WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Randka. Kolejna właściwie. Od czasów Jonathana, Jordana, Josha – czy jakiegoś innego, całkiem randomowego faceta – na żadnej nie była. I tym razem również nie pałała zbytnim entuzjazmem na wyjście z domu, jako że zdążyła odzwyczaić się od poznawania nowych osób, z którymi niekoniecznie miała cokolwiek wspólnego. Zbierała się jednak z polecenia koleżanki, która poprosiła Darby, by wraz z nią uczestniczyła w spotkaniu z dwoma przystojnymi turystami; nie mogła więc odmówić. Już z dwa dni wcześniej zapytała Chandlera, jakie ma plany na wieczór, by przypadkiem nie spotkali się znowu w dokładnie tym samym miejscu i tym razem uniknęli dziwnej niezręczności. Skoro jednak nic takiego im nie groziło, Darby mogła być spokojna.
Aczkolwiek spokój to ostatnie z uczuć, jakie jej towarzyszyły. Wcale nie miała ochoty na jakiekolwiek wyjście – po tym, jak miło spędziła wieczór urodzinowy w towarzystwie swojego współlokatora, znacznie bardziej wolałaby zostać w domu i oglądać z nim głupie seriale. Nic z tego. Szykowała się w swoim pokoju, nie pytała o jego zdanie i nie paradowała przy nim w krótkiej spódnicy, bo zwyczajnie czuła, że jest to raczej niewskazane. Nie sądziła co prawda, że Jones mógłby mieć cokolwiek przeciwko, aczkolwiek lepiej dmuchać na zimno i unikać niepotrzebnych dyskusji, prawda? Ta konspira wychodziła jej wprost rewelacyjnie, do momentu, gdy nie wpadła na niego, zamaszyście otwierając drzwi zajmowanego przez siebie pokoju.
- Och, wybacz – mruknęła pod nosem, a zaraz posłała mu szeroki uśmiech. Czy w takim razie warto było zamienić z Chandlerem kilka słów, skoro miała jeszcze czas? Najpewniej tak. – Słyszałam, że w mieście otworzyła się nowa budka z kebabem. Ponoć jest rewelacyjna, ale ja im tam nie wierzę – zaczęła z grubej rury, aczkolwiek no pół żartem, pół serio, okej! Bo Chandler wiedział przecież, że jego kebaby kocha najbardziej na świecie. – I wcale nie chciałam zabić cię tymi drzwiami – dodała. Tak to mogło wyglądać i tak by pewnie wyglądało, gdyby ich relacje nadal mieściły się w kategorii to skomplikowane; aczkolwiek nie, mniej więcej wszystko ogarnęli. Chyba. Już nie wiedziała, bo pogubiła się, a nie bardzo przepadała za myśleniem.
-
Jeśli ktoś miał jeszcze JAKIEKOLWIEK wątpliwości co do nieskończonego geniuszu Chandlera Jonesa, to już za moment je straci, bo ewidentnie młodzieniec ten wbił się na kolejny level, który był raczej bardziej powodem do wstydu niż dumy, aczkolwiek gdyby za takie osiągnięcia rozdawali nagrody, to szanowny pan sprzedawca kebsa po otrzymaniu takowej, cieszyłby się równie mocno jak Leo DiCaprio po wygraniu Oscara. Ale by powyższe zdanie - które nawiasem mówiąc, jest najdłuższym w mojej karierze forumowej - nabrało sensu, potrzeba odrobiny kontekstu. A brzmi on następująco: gdy dwa dni wcześniej Darby spytała go o plany na wieczór, z jakiegoś powodu mu się ubzdurało, że taktycznie sprawdzała, kiedy będzie miał wolne, by spędzić z nim miło czas. Jak na parapet 2021 roku przystało, nie pomyślał o zapytaniu współlokatorki o szczegóły. Grzecznie czekał na przyjście omówionego wcześniej wieczoru i nawet dla niepoznaki trzymał się z daleka od pokoju Walmsley...
... przez trzy godziny. Po tym czasie niby to przypadkowo zaszedł w rejony okupowanego przez nią pomieszczenia i prawie że oberwał drzwiami w twarz, bo właśnie ten moment wybrała sobie Drabi na zrobienie wejścia smoka. - Ale masz rozmach - skwitował z nutą przekory, przesuwając się nieco w bok, jednocześnie odwzajemniając uśmiech współlokatorki, choć jego tradycyjnie był nieco złośliwy. Tak go stworzyła matka natura, okej? Jakby zaczął się do niej szczerzyć, to by zadzwoniła po odpowiednie służby, które wsadziłyby go w biały kaftan i pokój bez klamek, a jednak Chandler za mocno cenił sobie swobodę wyboru, by skończyć w odizolowaniu. - Nowa budka z kebabem? I TY MÓWISZ O TYM TAK SPOKOJNIE? Adres, Walmsley. Potrzebuję adresu. I wytłaczankę jajek - dodał po namyśle i kiwnął głową na znak przyklepania wewnętrznego postanowienia, jakim to było zniszczenie konkurencji z wykorzystaniem sposobu na poziomie liceum. Albo podstawówki. - Możesz to zrobić jeszcze raz. Jestem ubezpieczony, może dostaniemy jakieś pieniądze - rekin biznesu, proszę państwa! Nie rozwinął jednak dalej tej genialnej myśli, ponieważ w końcu zauważył ten elegancki strój Darby i po zmierzeniu jej wzrokiem od góry do dołu, oparł się ramieniem o framugę drzwi. - To jaki jest plan? - spytał niezobowiązująco, spoglądając na nią z umiarkowanym zainteresowaniem, choć warto zaznaczyć, że ciekawość zżerała go od środka. GDZIE TA WALMSLEY ZAMIERZAŁA GO ZABRAĆ? Ech, i-d-i-o-t-a.
-
– Daj spokój, bądźmy poważni. Są lepsze sposoby, żeby się ich pozbyć; obiecuję ci, że założę tyle fejkowych kont na mailu i wystawię tyle negatywnych opinii, że ich ocena spadnie. Poniżej zera nawet! O ile tak się da, bo nie wiem. Do jedynki chociaż? – no tak, dobrze, że Walmsley raz za razem udowadniała, że tez nie jest najbystrzejszą osobą. Pod tym względem niewątpliwie do siebie pasowali. A czy mówiła na serio, czy jedynie żartowała – to już pozostanie tajemnicą. Położyła nawet dłoń na chandlerowym ramieniu, w celu uspokojenia go nieco, skoro już się tak zdenerwował! Słusznie zresztą, wiedziała o tym doskonale. – O, tak? Pieniądze by nam się przydały – stwierdziła, jako że prawdopodobnie debile dobrnęły do momentu, kiedy to najchętniej lecieliby na socialach. Totalnie mogliby nawet zrobić sobie dziecko po to, żeby wyciągać 500+, z tym że ktoś inny musiałby się nim zajmować. No i oczywiście, miałoby to miejsce, gdyby żyli w Polsce. Ale nie było czasu na takie przemyślenia! Bo Darby …
No trochę ją zdziwiło to pytanie. Plan? Ale o jaki plan mu chodziło? Czy naprawdę chciał dowiedzieć się, gdzie wychodziła na randkę? Czy coś poprzestawało mu się w głowie? – Um, Ted zaraz po mnie przyjeżdża i idziemy na drinka. Albo dwa, nie wiem. Pewnie wrócę nieco później – nie skojarzyła o co mu chodzi. Nie sądziła, że Chandler pyta o ICH plany. No autentycznie, kompletnie nie przeszło jej to przez myśl! – Jak wyglądam? – zapytała, bo skoro już rozmawiali to mogła, nie?
-
- Ale to takie... mało wyrafinowane - zauważył z nutą żalu, ponieważ ta Darby to go w ogóle nie rozumiała. W OGÓLE. Jones potrzebował dokonać czegoś wiekopomnego, znaczącego, czegoś, co zapewni mu pierwszą stronę w gazecie o tytule NISZCZYCIEL KONKURENCJI. POGROMCA NIE-KEBABÓW. A takie wystawianie opinii na Internecie? To nie mogło się równać z uczuciem, które z całą pewnością wypełniłoby go od stóp do głów, gdy rzuciłby pierwszym jajkiem i trafiłby w tę cudzą, przebrzydłą budkę. - Chyba że napiszesz im coś bardzo kreatywnego. Że ich sprzedawca jest pedofilem, a mięso to tak naprawdę krzyżówka szczurzych i króliczych bobków - totalnie wiarygodna recenzja, pewnie! Każdy by uwierzył, że to legitna rzecz, a nie słowa zazdrosnego konkurenta, SURE. - To jak wrócimy, to możemy to przetestować - zgodził się odrobinę zbyt pochopnie, przypadkowo przy tym używając liczby mnogiej, ale nie robiąc nic w kierunku sprostowania tej EWIDENTNEJ pomyłki. Cóż, w głowie Chandlera pomyłką to absolutnie nie było. Ale w rzeczywistości jednak tak, więc kiedy Walmsley wspomniała o jakimś tam Tedzie, Jones zamrugał, wyraźnie skonfundowany. Wybierali się gdzieś we trójkę z jakimś randomowym typem? Po co? Czy Darby wreszcie zdecydowała się zrealizować jego marzenie i znalazła sobie bogatego gościa, który będzie finansował ich wszystkie zachcianki? Każde z tych pytań straciło na znaczeniu, gdy jego współlokatorka dobitnie podkreśliła, że to ONA wróci później. - Och. Wybierasz się z kimś gdzieś - mruknął, powoli kiwając głową jak te takie pieski w samochodach, po czym strzelił odrobinę wymuszony uśmiech. - Fajnie. Fajnie, fajnie, fajnie - dodał, a z każdym fajnie tracił na wiarygodności, ale wciąż się uśmiechał, jakby wcale nikt mu właśnie nie przywalił drzwiami w twarz. A Walmsley naprawdę to zrobiła; nie dosłownie, ale w przenośni. Dlatego kiedy spytała go, jak wygląda, jedynie z rozkojarzeniem zmierzył ją prędko wzrokiem i powrócił spojrzeniem do jej twarzy, unosząc oba kciuki do góry. - Jest okej. Baw się dobrze z kimś... Tedem - przypomniał sobie szybko, cofając się odrobinę, by zrobić jej przejście, licząc, że sobie pójdzie i pozwoli mu umrzeć ze wstydu w samotności. Tak, powinna sobie pójść. Nie powinien próbować jej zatrzymywać. Nie będzie, prawda?
-
– Jesteś strasznie marudny, wiesz? Odrzucasz wszystkie dobre pomysły. Ale okej, wymyślę coś kreatywnego. Może kilka słów pochwały i wiersz o twoim kebabie? Zaproszenie na kebabowe karaoke, takie jak to moje ostatnio? Konkurs na piosenkę? Nie wiem, pomyślimy – aczkolwiek nie będzie to teraz, a nieco później, skoro w tym momencie zbierała się na randkę i chyba nie zostało jej zbyt wiele czasu. Nie spodziewała się jednak … no nie sądziła, że Chandler tak to zinterpretował; nawet jeśli jego zachowanie było najbardziej jonesowe z jonesowych możliwości. Patrzyła teraz zupełnie tak, jakby z choinki się urwał, aczkolwiek być może znajdowała się tam również szczypta … żalu? Było jej nieco przykro, serio. Początkowo chciała zapytać jeszcze, czy być może też gdzieś wychodzi i stąd wziął się jego komentarz, ale wiedziała, ze nie. I nie chciała go bezsensownie męczyć. – Tak, ja właśnie … tak – stwierdziła, nie wiedząc do końca, co jeszcze mogłaby dodać. Humor momentalnie jej się zepsuł; zapewne gdzieś przy trzecim z kolei fajnie.
No fajnie. Świetnie. Tylko że tak nie w stu procentach, bo dziwnie zagubiona się teraz czuła; zupełnie, jakby cos było mocno nie tak.
– Dzięki – powiedziała, automatycznie cofając się o krok albo i dwa, bo poczuła się nagle bardzo zawstydzona. Po chwili jednak wzięła głęboki oddech, minęła go i chciała już iść do drzwi, by zaczekać przed nimi po prostu i nie czuć się tak idiotycznie, ale …
– Chandler? – zapytała, z powrotem odwracając się w stronę współlokatora. W zasadzie nie wiedziała, czy ma mu cokolwiek do powiedzenia, ale chyba poniekąd chciała, żeby … ją zatrzymał?
Chciał tego samego?
-
- Widzisz, jak chcesz, to potrafisz wpaść na coś bardziej ambitnego. Wykorzystamy każdy z tych pomysłów, konkurencję trzeba uderzyć z kilku frontów. Opracuję później plan bojowy - czy kogoś w ogóle jeszcze dziwiło, że Chandler tak poważnie podchodził do tak GŁUPIEJ sprawy? Bankowo był jednym z tych ludzi, którzy gotowi byli pobić się z dzieckiem w sklepie z zabawkami o ulubioną figurkę. A jak się właśnie teraz okazywało, był też totalnym naiwniakiem, który lubił sobie pewne rzeczy dopowiadać. Wystarczyłoby zapytać wprost i całe to nieporozumienie nie miałoby miejsca. Tymczasem teraz musiał udawać wielce obojętnego, gdy faktycznie niezbyt mu się podobało, że Darby wybierała się na jakąś randkę z kimś tam. - Dobrze, że znowu randkujesz. Nie jesteś już pierwszej młodości - zauważył z nutą wyraźnie wyczuwalnej złośliwości, teatralnie przy tym się przygarbiając, że niby tak właśnie niedługo będzie wyglądać Walmsley. Był niemiły, ponieważ poczuł się zraniony. I chyba oboje to wiedzieli mimo że żadne z nich najprawdopodobniej nie planowało o tym wspomnieć na głos. Bo w ich aktualnym położeniu nie było miejsca na takie... sceny. Dlatego Chandler nic więcej nie dodał, a jedynie zacisnął usta w wąską linijkę, odprowadzając przy tym blondynkę wzrokiem do drzwi. Im bliżej się nich znajdywała, tym mocniej on odczuwał chęć powiedzenia czegoś, zatrzymania jej... Ale uprzedziła go, odwracając się w jego stronę. No więc co mógł zrobić, by nie wpatrywać się w nią jak ktoś, kto ewidentnie dostał wylewu? - O... moje... coś... - wymamrotał bełkotliwie, dramatycznie przy tym kładąc sobie rękę na torsie, nie bardzo jeszcze wiedząc, na uszkodzenie którego organu powinien się zdecydować. - Ja... umieram... chyba - dodał bardzo wiarygodnie, zsuwając się po ścianie na podłogę i symulując trudności z oddychaniem. Że też ostatnim filmem medycznym, który oglądał, był ten o porodzie w taksówce. JAKBY NO W TYM KIERUNKU PÓJŚĆ NIE MÓGŁ. Z wiadomych względów. A może jednak... Nie. Bez przesady. Ten zjedzony jeden kebab nie zapewnił mu wzdęć, więc brzuch miał płaski jak deska. - Chyba mam... atak - wciąż niezdecydowany, przyłożył sobie wolną dłoń do czoła, jak te wszystkie niewiasty mdlejące w melodramatach. Proszę państwo, Ukryta Prawda przy czymś takim to się może schować.
-
Po cichu chyba naprawdę liczyła, że mężczyzna ją zatrzyma i że powie coś, co mogłoby … sama nie wiedziała, zmienić ich relację być może? Popchnąć na nieco inne tory? Pogubiła się w tym wszystkim, co ostatnimi czasy miało między nimi miejsce. Była zakłopotana. Czasami też zła. A innym razem zwyczajnie rozżalona. Cholerny Chandler Jones. Dlaczego nie chciał jej dać spokoju? I dlaczego robił takie …
O właśnie. Na jego kolejne komentarze nawet nie odpowiadała, gdy ten odprowadzał ją wzrokiem do drzwi. Potem natomiast odwróciła się, z wyraźną prośbą wymalowaną na twarzy. Zrób coś, cokolwiek. I no cóż, powiedzmy, że nie zareagował tak, jakby tego chciała.
– Chandler? – zapytała, gdy mężczyzna zaczął bełkotać niewyraźnie, krzywić się i wykonywać dziwne ruchy. Niby teatralnie, niby dramatycznie, ale jednak Darby uwierzyła w jego złe samopoczucie, bo prawdopodobnie CHCIAŁA w to uwierzyć. – Co? Co się dzieje? Mów do mnie. Chandler? – wyrzucała z siebie kolejne słowa, w nieco chaotyczny sposób. Od razu skoczyła w jego stronę i uklękła obok, nie przejmując się kompletnie tym, że w spódnicy nie było to najwygodniejsze. – Tylko nie mdlej. Nie zasypiam. Nie idź w stronę światła. Nie wiem – mówiła dalej, bo chyba tak się robi, prawda? Próbuje się utrzymać człowieka w stanie świadomości? – Mam zadzwonić po karetkę? Cholera, nie wiem. Dzwonię – powiedziała, nerwowo szukając telefonu w torebce, która niby była niewielkich rozmiarów, ale teraz zdawała się stanowić studnię bez dna. – Proszę, proszę – powtarzała pod nosem, gdy drżącą ręką wyciągała urządzenie. Palce dziwnie jej się kleiły i nawet nie potrafiła odblokować tego ustrojstwa. Jeszcze chwila i to ona mogła dostać ataku!
-
- Nic... mi... nie... jest - wyburczał pomiędzy jedną próbą zaczerpnięcia oddechu a drugą, nabierając przy tym powietrza w płuca, jak małe dzieci (i ja) przed nurkowaniem pod wodę. Chcąc też móc się rozłożyć wygodnie na tej podłodze - w obecnej pozycji czuł, że coś faktycznie może mu się zaraz popsuć - jęknął przeraźliwie i przesuwając się do przodu, wreszcie głową stuknął w podłogę. No gorzej już nie będzie, prawda? W dzieciństwie i tak go już wystarczającą ilość razy musieli wypuszczać z rąk, że JEST JAK JEST. - Sły-szę Ci-ę... - rzucił takim mędrcowskim, zmęczonym tonem, chcąc się wykazać jezusowym pocieszaniem niewiasty i niby to przypadkiem ją po kolanie klepiąc. Po czym znowu wydał z siebie jęknięcie pełne bólu, łapiąc się przy tym za brzuch. - To koni...ec. Odchodzę. Umieram... Widzę... odjeżdżający... pociąg... - mamrotał, jednocześnie przymykając oczy. Otworzył jednak jedno, gdy Walmsley postanowiła zadzwonić na karetkę. Trzęsącą się dramatycznie dłonią odebrał jej komórkę i rzucił gdzieś w bok, nie licząc, że pewnie ją w ten sposób no nie wiem, ROZJEBIE. - Nie... To mój czas. Nie... przejmuj... się... idź.. na... tę... randkę... - dodał ciężko, ale jak i miłosiernie, nie chcąc obarczać blondynki koniecznością siedzenia przy umierającym i znów się skręcił z fejkowego bólu. A potem dla lepszych efektów specjalnych zaczął dygotać. Co było chujowym pomysłem, bo jego głowa na tym cierpiała, ale nie mógł przerwać, nie?
-
Wkurzyła się tak, jak zapewne nigdy wcześniej, naprawdę. Wkurzyła się tak bardzo, że miała ochotę mu przyłożyć, a potem wyjść z domu i nie wracać tam przed kolejny tydzień – gdyby, oczywiście, posiadała inne opcje noclegowe. Zamiast tego, stojąc przy przedpokojowej komodzie, rzuciła niego pierwszą rzeczą, którą miała pod ręką – czyli kluczami. Potem również długopisem. I szczotką do włosów. I nawet butem; należącym do niego, bo swoich nie chciała w to wplątywać. Odwróciła się na moment i przyłożyła palce do stroni. Naprawdę nie miała ochoty teraz na niego patrzeć.
– Czy ty w ogóle jesteś poważny? Robiłeś idiotyczne rzeczy. Przerywałeś mi randki, zachowywałeś się jak ostatni gbur, śmiałeś się, przeszkadzałeś, sprawiałeś, ze czułam się jak idiotka, ale odgrywanie takiej sceny … to poniżej pasa, Jones – skomentowała jego zachowanie iście chłodnym tonem. – O co ci właściwie chodzi? Tak ci się nudzi, że nie chcesz, żebym wyszła, bo wolisz zamiast tego bawić się w podchody? Wybacz, że ten jeden wieczór nie mam dla ciebie czasu. Naprawdę, wybacz! Ale czy mógłbyś zwyczajnie dać mi spokój? Skoro tobie na mnie nie zależy, pozwól mi poznać … – nie skończyła tego zdania. Zamiast tego położyła otwartą dłoń na ustach, bo zorientowała się, co takiego powiedziała. Nie chciała. Nie tak miało być. W pośpiechu sięgnęła po swoją kurtkę, chcąc jak najszybciej wydostać się z tego domu.
-
-
On go zrobił; aczkolwiek dosłownie – czyli nie do końca tak, jak tego chciała. Złapał ją za ramiona, sprawiając, że straciła jakąkolwiek drogę ucieczki. Cholera jasna. Dlaczego na te kilka sekund jej mózg się wyłączył i palnęła czymś tak idiotycznym? Tak, naiwna Darby nadal wierzyła, ze kiedykolwiek d z i a ł a ł. – Ja um … ja nie … – zająknęła się, bo przecież nie potrafiła odpowiedzieć normalnie. Ach, jak bardzo chciałaby teraz posiadać cięty język i być w stanie zarzucić odpowiednim komentarzem. Cisza.
Czy powinna powiedzieć wprost o co jej chodzi i sprawić, że mężczyzna (chociaż tu lepiej pasuje pewnie określenie chłopiec) albo zawstydzi się i da jej spokój, albo zwyczajnie ją wyśmieje? Nie widziała tutaj innych opcji. Pomimo tego, jak dziwnie się zachowywał i jak bardzo RUJNOWAŁ JEJ ŻYCIE, nie sądziła, że może w tym być coś więcej. Ale raz kozie śmierć. – B-b-bo ja, bo … zachowujesz się czasem … Nie wiem. Jakbyś był z-z-zazdrosny – wydukała, pomiędzy kolejnymi zdaniami, czy pół-zdaniami głośno łapiąc oddech. – A wiem, że tak nie jest, bo … ty mnie nawet nie lubisz. A może ja … może bym chciała – ostatnie słowa wypowiedziała tak cicho, że gdyby stał odrobinę dalej, zapewne by ich nie usłyszał. Spuściła wzrok i zacisnęła pięści, bo czuła się teraz tak cholernie źle. Tak, jakby obnażyła właśnie swoją duszę i wystawiła ją na pośmiewisko.
Cholerny Chandler Jones.
-
Mimo że jakiekolwiek wyznania na ogół go peszyły i zmuszały do jak najszybszego odwrotu, to jednak teraz nie ruszał się z miejsca i po prostu na nią patrzył, jakby ją widział po raz pierwszy w swoim życiu. Obserwował, jak ciężko jej zebrać myśli, wyznać to, co musiało ciążyć jej na sercu od dłuższego czasu. Przełknął głośno ślinę, wreszcie pojmując w pełni powagę całej tej sytuacji. - Ja... - zaczął elokwentnie, nieco luzując uścisk dłoni spoczywających wciąż na ramionach blondynki. - Nie lubię, gdy... Gdy idziesz z kimś. Gdzieś. Kimś, kto... Kto nie jest mną. To znaczy nie zabraniam Ci... Znajomych. I w ogóle. Ale... Wolałbym, żebyś to tylko ze mną jadła kebaba - mówił nieco urywanym głosem, ze spojrzeniem tym razem wbitym gdzieś poniżej jej oczu, jakby nagle faktycznie stał się takim małym chłopcem, co wyznaje coś wiekopomnego i po raz pierwszy ładnej dziewczynie. - Bo Ty jesteś... Jesteś jedyną osobą, z którą ja chcę go jeść - dokończył w końcu, zmuszając się by unieść wzrok, co by Darby mogła się przekonać, że był szczery. Dziecinnie szczery. Oddech ugrzęzł mu gdzieś w gardle, bo dotarło do niego z pełna mocą, że NAPRAWDĘ tak czuł. Dlatego ryzykując wszystko, zamknął oczy i nachylił się, by złączyć ich wargi w pocałunku. Tak różniącym się od poprzednich - delikatnym, wręcz niepewnym, niemającym prowadzić do szybkiego zdjęcia ubrań z tej drugiej osoby.
-
Nikt nigdy nie całował jej w ten sposób, jak robił to w chwili obecnej Chandler Jones.
I ona nikogo innego nie chciała w ten sposób całować, ponieważ to on był tym, z kim chciała … jeść kebaby. Najlepiej do końca swojego życia, ups.
– Chandler, j-j-ja też nie chcę … tego – tego czyli spotykać się z innym facetem, czy też poświęcać uwagę komukolwiek innemu. Nie chodziło oczywiście o całowanie współlokatora, jako że Darby ponownie zbliżyła się, by złączyć ich usta. I zrobiła to nawet nieco śmielej. Pięści, całkiem odruchowo, zacisnęła na materiale jego koszulki. – Ale nie żartujesz, prawda? – musiała się dopytać i ponownie miała nadzieję, że nie szydzi z niej teraz w sposób iście okrutny. A co to dla nich znaczyło? Tego również nie wiedziała. Chciała mieć go dla siebie. Chciała być tylko jego. Aczkolwiek nie potrafiła wypowiedzieć na głos swoich pragnień i oczekiwań, bojąc się, co usłyszy z drugiej strony. Tyle było warte wieczne naigrywanie się z jej osoby!
-
-
– Nie chcę żadnej umowy – westchnęła. Niezależnie, czego by miała dotyczyć. Nie miała ochoty zamykać ich relacji w sztywnych ramach. Wymyślanie zasad było tutaj absolutnie bez sensu, zwłaszcza, że Darby niekoniecznie znała się na związkach. Właściwie w żadnym poważnym nie była.
Zaraz, chwila … czy to wszystko oznaczało, że stali się właśnie PARĄ?
Nie zdążyła zapytać, ponieważ nagle usłyszała pukanie do drzwi. – Cholera – mruknęła pod nosem, momentalnie odrywając się od współlokatora. – To chyba moja randka. Więc … na razie? – powiedziała to bardzo poważnym tonem i zrobiła kilka kroków w przód, ale … no żartowała, okej? Chyba nie chciała zostawiać w ten sposób SWOJEGO NOWEGO PARTNERA. Chyba. Jezu. Jakie to było skomplikowane. – Wiem, że to totalnie idiotyczne, ale mógłbyś … no nie wiem, spławić go? – zapytała błagalnym tonem. Ona przecież nie potrafiła, a on mógł powiedzieć, że Drabi już dawno tutaj nie mieszka. Czy coś w tym stylu. No i pewnie tak zrobił, bo ostatecznie bardzo miło spędzili ten wieczór.
/ zt x2