WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Constance nie miała zielonego pojęcia, gdzie właściwie zabiera ją Nick - kazał jej się ubrać bardziej normalnie, jednak kobieta nadal czule pielęgnując swój mini kryzys wcisnęła się w czarne, koronkowe body, do którego dorzuciła jeansy i trampki. Faktycznie punkt o dwudziestek Nick zapukał do jej drzwi, wpakował do samochodu i zaczęli jechać. Nie podejrzewała, gdzie i po co jadą. Myślała o jakimś koncercie, może o meczu, ale do głowy jej nie przyszło wesołe miasteczko. Jechali już jakiś czas i Connie pewnie uniosła jedną brew, by spojrzeć na Farewella.
- Okej, zaczynam się martwić. Czy zamierzasz mnie gdzieś porwać i porzucić, Nick? - poruszyła zabawnie brwiami, a z głośników pewnie poleciała jakaś jej ulubiona piosenka. Zaczęła nucić pod nosem, co to było? Może You give love a bad name?
- Shot through the heart and you're to blame, darlin', you give love a bad name - uśmiechnęła się lekko, nadal zerkając na swojego towarzysza, zaraz jednak przeniosła wzrok na drogę przed nimi.
- Powinnam się zacząć martwić? - przechyliła głowę. Szczerze mówiąc cieszyła się na tę randkę. Naprawdę lubiła spędzać z nim czas. Może nawet teraz niby przypadkiem musnęła jego dłoń swoją? Na pewno tak było.
-
– Nie, myślałem żeby wywieźć Cię do lasu i zgwałcić, ale potem sobie przypomniałem gdzie pracujesz i uznałem, że potem musiałbym Cię zabić, a za bardzo Cię lubię – przewrócił oczami, biorąc głośniej muzyke, gdy zauważył że jej pasowała. Nick był naprawdę ugodowym człowiekiem i chociaż ta piosenka nie była w jego stylu, to zaakceptował jej potrzeby. Niech się dziewczyna wyszaleje nim zginie w lesie Zaparkował auto spory kawałek od lunaparku, celowo, wyjął nawet jedwabną apaszkę z kieszeni i poruszył brwiami.
– Musisz mi ufać – powiedział mrocznym tonem, zaraz sprawnie zawiązując apaszkę na jej twarzy ale tak, by nie zniszczyć jej misternej fryzury i idealnego makijażu. Na pewno słyszała krzyki i dźwięk maszyn, ale nadal jej nie wtajemniczał póki nie stanęli pod bramą. Dopiero wtedy rozwiązał supełek i wyszczerzył się do niej jakby pracował w reklamie pasty do zębów.
– Taaaadaaaam – rozłożył ręce, nie przestając się uśmiechać – Mam nadzieję, że nie liczyłaś na luksusową restauracje, bo tu serwują tylko popcorn i watę cukrową – zaśmiał się, poprawiając pewnie jej włosy które zaszły teraz na twarz. A to romantyk!
-
- Skąd pomysł, że dałabym się zabić? Jak sam zauważyłeś, pracuję gdzie pracuję i mam kilka asów w rękawie – puściła mu oczko z rozbawieniem, bo mimo wszystko naprawdę zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby przyszło walczyć jej o życie, to prawdopodobnie mogłaby go położyć, nawet jeśli była niższa i znacznie lżejsza od niego. Kiedy zaparkował i wyjął jedwabną apaszkę, przechyliła głowę przez chwilę kalkulując.
– Wiesz, że nienawidzę niespodzianek? – spytała, patrząc na niego ze sceptycyzmem, bo wszyscy to wiedzieli. Connie musiała mieć wszystko zaplanowane od a do z i nie było w tym niczego złego – po prostu lubiła wiedzieć, co się dzieje. Koniec końców pozwoliła sobie założyć apaszkę, słyszała otoczenie, próbowała pewnie też mimowolnie zapamiętać trasę, którą szli i gdy w końcu dotarli, usłyszała pewnie charakterystyczną dla lunaparków muzykę. Uśmiechnęła się szeroko, gdy przed jej oczami pojawiło się wesołe miasteczko.
– I corn dogi! Totalnie musimy zjeść corn doga – powiedziała z przekonaniem i uśmiechnęła się do niego uroczo. – Takie niespodzianki mogę zaakceptować – oświadczyła z zadowoleniem, a gdy poprawił jej włosy, zawiesiła na chwilę spojrzenie na jego jasnych oczach. Jej samej błyszczały co najmniej jakby była kilkuletnią dziewczynką.
– To dokąd najpierw? – uniosła brwi, nie przestając się uśmiechać. Poczuła się trochę znowu jak nastolatka, ale w najbardziej pozytywnym znaczeniu tego słowa.
-
– Wiem, ale to taka specjalna niespodzianka – wręcz wymruczał jej to do ucha, delikatnie obejmując ją w tym momencie w talii, ale tak zupełnie delikatnie nie chcąc, żeby sobie pomyślała że jest jakiś zboczony albo nienormalny; ostatnie przeżycia z randki na jaką poszła mogły w tym nie pomóc. Widząc jej uśmiech, mentalnie poczuł się dumny. – Wszystko co będziesz chciała. To twój dzień – poruszył brwiami. Niby to ich randka, ale mimo wszystko chciał, żeby poczuła że ktoś robi coś dla niej a nie dla siebie choć niewątpliwie sam się będzie świetnie bawił na rollercosterze czy coś! Pobrał jakieś cudowne bileciki i zamyślił się.
– Mamy stoisko ze strzelaniem do celu po nagrodę. Chcesz się popisać? – zapytał z rozbawienie, chociaż wiedział że strzela na pewno świetnie. Inna sprawa, że ona nie wiedziała jak dobry jest w tym on, ale zaraz ją uświadomi! Podeszli zatem do stoiska i puścił ją przodem. – Kto wygra większą maskotkę? – posłał jej wyzywające spojrzenie sięgając jednocześnie po broń która była przygotowana. Mieli strzelać najpewniej do jakichś tekturowych kaczek czy coś.
-
– Specjalna niespodzianka, huh? – westchnęła cicho, chociaż jego delikatny dotyk i niemal szept sprawiły, że zrobiło jej się trochę gorąco. Niezaprzeczalnie był cholernie przystojnym facetem, a Constance najzwyczajniej w świecie chciała wierzyć, że faktycznie mieli jakąś więź, która powstała nieco wcześniej, jeszcze na przyjęciu bożonarodzeniowym. – Nie, nie, nie. To nasza randka. Nie chcę o wszystkim decydować – wystarczało, że ostatnio musiała być głową rodziny, bo jej eks postanowił jechać w delegacje, która stała się mini wakacjami. Chciała, żeby chociaż raz ktoś zdecydował za nią.
– Chcesz, żebym ci skopała tyłek? – spytała z rozbawieniem, bo faktycznie strzelała bardzo dobrze i ostatnio ogólnie sporo czasu w siedzibie FBI spędzała właśnie na strzelnicy. Zaśmiała się pod nosem i pokiwała głową, sięgając faktycznie po broń. Na bank się zaraz pojawił szereg ruszających się celi, w które Connie bezbłędnie trafiała. Inna sprawa, że kątem oka widziała, że Nick też radzi sobie świetnie, co zresztą jej nie dziwiło. Inna sprawa, że przez to się rozproszyła i jeden niechcący ominęła.
-
– Kobieta z bronią to całkiem seksowny widok, tak tylko mówię – uniósł poddańczo dłonie, nadal nie przestając się uśmiechac ale ewidentnie to była jej zasługa. Broń trzymał w dłoniach całkowicie niedbale, chcąc jej dać nadzieję na wygraną ale jednego był pewny – nie było szans, żeby nie trafił. Od dziecka trenował na strzelnicach przygotowywany od zawsze do wielkich celów więc nie było w tym nic dziwnego. Mimo to gdy doszło do oddawania strzałów, skupił się niemiłosiernie i faktczynie, zestrzelił wszystko. Triumfalnie się do niej odwrócił. – I mistrzem strzelania do celu jest… – urwał, w odpowiedzi biorąc w ręce ogromnego misia pandę, pewnie nie wiele mniejszego od samego Connie a w tym czasie super pani wręczyła trochę mniejszego szatynce. Postawił swojego na ziemi i pewnie objął ją lekko w pasie. – No cóż, ewidentnie musisz jeszcze poćwiczyć, Constance. – powiedział cicho, patrząc jej teraz w oczy, trochę może zbyt poważnie ale zaraz się odsunął, uśmiechając niewinnie. Wziął miśka w ręce i ruszyli dalej wgłąb wesołego miasteczka. – Dlaczego właściwie FBI? Nie wolałabyś czasem mieć jakiejś spokojniejszej pracy? No wiesz, bez tego całego biegania, strzelania i nerwów? – zatrzymał się przy stoisku z corn dogami i w oczekiwaniu na jej odpowiedź zamówił po jednym dla każdego z nich.
-
– Doskonale wiesz, że nie o to mi chodzi, Nick – wywróciła teatralnie oczyma, śmiejąc się pod nosem. Szczerze mówiąc ona też do niego nie startowała z raczej oczywistych względów. Miała rodzinę. Vittorię, Enzo… Nawet jeśli ich związek nie był szczęśliwy to nie mogła przecież zdradzić męża. Poza tym Nick też miał żonę i wyglądał na kosmicznie zakochanego. Spojrzała na niego z rozbawieniem, gdy oświadczył, że kobieta z bronią to seksowny widok.
– To co, następna randka na strzelnicy? – spytała z rozbawieniem zerkając na Farewella. Doskonale się odnajdywała w takim środowisku. Swoją drogą pewnie nadal miała nadzieję na jakąś specjalną broń od Alexa, bo się totalnie podjadała tą perspektywą, nawet jeśli była nie do końca legalna. Tak czy siak, kiedy to on wygrał, uniosła dłonie w poddańczym geście, faktycznie odkładając broń.
– Przyznaję, jesteś mistrzem – poruszyła brwiami i uśmiechnęła się uroczo. Nie peszyła jej ta bliskość, z zaskoczeniem odkryła, że naprawdę jej się to podoba. Wzruszyła niewinnie ramionami na kolejne pytanie Nicka.
– Zawsze chciałam tam pracować. Zawsze miałam na siebie plan, a łapanie przestępców było całkiem kuszącą opcją. Oczywiście wtedy jeszcze nie wiedziałam… No wiesz – spojrzała na niego znacząco. Nie wiedziała, że większość jej znajomych będzie w półświatku na pograniczu prawa. – A Ty? Dlaczego… Kumplujesz się z nimi wszystkimi? Nie wolałeś po prostu ogarnąć hoteli? – spytała, patrząc na niego badawczo.
-
– Jasne, ale na pewno nie na takiej normalnej. Mamy kilka… swoich miejsc – posłał jej porozumiewawcze spojrzenie. Zabierze ją pewnie do jakiegoś miejsca gdzie oni wszyscy trenowali. Może któryś z Russellów miał taką strzelnicę w swojej willi, gdzieś w piwnicy albo coś? – Szanuje to, że pasują Ci takie randki – dodał jeszcze, może zbyt dużym entuzjazmem ale naprawdę rzadko zdarzały się laski które nie oczekują Paryża i bóg wie czego. Ukłonił się, gdy powiedziała, że jest mistrzem. Wiedział, ale miło było to usłyszeć
– Nie wiedziałaś, że wszyscy wokół Ciebie prowadzą nielegalne interesy? Enzo był zachwycony gdy wybrałaś FBI – specjalnie szedł w tym kierunku. – Sądził, ze się przydasz do naszych spraw, ale nikt nigdy nie miał śmiałości Cię o to prosić. Szczególnie, że jesteś matką, ale jego to wkurwiało. Pojeb – podał jej corn doga. Chciał wyjść teraz na anioła który nigdy by jej tego nie zaproponował a przecież po to się z nią umówił… tak jakby. Wzruszył ramionami odgryzając kawałek swojego.
– Nie wiem, byliśmy kumplami od zawsze – powiedział, jakby to było najlepsze wyjaśnienie. – Ojciec zawsze udostępniał Russellom swoje hotele na świecie na ważne spotkania, czasem pomagał w przemycie broni – ściszył znacznie głos, bo wiadomo. – Więc po jego śmierci zostałem pełnoetatowym członkiem. Wcześniej pomagałem chłopakom raczej dla zabawy o ile można to tak nazwać – powiedział to z lekkim rozbawieniem. Kogo nie kręci latanie z kałachem za gruby hajs niech pierwszy rzuci kamieniem!
-
– Och, w takim razie nie mogę się doczekać, skoro pokażesz mi wasze miejsca. Nie boisz się? No wiesz, w końcu jestem tym, kim jestem – uśmiechnęła się delikatnie, bo doskonale wiedziała, że na pewno te miejsca są pół legalne i jednak podziemie narkotykowe i broń nielegalna w USA nie były aż tak dobrymi rzeczami do pokazywania agentowi FBI, nie? – Zawsze lubiłam broń – wzruszyła niewinnie ramionami i spojrzała w oczy mężczyzny. Nie miała nic przeciw Paryżowi, ale luźniejsze spotkania też jej odpowiadały. – Następnym razem cię pokonam, Farewell – dodała, stając na palcach i pewnie te słowa szepcząc mu do ucha. Pokręciła głową, gdy spytał o FBI.
– Nie miałam pojęcia. Domyślałam się że coś jest na rzeczy, bo wiadomo, jaką opinię ma Dragon, ale Enzo nigdy nie powiedział mi, czym się zajmujecie. Powiedział mi Alex, kiedy ostatnio szukaliśmy Jacka. - wzurszyła lekko ramionami – Nikt nie miał śmiałości, bo Enzo doskonale wiedział, że na to nie pójdę. Mogę wam pomóc odnaleźć kogoś bliskiego, ale nie zamierzam naciągać całej reszty – oświadczyła spokojnie, wzruszając ramionami. Zbyt mocno lubiła pracę żeby ją narażać.
– Przykro mi, że zmarł – powiedziała cicho, dotykając delikatnie ramienia mężczyzny, bo naprawdę było jej przykro, że musiał sobie radzić z taką stratą. Odetchnęła ciężko i spojrzała mu w oczy. – Wiesz, że nie musiałeś w to iść, więc dlaczego w to poszedłeś? Nie, żebym narzekała, skoro zabierzesz mnie na strzelnicę z dostępem do ich broni – rzuciła z rozbawieniem zerkając mu w oczy.
-
– A czego mam się bać? Enzo się nie bał, Alex się nie bał, a ja mam panikować? Przestań, nie po to cię zapraszam na randkę, żeby panikować – te miejsca nawet w połowie legalne nie były, szczególnie że na bank składowali tam masę broni, ale mimo to nie obawiał się, że Constance cokolwiek złego zrobi wobec jego i reszty zamieszanych w to wszystko panów. Nie chciał zresztą musieć jej potem usuwać a pewnie to byłoby następstwem tego… – Zakochasz się jak zobaczysz te wszystkie składy broni które mamy – zaśmiał się. – Możesz sobie nawet coś wziąć, ale pamiętaj żeby nie używać jej na misjach – dodał, bo bronie były zarejestrowane pewnie na jakichś randomowych hindusów i innych dziwacznych ludzi. Posłał jej wyzywające spojrzenie gdy powiedziała, że go pokona. Tak, jasne. Już w to wierzył!
– Cięzka sprawa z tym jego zaginięciem – westchnął sobie na samą myśl. Nie żeby miał z tym coś wspólnego, gdzieżby. – A Alex zaszył się pewnie gdzieś z Megan? – zapytał luźno, zupełnie jakby żadnego powodu do tego pytania nie miał, a w rzeczywistości notował w małym notesiku w głowie. – Wiedział czy nie, zawsze staramy się oszczędzać swoim partnerkom brania udziału w naszych sprawach. Jackson i Alex olali ten wątek i zobacz co z tego wyszło – rozłożył ręce. Siostry Herondale są idealnym przykładem że im mniej wiesz tym lepiej, ale panowie postanowili pojebać wszystko. Cóż, nie jego sprawa.
– Szczerze? Mi wcale. Nie byliśmy super blisko – wzruszył ramionami. Nie tęsknił za ojcem, nie specjalnie się sprawdzał zresztą w tej roli. – A co miałem robić? Pracować w jakiejś chujowej pracy? Dobrze wiesz, że pieniądze rządzą tym światem, po za tym… jak już raz postawisz nogę na progu tego zycia to nie da się łatwo wycofać – był realistą, chyba też dlatego po prostu zaakceptował to, w co się wpakował.
-
– Chyba tak, nie rozmawiałam z nim ostatnio – wzruszyła ramionami, odpowiadając raczej wymijająco. Wiedziała w sumie gdzie się podziewał, ale nie zamierzała tego nikomu zdradzać położenia przyjaciela, nawet Nickowi. – Sądziłam, że ty będziesz na ten temat wiedział więcej – westchnęła mimowolnie i spojrzała na niego uważnie. – Olali ten wątek, dzięki czemu Sarah i Megan potrafiły się bronić. Naprawdę uważasz, że niewiedza jest lepsza? Proszę cię, Nick. Wasze partnerki powinny wiedzieć jak się bronić – wzruszyła ramionami bo naprawdę tak uważała - były narażone na niebezpieczeństwo i musialy wiedzieć, jak w razie czego uciec.
– To nadal był twój ojciec – wzruszyła ramionami, ale lepiej że tego nie przeżywał tak bardzo. – Wiem, ale jednak mogłeś prowadzić hotele. Nie powiesz mi, że to nie jest dochodowe, Nick – wzruszyła ramionami lekko i spojrzała na niego uważnie, odgryzając kawałek corn doga. – To co, to jest ten moment randki kiedy cię uświadamiam, że mam nastoletnią córkę i będę babcią, a ty uciekasz z krzykiem, skoro tak sobie rozmawiamy? – zaśmiała się pod nosem, bo przecież Nick o tym wiedział, ale mogła sobie tak zażartować.
-
– Mamy zasadę, że w takich sytuacjach nie mówimy sobie wszystkiego. Nigdy nie wiesz kto słucha albo kto jest kretem – wzruszył ramionami. Nie kłamał, naprawdę tak w większości sytuacji było. Inna sprawa, że położenie Alexa było mu czymś potrzebnym ale trudno, spróbuje za jakiś czas ponownie! – Można uczyć kogoś wszystkiego co potrzebne do obrony bez wtajemniczania, Cons. Im więcej się wie, tym jest gorzej. Niestety – osoba wiedząca jest celem, który może pomóc w wyjawieniu informacji a to zdecydowanie działa na niekorzyść. On swoją byłą na bank wysłał na sztuki walki, uczył używać broni i tak dalej ale nie mówił więcej niż wiedzieć musiała. A szkoda, może by ktoś sukę w porę odstrzelił.
– Nie rozmawiajmy o nim – w ogóle nie był zbyt rodzinnym typem, także no. – Ale to nie to samo. I bez tego dreszczyka emocji – przeniósł wzrok przed siebie. Tak, te emocje były czymś dlaczego się żyło ale rzadziej z nich korzystał od ślubu. – Hmm, później. Najpierw powinien być randkowy pocałunek, kilka razy seks i gdy już się w tobie zadurze, ty mówisz o Vittorii i całej reszcie – objął ją ramieniem prowadząc do jakiejś wielkiej kolejki.
-
– To całkiem rozsądna zasada, dlatego sam rozumiesz, że nawet jeśli coś wiem, to nie mogę ci powiedzieć – poruszyła brwiami i uśmiechnęła się delikatnie. Nie zamierzała mu niczego zdradzać, musiał się z tym pogodzić. Alexa znała pewnie dłużej i nie naruszyłaby jego zaufania. – Nie. Ja lubię wszystko wiedzieć. Tee również. Poradziłabym sobie z prawdą, gdyby Enzo mnie wtajemniczył, ale musisz wiedzieć kim są twoi wrogowie, żeby wiedzieć, z której strony spodziewać się ciosów – powiedziała stanowczo, rozkładając bezradnie ręce. W ich świecie każdy był celem. Zarówno osoby z wiedzą jak i bez niej.
– W porządku – uśmiechnęła się i skinęła powoli głową. – Cholera, chyba się wygadałam, a ty nadal tu jesteś. I to jeszcze przed pocałunkiem, seksem, o uczuciu nie wspominając – rzuciła z rozbawieniem, przysuwając się do niego nieco bliżej, bo jakoś bezpiecznie się w jego ramionach czuła.
– A ty nie masz żadnych trupów w szafie, o których nie wiem? – uniosła brwi, chociaż doskonale wiedział, że na pewno miał i to w cholerę dużo. Stanęli pewnie w kolejce i czekali aż ktoś ich wpuści na rollercoaster.
-
– Mądra dziewczynka. Teraz tym bardziej nie mam powodu by Ci nie ufać, skoro umiesz dotrzymać tajemnicy – lekko uszczypnął ją w policzek, tak jak robią to znienawidzone przez nas wszystkich stare, dziwne ciotki i zaśmiał się wesoło. Sam się dziwił, że tak dobrze mu idzie zachowywanie pozorów. – W tej sytuacji nigdy nie wiesz kto ten cios może zadać – nieco ponuro to powiedział ale też znowu nie skłamał, w końcu nigdy nie można było być pewnym kto jest dobry a kto zły, nie w takim zawodzie. Parsknał śmiechem.
– A bo mi zależy tylko na seksie także nie przejmuj się, po drugiej nocy zniknę. O ile do niej dojdzie – pokręcił z rozbawieniem głową. Wiedział, że do niej dojdzie ale wolał się zbytnio nie wychylać. Miał świadomość, że jest hot i że kobiety na niego lecą a widząc zachowanie Connie wiedział, że nie będzie ciężko. Inna sprawa, że nie za bardzo chciał ją tak po prostu wykorzystać.
– Mam, ale nie w szafie – wybrnął, stając zaraz przed kolejką na rollercoastera. – Nie masz leku wysokości ani choroby lokomocyjnej? – niby nie powinna mieć bo pracowała w FBI ale lepiej zapytać!
-
– Miałeś kiedykolwiek wątpliwości co do tego, że jestem mądra? – uniosła brwi. Connie była inteligentna i zbyt inteligentna, by dać się podejść, a przynajmniej taką miała nadzieję. Chciała tak się widzieć, ale o zdradzie męża nie wiedziała, więc może wcale taka mądra nie była? – Takie mamy ryzyko zawodowe. Nie tylko ty działasz w niebezpiecznej branży – westchnęła cicho. – Ale karma jest suką – dodała, w to również chcąc wierzyć.
– Może w takim razie nie dojdzie nawet do pierwszej – wzruszyła ramionami i zaśmiała się pod nosem. Nadal nie czuła się do końca komfortowo myśląc o seksie, miała całe życie jednego partnera i serio bała się, że skoro szukał rozrywki gdzieś indziej, to może ona była chujowa w te klocki?
– A gdzie w takim razie? – poruszyła brwiami i uśmiechnęła się, kręcąc głową. – Nie. Chociaż podobno każdy ma lęk wysokości, tylko niektórym potrzeba więcej, a innym mniej żeby zacząć się bać – taką ciekawostką zarzuciła, a po chwili pewnie już siadali na miejscach w kolejce górskiej.