WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://mir-s3-cdn-cf.behance.net/proje ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 5.
Słońce świeciło dziś zaskakująco mocno.
Wychodząc pospiesznie, rankiem z domu Dearisee McPheron została zmuszona (przez samą siebie) do wsunięcia ciemnych okularów na własny nos i może to dobrze - wczorajszej nocy wlany do żył alkohol, wciąż bezwzględnie (i bezdusznie...) utrzymywał się w jej organizmie - wnioskując wyglądała niczym jak „chodzący trup” - już nawet nie chodziło o ten pieprzony ból głowy, ale również trzęsące się dłonie, oraz trunkowy odór nie dawał kobiecie święte spokoju. Wsiadła za kółko, bo jakby inaczej miała się dostać do swojej ukochanej (i jedynej co jej sensownego pozostało w życiu) pracy? Droga nie zajęła (na całe szczęście!) dużo czasu - właściwie, Dear jeździła nią tak często i tyle razy dziennie, że raczej bez problemu przebrnęła przez nią z „zamkniętymi oczyma.”
Cały poranek, południe - jak i po południe wyglądało identycznie. Trochę telefonów, od starych bądź potencjalnych klientów - oraz dwadzieścia siedem odrzuconych od matki. Lunch - rzecz jasna w samotności, kto by miał tyle odwagi, aby dosiąść się do stolika? Brak obiadu - czego zasadniczo pożałowała, ponieważ po ósmym spotkaniu, oraz konferencji zaczęło bezczelnie burczeć jej w brzuchu. Następnie kolejny e-mail wysłany (choć może bardziej to groźba?) - do komisariatu, że znowu - a dokładniej stu trzydziesty piąty została przez nich niepoinformowana o dalszym postępowaniu względem zaginięcia Emmy. Nie starali się - właściwie przestali się tym interesować i ku błagalności McPherson, prawdopodobnie za kilka dni sprawa zostanie umorzona - poprzez brak poszlak. Jak tak kurwa można? Emma gdzieś była - żyła, na pewno żyła - jako matka Dear to odczuwała, a oni nagle - chcą zepchnąć tą sytuację na bok? Czy istnieje coś ważniejszego, niżeli odnalezienie sześcioletniej dziewczynki? Ich kurwa niedoczekanie. Pierwsza skarga. Druga. Trzecia... - połączenie do redakcji dziennikarskiej; rozgłosić sprawę - to jest to; ale czy wystarczające? Ze słuchawką dociśniętą ramieniem do ucha, w dłoniach trzymając papiery - przypadkiem spojrzała przez okno. KURWA MAĆ to żart? Co on tu robi? Zmarszczenie brwi i automatyczne rozłączenie się - otóż widok Theodore Hamilton wprowadził bidulkę w osłupienie - przez chwilę poczuła się malutka. Co chciał? Czemu znowu postanowił zadręczać jej egzystencję? Czy przez minionych miliardów ostatnich razy nie nauczył się jak bardzo jest przez nią wzgardzany? Nie potrafiła przegapić okazji - odkładając absolutnie wszystko co miała pod ręką, wyszła z gabinetu - aby zjechać windą na sam dół.
Krótka rozmowa, w tym kpina - złość, rozgoryczenie - wystarczyło by oboje po raz dwumiliardowy kolejny skończyli w swoich objęciach na tylnym siedzeniu samochodu. Stłumione oddechy, gwałtowne ruchy - oraz opadnięcie tuż obok siebie; następnie próba odzyskania sił i wdrążające się w organizm obrzydzenie. Sobą. Nim. Nimi. - Nie przyjeżdżaj tu więcej. - skwitowała w chwili gdy udało jej się „złapać oddech” - po czym uniosła się do pozycji siedzącej powolnie zapinając guziki od białej koszuli. - To był ostatni raz. - dodała, nawet nie spoglądając w kierunku towarzysza. Ile razy to już mówiła? A jaki był tego naprawdę rezultat? Dokładnie taki jak teraz - powracali do siebie niczym jak bumerang i co gorsza wzajemnie doprowadzali się tym do szału. Łapiąc za klamkę pierwszy raz zerknęła na mężczyznę kątem oka. - Kończmy też swoją współpracę, Seattle jest duże. Znajdziesz inną, a nawet lepszą agencję reklamową. Powiem swojej asystentce, aby wysłała Ci ich listę e-mailem. - odpowiedziała zsuwając swoją spódnicę, następnie pewnym ruchem otworzyła drzwi. - Żegnam Panie Hamilton. - odrzekła z wyczuwalną odrazą w głosie i wysiała z pojazdu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bezsenność w Seattle.
Jeśli taki termin opisujący stan bliski depresji i znajdowaniu się w nicości istniał naprawdę, a nie był tylko nazwą ckliwej komedii romantycznej, to właśnie z tym się zmagał. Powoli stukała mu trzecia doba, odkąd nie zażył odpowiedniej ilości snu. Czwarta nad ranem. Powinien być jeszcze w klubie. Miejsce żyło jednak swoim życiem. Był w swoim apartamencie. Krzątał się bez celu lub siedział, próbując wydostać się z czarnej dziury swoich myśli.
Przeciągnął nosem tuż nad szklanym blatem swojego stolika, zbierając przy tym ścieżki białego proszku. Bezsenności trwaj. Zakrętka została odkręcona z odpowiednim odgłosem. Pierwszy łyk z butelki, a następna porcja ze szklanki. Dalej zatracał się w bezsensowności życia.
Biały Aston Martin podjechał na parking. Ciężko było nazwać to ustronnym miejscem. Na tyle jednak dyskretne, że nie wzbudzał niczyjej atencji. Wyłączył silnik i czekał. Usiadł wygodniej w fotelu i spojrzał w górę w odpowiedni punkt na budynku. Sięgnął za fotel dwuosobowego auta i z niewielkiej przestrzeni wyciągnął następną butelkę, którą miał w rezerwie. Pociągnął parę kolejnych łyków, czekając, doprawiając się alkoholem, który już nie sprawiał mu nawet żadnej przyjemności. Schował bursztynowy płyn i wysiadł ze swojego samochodu. Ominął go kiedy kobieta zbliżała się w jego stronę, przesiadając się ostatecznie na drugi fotel.
Jedno, dwa wzgardliwe spojrzenia, jakie wymienili między sobą.
Wyglądasz jak gówno.
Wypowiedział do niej w swoich myślach, ale mogła również rozczytać ten komentarz z jego twarzy.
Ostatnie kołysanie jej biodrami, ostatnie podrygi jego. Ostatnie jęki, ostatnie warknięcie, ostatnie szarpnięcie. W końcu przeciągnięte westchnięcie i błogie uczucie ulgi, kiedy tkwili w swoich objęciach.
Dostał to, czego chciał. Kolejny, ostatni raz. Siedział spokojnie, łapiąc się dłonią z tyłu o zagłówek, podczas, gdy Dearisee doprowadzała się do stanu używalności. Nie patrzył w jej stronę, chociaż miał ją tuż przed swoją twarzą. Czuł względną, chwilową satysfakcję. Znowu wygrał. Mogła mieć go to zawsze. A nawet więcej. Zamiast tego, wolała udawać lepszą, babrając się w rodzinnym szczęściu.
Zobacz, jak skończyłaś.
Gdy zrywała z nim współpracę, na jego twarzy pojawił się uśmiech politowania. Wątpił aktualnie w jej trzeźwe myślenie. Traktowała go obcesowo i bez emocji, chociaż wskakiwała do jego samochodu za każdym razem i pieprzyli się w środku miasta, gdzieś na końcu parkingu. Czy on był lepszy? Nie. Mimo nieustającej pogardy i niechęci względem jej osoby nie potrafił sobie tego odmówić. Na tym etapie, nie potrafił nawet się tego wyzbyć. Czy potrzebował jej? To zbyt skomplikowane, by o tym teraz mówić.
- Świetnie. Idź do swojego zarządu i powiedz, że właśnie straciłaś jednego z największych i najbardziej wpływowych klientów, jakiego mieliście. Przy następnym razie opowiedz mi, jak było. – odparł niemal rozbawiony, gdy D. po zapięciu guzików koszuli nasuwała jeszcze swoją spódnicę, wspierając się na nim. – Pieprzę twoją listę. Nie potrzebuję twojej profesjonalnej łaski. – odpowiedział, kiedy wysiadł zaraz za nią, zapinając część guzików swojej koszuli. Oczy zapiekły go niemiłosiernie od słońca, które postanowiło dzisiaj poigrać z mieszkańcami. On nie był aktualnie w najlepszej kondycji na takie zabawy.
- Będę dzisiaj wieczorem w swoim klubie. – powiedział głośno, zanim McPherson odeszła od niego dalej, niż na parę kroków. Sam przysiadł na masce swojego auta, wyciągając paczkę papierosów z wewnętrznej kieszeni swojej marynarki. Luźno wsunął jednego między swoje wargi i podpalił końcówkę, zaciągając się przyjemnym dymem, który przyniósł mu jeszcze więcej ulgi.
Ostatnio zmieniony 2021-02-27, 20:19 przez Alexander Hamilton, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wyprucie z emocji.
Gdy w życiu człowieka, niezależnie jak silnego emocjonalnie zdarza się największa tragedia - każdy reaguję na nią w całkowicie inny sposób - dla Dear było to wyrzucenie wszystkich dobrych uczuć. Utrata Emmy, a dokładniej jej niespodziewane i niezwykle okrutne zaginięcie - doprowadziły, iż jasnowłosa zdecydowała się na życie w pojedynkę - co jednocześnie łączyło się we wkraczającą w jej ciało nienawiść. Nienawidziła wszystkich - każdą odrębną istotę, a szczególnie tych, którzy pałali się w swojej beztroskiej radości. Może i zabrzmi to samolubnie, lecz McPherson uważała, że nigdy prócz córki nie zasługuję na szczęście. Z tego względu nie umiała ruszyć na przód - bo jak mogła zaakceptować sytuację gdzie odebrano jej najważniejszy czynnik egzystencji? Emma była całym światem szatynki - odkąd tylko się urodziła, kobieta poświęcała jej całą uwagę - wylała calusieńką miłość jaką w sobie posiadała. Bezustannie stawiała na pierwszym miejscu, nad pracą - mężem, rodziną - Emma stanowiła absolutnie wszystko co posiadała - a teraz jej nie było - Nie było jej od ponad dwóch pieprzonych lat; jak więc z taką świadomość człowiek może normalnie funkcjonować? Jak poradzić sobie z nadchodzącymi wielkimi krokami kolejnymi problemami? Zwyczajnie się nie da i choć osoby lubią sobie wmawiać, że jest się w stanie to wytrwać. Kpina. Bo gdyby rzeczywiście okazałoby się to prawdą - dalsze postępowanie Dearisee byłoby zupełnie inne - w trakcie nie rozpadłoby się jej małżeństwo, nie odtrąciłaby swoich najbliższych - a na pewno nie sypiałaby z kimś takim jak Theodore Hamilton. Największa gnida - egoistyczny sukinsyn, który uważa, że wszystko mu się należy. Zero. Omijałaby go szerokim łukiem, wszystkie noce spędzając w ramionach męża - a nie stała tu teraz, pozwalając sobie kolejny raz na takie przewinienie.
Planowała odejść - nawet nie odwrócić się za siebie, po prostu zniknąć z zasięgu wzroku osobnika, ale znowu mu się dała podpuścić. Znowu pozwoliła się sprowokować. Ile to jeszcze będzie trwało? Ile razy nie odpuści? Nie zignoruję jego ataku? Przecież taki właśnie był - nikczemny, podły - wykorzystujący słabą psychikę swojego przeciwnika. Lecz Dear nie była słaba - może dlatego tak mu się to podobało? Ta chora zabawa „w kotka i myszkę?” - Gdzie absolutnie wszystko jest dozwolone? Każdy cios - nawet poniżej pasa - może z tego względu tak bardzo ich do siebie ciągnęło? Bo nie mieli ani zasad, ani żadnej przyzwoitości. Granice się nie liczyły. Krzyżując ramiona, wymownie uniosła podbródek do góry, a zaraz po tej czynności w tym samym kierunku pofalowała jedna z brwi. - Nie pochlebiaj sobie. - mruknęła niby od niechcenia - niby lekceważąco - jakby w żaden sposób nie potrafił zrobić na niej wrażenia. - Jesteś odrażający. - cóż, to nie pierwszy raz gdy usłyszał od kobiety owe zdanie i na pewno nie po raz ostatni.. - Naprawdę sądziłeś, że przyjdę? - nigdy kurwa w życiu.. Miękł? Czy nie miał już dodatkowych „asów w rękawie?” - Wolałabym, aby zagryzło mnie stado wilków, niż abym choć przez chwilę miała się z Tobą pokazać. - stwierdziła kpiącą - z ewidentnie dostrzegalnym zdegustowaniem w wyrazie twarzy. - I co mi jeszcze powiesz...? - zmrużyła powieki, z pogłębiającą się uwagą obserwując buzie Theo. - ...że może się we mnie zakochałeś? - śmiech, głośny - wyrazisty, typowo sarkastyczny. - Nie poniżaj się, Hamilton. Zakończ to z godnością. - niestety, ku pechowi mężczyzny nie istniała już choć najbardziej obraźliwa obelga, której by wcześniej nie słyszała - którą nikt ją nie nazwał. Jako typowa zniszczona kobieta.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Na jego twarzy nie było nawet cienia triumfu. Siedział z tym samym, zblazowanym, dekadenckim, wręcz ponurym wyrazem twarzy i postawą. Sprowokowanie jej nie wymagało od niego dużo czasu. Sprowokowanie kogokolwiek nie wymagało. Kontynuował ich małą grę, od której żadne z nich nie odejdzie bez ostatniego słowa. Cała alternatywna rzeczywistość, w której znaleźli się za pomocą pasażerskiego fotela w jego samochodzie rozmyła się tak szybko, jak się pojawiła. Gdyby Dearisee miała choć krzty zdrowego rozsądku, odeszła by. Teraz. Tymczasem robiła to, na co on miał ochotę.
- Jeśli ja jestem odrażający, jak bardzo odrażająca musisz być ty, wysiadając z mojego auta… – ani na moment nie przejął się jej obelgą, którą słyszał wiele razy. A nie osiągnęła jeszcze największego stadium negatywnych uczuć wobec niego. Czekał cierpliwie, aż go znienawidzi. A zrobi to, bo ma rację, bo pozwala jej być taką, kim się stała. – Za to ja mam pytanie. Czy w końcu straciłaś już do siebie resztki szacunku? – po raz pierwszy jego wzrok znalazł się na jej osobie. Przez lekko rozchylone usta zaczął wydobywać się nikotynowy dym, przefiltrowany przez jego płuca, symbolicznie świadczący o mocnym ciosie, wymierzonym w jej stronę, który najwidoczniej musiał zostać strawiony dłuższą chwilą ciszy.
- Pochlebiasz sobie w tym momencie bardziej niż ja. – odpowiedział z bez skrywania drwiny w głowie na uczucie, które od trzydziestu trzech lat było mu całkowicie obce. Nie odgrywało ono ważnej roli w życiu człowieka, który gonił za chęcią posiadania wszystkiego. Wręcz przeciwnie, uważał to za przeszkodę. Komplikację. Nauczył się tłamsić w sobie niepożądane odruchy.
Ale uwielbiam cię rżnąć.
Tego też jej nie powie. Żadne z nich się do tego nie przyzna. Nie musieli. W ten sposób byli słabi, udając mocnych. Słabi względem siebie i tego, co wspólnie przeżywali. Wyładowywali na sobie obopólną niechęć do świata i siebie samych. Czy naprawdę dzieliło ich wszystko?
- Powiem ci, co się dokładnie wydarzy. – zapowiadając historię, którą utkał w głowie niczym wprawiony jasnowidz wyrzucił niedopałek na chodnik i odbił się od pojazdu. Wsunął dłonie w kieszenie swoich spodni i zaczął stawiać powolne, nieduże kroki w jej stronę, dając jej jeszcze czas na wyparcie wszystkiego za pomocą stada wilków. – Niestety żadne stado cię nie zagryzie, chociażby nie wiem, jak bardzo byś chciała. Od teraz zrobisz wszystko, by się nie stało to, co powiem. Wrócisz po pracy do domu. Otworzysz kolejną butelkę, którą opróżnisz przynajmniej do połowy. Potem zorganizujesz dla siebie wieczór tylko po to, by mi pokazać, jak bardzo się mylę. Przez moment ci to wyjdzie, ale nie będziesz mogła przeżyć tego, jak bardzo jestem egoistycznym dupkiem. Nie wytrzymasz i za wszelką cenę, będziesz chciała mi udowodnić, że nie wiem nic. Nie będzie jednak lepszego miejsca do tego, niż mój klub. Ubierzesz na siebie najlepsze rzeczy, jakie masz. Przed wyjściem albo w trakcie jazdy wypijesz jeszcze trochę. Zjawisz się w moim klubie. Przysiądziesz przy barze i będziesz mnie wypatrywać, ale jednocześnie unikać. Gdy upewnisz się, że jestem w pobliżu zaczniesz obskakiwać przypadkowych kolesi dając mi do wiadomości, że mnie nie potrzebujesz. W końcu wymownie udasz się do toalety, przechodząc niedaleko. Tam wezmę cię pierwszy raz. Potem się rozstaniemy. Zapewne na jakiś czas pochłonie cię zabawa. W przerwie, wtargniesz do mojego gabinetu gdzie będziemy się pieprzyć po raz drugi. Odejdziesz bez słowa. Alkohol zacznie uderzać do głowy, lecz jednocześnie to on będzie cię podtrzymywał do samego końca. Wtedy wymkniesz się przed zamknięciem, tak samo jak robię to ja. Przez krążący alkohol i narkotyki zrobimy to trzeci raz, w moim samochodzie. Na samym końcu najpewniej odlecisz, a ja odwiozę cię do domu, o ile zdołasz wypaplać mi swój adres lub zawiozę do siebie i zostawię kompletnie zbrukaną tą nocą na moim łóżku. – kończąc swój monolog zatrzymał się tuż przed nią i wbił swoje spojrzenie prosto w jej oczy. Podświadomie czekał na nadchodzące wyparcie, lecz nie miał wątpliwości, że ją tam ujrzy. W końcu to był jego klub. Przedłużenie jego ego, którym tak bardzo wzgardzała, a w którym mogła odnaleźć to samo, czego szukała za każdym razem na fotelu jego bądź jej samochodu.
A nawet więcej…

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • • He will never be satisfied
    I will never be satisfied. •


I to był właśnie najgorszy problem tej ich pokręconej relacji - żadne z nich nie potrafiło zrezygnować, lecz nie z siebie; a z wygranej - która do tej pory nie stanowiła określonego zasobu - bo tak naprawdę o co grali? O co toczyła się ta niekończąca się walka? O wybujane ego? O utrwalenie temu drugiemu - że jest się silniejszym? Mocniejszym? Bezwzględnym w drążeniu do celu? Kim tak naprawdę był Alexander Hamilton w życiu Dearisee? Nikim - nie wpływał w żaden sposób na jej egzystencję, humory - czy istotne wybory - to dlaczego się go trzymała? Otóż powód należał do najprostszych - przy nim mogła być sobą - zniszczoną kobietą, wycieńczoną przez świat; ludzkość - staczającą się w każdej chwili swojego istnienia, a on to akceptował i nie oczekiwał niczego więcej - i choć nienawidziła go każdą częścią swojego ciała, myśli - to jednak w głęboko skrywanej podświadomości zdawała sobie, że tylko on jej pozostał. Człowiek, którym gardziła - najobrzydliwszy sort społeczeństwa sądzący, że pieniądze dają władzę, a inteligencja „graniczy z cudem.” To śmieszne - zważając na to, że jeszcze trzy lata temu nawet nie spojrzałaby w jego kierunku - „omijałaby szerokim łukiem” - wycofywała się przy każdej możliwej okazji - a teraz stawała się do niego podobna - niczym „Bonnie i Clyde” dwudziestego pierwszego wieku. Istna komedia jednocześnie łącząca się z hańbą.
Z wysoko uniesionym podbródkiem ciemnymi ślepiami wpatrywała się w odrażającą w bladą twarz swojego towarzysza, a z pomiędzy jej ust wydobyło się kilka prychnięć - aby ostatecznie zacząć się śmiać. - Nie powiesz mi niczego nowego, czego bym już nie wiedziała. - cóż, ona zaakceptowała swoją „ciemną stronę mocy” (heh) ale czy on to zrobił? - Nie jesteś w stanie mnie skrzywdzić. - niestety, ale zadarł z nieodpowiednią osobą - McPherson bardzo dobrze znała swoją wartość - ale mimo to wolała uważać, że jest o wiele lepsza od niego marne marzenia.
Jak można się spodziewać na kolejne słowa przyjaciela wroga reagowała w sposób pełen drwiny - czy chodziło tu o rozładowanie emocji, próba ukształtowania towarzysza w świadomości, że każde z wypowiedzianych zdań jest zwykłym kłamstwem, czy może chodziło o kwestię tego, że ma całkowitą rację? Czy to właśnie by zrobiła? Znowu się schlała i przybiegła wprost w „paszczę lwa?” Ale Dear nie była „zbłąkaną owieczką” - pomyliły mu się osoby? Po wyprostowaniu pleców i zrobienia jednego kroku w kierunku mężczyzny, następnie uniesienia dłoni by wyciągnąć papierosa z pomiędzy jego warg, aby sama się nim zaciągnąć, na buzi kobiety wyłonił się delikatny uśmiech - trochę jakby uśmiechała się do niedorozwiniętego dziecka. - Czasem mi Ciebie szkoda. - rzuciła dość powolnym tonem, jakby w innym przypadku nie umiałby zrozumieć. - Wracaj do domu, Alex. Do swojej narzeczonej, ona Cię potrzebuję... - patrząc w jego oczy ostentacyjnie się cofnęła. -...a ja nie. - dodała z mocnym, chłodnym naciskiem. - Bo jestem tą, której nigdy nie dostaniesz. - wtrąciła palcem wskazującym wsuwając okulary przeciwsłoneczne na nos. - Nie w taki sposób w jaki byś chciał. - poprawiła się, by po tym zdaniu odwrócić się na pięcie i zniknąć z zasięgu wzroku mężczyzny.

Czy to było ostatecznie pożegnanie?

Wszyscy chyba znają odpowiedź.


koniec.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

2
Quin
Lara

Nie rozmawiały ze sobą cała drogę od domu do Tune Agency. Atmosfera była na tyle napięta, że Quincy nawet podłgośniła muzykę. Rozmowa z córką skończyła się na wielkiej kłótni. Ponoszenie konsekwencji swoich czynów jest bardzo trudne, dlatego Lara nie chciała do tego podejść jak dorosły człowiek tylko szukała wymówek. Niby mówiła coś o jakimś ważnym teście, ale wystarczyło zadzwonić do jej przyjaciółki, aby dowiedzieć się, że nic podobnego nie ma miejsca w tym tygodniu. Czasem West-Hampton już ręce opadały. Taka ilość kłamstw jaką zasypywała ją pociecha była zatrważająca. Dodatkowo nie pomagał fakt obracania się w złym towarzystwie. To, że ze względu na pracę Quin nie poświęcała odpowiednio dużo czasu córce było chyba najgorszym błędem w jej życiu. Kochała ją całym sercem, ale powielała jedynie schemat rodziców którzy w ten sam sposób postępowali z nią. Czy była tego świadoma? Powiedzmy, bo mimo wszystko wypierała tą wizję. Próbowała złapać kontakt z młodą, ale ona ją za każdym razel zlewała woląc wyjść ze znajomymi.
Zaparkowała samochód i wzięła torebkę z tylnego siedzenia. Sprawdziła jeszcze telefon czy nie jest potrzebna w szpitalu; nie była, więc weszły spokojnie do budynku.
- Byłyśmy umówione z Everleigh D'Angelo. - powiedziała kobiecie która pracowała chyba jako sekretarka.
- Nazwisko?
- West-Hampton.
Dziewczyna zaczęła kilkać kolejne klawisze, by już po chwili pokazać na windę, podać odpowiednie piętro i odprowadzić je wzrokiem. Wsiadły do środka i czekały.
- Serio muszę tam iść? Nie możesz po prostu zapłacić? Poza tym to nawet nie ja rzucałam!
- Nie, nie mogę. Może odpracowując w polu zrozumiesz, że pieniądze nie biora się z nieba.
- No tak, biorą się z tego, że jesteś non stop w szpitalu. - mruknęła niezadowolona, a kiedy usłyszały charakterystyczny dźwięk, drzwi otworzyły się. Szybko znalazły się w gabinecie Ever.
- Tak jak mówiłam, przyprowadziłam ją. - niech tylko wyznaczy zadania młodej, powie przez ile to ma robić i Quin się zmyje. Po co ma zawracać byłej głowę.
- Możemy przestać odstawiać tą pokazówkę? Ja wychodzę! - prychnęła Lara, a szatynka jedynie westchnęła i przewróciła oczami. Nie zamierzala wdawać się w zbędne pyskówmi z córką, zwłaszcza przy Ever.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

2.

Nie była pewna czy faktycznie dobrze robi proponując by młoda West odpracowała szkody u niej w agencji. Czuła w kościach, że to zły pomysł, a dziewczyna będzie stroić fochy i próbować się tu u niej buntować. Nie miała zbyt wiele do zaoferowania jeśli chodzi o obowiązki, ale podrzuci na te parę godziny w tygodniu parę rąk do pomocy swoim stażystom. Może dziewczę się chociaż odrobinę zaciekawi tematem i jakoś przeboleje odrabianie stłuczonej szyby. Koszty wymiany nie były jakieś wielkie, ale to nie to się liczyło. Ever po prostu chciała dać jej nauczkę i tyle. Nie miała pojęcia jak się wychowuje dzieci i jak trzeba do nich podjeść, ale wywnioskowała, że to jednak będzie lepsza nauczka niż jakiś tam szlaban. Lara nie mogła spotkać się ze znajomymi po szkole, bo musiała się zjawić tutaj. O ile faktycznie będzie przychodzić, bo Ever nie zamierzała za nią latać.
Dzisiejszy dzień nie należał do jakiś mega stresujących. Wręcz przeciwnie. Każdy w firmie zajmował sie obecnymi projektami a i sama Ever nie miała jakoś dużo do roboty poza odpisywaniem na zaległe e-maile. Czy wyczekiwała wizyty byłej? No może troszeczkę. Przede wszystkim chciała przeprosić za swoje słowa, których potem naprawdę żałowała. No ale czasu nie cofnie, słów również, ale może przecież za nie przeprosić.
-Was również miło widzieć. - uśmiechnęła się lekko. Ktoś tu zapomniał o manierach czy po prostu tak bardzo nie chciał mieć nic wspólnego z Ever i wolał się ulotnić jak najszybciej?
-Pokazówkę to Ty w tym momencie odstawiasz i pyskować sobie możesz do swoich rówieśników - rzuciła oschle mierząc dziewczynę wzrokiem. Nikt, ale to nikt nie będzie jej tu odstawiał szopki. Ever na to nie pozwoli. -Będzie pracować z moimi stażystami przy mniejszych reklamach. Oni jej dokładnie wyznaczą co ma robić. Nawet jeśli to ma oznaczać pójście po kawę - spojrzała na Larę takim wzrokiem, któremu naprawdę bardzo trudno się sprzeciwić. W tym momencie do gabinetu wszedł starszy chłopak. Widać było, że student, który odbywa w agencji swój staż. Uśmiechnął się ciepło do obu pań -Chodź pokażę Ci Twoje miejsce - machnął na Larę i widać było z jak wielką niechęcią dziewczyna opuszcza gabinet.
-Ty możesz wyznaczyć jej kiedy ma przychodzić i jak długo. Koszty naprawy nie były wielkie by musiała ogólnie to odrabiać w jakikolwiek sposób. - zaczęła gdy tylko została sam na sam z Quin. -Słuchaj. Chciałam przeprosić za swoje zachowanie poprzedniego wieczoru. To było niewłaściwe z mojej strony - Everleigh wiedziała kiedy przyznać się do popełnionych błędów. W przeciwieństwie do wielu osób na tym świcie potrafiła schować dumę do kieszeni gdy tego wymagała sytuacja.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pokiwała głową na słowa byłej. Czyli Lara będzie miała co robić. Nawet jeśli oznaczało to parzenie durnej kawy bądź kserowanie jakichś papierów. Żadna praca nie hańbi! Co prawda, ona i tak nie dostanie złamanego grosza za to, ale przynajmniej zrozumie, że za własne błędy się płaci. Przywitała się z chłopakiem który wyglądał na bardzo milego. Kto wie, może jej córka znajdzie tu nowych znajomych? Byłoby to West-Hampton na rękę, ponieważ grono w którym się w tej chwili obraca ściagąło na nią same kłopoty.
- Mhm... - mruknęła jedynie w odpowiedzi na słowa chłopaka. Bardzo nie chciała z nim iść, ale czy miała jakieś inne wyjście. Matka ją uważnie obserwowała, a wystarczyło odezwać się słowem aby zasłużyć na kolejny szlaban. Szurając swoimi glanami wyszła z gabinetu, a wzrok pani chirurg spoczął na Everleigh.
- Zobaczę czy przetrwa tu chociaż dzień bez narozrabiania. - bo znała możliwości swojego dziecka. Z lekcji bardzo szybko uciekała, a szatynka już nawet przestała liczyć jakie wymówki słyszy od młodej. Po prostu nie miało to kompletnego sensu. - Wow, to Ty umiesz przepraszać? - uniosła brew do góry. Myślała, że teraz Ever po prostu jest kimś i patrzy na wszystkich z góry. A zwłaszcza na osobę, która złamała jej serce te kilkanaście lat temu. Jednak mimo wszystko Quin delikatnie się uśmiechnęła. - Najwyraźniej mi się należało. - wzruszyła ramionami i raz jeszcze spojrzała na drzwi za którymi zniknęła jej córka. Była problemem który powstał przez przypadek, a jaki tak bardzo kocha. Oczywiście nie do końca potrafi to pokazać, ale stara się być najlepsza matką mimo swoich wad.
- Ładnie się tu urządziłaś. - uśmiechnęła się i przetuptała po gabinecie rozglądając się w lewo i prawo. Widać, że to zerwanie wyszło im na dobre. Żyły w dwóch różnych światach. - Zakładam, że nikt nie narzeka na Ciebie jako szefową. - bo od dawna było wiadome, że z Ever zawsze można się dogadać. No chyba że ktoś nadepnie jej na odcisk. Wtedy nie ma przebacz. Usiadła na kanapie, bo przecież nie będzie stać przez ten cały czas. Póki nie dostała telefonu ze szpitala, nie musiała się nigdzie spieszyć. A nóż widelec dowie się czegoś nowego o kobiecie?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Everleigh się postara już o to by dziewczyna miała co robić przez te kilka następnych tygodni. Z pewnością Larze to się nie bardzo spodoba, ale to nie o to chodzi przecież. Poza tym nie miała nawet skończonej szkoły by móc poważnie pomagać przy projektach, bo dziewczę pewnie nawet nie wiedziało, że znajoma matki ma własną agencję reklamową.
Ever odprowadziła wzrokiem dziewczynę mając nadzieję, że nie będzie żałować podjętej decyzji. Ostatecznie zamknęła laptopa i swoją całą uwagę w tym momencie skupiła na swojej byłej. -Aż takie z niej ziółko? - uniosła brew. Kto by pomyślał, że Q będzie miała problemy z wychowywaniem dziecka. Była na tyle ogarnięta życiowo, że według Ever to nie powinno mieć miejsca. Chociaż obie były odrobinę wybrakowane jeśli chodziło o normalną rodzinę. Rodzice Quin jak i ojciec Ever byli pracoholikami, więc bywali mało w domu. Teraz sama Ever powielała schemat, który ustawił jej ojciec.
-Umiem wyobraź sobie. Szczególnie jeśli wiem, że powiedziałam coś czego nie powinnam - przewróciła teatralnie oczami. Może i była kimś i doszła naprawdę daleko, ale to nadal była Ever, którą Quincy znała. -Po części może faktycznie, ale to nie zmienia faktu, że nie powinnam - wzruszyła lekko ramionami i wskazała kanapę. Niech się West rozgości, bo i tak chwilowo czekają na powrót Lary i jednego ze stażystów. Przełączyła telefon by nikt im nie przeszkadzał. Jakoś nie miała teraz ochoty by zawracano jej głowę czymkolwiek co jest związane z jej pracą.
-A dziękuję. Ojciec nie był zadowolony, że aż tak bardzo zmieniłam jego dawne biuro - uśmiechnęła się pod nosem. Była cholernie dumna z tego jak daleko zaszła, a kiedyś nawet nie wiedziała co chce w przyszłości robić i wszystkim dookoła mówiła, że na pewno nie pójdzie w ślady swojego ojca. A tu proszę. Miała trzydzieści sześć lat na karku i była dyrektorem w Tune Agency. -Nie mnie to oceniać, ale chyba nie narzekają. Musiałabyś ich zapytać - zaśmiała się krótko. -Jak tam praca w szpitalu? - spytała z grzeczności. Jasne, że chciała wiedzieć, ale też uszanuje fakt jeśli jej była nie będzie chciała prowadzić jakiejkolwiek rozmowy. Wtedy D'Angelo wróci do pracy w oczekiwaniu na powrót córki Quin.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Quin nieznacznie pokiwała głową na znak, że problemy z córką są na porządku dziennym. Nie ma co tego ukrywać, Ever była tego świadkiem tej pamiętnej nocy gdy jej samochód spotkała krzywda, także zaprzeczanie temu nie ma najmniejszego sensu.
Troszkę lekceważąco potraktowała przeprosiny D'Angelo, ale były one szczere dlatego szatynka dłużej się nie nabijała z nich. Lepsze takie niż żadne. Kobieta wtedy skutecznie podniosła jej ciśnienie, bo wypowiadała się na temat o którym kompletnie nic nie wie. Nie ma dzieci i chyba nie chce ich mieć, skoro te kilkanaście lat temu zareagowała tak żywo na wieść o ciąży. Zresztą, czy to teraz obchodziło Quincy? Ani trochę. Musiała się skupić na potrzebach córki i tym, co zrobić aby w końcu dokonać niemożliwego i zacząć żyć z nią w zgodzie.
- Pamiętam jak tu kiedyś razem byłyśmy za czasów dzieciaka i faktycznie. Sporo zmieniłaś. - wystrój był nie do poznania dlatego z początku było trudno Q ogarnąć gdzie jest. Punktem wspólnym obu wystrojów było spore okno, które zawsze przyciągało wzrok West.
Nie będzie wypytywać współpracowników Ever o to jakim jest szefem, ale zakładała że skoro firma istnieje, dobrze prosperuje to przecież musi tak być. Nikt przecież nie pracowałby tu gdyby była prostaczką i wywalała ludzi na zbity pysk za malutkie pomyłki.
Kiedy usłyszała pytanie, uśmiechnęła się nieznacznie. Lubiła rozmawiać o swojej pracy, była to odskocznia od problemów z córką i jej bezpieczne miejsce gdzie mogła się odciąć od całego świata.
- Bardzo dobrze, jestem chirurgiem dziecięcym - tak jak sobie założyła w szkole - teraz chciałabym startować na pozycję szefa całego oddziału, ale to jeszcze długa droga przede mną. Przede wszystkim wiem, że miałabym mniejszy kontkat z pacjentami a nie do końca jestem przekonana czy właśnie tego chcę. - podzieliła się swoimi spostrzeżeniami, choć tak naprawdę to pewno nie interesuje Ever. - Mamo ja nie chcę tutaj siedzieć. - usłyszały nagle. Lara wróciła jakoś bez przekonania do tego wyroku jaki miała tutaj odrabiać.
Quincy uśmiechnęła się do córki.
- A co proponujesz w zamian w takim razie? Szlaban na miesiąc?
- Co?! No chyba żart!
- Żartem jest to, że nie znasz umiaru Lara. Wybieraj, twoja decyzja. - West-Hampton nie ugnie się pod presją sowjego dziecka.
- Zostanę tu. - wysyczała przez zaciśnięte zęby i wyszła z pomieszczenia.
Quin wzrokiem powróciła na ex.
- A masz kogoś? - nie jej biznes, ale... chciała wiedzieć czy ułożyła sobie również życie prywatne.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No proszę. Tego to się Ever nie spodziewała. Jej była nie potrafiła sobie poradzić z wychowywaniem dziecka co było wręcz niepojęte, bo kiedy usłyszała od znajomych, że Q urodziła córeczkę to przed oczami miała obrazek szczęśliwej mamy i córki. Doskonale wiedziała, że Quincy nie chciała powielać błędów, które robili jej rodzice.
Ever nie do końca rozumiała dlaczego rzuciła takimi nieprzyjemnymi tekstami w stronę byłej. Była wręcz pewna, że ma to obrażanie się za sobą. Mimo wszystko minęło już tyle lat, że nie powinna się nawet tego czepiać, a jednak było inaczej i właśnie z tego powodu było jej niezmiernie głupio. Przeprosiny były szczere.
-Ojciec nie bardzo lubił minimalistyczne wyglądy biur i musiał mieć tu zawsze wiele niepotrzebnych gratów - zaśmiała się krótko i sama spojrzała w stronę okna. Jak wiele razy przy nim stała po prostu gapiąc się na wszystko z góry, a potem na spokojnie wracała do swoich zajęć. w ten sposób oczyszczała chyba głowę ze wszystkich niepotrzebnych myśli.
-Nie zrozum mnie źle, ale nie jesteś jedną z tych osób, które lubią siedzieć za biurkiem z nosem w papierach - życzyła jej jak najlepiej jednak nie widziała byłej w takiej roli. Sama wolała zakopać się w papierkowej robocie i w ten sposób odciąć od świata, ale to była D'Angelo. Za dzieciaka widziała się w zupełnie innych pracach, ale tak naprawdę to tutaj była jej odskocznia od rzeczywistości.
W ciszy obserwowała interakcję Lary z matką, a w jej głowie zapaliła się czerwona lampka, którą postanowiła zignorować. Dopiero kiedy wyszła z pomieszczania wielce niezadowolona Ever spojrzała na swoją byłą -Jeśli mogę... chcę z niej zrobić swoją asystentkę. Jednak to oznacza, że będę skracać takie zachowania i dziewczyna nie będzie zadowolona - rzuciła od tak nie odrywając wzroku od swojej byłej. Pytanie ją trochę zaskoczyło i na chwilę zamilkła spoglądając na laptopa. Po chwili go jednak zamknęła i wstała z miejsca by przejść się w stronę okna.
-Praca to moje życie. Nie nadaję się do związków - odwróciła się tyłem do okna i oparła tyłkiem o niski parapet. -W kwestii życia prywatnego jestem kompletnie beznadziejna. Wystarczy zapytać mojej byłej żony - zaśmiała się krótko. Sama sobie zgotowała taki los tak naprawdę. Część niej nie potrafiła sobie chyba do końca poradzić z utratą Q. Jakby nie było to była prawdziwa szczenięca miłość. Ciężko komukolwiek dobić do ideału Quincy z tamtych, który gdzieś tam siedział wciąż w głowę pani dyrektor.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnęła się delikatnie na komentarz byłej. Faktycznie; nie za bardzo lubi siedzieć za biurkiem. O wiele lepiej idzie im rozmowa z pacjentami ich rodzicami, oraz przeprowadzanie operacji. Jednak naturalną koleją rzeczy jest awans, a ona miała wszystkie potrzebne kwalifikacje. Oczywiście przydałoby się więcej doświadczenia, ale z tym akurat może się szybko uporać. Wziąć więcej obowiązków na siebie, które w jej pracy są chlebem powszednim. Jedyny problem stanowiła Lara - wieczna buntowniczka. Przez nią nie tak długo Quincy po prostu osiwieje albo wyłysieje. Jedno z dwóch. Posiadanie prawie dorosłego dziecka, które co chwila strzela fochy jest wyczerpujące, zwłaszcza gdy na męża nie można liczyć ze względu na batalię sądową którą toczą.
To jej przypomniało o papierach które będzie musiała odebrać przed pracą. Tak mało czasu tak dużo do zrobienia.
- Ona nigdy nie jest zadowolona. - West-Hampton ugryzła się zaraz w język, bo jednak dzielenie się zmartwieniami z osobą która nie chciała mieć z nią nic wspólnego (przynajmniej w teorii) jest nie na miejscu. - Jeśli w gre będzie wchodzić jakieś wynagrodzenie, to może uda mi się ją przekonać. Zobaczę, ale nie mówię nie. - bo może dzięki temu Lara w końcu zrozumie, że życie to nie bajka i trzeba na wszystko zapracować. Quin czasem miała wrażenie, że powielenie błędów rodziców jest jej klątwą. Stara się jak może aby znaleźć choć trochę czasu dla własnego dziecka, a gdy już go dostaje, młoda stwierdza, że nie chce spędzić z nią popołudnia. Takie rzeczy bolą, ale na przestrzeni kilku lat bledną. Chirurg tęskniła za momentami miedy czerwonowłosa była malutka. Potrafiły wtedy rozmawiać, śmiać się, nawet trochę nabroić. Teraz jest to jedynie wspomnienie które Quin często przywoływała w głowie.
- Przykro słyszeć, że Ci nie wyszło... pocieszę Cię jeśli powiem że jestem na drodze sądowej o rozwód z mężem. - kącik ust powędrował delikatnie do góry. Niby nie są podobne, żyją w zupełnie inny h światach ale coś mają wspólnego. Żadna chyba nie mogła sobie poradzić po utracie tej drugiej. Starały sie ruszyć na przód ale to tkwiło w nich głębiej niż się spodziewały.
- Od roku walcze z nim w sądzie. Nawet wole nie liczyv ile wydałam na prawników. - pieniądze stały się kością niezgody, ale Quin nie zamierzała sobie odmawiać tego co należy do niej tylko dlatego żeby mieć święty spokój. Nie. Ona potrafi być zawzięta kiedy trzeba, a taka potrzeba nastała teraz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Q była zupełnie inna niż Ever, która wręcz kochała siedzieć za biurkiem i w papierach. Przynajmniej od momentu, w którym przejęła firmę ojca. W tamtej chwili gdy pierwszy raz zasiadła w fotelu dyrektora wiedziała, że była wręcz stworzona do tej pracy pomimo wielu obiekcji. Kiedyś się w tej roli jednak nie widziała, a tu proszę... życie potrafi zaskoczyć.
Nie skomentowała słów byłej, przecież nie chciała się wpieprzać w jej życie bardziej niż to trzeba było -Jeśli będzie zainteresowana i będzie chciała zmienić swoje podejście - skinęła głową w stronę drzwi za którymi zniknęła naburmuszona nastolatka -To o jakimś wynagrodzeniu możemy porozmawiać - wzruszyła ostatecznie ramionami. Jeśli to miało w jakiś sposób pomóc Quin to dlaczego nie skorzystać z tej opcji? Everleigh była jeszcze na tyle miła i pomocna. Nie do końca miała serce z lodu jak to wiele osób uważało.
Uniosła brew. Była odrobinę w szoku, że małżeństwo jej szczeniackiej miłości mogło nie być takie idealne jak słyszała od wspólnych znajomych. Przykro, ale niestety czasem ludzie, których uważamy za cały swój świat niszczą go. Tego z pewnością nauczyła się Ever po rozstaniu z Q. Zresztą sama nie była aniołkiem pod tym względem i gdyby wiedziała co wyprawia mąż Quincy to mogłaby sobie przybić z nim piątkę, bo sama doprawiała rogi własnej żonie.
-Przykro mi to słyszeć Quin, naprawdę. - westchnęła cicho i spojrzała na ramkę ze zdjęciem, które stało na jej biurku by zaraz spojrzeć na kobietę siedzącą naprzeciwko niej.
-Znam dobrego prawnika, który zajmował się moim rozwodem jeśli chcesz do niego namiary - była chętna podzielić się swoimi źródłami jeśli miałoby to pomóc. Wiedziała, że jeśli częściej będzie widywać z West to przepadnie. Doskonale o tym wiedziała, a jednak nie chciała tego zatrzymywać. Kiedyś piekło ją pochłonie za durne decyzje.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Tune Agency”