WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[ 4 ] Bree miała za sobą kolejny długi i naprawdę męczący dzień. Gdy wróciła ze swojego krótkiego urlopu, rzuciła się w wir pracy. Całe dnie spędzała w kawiarnii, a nocami pracowała nad nową powieścią, która zapowiadała się wyjątkowo ekscytująco. Prywatnie Sullivan wciąż próbowała dojść do siebie po śmierci ukochanego. Nie było jej łatwo, ale nie chciała wiecznie tkwić w martwym punkcie. Jednak mimo to, wciąż nie była gotowa, aby znów zacząć chodzić na randki. Usiłowała dać sobie czas, ponieważ nie chciała wywierać na sobie zbyt dużej presji. Wierzyła, że pewnego dnia spotka właściwą osobą. Z własnego doświadczenia wiedziała, że czasami warto było czekać. Zresztą, Bree zawsze wychodziła z założenia, że miłość przychodziła w najmniej oczekiwanym momencie. Krótkie wakacje w Kalifornii naprawdę dobrze jej zrobiły. Miała czas, aby oczyścić umysł. Poukładała sobie w głowę parę spraw i wróciła do Seattle z zupełnie nową energią.
Dzisiejszy wieczór Bree planowała spędzić w towarzystwie swojej młodszej siostry. Dziewczyny umówiły się w jej kawiarni, a potem miały wyskoczyć na jakieś dobre jedzenie. Bree marzyła o ogromnej porcji węglowodanów, najlepiej w postaci makaronu. Kiedy na horyzoncie pojawiła się Francesca, na jej twarzy zawitał szeroki uśmiech. W ostatnim czasie jej siostra stanowiła dla niej ogromne wsparcie.
— Hejka! Ogarnęłam dziś już wszystko, więc za chwilę możemy się zbierać. Muszę zgarnąć tylko rzeczy z zaplecza — oznajmiła i mocno uściskała ją na powitanie. — Masz ochotę na szybką kawę? — spytała i delikatnie uniosła jedną brew ku górze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| outfit

Frankie była trochę załamana tym, w co sama się wpakowała. Nie chodziło wcale o to, że nie chciała się w to wpakować, ba! Wpakowała się w to z całkowitą premedytacją, bo przecież gdyby nie chciała więcej spotkać Richarda, mogła najzwyczajniej w świecie się przeprowadzić – było ją na to stać, nie miałaby z tym problemu. Inna sprawa, że pójście do mężczyzny i przedstawienie się jako własna bliźniaczka komplikowało jej życie i to dość mocno. Tak więc dzisiaj postanowiła się pożalić siostrze, która – jak obstawiała szatynka – będzie miała całkiem niezły ubaw z całej sytuacji, w której młodsza Sullivan się znalazła.
– Hej! Świetnie wyglądasz – powiedziała z uśmiechem, odwzajemniając uścisk blondynki. Zdecydowanie widać było, że krótkie wakacje naprawdę dobrze zrobiły blondynce. Może nie promieniała radością, ale widać było, że spora dawka witaminy D3 w postaci kalifornijskiego słońca i wypoczynek sprawiły, że wydawała jej się pełna energii. – Tak, bardzo proszę – pokiwała głową na pytanie o kawie i pewnie usiadła od razu przy stoliku.
– Co u ciebie? Opaliłaś się – stwierdziła, uważnie przyglądając się starszej siostrze i uśmiechając do niej uroczo. Po chwili jednak odrobinę spoważniała, bo miała przecież też do niej całkiem poważny biznes.
– Musisz mi opowiedzieć wszystko o swoim zawodzie Bree. To znaczy o pisaniu książek. Nie żartuję. Wszystko – oznajmiła spokojnie, a jej spojrzenie mogło oznaczać tylko jedno – Francesca Sullivan znów wpakowała się w jakieś kłopoty.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Myślę, że śmiało można stwierdzić, że Bree spodziewała się po swojej młodszej siostrze absolutnie wszystkiego. Doskonale ją znała i wiedziała, że była zdolna do wielu szalonych rzeczy. Często pakowała się w kłopoty, z których później często nie potrafiła się wyplątać. Oczywiście Bree zawsze służyła jej radę i pomocą, ale miała przy tym niezły ubaw. Choć miała duszę romantyczki, to sama była zdecydowanie bardziej rozważna. Twardo stąpała po ziemi i nie pozwalała sobie na chwile zapomnienia.
— Ach, dziękuję — rzuciła i posłała w jej kierunku delikatny uśmiech. Bree nie tylko wyglądała lepiej, ale także powoli zaczynała dochodzić do siebie po traumatycznych wydarzeniach ostatnich miesięcy. Nie było fajerwerków, ale czuła się lepiej, zdecydowanie lepiej. Kilka dni urlopu naprawdę dobrze jej zrobiło. Musiała przyznać, że chwilami brakowało jej iście kalifornijskiej pogody.
Gdy usłyszała jej kolejne słowa, skinęła głową i cichutko zachichotała.
— Wiesz, w Kalifornii ciężko nie złapać odrobiny słońca — przyznała i odgarnęła pasmo swoich blond włosów za ucho. — U mnie? Chyba lepiej. Nie jest rewelacyjnie, ale powoli dochodzę do siebie. Staram się iść dalej, bo nic innego mi nie zostało — odparła i delikatnie wzruszyła ramionami, bo takie były fakty.
Jej prośba nieco zbiła ją z tropu. Zmarszczyła brwi i zrobiła dziwną minę. Była zdziwiona, ponieważ wcześniej Francesca jakoś szczególnie nie interesowała się jej pracą. Owszem, chętnie czytała jej wypociny, ale nic poza tym. — Okeeej — rzuciła przeciągle, wciąż próbując to przetrawić. — Mogę wiedzieć, dlaczego tak nagle zainteresowałaś się pisaniem? — spytała i uważnie zbadała ją swoim bacznym wzrokiem. Od razu zorientowała się, że coś było nie tak. Była ciekawa, co tym razem wymyśliła jej młodsza siostra.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W przypadku Fran chyba już nawet nie można było czegokolwiek zrzucać na karb bycia niepoprawną romantyczką – bo nią nie była. Miała za sobą trzykrotne zaręczyny i chyba pogodziła się, że bajkowe śluby czy założenie rodziny raczej nie są dla niej. Była mocno skupiona na karierze – kto wie, być może dlatego większość jej związków się po prostu posypała? Tak czy siak, widząc uśmiech blondynki, szatynka sama się uśmiechnęła. Dobrze było widzieć Bree w lepszej formie. Może dawka kalifornijskiego słońca i witaminy d3 podziałała na nią pobudzająco?
– Cieszę się, że to mówisz. A skoro powoli idziesz dalej, to w weekend porywam cię do jakiegoś klubu. Rozerwiemy się, potańczymy… No, chyba że nie chcesz? – poruszyła brwiami, zerkając na starszą siostrę. To zwykle ona wyciągała gdzieś blondynkę, zawsze ona była bardziej szalona i chyba już wszyscy do tego przywykli.
– Bo chcę być twoją konkurencją na rynku pracy – odpowiedziała, zaczepnie poruszając brwiami, chociaż zaraz się roześmiała, bo przecież oczywistym było, że literacko młoda Sullivan była totalnym beztalenciem. Pewnie wszystkie wypracowania pomagała jej pisać właśnie Bree. – A tak serio, to pamiętasz gościa o którym ci mówiłam? Tak jakby działam na własną rękę pod przykrywką i powiedziałam mu, że piszę powieści. Dlatego potrzebuję wiedzieć wszystko o procesach twórczych i w ogóle. Przepraszam, mogłam powiedzieć, że jestem kelnerką, ale boję się, że poszedłby do jakiejś knajpy, wypytał o Inez i by się cała przykrywka sypnęła – stwierdziła, patrząc na siostrę z lekką skruchą. Może jej życie niebawem posłuży Bree jako inspiracja do następnej książki? Ostatnio było bardziej zawiłe niż niejedna brazylijska telenowela!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Francesca była absolutnie wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju. Mimo jej licznych wybryków, Bree nie mogła wymarzyć sobie lepszej siostry. Kochała Fran całym sercem i wiedziała, że mogła na niej polegać w absolutnie każdej sytuacji. Nie miała pojęcia, jak poradziłaby sobie w obecnej sytuacji, gdyby nie wsparcie z jej strony. Odkąd Adam zmarł, młodsza Sullivan była praktycznie na każde jej zawołanie. Prawdę mówiąc, Bree nie miała pojęcia, jak zdoła jej się za to wszystko odwdzięczyć.
— Jeszcze to przemyślę, ale muszę przyznać, że bardzo chętnie wyszłabym z domu — przyznała, a przez jej twarz przemknął kolejny cień uśmiechu. Bree wciąż nie było lekko, ale dotarło do niej, że nie mogła wiecznie stać w miejscu. W końcu od odejścia jej narzeczonego minęło już kilka tygodni. Sullivan wiedziała, że Adam chciałby, aby ponownie odnalazła spokój i szczęście. Bree nie była jeszcze gotowa na powrót do regularnego randkowania,, ale nie zamykała się na miłość.
— Dobrze, że mam jeszcze drugą pracę, bo chyba wyczuwam poważne zagrożenie — zaśmiała się i z rozbawieniem pokręciła głową. Nie chciała zabrzmieć uszczypliwie, ale Bree lubiła posługiwać się ironią. Dodatkowo bardzo ceniła sobie czarny humor.
— O moj Boże, nie wierzę, że dalej to ciągniesz. Dlaczego? — spytała i delikatnie zmarszczyła brwi. Nie do końca rozumiała, jakie kierowały nią pobudki. — Ile to już trwa? Wiesz, że w końcu wyjdzie na jaw, że żadna Inez nie istnieje? — Bree ciężko westchnęła i uważnie zbadała ją wzrokiem. Martwiła się o nią. Nie chciała, żeby Fran wpakowała się w niepotrzebne kłopoty. — Wiesz, ten gość może okazać się jakimś wariatem? Nie chcę, żeby w przypływie złości zrobił Ci krzywdę — dodała po chwili, a w jej melodyjnym głosie pobrzmiewała wyraźna nuta zatroskania. Bree nie przeżyłaby, gdyby coś jej się stało. Postanowiła, że za wszelką cenę musi wybić jej z głowy ten idiotyczny pomysł. Jeśli Fran sama nie chciała pozbyć się Inez, zamierzała wziąć sprawy w swoje ręce.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Frankie też bardzo kochała swoje rodzeństwo. Mimo wszystko, doskonale wiedziała, że na dobrą sprawę mieli tylko siebie – oczywiście, był też ojciec, który starał się jak mógł, by zapewnić im dom i rodzinne ciepło, ale po odejściu matki, gdy tata ciężko pracował, to z rodzeństwem jadała obiady, odrabiała lekcje, czy najzwyczajniej w świecie siedziała przed telewizorem. Teraz chciała być dla Bree jak największym wsparciem – bo wiedziała, jak cholernie ciężko musi jej być po tym, jak straciła ukochaną osobę.
– Wspaniale, w takim razie jesteśmy umówione – klasnęła radośnie w dłonie. Frankie nie była najlepszym pocieszaczem na świecie, ale za to potrafiła w kilka minut znaleźć coś, co miało być skuteczną dystrakcją. Zabawne w tym wszystkim było to, że o tyle, o ile zawodowo była naprawdę doskonale zorganizowana i działała w sposób przemyślany, tak prywatnie w jej życiu zawsze panował chaos. Niezależnie od tego, czy chodziło o aspekt uczuciowy czy przyjacielski.
– O tak, uważaj, bo cię wygryzę – puściła oczko siostrze, lekko trzepnąwszy ją w ramię. Fran naprawdę nienawidziła pisać – uwielbiała czytać, ale w szkole nawet wypracowania szły jej wyjątkowo topornie. Uśmiechnęła się niewinnie, słysząc lekkie oburzenie siostry.
– Dobry seks. I szansa na uziemienie ludzi z Dragona. To może być największa sprawa, jaką miałam, Bree – powiedziała spokojnie, patrząc na siostrę z bladym uśmiechem. – Kilka tygodni. I mam nadzieję, że nie, bo potencjalnie to mnie trochę narazi – nawet nie trochę, tylko bardzo i nie potencjalnie, tylko na sto procent, ale wolała ten aspekt pominąć. – Spokojnie, jestem gliną. Nie z takimi typami dawałam sobie radę. Podejrzewam, że ma powiązania z grupą przestępczą, na którą ma chrapkę nasz komisariat. Ścigamy ich od lat i nigdy nic nie znajdujemy. Gdybym ich przyskrzyniła, zostałabym bohaterką – powiedziała, ściszając nieco głos, bo wiadomo – czasami ściany miały uszy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wiedziała, że prowadzenie własnego interesu to duża odpowiedzialność. Podejrzewała nawet, że to może być ZA DUŻA odpowiedzialność jak na nią i jej mało… odpowiedzialny tryb życia. Nie była urodzoną business woman. Była pracowita i bystra, tym nadrabiała, ale niestety pewnych rzeczy nie dało się przeskoczyć. Może gdyby nie podeszła do tego wszystkiego tak optymistycznie, może gdyby zaczęła reagować przy pierwszych kłopotach zamiast ciągle powtarzać, że da sobie radę – teraz nie brodziłaby po kostki w bagnie.
Ale trudno! Trzeba było coś wymyślić, działać… i ładnie się uśmiechać. Nikt nie musiał wiedzieć, że wcale sobie nie radziła. Nie była z tego dumna, nie była z siebie dumna… ale jednocześnie była zbyt dumna by poprosić kogokolwiek o jakąkolwiek pomoc. Jedynie ukradkiem sprawdzała oferty pracy, gotowa robić na dwa etaty – tutaj zajmując się „szefowaniem” a tam na to szefowanie zarabiając. Czy padłaby przy tym na twarz? Istniało takie prawdopodobieństwo. Czy prędzej się wykończy niż poprosi o pomoc? Oczywiście.
Gdy zobaczyła Darby wchodzącą przez drzwi kawiarni, uśmiechnęła się do niej pogodnie i wyszła zza lady, gdzie urządziła sobie kącik do własnych wyliczeń jak bardzo jest w tym miesiącu pod kreską.
- Mamy dzisiaj fenomenalne brownie. – poinformowała na dzień dobry, witając się z przyjaciółką i gestem wskazując na ich ulubiony stolik. Skinęła też w kierunku dziewczyny za ladą, żeby faktycznie zrobiła im dwie, plus dwa brownie… to już jej nie zaszkodzi. Chyba, że pójdzie w biodra, wtedy tego chyba by nie przeżyła, wtedy byłoby już za dużo. Heh.
Wcisnęła tyłek na krzesełko, oparła głowę na dłoni i wbiła wzrok w przyjaciółkę – Powiedz mi coś pozytywnego, co? Cokolwiek. Bo obawiam się, że sama czekolada, nawet w dużej ilości, nie jest w stanie naprawić tego wszystkiego, co się dzieje… – westchnęła pod nosem, jednocześnie dość otwarcie dając znać, że nie jest dobrze. Nie przed wszystkimi musiała udawać, prawda? Zwłaszcza, że Darby jako ktoś mieszkający bez płacenia czynszu na krzywą twarz powinna rozumieć kwestię problemów finansowych lepiej niż ktokolwiek inny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<img src="https://i.imgur.com/HESYe1q.png">

W oczach Darby, która niekoniecznie panowała nad swoim życiem, Madelyn – prowadząca swoją własną działalność – była bohaterką. Blondynka podziwiała ją za zaradność, chociaż niekoniecznie zdawała sobie sprawę, z czym dokładnie wiąże się posiadanie kawiarenki i jakie niesie to za sobą wyzwania. Nie miała również bladego pojęcia o tym, jak wygląda w takim wypadku skala ewentualnych porażek; dlatego też, czegokolwiek Maddie by nie zrobiła, Walmsley najchętniej machnęłaby ręką, dorzucając jakże irytujący zwrot dasz sobie radę. Nie wynikało to jednak z lekceważącego podejścia, a ślepej wiary w to, że cokolwiek jej przyjaciółka robi, na pewno jest dobrze. A jeśli nie jest, to będzie.
Drugą sprawą był fakt, że rzeczywiście, problemy finansowe znała lepiej, niż ktokolwiek inny – na co dzień nie potrafiła wypłacić się z czegokolwiek i już dawno przyjęła do wiadomości fakt, że nie jest w stanie funkcjonować w ten sposób na stałe. Owszem, jak na razie miała dach nad głową i – zazwyczaj – ciepłe posiłki, aczkolwiek to wcale nie musiało trwać wiecznie. Każdy człowiek posiadał jakaś granicę cierpliwości, a chociaż Jones również nie należał do tych najbardziej rozgarniętych osób, być może niebezpiecznie zbliżał się do tej linii? Nawet jeśli jej całkowite nieróbstwo komentował jedynie w żartach, nie dorzucając nic w stylu jak nie zaczniesz płacić czynszu to …
Podczas kolejnego dnia, w którym nie miała w zasadzie żadnego, konkretnego zajęcia, postanowiła odwiedzić przyjaciółkę w pracy, licząc na to, że będzie w stanie poświęcić jej trochę czasu. Jeśli nie – prawdopodobnie usiadłaby po prostu przy ladzie i zagadywała, podczas przygotowywania przez Maddie kolejnych zamówień; bo i tak w przeszłości się zdarzało. – Brownie? Świetnie. To zdecydowanie coś, czego potrzebuję – odparła z uśmiechem, gdy usiadły przy ulubionym stoliku. – Ostatnio bawiłam się we wróżenie z fusów, wiesz? Ewidentnie wskazywały na podróże, więc może powinnam się szykować na rychłą ucieczkę? – zażartowała. W zasadzie nie planowała ruszać się z Seattle; zwłaszcza, że nie miała na to środków. – Koniecznie spróbuj. Może szykuje ci się na przykład wielka wygrana na loterii, którą przypadkiem mogłabyś przeoczyć, nie grając? – dodała, chociaż prawdę powiedziawszy, nie miała pojęcia, czy tak to działa. Nie wiedziała również, czy jej słowa mieszczą się w kategorii coś pozytywnego. – Co się dzieje? – owszem, domyślała się, że chodzi pewnie o to co zwykle, ale potrzebowała konkretniejszych informacji. Ostatecznie była tylko głupią Drabi, nie?
<center></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Do tej pory sama żyła w przekonaniu, że będzie dobrze. Że wszystko się ułoży i jakoś sobie ze wszystkim poradzi. Nigdy nie miała nic podstawione na złotej tacy pod nos, nie była jednym z tych dzieciaków, które dostawały wszystko od rodziców, a wręcz przeciwnie – całe życie musiała sobie radzić sama, jakoś. Gdy pierwszy raz stanęła w kawiarni jako jej właścicielka była przerażona, ale towarzyszyło jej też to śmieszne uczucie, że teraz to już wszystko będzie dobrze… I jak widać wystarczyło zaledwie parę lat żeby przekonać się jak bardzo się w tym wszystkim pomyliła.
- Jeśli będzie to daleka podróż. I do tego w prezencie… i z możliwością pozostania gdzieś tam na miejscu, żeby nigdy więcej nie wracać do tego przeklętego miejsca to proszę zabrać mnie ze sobą. Mogę lecieć nawet w walizce. – zapewniła, uśmiechając się pod nosem i wzdychając może trochę zbyt teatralnie, ale właśnie tak samo teatralna (i głupia!) była potrzeba jej wyjazdu z Seattle – Wygraną w loterii też bym nie pogardziła. – dodała i uśmiechnęła się do dziewczyny, która przyniosła ich kawy. Podziękowała i wróciła spojrzeniem do przyjaciółki.
- Nie radzę sobie. Z tym wszystkim tutaj… znaczy radzę, ale jednocześnie po prostu brakuje mi kasy. Sporo rzeczy zeszło się na raz i jestem pod kreską, sporo pod kreską. Do tego stopnia, że zastanawiam się nad drugim etatem. Dziewczyny sobie radzą z lokalem, więc ja bym mogła normalnie pracować, a to tutaj ogarniać po godzinach. I dopłacać do interesu póki nie wyjdę na prostą. – wzruszyła bezradnie ramionami, bo ani nie było jej łatwo to z siebie wydusić, ani się do tego przyznać, ani tym bardziej podejmować takie decyzje. Ale alternatywa? Mogła to po prostu sprzedać w cholerę i poszukać normalnej pracy. Tylko chyba włożyła w to wszystko za dużo serca by tak łatwo rezygnować.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To były tak cholernie trudne, dorosłe kwestie, które Darby, pomimo najszczerszych chęci, nie do końca potrafiła zrozumieć. Ona sama zatrzymała się na dziwnym etapie – gdzieś pomiędzy młodzieńczą chęcią odszukania własnej drogi, a zmęczeniem wszelkimi próbami, które było raczej typowe dla nieco dojrzalszego człowieka. Naiwnie wierzyła, że gdy znajdzie coś, co będzie ją uszczęśliwiać, wszystko jakoś się ułoży. Prawdopodobnie powinna tutaj brać lekcje z tego, co działo się aktualnie w życiu Maddie i uznać, że nie zawsze może być lekko; ale wówczas nie byłaby sobą.
- Wydaje mi się, że za dużo wymagasz, Maddie – zaśmiała się, kręcąc przy tym delikatnie głową. – Mogę ci obiecać, ze jeśli znajdę kogoś, kto zafunduje mi wycieczkę w prezencie – bo dobrze wiesz, że mnie samej na to nie stać – zabiorę cię ze sobą, okej? Ewentualnie możemy odwiedzić moich rodziców, ale to jedynie opcja awaryjna – dodała, z wyjątkową niechęcią. Prawdę powiedziawszy, od wielu miesięcy nie była w Portland i doskonale wiedziała, że powoli zbliża się moment, w którym będzie musiała tam wrócić; przynajmniej na chwilę. Wolała jednak uniknąć wszelkich pytań o to, jak sobie radzi – absolutnie nie potrafiła okłamywać swoich rodziców, a równocześnie nie miała zamiaru chwalić się tym, że w dalszym ciągu nie posiada pracy.
- Chciałabym ci jakoś pomóc – powiedziała, wzdychając pod nosem i patrząc na nią z lekkim skrępowaniem. Miała wyrzuty sumienia, że nie wie nawet, co takiego mogłaby powiedzieć. Kompletnie się na tym nie znała. Nie wiedziała absolutnie nic na temat prowadzenia biznesu i … dorosłego życia prawdopodobnie również. – Zaproponowałabym nawet, że mogę tutaj popracować, całkiem za darmo. Obawiam się jednak, że zrobiłabym więcej szkody, niż pożytku – rzuciła pół żartem, pół serio. W zasadzie miała sporo wolnego czasu do spożytkowania, aczkolwiek bała się, że ktoś bez przerwy musiałby patrzeć jej na ręce. Cholera, była totalnie beznadziejna, skoro musiała się przejmować nawet takimi rzeczami.
<center></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Okolica - niegdyś ładna - teraz miała wrażenie, że składała się głównie z pustych opakowań po chipsach, tańczących wokół studzienki ściekowej, kolorowych papierków po batonach, brązowych, potłuczonych w większości butelek po piwie i syfu jeszcze większego niż można znaleźć w damskiej torebce. Tylko kawiarnia, choć czas jej nie oszczędzał, zdawała się z każdym rokiem stawać coraz bardziej urokliwa.
Zajęła miejsce w kącie, z daleka od niepożądanych spojrzeń, a na krześle ułożyła starannie kurtkę (na którą było zdecydowanie za gorąco) i torebkę.
Wbrew zdrowym nawykom żywieniowym, jakie próbowała jej wpoić niejedna osoba, zdecydowała się na bombę cukrową, w postaci mrożonej kawy z mieszanką syropów, bliskich przyprawienia o zawał serca. Jej ciało zniosło już pierwszorzędną terapię szokową, którą zafundowała mu w ostatnim czasie, więc wierzyła, że taki mały grzeszek nie zatrzyma nagle akcji jej serca na środku kawiarni. Sęk w tym, że była tak zapatrzona we własny kubek, że nie zauważyła serwetki, którą ktoś zrzucił ze stolika, a gdy jej stopa tylko się z nią zetknęła, nadała jej całej filigranowej postaci takiego pędu, który mogłaby zatrzymać jedynie inna osoba, bądź jej stolik. Huk, który się rozległ kilka sekund później zwiastował wygraną stolika, z którego spadł kubek jego właściciela, a po którym rozlała się ciemna, lepka od cukru maź, którą z namaszczeniem niosła od lady.
- Przepraszam - bąknęła pod nosem, siląc żeby zabrzmieć jak osoba, która rzeczywiście prosiła o wybaczenie, a mnie wkurwiony emeryta, który w przerwie między narzekaniem na śmieci i dzieci, postanowił sprawdzić stan kawiarnianej podłogi. - Ja, eee, odkupię tą kawę. Jak trzeba to i za pralnię zapłacę - i już wzrok zaczęła unosić, by oszacować ewentualne straty (wszak plama pod stolikiem rosła z sekundy na sekundę), ale zamarła, albo to jej serce stanęło i do gardła się poderwało, bo w gruncie rzeczy jego się w tym miejscu spodziewała.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „The Chelan Cafe”