WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

2.

W końcu musiał nadejść ten moment zmierzenia się z przeszłością. Już sam powrót był pierwszym, ogromnym krokiem ku staremu nowemu. Zaakceptowała fakt, że nie będzie matką tak jak wtedy przyswoiła sobie, że będą mieli dziecko. Często wracała wspomnieniami do samego Alderidge’a, ich wspólnej przeszłości i niedoszłej przyszłości. Myślała o nim coraz więcej, gdy powrót do domu był już pewną i nieodwracalną kwestią. Chciała go zobaczyć, jak się trzyma i czy radzi sobie. Wiedziała jak wszystko przeżywał. Potrzebowali czasu, by poukładać sobie życie na nowo. Potrzebowali czasu, by zagoić powstałe rany wojenne i posklejać serce poharatane. Może tym spotkaniem liczyła na polepszenie własnego humoru, może po prostu chciała zakończyć to raz na zawsze, bez żadnego żalu, który w niej tkwił. Nie sądziła, że tak się stanie; że rozdzieli ich wypadek i strata dziecka. Mieli być ze sobą już do końca życia, na dobre i na złe, niezależnie od sytuacji.
Tak miało być. Prawda? I ten cały ból z przeszłości też minie? Czy nie? Musi. Nie mogą żyć ciągle, rozpamiętując najgorsze chwile z życia. Byli nierozłączni. Mieli wspólne plany na przyszłość. Razem było słowem kluczem, które trzymało wszystko w ryzach. Nawet kariery im nie przeszkadzały w tej miłości, która była prawdziwą i jedyną taką. Dlaczego więc teraz mają wszystko zaprzepaścić? Wciąż mają szansę na życie w dobrych relacjach; nie w związku, skoro żywią do siebie żal czy jak Mason, mają tak ogromne wyrzuty sumienia. Mogą być przyjaciółmi, albo dobrymi znajomymi, którzy wciąż mogą się o siebie troszczyć. Była to winna Masonowi, mimo wszystko. Zbyt wiele ich łączyło, by mogła o nim zapomnieć ot tak. Nie chciała zapominać. Jego zdjęcie wciąż miała schowane w portfelu, przez co czuła, że jest z nią cały czas. Był jej bratnią duszą, jak można z tego tak łatwo zrezygnować?
Walczyła trochę ze sobą. Bo, co jeśli on nie chce jej widzieć? Skończył to nie bez powodu przecież. Odczekała dzień. Najpierw oswoiła się z wieścią, że jej siostry wcale nie ma w mieście. Dała sobie też czas na odpoczynek, więc zanim pojedzie do rodziny, najpierw odwiedzi Masona. Przekona się na czym stoją. Czy ma do niej jakiś żal. Czy porozmawiają, o pierdołach, nie o ich wspólnej tragedii. Może wypiją razem kawę? Perrie opowie mu o swoich zawodowych sukcesach? Przedstawi też Madi, z którą stała się nierozłączna. Och tak, bierze ją ze sobą. Suczka przywykła do wiecznych podróży, nie mogłaby zostać w domu.
Ubrała się ładnie, tak, aby wyglądać na zdrową i choć trochę szczęśliwą. Z tym ostatnim było różnie, ale nikt nie musi mieć tego świadomość. Było z pewnością o wiele lepiej niż rok temu.
Zapukała do drzwi i odsunęła się nieco, wbijając wzrok w swoje buty. Znów zaczęła się wahać czy to na pewno jest dobry pomysł. A może nie ma go w domu? Pewnie nie ma, bo nie otwiera. Odwróciła się na pięcie, postanawiając uciec stąd jak najszybciej, uznając jego nieobecność jak znak. Nie słyszała jak otwierał drzwi. Zagłuszyło go bicie własnego serca i szum w uszach od krwi buzującej w jej ciele. Madi zaszczekała i dopiero wtedy Perrie odwróciła się znów w stronę mieszkania. Odetchnęła płytko, uśmiechając się delikatnie i niepewnie.
A więc jesteś.
- Cześć, Mason – szepnęła i było to jedyne co przeszło jej przez zaciśnięte gardło.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ignorowanie przeszłości Mason opanował do perfekcji. Od dnia wyjazdu niedoszłej żony z miasta wszystko stało się bardzo automatyczne, wyuczone. Uśmiechy, kurtuazja, wymuszona uprzejmość, pod którymi ukrywał tęsknotę i smutek spowodowany tym, co się wtedy wydarzyło. Z jego winy. Nigdy nie próbował nikomu wmówić inaczej. Wypadki chodziły po ludziach, szczególnie często zdarzały się na bardziej ruchliwych drogach, ale czy nie mógł temu zapobiec? Zwolnić, może całkowicie zahamować albo przeciwnie: docisnąć pedał gazu i uciec przed kierowcą, który wyjechał z bocznej ulicy. Możliwości było wiele i każda zakładała możliwość uratowania nie tylko siebie i Perrie, ale przede wszystkim nienarodzonego dziecka, z obecnością którego zdążyli się oswoić. Ciąża nie była ich planem w tamtym momencie, ale skoro i tak chcieli być razem? Zawsze i na zawsze? Kwestia potomstwa w końcu i tak by się pojawiła. Mason nie sądził tylko, że mogłaby tak szybko zniknąć.
Nie szukał kontaktu, nie dzwonił, nie próbował jej odnaleźć. Wyparł z pamięci jej rodzinę, wspólnych znajomych, miejsca, w których bywali na randkach, imprezach, spotkaniach. Unikał wszystkiego, co kojarzyło się z nią i życiem, które utracili, kiedy odeszła. Z jego małą pomocą, ale jednak z własnej woli. Nie był ideałem i nigdy nie próbował nim być, ale wierzył, że pewne sprawy mogły potoczyć się inaczej i że on mógł zachować się inaczej, na przykład lepiej.
Nie spodziewał się gości. Siedział przy biurku w niewielkim gabinecie i przeglądał dokumenty związane z najnowszym projektem. Zabieranie pracy do domu stało się rytuałem, z którego po latach nie umiał zrezygnować. W sumie to chyba nawet nie chciał. Co innego miał do roboty, siedząc w pustych czterech ścianach?
Na parter zszedł po kolejny kubek kawy, ale nie dotarł do kuchni. Odstawił brudne naczynie na pobliską szafkę i ruszył do drzwi.
Zamarł, kiedy zrozumiał, kto go odwiedził. Spojrzał na psa, potem na twarz jego właścicielki, potem znowu na zwierzaka, który nie budził w nim zbyt wielu emocji. To było bezpieczne.
- Cześć - nie wykazywał entuzjazmu, ale nie mogła go za to obwiniać. Był w szoku, w wyniku którego znów rozejrzał się po niewielkim ganku. Ukryta kamera? Głupi żart? - Wróciłaś - dodał jakże elokwentnie, z zadowoleniem stwierdzając, że wyglądała... dobrze. Nie wiedział, czy naprawdę, czy tylko na pierwszy rzut oka, ale czuł, że dłuższa rozmowa pomoże mu to ustalić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Obydwoje musieli nauczyć się nowego życia. Już nigdy więcej wspólnie, już nieważne, że bez dziecka. Już złożyli sobie niemą przysięgę, wraz z podarowaniem i przyjęciem pierścionka, a jednak – nie udało się. Nie przezwyciężyli tej próby, co im zafundowało życie. I choć Perrie nie chciała rezygnować z Masona i ich miłości, wiedziała, że tak będzie lepiej. Odsunął się na własne życzenie, a ona musiała to zaakceptować. Próbowała, na początku jeszcze próbowała, choć ciężko było jej nosić te brzemię ratownika samej. Pewnie istniało jakieś rozwiązanie, ale skoro nie chciał go odnaleźć wspólnie z Perrie, nie mogła go zmusić. Dała mu przestrzeń od siebie, której tak pragnął.
Miała szczęście, że nie musiała unikać ich miejsc. Trafiła w zupełnie nowe miejsce, świeże, bez wspomnień, a jedynie ze słodką obietnicą przyszłości. Funchal różniło się zupełnie od Seattle, więc zupełnie nic nie przypominało jej o byłym narzeczonym i straconym dziecku (oprócz mam mijanych na ulicy i dzieci biegających boso po plaży nieopodal jej ówczesnego domu). Pogodziła się ze straconym macierzyństwem wyjątkowo szybko, właśnie przez pracę. Mieli podobną formę ucieczki od problemów, poświęcając się pracy w całości. Już przestała myśleć o tym, że straciła szansę na szczęśliwe życie u boku mężczyzny ze swoim marzeń. Przestała zadręczać się wspomnieniami ze szpitala, gdy musiała leżeć obok przyszłych mam zaraz po czyszczeniu, bo nie było miejsca na patologii. Przestała tęsknić, żywiąc się ambicją, co czasami ją przerastała, ale odgrywało to wspaniałą rolę rodziny zastępczej, bo tak można to nazwać.
Lecz mimo to, wciąż gdzieś wspominała Masona i ich wspólne, jeszcze szczęśliwe chwile, bo je pamiętała bardziej niż te, co nastąpiły po wypadku. Uśmiechała się na nie często i promiennie, popadając w melancholię na krótkie chwile. Może dlatego teraz chciała tak bardzo upewnić się, że jakoś się trzyma? Chciała martwić się o niego i dbać o jego uczucia nadszarpnięte przez pas bezpieczeństwa krótką, okrutną chwilę. Popędziła niemal prosto z lotniska, walizki rzucając i nawet do nich nie zaglądając. Nie rozpakowała prezentów dla rodziny, której jeszcze nie widziała. Nie wyjęła rzeczy, które pognieść się nie miały prawa. Ani kosmetyków, stawiając na naturalność, choć wolała się w delikatnym makijażu. Spieszyło jej się, by ujrzeć już Masona.
I w końcu stała przed nim. Oko w oko. Z dystansem, o który tak dzielnie walczył. Oddychała płytko, niepewnie, a dłonie jej drżały – choć szykowała się do tej chwili już od dawna i miała wyobrażenie tej sytuacji, teraz wszystko runęło. Nie cieszył się i nawet jeśli spodziewała się tego, zabolało ją.
- Wróciłam – oznajmiła tylko cicho, nie mogąc zdobyć się na normalny ton głosu. Krok po kroku zbliżała się do Masona, aż przystanęła, wciąż trzymając jakiś dystans między nimi. Zaplotła dłonie przed sobą, stresując się całą sytuacją potwornie. Bała się spojrzeć mu w oczy. – Chciałam… Chciałam zobaczyć co u ciebie. Dużo mnie ostatnio ominęło, więc… rozumiesz. Stęskniłam się za Seattlei za tobą też, Mason.
Uśmiechnęła się delikatnie, ledwo unosząc kąciki ust jakby zapomniała jak to się robi w ogóle. Musieli wyjaśnić sobie trochę już na chłodno, bez tego bólu, co wtedy opanował ich dusze i umysły. Nie będą po tym zdrowsi, ale może istniała jakaś szansa na większy wewnętrzny spokój?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zastanawiał się nad wyjazdem. Czuł, że tak byłoby łatwiej. Może nie dla otoczenia, rodziny, znajomych, ale dla niego samego. Każdy miał w sobie coś z egoisty i Mason nie był wyjątkiem, chociaż jego zachowanie sprzed roku mocno zaprzeczało istnieniu tej cechy akurat w jego przypadku. Odsunął się od kobiety, jak wtedy sądził, swojego życia, dał jej przestrzeń i pozwolił, by odeszła, bo uważał, że tak będzie dla niej najlepiej. Nadal tak myślał. Nie wyobrażał sobie, że mogłaby go kochać i wciąż być obok po tym, co się wydarzyło. Niby nie z jego winy, ale... mógł zrobić więcej. Naprawdę w to wierzył.
Nie zastanawiał się za to, co działo się z Perrie. Wyjechała, zaczęła nowe życie. Miała do tego prawo. On z kolei nie czuł się upoważniony do ingerowania w nie, dlatego telefon milczał, poczta była pusta, a pamiątki i wspomnienia w postaci na przykład zdjęć wylądowały w jakimś pudle na strychu.
I nagle wróciła. Niespodziewanie, bez uprzedzenia, przychodząc do niego jak gdyby nigdy nic. Może i o to mu chodziło, kiedy dokładał starań do tego, by się odsunęła i o nim zapomniała, ale z perspektywy ostatnich miesięcy nie był pewny, czy postąpił słusznie. Chciał dobrze, wyszło jak zawsze.
- Dawno? - głupie pytanie, ale chyba tylko na takie było go stać. Z trudem zapanował nad westchnięciem, tak samo zresztą jak nad ochotą wycofania się do domu i sięgnięcia po coś mocniejszego niż kolejny kubek z kawą. - Wyjechałaś. Dziwiłbym się, gdyby coś cię nie ominęło - nie wiedział, czy utrzymywała kontakt z rodziną i jaki. Ich wspólni znajomi stali się przeszłością, od której w dużej mierze także się odciął, więc nie za bardzo miał kogo zapytać. Zresztą nie powinno go było to interesować. Już nie.
- Wejdziesz? - zaproponował nagle, odsuwając się tak, aby zrobić jej miejsce w przejściu. Pojęcia nie miał, czy był to dobry pomysł, ale przecież w swoim życiu zdecydował się już na dużo głupich rzeczy. Kolejna nie zrobiłaby różnicy, a może na przykład pomogłaby coś naprawić? - Miałem właśnie wypić kawę - dodał w ramach wyjaśnienia, co było skierowaną do Hughes propozycją.
Nie musiała jej przyjmować, ale byłoby miło, gdyby nie odrzuciła. Domyślał się, że jej wizyta miała jakiś konkretny cel i był go ciekaw, tak samo jak i rezultatów rozmowy, która obecnie... jakoś się nie kleiła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nagle – doskonale opisywało ponad rok ich życia. Nagle stracili dziecko. Nagle Mason odsunął się od Perrie, po części rezygnując z niej i ich miłości. Nagle wyjechała. Nagle wróciła. I stała teraz tu cała i zdrowa przed nim, udając przed sobą, że to wszystko jest w porządku; że dobrze zrobiła, przychodząc do niego. Długo można się tak oszukiwać? Bo jej serce jakoś już ścierpło, nie mogąc dłużej bić w odpowiednim rytmie. Może słusznie jej unikał? Pomysł ten nie był wcale taki głupi, bo miał pomóc im oswoić się z nową sytuacją. Tylko co by było, jeśli byliby po ślubie? Byłaby teraz rozwodniczką? Wdową może, bo ich małżeństwo zmarłą śmiercią drastyczną? Jak by to wyglądało? Straciła również wielu znajomych, bo wszyscy zaczęli pytać co się dzieje. Dlaczego Mason tak się zachowuje. Dlaczego ona jest wiecznie zapuchnięta od łez. Dlaczego nie przychodzicie już razem? Nie potrafiła odpowiedzieć na żadne pytanie, rezygnując z przyjaciół na rzecz samotności.
Wróciła teraz jak bumerang, nie licząc na nic oprócz jednej rozmowy.
- Wczoraj. Albo przedwczoraj. Mam jet lag, dni mi się mieszają – ściągnęła brwi, zamyślając się na moment. Przez chwilę zapomniała chociaż jak bardzo chce stąd uciec. Zobaczyła go i tyle wystarczało. Widziała w jego oczach, że nie chce tej konfrontacji. Ba, w ogóle nie chce jej widzieć. Znała go nie od dziś. Zdążyła go poznać i nawet jeśli teraz był inny, zmienił się pod wpływem tragicznych wydarzeń, rozumiała go wciąż doskonale. Skinęła głową kilkakrotnie, a w jej oczach odbił się ból. Rozłąka z rodziną była dla niej okropna, choć nie tak straszna jak ich zerwanie. Tęskniła za siostrami, rodzicami i bratem, ale bardziej potrzebowała czasu tylko i wyłącznie dla siebie oraz swojej kariery. – To prawda… Wyjechałam a ty zostałeś tu.
Odetchnęła głęboko, kierując się do wejścia. Madi jak na razie była spokojna, choć z zaciekawieniem przypatrywała się Masonowi. Ciekawe czy wyczuwała napięcie między nimi. I nie było to z pewnością nic miłego. Powinna była trzymać się od niego z daleka. Wspomnienia wróciły szybciej niż sądziła.
- Chętnie. A masz tą złotą? Tą włoską? – zerknęła na niego, szybko jednak wzrok odwracając. Rozejrzała się po wnętrzu, po miejscach, które były w jej zasięgu. Gdyby mieszkali wciąż razem, powiesiłaby obraz rozweselający wnętrze. I kwiaty w wazon by wstawiła, jak to miała w zwyczaju robić co czwartek. Teraz był sezon na jej ukochane tulipany.
Patrząc na Masona, miała ochotę objąć go w uścisku i zapewnić, że tęskniła. Nie ruszyła się jednak z miejsca, a jej nogi zrobiły się jakby z ołowiu. Trzymała wciąż bezpieczny dystans półtora metrowy albo i większy. Unikała również kontaktu wzrokowego, a gdy ich spojrzenia krzyżowały się – nie trwało to długo.
- Przygarnęłam psa. Madi, od Madery. Pocieszny z niej psi-dzieciak – uśmiechnęła się koślawo, nie do końca zdając sobie sprawę jakich właśnie słów użyła. Machnęła jednak ręką i odgarnęła włosy nerwowo. – Co u ciebie, Mason? Jak… jak ci się układa? W pracy?
don't you think you'll miss me
if you don't come and kiss me?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie miał pojęcia, czy jego decyzje były słuszne. Przed kilkoma miesiącami właśnie takie się wydawały, ale czas był dobrą perspektywą. Pozwalał spojrzeć na pewne sprawy inaczej, ale jednocześnie niósł ze sobą naukę, z której można było wyciągnąć odpowiednie wnioski. Czy Mason takie wyciągnął? Nie wiedział.
Nie zastanawiał się nad tym. Miał dużo na głowie. Praca i próba ponownego ułożenia sobie życia, bez Perrie u boku, bez straconego dziecka, bez marzeń o domu i rodzinie, przysłoniła zdrowy rozsądek, w wyniku czego odsunął od siebie przeszłość i skupił się tylko na przyszłości. Ta wcale nie jawiła się w kolorowych barwach, dlatego ostatecznie zrezygnował ze wszystkiego. Żył z dnia na dzień, niekoniecznie sensownie, bez planu i nadziei na to, że mogłoby go spotkać coś dobrego. To, co najlepsze, odeszło wraz z dzieckiem i Perrie, której powrót budził w nim różne, mieszane uczucia.
- Coś się stało? - być może nie brzmiał subtelnie, ale nie miał na myśli niczego złego. Powrót brunetki był dość niespodziewany, dlatego przez męską głowę przemknęło kilka scenariuszy. Ktoś umarł? Ktoś się żenił? Pojawiła się propozycja pracy? O cokolwiek by nie chodziło, nie był pewien, czy powinien był się z tego powrotu cieszyć. Seattle było duże, ale los bywał złośliwy, dlatego Mason czuł w kościach, że ich spotkania miały być częstsze niż mogliby się tego spodziewać.
- Dobrze cię widzieć - zapewnił, chcąc chyba w ten sposób zatrzeć pierwsze złe wrażenie i niekoniecznie dobrze dobrane słowa powitania. Cieszył się. Że przyjechała, że postanowiła go odwiedzić, że była cała i zdrowa. Czy szczęśliwa? Liczył, że tak, bo właśnie na to zasługiwała i właśnie to chciał jej dać przed rokiem. Wszystko, czego by sobie zażyczyła i wszystko, co sprawiłoby, że nie żałowałaby decyzji, jaką był błyszczący na palcu pierścionek.
Mason mimowolnie zerknął na kobiecą dłoń. Brak błyskotki nie był zaskoczeniem, ale jej ręce i bez tego wydawały się dziwnie... nagie.
- Zawsze - przytaknął nieco weselej na samo wspomnienie napoju, który Perrie niegdyś tak lubiła. Nie pospieszał jej jednak przy podjęciu decyzji, ani nawet wtedy, kiedy przekroczyła próg domu, a on wiedział, że oceniała wnętrze. Nie dziwił się. Była kobietą. On z kolei nie mieszkał w typowo męskiej norze, ale poszczególnym pomieszczeniom zdecydowanie brakowało ostatecznego sznytu w postaci dodatków, których on nie umiał rozplanować. Mógł tworzyć budynki, konstrukcje, mógł dobierać do siebie różne rzeczy dla kogoś, ale własna przestrzeń pozostawała wyzwaniem, z którym nie umiał i chyba nie chciał się mierzyć. Po co? Dla samego siebie?
- Mhm - mruknął, krzywiąc się na wzmiankę o psim dziecku. Zwierzak wydawał się spokojny i niezbyt problematyczny, dlatego łatwo było o nim zapomnieć. - Dobrze. Wszystko jest dobrze - przyznał, kiedy skierował swoje kroki w kierunku salonu połączonego z kuchennym aneksem i częścią przeznaczoną na jadalnię.
- Jak było? - za granicą, w pracy, w życiu w ogóle?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Perspektywa czasu rzeczywiście potrafi wiele zmienić. W przypadku Perrie – uległa niewielkim modyfikacjom. Wcześniej była zrozpaczona, a wszelkie chęci do życia zmalały niemal do zera. Żałowała, że nie zginęła w tym wypadku razem ze swoim dzieckiem i ich związkiem. Była zła na Masona, że odsuwa się, gdy potrzebowała go wtedy. Z drugiej strony czuła, że tak będzie dla nich lepiej. Zbyt wiele złego się wydarzyło, a żadne z nich nie było na tyle silne, by wyciągnąć obydwojga z tego bagna.
I być może Mason radził sobie lepiej niż ona? Jeśli tak, warto było rozstać się. Chociaż jedno z nich było w stanie odnaleźć spokój ducha i jakąś radość wycisnąć z życia. Perrie nie była jeszcze w stanie. Wyjazd dał jej dużo, ale nie najważniejsze co straciła, rozstając się z Masonem. Nie czuła żadnej opieki, pochodzącej od drugiej osoby. Nie była spokojna, gdy po zmroku wracała sama do domu. Ani porankiem nie poczuła już miłości, którą dawał jej Alderidge (do czasu wypadku). Starała się porzucić myśl o dziecku, bo skoro na początku aż tak go nie chcieli, to był może znak? Nie byli gotowi na dzieci. Perrie już nigdy ich nie chce mieć. Nigdy nie będzie gotowa na zostanie matką, w głowie mając wypadek.
Mimo wszystko, pomimo tego bólu i żalu, co tkwił w niej od roku, wciąż martwiła się o Masona. Chciała wiedzieć, co u niego słychać, jak sobie radzi i czy kogoś ma poradził sobie ze stratą. Ładna sukienka, którą ubrała tego dnia, była zupełnym przypadkiem; wcale nie chciała mu się podobać. Tylko ciutkę może.
- Nie, wszystko… w normie. Tęskniłam już za rodziną i angielskim, za nim chyba najbardziej – odpowiedziała, siląc się na delikatny uśmiech, jakby miał on bardziej przekonać Masona, że nie stało się nic złego. Nie wydawał się być szczęśliwy na jej pojawienie się w jego domu i wcale mu się nie dziwiła. Zareagowałaby tak samo, gdyby stanął w drzwiach jej mieszkania ot tak, bez żadnego powodu. Miała nadzieję, że chociaż w życiu czerpał radość. Miała nadzieję, że nie zdziczał, a w jego sercu zawitała jakaś kobieta, która jest w stanie podnieść go z kolan. Była o to niesamowicie zazdrosna, bo wyobrażała sobie kiedyś, że będzie z Masonem do końca swoich dni. Mimo to, zasługiwał również na bycie szczęśliwym.
Uśmiechnęła się delikatnie, pocieszona nieco i odgarnęła kosmyk włosów za ucho jakby zawstydził ją tak prostymi słowami. Znów była niewinnym kaczątkiem tak jak wtedy, gdy się poznawali. Minęło to jednak szybko, gdy jej oczy ponownie robiły się poważne i pełne troski.
Nie miała pierścionka tylko dlatego, że jej palce spuchły po długim locie. Nosiła go, tylko na innym palcu. Nie potrafiła się z nim rozstać, bo po pierwsze: był oznaką prawdziwej miłości, a po drugie: wymarzyła go sobie i był zbyt drogi, by go zamknąć w pudełeczku niepamięci.
- Tak? Idealnie w takim razie – odparła równie wesoło, czując jak napięcie powolutku wygasza. Możliwe, że tylko jej się tak wydawało, ale dobre i to, na pięć minut. Owszem, rozglądała się po mieszkaniu, zauważając, że tam na półce postawiłaby kwiatka, co mu liście zwisają. A tam, na komodzie, ładnie wyglądałby postawiony plakat w czarnej ramce; starego zespołu albo może informujący o wieczorze z hiszpańskimi filmami? Zasłon też tu brakowało, kolorowych, kobiecych trochę, lecz teraz już nie miała prawa do urządzania mieszkania Masona. Musiało pozostać męską norą, aż nie natrafi na kolejną kobietę, której pozwoli na wprowadzenie dodatków.
Pies kręcił się po pomieszczeniu, wąchając kąty, ale był grzeczny. Spokojny, co najważniejsze. Badała teren, zerkając co jakiś czas na Perrie. Więcej czasu potrzebował na Masona, chodząc za nim i trącając nosem jego nogę. Perrie przysiadła przy stole, chwytając Madi na ręce.
- Dobrze było. Miałam ciekawy projekt, trochę się doszkoliłam i teraz dostałam propozycję pracy w Seattle, więc grzech nie skorzystać. Projektuję też przyjaciółce sukienkę ślubną, więc to też nowość – powiedziała spokojnie, obserwując wciąż byłego narzeczonego uważnie. Wciąż te same ruchy, doskonale znane. Najchętniej podeszłaby i przytuliła go od tyłu, co uwielbiała robić. – Czytałam ostatnio artykuł o twoim projekcie. Wyświetlił mi się gdzieś w proponowanych. Całkiem ciekawy projekt, więc gratuluję. Wszyscy… wszyscy są pewnie z ciebie dumni. Dziewczyna pewnie też, co? Ja bym była. Co u Posy? – dodała, nie zdążając ugryźć się w język. Ciekawość jednak wzięła górę. Nie potrafiła jej zwalczyć, choć… nie, właściwie nie chciała tego. Chciała za to wiedzieć czy jest ktoś w jego życiu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mason nie uważał, że ich rozstanie było warte czegokolwiek. Z perspektywy czasu zastanawiał się, czy nie popełnił błędu, czy nie powinien był postąpić inaczej, czy nie za szybko przekreślił to, co tak długo i skrupulatnie budowali. Perrie przecież nigdy nie dała mu do zrozumienia, że jakkolwiek go za tamten wypadek winiła. Nie była szarą, cichą myszką, która ukrywała przed światem swoje zdanie. Gdyby rościła sobie prawo do pretensji, na pewno powiedziałaby o tym głośno. On jednak uznał, że związana z tamtymi wydarzeniami trauma mogła mieć wpływ na jej dotychczasowe zachowanie i ogólną postawę. Że wypadek mógł ją zmienić, a utrata dziecka, nieplanowanego, ale jednak wyczekiwanego, sprawiła, że nie umiałaby spojrzeć na niego tak jak dotychczas. Może tak było, może sobie to wmówił. Obecnie jednak mógł jedynie pogodzić się z tamtymi decyzjami, nawet jeżeli żałował tego, jak łatwo się poddał.
Ona na pewno by tego nie zrobiła. Czuł to. To on ją do tego zmusił.
- Co u twoich sióstr? I rodziców? - zagaił, kiedy kręcił się po kuchni w celu przygotowania napojów. Świadomie ignorował przy tym zaczepiającego go psa. Nie dlatego, że towarzystwo futrzaka jakkolwiek mu przeszkadzało, ale dlatego, że jeden nieostrożny ruch mógłby zostać odebrany przez pupila zupełnie na opak, a to mogłoby mieć różne konsekwencje. Mason z kolei nie chciał, by po blisko roku bez kontaktu podczas pierwszego spotkania ucierpiał nowy przyjaciel Perrie. To mogłoby źle świadczyć o samym Alderidge'u, a jemu przecież nadal zależało na jego opinii.
- Suknię ślubną? To... brzmi świetnie. Jak wyzwanie - przyznał, niemal od razu karcąc się w głowie za myśl, jaka po niej przemknęła. Bo przecież, gdyby wszystko było w porządku, to właśnie ona szukałaby kogoś, kto stworzyłby dla niej idealną suknię. Białą, z welonem, koronką i innymi dodatkami, na których się nie znał, a w których Perrie na pewno prezentowałaby się olśniewająco. - Nie wiem. Nie rozmawiałem o tym z nikim - wzruszył ramionami, przenosząc filiżanki na stół. Cały zestaw porcelany był pozostałością po ich związku, a on nie miał serca tego wyrzucić. Poza tym... prezentowały się lepiej niż zwyczajne szklanki lub kubki, szczególnie gdy wpadali goście (czyli nie za często). - Tego też nie wiem. Posy i Rhys mają... swoje sprawy. Nie wygralibyśmy w konkursie na najbardziej zżyte rodzeństwo świata - dodał, kiedy na stole pojawił się także cukier oraz kilka kawałków ciasta, które ostatnio sprezentowała mu Leslie. Co zabawne on nadal nie wiedział, że jego nowa znajoma to ktoś z przeszłości, ktoś, kogo kiedyś bardzo dobrze znał, ale kogo widywał niezwykle rzadko. I że ten ktoś miał tak wiele wspólnego z siedzącą tuż obok niego Perrie.
- Więc zostajesz na stałe? - zagaił, unosząc brew.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie można przewidzieć co stanie się z umysłem skrzywdzonym. Podczas, gdy Perrie trzymała się w całości, stratę dziecka przeżywając w zaciszu łazienki czy sypialni, Mason nie mógł poradzić sobie z poczuciem winy. Nijak ono jednak miało się do prawdy, bo może i prowadził ten przeklęty samochód, ale wypadek miał miejsce nie przez niego. Rozumiała to. Chciała go wspierać tak jak chciała mu przysięgać miłość wieczną w zdrowiu i chorobie zaraz po narodzinach ich syna bądź córki. Nie przetrwali jednak tego okresu chorobowego, a Perrie – choć nie powinna – pozwoliła mu odejść. Najgorsza rzecz na jaką zdecydowała się w swoim życiu. Poddała się. Teraz musiała dać mu tą przestrzeń, której potrzebował, nic nie mogąc już zrobić. Porzucili swój związek zbyt łatwo. Żałowała tego codziennie, ale nie mogła tego zmienić. Nie bez Masona, ale teraz – czy teraz udałoby im się znów? Czy zbyt ciemne chmury niedoszłego rodzicielstwa i poczucia winy przysłoniłyby szczęście oraz beztroskę?
- Nie widziałam się z nimi jeszcze, ale jak rozmawiałyśmy na wideo rozmowie to raczej dobrze – odparła zawstydzona, bo wydało się tak łatwo, że wolała najpierw odwiedzić Masona niż własne siostry. Rodzina jednak mogła poczekać, a Mason? Kto wie, może uciekłby z miasta, gdyby dowiedział się, że kobieta, której rzekomo zniszczył życie, wróciła do miasta. Oczywiście ona tak nie uważała! Nigdy nie miała mu nic za złe. Ba, wciąż żywiła do niego uczucie, bo miłości ot tak trudno się pozbyć.
Zawołała Madi, by wziąć ją na kolana. Piesek ułożył się wygodnie, pyszczek opierając o blat stołu i zamknął oczy, niemal natychmiast usypiając. Szczeniaki miało w sobie słodkie zmęczenie, które często je przerastało. I choć Madi miała już niespełna pół roku, wciąż tkwił w niej uroczy szczeniak, pomimo poważnego zadania podtrzymywania Perrie przy życiu i dobrym humorze.
- Tak, to prawda, bo teraz jest tyle różnych stylów. Mi osobiście podoba się… sukienka, wyszła chyba – odparła, w porę gryząc się w język. Bo jej podobał się styl boho, taki, w jakim planowała wesele. Sukienka miałaby koronki, z obniżonymi ramionami, rękawami raczej długimi, przypominającymi firankę i welon identyczny co rękawy. Wszystko miała już ułożone w głowie, nawet jeśli nigdy nie podzieliła się tym z Masonem. Miała wciąż swój projekt, ukryty przed światem i własnymi oczami, by żalu nie wzbudzać. Spojrzała na filiżanki i aż uśmiechnęła się mimowolnie. Kupili je wspólnie na targu staroci; pamiętała ten dzień jakby był wczoraj. Unikatowy zestaw. Uwielbiała je. – No tak… Chciałam odwiedzić Posy, dawno jej nie widziałam. Jak zresztą wszystkich – mruknęła, zakładając kosmyk włosów za ucho. Przysunęła sobie jedną z filiżanek, wsypując do niej łyżeczkę cukru. Sięgnęła również od razu po ciasto, spragniona seattlowskich smakołyków.
Skinęła głową powoli, zerkając na Masona. Bała się jak zareaguje. Chciałaby mieć z nim kontakt, choć mogło uchodzić to za niezdrowe. Co jednak miała poradzić? Nie wyleczyła się z tej miłości do końca.
- Tak, na stałe. Kupiłam mieszkanie, remontuję je właśnie. I… zobaczymy. Może pójdę w suknie ślubne, może w stroje kąpielowe, ale czuję, że… że jestem gotowa wrócić do domu – powiedziała z lekkim uśmiechem, na moment spuszczając wzrok na psa. – Opowiadaj co się u ciebie wydarzyło ostatnio, co? Oprócz artykułu, o nim już wiem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kilka kiwnięć głową miało zapewnić, że rozumiał. Rozumiał bardziej niż Perrie mogłaby sobie to wyobrazić. Jej ograniczony kontakt z rodziną był całkowicie uzasadniony, skoro przez ostatni rok brunetka znajdowała się z dala od Seattle, żyjących w nim ludzi i problemów, które często przytłaczały i szły w parze z deszczową aurą. Ta nigdy mu nie przeszkadzała. Uważał, że deszcz działał oczyszczająco, chociaż tegoroczne ulewy wcale nie sprawiły, że czuł się lepiej. Mimo to nie uważał, by Hughes zrobiła coś nieodpowiedniego. Jego własne relacje z rodzeństwem były po prostu złe. Nie miał pojęcia, co działo się u Posy czy Rhysa, ale nie to było jego największym przewinieniem. Tym była świadomość, że wiedział o swoim kiepskim postępowaniu, a mimo to nie zrobił niczego, by je naprawić. Nie zadzwonił, nie napisał, nie nachodził ich w pracy. Odległość w jego przypadku nie była usprawiedliwieniem, a brak czasu stał się wygodną wymówką, z której Mason korzystał zdecydowanie za często.
- Na pewno jest świetna. W końcu to twój projekt - rzucił z uznaniem i to wcale nieprzesadzonym. Nawet jeżeli ona mogłaby odebrać to jako wyuczoną kurtuazję, to jednak Mason naprawdę doceniał pracę i talent, jakimi Perrie tak swobodnie się posługiwała. Sam siebie nie określiłby mianem artystycznej duszy, bo większość jego projektów opierała się na prawach fizyki i zamiłowaniu do budownictwa, toteż wiele jego prac jawiło się w oczach klientów jako wnętrza chłodne, bardzo minimalistyczne, cieszące oko, ale i praktyczne, bez niepotrzebnych dodatków i przepychu, który zajmował miejsce. Co zabawne jednak jego własny dom przez długi czas wyglądał zupełnie inaczej, ale nawet to było zasługą Perrie i typowo kobiecej ręki, kiedy kwiatki i inne bibeloty znajdowały się na każdej półce. Lubił wracać do takich pomieszczeń, nawet jeżeli po ich rozstaniu starał się przywrócić je do pierwotnego stanu. Nie dlatego, że były brzydkie, ale ponieważ budziły wspomnienia, których on bardzo chciał się pozbyć.
- Niestety chyba nie pomogę zorganizować tego spotkania. Trochę ją ostatnio... zaniedbałem - wyjawił, drapiąc się po karku w geście zdenerwowania. Było mu głupio, ale nie zamierzał udawać, że był najlepszym bratem na świecie. Nie był. Od dawna. Ale przecież chęć kontaktu powinna działać w dwie strony, prawda?
- Remont brzmi poważnie. Potrzebujesz pomocy? - zagaił, po czym sam sięgnął po ciasto. Nim jednak zajął się jedzeniem, podniósł się z miejsca w celu znalezienia jakichkolwiek serwetek albo chociaż kawałka papieru, bo on i kremowe konsystencje nigdy nie szli w parze. - Mieszkasz już u siebie czy gdzieś się zatrzymałaś? - dodał, kiedy wrócił do stołu. - Właściwie to nic. Praca zajmuje mi większość dnia - wzruszył ramionami i to wcale nie z powodu jakiejś przesadzonej skromności, ale dlatego, że naprawdę nie działo się nic wartego wspomnienia przy popołudniowej kawie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Żałowała, że jej relacje tak ochłodziły się z siostrami. Była pewna, że ucieszą się na widok najmłodszej marnotrawnej, ale mogą jej mieć za złe, że tak późno ich informuje o powrocie. Wolała poukładać sobie wszystko najpierw, nawet jeśli oznaczało to mieszkanie w hotelu przez najbliższe tygodnie. Zawsze za to miała świetny kontakt z Posy, siostrą Masona. Dlatego też teraz przyszła jej na myśl jako kolejna osoba do odwiedzenia i odnowienia relacji. Będąc na Maderze, odcięła się zupełnie, pozostając w kontakcie jedynie z rodziną, a i tak nie tak mocnym jak na żywo. Musiała przeczekać swój ból, który trawił ją przez długi czas. Praca pomogła jej zapomnieć, uśpić właściwie wspomnienia i działać. Mogła więc również zrozumieć Masona. W końcu byli razem tyle razy i był to związek dobrany nie bez powodu.
- Dzięki. Mam nadzieję, że pannie młodej też się spodoba – odparła z rozbawieniem, chociaż spodziewała się wielkiego entuzjazmu ze strony przyjaciółki. Nawet jeśli coś jej się nie spodoba, powie i poprawią to według wspólnej wizji. Wiedziała za to, że wkręciła się w projektowanie sukien i nie zamierzała porzucać tego tak szybko. Przebolała pierwszy ból, że nie robi tego dla siebie, choć pewnie już byliby wspólnie po ustaleniu daty w urzędzie i wybierania miejsca na wesele. Niedoszła panna młoda. Miała czasem żal, ale pogodziła się z tym, że lepiej jak rozstali się niż mieliby tkwić w małżeństwie, co nie rozmawia ze sobą. Musiała porzucić swoje bibelotki na rzecz walizek, a teraz w najbliższym czasie nie będzie mogła urządzać mieszkania. Najpierw rzeczy techniczne, na których kompletnie się nie znała, takie jak: który zlew wybrać, a baterię do łazienki? co z piekarnikiem i płytą grzewczą? Jakie firmy tych rzeczy? Jaki przedział cenowy? Nie mogła też aż tak szaleć, bo może i miała zaplecze finansowe, nie chciała zostać z niczym. Nie kupi za wiele dodatków, bo koszta pochłonie remont wykończeniowy.
- Oho, witaj w klubie słabego rodzeństwa – mruknęła, uśmiechając się jednak delikatnie. Odchyliła się na krześle, by zdjąć z kolan psa i sięgnęła po kawałek ciasta. Ugryzła kawałek, rozkoszując się nowym smakiem. Brakowało jej takich słodyczy, co smakują jak domowe. Madera miała również swoje, ale nie takie!
- Mam problem z urządzeniem łazienki i rozkładem, ale w tym mi chyba nie pomożesz – odparła, mile zaskoczona. – Ale dziękuję. Pyszne ciasto, gdzie je kupiłeś, hm? – znów wzięła gryza ciasta, żałując w myślach, że zaczęła temat remontu. Nie chciała kłamać, więc musiała mu powiedzieć o innym mężczyźnie, gdy tak bardzo zależało jej na Masonie – właśnie mogła go zrazić do siebie. – Na razie mieszkam u Blake’a, byłego narzeczonego Ivory, ale to tylko przez chwilę, z tydzień i idę do hotelu, a później już na swoje, byle łazienka była zrobiona – mruknęła, tłumacząc się poniekąd. Zerkała przy tym na Masona z nadzieją, że nie odbierze to jako fakt, że kogoś ma, bo to nie była prawda. – Dalej jesteś pracoholikiem? Może pojedziemy razem do Posy któregoś dnia, co? Nie mam samochodu jeszcze, to byłaby dobra okazja do spotkania się z nią i odkurzenia relacji, twojej i mojej – zaproponowała nieśmiało, uśmiechając się przy tym delikatnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Kiedy się tego dowiemy? - zagaił, mając na myśli oczywiście wspomnianą pannę młodą oraz projekt, który, jak rozumiał, na razie pozostawał tajemnicą. Cień uśmiechu wciąż ozdabiał męskie usta, co Perrie mogłaby odebrać jako swego rodzaju dumę z tego, jak się rozwinęła, jak wykorzystała swój talent i że pasję potrafiła przerodzić w coś, co było pomysłem na życie. Pod tym względem, jak i pod wieloma innymi, byli do siebie bardzo podobni. Mason pokusiłby się nawet o stwierdzenie, że ich branże także pozostawały bliźniacze, nawet jeżeli ona ubierała ludzi, a on z kolei dawał im schronienie w postaci domów. Ostatecznie jednak obydwoje tworzyli coś z niczego, musieli zdawać się nie tylko na pomiary i obliczenia, ale przede wszystkim instynkt, poczucie stylu i wiele innych czynników, które sprawiały, że w tym, co robili zawodowo, byli po prostu dobrzy.
- Czemu nie? Lubię wyzwania - zapewnił żartobliwie. Aranżacja wnętrz nie była co prawda jego konikiem, ale nowości nie były czymś, czego unikał jak diabeł święconej wody. Z drugiej jednak strony chyba nie chciałby brunetki rozczarować, dlatego machnął ręką. - Mogę popytać wśród znajomych - zaproponował, tym razem już dużo poważniej. Krąg architektów funkcjonował na podobnej zasadzie do otoczenie prawników czy lekarzy. Alderidge nie był co prawda zwolennikiem takich klik, ale jeżeli już do jednej z nich przynależał i cieszył się sporym szacunkiem, to dlaczego miałby tego nie wykorzystać? Zwłaszcza że wcale nie robiłby tego dla siebie, a dla bliskiej osoby. I to wcale nie chodziło to, by jakkolwiek się kobiecie przypodobać i podstępem wkupić w jej łaski. Chciał pomóc, ale sposoby na to były dość ograniczone. - Nie wiem. Znajoma przyniosła, kiedy wpadła w odwiedziny - wyjaśnił zgodnie z prawdą. Nie był typem faceta, który biegał po cukierniach w poszukiwaniu słodkości dla gości. Kupione w markecie ciastka były szczytem jego możliwości, choć dużo częściej proponował znajomym piwo i chipsy.
Mięśnie Masona napięły się, kiedy padło krótkie imię. Męskie imię, o którym myśli nie usunęła nawet wzmianka o stopniu znajomości z rodziną Hughes.
- Rozumiem - nie rozumiał wcale, bo przecież w Seattle Perrie miała rodziców, siostry, przyjaciółki. Sporo osób, u których mogła się zatrzymać, włącznie z nim samym, gdyby sytuacja była naprawdę podbramkowa. Kim jednak był, aby oceniać jej wybory?
Nikim istotnym.
- Jeżeli potrzebujesz podwózki to nie widzę problemu, ale sam raczej spasuję. Mam sporo na głowie. Rodzinne dramaty to ostatnie czego potrzebuję - wyjaśnił, wzruszając ramionami. Wychodził z założenia, że odnawianie kontaktu powinno być obustronną inicjatywą. Mason nie lubił się narzucać, czego najlepszym dowodem było na przykład to, że zamilkł, nie chcąc zmuszać Perrie do dalszych zwierzeń.
Albo bał się tego, co jeszcze mógłby usłyszeć?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Niedługo. Za kilka dni spotkam się z nią, gdy doszlifuję wszystkie detale. Dać ci wtedy znać czy zaakceptowała projekt? – oparła się o stół, uśmiechając promiennie. Cieszyła ją taka reakcja Masona, bo czego chcieć więcej? Nie życzył jej podcięcia skrzydeł ani żadnej złej rzezy, ba, radował się razem z nią na jej sukces. Sama z chęcią posłuchałaby o jego planach zawodowych i minionych projektach. Jeszcze tak niedawno uwielbiała obserwować go podczas pracy, dopytywać o wizję projekty oraz szczegóły. Mieli kiedyś stworzyć swój własny dom projektu Masona. Marzenie zakopała dopiero niedawno, łudząc się jeszcze przez kilka miesięcy po zerwaniu, że jednak odnajdzie ją i powie, że to był błąd. Może wtedy rzeczywiście projektowałaby własną suknię ślubną, a nie przyjaciółki.
Rozejrzała się po wnętrzu kuchni, uśmiechając się przy tym rozbawiona. Ona tworzyła wszelkie dodatki i zajmowała się urządzaniem mieszkania. Gdyby od niej wciąż to zależało, teraz na tym stole stałby bukiet kwiatów. Może i nawet tulipanów, za którymi nie przepadała, ale cokolwiek zdobiłoby blat. Nie potrafiłaby odmówić Masonowi urządzania jej mieszkania, nawet jeśli miałyby to być rzeczy techniczne jak rozwieszenie szafek, bo mogłaby mu sprawić jakąś przykrość.
- Popytaj, będę wdzięczna – odparła tylko, wdzięczna za tę propozycję. Sama nie da rady z tym wszystkim, a taka pomoc jest najcenniejsza. Wierzyła, że nie skreślił jej z życia i wspomnień tak całkowicie, więc był w stanie sprawić jej przysługę tego typu. To świadczyło o jego dobrym sercu oraz prawdziwego uczucia, łączącego ich niegdyś. Naprawdę nie chciała mieć nadziei na zejście się, ale było to silniejsze od niej. Walczyła ze sobą, by to stłamsić, choć obecność Alderidge’a wzbudzała w niej zbyt żywe uczucia. Zgasił je, a raczej przytłumił, gdy wspomniał o swojej znajomej. Niemal zadrżała z zazdrości, co było dla niej samej dość zaskakujące. Kilkakrotnie zamrugała, skupiając się na swoim własnym oddechu, aż w końcu zdołała się uśmiechnąć. Bolało. – Przekaż jej, że bardzo dobre – powiedziała nieco ciszej i choć prawdę mówiła na temat ciasta, płakać jej się zachciało z zawodu, bo jednak ktoś się pojawił w jego życiu. Nie skakał pewnie z radości, bo zaskoczyła go, ale normalnie na pewno korzystał z życia i był szczęśliwy. W końcu był szczęśliwy. Bez Perrie.
Mogłaby więc doskonale zrozumieć to, co właśnie przechodził, gdy wspomniała o Blake’u. Jego jednak traktowała jako bezpieczną przystań na pięć minut, nim wypłynie w pełne morze samodzielności. To, co czuła kiedyś do mężczyzny było już niczym. Teoretycznie. Chciała jednak znów zbliżyć się do Masona, a teraz uniemożliwili to sobie, bo on miał znajomą, a ona Blake’a (wszystko oczywiście w błędnym kole niezrozumienia).
- Nie chciałam im się narzucać, bo jeszcze skakaliby wokół mnie ze współczucia albo… albo okazałoby się, że za długo mnie nie było i ten kontakt się zepsuł. Dlatego przeczekam kilka dni, przeniosę się do hotelu i w końcu wprowadzę się na swoje – wytłumaczyła swoją decyzję. Jeszcze nie wiedziała wszystkich nowinek ze świata Hughesów, ale rozsypka, która trzymała ją od roku, wciąż powodowała wycofanie się i chęć pozostania samej. Wiedziała jednak, że czekają ją jeszcze odwiedziny u sióstr. – Doskonale rozumiem, więc w takim razie… nie będę cię tam ciągać, spotkam się z nią na neutralnym gruncie, w centrum, gdzie będę miała lepszy dojazd – wzruszyła ramionami, trochę zawiedziona, bo może taka krótka wycieczka dałaby im szansę na spojrzenie na przeszłość w zupełnie inny sposób. – Nie chciałeś sprzedać mieszkania? Bo mieszkasz sam, jak przypuszczam. Jest tak… cicho.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Jasne, chociaż jestem pewien, że będzie zachwycona - zapewnił krótko, posyłając Perrie łagodny uśmiech. Wiedział, że miała talent, który w połączeniu z ciężką pracą mógł zaowocować wieloma sukcesami. Kibicował jej i trzymał kciuki, nawet jeżeli ich drogi się rozeszły i nic nie wskazywało na to, by jeszcze kiedykolwiek miały się ze sobą skrzyżować. Nie żałował ani jednej spędzonej razem minuty, chociaż obecnie ich wspomnienie budziło nieprzyjemny ucisk w okolicy serca.
- Dam znać, kiedy będę coś wiedział - przytaknął krótko, po czym skupił się na swoim kawałku ciasta. To z niewiadomych dla Masona względów przestało smakować, dlatego pochwałę w imieniu Leslie przyjął w ciszy, uśmiechając się pod nosem krótko i ledwo dostrzegalnie. Istniało spore prawdopodobieństwo, że nawet przez moment nie zamierzał przekazać tych słów uznania, ale wątpił, że nowej znajomej robiło to różnicę (bo przecież wciąż nie zorientował się, że Leslie była tą Leslie, którą powinien był chociaż kojarzyć z rodzinnych spotkań, na których często zwyczajnie się nie pojawiała).
Nie do końca rozumiał postępowanie Perrie, ale czy to właściwie była jego sprawa? Sam zadbał o to, by ich relacja się ochłodziła, a ostatecznie zakończyła, dlatego ingerowanie w to, co i z kim robiła, chyba nie leżało w jego jurysdykcji.
- Nie musisz mi się tłumaczyć - zapewnił krótko, nie zamierzając udawać, że ciekawiło go to, dlaczego postanowiła zamieszkać u jakiegoś faceta a nie u którejś sióstr lub rodziców. Usprawiedliwienia pokroju ,,nie chciałam nikogo martwić'' albo ,,nie potrzebuję niczyjego współczucia'' nigdy do niego nie trafiały. Chociaż on i jego własne rodzeństwo obecnie nie byli najbliżej, to jednak zarówno siostrze, jak i bratu pomógłby bez cienia zawahania, bez względu na to, czy byłyby to kwestie finansowe, mieszkaniowe czy jakiekolwiek inne. Nie sądził, by relacje w rodzinie Hughes były aż tak kiepskie, by Perrie nie mogła zostać u kogoś bliskiego, ale może o czymś nie wiedział? Może się pokłócili? A może były narzeczony siostry obecnie aspirował na chłopaka kolejnej Hughes?
To już chyba nie była jego sprawa.
- Czemu miałbym to zrobić? Nigdy nie interesowało mnie spanie pod mostem - mruknął w rozbawieniu, ściągając brwi ku sobie. Nie do końca rozumiał, co kryło się pod tak zadanym pytaniem. Było mu w tym domu dobrze. Co prawda wiele kątów i rzeczy kojarzyło mu się z przeszłością, a ta nie zawsze była łatwa, ale w ostatecznym rozrachunku nie żałował tego zakupu i zdecydowanie nie chciał się tego miejsca pozbywać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnęła się promienniej, czując miłe ciepło spowodowane jego słowami. Zawsze mogła liczyć na Masona i tym razem również nie przeliczyła się. Nie dość, że ją wspierał, to jeszcze był w stanie pomóc. Marzyła o takim mężczyźnie. Nie zdążyła nim się nacieszyć i już nie będzie jej to dane. Może i jakaś nadzieja tkwiła w niej, rozwijając się wraz z powrotem do domu, ale mijała szybko, pryskała jak bańka mydlana, która natknęła się na przeszkodzę. Żałowała bardzo, bo wypadek nie zadziałał się z winy Masona, a jednak obwiniał się do tego stopnia, że nie mógł jej znieść. Bo tak było, czyż nie?
- Super. Projektować ubrania mogę w nocy o północy, ale z mieszkaniem wciąż mam problem. Wiesz, to nie są dodatki, a miejsce, w którym trochę jednak będzie się spędzało czasu – westchnęła z lekkim uśmiechem. Mason musiał wiedzieć coś w tej kwestii, bo tworzył domy i budynki, biorąc pod uwagę wszystko: wygląd estetyczny, bezpieczeństwo, funkcjonalność. Perrie mogła wybierać dodatki z wielkim zaangażowaniem planując co gdzie stanie, ale gorzej z dobraniem podłóg i mebli kuchennych.
Ostatnio, przed zerwaniem jeszcze, mniej czasu spędzali z jej rodziną. Napawali się sobą i szykowali umysły na nową rolę jaką miała być rodzicielstwo. Cieszyli się jeszcze chwilą ciszy, a Perrie wykorzystywała swoje ciało jak najlepiej, póki nie stało się ogromną kulką. Więcej trenowała, więcej spędzała czasu w łóżku z narzeczonym, więcej pracowała. Kwestia mdłości i wiecznej senności była kolejną. Spała o wiele więcej w ciągu dnia, a czasem nie wychodziła z toalety, zaprzyjaźniając się z deską i podłogą. Pocieszała się, że już za kilka miesięcy będzie trzymać w objęciach ich dziecko i wszystko wróci do względnej normy. Nigdy tak się nie stało, a ona wypiera to z umysłu najlepiej jak potrafi.
Nie miała złych relacji z siostrami, ale tu wszystko naprawdę rozchodziło się o dalszą chęć bycia samej. Bała się pytań o zdrowie, o pobyt na Maderze, a przede wszystkim o powód wyjazdu akurat tam i akurat teraz. Z czasem miała przekonać się, że mieszkanie u Leslie nie było dobrym pomysłem ze względu na jej okropnego partnera. A u Lottie… coś jej mówiło, by nie zawracać jej głowy. Dlaczego? Tego już nie wiedziała. Miała przeczucie, że nie powinna. Po ostatniej rozmowie z nią na kamerce, miała wrażenie, że jest zmęczona wszystkim, więc nie miała serce zrzucać jej się na głowę dodatkowo. A Mason – Mason nie był już jej.
Roześmiała się, kręcąc głową niedowierzająco. Zjadła jeszcze kawałek ciasta i upiła kawy za moment, spragniona znanych sobie smaków. Była już zmęczona Portugalią. Tęskniła za kawą, którą zawsze serwował jej Alderidge, za ciastami Leslie i mrożonymi warzywami, które często szykowała sobie na kolację, gdy nie było czasu na nic innego.
- Myślałam, że zaprojektujesz sobie coś nowego i wyjątkowego, ale most też brzmi całkiem nieźle – odparła z rozbawieniem, opierając się wygodniej o oparcie krzesła, ramiona zaplatając na piersi. – W najgorszym przypadku bylibyśmy sąsiadami pod mostem. Przynajmniej wspólne ogniska byśmy organizowali, a musisz przyznać, że to całkiem niezły pomysł – uśmiechnęła się, przyglądając mu się wciąż uważnie; spoważniała po chwili jednak, a w jej oczach odbiła się troska. – Jak się czujesz, Mason? Tak… naprawdę?
don't you think you'll miss me
if you don't come and kiss me?

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”