WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Dzień św. Patryka zawsze wydawał jej się jednym z tych zabawnych świąt, na które spoglądała nieco z przymrużeniem oka, ale uznała, że tym razem może spróbować poczuć ten irlandzki klimat, dlatego wyciągnęła z szafy jedyne zielone spodnie, jakie miała, dobierając do tego bluzkę w tym samym kolorze, a na ramiona narzuciła zielony płaszczyk, który kupiła pewnie na wyprzedaży ładnych parę lat temu. I cała na zielono pojawiła się w umówionym miejscu kilka minut po czasie – winę za to ponosiła nie ona, a drobne opóźnienie autobusu, którym tu dotarła i fakt, że przejechanie przez miasto zajmowało nieco więcej czasu tego dnia niż w inne.
Tak jak się spodziewała – bar był pełen bawiących się (lepiej lub gorzej) ludzi, a wszechobecna zieleń rzucała się oczy. Aura potrzebowała dobrej chwili, by dostrzec przy jednym ze stolików towarzyszkę, z którą była tego dnia umówiona. Ruszyła prędko w jej stronę, kilkanaście sekund później materializując się przy Francuzce.
– Liane, cześć, miło cię widzieć! – przywitała się z nią, mówiąc to zupełnie szczerze. Ściągnęła z ramion płaszcz, który przewiesiła przez oparcie krzesła i usiadła naprzeciw dziewczyny. – Przepraszam za spóźnienie, ale mój autobus okropnie się wlókł. W dodatku kierowca był przebrany za krasnoludka i puszczał nam irlandzkie piosenki. Szaleństwo – podsumowała z wyraźnym rozbawieniem. Może dobrze, że tego dnia nie musiała pracować, bo kto wie, czy jej szefowa również nie kazałaby jej wskoczyć w jakieś przebranie, aby dzień święty święcić.
zadanie – ubierz się cały na zielono.
-
Gdy pojawiła się propozycja świętowania dnia świętego Patryka w barze wraz z towarzyszką poznaną w dzień jej powrotu od Ariany, Liane nie zastanawiała się długo. Nadal pozostawała nie najlepiej nastawiona do alkoholu, ale czuła, że taki wieczór będzie jej potrzebny. Wieczór zapomnienia i luźnych rozmów, jak gdyby nigdy nic.
Pojawiła się w barze przed czasem, więc w powolnym oczekiwaniu na zjawienie się Aury odpaliła papierosa przed wejściem. Zaciągając się co rusz trzymaną w dłoni fajką nagle wśród zieleni ogródka niedaleko wejścia wypatrzyła czterolistną koniczynę. Schyliła się nad nią by upewnić się, że jej się nie przewidziało i zerwała ją delikatnie. Papieros zdążył już dogasnąć, więc wyrzuciła go do okolicznego śmietnika i zasiadła przy stoliku w barze. Niedługo później jej oczom ukazała się Aura w całej swojej krasie.
-Salut, Aura!- rzuciła uradowana na jej widok. -Nie przejmuj się, nic się nie stało. Czekając na ciebie coś znalazłam. Patrz, czterolistna koniczyna! Trzymaj, to na szczęście.- powiedziała podając jej swoje znalezisko. -Opowiadaj co u ciebie!- rzuciła rozentuzjazmowana zasiadając wygodnie na krześle barowym.
zadanie- w drodze na imprezę znalazłeś czterolistną koniczynę, podaruj ją swojemu partnerowi
-
A alkohol bywał pomocny, gdy rzeczywistość wokół robiła się nieznośna. Choć zdawała sobie sprawę, że takie balansowanie może być niebezpieczne.
Uśmiechnęła się szeroko, gdy Liane wyciągnęła w jej stronę dłoń z zielonym podarunkiem.
– Ojej, dziękuję! Na pewno się przyda – zaśmiała się na wzmiankę o szczęściu i przyjęła prezent. W dni inne niż ten raczej nie wierzyła w tego typu rzeczy – że coś może przynieść szczęście lub wręcz przeciwnie, być powodem niepowodzenia, jak czarny kot czy przejście pod drabiną. Ale chyba również jej udzielił się wyjątkowy nastrój tego święta. – Oczywiście, zaraz chętnie opowiem, ale może najpierw coś zamówimy? – zaproponowała, zerkając w stronę barmana, który także raz czy dwa spojrzał w ich kierunku. Aura ledwie powstrzymała śmiech, obserwując jak mężczyzna polewa piwo, a jego cierpiętnica mina sprawiała, że nietrudno się było domyślić, że chyba strój skrzata, który najpewniej szef kazał mu włożyć nie był powodem jego zadowolenia. – Na co miałabyś ochotę? Na jakieś wino, whisky czy może, korzystając z okazji, na to słynne zielone piwo? – wymieniała i dopiero potem dotarło do niej, że zaczęła od zaproponowania jej alkoholu, nie myśląc o tym, że może być to pewnym faux pas – ledwo co się znały (choć prawdę mówiąc podczas rozmowy łatwo było o tym zapomnieć, przynajmniej Aurze) i nie wiedziała nawet, czy Liane w ogóle pije alkohol. – Wybacz, zaczęłam tak z grubej rury, ale może wcale nie pijasz alkoholu? – Zerknęła na nią pytająco. – Albo jesteś głodna – dorzuciła po chwili i dopiero wówczas zamilkła, by pozwolić swojej towarzyszce na określenie, na co aktualnie miałaby ochotę.
-
-Jasne, zamówmy!- odparła zupełnie zapominając o celu ich spotkania. Skupiła się natychmiastowo na drugiej osobie, na tym co dzieje się w jej życiu i jakie pojawiły się w nim zmiany, zupełnie zapominając, że przecież są w barze i wypadałoby cokolwiek zamówić. -Szczerze mówiąc, nigdy zbytnio nie piłam alkoholu. Miałam w rodzinie alkoholizm przez co mam dystans do tej używki, ale uznałam, że dzisiaj się skuszę. Najwyżej czeka mnie zawrót głowy , bo głowę mam słabą.- zaśmiała się pogodzona już z wizją powrotu do domu chybotliwym krokiem. -Myślę, że skuszę się na zielone piwo.- zdecydowała się odkładając na bok kartę alkoholi. Jedno piwo nie powinno jej zaszkodzić, ale z całą pewnością szybko rozwiąże jej język sprawiając, że być może będzie mówiła więcej niż powinna. Jednak była w otoczeniu osoby, przy której, mimo krótkiego stażu znajomości, nie czuła krępacji i nie bała się efektów ubocznych wypicia piwa. -Nie jestem głodna, jadłam przed wyjściem. A ty?- zapytała ze szczerą troską w międzyczasie zaczepiając przechodzącego obok barmana by złożyć zamówienie czekając na decyzję Aury. -Na co masz ochotę? Stawiam pierwszą kolejkę.- uśmiechnęła się wyciągając z kieszeni skórzanej kurtki kartę gotowa zapłacić za wspólne zamówienie.
-
– I ewentualnie kac jutrzejszego poranka – zachichotała mimowolnie, pomimo tego, że ten stan wcale do najprzyjemniejszych nie należał. To było nawet zabawne i dość przewrotne – skoro to właśnie powrót do trzeźwości niekiedy był tak trudny. – I masz moje słowo, że w razie czego odstawię cię prosto do twojego łóżka – obiecała, a chcąc nadać temu przyrzeczeniu dodatkową wartość, położyła swoją dłoń w miejscu gdzie pod skórą powinno być serce. Choć pewnie znaleźliby się tacy, co mieliby wątpliwości, czy w przypadku Aury na pewno się ono tam znajduje. – O ile nie będziesz zbyt pijana, żeby mi pokazać gdzie mieszkasz – parsknęła cichym śmiechem, mając jednak nadzieję, że ich wspólny wieczór nie zakończy się dla Liane aż tak źle, bo może nie będzie się chciała z nią więcej spotkać.
Przez chwilę zastanawiała się, czy miałaby ochotę coś zjeść, ostatecznie jednak pokręciła przecząco głową.
– Właściwie nie jestem głodna, choć to pewnie grzech nie spróbować peklowanej wołowiny z kapustą podczas takiego święta. Ale... może innym razem – skwitowała z rozbawieniem, będącym jasnym sygnałem do tego, że bynajmniej nie jest to danie, na które miałaby szczególną ochotę. – Wezmę to samo, ale za kolejne płacę ja, w końcu obiecałam się jakoś odwdzięczyć! – zdecydowała, uznając, że i ona nie będzie dzisiaj szalała, a piwo wydawało się wobec tego idealnym wyborem. Poza tym była ciekawa, czy fakt, że jest ono zielone, jakkolwiek wpływa na jego smak, czy to tylko fajnie wygląda. Skoro i tak czekały, aż barman naleje oba, zwróciła się do Liane. – Właśnie, a skoro o tym mowa... mam nadzieję, że nie pochorowałaś się po tych naszych poszukiwaniach Psa? – odrobinkę spoważniała, nawiązując do tego tematu.
-
-Oby nie, miałam kaca ledwie raz i nie marzy mi się wracać do tego.- zaśmiała się szczerze, choć w głębi siebie czuła gorycz tego wspomnienia. Nie ważne ile mijało czasu, Liane nie była w stanie przestać patrzeć na alkohol jak na wroga, który przyczynił się do rozpadu jej rodziny. Jej rodzice się nie rozstali, jednak miała wrażenie, że stanowczo się od siebie oddalili poprzez uzależnienie jej ojca, że umarła bezinteresowna miłość, którą niegdyś między nimi dostrzegała. Bała się, że któregoś dnia, gdy nie zadba dostatecznie o granice, gdy pozwoli sobie na chwilę o tym zapomnieć, sama przyczyni się do rozpadu jakiejś ważnej dla niej relacji. Nie wybaczyłaby sobie tego.
-To kochane, dziękuję! Mam co prawdę nadzieję, że nie będzie to konieczne, ale cieszę się, że oferujesz taką pomoc- uśmiechnęła się szczerze w kierunku Aury. Liczyła, że nie dojdzie do sytuacji, w której faktycznie potrzebowałaby odstawienia do łóżka, jednak wiedziała, że ma zbyt słabą głowę by nie podpić się chociażby tym jednym piwem, które właśnie zawędrowało do ich stolika. Wzięła powoli pierwszy łyk przypominając sobie jak specyficzny smak ma alkohol. - W najgorszym wypadku zacznę tańczyć na stoliku czy robić inne głupstwa.- faktycznie po trunkach niesamowicie się rozluźniała pozwalając sobie na zachowania, które to normalnie nie należały d zbyt częstych. Zazwyczaj też rozwiązywał się jej język i była w stanie powiedzieć stanowczo więcej niż tego chciałaby na trzeźwo. Przytaknęła jedynie na zapewnienie Aury o stawianiu kolejnej kolejki. -Pierwszy raz obchodzę to święto, nie sądziłam, że z okazji St. Patrick Day robi się aż takie imprezy.- skwitowała rozglądając się po praktycznie pełnym barze roześmianych i podpitych ludzi. We Francji nikt nie myślał o świętowaniu tego dnia, z resztą Liane nie miała zbyt wiele okazji by odwiedzać francuskie puby.
-Nie, nie, jestem zdrowa. Zadziwiające jak na to jak często wychodziłam w trakcie tej ulewy czy to do pracy czy do... znajomej.- ostatnie słowo wybrzmiało z pewnym wahaniem, jakby nie takie powinno być określenie, którego powinna użyć do opisania swojej relacji z Arianą. -A ty się nie pochorowałaś po tamtym spacerze? Martwiłam się, że przez dołożenie sobie drogi by mnie odprowadzić mogłaś się potem źle czuć
-
– Hmm, a czy to prawda, że Francuzi wypijają przynajmniej dwa kieliszki wina dziennie, czy to po prostu świetnie utrzymujący się mit? – zapytała szczerze zaciekawiona, zerkając na nią z łobuzerskim uśmiechem. Może wychodziła właśnie na ignorantkę, ale prawdę mówiąc nigdy nie miała powodu (ani – niestety – potrzeby), żeby jakoś bardziej interesować się kulturą francuską, stylem życia Francuzów, ich cechami charakterystycznymi. Swoją wiedzę czerpała głównie z powtarzanych, utartych w podświadomości jej rodaków stereotypów, a przecież nie była na tyle bezmyślna, by nie zdawać sobie sprawy, tak naprawdę może mieć to niewiele wspólnego z rzeczywistością.
– To akurat byłoby zabawne! – parsknęła mimowolnie śmiechem, bo miała dość bujną wyobraźnię i prędko w myślach pojawiła jej się wizja Liane, która tańczyłaby na barze. Cóż, niewykluczone, że w takiej sytuacji Aura by do niej dołączyła, by koleżanka nie czuła się osamotniona. – Przednia zabawa, prawda? – przytaknęła; to trzeba było przyznać, że gdy przychodziło do obchodów różnych świąt, celebrowanie ich zwykle było naprawdę huczne. – Najwyraźniej mamy w kraju mnóstwo amatorów irlandzkich klimatów – dodała, wykonując dość zamaszysty gest dłonią, by pokazać, że ma oczywiście na myśli przepełniony klub, ale też fakt, że bardzo wielu gości miało na sobie typowe przebrania. Jej samej poniekąd udzielił się ten nastrój, skoro pojawiła się u cała w zieleni.
– O, a czym się tak właściwie zajmujesz? – podpytała, będąc pewną, że chyba ten temat nie pojawił się podczas ich pierwszej rozmowy. Nic dziwnego, skoro wtedy rozmawiały głównie o zwierzętach i przyzwyczajaniu się do nowych miejsc. Uśmiechnęła się delikatnie. – Nie tak łatwo mnie załatwić – zażartowała. – A tak poważnie to na szczęście też się obyło bez przeziębienia – skwitowała, urywając nagle, ponieważ barman postawił przed nimi dwa piwa. Pochyliła się nieco w stronę Liane. O dziwo, zieleń wyglądała, jakby ktoś przygotował im płyn do mycia naczyń, a nie alkohol w kuflu. – Mam nadzieję, że smakuje lepiej niż wygląda – szepnęła z rozbawieniem, a potem sięgnęła po kufel, by stuknąć nim delikatnie o ten należący do Liane. – No to nasze zdrowie! – A potem przechyliła go, by upić trochę piwa.
zadanie – wypij piwo zabarwione na zielono.
-
-Tak, to prawda. Przynajmniej w mojej rodzinie panowało uwielbienie do wina. Możliwe, że to przez to mam taką awersję do alkoholu. Mój ojciec jest alkoholikiem, a moja mama uwielbiała wypić lampkę wina na wieczór. - ze smutkiem wracała do chwil, w których obserwowała ojca zasypiającego w fotelu przez upicie alkoholowe, do jego agresji, głównie słownej, która pojawiała się z każdą kolejną małpką uchyloną w trakcie pracy. Nie rozumiała picia w trakcie pracy, nie wyobrażała sobie sytuacji, w której byłaby do tego stopnia uzależniona by musieć pić w trakcie pracy. Zapominała przy tym, że sama była uzależniona od papierosów i nieraz musiała robić sobie przerwę na kolejną z rzędu fajkę. Usilnie odmawiała przyznania, że jedno niewiele różni się od drugiego. - Wiele stereotypów to prawda. Jak ten tym, że Francuzi nienawidzą mówić po angielsku. Wszyscy się dziwili, że z taką chęcią się uczę tego języka, ale dla mnie nie ma sensu patrzenie ciągle w przeszłość, kiedy angielski jest najbardziej przydatnym językiem świata. Ostatecznie dużo mi to pomogło, bo raczej nie poradziłabym sobie tutaj znając jedynie francuski.- wzruszyła ramionami podkreślając swój brak zrozumienia dla tego dziwacznego precedensu.
-Prawda, ale mam jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie- zaśmiała się mimowolnie wyobrażając sobie siebie na którymś z barowych stolików. Niestety, była to wizja nad wyraz prawdopodobna. Po alkoholu traciła pewne zahamowania, które normalnie trzymały jej zachowania w ryzach. Tak samo traciła umiejętność trzymania języka za zębami.
-Pracuje w Serenity Funeral Home. Jestem grabarką.- dodała po chwili wiedząc, że zapewne pierwsze co przyjdzie Aurze na myśl to praca przy organizacji pogrzebów, a nie kopania grobów. Mało kto był w stanie za pierwszym razem uwierzyć jej, że pracowała fizycznie. Za każdym razem słyszała słowa takie jak: taka drobna dziewczyna jak ty pracuje jako grabarka? Przecież to nie jest praca dla kobiet!. Liane jednak nie wierzyła w koncept pracy dla kobiet i mężczyzn. Wierzyła, że każdy może pracować wszędzie, że nie istnieje coś takiego jak ograniczenia wynikające z płci. Całe swoje życie pracowała fizycznie i nie widziała dla siebie miejsca w żadnej korporacji na ciepłym siedzeniu. -A ty? Czym się zajmujesz?- dopytała szczerze zaciekawiona, kiedy między nimi pojawiły się dwa piwa w odcieniu mocnej zieleni. Nie przypominały alkoholu, ale może to i lepiej. Podniosła kufel by stuknąć się z Aurą dodaąc: -Nasze zdrowie!- i po chwili upiła łyk zielonego trunku.
zadanie- wypij zielone piwo
-
A jej bezmyślność dopiero miała się objawić.
– To dlatego przeniosłaś się do Seattle? Przez problemy twojego ojca z alkoholem? – zapytała delikatnie, dopiero po kilku sekundach uświadamiając sobie, że być może przekroczyła pewną granicę. – Przepraszam. Nie odpowiadaj, jeśli nie chcesz. Czasem robię się za bardzo ciekawska – przyznała, nie wyglądając przy tym na szczególnie skruszoną. Nie orientowała się jeszcze w wyznaczonych przez Liane granicach, ale wystarczyłby jej prosty komunikat, bo nie miała w zwyczaju wchodzić z buciorami w czyjeś życie, jeśli inna osoba sobie tego nie życzyła (było łatwe w większości przypadków i tylko wówczas, gdy nie dotyczyło kogoś jej bliskiego, bo w takich przypadkach powstrzymanie się przed wtrącaniem było nie lada wyzwaniem). – Moi rodzice uwielbiali wino, tylko przede wszystkim to białe – dodała po krótkiej przerwie, może poniekąd chcąc się odwdzięczyć za szczerość (przynajmniej tak ją odbierała) Liane. Rzadko mówiła o rodzinie, zwłaszcza z osoba, które dopiero poznawała, jednak z jakiegoś powodu tym razem to nie wydawało jej się niczym złym lub niewłaściwym.
Pokiwała delikatnie głową ze zrozumieniem.
– Amerykanie pod tym względem wcale nie są lepsi. Wydaje mi się, że wielu z nich uważa naukę języków obcych za bezsens, skoro angielski stał się w pewnym sensie językiem międzynarodowym – stwierdziła po namyśle i chyba do tego worka – przynajmniej w jakimś stopniu – mogła wrzucić siebie. Znała tylko angielski. Dawno temu w szkole trochę uczyła się hiszpańskiego, ale oprócz pojedynczych słówek już nic z tego nie pamiętała. Kiedy jednak Liane przyznała, czym się zajmuje, Aura natychmiast skierowała całą swoją uwagę na ten aspekt. I pewnie nie udało jej się ukryć zaskoczenia, które odmalowało się na jej twarzy. – Pierwszy raz spotykam kobietę, która się tym zajmuje. Wyobrażam sobie, że pewnie musisz często spotykać się z komentarzami odnośnie tego, jaki to typowo męski zawód – skwitowała, kiedy pierwsze zaskoczenie minęło, a Aura uznała ten fakt za coś niesamowitego. Bo to pokazywało, że wszelkie ograniczenia istniały tylko w naszej głowie. – Musisz mieć chyba całkiem spoko szefa, prawda? Albo szefową, bo pewnie większość ludzi wciąż uważa, że grabarzem może być tylko umięśniony facet. – Dyskryminacja ze względu na płeć ciągle na rynku pracy miała się całkiem nieźle. – Och, ja jestem tylko zwykłą fryzjerką – rzuciła, wzruszając lekko ramionami, pomiędzy jednym, a drugim łykiem piwa. – Ale gdybyś miała ochotę na jakieś zmiany pod kątem fryzury to zapraszam do Good Hair Salon w South Parku – dodała, lekko się uśmiechając.
-
-Bien, moja historia przeprowadzki jest zarówno romantyczna jak i tragiczna.- westchnęła krótko biorąc kolejny łyk zielonego piwa i dopiero po chwili kontynuowała wątek:-Zakochałam się bez pamięci w pewnej dziewczynie. Całe życie bym jej oddała, wszystko co mam i co jestem w stanie mieć. Zakręciła moim światem na wiele lat, więc pewnego dnia po prostu podjęłam impulsywną decyzję i uznałam, że koniec już słów, a pora na czyny. Przeprowadziłam się dla niej i do niej, ale nasz związek rozpadł się rok później.- widocznie posmutniała na wspomnienie Ariany, którą jeszcze niedawno widziała, z którą była tak okrutnie blisko, mogąc wszystko a jednocześnie nic. Na wspomnienie chwili, w której nachyliła się nad jej ustami by zostać zatrzymaną w ostatnich sekundach, w ostatnich milimetrach, które dzieliły ją od tego co w życiu kochała najmocniej. Nie pamiętasz już jak było? Nie byłaś ze mną szczęśliwa. Zut, była szczęśliwsza niż w jakimkolwiek innym okresie jej życia. -Nie przejmuj się, ciekawskość to dla mnie żaden problem.- zdobyła się na uśmiech próbując odgonić uporczywe wspomnienia biorąc kolejny łyk stojącego przed nią piwa. Zadziwiająco nie miało smaku płynu do naczyń, ale też nie wyróżniało się niczym ciekawym. Chociaż Liane jest ostatnią osobą, która mogłaby oceniać alkohole.
-To jest trochę przykre, jak dla mnie języki to świetna sprawa. Pozwala poznać też w pewien sposób inne kultury. Dla mnie nauka angielskiego była zawsze przyjemna, chociaż często słyszałam, że mam zbyt mocny akcent i przez to czasami ciężko mnie zrozumieć. Mam nadzieję, że ty nie masz problemu ze zrozumieniem mnie.- uśmiechnęła się choć czasami szczerze się tym martwiła. Akcent ciągnął się za nią jak wspomnienie ubiegłych lat nie pozwalając jej na udawanie kogokolwiek innego. Zawsze pozostawała przy niej ta łatka francuskiej imigrantki. -Tak, sporo osób się dziwi, że zajmuję się czymś tak męskim. Mam świetnego szefa, który chciał tylko zobaczyć mnie na dniu próbnym by się upewnić, że dam radę. Wiesz, pochodzę ze wsi, więc całe życie pracowałam fizycznie. Dla mnie praca na cmentarzu to trochę jak powrót do pracy na farmie. Naprawdę to lubię choć czasami jest ździebko drętwo- zaśmiała się lekko. Nie wiedziała czy może sobie tak żartować o martwych ludziach otaczających ją z każdej strony, ale przywykła już do tego typu żartów w pracy.
-Chętnie do ciebie wpadnę jak tylko będę musiała podciąć włosy! Będziesz mieć nową stałą klientkę.
-
Zawsze miała w sobie silne poczucie autonomii. Chciała być za wszelką cenę niezależna i wolna, aż zaczęło to przybierać dość kuriozalne formy i Aura zapomniała o tym, że kluczem do szczęśliwych związków są również kompromisy.
– To bardzo odważne – przyznała, nie kryjąc podziwu. – Ja bym chyba tak nie umiała. To znaczy, zostawić wszystkiego za sobą dla kogoś innego. Pewnie bałabym się, że gdyby coś poszło nie tak, sama mogłabym sobie nie poradzić – dodała po chwili z nutą zawahania, po tych słowach biorąc sporego łyka piwa, by jakoś zatrzeć ich ciężar emocjonalny. Ciężar głównie dla niej, bo Aura nie była przyzwyczajona do wywnętrzania się – nierzadko miała problem, by mówić o tym, co czuje do bliskich jej osób, nie mówiąc o kimś, kogo widziała dopiero drugi raz w życiu. Poza tym, kto lubił mówić o swoich lękach? Nikt, a na pewno nie Aura, która najchętniej sprawiałaby wrażenie nieustraszonej, pomimo tego – a może właśnie z tego powodu – że prawda wyglądała zupełnie inaczej.
– Spokojnie, doskonale cię rozumiem – zapewniła, uśmiechając się delikatnie, gdy uświadomiła sobie pewną dwuznaczność tych słów. A to w połączeniu z wcześniejszymi wyznaniami Liane wydało jej się dość zabawne, skoro rozumiała tylko do pewnego stopnia. Nie mogąc postawić się konkretnie w takiej sytuacji, nie sądziła, by mogła osiągnąć pełne zrozumienie. Na szczęście osiągała je na płaszczyźnie językowej.
– No właśnie, jestem pewna, że sporo osób też wciąż uważa, że głównym celem w życiu kobiety powinno być pielęgnowanie domowego ogniska, więc pewnie widok kobiety grabarki może ich doprowadzić do zawału – skomentowała, nie mogąc powstrzymać cisnącego się na usta złośliwego uśmiechu. Sama uważała, że zarówno kobiety, jak i mężczyźni mogli robić dokładnie to, czego sami chcieli i nikomu nic do tego. – Dobrze, że chociaż twój szef nie jest w gronie takich samców alfa. – Chociaż musiała uczciwie przyznać, że były także kobiety, które potrafiły wykazać się sporą dyskryminacją i zachowywały tak, jakby uważały patriarchat za najlepsze, co im się kiedykolwiek przydarzyło. – Cieszę się. Stałych klientów nigdy dość. Jak tylko będziesz miała to w planach to pisz, jako przyszłą stałą klientkę na pewno uda mi się wcisnąć cię gdzieś bez kolejki – zaśmiała się.