WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/proxy ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

5.
Outfit

Ostatnich kilka dni, ciągnęło się w nieskończoność, a co gorsza, mijający czas tak naprawdę niewiele wniósł do sprawy zamordowanej nastolatki, której ciało kilka dni temu, zostało znalezione przez przypadkową parę, spędzającą wspólnie romantyczne chwile nad Wind River. Jedyne, co w tamtej chwili, było wiadome na pewno to, to że młodziutka dziewczyna, padła ofiarą prawdziwego bestialstwa, gdyż ktoś pozbawił ją najważniejszych organów, aby później bez skrupułow sprzedać je na czarnym rynku. Scenariusz, niczym z dobrego filmu, akcji, lecz w tym przypadku potencjalne zagrożenie, było jak najbardziej realne, a sprawca nadal znajdował się na wolności, pozostając nieuchwytnym.
W prawdzie zyskując te wszystkie informacje na początku trwającego obecnie sledztwa, Ethel zdążyła ułożyć w swojej pewien plan działania, mający na celu przetrząsnąć całe środowisko pracujących na terenie Seattle patologów. Owszem, plan był dobry i ambitny, lecz z wykonaniem było już znacznie gorzej. Pani Detektyw, robiła co tylko mogla, ale jej wysiłki i długie niczym wieczność godziny, spędzone przed komputerem na komisariacie, ostatecznie na nic się zdały. Nawet, jeśli Brunetka trafiała na jakiś trop, on i tak prędzej, czy później urywał się, sadowiąc dochodzenie w przysłowiowym "martwym punkcie"
Jedyne do czego udało jej się dokopać, to była tożsamość ofiary. Reyah Stanford, była 17-letnią uczennicą Ballard High School. Spotkanie z jej rodzicami i przekazanie im tych tragicznych wieści, okazało się przynajmniej dla niej znacznie trudniejsze, niż mogłaby początkowo zakładać. Niestety dalsze postępy w śledztwie, były znikome. A przynajmniej tak się sprawy miały do dzisiejszego poranka, kiedy to już z samego rana, Ethel otrzymała telefon od patologa, który poprosił, aby razem z Lio pilnie się u niego stawili.
Sekcja zwłok, była tym, na co oboje czekali. Dlatego też, Brunteka darowała sobie dzisiejsze bieganie i zaraz po śniadaniu, udała się do Swedish Hospital. Na miejsce trafiła nieco szybciej, od swojego partnera, więc uznała, że zanim spotka się z patologiem, poczeka na Lio, co też uczyniła. Prosektorium było ostatnim miejscem na ziemi, w którym to Farrow, chciałaby spędzać obecny poranek, ale jak to mówią, robota nie wybiera.
- Długo kazałeś mi na siebie czekać. Mam nadzieję, że będzie warto...- Rzuciła pół żartem, pół serio, gdy Crane w końcu do niej dołączył.
<style> @import url('https://fonts.googleapis.com/css?family=Abel|Arizonia'); .foralba59 {border-spacing: 1.5mm; width: 230px; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.foralba59 td:first-child {vertical-align: bottom;}.foralba59 td {vertical-align: top;}.wielka59d {position: relative; width: 120px; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555;}.wielka59c {position: relative; width: 120px; font-family: arizonia; font-size: 23px; line-height: 15px; color: #995555; text-align: right; text-shadow: 1px 1px 0px rgba(221,204,187,0.3); margin-bottom: 5px;}.mruczanka59a {width: 75px; font-family: abel; font-size: 7px; line-height: 10px; color: rgba(0,0,0,0.9); text-align: left; text-transform: uppercase; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555; padding: 5px;}.mru59 {color: grey; font-size: 6px; line-height: 10px; text-decoration: none; opacity: 0.8;}</style><center><table class="foralba59"><tr><td><div class="wielka59c">Ethel Farrow</div><img class="wielka59d" src="https://i.ibb.co/12WQs5Y/received-20904 ... d><td><div class="mruczanka59a">Then I heard your heart beating, you were in the darkness too, so I stayed in the darkness with you...</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru59"></a></td></tr></table></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

outfit

Poranek nie mógł się rozpocząć lepiej! I nie, nie, ale Lio nie miał tu na myśli w żadnym wypadku telefonu służbowego, który dźwięcznie i nader głośno rozdzwonił się o pogańskich godzinach. Crane był rannym ptaszkiem - bardzo często wstawał o świcie, gdy słońce dopiero łapało się fragmentem na horyzoncie. Chodził biegać, bądź, w zależności od pogody, urządzał sobie trening w domu. To dawało mu kopa energii, sposobności nabycia źródła działania, lecz nie dzisiaj. Nie tego pieprzonego ranka. Praktycznie nie zmrużył oka w nocy, bowiem, gdy choćby na moment przymknął swe powieki, to momentalnie nawiedzał go widok ciała tej zamordowanej dziewczyny, z tą różnicą, że zamiast swej prawdziwej, okrytej senną marą twarzy, posiadała tą należącą do Lily.
Wyprowadzony z emocjonalnej równowagi, nie mógł przetrawić towarzyszącego mu chaosu myślowego. Pierw kręcił się z boku na bok w łóżku, pośród wymiętej pościeli. Potem zaczął paradować już po mieszkaniu, w celu znalezienia sobie zajęcia. Czytanie książki odpadło na starcie, tak samo jak odpalanie telewizji, tak więc, dalszą część nocy spędził na wgapianiu się w sufit. Tak po prostu. By ostatecznie stać się ludzkim zombie. Praktycznie dosłownie. Brakowało tylko odpadających fragmentów ciała - przekrwawiony wzrok posiadał, podkrążone oczy również oraz widoczną już na pierwszy rzut oka bladość. Nie czuł się dobrze. Jakoby jakiś pieprzony wirus próbował go zainfekować.
Pobudka, ta właściwa rzecz jasna, nie należała do najłatwiejszych. W odpowiedzi na telefon mruknął tylko, że zaraz się zbiera, by następnie bez wigoru wyślizgnąć się z łózka. Kolejna niespodzianka spotkała go gdzieś na obrzeżach salonu. Stłuczony wazon oraz kocie wymiociny na podłodze. Aż z bezradności załamał ręce, czując, jak narasta w nim początkowo, na razie minimalna, fala irytacji. Uprzątnął zatem owy rozgardiasz; po czym zajął się parzeniem kawy. W tym samym momencie przyodział na siebie dzisiejszy ubiór i finalnie przelał parującą, kofeinową ciecz do kubka termicznego. W takim wydaniu opuścił apartament i skierował się do auta.
Przez poranne korki dotarcie do szpitala zajęło mu więcej czasu niż przypuszczał, a że nie lubił się spóźniać, to kolejny element dołożył cegiełkę do unoszącej się złości.
Na miejscu z kolei powitany został przez swoją partnerkę, a że nie miał ochoty do żartów, to mruknął jedynie na powitanie:
- Wiesz już coś istotnego? - i upił z kubka nieco kawy. Trzymał się zawodowego żargonu, pomimo, że w ostatnim czasie zaczęli rozmawiać nie tylko na tematy związane z pracą.
Dzisiaj jednakże nie był sobą.
Tak kurewsko nie był sobą.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ostatnia intensywna pod wieloma względami noc, dla samej Ethel również do łatwych nie należała. Z racji tego, że kobieta nie utrzymywała bliskich relacji z kimkolwiek, nikt nie mógł wiedzieć, że od kilku dni męczą ją przerażające koszmary, które sprawiają, że ta wybudza się ze swojego snu niekiedy nawet po kilka razy w ciągu jednej nocy. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że za każdym razem z krzykiem, rozdzierającym jej usta, któremu na domiar złego, towarzyszły także problemy z oddychaniem, czy łomoczące w szalonym rytmie serce, które w każdej chwili, mogłoby bez najmniejszego trudu, wyskoczyć z jej piersi.
Od śmierci Bena minęło już kilka miesięcy, a Panna Farrow chcąc czy nie, wciąż wracała myślami do tamtych traumatycznych dla niej wydarzeń. Czas mijał nieubłaganie, a ona nadal nie odnalazła potencjalnego mordercy swojego przyjaciela. Ta niemoc, bezsilność i trwanie w nieskończoność w tym cholernym, przysłowiowym martwym punkcie, doprowadzała brunetkę do prawdziwego szału, co niestety czasami odbijało się również na zachowaniu kobiety, czy jej ogólnym rzecz jasna, złym samopoczuciu. Choć ta robiła co tylko w jej mocy, aby z tym walczyć, w końcowym rozrachunku, kiepsko na tym wychodziła.
Praca. Ta parszywa po stokroć robota, w jej przypadku, okazała się być jedynym skutecznym wybawieniem od dręczących ją demonów bez twarzy. Z czystym sercem, można by nawet rzec, że współpraca pomiędzy nią, a Lionelem zaczynała się powoli układać. Choć na pierwszy rzut oka niemożliwym było, aby ta dwójka znalazła współny język, tak się jednak stało. Powstała pewna nić porozumienia, która ociepliła nieco tę z góry skazaną na porażkę relację. A przynajmniej tak do tej pory myślała Ethel. Nestety widok Lio w jego najlepszym wydaniu (ponurego mruka), szybko sprowadził kobietę na ziemię, odbierając jej przy tym chęci na jakiekolwiek żarty. Pani Detektyw nie bardzo wiedziała, jak ma się zachować za każdym razem, gdy jej partner ponownie odgradzał się od niej przysłowiowym murem. To wywoływało w niej dosyć sprzeczne odczucia, ale do brzegu...
- Ja...to znaczy...ech....- Wydała z siebie ciężkie westchnienie, przesuwając dłonią po wyraźnie zmęczonej twarzy. Cienie pod jej kocimi oczami, pomimo próby zakrycia ich delikatnym makijażem wciąż pozostawały widoczne. - Wolałam poczekać na Ciebie. W końcu siedzimy w tym razem, czyż nie? - Rzuciła swobodnie, choć wcale tak się nie czuła. - Zresztą zawsze instnieje szansa, że każde z nas dopatrzy się tam czegoś innego. - To była tylko część prawdy. Ethel nie była w stanie przyznać się Lio do tego, że prosektorium jest najbardziej znienawidzonym przez nią miejscem na ziemi. Obawy jak i wstyd, skutecznie uniemożliwiły jej udzielenie odpowiedzi, która byłaby zgodna z faktycznym stanem rzeczy.
<style> @import url('https://fonts.googleapis.com/css?family=Abel|Arizonia'); .foralba59 {border-spacing: 1.5mm; width: 230px; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.foralba59 td:first-child {vertical-align: bottom;}.foralba59 td {vertical-align: top;}.wielka59d {position: relative; width: 120px; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555;}.wielka59c {position: relative; width: 120px; font-family: arizonia; font-size: 23px; line-height: 15px; color: #995555; text-align: right; text-shadow: 1px 1px 0px rgba(221,204,187,0.3); margin-bottom: 5px;}.mruczanka59a {width: 75px; font-family: abel; font-size: 7px; line-height: 10px; color: rgba(0,0,0,0.9); text-align: left; text-transform: uppercase; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555; padding: 5px;}.mru59 {color: grey; font-size: 6px; line-height: 10px; text-decoration: none; opacity: 0.8;}</style><center><table class="foralba59"><tr><td><div class="wielka59c">Ethel Farrow</div><img class="wielka59d" src="https://i.ibb.co/12WQs5Y/received-20904 ... d><td><div class="mruczanka59a">Then I heard your heart beating, you were in the darkness too, so I stayed in the darkness with you...</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru59"></a></td></tr></table></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Okej. Faktycznie. W ostatnim czasie przełamali jakąś początkową, niewidzialną barierę, której destrukcja sprawiła, że poczęli rozmawiać ze sobą choć bardziej ludzko - bez sztywnych reguł, tych opiewających o pracę, wyuczonych formułek, zawodowego sztywniactwa. Nadal wciąż jednakże swą prywatną sferę ukrywali pod grubym kocem niewiadomej, lecz przestali być dla siebie poniekąd intruzami.
Do dzisiaj.
Do momentu, gdy Lionel wstępnie nie rzucił tym chłodnym żargonem, znaczącym - a mam gdzieś, daj mi święty spokój.
Co poniekąd nie było prawdą, bowiem dręczony przez makabryczne wizje, które nijak miały się do aktualnej rzeczywistości, odgrodził się potężnym murem, byleby nie wyjawić sedna, albo raczej powodu nietypowego zachowania, bo przecież Ethel mogła zacząć drążyć, w ramach zwyczajnej pogawędki, wiodącego uczucia troski. Wszystko, wliczając w to i bezsenność, odbijało się w twarzy detektywa. Wolał zatem znów zgrywać ponuraka, by swe przemyślenia, obawy ukryć tam, gdzie winny być bezpieczne.
- Oby miał coś więcej, bo nienawidzę, kiedy robota staje w martwym punkcie - przyznał zgodnie z prawdą i bez większego polotu, choć sprawa nastolatki nadszarpywała jego nerwy, nawet jeśli sądził inaczej. Dał dojść do głosu emocjom, które lepiej było tłumić. Nie przelewać osobistych powódek na sedno pracy.
Był ojcem, ale i człowiekiem, toteż zdarzały mu się drobne potknięcia, jak i większe, niekiedy namacalne błędy.
Bez większego oporu wysunął się na prowadzenie, by przy pomocy stanowczego uderzenia w drzwi, poinformować patologa o ich obecności.
- Hej, wchodźcie - usłyszał, gdzieś z głębi, zanim wpuszczono ich do prosektorium.
Lionel nie czuł dyskomfortu. Przez lata praktyki, oglądania zwłok; tych mniej lub bardziej zmasakrowanych, wyrobił sobie specyficzny odruch znieczulicy, choć szczerze powiedziawszy widok nagiej, bladej i pozszywanej młodej dziewczyny jakoś ugodził jego emocje.
Bo to mogła być jego Lily.
Gdyby na siebie nie uważała...

- Co możesz nam powiedzieć? - zagaił, stając bliżej stołu, na którym spoczywała denatka.
- W zasadzie, to mogę potwierdzić moje wcześniejsze przypuszczenia. Wypatroszona. Pozbawiona najważniejszych i najbardziej płatnych organów. Wcześniej więziona, o czym mogą świadczyć otarcia na nadgarstkach - aby potwierdzić te słowa, delikatnie chwycił przegub dłoni nastolatki, by wskazać jednoznaczne ślady - Podano jej środek nasenny, a potem wykonano zabieg. Z medyczną precyzją, rzecz jasna. Wystarczy spojrzeć na szycie. Także, nie mamy do czynienia z laikiem, a doświadczonym lekarzem, patologiem. Kimś, kto zna się na własnym fachu.
- Ślady walki? Gwałt? - Crane starał się wszystko zobrazować we własnej głowie.
- Nic. Zero. Złapano ją znienacka, gdy się tego nie spodziewała. Żadnych fizycznych obrażeń, oznak wykorzystania seksualnego - wyjaśnił skrupulatnie - Wzięta na handel. Bo czarny rynek pęka w szwach od zapotrzebowania.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie ma co ukrywać, z Panią Detektyw od ostatnich kilku, ciągnących się w nieskończoność dni, nie działo się najlepiej i nawet sama zainteresowana, powoli zaczynała to dostrzegać. Problemy ze snem, dręczące ją niemalże każdej nocy koszmary, które powracały do niej, niczym fala tsunami, szczując krwawą wizją, zbliżającego się wielkimi krokami końca jej życia, nie były czymś normalnym. Nagła śmierć Bena, odcisnęła na Farrow swe piętno, lecz to, co działo się obecnie z kobietą, znacznie przekraczało te względnie przyjete przez społeczeństwo normy. Brunetka złapała nawet samą siebie na tym, że przez to wszystko co dzieje się wokół niej, zaczyna również popadać w pewnego rodzaju paranoję, której nieustannie towarzyszyła także nerwowość, czy ogólne rozdrażnienie. To z kolei miało wpływ nie tylko na jej pracę, oraz jej efekty, ale i życie prywatne. Ethel od zawsze dbała o siebie, oraz swoje zdrowie. Sport stał się z czasem nieodłączną częścią jej codziennej rutyny. Nie było tam miejsca na żadne niezdrowe nawyki, lecz przez obecne wydarzenia, ciemnowłosa coraz częściej, sięgała po papierosy, jakie do tej pory, paliła tylko okazyjnie, oraz alkohol, który towarzyszył jej każdego wieczoru, gdy wracała do czterech ścian swojego pustego mieszkania.
Po dzisiejszej, kolejnej już z rzędu "trudnej" nocy, kobieta postanowiła, że tak dłużej być nie może. Musi zdecydować się na jakieś drastyczne kroki, bo w przeciwnym razie, wykończy się psychicznie. Dlatego też postanowiła, że dobrze by było odwiedzić terapeutę. Farrow żywiła cichą nadzieję na to, że terapia pomoże jej uporać się z dręczącymi ją demonami.
Słysząc wysnute przez Crane'a stwierdzenie, odnośnie braku postępów w prowadzonej przez nich sprawie, nie mogła się z nim nie zgodzić. Miała nadzieję, że tym razem, oboje będę mieć odrobinę więcej szczęścia. - Pożyjemy, zobaczymy...- Mruknęła tylko, po czym odepchnęła się od ściany i dość niechętnie jak na nią, ruszyła śladem swojego partnera. Przykro było patrzeć na tak młodą i bestialsko zamordowaną nastolatkę, która miała przed sobą praktycznie całe życie, a jedynym jej błędem było to, że znalazła się w złym miejscu i nieodpowiednim do tego czasie, za co zapłaciła najwyższą z mozliwych cen. Patrząc uważnie na obrażenia, znajdujące się na ciele ofiary, Ethel przysłuchiwała się również rozmowie, prowadzonej przez Lio, oraz patologa. Z tego, co zdążyła wywnioskować, nie wynikało z niej nic pozytywnego. - Czyli tak naprawdę nie masz dla nas nic nowego? Bo to, co mówisz wiedzieliśmy już wcześniej, a w zasadzie przypuszczaliśmy. - Skwitowała, zerkając kątem oka na Lionela. Niestety wszystko wskazywało na to, że ich śledztwo nadal będzie tkwiło w marnym punkcie...
<style> @import url('https://fonts.googleapis.com/css?family=Abel|Arizonia'); .foralba59 {border-spacing: 1.5mm; width: 230px; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.foralba59 td:first-child {vertical-align: bottom;}.foralba59 td {vertical-align: top;}.wielka59d {position: relative; width: 120px; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555;}.wielka59c {position: relative; width: 120px; font-family: arizonia; font-size: 23px; line-height: 15px; color: #995555; text-align: right; text-shadow: 1px 1px 0px rgba(221,204,187,0.3); margin-bottom: 5px;}.mruczanka59a {width: 75px; font-family: abel; font-size: 7px; line-height: 10px; color: rgba(0,0,0,0.9); text-align: left; text-transform: uppercase; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555; padding: 5px;}.mru59 {color: grey; font-size: 6px; line-height: 10px; text-decoration: none; opacity: 0.8;}</style><center><table class="foralba59"><tr><td><div class="wielka59c">Ethel Farrow</div><img class="wielka59d" src="https://i.ibb.co/12WQs5Y/received-20904 ... d><td><div class="mruczanka59a">Then I heard your heart beating, you were in the darkness too, so I stayed in the darkness with you...</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru59"></a></td></tr></table></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lio nerwowo przestąpił z nogi na nogę, pstrykając przy tym palcami od obu dłoni. Matka zawsze mu powtarzała, aby tak nie robił, bo nabawi się reumatyzmu na starcze lata. Jawne kłamstwo bądź niedoinformowanie, gdyż w dobie aktualnego wieku czuł się świetnie. Jedyny fizyczny mankament zdrowotnych niedogodności stanowiła bezsenność, która to przyczepiła się do niego w ostatnim czasie. Za dużo miał na głowie, zbyt wiele się działo, a jeszcze więcej sobie dopowiadał. Nawet teraz, w prosektorium, gdy słuchając patologa, wpatrywał się martwą dziewczynę, to czuł się tak, jakby mu się zbawczy grunt osuwał spod nóg.
Jeszcze chwila, a się porzyga, co w zasadzie zdarzyło mu się tylko raz w życiu, gdy jeszcze jako żółtodziób, krawężnik w policji, zwymiotował na miejscu zbrodni, bo dane mu było dostrzec zmasakrowane zwłoki. Dekapitacja głowy. A potem nocne sceny, wyjęte rodem z niskobudżetowych horrorów.
Okropieństwo.
Przez kolejne lata nabawił się już zawodowej znieczulicy. Do teraz. Choć fizycznie było okej, tak psychicznie już nie bardzo. Emocje rozrywały go od wewnątrz, a podstępne myśli, które układał gdzieś z tyłu głowy bawiły się jego obawami. Nawet tymi nieuzasadnionymi. Gubił za sobą gdzieś stoicką równowagę. Odbijało mu, acz wciąż wewnętrznie.
- Niestety - patolog zwrócił się teraz bezpośrednio do Ethel, która chwilę wcześniej zabrała głos - Nic więcej wam nie pomogę. Prześlę wam zaraz szczegółowy raport ze sekcji, abyście mieli podkładkę w prowadzonej sprawie - uśmiechnął się dość blado, zsuwając z dłoni jednorazowe rękawiczki - Mnie to wygląda na morderstwo pod kątem kradzieży narządów. Gdyby pozbawiono ją przykładowo wyłącznie serca, pomyślałbym o powódkach osobistych, jeśli wiecie o co mi chodzi. Ale dziewczynie zabrano i nerki i wątrobę, toteż sądzić mogę, że ktoś próbuje zarobić na czarnym rynku - podsumował, na co Lio kiwnął delikatnie swoją głową, bowiem wiedział do czego odnosił się Pete.
Mieli przed sobą właśnie grubszą sprawę i niewiadomym było, czy na jednej dziewczynie się skończy, a póki co, nie pchnęli śledztwa choćby o centymetr.
- Dzięki za pomoc, stary - rzucił na odchodnym, nim definitywnie wraz z detektyw Farrow opuścili prosektorium.
Odszedł kilka kroków i krzyżując ramiona na klatce piersiowej, oparł się plecami o pobliską, nieco obdrapaną ścianę. Chyba tej części szpitalnej przydałby się zdecydowany remont, lecz czy ktokolwiek przejmował się korytarzami piwniczymi?
- Wiesz co? - po chwili milczenia postanowił zabrać głos - Rozdzielmy się i popytajmy wśród znajomych i dzieciaków z jej klasy, czy szkoły. Może ktoś coś lub kogoś widział. Co mogłoby nam dać choć minimalnych poszlak.

[zakończone]
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dopiero, gdy deszcze ustały, mogła całkowicie odetchnąć. Prócz swojej pracy, wszystkie wydziały miały na głowie dodatkową pomoc w ewakuacjach, sterowaniu ruchem oraz w powrocie do domów, co nie było łatwe z powodu zawalonych różnymi rzeczami ulic. Ratownicy i straż pożarna nie mieli lepiej, aż do chwili gdy wszystko ustało. Sytuacja z ulewą u po niej uspokoiła się na tyle, że każdy z nich mógł odespać, chociaż przez ostatnie dni szło to Cabrerze naprawdę ciężko. Od kiedy pobiła cywila nocami śniły się jej realne koszmary tamtego zdarzenia. Było tak samo, jak w ulewny dzień, lecz tym razem Averill nie przychodziła aby zabrać ją z domu Teksańczyka. Umierała. Na przeróżne sposoby traciła życie, nawet zagryzana przez uratowanego psa, a Astra nie mogła nic z tym zrobić. Była bezsilna i zlękniona; przez to również niewyspana.
Zwlekała więc z oddaniem ubrania Callaway. Wypranego i złożonego w kostkę w reklamówce, w której woziła wszystko w samochodzie. Głupio jej było spojrzeć na panią doktor. Nie tylko ze względu na swoje sny, ale również minioną sytuację i to jak się rozkleiła. Zarazem myślała o tym, jak ślicznie wyglądała w swetrze i lekko wilgotnych włosach oraz jak dobrze było znów się do niej przytulić.
Tęskniłam za tobą; czemu to powiedziała?
Uznała, że przywiezienie ubrań do pracy Averill będzie najlepszym pomysłem. Po pierwsze, ktoś im może przeszkodzić, na co Astra liczyła. Po drugie, nie będzie mogła długo zostać, żeby nie przeszkadzać kobiecie w pracy jednocześnie dając jej powody do dłużej rozmowy. Nie żeby nie chciała z nią rozmawiać. Po prostu obawiała się powtórki z rozrywki.
Z ulgą zauważyła, że Callaway towarzyszył asystent przy badaniu zwłok. W duchu liczyła, że to nie był koniec. Że dopiero zaczęli, więc tak właściwie położy reklamówkę i sobie pójdzie. To była bardzo dobra myśl, która się nie urzeczywistniła, bo gdy weszła, tamci zdjęli z rąk chirurgiczne rękawiczki.
- Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać – odparła, gdy Ave spojrzała na nią uprzednio przerywając coś, co tłumaczyła młodemu mężczyźnie. – Chciałam tylko.. – Nim dokończyła młodzieniec minął ją i wyszedł z pomieszczenia, jakby przez cały czas czekał tylko na to, żeby się gdzieś chować i popłakać albo zwymiotować (bo wciąż nie przywykł do widoku zwłok). – Wszystkich mężczyzn doprowadzasz do płaczu? – zapytała zaczepnie sądząc, że to super żart na dobry wstęp i lekko uniosła reklamówkę z ubraniami. – Przyniosłam twoje rzeczy. Wyprane. – Posłała kobiecie delikatny uśmiech. – Nie będę ci dłużej zawracać głowy. – Machnęła ręką, jakby przyjazd tutaj specjalnie tylko po to aby podrzucić ubrania – to nic takiego.
Zrobiła krok w tył gotowa się wycofać, ale coś.. coś nie dawało jej spokoju.
- Wszystko w porządku? – zapytała i zwilżyła wargi końcówką języka wciąż czując pod nim ślad po uderzenia. Strupek nie był duży, ale wciąż zdobił jej wargę. Wszystko przez to, że raz lub dwa go zdrapała nie pozwalając ranie odpowiednio się zagoić.
Ostatnio zmieniony 2021-05-11, 10:36 przez Astra Cabrera, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#14 Od tamtej nocy chodziła jej po głowie już codziennie, nawet mimo że sama Averill non stop próbowała się tego wypierać. Żeby zagłuszyć wyrzuty sumienia, coraz częściej zaczęła nachodzić swoje dzieci, wznowiła lekcje jazdy konnej i zgłosiła się jako wolontariuszka przy organizacji ogłoszonej w kościele zbiórki charytatywnej. Najłatwiej byłoby, gdyby po prostu wzięła nadgodziny, ale to byłoby jak strzał w stopę – więcej godzin spędzanych na pomocy policji oznaczałoby przecież większe prawdopodobieństwo ciągłego natykania się na Astre, a tego przecież wolała uniknąć. Jej obecność, jej ciepło i samo jej towarzystwo podczas ich ostatniego spotkania wywołało w Averill tęsknotę, której co prawda była świadoma, ale którą dotychczas udawało jej się w sobie usypiać. A jednak od tamtego momentu, w jakim ujrzała jej przestraszone oczy i zamknęła w ramionach jej zimne ciało, coś się w niej zmieniło. Coś się otworzyło i Callaway nie wiedziała jeszcze co prawda co, ale bała się uczuć, jakie czekały na nią po drugiej stronie.
Zapomniała nawet o tych nieszczęsnych ubraniach. Nie odczuła ich braku – odzież była ostatnią rzeczą, jaką na co dzień się przejmowała. Może nawet wolała, aby Astra nigdy jej ich nie oddawała, w głębi duszy obawiając się, że ich nowy, nieznany zapach w jakiś sposób ją złamie. Co przecież było zupełnie nierozsądne, biorąc pod uwagę fakt, że w każdym momencie mogłaby po prostu wrzucić je na nowo do pralki i wyprać je w proszku, do którego była przyzwyczajona.
W każdym razie, nie spodziewała jej się tamtego dnia i nawet zmarszczyła brwi na dźwięk otwieranych do prosektorium drzwi. Nie była na to spotkanie przygotowana – ani mentalnie, ani fizycznie. Niechlujnie związane w kucyk włosy sprawiały, że wyglądała prawdopodobnie jak strach na wróble, a pod oczami widniały ślady słabo przesypianych nocy. Miała nadzieję, że pomoże obecność asystenta (gdyby tylko biedak wiedział, jak obie w tamtym momencie na niego liczyły), lecz ten nie poradził sobie z widokiem nieboszczyka-topielca, który spędził na dnie jeziora nieco zbyt dużo czasu. Averill wcale go nie winiła.
Okrywszy trupa białą płachtą, odwróciła się w stronę Cabrery z obawą.
Nie przeszkadzasz – zaprzeczyła mechanicznie, patrząc na jej dłonie, w których trzymała reklamówkę. Starannie omijała jej oczy. – Pewnie zaszkodziła mu szpitalna kawa. – Nieśmiertelna krytyka tutejszej kawy zdecydowanie była lepsza niż wtajemniczanie Astry w szczegóły dotyczące gnijącego topielca. – Dziękuję. – Wreszcie uniosła na nią spojrzenie i blado odwzajemniła uśmiech. Pani kapitan nie wyglądała najlepiej, czego z początku Callaway nie chciała komentować, ale kiedy zadała jej pytanie, nie mogła się powstrzymać. – Tak. U mnie tak. – Kłamstwo. – Zastanawiałam się, czy u ciebie w porządku, bo… Nie wiem, wyglądasz na chorą – przyznała, wiedząc, jak źle to brzmiało. – Rozłożyło cię po tamtej ulewie? – a więc jednak, mimo własnych obaw, wróciła do tematu. I to w zupełnie naturalny sposób. – Jak bark? – dodała, odruchowo spuszczając wzrok na jej ramię. Niestety, ponieważ tym razem było zakryte, nie mogła dojść do żadnego wniosku.
<center> <img src="https://i2.wp.com/cdn130.picsart.com/30 ... 339211.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: -65px; margin-top: -30px;" width="340px"; height="270px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/da1384342bb ... 4k_540.gif" style="border: 1px solid #5b5141; padding:3px; position: relative; margin-top:40px;" width="230px" /> <br><br>
</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bacznie wzrokiem zlustrowała kobietę niepewna, czy powinna wierzyć w zapewnienie, że wszystko było w porządku. Z drugiej strony nie miała żadnego prawa aby w pełni wtrącać się w życie pani doktor, nawet jeśli ostatnio podzieliła sią z nią rzeczami, o których mówiła rzadko i prawie nikomu. O szczegółach wydarzenia sprzed pięciu lat wiedział tylko terapeuta i częściowo również matka, ale one również nie zobowiązywały Cabrery do wtrącania nosa w nieswoje sprawy zwłaszcza, że jej obawa i prośby zostały zignorowane. Owszem, całe szczęście nic nie stało się konkretnie z domem Callaway, ale w okolicy doszło do paru załamań terenu i Astra poczuła się zignorowana. Z drugiej strony, jak wmawiała to sobie teraz, nie miała nic do powiedzenia w kwestii życia Averill (i to już od dawna).
- Dziękuję? – Za jakże piękny komplement opisujący jej cudowny stan bycia chorą.To zmęczenie. Mieliśmy dużo pracy po tej ulewie i.. – Niedbale machnęła ręką, bo mówienie na głos o koszmarach szło jej równie źle, jak wracanie wspomnieniami do tamtych dni. Niby przywykła do nieprzespanych nocy, a jednak po długim okresie w miarę spokojnego snu, jego brak lub męczące koszmary dawały w kość.
- W porządku. – W ramach okazania poruszała wspomnianym barkiem. – Siniak powoli znika – zapewniła z nikłym uśmiechem, bo skoro już oceniły, że marnie wyglądała, wcale nie zamierzała się z tym kryć.
- Teksańczyk nie wniósł skargi – dodała niepewna, czy Averill w ogóle chciała to wiedzieć. – Przynajmniej do tej pory. – Oby tak zostało; pomyślała w duchu i dłonią przeczesała długie włosy. Mogłaby już wyjść. Właściwie powinna już iść i nie przedłużać rozmowy, która mogła pójść w kierunku, o jakim myślała, ale którego lepiej nie realizować.
Jak się mają twoje dzieci? Mam nadzieję, że nic im się nie stało podczas tego całego szaleństwa. – To był w miarę bezpieczny temat, chociaż nie kryła się z tym, że umyślnie nie pytała o męża. Owszem, to nie było grzeczne, ale od pewnego czasu jego istnienie zaczęło wadzić Astrze. Nie z zazdrości o to, że Ave w ogóle miała rodzinę a ona kobietę, która od pięciu lat leżała w śpiączce. Bardziej oto, że ów jegomość zdołał podbić serce pani doktor.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przepraszam – spróbowała się obronić z nadzieją, że Astra nie weźmie tego jako impertynencję, lecz jako najzwyklejsze zmartwienie. Bo mimo iż Averill pozornie nie miała prawa się o nią martwić, po tym wszystkim, co pani kapitan przeszła ostatnim razem, czuła się usprawiedliwiona. – Wciąż mam wyrzuty sumienia – przyznała i, o losie, jak nielogiczne było jej przyznawanie się do takiego stanu rzeczy, skoro o poczuciu winy, które ciążyło jej od ostatnich dwudziestu lat, nigdy nie powiedziała ani słowa na głos? Paradoksalnie wyglądało na to, że im mocniej gryzło ją sumienie, tym wytrwalej potrafiła to przemilczeć, wewnątrz schnąc coraz bardziej. Echo trudnych, ledwo przeciśniętych przez gardło słów, którymi Astra zobrazowała jej swoją traumę tamtego dnia, wcale nie pomagało.
Ale już wszystko wraca do normy? – zapytała, po części mając na myśli ilość pracy na komisariacie, a po części samopoczucie Cabrery. Interpretację pozostawiła jej, jak to zresztą zwykła robić, gdy w zasięgu jej widoku pojawiały się trudności. Jakiekolwiek.
Jeśli chcesz, możemy ci zlecić profilaktyczne prześwietlenie – zaproponowała, jak gdyby w ogóle nie usłyszawszy jej zapewnienia, że z barkiem było już lepiej. – Żeby wykluczyć jakiekolwiek powikłania. Nawet jeśli z wierzchu widać tylko siniaka – mówiła głównie po to, aby zapchać czymś ciszę, która nagle zaczęła strasznie ją uwierać. – Och, to dobrze. – Odetchnęła na wieść o Teksańczyku, mimo iż podejrzewała, że tak będzie. Równie dobrze przecież to one mogły wnieść skargę na niego. W ten sposób było bezpieczniej. Dla obu stron.
Pytanie o dzieci wybiło ją z rytmu, ale tylko na moment. Ciągle były obecne w jej życiu, a ona codziennie na nowo przybierała rolę matki i chociaż wydawałoby się, że wszyscy o tym wiedzieli, z Astrą celowo unikała tego tematu. Zupełnie jak gdyby nigdy nie wyszła za mąż i nie zaadoptowała czwórki dzieciaków.
Wszystko u nich w porządku – zapewniła, zastanawiając się, w którym momencie jej własna rodzina zupełnie nieświadomie zaczęła jej wadzić w relacji z Cabrerą. – Żadnemu nic się nie stało. – Wysiliła się na blady uśmiech, po czym przełknęła ślinę. – A jak… twoja rodzina? Rodzice i rodzeństwo? – Spojrzała na nią, nie wiedząc, czy przypadkiem nie przekracza jakiejś umownej granicy. Tym bardziej, że wcale nie pytała z grzeczności – naprawdę była ciekawa, jak trzymała się reszta rodziny Cabrera.
<center> <img src="https://i2.wp.com/cdn130.picsart.com/30 ... 339211.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: -65px; margin-top: -30px;" width="340px"; height="270px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/da1384342bb ... 4k_540.gif" style="border: 1px solid #5b5141; padding:3px; position: relative; margin-top:40px;" width="230px" /> <br><br>
</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Słysząc o możliwości upewnienia się, czy z barkiem na pewno wszystko było w porządku, mimowolnie pomyślała o Rosaline. Przed samą sobą musiała przyznać, że podświadomie wybierała podobne kobiety. Po pierwsze, dwie najważniejsze w jej życiu były lekarkami. Z innej dziedziny, ale jednak. Po drugie, obie wykazywały nadmierną troskę i proponowały rzeczy, o których Astra nigdy by nie pomyślała. Uważała, że z barkiem wszystko będzie dobrze, a jednak był ktoś, kto ku przestrodze wolał to sprawdzić. To było miłe i przywołało przyjemne wspomnienia z różnych etapów życia. Nie tylko tych związanych z Rosaline, ale również kiedy obie z Averill zajmowały jeden pokój w akademiku. Potrzebowały czasu, żeby się ze sobą dogadać. Zrozumieć, jaka była ta druga i obserwować, jak wtedy gdy Cabrera lekko poobijana wróciła do akademika, bo kiedy wracała z imprezy wpadł na nią pijany rowerzysta. Uważała, że poza paroma otarciami nic się jej nie stało, ale Cheyne się upierała rzucając medycznymi hasłami zmuszając ją do pójścia na pogotowie. Nie, nie zmusiła. Przekonała Astrze, która tamtego dnia zrozumiała, że bardzo ciężko będzie jej jakkolwiek odmówić tej ładnej dziewczynie.
Dopiero z czasem się tego nauczyła i wychodziło jej to tylko, gdy nie patrzyła bezpośrednio na Ave.
- Nie trzeba. Naprawdę. – zapewniła kiwając przecząco głową. – Dziękuję. – Mimo wszystko doceniała troskę o bark i o nią samą. Właściwie to nawet nie obwiniała kobiety o tamten wieczór. Zapewne powinna, bo to Ave uparła się, żeby pomóc psu, ale nie jej winą było, że po drodze napotkały narwanego Teksańczyka. To był po prostu niefortunny ciąg zdarzeń, który całe szczęście skończył się bez ofiar.
- To dobrze – odparła krótko, gdy usłyszała, że z dziećmi było wszystko w porządku. Pytała o nie bez problemu. To świadomość istnienia męża rodziła w niej przedziwne uczucie dystansu. – Rodzice mają już swoje lata, ale trzymają się, jak każda osoba żywiona meksykańskim żarciem. Są nie do przebicia. – Uśmiechnęła się odrobinę rozbawiona, bo pomimo tego, jak matka próbowała ją wychować, kochała rodziców ponad wszystko. – A bracia.. mają swoje cudowne rodzinki, pracę dzięki której przeżywają kolejne miesiące i oczywiście są oczkiem w głowie matuli. Chyba nigdy ich nie prześcignę. – Jakkolwiek by się nie starała, nie będzie kimś lepszym od nich. Kimś, komu też można przynieść piwo a nie prosić aby to zrobiła. – Skoro już o rodzinach mowa.. – Chyba jednak spodobał się jej ten temat i nagle poczuła, że wcale nie chciała stąd uciekać. Nie tak szybko, jak zamierzała. – ..to jakie są twoje dzieci? A może najpierw zapytam, ile ich masz? Co robią? Czy mają już swoje rodziny? A może zostałaś babcią? – Tak, zdecydowanie mogła rozmawiać o dzieciach Callaway. Do nich nie mogła mieć żalu. Mogła mieć żal do siebie i do faceta, któremu udało się zdobyć serce Averill; zrobił to tak, że kobieta nie uciekła. Zazdrościła mu. Naprawdę. Zwłaszcza, że kiedyś myślała, iż to ona będzie na jego miejscu. Że może kiedyś razem z Cheyne założą rodzinę, co w tamtych czasach dla par jednopłciowych wydawało się prawie niemożliwe. A jednak Astra o tym myślała.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”