WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lisbeth złapała go za słówko, co było do przewidzenia, bo Jona zrobił by na jej miejscu dokładnie to samo. Mimo wszystko nie spieszył się z odpowiedzią. Wpierw przyniósł jej leki, a potem skrytykował czapkę, nim ponownie odniósł się do osoby Marianne.
- Nie będę ukrywał, że przewiduję scenariusz, w którym Marysia mogłaby ze mną zamieszkać - odparł. W zasadzie chciał dodać jeszcze kilka słów o pewnych okolicznościach, dla których to rozwiązanie wydawało się być najlogiczniejszym, ale powściągnął się w słowach. Nie na nim mieli się skupiać tego wieczoru, a Lisa wcale nie musiała wiedzieć o wszystkim. - Wspomniałem jej kilka słów o tobie i o tym, że możesz coś ukrywać. Powiedziała, cytuję "Daj dziewczynie żyć", ale jak widać słusznie jej nie posłuchałem . - Wcale nie czuł potrzeby dzielenie się tyloma szczegółami dotyczącymi jego i Marianne, ale wyczuł, że Lisa była nastawiona względem Chambers niezbyt przyjaźnie. Miał więc nadzieję, że może to nieco lepiej wpłynie na osąd Westbrook względem Mari.
Niestety jak się miało okazać, wcale tak nie było. W czasie, gdy Lisa brała kąpiel, Jona przygotował dla niej łóżku, niechętnie przenosząc własną pościel do gabinetu. Sprawdził też kilka informacji na temat tego całego Soriente, a gdy czytał jeden z wywiadów, brunetka pojawiła się w salonie, więc Wainwright zamknął laptopa.
- Dobrze - odparł, bo oczywiście nie miał nic przeciwko. Cieszył się, że nie musiał samemu skakać nad chrześnicą, a ona nie bała się poczuć nieco swobodniej w jego mieszkaniu. - Mam jej to przekazać, czy jak? - Zapytał z jednej strony zaciekawiony, a z drugiej lekko urażony komentarzem dziewczyny. - Marysia ma specyficzny gust. Miesiąc temu pachniała jak czekoladowa pralinka, także za sprawą płynu do ciała - dodał, po czym rozsiadł się wygodniej, uprzednio wyciągając papierosa z paczki. Sądził, że Lisa przyjdzie tylko powiedzieć "dobranoc", ale skoro postanowiła mu jeszcze przez moment potowarzyszyć, a on nadal miał niedopitego drinka, to uznał, że można tę sytuację wykorzystać. - Jakim cudem zaczęłaś się z nim spotykać? - Zapytał, po czym zaciągnął się papierosem, uważnie lustrując wzrokiem chrześnicę. Nie chciał brzmieć nieprzyjemnie, ale jego ton raczej był szorstki, chociaż pozbawiony uprzedniej, agresywnej barwy, którą dało się wyczuć za pierwszym razem, gdy prowadzili konwersację o - już znienawidzonym przez Jonę - żabojadzie.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy to nie za wcześnie, żeby kogoś zapraszać na stałe do swojego domu? Już nie wspominając o tym, że samo imię Marysia nie budziło zaufania w Westbrook. Starała się jednak o tym nie myśleć, bo przecież nie mogła za swojego chrzestnego ustalać z kim się będzie spotykał, tym bardziej, że sama nie chciała, aby on to robił względem niej. Nie umknęło jej to, jak zamknął laptopa, co ją nieco zaniepokoiło, ale próbowała tego po sobie nie pokazywać. Kompletnie nie przejęła się natomiast tym, że mogła jakoś go urazić. Nie dlatego, że była niewychowana, czy chamska, a zwyczajnie nie potrafiła oceniać takich sytuacji i miała sporą trudność ze wczuwaniem się w to, co czuje ktoś inny poza nią samą.
- Faktycznie wybiera paskudnie słodkie zapachy, ale nie to jest najgorsze - wyjaśniła, wzdychając przy tym. - Po prostu i ten szampon i ten płyn to sama chemia... zniszczy sobie skórę, to jej możesz przekazać - dodała, znów posiłkując się gestem, jakim było wzruszenie ramionami. Nie rozumiała, jak w mieszkaniu jej chrzestnego mogą stać butelki z możliwie najtańszymi i najbardziej sztucznymi kosmetykami do kąpieli. To wręcz gryzło się jej z pewnego rodzaju wizją, z jaką w jej głowie związane było to miejsce. - Kosmetyki z lepszym składem też może znaleźć w takich dziwnych zapachach - uznała, że może jeszcze to dorzucić, żeby nie było, że obcej kobiecie dyktuje czego ma używać do mycia. Wiadomo, że nie, ale po prostu jakoś tego, co tam znalazła ją wręcz bolała, tym bardziej, że Lisbeth bardzo dbała o dobry skład tego, czym się otacza. Odprowadziła wujka do okna, ale sama nie czuła potrzeby palenia, tym bardziej, że była już zęby, dlatego po prostu sobie przysiadła, sądząc, że zaraz pójdzie spać, bo... oczy już jej się nieco kleiły, ale oczywiście on znów musiał zapytać o Remiego. Zanim w ogóle wzięła się za odpowiedź, westchnęła ostentacyjnie, by miał pewność, że nie cieszy ją ten temat.
- Zadziałał na niego mój czar - mruknęła z przekąsem, nie mogąc sobie podarować. No, ale zaraz postała mu leniwe spojrzenie. - Spotkaliśmy się na cmentarzu. Chciał się zaprzyjaźnić, ja nie chciałam, a potem... i tak się przyjaźniliśmy, ale dla mnie to nie było wystarczające... tylko, że on miał wtedy dziewczynę, ale rozstali się przeze mnie i wyszło na to, że też znaczę dla niego więcej, więc o, jesteśmy ze sobą - streściła, nie rozwodząc się za bardzo. Najchętniej wcale by nie mówiła, ale nie chciała wracać do nerwowej i kłótliwej atmosfery. Na tą oboje wyczerpali już limit dzisiejszego wieczoru.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie odrywał spojrzenia od Lisbeth, zaciekawiony tym jak wielką wagę przywiązywała do kosmetyków, które używała Marianne. Z początku sądził, że to coś na kształt czepialstwa - Lisa chwytała się wszystkiego, co mogło ją wzmocnić w swojej niezbyt pochlebnej opinii o Chambers. Może nawet trochę bawiła Jonę, jej dziwna reakcja, ale brunetka dodała kilka szczegółów, które rozproszyły uwagę Wainwrighta. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że Lisą kierowała nie chęć pomocy Marianne, a właśnie niechęć do rudzielca, ale udał, że kupił to wytłumaczenie, które pewnie było samą prawdą. Niestety nie mógł przekazać jej Mari, ale zanotował, aby samemu zorganizować jej nieco lepsze kosmetyki, skoro Lisa pozwoliła sobie tak bardzo skrytykować skład tych, które obecnie były w posiadaniu Chambers.
- Faktycznie ta guma balonowa to przesada, ale poza tym nie przeszkadza mi jej ekstrawertyczny gust - odpowiedział, nie odrywając przy tym wzroku od chrześnicy. Trochę kłamał, bo wolał subtelne i bardziej naturalne zapachy, ale musiał stanąć w obronie swojej kobiety. - Ale przekaże jej twoje słowa; pewnie wcześniej Marysia nie zwracała na to uwagi . - To także było kłamstwo, bo doskonale wiedział, że rudzielec kupował po prostu najtańsze kosmetyki, bo tylko na takie było ją stać, ale nie mógł, ani nie chciał powiedzieć tego Lisie.
Zaciągnął się papierosem, spoglądając na brunetkę, która zajęła miejsce na kanapie. Nadal czuł emocje, które wywołała w nim ch poprzednia dyskusja, ale wyciszył je na tyle, by nie przemawiały przez niego ponownie. Sam był już zmęczony, a przy tym nie chciał zamęczać Lisy, chociaż tych kilku pytań odpuścić sobie nie umiał.
Pierwszy komentarz przemilczał. Nie miał pojęcia co odpowiedzieć, a chociaż czuł, że Lisa rzuciła tę uwagę z przekąsem, dla Jony akurat nie było w tym nic zabawnego. Westbrook może i była specyficzna, ale przy tym także śliczna, inteligentna i na swój sposób zabawna. Zresztą usposobieniem przypominała mu jego samego, więc jakże mógł to krytykować.
- Znaczysz dla niego więcej? - Na tym się skupił, chociaż historyjka jaką sprzedała mu Lisa w opinii Jony, była po prostu denna. Soriente nie stronił do kobiet, zaledwie kilka minut temu Wainwright oglądał jego fotografie z jakąś modelką. Nie było więc mowy, aby to co wmawiał Lisie była prawdą. Pewnie nadal sypał z tamtą i... I chciał uwieść Lisę, a za jakiś czas to biedna brunetka będzie porzucona, gdy na jej miejsce znajdzie kolejną naiwną. - Interesuje mnie to jak wiele znaczysz, skoro z pośród tylu kobiet, akurat ciebie wybrał - Nie umiał powstrzymać tego komentarza, uszczypliwego, a zarazem dającego samej Lisie do myślenia. Może po prostu ktoś powinien otworzyć jej oczy, bo zaślepiona miłością nie dostrzegała oczywistości i faktów, które wszem i wobec mówiły, że powinna trzymać się od francuza z daleka.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

O tej godzinie normalnie już dawno by spała, ale aktualnie okoliczności niekoniecznie temu sprzyjały. Dyskusja z chrzestnym pobudziła ją, ale nie na tyle, by oczy jej nie piekły, domagając się odpoczynku. Póki co jednak ten musiał poczekać, w końcu sama zaczęła rozmowę, ale to nawet nie tak, że chciała ponarzekać na tą całą Marianne, zwyczajnie dziwiło ją to, jakiej chemii może używać i to tuż pod nosem wuja, który przecież był lekarzem, więc powinien być na to wyczulony.
- Powinna czytać etykiety, bo kiedyś się otruje i nawet nie będzie wiedziała, że sama sobie zgotowała taki los - mruknęła, nie rozumiejąc, jak można być tak nieodpowiedzialnym. Po prostu wciąż nie wierzyła, że jej wujek może spotykać się z kimś, kogo opis brzmi, jak jakiś nieśmieszny żart. W dodatku spotykał się z kimś takim, ale to Lisbeth wypominał związek z Soriente, który mimo wielu swoich wad i osobliwych zachowań, jednak miał klasę. Tylko, że tego Jonathan nie chciał dostrzec, wciąż wypowiadając się na ten temat tak, jakby każde słowo sprawiało mu dyskomfort w przełyk.
- Tak, znaczę dla niego więcej - powtórzyła po raz kolejny, skoro właśnie tych słów przyczepił się blondyn. - To takie dziwne, że dla kogoś, kto nie jest moją rodziną mogę więcej znaczyć? - zadarła nieco podbródek wyżej, by jej słowa brzmiały na jeszcze bardziej śmiałe. Nie podobał jej się ponownie charakter tej rozmowy i naprawdę była już tym wszystkim zmęczona, a drugi raz płakać nie chciała. Tylko, że wszystko do tego zmierzało, bo jego kolejne słowa... były jak policzek. Dla kogoś, kto praktycznie nie miał pewności siebie i cierpiał na wybitnie kiepską samoocenę takie słowa były poniżej pasa. Nawet nie mogła uwierzyć, że sobie na nie pozwolił i na moment zapadła cisza, która zaczynała już robić się nieznośna. Wtedy też podniosła się z kanapy, wmawiając sobie, że to nic, że da radę.
- Wiesz co, Jonathan? - zaczęła, czując jak wbija sobie paznokcie we wnętrze dłoni. Robiła to w zasadzie specjalnie, łatwiej było jej się skupić na czymś. - Nie znam twojej Marianne, ale widzę, że ci na niej zależy - wzięła głębszy wdech do płuc. Czuła, że bez tego broda by jej zaczęła drżeć. - Dlatego naprawdę jej życzę, aby nie spotkała na swojej drodze nikogo, kto będzie na tyle podły, aby powiedzieć jej coś podobnego, co ty mi teraz - udało się. Głos jej się nie załamał, ale jej spojrzenie było puste, nieobecne wręcz, mimo, że wycelowane w Wainwrighta. Wcale go nie widziała. Nic już nie widziała. - Nie chcę już z tobą rozmawiać, więc pójdę spać. Dobranoc - dodała i typowym dla siebie sposobem po prostu się odwróciła i poszła do sypialni mężczyzny, by wejść tam pod kołdrę i zaraz zwinąć się w kłębek, z telefonem w dłoni. Musiała napisać jeszcze kilka wiadomości do Remiego, bo przez to, co powiedział jej Jonathan, naprawdę zaczęła we wszystko wątpić. Nie, żeby kiedykolwiek naprawdę w to uwierzyła. W sumie wujek ma rację... Soriente mógł mieć każdą, więc po co mu ktoś taki, jak ona?
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miała rację. Jak widać nie tylko podobne usposobienie ich łączyło, ale także podejście do pewnych kwestii i o ile Jona doskonale orientował się w zdrowych odżywianiu i suplementacji, o tyle Lisa dysponowała niemałą wiedzą na temat odpowiedniej pielęgnacji. Może o zdrowym odżywaniu także sporo wiedziała, ale Jona był zaznajomiony z jej problemami z odżywaniem, więc tutaj temat był dość trudny do jednoznacznego osądu. Nie mniej jednak Westbrook zwróciła uwagę Jony na dość istotny aspekt życia Marysi i Wainwright postanowił także na tym polu coś zadziałać. Oczywiście o tym chrześnicy nie wspomniał, ale przytaknął porozumiewawczo dziękując za jej troskę.
Więcej uwagi nadal poświęcał Remiemu i temu w jaki sposób wpływał na Lisę, skoro ta zaślepiona była gotowa bronić go w każdy możliwy sposób.
- Nie, to absolutnie nie jest dziwne, ale ten facet ma prawie czterdzieści lat - burknął, oczywiście nieco wyolbrzymiając. Poza tym był hipokrytą, bo jego i Mari także dzieliła spora różnica wieku, ale Jona wychodził z założenia, że Chambers jest dorosłą i doświadczoną kobieta, a Lisa nadal dzieckiem, które gówno wie o życiu, ale stara się udawać wielce dojrzałą, gdy tak naprawdę jest pogubiona jak nigdy wcześniej.
Niestety popłynął za bardzo w swoich surowych i podłych zagrywkach. Może i chciał dobrze, bo liczył na to, że otworzy Lisie oczy, ale zapomniał, że była ona tylko słabą, naiwną pannicą. Poza tym nie miał pojęcia, że jej pewność siebie jest tak podkopana, ale to i tak go nie usprawiedliwiało. Słuchał słów chrześnicy, czując złość na samego siebie. Powinien rozegrać to inaczej, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafił. Nie był wrażliwy, ani empatyczny, wręcz przeciwnie. Na wiele sytuacji patrzył tylko z własnej perspektywy i dopiero chwile takie jak ta, w której urażona Lisa zniknęła za drzwiami sypialni, uświadamiały mu, jakim jest dupkiem. Zwykle mu to nie przeszkadzało, ale nie w przypadku, gdy jego zachowanie raniło bezpośrednio osoby dla niego ważne, a Westbrook bez dwóch zdań zaliczała się do tych najważniejszych.
Spalił papierosa, a tak właściwie dwa i dopił drinka. Myślał, że będzie miał w sobie siłę by pójść do niej i wyjaśnić sprawę, ale zrezygnował. Uznał, że Lisa także potrzebowała spokoju i dopiero nad ranem, po niezbyt dobrej nocy, zdecydował się do niej pójść. Zapukał cicho i mimo iż odpowiedzi nie usłyszał, postanowił wejść do zaciemnionego pomieszczenia. Ljsa leżała na łóżku, ale sądząc po godzinie jaka wskazywał stojący na nocnej szafce zegar, powinna być już przebudzona. Podobnie jak Jona, Westbrook zawsze wstawała skoro świt i oddawała się swoim rutynom.
Jona przez chwilę przyglądał się skulonej na materacu postaci, po czym podszedł bliżej.
- Przepraszam za to co powiedziałem wczoraj, Lilibeth - wyszeptał, przysiadając na krawędzi łóżka. W pierwszej chwili chciał dotknąć ramienia Lisy, ale ostatecznie zatrzymał dłoń w połowie ruchu i zacisnął w pięść, która bezwiednie opadła na kołdrę. - Źle mnie zrozumiałaś. Chodziło mi o to, że... Jezu, chciałem ci otworzyć oczy, bo... Lisa jesteś niezwykła: mądra, zdolna, piękna i bardzo wrażliwa. Nie chcę aby ktokolwiek to wykorzystał, a boje się, że może tak się stać - wyrzucił z siebie, ale szło mu to opornie. W zasadzie każde słowo wypowiadał niepłynnie, gubiąc się i bojąc, że po raz kolejny pogorszy sprawę. - Czekaj! Zanim cokolwiek powiesz... Owszem chciałbym, aby ten człowiek zniknął z twojego życia, ale rozumiem, że to niemożliwe. Chcę jednak, abyś była ostrożna, Lilibeth. Proszę, nie daj się skrzywdzić; tylko to miałem na myśli - dodał na sam koniec i ostatecznie uniósł tą dłoń, którą delikatnie zacisnął na ramieniu chrześnicy. Pewnie znów powiedział zbyt wiele. Może powinien tylko przeprosić, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że zawiódł Lisę. Nie był jednak mistrzem przemówień, a szczerze mówiąc ta sytuacja i towarzyszące jej rozmowy były dla niego jednymi z trudniejszych jakie odbył w życiu i był już kompletnie pogubiony w swoje roli mentora, opiekuna, ale też karcącego za złe decyzje dorosłego, który mimo wszystko widział, że jego mała chrześnica nieźle się pogubiła. Z jednej strony chciał ją wspierać, a z drugiej nie mógł po prostu żyć z tym czego się dowiedział i nic z tym nie zrobić.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Długo nie mogła zasnąć, ale ostatecznie zmęczenie wzięło górę i chociaż obudziła się jak zawsze z samego rana, wcale nie paliła się do wyjścia z pomieszczenia. Napisała tylko do Remiego, że już nie śpi. Dlaczego to zrobiła? Jakoś tak po prostu... przez słowa wujka chyba potrzebowała jakiegoś potwierdzenia, że Soriente naprawdę się nią interesuje. Było to głupie, ale nic nie mogła na to poradzić. Podnosiła się właśnie z łóżka, kiedy usłyszała pukanie, więc zareagowała trochę idiotycznie i na powrót położyła się na materacu, tyłem do wejścia, by udawać, że śpi. Myślała, że Jonathan nie wejdzie przez to, albo może pójdzie po coś do swojej łazienki, czy garderoby i zniknie, ale zamiast tego przysiadł na krawędzi łóżka. Zaskoczyło ją to, że zaczął od przeprosin, nie spodziewała się po nim takiego zachowania. Sama nie była dobra w przepraszaniu i unikała tego, jak ognia, ale też nie ma co ukrywać, w zachowaniu Lisbeth wiele było braków, na które jej rodzina po prostu przymykała oko. Uznała, że nie ma sensu dalej udawać, więc po prostu westchnęła i podniosła się na ramieniu, odwracając w stronę siedzącego na materacu mężczyzny.
- Czy wy wszyscy jesteście jacyś ślepi? - zapytała wprost, nie złośliwie, a z pełnym wyrazu niezrozumieniem. - Ty i tata w szczególności. Mówicie mi, że mogłabym mieć kogoś lepszego, że jestem taka zdolna, mądra... a nie zauważyliście, że przez całe życie byłam sama? - pokręciła głową na boki, bo naprawdę nie rozumiała już o co im chodzi. Jakby mieli na temat życia Lisbeth całkiem inny pogląd, niż ona sama. Fakt, o wielu rzeczach nie mówiła, ale pewne informacje były dość jasne i zauważalne. - On jako pierwszy się mną bardziej zainteresował, troszczył i nie dał się odtrącić. Zależy mu na mnie i masz rację, to niemożliwe żeby zniknął z mojego życia, nawet jeśli wydaje się to wszystko niepoprawne - zakończyła, pocierając twarz. Była wdzięczna za przeprosiny, za to, że już nie prezentował postawy, w której za wszelką cenę chciał jej wmówić, że musi zakończyć swój związek. Naprawdę to doceniała, ale po prostu chciała by zrozumiał, że nie jest idiotką, której starszy facet zawrócił w głowie. Była przecież świadoma tego, co robi. Mogłaby mu powiedzieć o tym, jak sam czekał, by nie zrobiła niczego pochopnie, jak nie chciał przekroczyć z nią pewnych granic, ale jednak... obawiała się, że jej zawstydzenie nie pozwoliłoby jej na podzielenie się z wujkiem takimi informacjami, a i sam Wainwright byłby tym mocno zażenowany. - Nie dam się skrzywdzić... przy nim pierwszy raz od dawna byłam szczęśliwa. No, a potem zaczęli dowiadywać się ludzie i wszystko szlag trafił - przyznała na wydechu, kolejny raz pocierając twarz, ale przynajmniej teraz spojrzała na swojego wujka. - Mu naprawdę zależy, chce nawet mnie przedstawić swoim rodzicom, ale po tym, jak zareagowała moja rodzina, sama nie wiem, czy chcę - dodała, bo taka była prawda. Jeśli państwo Soriente mieliby ją przyjąć tak, jak państwo Westbrook Remiego, albo jak przyjął go Jonathan, to pewnie by się z tego nie podniosła.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Całe szczęście, że Stan był podobnego zdania do Jona. Widocznie też nie dał się omamić i trzeźwo patrzył na rzeczywistość, biorąc romantyczne opowieści córki w duży cudzysłów. Wainwright mógł tylko wyobrażać sobie reakcję Westbrooka, gdy ten dowiedział się o wybranku Lisbeth. Nie mniej jednak, prawdopodobnie jak i Jona, musiał odpuścić i pogodzić się z tym, że nie uchroni małej Lisy przed wszystkim. Szkoda tylko, że ona tak uparcie chciała brnąć w coś, co na dłuższą metę nie miało żadnego sensu.
- Myślę, że trochę z własnego wyboru byłaś sama, Lilibeth. Nie ma co ukrywać, jesteś dość wybredna - odparł, może z lekkim, żartobliwym zabarwieniem, ale tak naprawdę miał na myśli fakt, że Lisa nigdy nie zadowalała się byle czym. Zawsze była niezwykle ambitna i wymagała od siebie więcej, nic dziwnego, że młodziaki w jej wieku nie spełniały pewnych standardów, ale czy musiała szukać odpowiedniego partnera pośród osób dwie dekady od niej starszych? - Niepoprawne to swoją drogą... Martwię się o ciebie - westchnął, ale nie było w jego głosie krzty pretensji. Był naprawdę zaniepokojony tym co działo się w życiu jego chrześnicy. Nie chodziło tylko o Remiego, bo o to w jakim środowisku znalazła się Lisa i co robiła, także napawało Wainwrighta obawą. - Swoim rodzicom? Powiedział ci tak? - Dopytał, bo ta informacja szczerze go zaskoczyła. Oczywiście uważał, że to kolejna bajeczka, którą Soriente sprzedał naiwnej Lisie, ale tę opinię Jona zachował dla siebie. - Może porozmawiamy przy śniadaniu, dobrze? - - Zaproponował po chwili. Jeszcze nim wstał z łóżka, na moment położył dłoń na ramieniu Lisy i ścisnął je ze swego rodzaju czułością. - Przygotuję twoje ulubione jajka i koktajl, a ty w tym czasie możesz na spokojnie się ubrać - dokończył i jeszcze nim wyszedł z sypialni zawitał w garderobie, by zabrać z niej świeże ubrania dla samego siebie. - Swoją drogą chciałam umówić się z Marysią na kawę, nieopodal twojej hali sportowej, ale nie wiem, o której tam będziemy - zagadnął wracając do sypialni i jeszcze na moment przystając by spojrzeć w stronę Lisy.
Obrazek

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Dragon Club”