- 2.
Przed siebie.
Sunęła gładko pustymi ulicami Seattle, mijając grupki ludzi przemieszczających się z jednego miejsca imprezowego, na drugie. I mogłaby należeć do jednej z nich, pić na opór i nie pamiętać kolejnego dnia absolutnie nic, ale co z tego? Tak chociaż szukała siebie. Błądziła nie tylko po mieście, ale i po własnej osobowości. Wciąż dostawała pytania pod tytułem Kim chcesz zostać w przyszłości?, a ona nie wiedziała.
Chcę grać na skrzypcach w największych operach na świecie.
Kłamstwami karmiła rodziców i wszystkich dookoła, aż sama powoli zaczynała w nie wierzyć.
Nie chciała też imprezować, chlać aż do porzygu. Podobało jej się życie, które zaczęła prowadzić – nocne, samotne, wolne. Lubiła ciszę miasta i głośne dźwięki przyrody; lubiła szum pedałów i wiatr we włosach, który owiewał jej szyję i dekolt, powodując gęsią skórkę. Ręce rozpościerała, a oczy wznosiła ku ciężkim, nabrzmiałym od deszczu chmurom. Musiała wydostać się stąd, w miejsce, które nie będzie tak szpeciło nieba światłami. Od podstaw Nimbostratusów odbijały się czerwone, białe i zielone poświaty, świadczące o życiu nocnym w Seattle. Miało to swój urok, ale nie na długo. Tęskniła do wiejskiej ciszy, która pomagała koić jej myśli i nerwy.
Noga zarzucona przez płot. Uf, spodnie nie zostały rozerwane. Dwa stęknięcia i udało się przeskoczyć przez mur do przyszłości basenu publicznego pokonała. Była tu już w okresie letnim, ale wtedy zakradało się wiele nastoletnich par, żądnych szybkiego numerku w basenie. Teresa chciała jedynie ciszy i ostatnich spojrzeń na zimną wodę, która niedługo miała zostać spuszczona na kolejne miesiące. Ruszyła dziarskim krokiem w stronę zacienionej części basenu, by rozłożyć się tam. Leżaki pochowane zostały do składzika, niestety.
Ale jej miejsce było zajęte. Pijany mężczyzna siedział już tam i najwidoczniej bawił się w najlepsze. Zaszła za daleko i mogła zrobić trochę hałasu, więc na pewno została już przez niego zauważona. Odchrząknęła, zerkając przez ramię w tył.
Jak duże szanse ma na ucieczkę? Poczuła złość, bo teraz musiała szukać sobie innego miejsca, a już była cała mokra i zmarznięta. Chciała tylko otworzyć herbatę w termosie, owinąć się kocem i mieć chwilę spokoju. Wsunęła dłoń do kieszeni bluzy, układając palce na dobrze znanym kształcie gazu pieprzowego i zawyrokowała:
- Możesz stąd iść? To moje miejsce.