WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pamięć Gabriela od zawsze miała się naprawdę dobrze, gdyż młody ksiądz należał do tego typu ludzi, którzy z niewielkim trudem przyswajali sporą ilość informacji. Nowe twarze i nazwiska przeważnie nie stanowiły dla niego większego problemu, ponieważ po minimalnie dwóch spotkaniach był na ogół w stanie dopasowywać przynajmniej imię do danej buzi. W najgorszym wypadku chociaż stwierdzić, czy z kimś się gdzieś widział. I choć w ogólnym rozrachunku perfekcyjna pamięć była raczej skaraniem Boskim, niźli darem (z uwagi na fakt, iż o wielu wydarzeniach z życia Baskerville wolałby raczej zapomnieć), tak jednak niechętnie przyznawał, że dość znacznie przydawała mu się w pracy. Rozpoznawalność była bowiem kluczem do zaufania, a przecież to właśnie na tym mu najbardziej zależało - ażeby wierni mu ufali. Ba, odpowiednie dopasowywanie personaliów do danych twarzy tworzyło także pewne przyjemne uczucie wyjątkowości u wszystkich jego rozmówców, którzy... Cóż, byli czasami naprawdę zróżnicowanymi ludźmi - od lekarza i strażaka, przez prawnika, na striptizerkach i bezdomnych kończąc. Gabriel rozmawiał ze wszystkimi, mając świadomość, że każdy, kto do niego przyszedł, miał gdzieś poza Domem Bożym jakiś swój świat z danymi rozterkami. Czasami tak przytłaczającymi, że nieodpowiednio potraktowana osoba mogłaby już nigdy nie wejść do kościoła, ponieważ w przeciągu paru godzin mogła doprowadzić do własnej zguby. Baskerville po prostu nigdy nie wiedział, na kogo trafi, przez co jego żywot przypominał czasem urządzanie brytyjskiej herbatki, mając pod stołem laskę dynamitu. Dlatego też przykładał się do tego, aby każdy, wchodząc do kościoła St. Anne, czuł się bezpiecznie.
I zasada ta tyczyła się wszystkich. Kobiet, mężczyzn, starców, maluchów. Tych ostatnich w szczególności, skoro byli w zasadzie najsłabszym ogniwem społeczeństwa, których należało chronić. Toteż spamiętywał każdego - rudego Jaydena, małą Cornelię z kucykami, niebieskookiego Neila, czy też rezolutnych braci bliźniaków, Vincenta i Michaela, choć ci ostatni, prawdę powiedziawszy, nie przychodzili na jego katechezy regularnie. Raczej w kratkę, aczkolwiek jeden element ich wizyt w "siedzibie Boga" nie ulegał zmianie - zawsze gdzieś w tle czaiła się za nimi ich mama. Gabriel nie był pewny jej imienia, jakoś nigdy nie zdecydowali się na dłuższą pogawędkę, ale doskonale zapamiętał jej twarz. Chyba głównie dlatego, że od młodziutkiej Willis biła według niego jakaś taka ciepła energia, pełna troski i prawdziwej miłości do swoich dzieci. A może Baskerville zwrócił na nią uwagę dlatego, że zawsze przychodziła sama? To też był jakiś punkt zaczepienia.
Kiedyś usłyszał, jak ktoś zwracał się do niej per "Amaretta", ale nie był pewny. Zapamiętał to tylko dlatego, że skojarzyło mu się z nazwą pewnego likieru. Och, jej reakcja mogłaby być ciekawa, gdyby kiedyś dowiedziała się, że jej imię kojarzy się z włoskim trunkiem! A może już jest tego świadoma?

W każdym razie, z początku ich wizyta na katechezie przebiegała zwyczajnie. Jak zwykle weszli głównymi drzwiami, odprawili znak krzyża, a potem Gabriel oddzielał dzieci od rodziców, zapraszając do pierwszych ławek, ażeby wszystko dobrze widziały. Zawsze starał się, aby jego zajęcia były ciekawe, bo kto wie? Może właśnie podczas którejś mszy wygłaszał kazanie przyszłemu koledze w sutannie lub samemu prezydentowi? Tacy ludzie przecież szczególnie potrzebowali wartości, które starał się przekazywać. Rozmowa o miłości, wdzięczności oraz empatii jeszcze nikogo nie zabiła. Szczególnie, że w niektórych przypadkach dzieciaki nie dostawały tych nauk w domu. Czasami potrafił wychwycić konkretne jednostki, gdy nazbyt uwierał go jego nieszczęsny syndrom zbawiciela. Najczęściej podczas rozglądania się po minach rodziców. W zasadzie takim sposobem wyłapał, że w domu rodziny Willis chyba nie działo się dobrze, a przynajmniej nie ze strony matki chłopców, bo jak ci byli w zasadzie tacy, jak zawsze, tak ich matka wyglądała na z lekka... udręczoną? Może po prostu niewyspaną, ale zawsze wychodził z założenia, iż lepiej było mieć opinię namolnego, niż kiedyś czegoś nie zauważyć i pozwolić, by stała się jakaś tragedia. Toteż podszedł do niej tuż po katechezie, kiedy przytłaczająca ilość wiernych zaczęła ślamazarnie pełznąć w kierunku wyjścia.
- Jestem pod wrażeniem, jak Michael i Vincent poradzili sobie z moim pytaniem odnośnie symboliki. Jest szansa, że zobaczę ich za tydzień? - zagaił niby niezobowiązująco, choć pytanie ułożył w swojej głowie na tyle sprytnie, ażeby przygnać rodzinkę w najbliższym czasie na kolejne kazanie. Głównie po to, by sprawdzić, czy zdenerwowanie Amaretty było jednorazowym incydentem, czy też nie, ale... Jego ułożony plan nie zawierał tego, iż kobieta będzie przed nim tak wyraźnie spięta. Dlatego też poczuł wewnętrzny przymus, aby go z lekka zmodyfikować. Dodatkowym pytaniem. Być może zadanym trochę za wcześnie, ale cisnącym mu się na usta już od jakiegoś czasu.
- Czy wszystko w porządku?
Ostatnio zmieniony 2021-09-24, 01:00 przez Gabriel Baskerville, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#5

Choć deklarowała się jako katoliczka, wychowana ze szlachetnymi zasadami, które wciąż przewijały się z tyłu głowy podczas podejmowania co ważniejszych decyzji, tak nigdy szczególnie nie dawała świadectwa swojej wierze. W dzieciństwie przesuwała między szczupłymi palcami kolejne drewniane koraliki różańca, modliła się wraz o pomyślność następnego dnia, lepsze oceny w szkole i upragnione wakacje w ojczyźnie rodziców. Obecna była na wszystkich uroczystościach, pamiętając do dziś idealnie wyprasowaną koronkę sukienki, jasne rękawiczki, równo upięte włosy. ’Bozia na ciebie patrzy i wszystko widzi!’, słyszała słowa padające z ust matki, nie do końca zdając sobie sprawę z tego czy miały być pocieszeniem, czy też przestrogą. Później nastoletnia ciąża, rozczarowane spojrzenia i ten wstyd, z którym przez lata trudno było się pogodzić, przekroczyć próg kościoła i spojrzeć w oczy szepczących między sobą. Pokonanie tych barier nie należało do najłatwiejszych z zadań i w głębi Amarowego umysłu wciąż tliły się wątpliwości, jakie miały nigdy nie wybrzmieć pełnym głosem. Od tamtych dni minęło już sześć lat, Michael i Vincent stali się powodami, dla których warto było odsunąć żal na dalszy plan i z czystym sumieniem razem kroczyć ku nowem. Biblia głosi wszak o wyrozumiałości i wybaczeniu, a były to przecież jedne z cech, które panna Willis starała się chłopcom głęboko zakorzenić.
Życie samotnej matki okazało się być nie lada wyzwaniem, zwłaszcza gdy Amara pragnęła spełnić się w swej roli i być dla bliźniaków najlepszą opiekunką z możliwych. Pamiętanie pracy, domowych obowiązkach czy wizycie u dentysty graniczyło czasem z cudem i żaden terminarz oraz poprzyklejane w różnych częściach domu kolorowe karteczki z przypomnieniami nie ułatwiały sprawy. Aż strach pomyśleć co wydarzy się za rok, kiedy chłopcy zaczną uczęszczać do szkoły i na liście spraw do zapamiętania znajdą się ich prace domowe, rodzinne kiermasze, a więc i dodatkowe pieczenie ciasteczek, liczne wycinanki, semestralne spektakle i…

W Domu Bożym starała się bywać tak często, jak pozwalała jej rzeczywistość. Siadała w ławce w jednej z bocznych naw i ze spojrzeniem utkwionym w zawieszonym na krzyżu Chrystusie odpływała myślami do Tego-Który-Słuchał.
- Wybacz, że tak rzadko u ciebie bywam, ale dobrze wiesz, jak to jest. W końcu cały czas mnie obserwujesz, prawda? Wstyd mi, że Mike i Vince nie znają cię tak dobrze, jakbyś tego chciał, ale to zdolne chłopaki, na pewno wyciągną z tych spotkań więcej, niż ja kiedyś - miała mówić w swych myślach, niezupełnie skupiając się na słowach księdza.
Nie spodziewała się, że w natłoku zebranych w kościele osób zwróci uwagę właśnie na nią. Gabriel był otwarty i zwracał się kolejno do różnych wiernych, chcąc utrzymać kontakt z każdym z nich, wszystko wskazywało jednak na to, że prócz zwykłej opiekuńczości posiadał także umiejętność wyłapywania prawdziwie zagubionych dusz. Wysuwając się już z ławki i kierując ku wyjściu dostrzegła jego bliską obecność. Malująca się na twarzy niepewność, jaka towarzyszyła jej w zastanowieniu nad najbliższą przyszłością natychmiast ustąpiła uśmiechowi.
- Oczywiście, że tak. Jakże moglibyśmy przegapić kolejne spotkanie - odparła zaraz z nieco zmieszanym tonem, zaczesując jeden z brązowych kosmyków za ucho. - Cieszę się, że ksiądz dostrzega ich zaangażowanie, bardzo cieszą się z każdego kazania - mówiła zgodnie z prawdą, bo choć tych dwóch ciężko było zainteresować, tak Baskerville radził sobie ze ściąganiem ich uwagi śpiewająco.
- Czy wszystko… hm? - Zamrugała kilkakrotnie, czując na sobie wyczekujące spojrzenie, przed jakim nie było jak uciec. Szybko przesunęła wzrokiem po kotłujących się w wąskich przejściach sylwetkach, zaraz wracając do mężczyzny z cichym westchnieniem. - Nic nowego, czym trzeba byłoby się przejmować - mruknęła już bez dalszego udawania. Chociaż nie zamierzała się przed nim otwierać, wylewając poszarpane myśli, tak kłamca był z niej beznadziejny i daleka od prawdy odpowiedź wyłącznie by ją pogrążyła. - Ot, przytłaczająca codzienność. Ciężka praca, zaangażowanie, ale i brak owoców, których pragniemy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie był naiwny. Nie spodziewał się nagłego potoku słów z bolączkami, a nawet byłby skłonny stwierdzić, iż panna Willis niczym go nie zaskoczyła w swojej odpowiedzi. Ba, zachowała się niemalże podręcznikowo w stosunku do tego, co wysnuł sobie w głowie jeszcze przed zaczęciem rozmowy z nią. Albowiem nie zadał tego pytania, w nadziei, iż kobieta nagle zwierzy mu się ze swoich najmroczniejszych sekretów. Nie. Chodziło o sam fakt zaznaczenia takiej możliwości. Samotność w problemach to najgorsze, co może być. Podejmując się takich rozmów, testował swój zmysł empatii z całkiem niezłym powodzeniem, gdyż bez większych problemów mógł wyobrazić sobie siebie na miejscu swoich rozmówców. To było jasne, że wobec praktycznie nieznajomych, w ludzkich głowach wytwarzał się pogląd, iż posiadanie problemów było czymś, za co wypadało czuć jakiegoś rodzaju wstyd, toteż nie zamierzał robić za amatorskiego psychologa. A przynajmniej nie takiego, który oczekiwał jakichś szczegółowych opowieści od A do Z. Oswajał stopniowo i cierpliwie, wiedząc, że strapieni częstokroć nie umieli poprosić o pomoc. Sam nie umiał. W zasadzie do teraz miał z tym problem. Toteż nie naciskał, a każdą, choćby najdrobniejszą sugestię szanował. Ich brak również, choć najbardziej jednak doceniał pełnię zaufania co do swojej osoby. Może faktycznie chodzi lo o zmęczenie rutyną?
- Świetnie. Brakowało was tydzień temu - przytaknął w towarzystwie pogodnego uśmiechu, opierając rękę o jedną z ławek. - I absolutnie proszę tak nie mówić, bo zainteresowanie należy się każdemu, nawet najdrobniejszemu problemowi. Nawet jeśli miałaby to być tylko przytłaczająca rutyna.

Nie dało się nie zauważyć, że kto, jak kto, ale Gabriel miał naprawdę spore pole do przysłowiowego popisu, jeżeli chodziło o samotne macierzyństwo. Choć w jego obecnej sytuacji nie było nawet szansy na zostanie rodzicem, tak pojmował, z czym się wiązało wychowywanie dziecka w pojedynkę aż za dobrze. Miał przecież widok na podobną sytuację przez dłuższy czas, mimo że wiele lat temu. Co prawda, z bardziej porównywalny do perspektywy bliźniąt, niż Amaretty, ale miał, gdyż w zasadzie jego samego też wychowywała jedynie matka.
Starego Baskervilla bowiem niewiele interesowało, kiedy wyruszał w misje. Potrafiło go nie być przez dłuższy czas, a gdy już bywał w domu, jego syn modlił się gorliwie każdej nocy na wykrochmalonej pościeli o to, ażeby jak najszybciej wyruszył w następną, dając mu święty spokój. I choć sytuacja naprawdę nie była kolorowa, tak też nie poprosił wtedy o pomoc nikogo. Może, co najwyżej, sygnalizował coś swoimi ciemnymi oczami, siadając w klasowych ławkach, lecz zwróciło to uwagę niewielu z nauczycielskiego gremium. Właściwie nikogo, przez co Gabriel nie był pewny, czy jego szkolni opiekunowie nie widzieli, czy bardziej nie chcieli widzieć cyklicznie pojawiających się zasinień na jego ciele. W każdym razie, przeszłość wyczuliła go na ludzkie spojrzenia, z których, wbrew pozorom dało się naprawdę wiele wyczytać.
- "Brak owoców, których pragniemy"? - powtórzył za nią, dość wymownie podążając wtedy swoim wzrokiem za jednym i drugim chłopcem, krzątającymi się wesoło przy ławkach. Niemniej, z wyczuwalnym już, delikatnym zniecierpliwienia, zapewne wyglądając drogi do domu. W końcu msza wcale nie była taka krótka, jak mogłoby się wydawać. - Ma Pani dwa, cudowne owoce koło siebie, aczkolwiek chyba rozumiem przekaz - zachichotał z lekka, próbując pocieszyć za pomocą korzystnej perspektywy, ale i skorzystać z miłej sposobności, że rozmowa zaczęła układać się tak, aby mógł zwrócić się do kobiety per "Pani". Co prawda, mawiało się, iż ciekawość stanowiła pierwszy stopień do piekła, jednakże nie miał wtedy żadnych złych zamiarów. Wszystko działo się w celach rozeznania.
Być może kobieta uzupełni jego wypowiedź o swoje nazwisko? Ewentualnie poprawi go i poprosi o zwracanie się na "Panno"? A może zaskoczy go czymś innym? Cóż, opcji było wiele.

- Wbrew pozorom, całkiem sporo rodziców jest w identycznej sytuacji. W zasadzie to myślałem już dobre pół roku temu o zorganizowaniu jakichś warsztatów plastycznych dla najmłodszych, które miałyby być przynajmniej raz w miesiącu, ale... Zdaje się, że pomysł ten przepadł u proboszcza z racji tego, że nie znalazłem wystarczającej liczby wolontariuszy do opieki. O jakimś związanym z Kościołem instruktorze nie wspominając - powiedział zamyślony, przypominając sobie nie tak dawną bieganinę z grubymi teczkami, napuchniętych wręcz od wszelakiej maści papierologii, z czego przydała się w zasadzie niewielka część. Ale przydała.
Krótko bowiem po dostaniu posady "tego odpowiedzialnego za katechezę", poczuł się wreszcie nieodtrącany od reszty duchownych, pragnąc udowodnić wszem i wobec, że to drobne wyróżnienie trafiło do odpowiednich rąk. Toteż zasypywał towarzystwo mnóstwem pomysłów, czego efektem było to, iż raz po raz udawało mu się organizować jakieś jednodniowe, kilkugodzinne wydarzenia w parafii, aczkolwiek jakoś nie miał zbyt wiele szczęścia do trzymania pieczy nad jakimś dłuższym projektem. Chociaż może na własne życzenie? Czasami bywał naprawdę krytyczny w stosunku do potencjalnych opiekunów i dziękował za współpracę przy najmniejszej, ostrzegawczej diodzie w głowie, a jednak z najszczerszymi chęciami nie ogarnąłby większej grupy brzdąców na więcej, niż mszalną "chwilę". Niemniej, nawet w świetle tego nie chciał angażować do pracy z najmłodszymi wiernymi byle kogo, bo chyba nie potrafiłby spojrzeć sobie w oczy, gdyby coś złego stało się chociażby takiemu Vincentowi lub Michaelowi. Taki już był, że wolał dmuchać na zimne i patrzeć na ręce wszystkim. Choć wiedział, że nie wszystkim się to podobało.
- Dam znać, jeśli idea wróci do łask albo jeśli pojawi się jakaś podobna. Każdy zasługuje przecież na odrobinę odpoczynku, prawda? Nawet Bóg potrzebował odpoczynku przy stworzeniu świata.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „St. Anne Catholic Church”