WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://www.contemporist.com/wp-content ... /div></div>
Ostatnio zmieniony 2022-01-25, 22:14 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#13 Nigdy nie była na żadnej imprezie. To znaczy, nie licząc tych urodzinowych oczywiście. To jednak było bardzo dawno temu, w Bostonie, a teraz Pandora znajdowała się w Seattle i prowadziła kompletnie inne życie. Głównie dlatego, że mogła już pić alkohol (chociaż to też nie tak, że jakkolwiek korzystała z tego przywileju – niespecjalnie lubiła jego smak i to, jak potęgował jej doznania sensoryczne). Gdy więc Presley, koleżanka, z którą Baker robiła projekt na psychologię, zaprosiła ją na jakąś imprezę do akademików, obiecując jej przy tym, iż nie uświadczy tam żadnego nieprzyjemnego ani gwałtownego oświetlenia, Panda poczuła się zachwycona. Ubrała swoją ulubioną, żółto-białą koszulkę w paski, do tego różową, sztruksową sukienkę na szelkach i podciągnięte wysoko, żółte podkolanówki. Gdy dotarła na miejsce, a Presley stwierdziła, że wyglądała szałowo, aż zarumieniła się z wrażenia, bezwiednie dając dziewczynie poprowadzić się w kierunku stolika z alkoholem i pozwalając jej zrobić sobie lekkiego drinka, który, na jej szczęście, okazał się bardziej słodki niż alkoholowy. Przez dłuższy czas Pandora rozmawiała z Presley w jakimś spokojniejszym kącie Sali, wzdrygając się za każdym razem, gdy ktoś z imprezowiczów zaczynał krzyczeć, tym samym chyba próbując nakłonić resztę do zabawy. Niespecjalnie to rozumiała – gdyby zaczęli wrzeszczeć tak na nią, prędzej by się popłakała niż rzeczywiście zaczęła tańczyć, ale przywykła już do tego, że ludzie byli przedziwni. No i nie za bardzo miała prawo ich oceniać.
Może po pół godzinie koleżanka zostawiła ją z zamiarem przyniesienia im nowych drinków, na co Panda przytaknęła lekkim skinięciem głowy. Tak naprawdę ta słodka miksturka, którą przygotowała jej Presley, była całkiem smaczna i nie miałaby nic przeciwko wypiciu drugiej takiej. Była zbyt naiwna, aby zdawać sobie sprawę ze zdradzieckiego działania drinków.
Minuty jednak mijały, a Sage nie wracała. Po upływie kwadransu zestresowana Panda, marząca tylko, aby jedyna znana jej tu osoba nie postanowiła jej zostawić, postanowiła wyruszyć na poszukiwania. Wpadła do łazienki, w którym znalazła jakąś obściskującą się parę, a potem do czyjegoś otwartego na oścież pokoju, gdzie kilkoro studentów bawiło się tablicą Ouija. Nieco przestraszona, od razu zrobiła kilka nieprzemyślanych kroków w tył, niespodziewanie na kogoś wpadając. Gdy odwróciła się w tamtą stronę, przez parę sekund nie mogła uwierzyć własnym oczom.
Finn! – powiedziała na wydechu, a jej twarz przeciął uśmiech pełen… ulgi? – Jak dobrze cię widzieć! – Jego obecność tutaj oznaczała, że nawet jeśli Presley się wykruszyła, Pandora nie była osamotniona. – Nie odpisałeś mi na smsa, więc nie wiem, czy w ogóle mogę mówić na ciebie Finn, czy jednak przejść na Othello. – Zmarszczyła nos, czekając na jego decyzję. Jego milczenie trochę ją zakłuło w serduszko, ale ostatecznie gdy wyleciała do Bostonu, przestała o tym myśleć. Przypomniała sobie o tej kwestii dopiero teraz.
<center> <img src="https://i.imgur.com/dZCnbul.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: -80px; margin-top: -30px;" width="350px"; height="200px" /> <img src="https://s4.gifyu.com/images/ezgif-1-6fe541b281c0.gif" style="border-radius: 1px; position: relative; margin-top:30px;" width="310px" /> <br>
<div style="transform:rotate(15deg); -webkit-transform:rotate(5deg);
-moz-transform:rotate(15deg); -o-transform:rotate(15deg);
width: 400px; height: 20px; font-family: 'Courier New'; font-size: 9.5px; cursive; color:#685552; margin-top: -40px; margin-left: -20px;">the universe was made just to be seen by my eyes</div></center>

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
24
183

student

uow

broadmoor

Post

(na)strój

No dobrze, mówiąc tak zupełnie szczerze, ten wieczór nie potoczył się dokładnie tak, jak to sobie Othello Kingsley pierwotnie planował, czy też raczej... Obiecywał.
Założenie, z jakim brunet opuszczał późnym popołudniem dom rodzinny - wykręcając się od obiadokolacji z matką i siostrami z użyciem wyświechtanego nieco klasyka: "nie mogę, mam projekt na uczelnię!" - było bowiem takie, że wskoczy tylko na godzinkę do kumpla, odbierze towar, po drodze odwiedzi dwóch stałych klientów mieszkających w okolicy i grzecznie trafi z powrotem w okowy swojego pokoju na niskim parterze rodzinnego domu, zapali jointa i może naprawdę, tak zupełnie serio-serio weźmie się za wypełnianie jakichś zadań na zajęcia.
I przez dłuższą chwilę wszystko szło dobrze, a przyszłość malowała się w obiecujących barwach. Wyszedł od znajomego tak jak planował, po niespełna godzince rozmowy o niczym, chrupania orzeszków ziemnych i pakowania małych kolorowych tableteczek do równie mikrych torebeczek strunowych ozdobionych czerwonym lub niebieskim paskiem zamknięcia. Wizytę u pierwszego z interesantów także odbył błyskiem: dobry wieczór-dobry wieczór, wymienione anonimowo i kurtuazyjnie, rytualny uścisk dłoni umożliwiający przekazanie zamówienia, szybki, kontrolny rzut oka na ilość wsuniętej mu w kieszeń gotówki i płynny odwrót by ruszyć z powrotem drogą z której przyszedł - wąską żwirowaną ścieżką biegnącą wzdłuż szerokiego podjazdu posiadłości.
Jakie było jednak zdziwienie Kingsley'a gdy, ledwie przekroczywszy linię płotu klienta, natknął się na wyfiokowaną i kolorową niczym kryształki kalejdoskopu grupę znajomych pędzących ulicą w stronę uniwersyteckiego trójkąta bermudzkiego dzielnicy.
Przed złożonym mu zaproszeniem wzbraniał się może dość długo jak na siebie (ponad dwie minuty), ale i z towarzyszącym mu od pierwszej sekundy rozmowy z kumplami przekonaniem, że i tak ulegnie. Chwilę później więc odwoływał drugiego klienta i z uśmiechem wdzięczności pociągał spory łyk brzoskwiniowego sznapsa z podsuniętej mu przez koleżankę, płaskiej butelki.
Co mu szkodziło? Tak dawno nie był przecież na żadnej imprezie z prawdziwego zdarzenia (dawno, znaczy od dwóch tygodni). Różowiuchny płyn o syntetycznym smaku przyjemnie chłodził mu wiecznie podrażnione gardło.
Rzeczywistość nie tylko mogła, ale i musiała poczekać.

Gdy cała banda trafiła do Elm Hall, Othello wszedł jednocześnie w dwie role: tak po prostu gościa, z radością przyjmującego od kogoś czerwony kubeczek z alkoholem i częstujący się garścią kukurydzianych tortilli, jak i biznesmena, wprawnie strzelającego wzrokiem po kątach kolejnych pomieszczeń w poszukiwaniu potencjalnych klientów.
Niedługo później był lżejszy o trzy plastikowe woreczki, bogatszy zaś w sto dwadzieścia dolców (nie, żeby miało to dla niego większe znaczenie, ale sama świadomość była jednak przyjemna). Robiąc sobie przerwę od interesów, odnalazł wreszcie grupę kumpli, z którymi tu trafił - rozkładającą właśnie na podłodze jednego z pomieszczeń tę przerażającą planszę do wywoływania zjaw - i miłosiernie zaproponował, że przyniesie im jakieś przekąski (pewnie dlatego, że średnio marzyło mu się przywołanie dziś jakiegokolwiek ducha; tym bardziej, że - obawiał się - jedynym zainteresowanym tym, by go nawiedzić, mógł być chyba jedynie duch jego zmarłego przyjaciela, Adama... - tego samego Adama, z którego dziewczyną Othello od niedawna nie tylko ćpał coraz częściej, ale i sypiał). Wracał właśnie do pokoju z naręczem chipsów i kubkami pełnymi whiskey z colą trzymanymi po trzy w dłoni, za krawędzie, gdy nagle uderzyła w niego jakaś jaskrawa kometa - promień żółci i różu zakończony burzą kędzierzawych kosmyków.
- Co, do... - zaczął, nie dość jeszcze pijany by mieć problem z artykułowaniem pytania, ale na tyle wstawiony, aby słowa opuszczały jego usta odrobinę mozolniej niż na trzeźwo (lub na przykład jak wówczas, gdy naćpał się speedu). Twarz, która znalazła się teraz ledwie parę centymetrów od jego własnej, pociągnęła teraz za jakiś supełek wspomnień w jego pamięci. Te... oczy. I te zęby! Śmieszne, długie jedynki, które Othello z jakiejś przyczyny uznawał za cholernie atrakcyjne.
Jak ona... Jak jej tam było?
Och, sms! Cholera... Miał jej odpisać...
Ale... jak jej tam było...
Ciemne brwi chłopaka zbiegły się u nasady jego nosa w krótkiej chwili konsternacji. To było coś z gwiazdami... Z planetami... Z...
- Kasjopea! - wyrzucił z siebie, równie ucieszony faktem samego spotkania jak tym, że jego mózg jednak funkcjonował względnie sprawnie. Uścisnął dziewczynę trochę nieporadnie, zważywszy na trzymane przez siebie w dłoniach zapasy dla znajomych - Ale jaja, cześć! Co tu robisz? Jesteś kumpelą Deana? Czy od strony Suzie, czy... A, nieważne! - machnąłby ręką, gdyby nie ryzykował rozlaniem cennego trunku wypełniającego kubeczki; zamiast tego tylko mrugnął śmiesznie - Wystarczy Othello, ale jak wolisz! Reaguję na wiele imion. I ten, słuchaj, cholera... Wiem, że nie odpisałem...

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie spodziewała się zobaczyć go w takim stanie. Ostatni raz był po prostu miłym, nieco zakręconym chłopakiem z niesamowitą szczęką, który urzekł ją duchem walki podczas wyścigów kropel, a teraz… teraz stała przed nieznajomym z zabłąkanym spojrzeniem, który trzymał w rękach zdecydowanie zbyt dużo jedzenia jak dla jednej osoby.
Zamierzasz to wszystko zjeść? – zapytała zupełnie bez związku, nieświadoma rozgrywającej się w jego pamięci batalii. W sumie nawet gdyby wiedziała, że nie zapamiętał jej imienia, nie wzięłaby tego do siebie. Takie przyziemne sprawy raczej nie robiły na niej większego wrażenia. Zresztą dla niego tak naprawdę mogła być kimkolwiek, niezależnie od imienia, jakie by jej nadał. Ostatnim razem stała się Kasjopeą i całkiem dobrze na tym wyszła, prawda? – Tak, to ja – przytaknęła, chyba wciąż nie rozumiejąc, że Othello był pod wpływem jakichś środków psychoaktywnych. W jej świecie coś takiego nawet nie istniało. To znaczy wiedziała, że ludzie chwytali się różnych rzeczy tylko po to, aby na moment poczuć ten szeroko opisywany na kartach książek odlot, ale sama nigdy nie czuła się tym ani trochę zainteresowana. Codziennie głowa podsuwała jej mnóstwo śmiesznych obrazów i myśli – to zdecydowanie jej wystarczało.
A jednak prawdopodobnie gdyby ktoś o tak wyrazistej żuchwie zaproponował jej przejście do krainy białego węgorza, prawdopodobnie nie wahałaby się długo. Była raczej naiwna, czego idealnym przykładem była jej znajomość z Samuelem. Wtedy zauroczyło ją jego symetryczne czoło i to właściwie wystarczyło, aby zgodziła się na każdą jego propozycję. Teraz pewnie byłoby podobnie.
Koleżanka mnie tu zaciągnęła – przyznała po prostu, puszczając mimo uszu jego pytania o Deana, Suzie i inną rzeszę ludzi, których nie znała, i których prawdopodobnie nie miała nigdy poznać. – Poszła po picie, ale jeszcze nie wróciła. Chyba się zgubiła. – I znowu ta urocza naiwność, pozwalająca jej wierzyć, iż Presley wcale nie znalazła lepszego towarzystwa tylko zgubiła się w labiryncie akademikowych korytarzy. – A więc Othello. – W sumie trochę szkoda, że nie padło jednak na Finna. Przyzwyczaiła się do tamtej jego wersji. – No… tak – przytaknęła, marszcząc brwi i nie do końca wiedząc, jak zareagować na jego odkrywcze wyznanie. Wiedział, że jej nie odpisał… tak, to było logiczne. – To już właściwie bez znaczenia, zapomniałam o tym po trzech tygodniach – przyznała z rozbrajającą szczerością, nie zdając sobie sprawy z tego, iż Finnowi zapomnienie o niej zajęło prawdopodobnie mniej niż jeden dzień. – Co u ciebie? Jak spędziłeś Święta? Co robiłeś przez ten czas? – Określenie ”ten czas” znaczyło tyle, co ”przez wszystkie te dni, kiedy mi nie odpisywałeś’, ale przecież nie była na tyle bezczelna, aby mu to wytykać. Przynajmniej nie w sposób świadomy.
<center> <img src="https://i.imgur.com/dZCnbul.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: -80px; margin-top: -30px;" width="350px"; height="200px" /> <img src="https://s4.gifyu.com/images/ezgif-1-6fe541b281c0.gif" style="border-radius: 1px; position: relative; margin-top:30px;" width="310px" /> <br>
<div style="transform:rotate(15deg); -webkit-transform:rotate(5deg);
-moz-transform:rotate(15deg); -o-transform:rotate(15deg);
width: 400px; height: 20px; font-family: 'Courier New'; font-size: 9.5px; cursive; color:#685552; margin-top: -40px; margin-left: -20px;">the universe was made just to be seen by my eyes</div></center>

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
24
183

student

uow

broadmoor

Post

A może jednak był Finnem?
Tak naprawdę. Naprawdę Finnem, a nie Na Niby Othello, a już na pewno nie Othi'm, tym w ustach Runy - pełnych, gorących, tryskających jadem i ambrozją jednocześnie. Może pod tą cienką warstwą mięśni i jeszcze cieńszą, pergaminową niemal niekiedy, powłoką skóry, nie krył się wcale żaden Othello - ten obleczony w fatum, ten będący ofiarą jakiejś pierdolonej klątwy... Może zamiast jakiegoś Othella tkwił tam "Finn" właśnie. Jakiś. Jakiś-Finn. Niewinny, bo to się przecież prawie rymuje. Bezbronny. Chłopak sprzed wypadku.
I może tego Finna właśnie, nieostrożnie się jakoś zapędziwszy, okazał tamtego popołudnia na akademickim korytarzu przed nikim innym właśnie, jak przed Kasjopeą Pandorą? Tego Finna, broń Boże nie żadnego Othello, który spędzał popołudnia obstawiając krople w nigdy niekończącym się wyścigu w dół okiennej tafli?
I ona tego Finna pamiętała.
I to ten Finn właśnie tak chciał, jak i naprawdę miał jej odpisać...
Ale jakoś nie dał rady, ten Finn. Nawet nie, że zapomniał, po prostu... nie podołał. Przygnieciony do posadzki przez tego drugiego, Othella. Othella-Luzaka. Othella-Równego-Gościa. Othella wiecznie na haju. Othella, który woził się teraz z Runą Kaalen, po tylu latach wzdychania do niej ponad ramieniem najlepszego przyjaciela.
- Myślałaś o tym przez trzy tygodnie? Jezu, ja pierdolę, K. - podrzucił jakoś ten wór chipsów i pudełko słonych paluszków trzymane w ramionach, śmiesznie, nieporadnie i nerwowo, zagryzł wargę, zmarszczył nos nawet w wyrazie najwyższego zakłopotania. Ot, mały chłopiec przyłapany na czymś, czego absolutnie nie powinien był robić, teraz próbujący nie tylko wykaraskać się z tarapatów, ale i policzyć z własnym sumieniem - Teraz mi głupio. Naprawdę chciałem. No wiesz, odpisać. Po prostu... Sesja, i wszystko. Sporo się działo.
I z czego on się niby tłumaczył? I po co? - pytania wykwitające nagle pod burzą czarnych kosmyków. Przed jakąś laską, chyba trochę pieprzniętą, którą wcześniej widział raz-jeden-jedyny. Jakby była jakąś wyrocznią, a nie po prostu studentką African Studies poznaną raz, przypadkiem, podczas przedłużającego się okienka przed zajęciami.
Pokręcił głową. Głównie do treści własnych myśli.
- Wydajesz się, ekhm, ten... - przytrzymał paczkę żelek brodą, nim zdążyłaby się zsunąć z wierzchu dzierżonej przezeń sterty przekąsek - Jakby trochę zawiedziona, że jednak nie "Finn", hm? - i jakimś takim subtelnym ruchem zaczął powoli postępować w kierunku, w którym dotąd zmierzał, w zuchwałym przeświadczeniu, że Pandora podąży za nim - No, ale nieważne. O co pytałaś? A, co u mnie. No, tak jak mówię... Hm. W ogóle, chcesz żelka? Ale to będziesz musiała sobie wziąć. Dobre są. Kwaśne. A co u mnie? Tak, tak jak mówię... Wszystko okay, chyba. Tylko intensywnie, K. Na całego. Te egzaminy, i w ogóle jakieś różne rzeczy, które się dzieją... - dotarli do drzwi, w za którymi na Othella czekała grupka znajomych - Słuchaj, chcesz się do nas dołączyć? Mamy jaranie, no i te, przekąski. Będzie fajnie, chodź, K. Koleżanka cię znajdzie, na pewno. I przy okazji powiesz mi może... Co słychać u Ciebie, hm? I czy obserwowałaś ostatnio jakieś krople, w ogóle?

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dla niej, owszem, był Finnem. Takim zupełnie niewinnym, może nawet lekko wypłowiałym Finnem, który soboty spędzał na oglądaniu seriali albo czytaniu książek. Który nie krył żadnych skomplikowanych tajemnic. Choć na ogół jej wyobraźnia wydawała się bezgraniczna, w przypadku Othella była jakby… sparaliżowana. Być może przez wzgląd na to, iż nadała mu takie, a nie inne imię, które kojarzyło jej się z szarą zwyczajnością? Ilekroć w myślach nazywała go Othellem, zaczynał nabierać formy, zaczynał formować się niczym nowa kropla deszczu na czystej szybie, lecz gdy tylko przemianowywała go na Finna, łączył się z innymi kroplami, tworząc długą, zupełnie niecharakterystyczną strużkę, która przestawała wydawać jej się aż tak intrygująca.
Hm? – Zmarszczyła brwi, odrywając wzrok od jego spiczastego podbródka i przenosząc go na jego zdziwione oczy. – Tak, może trochę dłużej – przytaknęła z lekkim niezadowoleniem na samą myśl, że nie potrafiła podać mu konkretnej daty. Nawet zaczęła liczyć coś na palcach, nie zwracając uwagi na jego zakłopotanie, ale szybko porzuciła swoje zamiary. Minęło zbyt dużo czasu. – Och, jasne, rozumiem. – Nie rozumiała. Sama nigdy tego nie robiła – zawsze odpisywała na wiadomości od razu, a jeśli wiedziała, że nie miała na to aktualnie czasu, po prostu ich nie otwierała. W ten sposób nigdy o niczym nie zapominała. – Jak ci poszła sesja? – zagadnęła jeszcze, bo skoro twierdził, że tak wiele się działo… Naiwnie myślała, że to naprawdę o to chodziło. Że naprawdę nie odpisał jej przez natłok obowiązków, a nie dlatego, iż była niewystarczająco ważna. – Tak, Finn było krótsze i zwinniejsze – stwierdziła, nie podając jednak kryteriów swojej oceny. Gdy oddalił się od niej na parę kroków, zmarszczyła brwi, nie wiedząc, co on najlepszego wyrabiał. Wiadomości tekstowe to jedno, ale z prawdziwej rozmowy nie wypadało odejść ot tak, natychmiast. Nieprawdaż? – Nie lubię żelków. – Pokręciła głową, krzywiąc się na samą myśl o żelowej masie, która przyklejała się do zębów, powodując okropny dyskomfort. – Jakie rzeczy? – Wbrew sobie, ruszyła za nim. Nie rozumiała go, mówił tak chaotycznie. Wypowiadał mnóstwo słów, ale jednocześnie nie przekazywał jej żadnego komunikatu. Wydawał się być zupełnie inną osobą, nie tamtym chłopakiem, poznanym na korytarzu podczas przerwy. – Jak wiele jest tam osób? – zapytała, patrząc na drzwi tak, jakby czyhało za nimi straszne niebezpieczeństwo. – Jaranie? – powtórzyła, przypominając sobie ostrzeżenia swojej mamy przed narkotykami. – To znaczy, papierosy czy marihuanę? – zapytała, ale wcale nie konspiracyjnym szeptem, tak jak robili to w filmach. Wręcz przeciwnie, mówiła podniesionym głosem, jak to miała w zwyczaju. – U mnie świetnie, założyłam na Instagramie profil z ciekawostkami o zwierzętach – poinformowała go, rozchmurzając się na samą myśl o swoim małym projekcie. – Na zaliczenie przedmiotu – dodała, kiwając głową i poprawiając lekko paczkę z chipsami, która zaczęła osuwać się po jego brzuchu. Biedaczka nie zniosła tak niewygodnej pozycji. Na szczęście Panda zgrabnie przechwyciła plastikowe opakowanie i teraz stała przed Othello, ściskając w dłoni paczkę z chipsami. Skoro już ją trzymała to chyba nie mogła odmówić wejścia do środka?
<center> <img src="https://i.imgur.com/dZCnbul.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: -80px; margin-top: -30px;" width="350px"; height="200px" /> <img src="https://s4.gifyu.com/images/ezgif-1-6fe541b281c0.gif" style="border-radius: 1px; position: relative; margin-top:30px;" width="310px" /> <br>
<div style="transform:rotate(15deg); -webkit-transform:rotate(5deg);
-moz-transform:rotate(15deg); -o-transform:rotate(15deg);
width: 400px; height: 20px; font-family: 'Courier New'; font-size: 9.5px; cursive; color:#685552; margin-top: -40px; margin-left: -20px;">the universe was made just to be seen by my eyes</div></center>

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
24
183

student

uow

broadmoor

Post

I chyba dobrze mu było - wtedy, przez te dwadzieścia-coś minut na szkolnym korytarzu, ale także i potem, w ciągu trzech tygodni, w trakcie których Pandora przechowywała go w pamięci tak, jak ukrywa się przed światem jakiś cenny, rzadki listek w klaserze zielnika - w tej roli.
To znaczy... roli strużki, ma się rozumieć.
Nie ewenementu, kuriozum jakiegoś, co to życie przeżywa zadziwione wiecznie samym sobą - wciąż się nad własnymi reakcjami głowiąc i dziwiąc nimi, i rozwodząc, raz po raz, że och, jak to tak? to tak można? nie wiedziałem, a jednak...
Ale jednego z wielu po prostu, szaraka skrytego pod równie myszowatym imieniem. Chłopca bez historii, czy raczej takiego, co tę historię może sobie napisać teraz, na świeżo i po swojemu, a nie, co jest w jakiś chory i straszny scenariusz wciskany na siłę.
Tak się czuł, kiedy wówczas nań patrzyła - no, trochę nań, bo trochę na wyścig kropel na szybie, w końcu. Jak szara strużka deszczu, bezpieczna w soczewce jej spojówki.
[Ale nie dziś. Już nie. Teraz był bowiem znowu Othellem - starym, dobrym sobą, młodzikiem z przeszłością, ale - jak dalej pójdzie tak, jak szło - raczej bez większej przyszłości.]
Roześmiał się.
- Cokolwiek chcesz - rzucił, dywagując chwilę nad tym, czy wypadało dać dziewczynie do zrozumienia, że mają również haszysz? Zagryzł dolną wargę, jakąś trzeźwą reszteczką świadomości usiłując wykalkulować, na ile niezbędne jej były tego typu wyjaśnienia. I czy wtedy pójdzie z nim? Z jakiejś przyczyny - dziwnej, bo przecież w zasadzie wcale się nie znali, a w dodatku Baker sprawiała dziś wrażenie jakiejś takiej markotnawej... - strasznie mu zależało, żeby to zrobiła.
Poddał się więc w końcu, pozostawiając dokładny opis arsenału jarania w sferze domysłów (i słodko przy tym nieświadom, jeszcze, że Pandora Baker była z domysłami i niedosłownościami ociupinkę na bakier - Mamy wszystko.- stwierdził przy tym tylko i pchnął drzwi, by przepuścić zaraz Pandę w progu.
Za progiem zaś to wspomniane "wszystko" zmaterializowało się zaraz w postaci szarawej chmury pyłu marihuanowo-nikotynowego, w której w niewielkich grupkach, na krawędzi łóżka i na podłodze, tłoczyli się othellowi znajomi (po części faktyczni, w większości jednak - dopiero co poznani).
- Hej, wszyscy! To jest Kasjopea! - obwieścił zgromadzonym, co spotkało się z króciutką falą pijanego entuzjazmu skleconego z paru krótkich "Siema, siema!" i "Hej, Kasjo!", a nawet dwóch komplementów: "Jaaaakie łaaadne imię, wow!" oraz "Wo-wowow, jakie śliczne włosy!"
Zerknął na towarzyszkę z wdzięcznością - trochę dlatego, że pomogła mu z chipsami, ale w większym stopniu chyba za to, że nadal tu z nim tkwiła, choć bardziej niż zachwyconej, sprawiała wrażenie raczej spłoszonej całym tym kontekstem.
- No, jak widzisz, nie tak bardzo wiele - rzucił, przechodząc w nieco odleglejszy i przestronniejszy zakątek pomieszczenia (o ile w ogóle można o przestronności mówić, zważywszy na rozmiary pokoi w Elm Hall) - Posiedzimy chwilę, co? A potem możemy iść, serio. Gdzie chcesz - wzruszył ramionami, choć dziewczyna przecież słowem nie wspomniała mu, żeby miała w ogóle ochotę spędzać z nim większą ilość czasu - Serio? Z jakimi zwierzętami? I z jakiego przedmiotu? - zainteresował się, długimi, szczupłymi palcami sięgając do wewnętrznej kieszeni kurtki ponad rozgogoloną w wyciągniętym podkoszulku na ramiączkach, zapadłą nieco klatką piersiową. Wysupłał z połów odzienia papierośnicę i stuknął nią w blat pobliskiego biurka - Pozwolisz? - ruchem głowy wskazał pudełko z papierosami (??), jakby w kurtuazyjnej próbie upewnienia się, że Panda naprawdę nie ma nic przeciwko jego autodestrukcyjnym rytuałom.

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Smutno trochę wyglądał tamtego dnia. Może chodziło o rozbiegane, podkrążone oczy, może o te kościste, wystające spod białego podkoszulka ramiona, które wywoływały w niej straszliwą ochotę, by zaprosić go na wyżerkę do McDonalda. Mogła jednak zrozumieć, dlaczego wtedy pozwolił jej nazwać się Finnem, a dzisiaj obstawiał już przy Othello. Nie patrzyła na tę samą osobę, tak jej się przynajmniej wydawało. Finn był prostszy i, jak jej się wydawało, robił wyścigi kropel wyłącznie dlatego, że naprawdę widział w tym coś wyjątkowego. Othello z kolei wydawał jej się kimś, kto oddawał się takim rozrywkom wyłącznie w stanie niepełnej trzeźwości umysłowej, co automatycznie odejmowało ich ostatniemu spotkaniu magii. Wciąż jednak mogła pielęgnować w swojej pamięci Finna i to właśnie robiła, dramatycznie próbując wierzyć w to, że w otoczeniu tych wszystkich ludzi, którzy wyglądali na takich, którzy wyśmialiby ich wyścigi kropel, po prostu udawał kogoś innego. Że w rzeczywistości bliżej mu było do Finna.
Macie czekoladę? – zapytała zupełnie niewinnie, bo od papierosów, marihuany czy cokolwiek tam Othello (na usta ciśnie się aż ”czemu tyś jest jest Othello?”) posiadał w zanadrzu, wolała postawić na coś słodkiego. Już od paru minut chodziła za nią ochota na jakieś miękkie, czekoladowe ciasteczka z rozpływającym się w ustach nadzieniem, ale zwykłą tabliczką czekolady też by nie pogardziła. – Byle nie gorzką – dodała, lecz gdy zaraz powiedział jej, że mieli wszystko, uśmiechnęła się szeroko i skinęła głową. – To mogę na chwilkę wejść – zdecydowała w końcu, kiwając nieśmiało głową, jeszcze nie wiedząc, czego się spodziewać. Czy znajomi Finna Othello przypadną jej do gustu? Czy lubili słonie? Czy nie będzie czuła się głupio? Czy czekolada, którą ją uraczy, zaspokoi jej pragnienie słodkiego?
Niczego nieświadoma Pandora nie rozpoznała zapachu marihuany. Skąd miałaby go znać, skoro nigdy w życiu jej nie paliła? Tak naprawdę woń całkiem jej się spodobała i już-już miała otworzyć usta, aby zapytać Kingsleya, jak nazywała się ta konkretna Yankee Kandle, lecz w tym momencie ludzie zaczęli jej machać, na co uśmiechnęła się szeroko, lekko nerwowo.
Hej, hej. – Odmachała wszystkim i nawet zarumieniła się lekko na komplement odnośnie jej włosów. Swojego prawdziwego imienia wolała im nie zdradzać, jeszcze nie, chociaż wrodzona szczerość, niczym mantra, podpowiadała jej w głowie, aby od razu wyprowadziła wszystkich z błędu. Z drugiej strony neurotypowe nawyki, które zdążyła nabyć przez czujne obserwowanie ludzi, kazały jej tego nie robić i tak właśnie postanowiła, uznając, iż było coś niesamowitego, niemalże książkowego w tym bajkowym, nieprawdziwym imieniu, jakim się posługiwała.
Okej, posiedzimy – zgodziła się i jak powiedziała tak zrobiła. Usiadła na rogu jakiegoś zawalonego kurtkami łóżka, czując jak pozostawione na materacu okruszki po czipsach i ciastkach wbijają się jej w rajstopy. – Z afrykańskimi oczywiście – powiedziała tak, jakby Othello mógł przewidzieć tematykę jej nowego profilu na Instagramie. – Możesz mnie tam zaobserwować i powiedzieć znajomym – dodała naiwnie, naprawdę wierząc, że ktokolwiek prócz Pinkie i Lexy z własnej woli chciałby zaobserwować jej konto z wcale nie aż tak oryginalnymi ciekawostkami, w większości zaczerpniętymi z Google. – To na geografię Afryki. – Zwierzaki wiele z geografią wspólnego nie miały, ale Pandora niewiele się tym przejmowała. – Och, mną się nie przejmuj. – Pokiwała głową, gdy poprosił ją o swoiste pozwolenie na zapalenie papierosa. – Naprzeciwko mnie mieszka taki pan, który pali jak smok. Cała klatka śmierdzi od rana do nocy – zarzuciła anegdotką, nie zważając na to, że Othello mógł uznać, iż właśnie nazywała go śmierdzącym. Stwierdzała tylko fakty.
<center> <img src="https://i.imgur.com/dZCnbul.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: -80px; margin-top: -30px;" width="350px"; height="200px" /> <img src="https://s4.gifyu.com/images/ezgif-1-6fe541b281c0.gif" style="border-radius: 1px; position: relative; margin-top:30px;" width="310px" /> <br>
<div style="transform:rotate(15deg); -webkit-transform:rotate(5deg);
-moz-transform:rotate(15deg); -o-transform:rotate(15deg);
width: 400px; height: 20px; font-family: 'Courier New'; font-size: 9.5px; cursive; color:#685552; margin-top: -40px; margin-left: -20px;">the universe was made just to be seen by my eyes</div></center>

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
24
183

student

uow

broadmoor

Post

Cała ironia tkwiła tkwiła w tym paradoksie, że finnowy stan umysłu - taki zatem, w którym Pandora doświadczyła Kingsley'a w trakcie ich absolutnie pierwszego spotkania - był, tak naprawdę, jego wyjściowym, "roboczym" ustawieniem (gdyby Kingsley był, na przykład, komputerem albo małym, błękitnym Tamagotchi, a nie chudym dwudziestodwulatkiem w ramonesce). To taki się urodził. To taki dorastał. To taki miał być, najpewniej - niewinny, naiwny, radosny, kompletnie niewrażliwy na to, co jakaś banda nadętych, przeintelektualizowanych gówniarzy mogłaby pomyśleć o jego wyścigach deszczowych kropel, albo jak by się to prezentowało w gronie drużynowych mięśniaków, w które wpadł w drugiej klasie liceum. Jako dzieciak, Othello bezustannie dawał się prowadzić fantazji - pewnie w ramach jakiegoś mechanizmu obronnego, który włączał mu się samoczynnie za każdym razem, gdy życie w domu stawało się wprost nie do zniesienia. W tamtych czasach widywał nie tylko twarze, ale i całe sylwetki i ich skomplikowane historie, w sękach podłogowych paneli. W tamtych czasach, w małym notatniczku obłożonym wycinkami z magazynów o astronomii, tworzył własny język i rozrysowywał własne galaktyki. W tamtych czasach w nosie miał, czy jest "fajny" albo "popularny", albo czy się za bardzo nie odsłania, przy pierwszym spotkaniu opowiadając ludziom szczerze, jak się czuje, co myśli i czego się boi.
Ale to były czasy przed wypadkiem. Czasy przed Runą i przed śmiercią Adama. Czasy, w których jeszcze mu się wydawało, że wszystko naprawdę będzie dobrze, że świat jednak (choć czasem udaje, że nie, tak dla draki) jest dobry i piękny i sprawiedliwy. Czasy, w których zbroja Supergościa Othella - zawsze na luzie, zawsze na lekkim haju i zawsze z towarem pod ręką - kompletnie nie była mu do niczego potrzebna.
Nieważne, jakie imię widniało w jego dokumentach - Finn, Othello, wszystko jedno. Sedno sprawy leżało w fakcie, że ten chłopak, z którym Pandora Baker odgadywała imiona deszczu w pewne szare popołudnie, był prawdą, a ten upojony różnorodnymi używkami gówniarz w rozchełstanej kurtce, który wciągał ją teraz do zadymionego pokoju - fałszem, atrapą, przykrywką.
Pytanie tylko, jakże filozoficzne przy tym, czy kłamstwo powtórzone wystarczającą ilość razy, nie staje się w końcu przypadkiem prawdą?
No, właśnie. A jeśli tak było, to mieli, cholera, problem.
- Mnie też to wkurwia. Ten smród, znaczy się - zgodził się, totalnie wbrew założeniu, że mógłby uznać komentarz Pandory za nieuprzejmy. Na potwierdzenie swoich słów, spróbował krótkim ruchem dłoni (i ze średnim skutkiem) rozpędzić choć trochę gęsty obłoczek szarego dymu, wypuszczony przez siebie chwilą spomiędzy spierzchniętych warg. - Papierosy są jeszcze gorsze niż zioło, nie? W sensie zapachu, znaczy się. Tak czy siak, zawsze żałuję, że jedno i drugie nie pachnie na przykład jak... - zastanowił się przez chwilę, przechylając się przy tym ponad głową jakiejś siedzącej na podłodze osoby, aby przejąć podawaną mu właśnie przez kogoś innego paczkę pokrytych czekoladą herbatników. Sprawnym ruchem rozerwał folijkę i podstawił pudełko pod dłoń towarzyszki - Jak gofry, wyobrażasz sobie? Ciepłe gofry z cukrem pudrem. Albo świeżo skoszona trawa. Albo piasek, taki rozgrzany słooońcem! - rozmarzył się krótko - A z drugiej strony, może to i lepiej, że dym jednak śmierdzi? Bo gdyby nie, to pewnie już w ogóle nie rozstawałbym się z tym, oto, przyjacielem...- wyznał, poklepując trzymany w palcach zwitek tytoniu w bibułce.
Słuchając wypowiedzi Pandory, Kingsley toczył krótki, acz dramatyczny wewnętrzny bój między Finnem ("ale super, rany julek!") a Othello ("ale nudy, Jee-eezu, ile ty masz lat, laska?"), przechylając się to w jedną, to w drugą stronę reakcji. W końcu, ku własnemu zaskoczeniu, wyciągnął z kieszeni telefon i otworzył instagram, podsuwając stronę główną Pandorze (w taki sam nieznoszący sprzeciwu sposób, w jaki podłożył jej przed chwilą czekoladowe herbatniki).
- Dawaj. Zaobserwuję cię i wyślę wszystkim znajomym. W ramach reklamy... Jaka jest twoja ulubiona ciekawostka? Jakaś najnowsza, którą odkryłaś - zagadnął, wyciągając dłoń po ciastko, ale zaraz ją cofając (leki, dragi i stres sprawiały, że apetyt Othella był płonny i niestabilny: rozjarzał się krótkim blaskiem, wywołując burczenie w tak chudym, że prawie wklęsłym brzuchu, ale potem gasł natychmiast, każąc organizmowi wołać tylko o prochy i wódkę) - O, już. - potwierdził, wciskając błękitny przycisk z napisem "Follow".
Nie mogąc sobie znaleźć miejsca, w końcu zjechał tyłkiem z zawalonej kurtkami kanapy i wsparł plecami o bok kanapy, tym samym układając tył ciemnej, kędzierzawej łepetyny jakoś na kancie kolana Baker. Odchylił głowę, spoglądając na nią pod śmiesznym kątem, a potem wypuścił przez usta cały szereg małych, dymnych kółeczek.
- Patrz, Kasjo. Jak piekło Dantego! Wszystkie te kręgi...
I wszystkie te kręgi na jego szyi, naprężone pod cienką skórą.
Ostatnio zmieniony 2021-05-06, 16:56 przez Othello Kingsley, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No cóż, zdecydowanie wolała go w takim razie z ustawieniami fabrycznymi. Chociaż tak chyba było zawsze – telefony i laptopy też wolała właśnie takie, bo mimo iż później zaczynała ściągać na nie przeróżne gry i zdjęcia słoni w wysokiej rozdzielczości, pamięć szybko się jej zapychała i zamiast zabawy miała powoli odpowiadające urządzenia i zszargane nerwy. Czyżby tak samo było z Othello? Może należało mu zrobić format pamięci? To byłoby bardzo ciekawe i nawet gdyby ją zapomniał, Pandora chętnie zaprzyjaźniłaby się z nim od nowa. Teraz nawet wiedziałaby, jak zrobić na nim dobre wrażenie – sama zaproponowałaby zabawę w wyścigi kropel i odgadłaby jego prawdziwe imię bez pytania. To mogłoby się udać.
W każdym razie teraz, siedząc obok tej jego zapchanej głupotami wersji, Panda próbowała przestać myśleć o tym, jak nieswojo się czuła. Wmawiała sobie, że tak właśnie było fajnie, że kolejnego dnia będzie mogła zadzwonić do rodziców i opowiedzieć im o tej ”super, niesamowitej imprezie na kampusie, podczas której poznała tak wiele nowych przyjaciół”, że dym papierosowy i głośne śmiechy grupki studentów grających w Cards Against Humanity wcale jej nie przeszkadzały.
Ależ nie, nie wkurwia mnie – odpowiedziała, zabawnie powtarzając użyte przez niego słowo, które w jej ustach brzmiało zupełnie obco. Nigdy nie przeklinała. Nie umiała, nie wychodziło jej to naturalnie i nawet teraz, choć czuła się tak, jakby właśnie powiedziała coś zupełnie typowego dla osób w jej wieku, patrzyła się na Kingsleya nieco zbyt intensywnie, próbując wybadać jego reakcję na jej słowa. Chyba trochę zaczynała się zapychać niepotrzebnymi pierdołami, zupełnie jak ten wspomniany wcześniej dysk twardy. Oby tylko nie dostała żadnego wirusa. – To bardzo… imprezowy zapach – stwierdziła w końcu, patrząc jak Othello nieudolnie próbuje rozproszyć zebrany nad nimi dym. – Zawsze kiedy w książkach ktoś opisuje imprezę to pojawia się zapach alkoholu, papierosów i potu – zauważyła naturalnie. – Ale chyba jeszcze nie czuję tu potu. – Wzruszyła ramionami, spławiając samą siebie i ten niefortunnie dobrany temat.
Wzięła od niego jednego herbatnika, od razu czując, jak warstwa czekolady rozpuszcza się jej pod kciukiem. Szybko ugryzła kawałek ciastka, nieświadomie krusząc na kanapę.
Nigdy nie paliłam zioła – przyznała, jakby to miało dać mu do zrozumienia, że nie znała jego zapachu. – Ale jeśli pachniałoby jak piasek, mogłabym spróbować. – Uśmiechnęła się chyba po raz pierwszy podczas ich spotkania, ponieważ sama idea wydała jej się niesamowicie kojąca.
Dopiero wyciągnięta ręka z otworzonym na telefonie Instagramem przywróciła ją do rzeczywistości.
Naprawdę? – Nie oczekiwała po nim zainteresowania. Tak naprawdę jej inicjatywę poparły tylko Pinkie i Lexy, bo (jak wytłumaczył jej niezastąpiony brat) ją lubiły i było im jej szkoda. Tym bardziej więc zaskoczyła ją jego nagła decyzja. – Jejku, dziękuję! – Nie oponowała – od razu wzięła jego telefon i zaobserwowała swój specjalny, poświęcony Afryce profil. – Moja ulubiona to… – Przescrollowała trochę w dół. – O ta! – Zadowolona z siebie, oddała mu telefon. – Sama wyliczyłam, ile słonie oddają moczu dziennie – wytłumaczyła, uśmiechając się z dumą. Nawet nie spięła się, gdy Othello położył swoją głowę niedaleko jej kolan, dotykając jednego z nich czołem. – Długo szukałam tej informacji, ale nigdzie niczego nie znalazłam i w końcu spędziłam cały dzień w zoo, obserwując jednego, konkretnego słonia. – A to wszystko tylko dzięki uprzejmości Lexy, która nie oponowała, gdy Pandora przedstawiła jej swój pomysł na eksperyment. Nie zdążyła opowiedzieć Finnowi o całokształcie swoich profesjonalnych badań, ponieważ wtem pojawiło się nawiązanie do niejakiego Dantego i Pandora zmarszczyła brwi. Nigdy nie brylowała na literaturze. – Wyglądasz teraz jak Hobbit – stwierdziła – znała chociaż to jedno uniwersum, jako że większość jej rodzeństwa uwielbiała całą sagę. Kiedy była mała i musiała oglądać to, co wybierała reszta, zanosiła się strasznym płaczem, ale teraz właściwie cieszyła się, że jej wiedza kinematograficzna nie ograniczała się do zapamiętania wszystkich szczegółów z filmu "Dumbo".
<center> <img src="https://i.imgur.com/dZCnbul.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: -80px; margin-top: -30px;" width="350px"; height="200px" /> <img src="https://s4.gifyu.com/images/ezgif-1-6fe541b281c0.gif" style="border-radius: 1px; position: relative; margin-top:30px;" width="310px" /> <br>
<div style="transform:rotate(15deg); -webkit-transform:rotate(5deg);
-moz-transform:rotate(15deg); -o-transform:rotate(15deg);
width: 400px; height: 20px; font-family: 'Courier New'; font-size: 9.5px; cursive; color:#685552; margin-top: -40px; margin-left: -20px;">the universe was made just to be seen by my eyes</div></center>

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
24
183

student

uow

broadmoor

Post

Ludzie to, jednak - aby podkreślić tutaj prawdę objawioną - nie urządzenia techniczne, które naprawić można prędko z użyciem tych śmiesznych małych urządzonek do dłubania i spawania zerwanych elektrod. Łatwo by było, i przyjemnie, lecz niestety... Ustawienia fabryczne młodocianym narkomanom - zblazowanym, zniesmaczonym całym światem (sobą zaś na czele listy obiektów na tenże świat się składających) i na Świat ów popatrującym z tą specyficzną, tumiwisistyczną sennością, spomiędzy powiek ciężkich i podpuchniętych niedospaniem - przywrócić można było chyba jedynie w kompletnie inny, choć przy tym i boleśnie oczywisty sposób. Nie resetem, a detoksem. Odwykiem. Terapią. Snem długim i mocnym (nawet jeśli wspieranym melatoniną i melisą na pierwszym etapie, zanim organizm nie przyzwyczai się do normalniejszej nieco rytmiki dnia). Spokojem. Dietą zdrową i bogatą w składniki odżywcze, ubogą zaś - we wszystko co dobre i na literkę “k” się zaczynające: kokainę, kofeinę i kodeinę.

I to nie tak bynajmniej, że nasz drogi Kingsley nie zdawał sobie z tego sprawy. Ba, on nawet czasem - o świcie na przykład, budząc się w jakiejś bliżej sobie nieznanej lokalizacji, pozycji i, nierzadko, równie obcym towarzystwie - sam zapędzał się w stronę tej myśli, że może… Może faktycznie… W jakimś momencie, gdy szala goryczy przeleje się wreszcie dostatecznie dramatycznie... Można by się tak oddać, jednak, do Serwisu? Ponaprawiać co nie działa, pousuwać co zbyteczne. Zdezelowane i przepalone części zastąpić nowymi, te zardzewiałe oczyścić czule i troskliwie. Na jakąś chwilę odciąć od świata - od matki i jej pozornej opiekuńczości, od wiecznie nieobecnego tak ciałem, jak i (nawet bardziej) duchem ojca, od znajomych, z którymi jego relacje sprowadzały się głównie do wzajemnego karmienia swoich demonów (trawką na przystawkę, piksami na pierwsze, koksem na drugie i wódką w ramach deseru...). I wrócić po jakimś czasie dopiero. Nowy. Czysty.
Może nawet obyłoby się bez kompletnego wyczyszczenia pamięci? Nie chciałby zapomnieć bowiem niektórych rzeczy (większość? tak; ale nie wszystkie - nie to, na przykład, jak Pandora marszczyła nos gdy coś ją szczerze rozbawiło) - może dałoby się je więc na chwilę gdzieś odłożyć, przechować, a potem wsunąć z powrotem w odpowiednią przegródkę pamięci?

Nie oszukujmy się, Kingsley był ignorantem. Nierzadko podchodził do świata olewczo, wzruszeniem ramion radząc sobie z każdą prawie komplikacją czy krytycznym komentarzem. Nie oznaczało to jednak, że (stety? niestety?) był kompletnie ślepy. Przeciwnie wręcz - i stąd może ta potrzeba stępiania sobie zmysłów używkami? W każdym razie, trudno było mu nie zauważyć dyskomfortu towarzyszki (który zelżał na ułamek chwili, przynajmniej, gdy wgryzła się wreszcie w herbatnik).
- Ty nie przeklinasz za często, co? - zagaił, przechyliwszy głowę z zainteresowaniem. Boże, co za ewenement! Większość osób, które znał (tak, nawet dorosłych, zwłaszcza wtedy, gdy myśleli, że młodzież) nie słyszy, z "kurwami" i "pierdoleniem" zdawała się być za pan brat, używając ich jak kropek, czy - czasem - przecinków i średników. Ale ta tutaj, oto, Pandora Kasjopea Baker? Co on to mówił? Co za pierdolony ewenement! - Pytam, bo “kurwa” brzmi w twoich ustach jakby była z folii aluminiowej. - Wyznał - Wiesz, co mam na myśli? To jak z wyrobem czekolado-podobnym, tym najtańszym, co mają je czasem na wyprzedaży w Walmartcie. Niby-prawdziwy, a smakuje jakby był… no, z folii. I tak samo jest jak przeklinasz. Jakby…
Jakbyś to nie była ty? 
Tak samo, jak to, co widzisz, Panda, to wcale nie jestem ja?
- No, nieważne - odgonił dłonią kolejną chmurę dymu, przez chwilę dywagując w myślach nad tym, jakby to było, po prostu się w niej rozpłynąć. I czy wrócić by można wtedy było? Czy jeśli, to już raz na zawsze...?
Uniósł wzrok, kąciki ust, i brodę, przysłuchując się spostrzeżeniom Pandory. Nie był bynajmniej zdziwiony jej wyznaniem - tym o ziole (bo to o moczu słonia skonsternowało go nieco bardziej).
- Jeszcze nie czujesz potu. Daj im z pół godziny... - powiódł wzrokiem po zagęszczającym się tłumku - A wiesz, jak jest pot, to zazwyczaj są też krew i łzy. Ale obiecuję, że zanim się pojawią, to cię stąd zabiorę. Deal?
Obrócił się teraz pod kątem zupełnie-dziwacznym, z kolanem ugiętym lekko, i brzuchem dociśniętym do boku kanapy. Poprawił głowę, wbijając czubek brody w kolano Pandory bez większych skrupułów.
- To przez włosy? Ten Hobbit... - zainteresował się - Zawsze wolałem wyobrażać sobie, że byłbym elfem, no ale skoro mówisz, że Hobbit... To niech będzie - mrugnął, ciężko powiedzieć czy w próbie puszczenia jej oka, czy też przez dym żrący go w spojówki - To... Bardzo ważne pytanie, Kasjo. Ile litrów moczu produkuje dziennie ten słoń, którego obserwowałaś?

autor

harper (on/ona/oni)

ODPOWIEDZ

Wróć do „Elm Hall”