WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekNieco ponad dwadzieścia cztery godziny.
To całkiem przyzwoity wynik; przychodziło mu na myśl. Bardzo okrągły, pełny, niemal… symboliczny? Ktoś, kto powierzałby własne szczęście wszelkiej numerologii, mógłby w liczbie tej doszukiwać się pomyślnego omenu dla swojej podróży. Bo właśnie tyle zajęło mu pożegnanie się z kalifornijskim słońcem – czego nie mógł powiedzieć o opaleniźnie, będącej ostałą na jego skórze, zdradziecką insynuacją, nasuwającą na myśl znamiona udanego wypoczynku – a przyjazdem w rejony tak różnego, deszczowego Seattle.
Nic bardziej mylnego. Miasto aniołów zamknęło przed nim swoje rajskie bramy; nie przyniosło też odpoczynku – prędzej spędziło z powiek resztki snu, zastępując go uciążliwą gorączką parnych nocy. Czasami wydawało mu się, że nie otaczali go ludzie, a najzwyklejsze syntetyki. Idealne, pozbawione skaz – a jednak wciąż tak bardzo nieprawdziwe, sztuczne, nijakie.
ObrazekJeszcze kilka nocy temu wydawało mu się, że przy odrobinie uporu to właśnie pośród rozległych plaż, tuż pod nagim, bezchmurnym niebem odnajdzie wreszcie swoje miejsce.
ObrazekNieco ponad dwadzieścia cztery godziny i jeden telefon.
Tyle wystarczyło, by zdać sobie sprawę, że ów miejsca nie znajdzie ten, kto pomiędzy targanymi za sobą bagażami nosi przytłaczającą go, niezamkniętą przeszłość. Że domem nie są cztery ściany, ani nawet roześmiane twarze; a raz za razem odtwarzane wspomnienia.
ObrazekBył niczym innym jak psem wyrzuconym na ulicę. I tak właśnie czuł się w chwili, w której – po przeszło dobowej podróży – pocałował klamkę kolejnego z moteli; szczególnie obleganych w rozpoczynającym się okresie letnim. I chociaż do samego końca unikał myśli, że mógłby zaniżyć się do roli powracającego pokutnika, który zaprzedał „swoich” za metaforyczne trzydzieści srebrników, tak zmęczenie dające się we znaki, zaprowadziło go pod doskonale znany sobie adres. Ten, którego szczerze wolałby unikać – a który na drodze syna marnotrawnego okazać miał się zaledwie początkiem.

ObrazekTrzasnęły drzwi klasycznego, czarnego samochodu; zlewającego się ze smolistą czernią nocnego bezkresu, przerzedzoną wyłącznie ulicznymi lampami. Minęły dwa lata – dwa cholernie długie lata, które nie pozwoliły mu jednak zapomnieć. Nie o tych, od których odwrócił się wtedy, kiedy powinien był zostać.
Kiedy sami nadstawiali za niego karku.

ObrazekDoczekał się. Wracała do domu. Szła tuż przed nim. Przez powietrze przedzierał się szelest przydeptanej podeszwą buta trawy. Uderzenie pierwszego kroku o twardą, litą płytę chodnikową. Płytki oddech przytrzymywany w piersi czymś na wzór niepokoju – podsycanego skokiem nieproszonej adrenaliny; na chwilę przed konfrontacją. Oddech, który wyłapać w stanie była jedynie osoba wyczulona. Świadoma zagrożeń, jakie, na wzór potworów z dziecięcych szaf, trzymały się cienia. Do czasu.

Świadoma zagrożeń i zawężającej się odległości między nimi.
Kopę lat.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • iii.
Najgorsze, co można zrobić w sytuacji, w jakiej znalazła się Eileen, to zacząć biec, szczególnie kiedy przeliczy się swoje możliwości, a sięgnięcie do torby po nóż wydaje się niemożliwym w osiągnięciu powodzenia zadaniem. Mimo że od dnia napadu nosiła go przy sobie regularnie, to prawdę mówiąc nie przygotowała się całkowicie do rzeczywistego momentu wymagającego użycia go i teraz pewnie leżał zakopany gdzieś na dnie wśród tamponów i dawno przeterminowanych plastrów nikotynowych. Ot, takie optymalne połączenie. Zanim w ogóle zdążyłaby go namierzyć i wyciągnąć, to już dawno leżałaby na zimnej posadzce z poderżniętym gardłem.
Choć obiecała sobie, że w przypadku powtórki z rozrywki, nie da zrobić z siebie ofiary i nie pozwoli na taki obrót zdarzeń, to mimo wszystko serce automatycznie podeszło jej do... gardła. Nie chciała dać po sobie poznać, że w ogóle zorientowała się, iż ktoś za nią idzie (dla skuteczniejszej obrony), dlatego kiedy usłyszała odgłos niebezpiecznie zbliżających się kroków, ani myśląc odwróciła się napięcie i zamachnęła na - jak jej się wydawało - napastnika. W ostatniej chwili się wycofała.
Po feralnej nocy sprzed kilku lat, szybko chciała odciąć się od tamtego wydarzenia, lecz nasilająca się wówczas bezsenność przyczyniła się do tego, że w jej głowie tworzyły się różne czarne scenariusze. Jedynym racjonalnym uzasadnieniem tak samodestrukcyjnego zachowania była wówczas obawa o to, że coś podobnego może jeszcze kiedyś się powtórzyć. Nigdy jednak nie wyobrażała sobie, że przy ewentualnej konfrontacji, jej przyszłym niedoszłym oprawcą okażę się cholerny Newman. Była w takim szoku spowodowanym nie tyle całą tą akcją, co jego widokiem, że nie wiedziała, czy powinna odetchnąć z ulgą, że to jednak tylko on czy podać w wątpliwość, że to nie kto inny, a właśnie on.
— Następnym razem może być za blisko — powiedziała w końcu z ciężkim od dostarczonych wrażeń oddechem, cofając się o krok. Wątpiła, aby był na tyle głupi, żeby napadać na równego sobie, ale nie mógł wiedzieć czy to nie mężczyzna będzie jego kolejnym przeciwnikiem. Los bywa przewrotny w tych kwestiach. Nie żeby kobieta nie potrafiła przyłożyć tak, aby zostawić pamiątkę (ma boleć od ciosu i samego patrzenia, inaczej jaki jest sens w tym wszystkim?), ale facet, który nawet nie wkładając specjalnie dużo siły, zapewne zrobi to efektywniej i nawet nie zawaha się, a od razu przejdzie do ataku.
— Chociaż nie, wiesz co? — mruknęła po krótkiej chwili namysłu po czym wymierzyła mu cios prosto w twarz. Nie ze wcześniejszą intencją, więc pewnie był on znacznie słabszy. Mimo wszystko uważała, że dostał już za swoje, a to jedyny wyjątek od reguły. Nie mogła jednak nie wykorzystać faktu, że może za drugim razem nie spodziewał się tego aż tak bardzo. — Kopę lat — przytaknęła, wypuszczając powietrze, jak gdyby właśnie pozbyła się zbędnego ciężaru. W jej mniemaniu przekaz był jasny i bynajmniej nie miał nic wspólnego z obecnymi okolicznościami. Nie żeby przepadała za pożegnaniami, ale ten nie pokwapił się nawet o jakąś namiastkę, czy marną imitację, zanim zniknął bez słowa wyjaśnienia na dwa lata, dlatego postarała się, by chociaż powitanie było należyte.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekNagły zryw, z jakim wystartowała do niego brunetka, sprawił, że ślepia Newmana otworzyły się nieco szerzej. Podbródek odchylił się z lekka, wycofując o raptem kilka instynktownych – samozachowawczych – milimetrów.
ObrazekW tej samej chwili doszedł do wniosku, że nawet jeśli dwa lata wystarczyły, aby ciało wraz z naturalnym biegiem rzeczy przygarnęło do siebie powierzchowne zmiany w aparycji; jakiś drobny zarys pierwszych zmarszczek, dodatkowych parę kilo czy pierwszy siwy włosek w okolicy skroni – tak istniały również cechy niezmienne. Charakter Eileen zdecydowanie w niczym nie przypominał chorągiewki, która z roku na rok wyznaczałaby sobie nowy kierunek.
Cała ona. Sprawiała pozory melancholijnie enigmatycznej; by w najważniejszym momencie-
Huh?

ObrazekKurwa mać.
ObrazekPoliczek mężczyzny odskoczył przy zderzeniu z pięścią dziewczyny – z jednej strony zapobiegawczo, z drugiej – nie zdążywszy uniknąć niespodziewanie wyprowadzonego ciosu. Nawet jeśli ten z zamysłu nie należał do któregoś z serii mających znokautować swojego przeciwnika.
ObrazekNewman mruknął coś pod nosem, naprostowując szczękę. Promieniowała drażniącym bólem, w jakim zawarte zostało wszystko; wyrzut względem jego ucieczki i ogółu szachrajstw, jakich dopuścił się tuż przed nią.
Ciche chrupnięcie kości.
Powinnaś popracować nad metodami okazywania czułości, Lee. Współczuję twoim… yh, komukolwiek, kto przewija się przez twoją sypialnię – stwierdził bezpardonowo. I choć nie brzmiał jak typowy przyjemniaczek czy inny grzeczniś, tak z pewnością słowom tym towarzyszył nieokreślony komfort spotkania z kimś, komu – na swój pokrętny sposób – ufał. Nawet jeśli obawiał się wracać w miejsca, z których nie tak dawno uciekał z zamiarem, by nigdy więcej do nich nie wracać.
Obrazek”Dobrze cię widzieć”; mówiło ginące w ciemnościach nocy spojrzenie. Ów słowa nigdy nie opuściły jego warg, ale nie oznaczało to, że nie istniały. Że nie przemknęły po jego głowie, doświadczając czegoś, co było mu już znane. Co okazywało się swojego rodzaju stałością – a to właśnie stałość odnalazł w impulsywnej, kobiecej reakcji wspartej absolutnym brakiem zbędnej kurtuazji.

ObrazekWestchnął, zerkając kątem oka w kierunku zaparkowanego nieopodal samochodu. Smutną prawdą pozostawał chociażby fakt, że… w bagażniku miał jedno pudło. I nawet jego spore gabaryty nie poprawiały i tak dramatycznej sytuacji, w której to zmuszony był przyznać, że po przeszło ćwierćwieczu życia z dodatkiem nieco skromniejszej dekady, cały swój dorobek w stanie był upchnąć do pojedynczego kartonu. Tłumaczył to sobie, rzecz jasna, absolutnym brakiem sentymentów do taszczenia za sobą niepotrzebnych rupieci i gratów – a jednak prawda miała się z grubsza inaczej.
W zasadzie mam… mam do ciebie sprawę. – Podciągnął nosem, pozwalając, by płuca pochłonęły dawkę przyjemnego, wieczornego powietrza. Wbił źrenice w postać panny Shepherd. – Masz wolną kanapę?
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Na szczęście nie należysz do tego zaszczytnego grona — wygięła usta w drwiącym wyrazie, sugerując, że jeśli już stosowała takie metody w bardziej intymnych sytuacjach, to podobne ataki z jej strony nie powinny mu grozić. Nie była do niego uprzedzona w ten sposób, ale jeśli ostatecznie tak to zabrzmiało, to należało mu się. Za skojarzenie. Za napadnięcie. Za ucieczkę niczym rasowy tchórz. Za całokształt. Niespecjalnie się tym przejmowała. — Poza tym nie mów mi o czułości, bo mam solidne podstawy żeby podejrzewać, że tobie lekcji w tym zakresie udzielał sam Kuba Rozpruwacz — rzuciła, wciąż jeszcze lekko zaaferowana okolicznościami, w jakich doszło do konfrontacji. Na samą wzmiankę poczuła mrowienie w dłoni, która przed momentem zaliczyła bliskie spotkanie z jego twarzą. Strzepnęła ją więc jeszcze parę razy, jak gdyby miało to pomóc w uśmierzeniu oznak.
Gdy tylko go rozpoznała, wiedziała, że jego nagła obecność musiała kryć w sobie konkretny cel, bo przecież nie bawiłby się w podchody wyłącznie po to, żeby się przywitać. Aby tak się stało, należało wcześniej się pożegnać, więc tym bardziej wątpiła w prawdziwość tego przypuszczenia. Przeczuwała również, że cokolwiek to będzie, z pewnością będzie grube. W momencie, w którym usłyszała słowa sprawa i kanapa w jednym zdaniu, roześmiała się szczerze i autentycznie rozbawiona, a jako że nie zdarza się to zbyt często, to postanowiła dać sobie chwilę.
— Masz tupet, Rhysie Newmanie. Najprawdziwszy tupet — pokiwała głową z uznaniem, jakby właśnie opowiedział dobry żart. Do dopełnienia teatralnego aktu brakowało tylko żeby ostentacyjnie otarła z oczu wyimaginowane łzy albo złapała się za brzuch, ale nie była aż tak ekspresyjna w swoim zachowaniu. Chciała tylko przybliżyć mu to, jakiego sortu był to dowcip. — Może dlatego wciąż jeszcze Cię toleruję — trzeba zauważyć, że nie użyła słowa lubić w kontekście jego osoby i jak najbardziej było to świadome zagranie, bowiem z lubieniem nie było już tak klarownie. Z lubieniem nigdy nie było jasno i czytelnie.
— Nie wiem — odpowiedziała już bezpośrednio na jego pytanie. — Geralt zwykle ją okupuje, to z nim musisz pogadać — dodała zupełnie poważnie, o czym świadczyć mógł ton jej głosu. Jeśli już miałoby dojść do takich przymierzy, to jego los tego dnia w całości zależał od widzimisie jej... psa. — A to będzie ciężka przeprawa. On nie ulega tak łatwo jak ja — niech mu się nie wydaje, że najtrudniejsze ze wszystkich ewentualnych przeszkód, było przekonanie jej. Mimo wszystko nie uważała, żeby była najbardziej ustępliwą osobą. Wcale też nie musiała ułatwiać mu tego zadania. W końcu dlaczego by miała? Przynajmniej jeszcze nie teraz. Po prostu im dalej w las, tym bardziej ta sytuacja stawała się absurdalna w jej odczuciu, wręcz komiczna, dlatego tak też postanowiła ją dalej poprowadzić. Nie żeby nie liczyła się ze swoim psem, ale to swoją drogą.
— Znowu się w coś wpakowałeś? Nie widziałam żadnego listu gończego za tobą — zagaiła temat z nutą wyczuwalnej kpiny i zwróciła ku niemu pytający wzrok, bo to, że niczego nie zauważyła, nie musiało oznaczać, że wcale nie istniało. Chyba tylko taki scenariusz wydał jej się najbliższy prawdy oraz powodem, dla którego w ogóle dał o sobie znać, gdyż tak jak już wspomniałam, z lubieniem było kiepsko na ten moment.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Obrazek Fakt. Na całe szczęście; jakaś myśl przebiegła po sumiennie utkanej pajęczynie świadomości. Wszakże w „tych momentach” wolałby nie martwić się o to, czy nie naraża przypadkiem własnego życia. Uśmiechnął się idiotycznie do samego siebie, z czymś na wzór auto-politowania kiwając z wolna głową na boki.
Dowcipna – w mrukliwej aranżacji tonu skwitował tylko wzmiankę o Kubie Rozpruwaczu.
A jednak, co poniektórzy pokusiliby się o stwierdzenie, że widok ich dwojga – w rzeczy samej – zahacza już o istne kuriozum. On; posępny nieco, o wyrazie twarzy na którym odbijają się kilometry spędzone w niemal nieprzerwanej podróży – z widocznymi, choć nienachalnymi sińcami zmęczenia podkreślającymi piwny odcień jaśniejących pośród ciemności tęczówek. Naprzeciw niego Ona; chichocząc tak, jak swoje rozbawienie manifestować mógłby świadomy swoich atutów sukkub czy inny chochlik, dzierżący w dłoni najlepsze karty.
Rhysowi wcale nie było do śmiechu – a jednak, znalazłszy się na kobiecej łasce, po prostu cmoknął pod nosem, wpatrując się w lico brunetki; przecięte uśmiechem dziwnym, bo i – z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu – wprawiającym Newmana w dyskomfort.
ObrazekIch uczucia względem siebie zdawały się na swój pokraczny sposób w obustronnej wymianie pokrywać ów definicję „tolerancji”. Newman na pytanie o Eileen najprawdopodobniej wzruszyłby ramionami, twierdząc, że po prostu nienawidził jej odrobinę mniej, niż całą resztę tego policyjnego motłochu, z jakim przychodziło mu współpracować na co dzień. Tyle wystarczało, by nawiązać tą niewidzialną nić czegoś, co nazwane mogłoby zostać porozumieniem – a do czego zapewne obydwoje, za diabła, by się nie przyznali.
ObrazekWestchnął, drapiąc się po skroni. W obecnym jego stanie łączenie faktów przychodziło już z widocznym trudem – nigdy zresztą nie przywiązywał większej wagi do tego, czy jakieś (w jego mniemaniu) durne psisko zwane miało być Geraltem, Weasleyem czy innym Frodo. Dopiero po chwili dotarło więc do niego, w czyją aprobatę winien się wkupić.
Drgnięcie kącika ust.
Czemu mnie to nie dziwi. – Przekrzywił ten swój durny łeb, krzyżując ramiona na wysokości klatki piersiowej. – Jedni mają stado kotów, drudzy Geralta, co? Jestem pewien, że jakoś się z nim dogadam – dodał zaraz, nieco lżej już; wciąż chłodno, a jednak z pewną dozą żartu.
Zaraz też zerknął w kierunku, którym ruszyć powinien każdy, kto zechciałby dotrzeć do mieszkania panny Shepherd. Było to spojrzenie przelotne, acz – na swój sposób – wystarczająco wymowne.
Wręcz przeciwnie. Wygląda na to, że wreszcie mam szansę wyjść… no wiesz, na prostą. Czy coś w tym stylu. – Przesunął językiem po spierzchniętej wardze, zastanawiając się nad czymś w sposób przytłaczająco wnikliwy. – Chociaż nie nakręcam się zawczasu. Jestem realistą, Lee. Znając życie sprawy i tak prędzej czy później wezmą w łeb. Uroki naszego światka – skwitował, mimowolnie taksując ją własnym spojrzeniem.
W każdym razie… spokojnie. Raczej nie przewiduję, żeby z powodu przenocowania mnie ktoś zamierzałby spalić ci lokum, albo że – cholera, nie wiem – obudzisz się z końskim łbem u boku. – Zacisnął usta w wąską linię. – Wszystkie motele pękają w szwach – wyjaśnił wreszcie. I choć człowiekiem był z rodzaju tych, dla których niewinny blef nie stanowił większego problemu natury moralnej, tak tym razem naprawdę nie musiał posuwać się do choćby najlichszego kłamstwa. W obecnej sytuacji prawdopodobnie skorzystałby nawet z kawałka podłogi, a pod terminem wspomnianej wcześniej „kanapy” znajdowało się wszystko, co obudowane było ścianami i zapewniało mu dach nad głową. Najlepiej nie-samochodowy.
ObrazekA skoro już o aucie mowa – Newman postawił wreszcie pierwszy krok w stronę stojącego nieopodal wozu; mając cichą nadzieję, że w ten oto sposób spotka się wreszcie z bezsłownym przyzwoleniem na zabranie z bagażnika swoich gratów.
Odchrząknął.
Tak właściwie, swoją drogą… Dlaczego akurat Kuba Rozpruwacz? – zapytał ni stąd, ni zowąd, uniósłszy ciekawsko brew; to z kolei, podobno, pierwszy stopień do piekła. Ale co ich to obchodziło, skoro – wątpliwe „uroki” takiej, a nie innej pracy – obydwoje już niejednokrotnie zdążyli wybrać się tam i z powrotem.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Nie byłabym tego taka pewna. Nie ma w zwyczaju ustępować. To zodiakalny Byk — powiedziała z całkowitą powagą. Chyba wszyscy wiedzieli o upartości, z jakiej słyną Byki i kiedyś padli ich ofiarą. Po prostu w ten czy inny sposób chciała przeciągnąć w czasie nadejście sedna sprawy, wobec której nie miała przychylnego zdania, niezależnie od wspólnej przeszłości. A może właśnie dlatego. Odmowa nigdy nie stanowiła dla niej trudności, nawet jeśli przebiegała iście nietaktownie, jednak przyłapała się na tym, że w jego przypadku miała pewne opory i były one związane z ostatnim wydarzeniem z jego udziałem. Za nic by się nie przyznała, ale czuła się zobowiązana, żeby postąpić na przekór sobie, odwrotnie do tego, co zwykle uczyniłaby w takiej sytuacji.
— Wątpię — przyznała bez ogródek na wzmiankę o wyjściu obronną ręką, a jej usta wygięły się w sardonicznym uśmiechu. — Kłopoty to twoja specjalność — na wypadek, gdyby zastanawiał się skąd takie śmiałe wnioski z jej strony, dodała w geście obronnym: — Realistą jest się całe życie — nieznacznie rozłożyła ręce na boki, jak gdyby za wątpliwościami stały solidne dowody i fakty, a nie uprzedzenia, więc w związku z tym nie miał czego podważyć. Na chwilę zamilkła, wsłuchując się w odgłosy nocy, zupełnie jakby pomagały jej uporządkować myśli.
— Dlaczego wróciłeś? Mogłeś zacząć od zera gdzie indziej — nie miało to zabrzmieć jak wyrzut, tylko dlatego, że miała tego pecha, iż to jej zwalił się na głowę podczas swojej drogi na prostą (na to przyjdzie jeszcze czas). Raczej głośno myślała. Ona na pewno by tak zrobiła i każdy rozumny człowiek też. A on głupi nie był, więc tym bardziej coś musiało się za tym kryć. — Czy ty w ogóle wyjechałeś? Gdzie ty, do cholery, byłeś? — wbiła przenikliwy wzrok w mężczyznę, przypominając mu jak beznadziejnie się zachował. Eileen sama nigdy nie czuła się w obowiązku, żeby komukolwiek się tłumaczyć, więc nie stosowała podobnych zagrywek w stosunku do innych. Co innego, jeśli ktoś miał okupować jej kanapę, wówczas ten przywilej go nie dotyczy.
— Nie martwię się o to. To raczej ty nie wiesz, na co się piszesz — powiedziała w odpowiedzi. Trochę się naigrywała, a trochę nadal rozładowywała drzemiącą w środku złość na niego, aczkolwiek to nie tak, że w ostrzeżeniu, jakie wystosunkowała (bo chyba można to tak nazwać) nie było chociażby krzty prawdy, bowiem zdawała sobie sprawę, że życie z nią, na każdej płaszczyźnie, nie jest łatwe.
— Jeszcze się nie zgodziłam — odezwała się, dostrzegając kierunek, w którym w zniecierpliwieniu podążał. Chyba nie sądził, że dostanie od niej jednoznaczną odpowiedź? Poza tym trzymanie go w napięciu rekompensowało jej całe to zajście. — Cholera, Newman, skąd pomysł, że potrzebuję współlokatora? Może chciałbyś też własny komplet kluczy? — żachnęła się, bijąc z myślami, choć podświadomość podsuwała jej gotowe rozwiązanie, które wcale jej się nie podobało.
— Zdaje się, że nikt tak umiejętnie nie wyskakiwał i napadał zza rogu jak on. No, prawie — spojrzała na niego wymownie, pokręciła głową zrezygnowana, nie tyle w stosunku do prawdziwości tego porównania, a do podjętej w tym samym czasie ostatecznej decyzji, po czym bez słowa ruszyła w stronę prowadzącą do jej domu, nie rejestrując już czy odebrał to jako zgodę i idzie za nią. — Lepiej się pospiesz zanim się rozmyślę — rzuciła tylko w eter.

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”