WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#14

W życiu Lorny ostatnio nastały pewne zmiany. Oficjalnie została psią mamą i wciąż nie mogła uwierzyć, że naprawdę się na to zdecydowała. Z jednej strony była studentką weterynarii i właściwie pracowała jako weterynarz w lecznicy już od jakiegoś czasu (jako asystentka, ale zajmowała się właściwie wszystkim, poza super skomplikowanymi operacjami. Przy kastracjach i sterylizacjach zdarzyło jej się już asystować), więc wiedziała, że dobrze się zaopiekuje zwierzęciem. Po prostu martwiła się, że przy tak napiętym grafiku może jej zabraknąć czasu, ale.. zaryzykowała. I ostatni tydzień spędziła przyzwyczajając się do nowego rytmu, do nowego stworzenia w domu, porannych i wieczornych spacerów! Bo nie ma że boli, nie ma że pada, jej suczka musiała wyjść na siku. Nie był to szczeniaczek, więc poza pierwszym dniem, nie miała niespodzianki w domu w postaci wielkiej plamy, czy innych rzeczy. Musiała trochę nadgonić z tresurą, ale to akurat póki co było całkiem przyjemne. Więc dzisiaj, kiedy zamykała lecznicę i musiała posprzątać po nieoczekiwanym ostatnim pacjencie, nie mogła się doczekać aż wróci do mieszkania i do czekającej tam suczki. Może dlatego nie zamknęła drzwi po ostatnim psim pacjencie? Wyrzucała ostatnie rzeczy do kosza, ściągała rękawiczki i już niemal była gotowa do wyjścia, kiedy usłyszała otwierane drzwi i szum przy drzwiach. I od razu podbiegła w tym kierunku - przepraszam, ale właściwie już mamy zamknięte i… - i nie dokończyła, bo osoba, która pojawiła się w drzwiach wyglądała bardzo dziwnie, więc zapomniała co właściwie chciała powiedzieć, po prostu przyglądając się mężczyźnie ze zdziwieniem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

##

To nie był jego najlepszy dzień. Miał wrażenie, że odkąd Ana wyjechała do Las Vegas i ponownie zjednoczyła się ze swoją rodziną, na jego głowie pojawiły się problemy. O wiele większe niż podatki czy FBI, które chciało dobrać mu się do tyłka. Wyszedł załatwić kilka spraw na mieście, o których pewnie nie mówiłby dzieciom na dobranoc i z których nie zamierzał się nikomu spowiadać. Pewne rzeczy pozostawały więc w domyśle, niewypowiedziane, zwłaszcza dla tych, którzy mogliby na tym ucierpieć. Nie miał jednak wyjścia, znajdując się gdzieś po środku Columbia City i wiedząc, że nie uda mu się dojechać do domu na czas, by zajął się nim lekarz. Musiał podjąć drastyczne kroki i gdy dostrzegł klinikę weterynaryjną, postanowił się do niej udać. Broń wciąż trzymał nisko przy udzie, by w razie czego móc się obronić, nawet jeśli w tym momencie jedyne co widział to mroczki przed oczami, a nie czysty cel.
Drzwi były otwarte, przynajmniej nie musiał się tutaj włamywać, choć - no na bank by to zrobił. Zszywał się nie raz w życiu sam, ale w tym momencie nie był w najlepszej formie. Na jego czole formowały się krople potu, a grymas przyklejony do twarzy mówił o tym, że naprawdę cierpi. Nie wyglądał najlepiej. Lewe ramię było przecięte i sączyła się z niego krew, ale większym problemem była rana na brzuchu, z której sączyła się krew. Pocisk utknął w środku, tamował choć trochę, ale jeśli nie zostanie usunięty w odpowiedni sposób i nie zatamuje krwotoku - może się pożegnać z wygodnym życiem. Spojrzał na kobietę, która w mig pojawiła się przy drzwiach, próbując go powstrzymać. Myślała, że był klientem. No cóż, na pewno nie takim, jakiego by się spodziewała. - Cóż, teraz na pewno - przekręcił zamek w drzwiach, wystawił karteczkę "closed" i spojrzał na brunetkę. - Mam nadzieję, że uczą Was tutaj jak zszywać, bo potrzebuję pomocy - mruknął, dość chłodno i spokojnie, choć sytuacja najwyraźniej nie była odpowiednia do wykalkulowanych odruchów. Ba. To było najgłupsze co mógł zrobić, bo narażał nie tylko siebie, ale też i ją w pewnym sensie. - I radzę nie myśleć o policji - pokazał jej na broń w ręce - nie chcemy chyba wystraszyć nikogo w okolicy - kącik ust drgnął niebezpiecznie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Właściwie to… czasami zdarzało się, że do kliniki wchodzili zakrwawieni ludzie, więc w teorii nie było to aż tak dziwne widowisko, ale zwykle mieli na sobie krew jakiegoś zwierzęcia. Czasami była to krew psa, czasami kota, a czasami jakiegoś jelenia, czy innego wielkiego zwierzęcia, które nagle postanowiło wybiec na drogę przed samochodem. Albo wskoczyć i nabić się na płot, uderzyć w szklane drzwi… różne wypadki się zdarzały, w końcu w okolicy było dość sporo lasów, coraz częściej wycinanych pod różne działalności człowieka. Więc zwierzęta, pozbawione naturalnych ścieżek do wędrówek, plątały się tam, gdzie plątać się nie powinny, jak na osiedla i tak dalej. Zwłaszcza kiedy ludzie bezmyślnie wyrzucali jedzenie do śmieci, kusząc nie tylko je, ale i szczury na przykład. A te potrafiły przenosić sporo zarazków. A jeśli chodzi o dokarmianie zwierząt, bezdomnych psów i kotów, to oczywiście nie powinno się tego robić resztkami z ludzkich obiadów, bo to mogło im tylko zaszkodzić. Przyprawy, tłuszcz, przypalone kawałki jedzenia, cebula, czy kości, to tylko część rzeczy, które wywołują zamieszanie i problemy w układach trawiennych psów i kotów.
Wracając jednak do obecnej sytuacji, zakrwawieni ludzie zjawiali się w tych drzwiach, zwykle z rannym zwierzęciem w rękach lub w jakimś transporterze/pudle/kocu. Jeśli zwierzę było większe i ktoś je miał w bagażniku lub na przyczepie/tyle pickupa, ludzie od razu wołali, że potrzebują pomocy, że zdarzył się wypadek, czy coś w ten deseń. Dlatego mężczyzna wydał jej się podejrzany od pierwszej chwili. A potem zmarszczyła brwi, kiedy zamknął drzwi - proszę to otworzyć i natychmiast stąd wyjść - odpowiedziała od razu, bo HALO, była kobietą, tak? I kiedy jakiś facet szedł za nią w ciemnej uliczce, albo zachowywał się dziwnie, włączała jej się czerwona lampka. Nawet sięgnęła po telefon w kieszeni fartucha, ale tylko go wyciągnęła, szukając kolejne słowa. - Tak, zszywamy, zwierzęta, nie ludzi. Mogę panu zadzwonić po pogotowie - odpowiedziała, mrużąc oczy i mimo wszystko cofając się o pół kroku. Broń zauważyła sekundę później i skamieniała, żałując że trzyma ten telefon w ręce, pokazując mu że go ma! - Kim pan jest? - zapytała cicho, chcąc zrozumieć w co właściwie się wpakowała i znaleźć jakiegokolwiek wyjście z sytuacji!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Cóż, to chyba nie może być aż takie trudne - westchnął ciężko - normalnie poprosiłbym o apteczkę i sam to zrobił, ale obecnie mam wrażenie, że się wykrwawiam, więc jakby czas działa na moją niekorzyść - i jego umiejętności. Nie był lekarzem, umiał tylko o siebie zadbać, znał podstawy. Oczywiście, Lorna też nie była chirurgiem, ale zajmowała się na co dzień różnymi ranami i podejrzewał, że sklejenie faceta po ranie kłutej nie powinno być aż takie inne od zranionych psów czy innych zwierzaków, które na przykład natrafiły na pułapki kłusowników. - Pogotowie nie zdąży, więc jeśli nie chce mieć Pani nikogo na sumieniu radziłbym po prostu się zamknąć i zacząć mnie zszywać. Bez żadnych kombinacji - tyle mógł. Zastraszyć ją do momentu, aż przestałaby się opierać. Rozumiał w jakiej sytuacji się znalazła, nie był kretynem, który uciekł z więzienia po dziesięciu latach i nie widział kobiety przez dekadę. Miał się za inteligentną osobę, która potrafiła postawić się w każdej sytuacji, ale nie mógł teraz pokazywać swojej wrażliwej strony i empatii, którą tak chował przed światem. Potrzebował pomocy i jeśli grożeniem ją zyska, nie cofnie się przed niczym.
Skierował swoje kroki do sali operacyjnej, otwierając kopniakiem drzwi po kolei aż natrafił na odpowiednie. Zdjął z siebie ubranie, odkładając na bok broń, blisko siebie, by dziewczyna nie pomyślała sobie, że mogłaby za nią sięgnąć i go postrzelić. Szczerze wątpił w jej umiejętności, ale nie zamierzał się nastawiać na kolejne rany. Gdy do niego dołączyła zobaczyła w jak kiepskim jest stanie. Przyciskał dłoń do brzucha, tamując krwawienie, a gdy ich spojrzenia się spotkały uniósł brew do góry. - Byłoby miło, gdybyśmy jednak pominęli całą tą otoczkę z poznawaniem się. To nie randka, a ja, jak Pani widzi, potrzebuję dodatkowej ręki. Nie wygląda to najlepiej - kolor powoli odpływał z jego twarzy, a on ostatkiem sił trzymał się na tyle, by nie zemdleć z bólu i wykrwawienia. Nie pierwszy raz się narażał, ale pierwszy raz był w tak kiepskiej sytuacji, że nie miał swoich ludzi przy sobie. Musiał zdać się na nią i na fakt, że może jednak nie pozwoli mu umrzeć. Wyglądała na dobrą osobę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedy krwawił czas owszem, działał na jego niekorzyść… i na korzyść Lorny. Im bardziej się wykrwawiał, im słabszy był, tym większa szansa, że zaraz straci przytomność i mniejsza szansa, że zrobi jej krzywdę. Wiedziała to, nawet teraz. - Nie wygląda jakbyś o cokolwiek prosił z tym w ręku - zauważyła, bo broń sprawiała, że nie mogła się ruszyć. Niby żyli w Ameryce, więc broń widywała w każdym markecie, słyszała na prawo i lewo o różnych strzelaninach i atakach z bronią w ręku, ale nigdy jeszcze broń nie była wymierzona w nią. Naładowana broń.
Dopiero kolejne jego słowa trochę ją otrząsnęły, bo jakaś część niej była przecież zobowiązana do pomagania ludziom, nawet jeśli zwykle pomagała ratując ich pupili przed kiepskim losem. - Nie jestem chirurgiem, nigdy nie leczyłam ludzi, tylko zwierzęta - przypomniała mu, wzdrygając się, kiedy atakował drzwi, ale.. czy miała jakiś wybór? Ostrożnie zrobiła kilka kroków w tamtą stronę.
- Co… co to jest? Pocisk? Śrut? Rana po nożu? - zapytała, wymieniając wszystko co przyszło jej na myśl i podeszła do narzędzi chirurgicznych, najpierw zakładając rękawiczki i póki co patrząc na ranę z daleka. - To raczej powinno być robione w znieczuleniu, ale mamy tylko leki dla zwierząt i nie wiem jak reagują na nie ludzie - zaczęła, jakoś… bojąc się do niego podejść. Przez broń, oczywiście. Cholerną broń, która wciąż leżała na wyciągnięcie jego ręki. I oczywiście wiedziała, że może wyliczyć dawkę na podstawie wagi, jak w przypadku zwierząt, ale… co jeśli pojawi się reakcja alergiczna? Albo jakaś reakcja, której nie zna ze swoich zajęć? Może i ludzie to też ssaki, ale kurde, były różnice.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Powiedzmy tak, albo będę to miał w ręku i ewentualnie nas ochronię. Albo oboje skończymy dzisiaj sześć stóp pod ziemią. Wolisz taki scenariusz? - Oczywiście, chciał mieć ją na muszce, w razie czego. Ale chciał też, by w tym scenariuszu, gdzie ich dorwą, mógł się obronić. I ją też. Ewentualnie, jeśli faktycznie to miał być jego koniec - ona ujdzie z życiem dzięki jego broni. To wcale nie brzmiało tak debilnie, jakby wyglądało w oczach przerażonej Lorny. - Pogódźmy się z tym, na początek, że mamy inny styl proszenia - uśmiechnął się nikle, bo naprawdę, nie miał czasu na takie pogaduszki. I gdzieś mu przemknęło przez myśl, że mogłaby go zagadywać, by po prostu go osłabić, ale złego diabli nie biorą i Jasper nie wybierał się jeszcze na drugą stronę.
- Wystarczy mnie zszyć - mruknął, bo chyba tyle potrafiła - to nie może być inne od tego, jak Pani zszywa zwierzęta. Jestem w stanie nawet sobie przypomnieć kilka obrazów z national geographic i serii o kłusownictwie. Weterynarze są w stanie znacznie gorsze rzeczy naprawić, panno... - spojrzał na nią spokojnie, bo w końcu nie znał ani jej imienia, ani nazwiska i nie wiedział, jak się do niej zwracać. Odrobinę spokorniał, ale to wina tylko przytłaczającego bólu. Nie miał siły na warczenie i pokazywanie jaki to z niego zły bohater tej historii. Dziś potrzebował pomocy. - Pocisk. Jest w środku. Wystarczy wyciągnąć, zatamować krwawienie i sprawdzić czy mnie nie uszkodził. Jeśli nie, to mnie Pani zszyje, a za niedługo mnie nie będzie - mruknął, wysuwając z kieszeni telefon i drugą ręką wypisując kilka danych. Potrzebował wsparcia, kogoś, kto po niego przyjedzie. - Dam radę - pokiwał głową, bo chyba gorzej być nie może. Poza tym, nie jedno przeżył w swoim życiu i to nie pierwszy pocisk, który w ten sposób był z niego wyciągany. Prowizorka pełną parą, jakby nie mógł wieść spokojnego życia. - Nic Pani nie zrobię - zapewnił ją spokojnie, przekrzywiając głowę - potrzebuję tylko pomocy. Potem zniknę, nie narażając Pani na nic - spróbował podejść ją od tej strony. Nie winił jej przecież, normalny człowiek na jej miejscu reagowałby tak samo. To on tu był psychopatą z bronią i raną postrzałową.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedy mówił patrzyła się na niego zszokowana, bo cóż, sytuacja nie należała do typowych powiedziałków, sobót, ani nawet piątków! Mimo że te czasem potrafiły być nieco szalone, no i mimo że mieszkali w Stanach, gdzie co druga osoba mogła sobie kitrać broń pod bluzą. Ale mimo wszystko, Lorna nie miała jeszcze z takową aż tak bliskiej styczności! I słuchała go, dopóki nie wyłapała czegoś szalenie niepokojącego! - Zaraz, co? Ochronię? - powtórzyła za nim - chcesz mi powiedzieć, że gdzieś tutaj czai się więcej osób z bronią i może przyjść Cię zabić, a mnie przy okazji? - zapytała z niedowierzaniem, chociaż z drugiej strony to miało sens, bo przecież sam się chyba przypadkiem nie postrzelił. Niby są różne przypadki wypadków z bronią, był nawet taki, gdzie to pies postrzelił swojego właściciela przez przypadek, ale no….
I to prawda, zagadywanie dawało jej czas na myślenie, na osłabienie mężczyzny i na wypracowanie jakiegoś planu żeby się z tego wyrwać. Bo dobrze wiedziała, że skoro widział jej twarz, to wiedział że jest świadkiem… tylko czego tak naprawdę? Poza oczywistym napadem na gabinet weterynaryjny.
- Jestem Lorna. A weterynarze są przyzwyczajeni jednak do innych ran i innych warunków pracy. Zwierzak nigdy nie przynosi ze sobą broni, która przypadkiem może wypalić - przypomniała mu. Może i miały zęby, ale zwykle do weterynarza przychodzi się jednak w kagańcu i z właścicielem, który potrafi go okiełznać. Na inne okazje weterynarze też mają swoje sposoby. A czy mają jakiś sposób na zachowanie stabilnej ręki i prostej postawy przy wykrwawiającym się człowieku?
- Wydajesz się bardzo obeznany z postrzałami, ale to nie zawsze jest takie proste. Nie mam pojęcia gdzie on jest dokładnie, co uszkodził i z czego jest zrobiony. Równie dobrze do Twojej krwi mogą się uwalniać właśnie jakieś toksyczne substancje, a sam pocisk może uciskać jakiś ważny organ i chronić cię przed wykrwawieniem - uniosła brwi - i jeśli chcesz być przytomny, panie… ?- spojrzała na niego pytająco, żeby podał jej imię - to musisz wiedzieć, że jak cholernie bolało jak wchodziło do środka, to będzie bolało dwa trzy bardziej jak będzie wychodziło… - podsumowała, bo z tym nie kłamała ani trochę. To nie będzie przyjemne. A nie chciała zostać postrzelona, bo przy skurczu pociągnie za spust, czy coś! I tak, oczywiście że kombinowała jak tu można go nie tylko znieczulić, ale i całkowicie uśpić…
- A jaką mam gwarancję? - zapytała, sięgając po miskę i zestaw operacyjny, a także sole do przeczyszczenia rany. Po chwili wyjęła też gazy, trzymając się jednak póki co na dystans. Jej serce chyba też chciało się od niej zdystansować, bo miała wrażenie, że zaraz ucieknie jej z piersi...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uniósł tylko brew. Przede wszystkim chciał się oszczędzać i nie miał czasu na wyjaśnienia rodem z sagi twillight, dlatego wolał pominąć wszelkie szczegóły. Dla niego normalne było trzymanie broni blisko siebie, był lekkim paranoikiem, a poza tym nie byli w specjalnie ciekawej sytuacji. Jeśli więc to miałoby im pomóc ewentualnie, to chyba głupio było teraz odpuszczać i udawać, że jest okej, tak? Nigdy nie wiadomo, czy nie śledzili go, czy nie znajdą, czy nie wpadną na pomysł wejścia do kliniki weterynaryjnej. - Cóż, dzisiaj poćwiczysz na innym organizmie, Lorno - uśmiechnął się słabiej - czy możemy przejść do rzeczy? Im dłużej to trwa, tym bardziej się wykrwawiam. A nawet jeśli nie chcesz mi pomóc, to chyba nie będziesz miała na sumieniu jakiegoś człowieka, co? - Spojrzał na nią spokojnie, a wymalowany grymas na twarz świadczył o tym, że cierpiał. Krew coraz szybciej sączyła się z jego rany i jeszcze chwila, a będzie tutaj prawdziwy burdel. Nikt tego nie chciał, a ona na pewno nie była osobą, która pozostawiłaby go. Przecież... musiała mieć trochę wiary, że jej nie zabije.
- Jasper - kiwnął jej głową - cóż, całkowicie to rozumiem, ale bez ryzyka nie ma zabawy. I bez niego również wylądować możemy oboje w mało korzystnych sytuacjach. Ja jako trup, a pani jako ta, która go tutaj ma. Mało przyjemny wieczór, co nie? - Wzruszył ramionami lekko i westchnął. - Lorna, posłuchaj, naprawdę potrzebuje pomocy, więc jeśli nie chcesz bym się wykrwawił na śmierć, proszę, po prostu rób co mówię. Mogę Cię nawet instruować, to tylko tak źle wygląda. Obiecuję, że ktoś się potem mną zajmie i ewentualnie śmiercionośne substancje teraz mi nie zagrożą - gorzej chyba być nie mogło, nawet jeśli to tak przedstawiała. - Jestem przekonany, że pewnie nie będzie to przyjemne - kiwnął głową, rozumiejąc, że wolała go uprzedzić. A czy zdawał sobie sprawę z tego, jaka skala bólu go zastanie? Raczej nie. Był na wpół przytomny i potrzebował po prostu odpocząć, położyć się, dać zmęczonemu ciału odsunąć się w krainę snu i mocnych środków.
Wziął płytki oddech, mrużąc oczy. - Z takimi ludźmi jak ja nigdy nie ma gwarancji, więc nie powinnaś im ufać. Nigdy. Ale ponieważ nie jestem w stanie nic Ci zrobić obecnie, musisz po prostu wziąć poprawkę na to, że Cię nie zranię i nie oszukam - nie kazał jej sobie ufać, nigdy by o to nie poprosił, wiedział, że to byłby błąd. Jednak potrzebował teraz pomocy, mniej gadania. Zsunął z siebie ubranie, dając jej wolny dostęp do rany z której sączyła się krew i pierwszy raz chyba rzucił błagalne spojrzenie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lorna pewnie nie miała czasu w życiu żeby się brać za czytanie Zmierzchu, więc nawet by nie zrozumiała takiego przytyku. Wiedziała za to, że im bardziej słabł, tym większą kontrolę miała. Tyle, że wiedziała jeszcze coś. Że nie może dać mu umrzeć, bo to nie było w jej stylu. Pomagała na co dzień pieskom, kotkom, szczurom, myszom, pająkom… właściwie każdej istocie żywej. I zostawienie człowieka na śmierć nie wpisywało się w jej naturę.
- Jeśli chcesz żeby się wzięła za robotę to przestań mnie stresować mierząc do mnie z broni i mówiąc mi o potencjalnych innych… zabójcach? - okej, ostatnie nie miało zabrzmieć jak pytanie, ale naprawdę nie wiedziała w co się wpakowała. W co on się wpakował.. kim on był. A to ją stresowało, co nie sprzyjało skupieniu się. A musiała sobie przypomnieć materiał ze swojej… biologii z liceum, ewentualnie koledżu, bo później uczyła się o anatomii zwierząt, a nie ludzi.
- Jesteś na coś uczulony? Masz jakieś choroby albo bierzesz jakieś leki, o których powinnam wiedzieć? - zapytała w końcu, czując jak coś twardego i bolesnego zaczyna rosnąć w jej piersi, z połączenia stresu, paniki i poczucia cholernego obowiązku. Nie tego weterynarza, a po prostu ludzkiego odruchu pomagania innym. Nie przeszłaby obojętnie obok osoby, która zasłabła na ulicy.
- Miałam w planach o wiele przyjemniejszy - mruknęła z nutą zirytowania, bo mógł po prostu wezwać karetkę. I tak pewnie będzie musiał, bo Lorna nie mogła mu zagwarantować, że coś nie pójdzie nie tak. Nie miała tu nawet krwi ludzkiej do przetaczania, więc… było ryzyko, że dostanie udaru, jak straci jej zbyt wiele. A przed nimi była jeszcze operacja.
- W porządku, spróbuję… nie dać ci umrzeć - rzuciła cicho i pokręciła powoli głową, sięgając po jedną z lamp operacyjnych, żeby ją włączyć i skierować na stół. - Musisz się położyć na stole. Dasz radę? Najlepiej bez trzymania ręki na spuście - rzuciła, ustawiając swoje narzędzia i oceniając jak bardzo trzęsły jej się w tym momencie ręce. Bo trzęsły, na samą myśl, że zaraz znajdą się w CZYMŚ CIELE.
- Podam ci coś na ból i mieszankę antybiotyków, żeby zwalczyły zakażenie. Ile ważysz? - zapytała, sięgając po fiolkę i strzykawkę. Wzięła też jodynę do zdezynfekowania pola operacyjnego i gazy, do zatamowania krwawienia. - W porządku, postaraj się nie umrzeć - mruknęła cicho, nawet nie zastanawiając się, czy operacja na człowieku nie może jej zrujnować kariery… nie miała na to czasu, musiała się zająć... operacją. Na człowieku. Cholera.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Tylko uczulenie na spożywcze produkty, ale tego raczej nie podasz mi obecnie. Nic nie biorę, nie piłem dziś ani nie ćpałem, możesz mnie spokojnie faszerować. Tylko wiesz, nie jakąś końską dawkę. Chciałbym się obudzić dziś we własnym łóżku, a nie w celi - uniósł brew do góry, nie bardzo mogąc ustalić, czy miał to być rozluźniający żart rzucony w stronę brunetki, czy wręcz przeciwnie. Śmiertelna powaga, bowiem wiedział, że w każdej chwili miała nad nim przewagę. Nawet jeśli wystraszona i próbująca mu pomóc. Skoro on jej ufał, to chyba ona mogła jemu, zwłaszcza, że przestał do niej mierzyć z broni. Trzymał ją jednak blisko siebie - na wszelki wypadek. - Dajesz sobie nieźle radę, Lorna. Po prostu weź głębszy oddech, wszystko będzie okej - spróbował ją uspokoić, widząc, jak bardzo jest to dla niej sytuacja napięta, nieprzewidywalna i pewnie warta świeczki. I jego życia. Na co nie była gotowa w żadnym wypadku, bo scena była jak z kiepskiego filmu z Nicholsonem. - Dziękuję - powiedział cicho i kiwnął głową, próbując się położyć, gdy tylko o tym wspomniała. Wywrócił oczami na jej uwagę o spuście i ściągnął palec, ale broń trzymał przy sobie. Takie przyzwyczajenie. Poddawał się jednak jej i starał odpowiedzieć na dodatkowe pytania, choć przed oczami już miał mroczki.
- Przejdźmy do pracy, pani doktor - mruknął, gdy oszacował mniej więcej wagę. Nie ważył się cholera wie ile, więc musiała mu wybaczyć. Nie był świrem, który wchodzi codziennie na wagę. - Postaram się - rzucił na odchodne i zacisnął zęby, gdy przystąpiła do pracy. Podane środki zaczęły działać dopiero po chwili, a wyczuwalne zdenerwowanie Lorny wcale nie ułatwiało sprawy czy nie uspokajało i jego. Wciąż starał się pozostać przytomny, gdyż z pewnością "pozostanie żywym" nie było jedynym celem. Musiał być pewny, że w razie czego zdąży zareagować. Jakakolwiek sytuacja by go nie zastała, czy ze strony pani weterynarz, czy ludzi, którzy wpakowali mu tą nieszczęsną kulkę. - Masz kogoś, Lorna? - Zapytał nagle, sycząc z bólu i zaciskając usta w cienką linię. Nie ma to jak small talk podczas wyciągania kuli. Brawo, Jasper.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

wow, post numer milion, który zgubiłam, PRZEPRASZAM, to nie mój miesiąc był :<
Zmarszczyła lekko brwi - niektóre leki są tworzone przy użyciu czegoś albo łączone z nimi, przed podaniem… ale nieważne - pokręciła powoli głową, teraz chyba ważniejsze było zastopowanie krwawienia, a nie rozwodzenie się nad produkcją leków i tym, co w nich jest proste, a co skomplikowane. Bo wystarczy chwilę posłuchać wegan i człowiek się zdziwi w ilu lekach i innych produktach znajdują się rzeczy odzwierzęce…- A ogólnie bierzesz narkotyki? Bo jeśli tak, Twoja tolerancja będzie inna… tak samo jak jeśli miałeś operację i wiesz, że szybko metabolizujesz znieczulenie... - przypomniała, unosząc brwi, bo bardzo się starała nie wpaść w panikę, kiedy rzecz po rzeczy wymieniali kolejne sprawy, które mogą pójść teraz nie tak. - Jak dla mnie póki obudzisz się żywy to będzie dobrze… - przyznała, marszcząc brwi i zastanawiając się jak patologiczne byłoby teraz poproszenie go, żeby łaskawie jej tutaj nie umierał. Nie popierała celowania z pistoletu w ludzi, ale… no wciąż był człowiekiem.
Posłuchała jego rady i wzięła głębszy wdech, a potem musiała się powstrzymać, żeby się nie zaśmiać, bo ta sytuacja była tak irracjonalnie przerażająca, że jego słowa wsparcia wypadały trochę komicznie!
- Okej, ale mów do mnie, żebym wiedziała, że jeszcze żyjesz - mruknęła cicho, bo nie miała tu sprzętu który byłby dopasowany do człowieka, żeby monitorować jego funkcje życiowe. Nie wiem co prawda jak dokładnie wygląda to u weta, no ale raczej trochę inaczej. Więc zaaplikowała mu znieczulenie, a potem odsłoniła pole… operacyjne. Tak. Operowała człowieka. I musiała się skupić. I opanować początkowe drżenie dłoni, ale jak już zdezynfekowała radę, musiała się postarać zrobić jak najmniej szkód próbując wyciągnąć kulę. Ostrożnie wsunęła szczypce w jego ciało, starając się powstrzymać lekkie mdłości, które się u niej pojawiły. W końcu to było ludzkie ciało, nawet jeśli w głowie sobie powtarzał, że to jednak sarna, czy coś.
- Co? Czy ty mnie próbujesz wyrywać? - zapytała, marszcząc brwi, ale nie podchodząc na niego wzroku. - I to ty powinieneś mówić, żeby odwrócić swoją uwagę od tego co się dzieje i przypominać mi, że wciąż oddychasz i żyjesz. Więc… ty masz kogoś, Jasper? - odbiła piłeczkę, jednocześnie wyciągając z niego kuleczkę. Heh. Nałożyła na ranę gazę, biorąc kulę pod światło, żeby ocenić, czy wyjęła wszystko, czy gdzieś w środku znajduje się jakaś jej część. Pociski były różne, niektóre się rozpadały.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Columbia City Veterinary Hospital”