WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedy dowiedziała się, że młodsza siostra zdecydowała się wrócić do miasta, nie mogła sobie odmówić zaproszenia jej na kawę. Nie wnikała nigdy w życie Perrie i mogła śmiało przyznać, że ich relacja nie była jakoś bardzo zażyła, ale mimo wszystko były siostrami, a Leslie jak to Leslie, z rodziną chciała żyć w zgodzie.
Korzystając z faktu, że jej facet wyjechał na jakieś pożal się boże ryby ze swoimi kumplami od kieliszka, życząc mu w myślach utopienia się, zabrała się za porządki. Nie chciała przecież przyjmować siostry w gościach, kiedy po salonie walały się puste butelki po alkoholu, a cały dom śmierdział papierosowym dymem i nie tylko. Doprowadzenie domu do normalności, wymagało więc poświęcenia sprzątaniu kilku długich godzin, podczas których pozdzierała sobie lakier z paznokci i wygniotła kolana, czyszcząc każdy centymetr podłogi. Było jednak warto, bo po tych kilku godzinach mogła śmiało stwierdzić, że dom prezentował się doskonale i właściwie lepiej, niż kiedykolwiek wcześniej. I pomyśleć, że potrzeba było do tego jednego wyjścia mężczyzny, który w tych czterech ścianach nie potrafił kiwnąć palcem, kiedy miał po sobie umyć kubek.
Zerkając na zegar wiszący na ścianie, zauważyła, że miała jeszcze dobrą godzinę dla siebie. Nie odmówiła sobie przeznaczenia jej na odrobinę relaksu. Zamknęła się w łazience, biorąc długą kąpiel z olejkami, solami i innymi bajerami, których zapach koił nerwy. Na chwilę przed umówioną godziną, była już ubrana i kończyła suszyć włosy, kiedy rozległ się dzwonek. Odkładając wszystko na półkę, wyszła z łazienki i skierowała się do drzwi.
Cześć młoda — uśmiechnęła się, wpuszczając Perrie do środka. Odruchowo obrzuciła ją uważnym spojrzeniem, by upewnić się, że ostatni rok był dla niej łaskawy, a powrót nie wiązał się z żadnym dramatem. Tych w rodzinie było ostatnio zdecydowanie za dużo, co przypomniało Leslie o kilku wymienionych z Lottie wiadomościach. Skrzywiła się. Nie sądziła, że nagle się pokłócą i to... o nic? Pokręciła głową. Rozumiała troskę starszej siostry, ale liczyła na to, że ta zrozumie, iż odejście od tego frajera, którego tego dnia nie musiała oglądać, nie było wcale taką prostą sprawą. Nawet jeśli wyczekiwała niecierpliwie dnia, w którym coś ją tknie, by zakończyć ten związek raz na zawsze.
Rozgość się. Upiekłam ciasto, zaraz przyniosę — rzuciła wesoło, widząc, że Perrie nie wyglądała na kogoś, kto miałby zaraz zrzucić na nią kolejną dramatyczną bombę, którą należałoby zachować w tajemnicy. — Chcesz kawy? Herbaty? Wina? — zagaiła, gdy dotarła do kuchennego aneksu i zabrała się za krojenie upieczonego z rana ciasta. Mogła coś kupić, ale nie miała czasu na to, by jeździć po mieście. Dużo łatwiej było pilnować piekarnika.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

3.

Powrót do Seattle oznaczał naprawę wszelkich kontaktów utraconych i tych zaniedbanych. Uważała, że z siostrami opuściła się w relacjach. Nie były już przyjaciółkami albo chociaż tak zażyłymi jak kiedyś. Owszem, z Leslie nie układało jej się tak świetnie jak z Charlotte, ale kochała je obie mocno i miłością równą. Chciała ich wsparcia i wspólnych wieczorów, babskich nocy przy planszówkach, winie i rozmowach o facetach.
Była w tyle z bieżącymi informacjami. Nie wiedziała nic, co się dzieje w życiach starszych sióstr. Czy były szczęśliwe? Właściwie – czy miały kogoś? Jak wyglądały ich kariery i relacje z resztą członków rodziny? Przez wideo rozmowy nie można się dowiedzieć wszystkiego. Trzeba czasem stanąć twarzą w twarz, wyczuć emocje drugiej rozmowy i obserwować jej zachowanie, bo to wiele zdradza. Stresowała się. Dopiero co dowiedziała się o wyjeździe Saoirse, która miała odebrać ją z lotniska, a przysłała Griffitha. Była… wściekła? Szczęśliwa? Zmieszana. Nie wiedziała, co o tym wszystkim ma myśleć. I Sao! Jej ukochana siostrzyczka rzuciła wszystkich i wyjechała.
Brzmi znajomo. Perrie zrobiła dokładnie to samo rok temu, tylko wtedy Mason rzucił ją.
Rozpakowała się w końcu, skoro miała zostać na dłużej. Nie mówiła nikomu o jej tymczasowym miejscu zamieszkana i wolała, by pozostało to między nią a Blakiem przez najbliższe dni. Czekała na odbiór mieszkania, które wciąż było w wielkim remoncie. Zaprosi obie siostry do siebie, gdy wszystko będzie wykończone. Uczczą jej powrót należycie. Z portugalskim winem.
Przyszła o umówionej godzinie, nie mogąc dłużej usiedzieć w domu. Miała dosyć myśli o byłym narzeczonym, zwłaszcza, że ich spotkanie nie przebiegło dokładnie tak jak sobie ustaliła. Chciała zacząć odnawiać wszystkie relacje już teraz, choć jet lag wciąż ją trzymał i ledwie miała siły, by zwlec się z łóżka. A może to te wspomnienia, co przytłaczały ją wciąż, gdy mijała znane miejsce, niegdyś ulubione jej i Masona? Zrobiła się bardzo sentymentalna, co nie było do niej podobne. Nie żałowała jednak wyjazdu na Maderę, którą kochała mocniej niż Seattle. Jednak to tu ma wszystkich, których kocha.
- Cześć! W końcu! – zaraz po dostaniu uważnej oceny sytuacji, objęła Leslie mocno, nie chcąc jej puszczać przez następną minutę. Albo dziesięć. Rok ten był dla niej łaskawy. Pomógł jej oswoić się ze wszystkimi stratami, odżyć na nowo i rozwinąć się. Teraz nadszedł czas na dowiedzenie się najważniejszych spraw w życiu sióstr. Gdy w końcu odsunęła się, odetchnęła i wręczyła Leslie niewielki upominek: sukienkę zrobioną pod nią z materiałów maderskich i właśnie w jej klimacie. Do tego miała portugalskie wino oraz jakieś przekąski. – To dla ciebie. Upominek prosto z Madery. A, przyszłam z Madi, nie przeszkadza ci? Nie mogłam jej zostawić samej – wskazała na suczkę, która posłusznie siedziała przy jej nodze i wpatrywała się w siostry.
Uśmiechnęła się, czując zapach ciasta roznoszący się po całym mieszkaniu. Tęskniła za wypiekami Leslie, za którymi przepadała. Niemal ślinka jej pociekła. Usiadła w salonie z westchnieniem na kanapie, biorąc psa na kolana.
- Wiesz co, może… kawy? Nie mogę odespać tego lotu i zmiany otoczenia – parsknęła. Alkohol działał na nią usypiająco, więc wolała nie ryzykować. Wstała zaraz i poszła za Leslie do kuchni, Madi trzymając wciąż w objęciach. – I jak tam? Coś strasznego działo się podczas tego roku?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No w końcu! Już myślałam, że się ciebie nie doczekamy — roześmiała się, odwzajemniając uścisk siostry równie mocno. Rok przeleciał w zawrotnym tempie, ale i tak do ostatniej chwili pozostawała niepewność, czy Perrie zdecyduje się na powrót do rodzinnego miasta. Taka sama, jaką teraz Leslie odczuwała względem wyjazdu Sao. — Dzięki, kochana — uśmiechnęła się i spojrzała na psa, którego wcześniej nie zauważyła. Przykucając, dała mu obwąchać dłoń i podrapała za uchem w ramach powitania. — No co ty, dobrze, że ją wzięłaś — zapewniła, jeszcze jedną krótką chwilę poświęcając psiakowi, który był najzwyczajniej w świecie uroczy i któremu poświęciłaby więcej uwagi, gdyby nie to, że tę ukierunkowała na młodszą siostrę.
Jasne, skoro tak, to kawa faktycznie ci się przyda — uśmiechnęła się i zerknęła na siostrę i jej psa — Puść ją, niech sobie pochodzi — zasugerowała. Nie była pedantką, psie łapy na podłodze, sierść i ślina wcale Leslie nie przeszkadzały, a pies z pewnością byłby szczęśliwy mogąc się poruszać na własnych łapach niż ludzkich rękach.
Nie, no co ty. Miasto stoi, wszyscy żyją i wiodą nudne życie — odparła bez zastanowienia. Zatajanie prawdy weszło jej w nawyk. Nie, żeby była z tego dumna. Szlag ją powoli trafiał. W tej rodzinie sekret gonił sekret, ale co niby miała zrobić, że nie wiedzieć kiedy, stała się powiernikiem wszystkich tajemnic. Jedna siostra zabiła człowieka? Milcz. Druga siostra zaszła w ciążę? Milcz. Ojciec puścił się z jakąś babą i zrobił dzieciaka prawdopodobnie w zbliżonym do nich wieku? Milcz. Ktoś inny wywinął jakiś numer? Milcz. Jej życie było jednym wielkim milczeniem, jeśli chodziło o sprawy rodziny. Była zmuszona robić dobrą minę do złej gry, choć wcale jej się to nie podobało. Miała dość. Tak zwyczajnie i po ludzku. Jednocześnie jeśli już obiecywała, że będzie milczeć, nie zamierzała tego zmieniać. — Mów lepiej, jak tobie minął ostatni rok. Wszystko w porządku? — dodała. Wolała posłuchać, co wydarzyło się u siostry w ciągu ostatniego roku, niż zarzucać ją serią kłamstw o tym, jak dobrze wszystkim powodziło się w Seattle.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Początkowo nie sądziła, że wróci do domu, do Seattle. Była zbyt zraniona, by móc znów chodzić po mieście, po kraju, w którym w każdej chwili mogła spotkać swojego narzeczonego. Żal z czasem zaczął odpuszczać, a i dorosła w końcu, właściwie dojrzała, aby nie myśleć o tym wszystkim w tak głupi sposób. Musiała poradzić sobie, wziąć ból na barki i żyć dalej. Żyć – starać się chociaż, by reszta lat na ziemi nie była tak nieprzyjemna jak przez ten rok. Nadszedł czas, aby opowiedzieć o wszystkim siostrom, od a do z, dlaczego się zepsuło między nią a przyszłym mężem.
Puściła Madi wolno i ta zaczęła od razu krążyć po mieszkaniu i węszyć, trzymając jednak się wciąż blisko Perrie. Kontrolowała cały czas, czy jest w pobliżu i w którym miejscu się znajduje.
- Nie ruszam się bez niej nigdzie. Nawet do pracy ze mną chodziła i udało mi się załatwić zaświadczenie, że jest psem wsparcia to była ze mną na pokładzie – powiedziała z uśmiechem, obserwując suczkę, która poznawała wciąż nowe miejsce.
Perrie nie wiedziała nic, co się dzieje w życiach Hughesów. Zwłaszcza ten rok był dla niej jak odcięcie się w zakonie, bo nic do niej nie dochodziło. Wcześniej – dobrze, miłość mogła ją zamroczyć, umysł trochę zasłonić chmurami tak ważnego uczucia. Teraz? Przez rok nie funkcjonowała w ogóle, jakby nie istniała, ale teraz powinna wiedzieć wszystko. Może to pomogłoby jej lepiej przejść przez tą żałobę i porzucenie? Musi zacząć żyć na nowo. Tylko jak? Zgubiła gdzieś po drodze instrukcję obsługi, bez której nie radzi sobie. Ale ma to rodzinne – udaje wciąż, że jest dobrze, że nic się nie stało i że wcale nie była w ciąży, a rozstała się z Masonem za jej prośbą, nie na odwrót. Łatwo było kłamać i udawać.
Podeszła w końcu bliżej siostry, by lepiej ją widzieć. Zastanawiała się długo, jak wiele Leslie powinna wiedzieć. Widząc ją szczęśliwą, bała się rzucać na nią tak wielką bombę jak jej poronienie wskutek wypadku. Więc? Cecha rodzinna uruchomiona.
- Wciąż się leczę z miłości do Masona, ale… ogólnie to było dobrze. Jest lepiej – uśmiechnęła się delikatnie, sunąc palcem po blacie jakby w geście uspokojenia. Musiała zataić jak było jej źle psychicznie, jak nie radziła sobie z własnymi emocjami, bo po co zadręczać siostrę czymś takim? Uchyliła jednak rąbka tajemnicy, bo potrzebowała już rozmów, szczerych i siostrzanych. – Na razie tam nie wracam. Kupiłam mieszkanie przez przedstawiciela, teraz trwa remont, taki generalny i niedługo się wprowadzę tam. W South Lake Union. Przyjemna okolica, byłam tam zaraz po przyjeździe między drzemkami – zaśmiała się rozbawiona. Nie mogła wciąż przestawić się na inny czas. Żyła też maderskim słońcem, którego brakowało jej w Seattle, gdzie wciąż padało i było przez to chłodno. Chodziła w warstwach na cebulkę, niemal jak jakiś ogr. – Nie wiedziałam nawet, że Sao wyjechała. Dowiedziałam się dopiero, gdy obiecała przyjechać po mnie na lotnisko, a wysłała Blake’a wrabiając go, że to ona przyjeżdża. O co chodzi w ogóle? Dlaczego nic mi nie powiedziała, co? Wiesz cokolwiek na ten temat?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Właściwie to skąd ją wytrzasnęłaś? — zagaiła, spoglądając na psa, który zaczął zwiedzać kąty domu, a jednocześnie uważnie obserwował Perrie, jakby bojąc się, że ta lada moment zniknie mu z pola widzenia. Leslie uśmiechnęła się pod nosem. Fajnie byłoby mieć takiego czworonoga, który pewnie w roli przyjaciela był milion razy lepszy niż ludzie. Nie pytał, nie komentował, nie oceniał. Po prostu był.
Leslie nie miała pojęcia, jak obeznana w życiu rodziny była Perrie. Tajemnicą nie było bowiem to, że o ile ona lepiej dogadywała się z Sao, tak Perrie miała lepszy kontakt z Charlotte. A ile Lottie jej powiedziała? To było jedną wielką niewiadomą, dlatego w rozmowie z młodszą siostrą, Leslie zamierzała być dość ostrożna by nie palnąć niczego, co mogłoby wywołać olbrzymie zamieszanie.
Musisz wyskoczyć na miasto. Wiesz, jakaś imprezka, alkohol, faceci, muzyka. Poznasz jednego, drugiego, będziesz się dobrze bawić i w końcu zapomnisz — zasugerowała. Najlepszym lekiem na uczucia do jednego faceta, było skupienie swojej uwagi na innym. Problem pojawiał się, gdy te uczucia były jedynie usypiane. Wówczas po licznych przygodach i tak wracały niczym bumerang, ku niezadowoleniu samej zainteresowanej. Leslie znała to aż za dobrze i miała wrażenie, że powoli traciła nad tym wszystkim kontrolę, ale starała się robić dobrą minę do złej gry i udawać, że jest dobrze.
To kiedy huczna parapetówka? — zapytała, ciesząc się, że siostra zdecydowała się kupić mieszkanie w okolicy. Może chociaż z jej powrotem, ta rodzina zacznie wychodzić na prostą?
No... Wyjechała, niedawno. Nie pytaj dokąd i kiedy wróci, bo tego nie wie nikt. Podobno musiała sobie coś poukładać z daleka od Seattle — westchnęła. Wyjazd Sao był zaskoczeniem, a to, gdzie ich siostra się podziewała i jak długo zamierzała tam zostać, było tajemnicą dla wszystkich. Jedynie wąskie grono wiedziało, że na swój sposób było to powiązane z ostatnimi dość dramatycznymi wydarzeniami, o których Perrie zdecydowanie nie powinna była słuchać. Sekrety.... — Myślę, że jak się zadomowi tam gdzie teraz jest, to się odezwie a w święta będziemy ją mogły przemaglować, żeby powiedziała coś więcej — dodała z lekkim uśmiechem. Miała nadzieję, że Sao przyjedzie chociaż na święta albo rodzinne uroczystości typu urodzin.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zerknęła na pieska, który zatrzymał się przy kanapie, bo wyniuchał coś pod nią. Perrie uśmiechnęła się delikatnie z rozbawieniem i przeniosła spojrzenie na siostrę.
- Moja sąsiadka miała hodowlę. Psy są oddawane na szkolenia na psy-przewodników albo do policji czy straży granicznej. Oddała mi jednego za niewielką cenę, bo Madi urodziła się mniejsza niż jej rodzeństwo i tak została u mnie – powiedziała z rozmarzeniem, bo wciąż miała przed oczami widok malutkich szczeniaczków, które chodziły po sobie, byle dostać się do psiej-mamy.
Parsknęła cicho na jej słowa, kręcąc głową. Ona i imprezy? Chyba już nie w tym życiu. Kiedyś lubiła, przecież na jednej z nich, jeszcze studenckiej, poznała swojego byłego narzeczonego! A teraz? Nie potrafiła wyobrazić sobie szaleć na parkiecie i pić nieziemsko drogie drinki. Z drugiej jednak strony właśnie w ten sposób teraz poznaje się innych ludzi. Nie przypadkiem na ulicy. Nie podczas zakupów spożywczych. I też nie podczas robienia prania w pralni. W klubach. Na imprezach życia. Nie podobał jej się ten pomysł, co chyba tylko oznaczało, że wciąż potrzebuje czasu na oswojenie się ze swoją sytuacją. Czy wszystkie siostry Hughes musiały mieć takie nieszczęście do facetów?
- Już niedługo! Będziesz wiedzieć pierwsza! Zabiorę cię tam przed urządzaniem jeszcze, pomożesz mi z wystrojem wnętrza, bo na ciuchach mogę się znać, ale nie na projektowaniu przestrzeni – parsknęła, w głowie mając wciąż fakt, że jej niedoszły mąż miał dobre oko do takich rzeczy. W końcu był architektem. Wyrzuciła go jednak szybko z głowy, nie chcąc zaprzątać sobie myśli przeszłością.
Odetchnęła głęboko, wbijając wzrok w swoje dłonie. Zdjęła pierścionek zaręczynowy, bo palce wciąż jej puchły po locie. Źle je znosiła. Tak jak nieobecność jednej z sióstr.
- Mam nadzieję, że się odezwie. Nie wiem, dlaczego liczyłam, że po roku poza domem tak wiele się zmieni. W sensie… nie ma Sao, a to już duża sprawa. Mam nadzieję, że nic więcej strasznego się nie działo. Że ty i Leslie jesteście szczęśliwe. I że Mason też sobie ułożył życie. I rodzice… że są zdrowi – mruknęła przybita, opierając się o blat kuchenny. Zbyt wiele ją ominęło, choć nie do końca zdawała sobie z tego wszystkiego sprawę. Liczyła, że dowie się ploteczek o rodzinie właśnie od Leslie, by była choć trochę bardziej na bieżąco. Miała jedynie nadzieję, że wszystkim układa się dobrze. Nic więcej jej nie potrzeba. Za dużo złego już się wydarzyło i sądziła, że Hughesowie wyczerpali ten limit. Już samo to, że Blake wyszedł wcześniej na wolność było dobrym znakiem! Zwłaszcza, że wierzyła w jego niewinność. – Bo ty, Les… jesteś szczęśliwa, prawda? – zagaiła jeszcze, obserwując siostrę uważnie i z nadzieją w błyszczących oczach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Hej, radzę sobie z makijażem u zmarłych, ale nie z dekoracją wnętrz — roześmiała się. Dekoratorka była z niej żadna. Jeśli jednak Perrie chciała pomocy, to nie mogła jej odmówić. Dzień spędzony poza domem w różnego rodzaju sklepach z meblami i dodatkami, brzmiał jak naprawdę dobry pomysł. Zawsze to kilka godzin spokoju i odnajdywania spokoju ducha, gdy głowę zamiast problemów, będą zaprzątać zakupy.
Tak, rodzice są zdrowi. Nie narzekają. Wszyscy jakoś się trzymamy i po prostu żyjemy dalej, bo co ma być, to będzie, nie? — odparła. Śmiała wątpić w to, że w tej rodzinie ktokolwiek był szczęśliwy i mógł powiedzieć, że życie układało się po jego myśli. Gdyby Leslie wierzyła w klątwy, powiedziałaby, że ktoś rzucił ją na tę rodzinę. Nie widziała innego wytłumaczenia dla tego, że praktycznie każdego w ostatnich miesiącach dopadała seria nieszczęść mniejszych i większych. Co gorsza w chwili, w której nic nie wskazywało na to, by lada dzień życie Hughesów, miało wyjść na prostą.
Tak jestem — odparła bez zająknięcia. Kłamstwa naprawdę wchodziły jej w nawyk. Czy była szczęśliwa? Nie tak, jak powinna. Nie chciała jednak zadręczać siostry problemami. Perrie miała wystarczająco dużo swoich. Nie musiała słuchać o tych jej, które prędzej czy później miały dobiegnąć końca. Bo przecież w końcu musiało być lepiej, tak? Uwolni się ze związku, który nie dawał jej tego, co jeszcze kilka miesięcy wcześniej. Zapomni o sekretach, w które wpędziła ją rodzina, a może nawet wyleczy się z uczuć, które nie powinny mieć miejsca. Tak, wierzyła w to, że właśnie tak będzie.
I przeliczyła się, bo właśnie wtedy usłyszała otwierające się w niewielkim holu drzwi. Zaklęła w myślach, patrząc to na siostrę, to na niewielki korytarz.
Poczekaj chwilę, Perrie... — poprosiła i podniosła się z kanapy. Tak jak sądziła, w progu przywitał ją widok, którego miała nadzieję, że uniknie w trakcie wizyty siostry. Westchnęła z rozżaleniem. Nie rozumiała czemu jej facet wrócił tak wcześnie. Mogła się jedynie domyślać, że wcale nie pojechał na ryby. Że to była jedynie wymówka.
Krótka wymiana zdań, skutkowała tym, że mężczyzna udał się na piętro. Leslie wróciła do pokoju i uśmiechnęła się blado do siostry.
Wybacz, Marcus miał ciężki dzień w pracy — skłamała, ciesząc się, że wcześniej nie wspomniała siostrze o rybach. Dzięki temu mogła się pokusić o żałosne tłumaczenie tego, czemu mężczyzna szedł na wyższe piętro, burcząc i klnąc pod nosem, a jego ruchy jasno wskazywały na to, że był po spożyciu procentów. Gdy z piętra dobiegły głośne przekleństwa, skrzywiła się. — Bardzo zły dzień. Cholera, może zaraz się położy. Jeśli nie... Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli... — urwała. Nie chciała wypraszać siostry, ale nie chciała też, by Perrie musiała wysłuchiwać wiązanek alkoholika i furiata.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mogła jedynie machnąć ręką, bo dla niej makijaż zmarłych był na wyższym poziomie niż żywych, więc Leslie po prostu musiała z nią wybrać się na zakupy.
- To jesteśmy umówione – powiedziała jedynie z rozbawieniem. Nie chciała dekorować wnętrza sama, a zresztą, czasem drugie oko daje inną perspektywę i pomysły. Perrie potrzebowała kilka rad, bo nie do końca wiedziała jak urządzić mieszkanie. Choć to jeszcze chwila.
Uśmiechnęła się na jej słowa, które były pewną formą pocieszenia. Ta rodzina z pewnością nosiła na sobie jakąś klątwę. Kiedy to się zaczęło? Mieli gdzieś w drzewie genealogicznym jakichś wampirów albo wilkołaki, które naraziły się tym wyżej w hierarchii? Bo na to wyglądało. Perrie nie do końca zdawała sobie z tego sprawę, ale już niedługo. Wszystko wyjdzie na jaw, łącznie z jej sekretami. Obie jednak chorują nie chorobę nieuleczalną jaką jest miłość. Nie potrafią zostawić jej, choć ona w niektórych przypadkach ich nie chciała. Żyją z nią, coraz ciężej mając na sercu, bo zamiast uwolnić się z tego – one wciąż brną w bagno. To była kolejna wspólna cecha obu sióstr. Leslie nie może zapomnieć o byłym? Perrie to samo! Czy to kiedykolwiek się skończy?
- Cieszę się. To najważniejsze, naprawdę, bez tego… sypie się wszystko – odparła z westchnieniem, obrazując sobie momenty sprzed roku. Niedawno była rocznica wypadku, więc i jej największej straty, bo podwójnej. W tamtym dniu odeszło od niej nie tylko dziecko, ale i Mason. Nie pogodziła się z tym jeszcze do końca, więc i o całkowitym szczęściu nie było tu mowy. Chciała jednak, aby Leslie miała jednak dobre życie.
Nadzieja ta zgasła wraz z pojawieniem się Marcusa. Nie nasłuchiwała, a po prostu… słuchała. Wywnioskowała, że wcale nie jest dobrze między nimi i to z jego winy. Alkoholik. Ciekawe czy ją bił? Jak podle musiała czuć się w tej chwili, mając Perrie za świadka całej sytuacji. Wzięła więc psa na ręce, zabawiając go, by dodatkowo nie spłoszyć Leslie, ale gdy tylko wróciła do niej, chwyciła siostrę za rękę.
- Zrobię wszystko, co zechcesz. Tylko nie kłam już, proszę, Les – szepnęła, na wypadek gdyby mężczyzna miał je usłyszeć. – Mogę ci jakoś pomóc?
Chciała bardzo jakoś jej pomóc, ale jak? Spakować walizki siostry i uciec z nią – właśnie, dokąd? Do Blake’a, u którego chwilowo się zatrzymała? Wiedziała, na co stać alkoholików i przez to bała się o Leslie tylko bardziej. Już nie wierzyła, że jest szczęśliwa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Skinęła głową, potwierdzając tym samym, że były umówione i z umowy zamierzała się wywiązać. Czego jak czego, ale tego, że się z nich nie wywiązywała, nie można było jej zarzucić.
Leslie również zastanawiała się nad tym, kiedy to wszystko się zaczęło. Jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że odpowiedzi nie znajdzie. Tak po prostu było. Na pecha nie było rady i trzeba się było z nim mierzyć, czekając na dzień, w którym uśmiechnie się do nich szczęście. A prędzej czy później musiało się uśmiechnąć do wszystkich. Do niej, do Perrie i do Lottie. Może nawet do ich biednej matki, która chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, że ojciec puszczał się na boku i miał jeszcze jedną córkę.
Szlag ją trafiał, ilekroć o tym myślała.
To fakt... Szczęście idzie w parze z tym, jak toczy się nasze życie — przyznała. Nie dało się ukryć, że człowiek nieszczęśliwy nie potrafił doprowadzić do tego, by jego życie było takie, jakim chciał, żeby było. Coś się sypało i ciągnęło za sobą ciąg sytuacji, których nie chciało się doświadczać. Chwila słabości, smutku i niepewności mogła doprowadzić do tego, że kolejne dni nie dawały żadnej frajdy. Każdy aspekt życia był przykrą koniecznością, z którą należało się zmierzyć, a takie podejście nie współgrało z tym, by dać z siebie sto procent. Wręcz przeciwnie, doprowadzał do tego, że podły nastrój odbijał się na wszystkim. Zaangażowaniu w pracę, hobby i na wiele innych rzeczy. Ona jeszcze jakoś się trzymała. Dawała radę i potrafiła czerpać radość z wielu rzeczy, ale jak długo mogło to jeszcze trwać? Ile była w stanie znieść?
Ten dzień miał to chyba zweryfikować.
Marcus również, skoro odebrał jej tę chwilę spokoju i zadowolenia, jakie odczuwała, mogąc się spotkać z siostrą, której nie widziała od dobrego roku.
Ja...nie kłamię. Westchnęła ciężko, odwracając wzrok od siostry. Było jej wstyd. Przed momentem zapewniała, że jest szczęśliwa i wszystko się układa, a teraz Marcus dowiódł tego, że kłamstwo miało krótkie nogi. — To skomplikowane, Perrie — mruknęła cicho. Było skomplikowane i to cholernie. — Nie mów nikomu. Nie chcę robić zamieszania. Sama sobie z tym poradzę — poprosiła. Tym razem to ona zrzucała na czyjeś barki swój sekret. Pierwszy raz od dawna to nie ona była proszona o dochowanie tajemnicy, lecz sama o to prosiła. I wcale nie czuła się przez to lepiej. Nie chciała jednak, żeby Perrie zaalarmowała rodzinę, przyjaciół czy kogokolwiek innego. To było jej życie i jej sprawa. Tkwiła w tym na własne życzenie, bo nie potrafiła powiedzieć dość.
Krzyk składający się na jej imię, pełen agresji poniósł się z wyższego piętra, sprawiając, że się wzdrygnęła. Nie dlatego, że się bała. Nie bała się, bo wiedziała, że skończy się tylko i wyłącznie kolejną awanturą. Krzyki będą się niosły po całym domu i na tym się skończy. Dzień jak co dzień.
Poradzę sobie, naprawdę. Nie musisz się martwić — zapewnił siostrę. Czy w to wierzyła? Owszem. Przecież radziła sobie od kilku długich miesięcy. — Potem zadzwonię, umówimy się na mieście, co? — zaproponowała, wymuszając uśmiech, który miał zapewnić Perrie w tym, że było w porządku. Nawet jeśli nie było, a zaproszenie siostry do siebie, okazało się błędem, za który płaciła upokorzeniem i wstydem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szczęście idzie w parze z tym, jak potoczy się nasze życie. Według teorii Leslie, Perrie skazana jest na… porażkę. Bo pomimo rozwijającej się kariery, człowiek nie może żyć długo bez miłości. Zgorzkniały się wtedy robi i osamotniony, przez co to smutek i zrezygnowanie rządzą życiem. Fatalnie. Coś musiało też i o niej źle świadczyć, skoro Mason zakończył ich związek, bo nie wierzyła, że po prostu nie mógł znieść poczucia winy. Wybaczyła mu od razu. Siebie za to obwiniała, ponieważ nie uratowała ich narzeczeństwa. Teraz więc oboje tkwią w rozpaczy, nie znajdując głównego sensu swojego życia. Łatwo było oddać kontrolę na poczet rozsypania i chaosu tego, co stabilne być powinno. Chyba wszystkie siostry, jak nie cała rodzina, znała to uczucie aż za dobrze.
Kłamiesz, Leslie. Perrie wcale nie dziwiła się siostrze. Sama kłamałaby w żywe oczy, byle nikt nie zorientował się, co się dzieje w jej życiu złego. Ba, Leslie do dnia dzisiejszego nie wiedziała o straconej ciąży Perrie! Jedynie garstka wiedziała, bo chciała przeczekać pierwszy trymestr dla pewności, by nie zapeszyć. Miała pojęcie, że wiele kobiet traci dzieci na początku tygodni, gdy już powiedziały o wszystkim rodzinie. Ona nie chciała ich martwić na wszelki wypadek. Bo kochała to dziecko; zwłaszcza, że miała je wychować z miłością swojego życia. Więc – nie dziwiła się. A jednak jakoś pomóc chciała. Pytanie tylko czy Leslie tego chciała.
- Nikomu nie powiem, obiecuję, ale… - zawsze musi być jakieś ale – proszę, powiedz mi, gdybyś zebrała się na odwagę i chciała coś zmienić. - Perrie zawsze będzie przy Leslie. Zawsze. Choć nie spodziewała się takiej bomby zrzuconej na nią chwilę po przyjeździe. Spodziewała się bardziej zaręczyn sióstr, tajemniczych ślubów albo przygodnych kochanków. Zastała Pandorę, co spustoszenie sieje w życiach. – Nie musisz być w tym sama, Les, dobrze? Zapamiętaj to.
Nie zamierzała zdradzać jej sekretu rodzinie, ale… Blake właściwie nie był rodziną. Może pomógłby rozwiązać tą sytuację? Nastraszyłby Marcusa, powiedziałby mu coś i zapakowałby rzeczy Leslie do limuzyny raz na zawsze. A jeśli nie on – Perrie sama to zrobi. Wiedziała, że teraz liczył się każdy dzień, bo już lepiej nie będzie na pewno.
I ona drgnęła zaskoczona, trochę wystraszona na krzyk mężczyzny. Jej wzrok powędrował od razu w stronę schodów, jakby spodziewała się zaraz jego odwiedzin i awantury. Wstała jednak z kanapy, wiedząc, że nie pomoże siostrze w tej chwili. Była przerażona, że musi zostawić ją samą, z nim. Pokiwała jednak głową, zapinając smycz psu.
- I tak muszę iść – mruknęła, oczywiście kłamiąc. Liczyła, że w ten sposób Leslie choć ciut lepiej się poczuje. – Ale pamiętaj! Masz dzwonić w razie czego. Twój sekret jest ze mną bezpieczny – dodała, przytulając jeszcze mocno Leslie.
Wyszła, choć niechętnie, ze strachem w sercu zasianym przez pijanego mężczyznę.

/ zt2

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”