której zaczynało roić się od potencjalnych scenariuszy tego zajścia. To mogła być jedna z tych emancypowanych pseudo Gotek, które wkurwiały ją już przez samo jestestwo. Albo dziewczyna jakiegoś umięśnionego frajera. Albo to podryw był! A nawet jeśli, to nieudany.
- Ojej - jęknęła, a na jej twarzy pojawiła się troska. Bądź co bądź, niezależnie od tego czy się rozstali, czy nie, jego nieszczęście nie wprawiało jej w pozytywny nastrój, a nawet się martwiła. Mimowolnie wysunęła rękę przed siebie i przejechała opuszkami chłodnych palców po jego twarzy, jakby upewniała się, czy aby nie rozpadnie się pod jej dotykiem. - Mówiłam Ci, że powinniśmy zapisać się na jakiś kickboxing czy coś, to znaczy... No, Ty powinieneś. Wiesz, żeby już więcej nie musieć spierać swojej krwi ze swetrów - mruknęła, kiedy przypomniało jej się, że rzeczywiście obrzuciła go kilka miesięcy temu taką myślą. Ale teraz nie powinni wybierać się razem na takie zajęcia. Nie wypadało. Chyba. - Co innego cudza. Cudza to jak trofeum - uśmiechnęła się, prostując nieznacznie. Sprawiała wrażenie dumnej ze swojej filozoficznej wypowiedzi.
<img src="https://i.imgur.com/yLuH5Kb.gif"; width="300">

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Nie wiem czy byłem waszym idealnym fanem - rzucił wymijająco, jakby nie chciał jej powiedzieć wprost, że spotkanie na próbie nie należało do najlepszych pomysłów, a jednocześnie nie chciał jej też zapewniać, że przyjdzie. To był zły pomysł. Ich rozmowa to był zły pomysł, a co dopiero takie spotkanie? Kiedy jeszcze byli razem przesiadywał czasem na próbach, może niekoniecznie pomagając w czymkolwiek, ale to było coś zarezerwowane dla bliskich osób, a oni przecież tacy już nie byli. Teraz byli już daleko i nie powinni zacierać tej granicy. Tyle, że Winchester z granicami miał problem i mylił ogólnie przyjęte konwenanse z prawdą. Nie umiał grać w społeczne gierki i pewnie też dlatego spora część ludzi uważała go za gburowatego. Bo trochę też taki był.
- Wydaje mi się, że próbowała manifestować swoje poglądy na jakimś murku, ale nie do końca wiedziała jak wyrazić emocje. Albo jak używać puszki z farbą. Nie zostałem na tyle długo, żeby się nad tym zastanawiać - niedbale wzruszył ramionami na wspomnienie o Stelli, którą też chciał zapomnieć, bo nie kojarzyła mu się z niczym przyjemnym. Ot, przypadkowa dziewczyna, która bez chwili zastanowienia przystępowała do swoich nie najmądrzejszych pomysłów, jak podejrzewał - zupełnie nieświadomie karząc przy tym jego.
Zastygł, czując dotyk skóry Alt na swojej skórze. Chociaż dopiero weszli do środka, a temperatura na zewnątrz, jako typowa dla zimy sprawiała, że było chłodno, jej palce wydawały się wręcz parzyć. - Nic takiego się nie stało - może chciał ją uspokoić, może chciał pozbyć się tej guli, która rosła mu w gardle z każdą chwilą. - Nie jestem pewien, czy w tej sytuacji by to coś dało, ale postaram się więcej nie wpadać przypadkowym przechodniom na pięści - cofnął głowę, dochodząc dość szybko do wniosku, że to było właśnie takie przekroczenie granicy, którego się w pewnym sensie obawiał. Nie chciał wracać do starych nawyków, do starej Alt, do starych Alt i Finna, kiedy zobaczył, jak bardzo byli dla siebie źli i toksyczni. Bywały momenty ich związku, w których mógłby przysiąc, że ją kocha, a jednak zdarzały się i takie, że niemal jej nienawidził. Zbyt skrajne emocje targały Winchesterem, gdy była w pobliżu, nie było to zdrowe. Może po prostu jeszcze do siebie wzajemnie nie dojrzeli, ale to nie było to, nie było to dla nich. - Wydaje mi się, że jego też gdzieś tam się znalazła, jeśli to się liczy - chociaż bardziej chyba uraził dumę przeciwnika, psując mu plany na wieczór, które zakładały zaciągnięcie dziewczyny z baru do siebie, jak to Finn przypuszczał. - To na które masz ochotę? - w browarze mieli duży wybór trunków, o czym musiała doskonale wiedzieć, pamiętając jak próbował wykuć wszystkie rodzaje na pamięć, żeby móc później rozmawiać z klientami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Tego chyba nikt nie wie - stwierdziła, po chwili namysłu, już niemalże wyciągając rękę w jego stronę żeby poklepać go po przyjacielsku albo nawet przytulić jakby się źle z tymi słowami poczuł. Ale... Nie, stop. W złą stronę to szło. Chociaż... Alt nigdy nie brała tych ich rozstań za bardzo do siebie. I choć to właśnie miało być tym ostatnim, wciąż trzymała pod łóżkiem pilot od światła tak jak lubił i opaskę na oczy pod poduszką, w kwiatki, drobne stokrotki, dziewczyńską do granic możliwość, nawet nie jej, a chyba jakiejś koleżanki, ale Finn i tak zawsze po nią sięgał, a jej to odpowiadało. Takie nawyki staromałżeńskie. A mimo to, wciąż nie potrafiła rozgryźć tak błahych spraw jak jego milczenie na próbach. Wąsko zaciśnięte usta i wzrok, który wyrażał w równie mocnym stopniu znudzenie, co głębokie zainteresowanie. Zresztą, miała wrażenie, że ich towarzystwa nigdy nie przepadały za sobą. I w tym momencie powinna dojść do konkluzji.
Nie byli jak stare małżeństwo. Byli jak dwa związki chemiczne, których nikt nigdy nie powinien ze sobą wymieszać. Jak toksyna, która zatruwała powoloi całe otoczenie, a tym zapalnikiem była sama Alt, bo w gruncie rzeczy miała wrazenie, że Finn to dobry chłopak, tylko zepsuty. Przez nią.
- To dobrze, bo nie miałby Cię teraz kto poskładać - założyła z góry, ze to właśnie do niej poszedłby powłócząc nogami, a nie do szpitala albo innej kobiety, co to właśnie takie maski na oczy dzierżyła, albo nie daj Bóg do jej koleżanki, której tą maskę podwędziła Nie była z niej najlepsza pielęgniarka, zadatków żadnych na chirurga też nie miała, ale będąc wychowywaną przez samotną matkę, spędziwszy pół życia w przyczepie, w szemranej dzielnicy, miała pewne pojęcie na temat składania ludzi do kupy. A przynajmniej zszywania prowizorycznie ran i zaklejania ich plastrami, czy konstruowania prowizorycznego temblaka.
Ale Finn taki nie był. Nie pasował do jej świata. Nie łamał ludziom nosów, a co najwyżej mógłby sobie o nich połamać pięść, albo kciuka, bo nie była pewna czy w ogóle potrafił dobrze złożyć palce. A jednak przez długo czas był jej Finnem, chłopakiem, który był zawsze przy niej albo pod telefonem, który niezależnie od tego jak bardzo jej nienawidził, potrafił w jednej chwili roztopić się pod jej dotykiem. I to było niezdrowe.
- Na jakąś dobrą ipę, wybierzesz mi? - usiadła teraz na barowe krzesło, zbyt wysokie żeby na nie swobodnie wskoczyć, zatem musiała się wspiąć. - Myślisz, że moglibyśmy się tak spotykać na piwo, jak dziś i byłoby normalnie? - zapytała, zanim zdążyła się ugryźć w język. Ale wcale nie spuściła wzroku, oparłszy brodę na splecionych dłoniach, spojrzenie przeniosła na jego twarz.
<img src="https://i.imgur.com/yLuH5Kb.gif"; width="300">

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zdecydowanie nie byli dobrym przykładem starego małżeństwa. Chyba, że takiego, które przez czas i przyzwyczajenie ze sobą tkwi. Finn nie do końca wiedział, czy łączyło ich prawdziwe uczucie, czy bardziej poczucie, że są dla siebie czymś znajomym. Bo znali swoje nawyki, zachowania, wiedzieli, jakiej reakcji mogą się po sobie spodziewać i czego powinni się w swoim kierunku wystrzegać, a jednak powtarzali wciąż te same błędy, jakby robili to specjalnie. Czasem miał wrażenie, że rzeczywiście robili sobie na złość, kiedy po raz kolejny wywoływali kłótnię, której mogliby uniknąć, gdyby potrafili ugryźć się w język. A jednak rozstawali się i schodzili na nowo, jak gdyby to już miało być na zawsze, tylko, że tym razem mieli sobie definitywnie powiedzieć dość.
Z jednej strony myśl, że Alt Cunningham to zamknięty rozdział w jego życiu sprawiał, że czuł się trochę lżej, z tyłu głowy nie siedziała mu już myśl, że właściwie wszystko, co robił będzie spotykało się z jej dezaprobatą, a z drugiej strony czuł, że tak dużo traci, bo wspomnienia ich związku dość głęboko wryły się chłopakowi w pamięć i nie mógł tak po prostu przejść do codzienności z tym, że już nie zobaczy prób jej zespołu, już nie będzie łakomie pożerał jej wzrokiem, kiedy wychodziła spod prysznica, już więcej nie pogodzi się z nią po kłótni, bo pomimo tego, że byli dla siebie toksyczni, nie byli przecież sobie obojętni.
- Jakoś dałem sobie radę sam - mruknął, marszcząc brwi, jakby nie mógł sobie przypomnieć, czy rzeczywiście tak było, ale z drugiej strony nie mógł odpędzić myśli, która kazała mu się zastanowić do kogo właściwie zwróciłby się o pomoc przy składaniu do kupy. Jeszcze niedawno Alt byłaby dość oczywistym wyborem, już niekoniecznie ze względu na jej umiejętności, ale zaufanie i sentyment. Ten sam sentyment, przez który nie potrafił jej powiedzieć wprost, że rozmowa nie jest dobrym pomysłem, bo chociaż nie znał przypadku byłych, którzy potrafią się ze sobą po ludzki dogadać, nie rozumiał, czemu im akurat miałoby się to nie udać.
- Jasne, poczekaj - skorzystał z pierwszej nadarzającej się okazji, żeby odwrócić się od dziewczyny i bez utrzymywaniu kontaktu wzrokowego zastanowić się nad odpowiedzią. Ten pomysł był beznadziejny już na pierwszy rzut oka, a jeśli tylko szukał dalszych argumentów, równolegle z odpowiednią butelką, widział coraz więcej powodów, dla których jedyną słuszną odpowiedzią powinno być nie.. - Jasne, czemu nie? Przecież to tylko piwo[/b] - wzruszył ramionami, stawiając przed dziewczyną alkohol, doskonale jej już znany. - Ale dziś chyba jednak wzywają mnie obowiązki - i nie dało się ukryć, że poczuł ulgę, kiedy kierownik zmiany kilkoma gestami dał jasno Winchesterowi do zrozumienia, że jest w pracy. - Do zobaczenia - uśmiechnął się delikatnie, traktując w myślach zobaczenie bardzo dosłownie i może jeszcze miał pożałować, że nie ucięli rozmowy bardziej dobitnie, ale teraz przepadł w wirze pracy.

zt. x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jej życie przypominało ostatnio jedno wielkie bagno. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek było aż tak źle, by była albo tak zmęczona, albo tak wkurwiona, albo to i to jednocześnie jak teraz. Ledwo sobie radziła z natłokiem emocji, uciekając najczęściej w alkohol.
Tego wieczoru było podobnie. Nie potrafiąc usiedzieć w domu, postanowiła wybrać się na miasto. Nie miała większej ochoty na towarzystwo znajomych, nie chcąc słuchać wymuszonych pytań o jej podkrążone oczy czy gorszy niż zazwyczaj nastrój. Chciała się po prostu porządnie upić, co wbrew pozorom nie było aż takie łatwe, bo Gabi miała dość mocną głowę i zazwyczaj potrzebowała sporej ilości alkoholu, by odczuła jego skutki. Miała jednak dużo czasu, więc mogła sobie pozwolić na chodzenie od baru do baru.
Straciła już rachubę czasu, gdy opierając się o blat, kończyła kolejnego już drinka. Szumiało jej nieco w głowie, ale nie na tyle, by nie potrafiła ustać w miejscu. Humor jednak nieszczególnie jej się poprawił i zaczęła się nawet zastanawiać, czy wyjście z domu to był faktycznie taki dobry pomysł, ale jednocześnie nie bardzo chciało jej się jeszcze wracać.
Gdy zrobiło jej się duszno i zaczęła odnosić wrażenie, że w barze jest za głośno, dopiła drinka i wyszła na zewnątrz. Uderzyło ją chłodne, wieczorne powietrze, na tyle, by zrobiło jej się trochę zimno w skórzanej kurtce z frędzlami i wytartych, czarnych spodniach.
Wpatrzona w telefon, próbując odczytać wiadomość, która właśnie przyszła na jej telefon, gdy poczuła, jak na kogoś wpada, nie zauważając przeszkody w postaci wysokiego faceta, Chowając komórkę z powrotem do kieszeni, wbiła wkurzone spojrzenie w nieznajomego.
- Uważaj, jak stoisz. - prychnęła, odsuwając się o krok. W takim stanie nawet przez myśl jej nie przeszło, żeby po prostu przeprosić za swoją nieuwagę i pójść dalej, o wiele lepiej całą winę za swoje gapiostwo zrzucić na kogoś innego. Naszła ją chęć do uderzenia go i pokazania, żeby następnym razem bardziej pilnował jak stoi, ale na razie udało jej się ją powstrzymać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2 style

Jakieś dwa dni po spotkaniu z Theo Isak uznał, że musi pójść do klubu i się trochę rozerwać. Czemu akurat to konkretne miejsce? Nie zastanawiał się nad tym specjalnie, ot po prostu pamiętał, że był tam kiedyś na koncercie i jakoś była to pierwsza miejscówka, która przyszła mu do głowy. No, był jeszcze Dragon, ale chyba niespecjalnie miał ochotę na ujarane tłumy dzikusów, więc sobie odpuścił. Swoją ulubioną barmankę pozaczepia innym razem, dziś był raczej w nastroju "nawalę się i wrócę do domu"; czasem tak miał i wtedy raczej niekoniecznie miał ochotę nawiązywać nowe znajomości.
On również był tego dnia jednocześnie zmęczony i wkurwiony. Właściwie nie wiedział z czego wynikała ta jego złość - może chodziło o to, że nie był w stanie pogodzić w swoich myślach tego, co czuł do Theo i tego, co chciał czuć do Marcy? Może jeszcze stresował się tym, że teraz zamiast z kumplem prowadził interes z jego siostrą? A może jeszcze z jakiegoś innego, tylko sobie znanego powodu... W każdym razie Isak był zły, a skoro on był zły i także zła była dziewczyna, która na niego wpadła, to raczej nie wróżyło to niczego dobrego.
Isak wyszedł na fajka, jak pewnie większość ludzi, która akurat znajdowała się pod lokalem, a która nie stała w kolejce do bramkarza. Nie był fanem palarni, jakoś tamtejsza atmosfera była dla niego zbyt przytłaczająca i wolał sobie zapalić przed klubem, po prostu. Ostatecznie nie zdążył jednak nawet wyjąć paczki fajek, bo jakaś laska na niego wpadła i jeszcze fuknęła na niego, że ma uważać. No, doprawdy, co ona sobie wyobrażała?!
- No chyba cię pogrzało, paniusiu - prychnął tylko pod nosem i dopiero wtedy zaczął grzebać w kieszeniach, próbując zlokalizować fajki i zapalniczkę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Alkohol dodawał jej tylko jeszcze większych pokładów pewności siebie i głupich pomysłów, nad którymi nie zastanawiała się zbyt długo. Zaczepianie przypadkowego faceta należało do jednego z nich, a Gabi nawet nie widziała w tym niczego złego. Wręcz przeciwnie, miała wrażenie, że był to wręcz idealny pomysł na urozmaicenie sobie tego wieczoru, który jak dotąd był raczej nudny.
Nawet nie wiedziała, co wkurzyło ją bardziej - to, co powiedział do niej nieznajomy mężczyzna, czy to, że później najzwyczajniej w świecie ją zignorował, zajęty szukaniem czegoś w kieszeniach. Chyba to drugie, bo naprawdę nie lubiła być ignorowana. Przez chwilę wpatrywała się w niego z lekko uniesionymi brwiami, próbując zanalizować jego zachowanie. A trzeba było jej wybaczyć, w takim stanie myślenie przychodziło jej z nieco większym trudem niż zazwyczaj.
- No chyba twoją starą pogrzało. - może i nie było to najlepszym, co była w stanie z siebie wykrzesać, ale jako pierwsze przyszło jej do głowy. Gdyby była trzeźwa, to z pewnością w takiej sytuacji nie odpuściłaby i nie poszła dalej, tym bardziej teraz ani przez chwilę nie pomyślała o tym, że nie zachowuje się zbytnio rozsądnie. - Kurwa. - rzuciła tylko jeszcze, nie precyzując, co dokładnie miała na myśli. zanim nie kopnęła go w kostkę. Nie włożyła w ten ruch całej swojej siły, ale nie zaliczyłaby go również do tych słabszych. Oczywiście, że najpierw to zrobiła, a dopiero po chwili pomyślała o tym, że właśnie kopnęła przypadkowego faceta za to, że na niego wpadła, ale teraz wydawało jej się to być całkiem logiczne. W końcu, jakby Isak stał gdzieś indziej, to by na niego nie wpadła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1

Wyjęła słuchawkę z ucha – była bardziej, niż pewna, że w oddali słyszała jakiś obcy dźwięk. Jednak dużo bardziej prawdopodobne było to, że po prostu się przesłyszała. Rozejrzała się wokół, szukając choćby najmniejszego śladu po.. czymś. Lub po kimś. Sama nie do końca wiedziała, czego właściwie powinna się spodziewać. Samotne spacery po parku, zwłaszcza o tak późnej porze, nie mogły oznaczać niczego dobrego. Przynajmniej tak powtarzała jej matka, praktycznie każdego dnia. Bądź ostrożna w drodze do pracy, z pracy i w ogóle, miej ciągle oczy wokół głowy, niemalże słyszała w myślach głos mamy, a w tle przytakiwanie ojca. Tyle że Audrey nigdy nie brała sobie do serca słów rodziców. Chodziła własnymi ścieżkami, podejmowała swoje własne decyzje..
I nie zawsze wychodziło jej to na dobre.
Spóźniła się do pracy, tym razem nie z własnej winy. Komunikacja miejska bywa zawodna, nawet w tak dużym mieście, jak Seattle. Na kierownika natknęła się już na samym wejściu – nie zdążyła odłożyć swoich rzeczy do szafki, a ten już kazał jej niemalże wyskoczyć na salę, bo brak ludzi do pracy, czy coś. Prócz Audrey, w barze obecne były jeszcze dwie inne dziewczyny, które ewidentnie nie wiedziały, w co włożyć ręce. Ruda nie spieszyła się za bardzo – przebrała się, doprowadziła się do porządku, poprawiła makijaż, upięła włosy i nad wyraz pewnym krokiem podeszła do pierwszego stolika, by zgarnąć z niego brudne naczynia. Pochyliła się delikatnie, gdyż jedna ze szklanek była trochę poza jej zasięgiem. W tamtej chwili poczuła coś, czego najmniej się spodziewała w chwili obecnej. Czyjaś ręka znalazła się na jej pośladku, a palce nieco mocniej zacisnęły się na jej ciele. Audrey zesztywniała. Wyprostowała się. Zmierzyła wzrokiem delikwenta i – co było do niej bardzo niepodobne – straciła nad sobą kontrolę, gdy odstawiła naczynie na bok i otwartą dłonią uderzyła napastnika w policzek. Chłopaczek otrzymał to, na co jak najbardziej zasłużył. Jęknął coś, najwidoczniej zaskoczony, a później rzucił pod adresem dziewczęcia wiązankę oszczerstw. Świadkiem wydarzenia był nie kto inny, jak przełożony Audrey. Mężczyzna wcale nie był zadowolony z całego zajścia, lecz mimo to, zareagował niemal natychmiast – wyprowadził niepoprawnego klienta z lokalu. Zaś Audrey miała dodatkowe piętnaście minut przerwy, by ochłonąć.
Wyszła na zewnątrz. Przycupnęła na krawężniku, jednocześnie nieudolnie próbując odpalić papierosa. Audrey należała do osób niepalących. Nie paliła – zazwyczaj. Chyba że działo się coś nadzwyczajnego, coś co ewidentnie ją irytowało, denerwowało lub całkowicie wyprowadzało z równowagi. Tak było i tym razem. Wiedziała, że nie powinna tego robić, a także że nie przynosiło jej to żadnej ulgi – a mimo to próbowała, łamała zasady, robiła wszystko wszystkim na przekór. Gdyby brat zobaczył ją w chwili obecnej, jak nic dostałaby srogi ochrzan.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

3 Dorosłe życie nie pozwala spać do południa, imprezować każdego wieczora i mieć wyjebane na dosłownie wszystko. Dorosłe życie oznacza obowiązki i bycie osobą odpowiedzialną, którą Allen przez długi czas nie był. Z czasem nawet jednak i on się odrobinę uspokoił, choć wciąż jest postrzegany przez większość przyjaciół jako duże dziecko. Drogie zabawki, częste imprezy, brak stałego związku — cóż, może i coś w tym jest. Na wszystko jednak zarabia sam, a firma, której jest współwłaścicielem, jest jego oczkiem w głowie i naprawdę ciężko przy niej pracuje. To właśnie ta odpowiedzialność sprawiła, że wreszcie dorósł i stał się odrobinę bardziej poważny.
Każdy jednak potrzebuje czasem przerwy — od tego poważnego życia, pracy i innych obowiązków, które zajmują większość dnia, a niekiedy nawet i część nocy. Korzystając więc z tego, że dzisiaj wyrobił się ze wszystkim o wiele wcześniej, niż zazwyczaj, postanowił wyjść wieczorem na miasto — sam. Nie czuł potrzeby towarzystwa, a przynajmniej nie kumpli, z którymi zazwyczaj wychodził na drinka. Miał ochotę odpocząć, pobyć chwilę sam i… Zresztą, kogo on oszukuje? Miał ochotę zobaczyć . To właśnie dlatego lokal, w którym pracuje, stał się jego celem na dzisiejszy wieczór.

Jest już późno, gdy wychodzi z domu i — na piechotę, rzecz jasna, bo nie ma zamiaru wracać autem po paru drinkach — rusza w kierunku dzielnicy, w której znajduje się Machine House Brewery. Miejsce, w którym był już nie raz w przeciągu ostatnich miesięcy, właśnie ze względu na Audrey. Może i nie jest jej bratem, ale to nie zmienia faktu, że zna ją od wielu, wielu lat i jest dla niego ważna, że chce dla niej jak najlepiej. Może nie powinien tego czuć, może powinien odrobinę lepiej trzymać swoje emocje i uczucia na wodzy, ale z drugiej strony, przecież nie robi nic złego, tak? Tylko sprawdza, czy dobrze jej się pracuje i nikt jej nie zaczepia. Dzisiejszego wieczora to też jest jego celem — a potem może odprowadzi ją do domu, aby nie wracała po nocy sama.

Kiedy dochodzi powoli pod odpowiedni budynek, nie spodziewa się spotkać rudowłosej na zewnątrz, a już na pewno nie przycupniętej na krawężniku, w towarzystwie jeszcze nie odpalonego papierosa. Bez wahania podchodzi jednak bliżej, dłonie wciskając do kieszeni swoich spodni.
Palenie szkodzi zdrowiu — rzuca cicho w jej stronę. Ton ma lekki, żartobliwy wręcz, a jednak wyraz twarzy pozostaje poważny. Marszczy nawet delikatnie brwi, przyglądając jej się od stóp do głów, bo widzi, a może nawet i czuje, że coś się stało. Wie, że Audrey zazwyczaj nie pali, a to, że sięgnęła po papierosa oznacza, że coś musiało się wydarzyć. Podchodzi do niej powoli, z kieszeni jeansów wyciągając swoją starą, acz wciąż działającą zapalniczkę, którą odpala fajkę znajdującą się między wargami dziewczęcia. Nie jest jej bratem, nie ma zamiaru prawić jej kazań. Przecież doskonale wie, jak to jest być w jej wieku; sam jeszcze niedawno był na jej miejscu. — Coś się stało? — pyta łagodnie, acz nienachalnie. Nie musi mu nic mówić, ale chce, aby wiedziała, że jeśli ma ochotę, to może. Że jest tutaj — przy niej, dla niej i cokolwiek się stało, może jej pomóc. A przynajmniej spróbuje.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Panna Ramsey nigdy nie była zbytnio wylewna. Kiedy coś ją trapiło i spędzało sen z powiek - zwykle starała się rozwiązać dany problem samotnie, bez angażowania bliskich. Tym razem nie miało być inaczej. Incydent z pracy miała zachować dla siebie. A nawet - zakopać gdzieś w otchłani pamięci i już nigdy więcej do tego nie wracać. Musi minąć jednać odpowiednio dużo czasu, by o tym zapomniała - dziesięć, piętnaście minut, kilka głębokich wdechów i jeden spalony papieros.
Spokój ogarniał ją coraz mocniej, lecz wszystko to zostało zniweczone przez nadejście kogoś, kogo w sumie mogłaby się spodziewać. Kogoś, na czyj widok z jakiegoś powodu zawsze jej usta wykrzywiały się w subtelny uśmiech. Allen spokojnie mógłby nazywać się członkiem jej rodziny, co nigdy jakoś specjalnie jej nie przeszkadzało. Już dawno zaakceptowała fakt, że poza nią i jej bratem, niekiedy do rodzinnego obiadu zasiadał ten urokliwy bonus. Przywykła również do tego, że w jego obecności - zazwyczaj - miewała problemy z racjonalnym myśleniem, na co jakoś szczególnie nie zwracała uwagi.
- Mówisz jak moja mama - mruknęła w odpowiedzi, acz bez marudzenia przyjęła pomocną zapalniczkę i w końcu wciągnęła do płuc szkodliwą nikotynę i Bóg jeden wie, jak wiele innych paskudnych substancji. Po chwili tylko wzniosła oczy ku niebu. Jak wspominałam, Audrey raczej nie była skłonna do zwierzeń. Nic dziwnego, że zaraz westchnęła, pokręciła głową i odparła: - Czemu uważasz, że coś sie stało? - ale już sam jej ton wskazywał na to, że jednak coś się stało, że to tylko wstęp do dłuższego monologu dziewczyny o tym, jakie to życie jest niesprawiedliwe, okrutne, brzydkie i dlaczego w ogóle ona tu jeszcze pracuje? Ostatecznie ugryzła się w język i rozejrzała się wokół. Po drugiej stronie ulicy, oparty zapewne o swój samochód, stał ten mężczyzna. Ten, który chwilę wcześniej przekroczył pewną granicę. Uśmiechnął się, gdy tylko napotkał wzrok Rudej.
- Uderzyłam go. - odparła po chwili, wyraźnie się wzdrygając - Zaraz po tym, jak bezczelnie usadowił swoją tłustą łapę na moim pośladku. - o zaciśniętych palcach mężczyzny już nie wspomniała - Właśnie dlatego tu jestem. - mówiąc to wyciągnęła przed siebie lewą dłoń, by sprawdzić, czy nadal drżała. Tak, nadal drżała, nadal była trochę poddenerwowana i nadal potrzebowała trochę oddechu - Tylko nic nie rób. - dodała po chwili, kątem oka spoglądając na towarzysza. Tak na wszelki wypadek.

autor

sometimes all you can do is lie in bed and hope to fall asleep before you fall apart
Awatar użytkownika
30
162

przelewam siebie na płótno

prowadzę antykwariat

elm hall

Post

Margaret Hartwood była zrozpaczona. Nie zła. Nie zdenerwowana. Nawet nie smutna, tylko zrozpaczona. Zatrzymała się pośrodku ciemności, unikając mdłego światła latarni i patrzyła. Omiotła wzrokiem wszystkie samochody zaparkowane nieopodal w kolorowym rzędzie, a które prawdopodobnie w większości zostaną odebrane wczesnym popołudnie. Jej też tam stał. Leciwy pick-up na skraju drogi. Zatrważająco często używany żeby przewieźć półżywych mężczyzn w sile wieku., zamiast góry staroci z potrzeby zapewnienia asortymentu antykwariatu, po co został nabyty. Jednym z nich (nie staroci, a ów mężczyzn) był jej własny ojciec, którego zgrzewka piwa dziennie wpędzi kiedyś do grobu, a drugim jego starszy brat, który okazjonalnie, ale za to z rozmachem, dawał w palnik do tego stopnia, że nierzadko kończył z jedną nogą w sadzawce sąsiadów, przykleiwszy twarz do trawnika. Do dzisiejszego wieczoru łączyła ich niepisana umowa. On się upijał, a ona po niego przyjeżdżała, oddawała w ręce ciotki i zapominała o całym zdarzeniu. I nigdy, przenigdy nie robił tego w miejscu, w którym zwykła swego czasu pracować. Do dzisiaj.
A dzisiaj miała wolne. Z lektury najnowszej, piekielnie nudnej książki, wyrwał ją telefon znajomego, który aktualnie miał zmianę. Grzecznie, acz głosem pełnym troski przeplatanej czystym wkurwieniem, zaprosił ją po odbiór zguby, która przed pięcioma minutami spadła z barowego krzesła i rozpłaszczyła się na ścianie. Plus był taki, że zguba wciąż dawała oznaki życia w postaci donośnego pochrapywania. Nim jednak w ramach kolejnej oznaki pójdzie o krok dalej i na przykład zwróci całą treść żołądkową (a pił ponoć niemało), fajnie by było gdyby Maggie ruszyła swoje kościste cztery litery i zabrała wujka nim, któryś z właścicieli postanowi sobie wpaść z wizytą i sprawdzić jak się miewa ich bar.
Nim ruszyła z miejsca, wzięła dwa głębokie oddechy i skierowała się do środka. Ludzie byli albo na tyle pomocni, albo zapobiegawczy, że ochoczo wystawili nieprzytomnego mężczyznę na zewnątrz, ale nawet ich dobre serca miały pewne granice, bo w ogromnym pośpiechu wrócili do środka, zostawiając Maggie sto sześćdziesiąt centymetrów z wyjątkowo ulanym facetem, który przewyższał ją co najmniej o głowę, jak nie dwie. Najpierw spróbowała go podnieść, ale bezskutecznie. Przeklęła pod nosem raz i drugi, szturchnęła butem, ale nawet nie drgnął. Rozejrzała się dookoła. Podjazd był brukowany, ale okalał go trawnik. Może jeśli go pociągnie po trawniku, nie zrobi mu krzywdy i zdoła go zatargać do samochodu? Jęk bezsilności wyrwał jej się z ust. Kątem oka dostrzegła jakiś ruch w okolicy baru. Tym razem była zmuszona podjąć się radykalnych kroków. Serce zabiło jej mocniej, kiedy uniosła dłoń do góry, zamaszyście wachlując nią w powietrzu.
- Halo? Hej-hej? Pomógłbyś może? - jej głos przeciął powietrze, wibrując w zaciśniętym gardle. - Proszę... - dodała, uznając że odrobina pokory nie zaszkodzi. Wszak była zdana na łaskę albo niełaskę obcego człowieka, a jeśli to nie wyjdzie, kolejnym krokiem będzie znalezienie taczki na barowym zapleczu.
There used to be a time you took all my light
Like nothing was left to find ☾ ☾ ☾

autor

lena

ODPOWIEDZ

Wróć do „Machine House Brewery”