WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://media.cntraveler.com/photos/5af ... /div></div>
<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://www.mopop.org/media/1649/east_l ... /div></div>
<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://vibemap-api-images.azureedge.ne ... /div></div>
<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://live.staticflickr.com/5707/2190 ... /div></div>
Ostatnio zmieniony 2022-01-25, 22:04 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To, że ktoś może mieć zły dzień nie jest jakimś wiekopomnym odkryciem. Czasem nastroje mogą zmienić się nawet w ciągu godziny - jedna rzecz nam nie wyjdzie i już mamy popsuty humor. Ale parszywy dzień jest już czymś innym. Parszywe dni nie występują aż tak często. Na takie określenie musi zbiegać się kilka wydarzeń, które po kumulacji sprawiają, że osoba ma już dość wszystkiego i zwykłe lody waniliowe nic nie pomogą. Jess miał wrażenie, że takie parszywe dni przydarzają mu się non stop od jakiegoś tygodnia. A ten dzisiejszy jest już szczególnie najparszywszy ze wszystkich. Na samym początku, o godzinie szóstej rano, pod oknami jego mieszkania wykłócało się dwóch Chińczyków. Niby sprawa normalna w Chinatown, ale dla kogoś, kto spał jakieś cztery godziny, jest to dosyć frustrujące. Po dziesięciu minutach było po wszystkim, ale Jess już za żadne skarby nie mógł zasnąć, liczenie owiec również nie pomagało. Poprzedniej nocy w mieszkaniu nad nim ktoś rozkręcił grubą imprezę, której nie uciszyła nawet interwencja policji. "Taka dzielnica, proszę pana. Trzeba się przyzwyczaić" - oznajmił mu funkcjonariusz, kiedy Radcliff zatrzymał go na schodach.
- Jakbym tego nie wiedział... - odburknął chłopak, gdy mundurowy był już piętro niżej.
Potem cała seria niefortunnych zdarzeń: zgubiona druga skarpetka do pary, skiśnięte mleko, którym zalał kawę, więc i ona była do wywalenia, opóźniony autobus, a razem z nim spóźnienie do pracy, za co dostał naganę od przełożonego, już drugą w tym tygodniu. Pocieszenie w stylu "ale spoko, nie wywalimy cię, bo masz ładną buzię i klientki cię lubią" nie pocieszało, gdy za dwie nagany pensja leci w dół.
Kolejne godziny w pracy też nie były jakieś najprzyjemniejsze, bo akurat tego dnia rozpoczęły się w muzeum zdjęcia do jakiegoś nowego serialu. Co chwila ktoś z ekipy do niego podchodził, żeby zapytać o błahostki typu gdzie jest toaleta, czy można palić w budynku, gdzie jest najbliższa kawiarnia, bo pani wielka gwiazda X potrzebuje kawy na teraz. Obiecał sobie wtedy, że jeśli ktoś kiedykolwiek postanowi zekranizować jego powieść, to on na planie filmowym będzie spędzać jak najmniej czasu. Albo zamknie się w swojej kabinie i będzie wychodzić tylko wtedy, gdy będzie naprawdę potrzebny.
W końcu cała ekipa sobie poszła, zamknęli drzwi i nikt już się po holu nie kręcił. Całe muzeum było zamknięte dla zwiedzających, ale on miał siedzieć w pracy "w razie czego", bo zdarzało się, że ktoś sławny wpadał i życzył sobie możliwości zwiedzania. A że muzeum ogólnie działało, tylko nie dla szaraczków, to taka sytuacja mogła mieć miejsce. Po jakiejś godzinie spokoju, około godziny jedenastej, do środka wparowała jakaś kobieta. Jess obrzucił ją wzrokiem. Nie wyglądała na kogoś sławnego. Owszem, ładnie ubrana, wyglądała na jakąś profesjonalistkę. Wchodząc, nawet nie rzuciła w jego stronę żadnego przywitania tylko pewnym krokiem ruszyła w stronę korytarza, gdzie było wejście na plan filmowy.
- A może to jakaś psychofanka, kto ją tam wie - pomyślał Jess i szybko przeskoczył przez ladę, stając jej na drodze.
Ich podstarzały ochroniarz jakieś pół godziny wcześniej poszedł na przerwę, oznajmiając, że utnie sobie drzemkę, bo i tak nie ma co robić. Kasjer musiał więc pełnić również jego obowiązki.
- Dzień dobry, ale nie mogę pani wpuścić bez przepustki - wystrzelił, patrząc nieugiętym wzrokiem na twarz kobiety. - Tam jest plan filmowy, potrzebuję od pani jakiegoś potwierdzenia, że może tam pani przebywać - dodał, uśmiechając się pobłażliwie.
Często zdarzało się, że jacyś dziennikarze albo właśnie psychofani próbowali wtargnąć na plan. Jess był już wyczulony na tego rodzaju sytuacje i wolał dmuchać na zimne, nawet jeśli osoba, którą właśnie zatrzymał, faktycznie wyglądała na kogoś z ekipy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

/ przed eventem

Spóźniona. Była już absolutnie spóźniona i nic nie ratowało jej sytuacji. Taksówka nie przyjechała, Mason pojechał do pracy już dawno, a w centrum była masowa awaria autobusów. I jak to miała wytłumaczyć szefostwu? Tym wszystkim ludziom, którzy czekali na nią na planie, a ona blokowała nagrania już co najmniej godzinę? Wszystko rozsypywało się odkąd wróciła do Seattle i nie tak wyobrażała sobie to wszystko. Miała być już szczęśliwa, spokojna o wydatki, a tymczasem jej życie to był istny armagedon. Nie potrafiła panować nad czymkolwiek, więc do dopiero nad pracą? Już w głowie słyszała te słowa matki, która przywołuje ją do porządku i ogarnięcia się oraz słowa tatusia, który tylko wino proponuje na rozluźnienie.
Pierwszy dzień zdjęć w muzeum miał się zacząć pełną parą i trwać jak najkrócej, by ciąć koszty chociaż w tej kwestii. Znała swoje miejsce i wiedziała co ma do zrobienia, a główne stroje wymagały jak najlepszego dopicowania, bo tego dnia miały odbyć się n a j w a ż n i e j s z e ujęcia.
Wpadła zziajana, wykończona i rozkojarzona, bo nie wyjęła swojej przepustki. Zatrzymała się, ściągając brwi, gdy w końcu spojrzała na mężczyznę, który nie zamierzał jej wpuścić bez identyfikatora. Dobrze. Dbał o swoją pracę, a to się szanuje.
Uklękła na schodkach z ciężkim westchnieniem i zaczęła grzebać w torebce, by znaleźć przeklętą przepustkę.
- Mam ją tutaj. Boże, jestem spóźniona, nie może mnie pan wpuścić bez niej? Ktoś potwierdzi moją tożsamość – mruknęła, zerkając na pracownika muzeum, jednocześnie z torebki wyjmując coraz to więcej rzeczy, które nie były jej potrzebne w żadnym wypadku.
Opuściła ręce wzdłuż ciała, przygryzając delikatnie wargę, nie wiedząc co ma zrobić. Zostawiła przepustkę w domu? Może wypadła jej, gdy rzuciła torebkę w pokoju gościnnym byłego narzeczonego? A może jeszcze gdzieś indziej ktoś wyjął przepustkę z torby z ciuchami gdy robiła zakupy albo w metrze? Nie mogło być gorzej, prawda?
Podniosła się z klęczek i uniosła ręce na znak poddania się.
- Zadzwonię po kogoś. Jestem tutaj im potrzebna, bo zajmuję się kostiumami, a tymczasem nie mogę wejść nawet na plan. Chryste, musi pan tak utrudniać dojście do pracy? - Chwilę patrzyła na niego, aż nagle wystrzeliła w stronę wejścia, by przejść na plan zdjęciowy.
don't you think you'll miss me
if you don't come and kiss me?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Patrzył ze współczuciem kiedy kobieta przeszukiwała torebkę, patrosząc ją w poszukiwaniu identyfikatora. Czuł się jak jakiś kat. No dobra, może nie aż tak drastycznie... Bardziej jak kanar, który czeka aż pasażer pokaże swój bilet, jednak okazuje się, że ten wcale go nie ma. Chociaż oni wtedy nie okazują żadnych uczuć. Jess musiał zachowywać się podobnie. Nie mógł pozwolić sobie na kolejną naganę ze strony szefostwa, gdyby okazało się, że wpuścił na plan kogoś nieupoważnionego. Tym bardziej, że naprawdę nie miał pewności, czy kobieta jest tym za kogo się podaje. Wydawała się mówić prawdę. Szkoda mu jej było, bo wiedział, że on pod względem spóźniania się jest podobny. I że często to nie jest wina tej jednostki, a okoliczności, w których się znalazła. Seria niefortunnych zdarzeń, tak jak on dzisiaj. I było mu trochę głupio, że sam był tego dnia w podobnej sytuacji, a teraz wyciąga konsekwencje od kogoś innego. Ale cóż mógł na to poradzić. Taka była jego praca.
- No to niech pani do kogoś zadzwoni - rzucił oczywistością, wzruszając przy tym ramionami. - Hehe, taka moja praca - jego twarz wykrzywił połowiczny uśmiech.
Patrzył na kobietę nieustępliwie. Wyglądała naprawdę porządnie. Nie miała w oczach tego szaleńczego błysku jaki miewają szaleni wielbiciele aktorów. Dziennikarką czy paparazzi też raczej nie była, bo wśród rzeczy wyciągniętych z torebki nie dostrzegł przydatnego w tych zawodach sprzętu. Już chciał ją wpuścić. Już chciał machnąć ręką i pozwolić jej udać się na plan. Przez tę krótką chwilę zdołała zdobyć jego zaufanie. Ale nagle zrobiła coś, co absolutnie go zaskoczyło i rozbiło to wszystko co o niej zbudował w myślach. Kobieta ni z tego, ni z owego wyrwała nagle do przodu jak wypuszczona z napiętego łuku strzała, mijając go i pędząc w stronę korytarza prowadzącego na plan. Na początku, przez krótką chwilę, stał dalej jak wryty. Ale już w kolejnej sekundzie pobiegł za kobietą, wyprzedając ją i torując jej drogę. Przydało się to bieganie na środki transportu publicznego, bo przynajmniej choć trochę wyrobił sobie kondycję. Znalazłszy się kilka kroków przed nią, rozłożył ramiona tak, że kobieta biegnąc, wpadła prosto na niego. Była drobna, ale i tak przez impet z jakim się z nim zderzyła, mało się nie przewrócił. Trzymając ją w mocnym uścisku, przeprowadził z powrotem na hol. Plan zdjęciowy znajdował się dużo dalej, ale nie odbiegli też bardzo daleko od głównego wejścia. Kobieta szarpała się w jego ramionach, próbując przywalić mu głową w nos. Mało brakowało, bo jej czoło czoło znajdowało się blisko jego twarzy, ale był od niej trochę wyższy, poza tym zręcznie się odchylał. Kiedy wrócili do miejsca gdzie leżała jej rozgrzebana torebka, puścił ją, a ona z wściekłością rzuciła w jego stronę kilka wulgaryzmów. Jess jakby nie zwrócił na nie uwagi, tylko patrzył na nią spod zmarszczonych mocno brwi.
- No tak się, proszę pani, nie bawimy - wysyczał przez zęby. - Teraz to już naprawdę mam powody ku temu, aby nie ufać pani opowieści o pracy na planie.
Stali tak chwilę w milczeniu, mierząc się wzrokiem. W końcu Jess wycedził.
- Mógłbym zadzwonić na policję i by panią zgarnęli, bo dała mi pani powód do podejrzewania, że jest pani jakąś psychofanką, która może zagrażać bezpieczeństwu.
Zamilkł na moment, po czym dodał:
- Ale jednocześnie trochę pani wierzę. Dlatego poczeka tu sobie pani ze mną do momentu, aż się pani nie dodzwoni do kogoś z ekipy filmowej, ktoś z nich nie przyjdzie tutaj po panią albo nie wróci nasz ochroniarz i nie podprowadzi panią pod drzwi. Ja nie mogę pani zaprowadzić, bo to trochę daleko, a ja nie mogę opuszczać stanowiska pracy, które jest tutaj - wskazał na długą ladę po jego lewej.
Wskoczył na blat, siadając na brzegu. Znowu zaczął się jej ukradkiem przyglądać. Była całkiem ładna. Miała miłą buzię, sylwetkę zgrabną. Kiedy zdał sobie sprawę, że trochę za długo na nią patrzy, zmieszał się i rzucił:
- Tylko niech mi pani znowu nie ucieka, bo i tak panią złapię. A wtedy to na pewno zadzwonię na policję - pogroził jej palcem z poważnym wyrazem twarzy, po czym uśmiechnął się beztrosko.
Nie chciał, żeby czuła się jak przy kanarze w autobusie. Trochę żałował, że poznali się w takich okolicznościach. Ale może gdyby nie to, to nawet by nie wymienili słowa, bo ona machnęłaby mu tylko przepustką przed nosem i pobiegła na plan. Wiedział, że siedzenie tutaj z nim wcale nie będzie dla niej przyjemne, tym bardziej ze świadomością, że tam mogą już odchodzić od zmysłów. I pewnie znienawidzi go za to, że ją tu trzyma i nie ma nawet zamiaru jej pomóc. Ale nie wiedziała tego, że miał naprawdę związane ręce, bo z jego szczęściem coś mogłoby pójść nie tak, ktoś mógłby przyjść do muzeum, wparowałoby szefostwo czy cokolwiek innego by się wydarzyło, przez co on miałby kłopoty. Niby nie potrzebował wcale tej pracy, bo pieniądze z jego książki wystarczyłyby mu na życie. Ale wiedział, że gdyby ją stracił, to już całkiem zaszyłby się w swojej norze na Chinatown i by zdziczał. A tak przynajmniej ma jakiś kontakt z ludźmi.
Nastało kolejne milczenie. Kobieta wyglądała na okropnie wkurzoną, co wcale nie było dziwne... Jess nawet nie wiedział na czym oprzeć rozmowę. Przecież jeśli zapyta ją o jej stanowisko to go wyśmieje, bo właśnie nie pozwala jej pójść do pracy. Postanowił więc rzucić coś bardziej luźnego w nadziei, że ona odbije piłeczkę.
- Jakiś arcyciekawy musi być ten serial, skoro na plan filmowy wybrali muzeum popkultury... - rzucił ironicznie. - Przecież tu się pojawiają same geek'i - dodał i zaśmiał się nerwowo.
I tak. Teraz dziewczyna będzie milczeć, pociągnie rozmowę albo zjedzie go całkowicie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niewdzięczną miał pracę, skoro myślał o sobie jak o kanarze. Bezduszni ludzie, kasujący ludzi za brak biletów naprawdę czasem mieli serce wciąż niezamrożone. Przeszukując wielką torebkę i stos toreb, liczyła, że meżczyzna zajrzy do swojej lodówki i zorientuje się, że o! tu zostawił serce!, po czym wyjmie je i ulokuje na miejscu, pod mostkiem. Nie mogła chyba jednak mieć nadziei na przejście na plan po cichu. Musiała albo znaleźć przepustkę, albo zrobić porządną awanturę. A wtedy – dostanie reprymendę od szefostwa. Fatalnie wszystko się układało od samego rana i raczej nie zapowiadało się na lepsze zakończenie dnia.
Ściągnęła brwi, patrząc na niego z dołu z pewnym zażenowaniem. Jego duma (?) wypisana w uśmiechu przyprawiała ją wręcz o dreszcze. Była na skraju spokojnego ducha [lub jak kto woli – pierdolonego kwiatu lotosu], czując jak powoli zaczyna w niej wszystko się gotować. Musiała spróbować swojego epickiego wejścia smoka, ale oczywiście, że jej przeszkodził. Cholera. Myślała, że ma świetną kondycję, lecz jak się okazało – nieodpowiednie buty krzyżują plany. Nie sądziła, że w ten sposób zaprzepaściła swoją szansę na wejście do środka, bo straciła jego zaufanie. Skąd jednak miała wiedzieć? Nie mogła!
- Ja?! Psychofanką?! Chryste! – niemal wykrzyczała oburzona, wsuwając palce we włosy z przerażeniem. Jeśli nie dodzwoni się do kogokolwiek, wyrzucą ją za tak karygodne posunięcie, czyli brak przyjścia na plan, gdy naprawdę jej potrzebowali. Mieli dziś kręcić wkrótce-kultowe sceny, więc musiała przygotować stroje. Stukała nogą jak królik, niecierpliwiąc się coraz bardziej. Oczywiście próbowała dzwonić; wybierała coraz to inne numery, zerkając na mężczyznę kątem oka. – Jeśli mnie zwolnią, pozwę pana – zagroziła spod przymrużonych powiek.
Zostawiła kilka wiadomości głosowych, nagrała się i napisała milion smsów, w nadziei, że ktoś po nią przyjdzie. Krążyła od jednego filara do drugiego, wzdychając ciężko i wywracając oczami. Nie potrafiła uspokoić się i nawet jeśli tym razem nie miała zamiaru próbować wkradać się swoim nieudolnym sprintem. Zerkała co chwilę na złoty zegarek, który oplatał jej szczupły nadgarstek.
- Nie chcę z panem rozmawiać – burknęła na jego próbę zagadania i przysiadła na schodach, niemal jak obrażone dziecko, podbierając brodę na dłoniach. Długo w milczeniu jednak nie wytrzymała i obróciła się nieco na mężczyznę. – Przecież najbardziej kultowa scena muzealna dzieje się w Marzycielach. Można zrobić coś równie boskiego właśnie w muzeum. Załatwiłabym panu wejście, gdyby nie był pan takim dupkiem – westchnąwszy, ponownie podparła brodę i przymknęła powieki.
Załatwiłaby mu wejście. Och, tak, z pewnością – przecież sama wejść nie może. Czuła się jakby miała do czynienia z fatalnym dziekanem, który kasuje biednych studentów na studiach zaocznych przez to, że nie dostali się na dzienne. Ona nigdy nie miała tego problemu, ale siostra jej współlokatorki z college’u już tak. Mason też wspominał, że miał kilku kolegów, którzy bulili za swoje niedostateczne oceny licealne.
- Właśnie. Skoro to jest takie arcynudne miejsce, co pana jeszcze trzyma w tej pracy? Z tego co się orientuję, lepiej jest chyba robić coś, co się lubi, nie?
don't you think you'll miss me
if you don't come and kiss me?

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”