WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
<b>WEST SEATTLE SUMMER FEST</b></div></div><div class="tm2"><div class="tm3">
<center>Najbliższy post MG: poniedziałek, 17.08.2020.</center>
</div> </div></div>
-
Doskonale wiedziała o festynie, na który kompletnie nie miała ochoty się udać. Nie przepadała za masowymi imprezami, wiedząc co się na nich dzieje. Nie chodzi tylko o rozrabianie po wypiciu dużej ilości alkoholu, ale i o to, że takie miejsca przyciągają margines społeczny z całego miasta i są idealnym miejscem aby nabroić i zniknąć. Myślała szczególnie o konkretnej sprawie, która spędzała jej sen z powiek i to dosłownie.
Nie chciała tam być i patrzeć na bawiących się ludzi, dla których zabawa może się w każdej chwili tragicznie zakończyć. Chyba była już przewrażliwiona.
Dostała jednak telefon od dobrej znajomej, która jakimś cudem namówiła ją na wyjście. Argumentowała prośbę, a raczej błaganie, tym że potrzebuje wsparcia, skrzydłowej, bo chciałaby kogoś w końcu poznać, założyć rodzinę, mieć dom i dzieci i dożyć spokojnie setki wśród wnuków i prawnuków. Zanim Rain się obejrzała było po ptakach i zgodziła się na wyjście. Miała tylko nadzieję, że znajoma szybko kogoś wyrwie i przy pierwszej lepszej okazji będzie mogła taktycznie się wycofać i wrócić do domu, do łóżka i do pracy. Może nawet zaszaleje i zamiast czytać kolejne raporty obejrzy sobie jakiś dokument na temat socjopatów, analizujący ich osobowość. Następnie pewnie przeskoczy do podobnych pozycji. Psychopaci, głośne zbrodnie, analiza zachowań, środowiska takich osób, traumy, ofiary, krew, płytkie groby i na tym spędzi całą noc, pojadając w nocy i opijając sie mrożoną kawą.
Po odświeżeniu się, przeszła do garderoby. Przyglądała się wiszącym na wieszakach ubraniom i stojącym na półkach butom, wycierając świeżo umyte włosy. Zdecydowała się na jedne ze swoich ulubionych szpilek oraz czarno biały kostium, zawierający czarną górę z dekoltem bez ramiączek, biały, krótki żakiet i biało czarną obcisłą spódnice przed kolana. Zrobiła sobie leniwie wieczorowy makijaż, ułożyła włosy i ubrała się, po czym obejrzała dokładnie swe odbicie w lustrze. Na koniec użyła odrobinę ulubionych perfum Faradenza i wyszła z mieszkania. Przy sobie miała jedynie czarną kopertówkę z portfelem i telefonem, zawieszoną na ramieniu na złotym łańcuszku.
Na miejsce przyjechała taksówką, z której wysiadła odrobinę poddenerwowana. Cały czas próbowała dodzwonić się do znajomej. Zatrzymała się przy kiosku, aby kupić papierosy i zapalniczkę, a stamtąd ruszyła w stronę diabelskiego młyna, który miał być punktem spotkania. Stanęła przy śmietniku z popielniczką, skąd miała widok na młyn i bawiących się na nim ludzi. W pewnym momencie otrzymała smsa, że znajoma nie da rady się spotkać. Westchnęła odrobinę zirytowana i rozejrzała się, jakby miała znaleźć w zasięgu wzroku rozwiązanie tej niezręcznej sytuacji. Skoro już tu była, to może zakręci się chwilę, zanim wróci do domu. Wysunęła papierosa z paczki, objęła go wargami i podpaliła, by zaciągnąć się trującym dymem i zastanowić co dalej.
-
Miał nadzieję, że ta nie będzie tak bardzo zła na jego małe zmiany planów. Podjechał pod nią samochodem w umówione miejsce, oczywiście musiał skomplementować jej strój, bo wyglądała w nim cudownie i ruszyli do tej części miasta gdzie odbywał się festyn.
- Zmieniłem trochę nasze plany, mam nadzieję, że nie oberwę przez to - rzucił tylko w jej stronę, gdy znaleźli już miejsce parkingowe, o tej porze ludzie dopiero się zbierali bo festyn tak naprawdę miał się zacząć. Ethan wysiadł z samochodu i oczywiście okrążył go, żeby otworzyć drzwi Holly i w razie potrzeby pozwolić jej wysiąść. Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco, gdy ruszyli w kierunku serca festynu, cały czas miał oczywiście oko na dziewczynę a pierwsze co rzuciło mu się w oczy i wydawało mu się być nawet spoko pomysłem to Diabelski Młyn. Miał nadzieję, ze Patterson nie miała lęku wysokości.. a jak miała to się o tym zapewne przekona.
- Zawsze chciałem się przejechać na takim diabelskim młynie, chętna? - zapytał z szerokim uśmiechem kierując tam swoje kroki. Kiedyś gdy był młodszy to nawet oglądał film, chyba Pamiętnik gdzie jeden koleś wisiał na diabelskim młynie bo chciał bardzo się umówić z dziewczyną, która go ignorowała. Na ich szczęście Brown nie będzie musiał tego robić. Gdy stanęli w kolejce do tej atrakcji, obrócił się przodem do dziewczyny, a tyłem do młyna patrząc na nią przez moment.
- Wszystko w porządku? - zapytał z troską w głosie, przygryzając lekko dolną wargę. Akurat kolejka szła wolno i mieli chwilę, żeby porozmawiać.
-
Nie miał ochoty ubierać się jakoś elegancko, bo niby po co? Zarzucił na siebie wygodny podkoszulek, ciemne jeansy i buty. Miał odebrać Mitcha z jego mieszkania i w pewnym sensie robić za jego przewodnika, co zupełnie mu nie przeszkadzało. Brown jest dla niego jak kolejny brat, więc jakim byłby człowiekiem, gdyby go zostawił w takiej sytuacji? No najgorszym, w każdym razie w jego mniemaniu. Był po mężczyznę punktualnie, przywitali się i oboje pojechali na miejsce, gdzie miał odbyć się festiwal.
- O twój brat tuta jest, - powiedział od Mitcha, kiedy zbliżali się do diabelskiego młynu. Cainowi przeszło przez myśl by przejechać się na tym ustrojstwie, bo ostatnio na młynie był chyba jako mały dzieciak, więc naprawde bardzo dawno temu. W pierwszej chwili nie zauważył, że praktycznie obok niego stoi Rain, kobieta, z którą kiedyś coś go łączyło.
-
Z drugiej strony pracoholizm nie był w modzie, toteż trzeba było zadbać o tę bardziej ludzką powłokę. Zacząć żyć i odgonić te niedogodne scenariusze, będące wartością nadrzędną zawodu, który to się piastowało.
To z tego tytułu właśnie Mitch postanowił zaczerpnąć nieco tchu. Już od jakiegoś czasu, kiedy to dowiedział się o letnim festiwalu, jego myśli tłoczyły się i w tym kierunku. Przecież od czasu wypadku nie był uczestnikiem żadnego koncertu - przez wzgląd na bezpieczeństwo rzecz jasna, aczkolwiek Jon Bon Jovi tak ochoczo nawoływał. Przez kilka kolejnych tygodni gryzł się z myślami, ostatecznie i podejmując z pozoru szaloną decyzję, bo jak osoba niepełnosprawna miała odnaleźć się pośród tłumu obcych ludzi?
Potrzebował przewodnika; osoby, która roztoczyłaby nad nim niewidzialny płaszcz opieki. Swego rodzeństwa nie chciał fatygować. Już wystarczająco czuł się jako ich kula u nóg. Poza tym, jego prośba mogła spotkać się z odmową, z irracjonalnym pretekstem albo co gorsza - szybkim doniesieniu tego matce. Z nią wolał nie zaczynać. Z jej przewrażliwieniem oraz rodzicielskimi instyktami.
Na szczęście był jeszcze Caine, jego przyjaciel, który zgodził się stać częścią tej pozornej mistyfikacji, o której nie miał nawet zielonego pojęcia.
Brown tego dnia, gdy był coraz bliżej godziny zero, czuł niebywałą akscytację. To był koleiny etap w jego mrocznej egzystencji. Wtórny element do względnie normalnego życia.
W kwestii ubioru postanowił na całkowitą wygodę, bowiem stan wizualny trudno było mu przecież ocenić. Zwykły t-shirt, jeansy przetarte w kliku miejscach i ozdobione dziurami, a także trampki. Najlepsze obuwie, jakie ktoś zechciał stworzyć. Była jeszcze czarna bluza; związana w pasie. Póki co, słońce ukazywało swe letnie walory w całej okazałości, jednakże pogoda w Seattle była na tyle zwrotna, że nie dało się przewidzieć jej cholernej natury.
W oczekiwaniu na przybycie Caine'a, zdążył wypalić i dwa papierosy pod rząd. Na szczęście, Ethan postanowił już gdzieś wybić, toteż ominęło jasnowłosego zbędne tłumaczenie powodu swego rozrywkowego wyjścia. Nie chciał kłamać, acz z drugiej strony podejrzewał jak całość mogłaby się potoczyć. To nie tak, że robiono mu na złość, a po prostu martwiono się o jego byt.
Przyjaciel przybył bardzo punktualnie, a więc mogli oficjalnie rozpocząć zabawę na festiwalu!
Mitch, będąc już na miejscu zdawał się być nieco nadpobudliwy; jak po spożyciu substancji narkotyzujących. Z używek jednakże zażywał jedynie nikotyny, a ten stan był spowodowany nie tylko gromadzącym się szczęściem, ale i adrenaliną, która coraz to bardziej dawała o sobie znać. Jego zmysły, te funkcjonalne, działały na zwiększonych obrotach. Musiał przecież zgrać się z rzeczywistością, przy okazji wyczuwając czyhające zewsząd niedogodności. Na pewno sama jego aparycja wzbudzała te ludzkie zainteresowanie. Szczególnie takie elementy jak biała laska i okulary przeciwsłoneczne. Jakoś poruszać się jednak musiał.
Promienie słoneczne przyjemnie okalały kark. Do nozdrzy zaś dochodził zapach jedzenia - zapewnie tego z pobliskich budek z żarciem.
Mitch na chwilę przystał, dłonią opierając się o jedną z barierek. Stwierdzenie Caine'a bowiem bardzo go zaskoczyło, przy okazji i narzucając nić niepewności. Nie chciał przecież wdawać się w słowne oraz fizyczne przepychanki z własnym rodzeństwem.
A to pech!
- Ale który? - zapytał swobodobnie, siląc się na dobrą minę do złej gry. Przy okazji miał nadzieję, iż trafili na Roberta, gdyż istniało prawdopodobieństwo, że ten ich zwyczajnie przeoczy.
-
— Chwila, ja nie… — zaczęła, ale było już za późno, młynarz nie słuchał i zajął się kolejnymi osobami, które chciały wziąć w zabawie udział.
Kobieta zbladła i zwinęła łańcuszek torebki, przyciskając ją zaraz do piersi. Nie była specjalnie wierząca, ale miała ochotę się przeżegnać. Przełknęła gulę śliny, gdy młyn drgnął i nieco ją uniósł, aby kolejne osoby mogły zasiąść na swoich miejscach.
-
Stresowała się wyjściem na kawę z Ethanem od dnia kiedy się umówili. Co ma tam robić? Co ma mówić? Jak się ubrać? Czy zestresuje się i ucieknie? Czy w ogóle da radę przekroczyć próg swojego mieszkania? Tyle pytań, a odpowiedzi zero. Chyba całą noc wybierała odpowiedni strój, który nie będzie jednak zbyt elegancki ale też i zbyt casualowy jak dresy. Nie chciała też wyglądać jakby za bardzo się starała licząc na coś i po prostu wybrała sukienkę w której dobrze się czuła. Chciała po prostu wyglądać ładnie, żeby nie wstydził się siedzieć z dziewczyną owiniętą swetrem przypominającym koc. Taki strój odpadał z automatu, chociaż był wygodny.
Przed samym spotkaniem wzięła jakieś słabe tabletki uspokajające i wypiła chyba pół litra melisy, żeby się nie denerwować. I chyba zadziałało skoro na spokojnie wyszła z domu i czekała na niego przed budynkiem, żeby nie musiał męczyć się w windzie. I wcale nie miała ochoty uciekać jak podjechał po nią samochodem. Zarumieniła się na komplement o stroju, również nieśmiało dodając coś od siebie na temat jego wyglądu. A jak musiała się powstrzymywać, żeby przez całą drogę nie wpatrywać się w jego tors widoczny dzięki niezapiętemu górnemu guzikowi. Ugh… Ariel nawet powitała ze spokojem, ostrożnie dając jej powąchać rękę, trącając palcem delikatnie jej nosek. Jakiś postęp z jej strony od ostatniego spotkania.
— Spokojnie. — zaśmiała się nerwowo, przełykając głośno ślinę. Stresik? Był. Ale lekki. To chyba dzięki tej tabletce. No i jego obecność sporo pomagała. Obiecał jej przecież, że będzie przy nim bezpieczna. Ufała mu, więc to ją uspokajało. Wysiadła z auta przy jego pomocy bo nogi odrobinę jej się trzęsły. Dobrze, że odpuściła sobie mega wysokie obcasy bo by tego pożałowała, chociaż jej nogi wydawałyby się zgrabniejsze.
— Diabelski młyn? — zerknęła w jego stronę, zagryzając dolną wargę. Nie miała lęku wysokości, ale to było miejsce skąd nie miała żadnej drogi ucieczki. Ale raz się żyje, nie? — Niech będzie. — dodała, kiwając ochoczo głową. Co złego może się tam stać? Wolała myśleć że nic. Starała się oddychać spokojnie i nie myśleć o niczym pesymistycznym, stojąc w kolejce. Dlatego musiała skupić się na rozmowie z Ethanem. — Tak. Jest ok. — zapewniła, posyłając mu delikatny uśmiech. — Dziękuję, że wyciągnąłeś mnie z domu. Obiecuję nie sprawiać zbyt wielu problemów w razie czego. — obiecała.
-
<b>WEST SEATTLE SUMMER FEST</b></div></div><div class="tm2"><div class="tm3">
Na dworze zrobiło się ciemno, a teren festiwalu oświetlały już tylko liczne latarnie i światełka rozwieszone na różnych stanowiskach.
– Zapraszamy, zapraszamy – niski mężczyzna z kolorowym kapeluszem na głowie sukcesywnie zachęcał i popychał stojące w kolejce osoby do zajęcia miejsc. Tak stało się też Rain, Ethanem, Mitchem, Cainem i Holly.
Diabelski Młyn ruszył powoli, leniwie unosząc siedzących na krzesełkach festiwalowiczów coraz wyżej. Trzeba przyznać, że maszyna zdecydowanie nie wyglądała, jakby była pierwszej świeżości. Momentami jej mechanizm skrzypiał, a gdzieniegdzie dało się zauważyć plamy rdzy. Dla bohaterów z lękiem wysokości, ta przeprawa z pewnością nie będzie najłatwiejsza. Z drugiej strony, przecież nikt nie zgodziłby się na wpuszczenie ludzi na zepsute urządzenie… Prawda?
– Nie ma czego się bać – krzyknął jeszcze za powolnie sunącymi ku górze postaciami.
Rain – czy tylko Ci się wydaje, czy rurka zabezpieczająca Cię przed wypadnięciem z maszyny jest wyjątkowo poluzowana? Jesteś sama, więc nikt nie podpowie Ci, czy to Twoja wyobraźnia, czy coś rzeczywiście się święci. Wiesz, że gdzieś na siedzeniach nieopodal jest Caine i Mitch. Co z tym zrobisz?
Holly, Ethan – osoby siedzące na krzesełkach nad Wami, bawią się wyjątkowo dobrze. Jedna z nich, prawdopodobnie przez duże ilości spożytego alkoholu, ma już problem z kontrolowaniem swoich ruchów. Pewnie dlatego puszka z piwem wypadła z jego rąk, uderzyła Holly w głowę, aby finalnie wylądować na kolanach Ethana. Nie było w niej wiele alkoholu, nie zostali więc mocno oblani. Co z tym zrobicie?
Mitch – jeszcze w kolejce poczułeś woń Faradenzy – niezwykle specyficznych perfum, których używa tylko jedna, znana Tobie osoba. Czy rozpoznałeś ją po zapachu? Dodatkowo, podczas ruszania wstrząs spowodował, że laska wypadła Ci z rąk i uderzyła o ziemię. Zanim zdążyłeś cokolwiek powiedzieć, usłyszałeś wesoły głos dziecka: mamo, zobacz co znalazłem!. Po zejściu z Diabelskiego Młynu będzie Ci ciężko odnaleźć się na terenie festiwalu bez odpowiedniej pomocy. Co z tym zrobisz?
Następny post MG pojawi się 19.08.2020 o godzinie 20:00.
</div> </div></div>
-
Ethan najlepiej czuł się właśnie w luźnej koszuli i materiałowych spodniach, nie krępowały one zbytnio ruchów i do tego sądził, że wyglądał w nich nawet przystojnie. Lubił patrzeć na rumieńce, które pojawiały się na jej policzkach za każdym razem gdy powiedział jej jakiś komplement, lub gdy ta denerwowała się i przygryzała dolną wargę, wtedy musiał odwracać spojrzenie i brać kilka głębszych wdechów. Działała na niego tak cholernie, że musiał się powstrzymywać, żeby nie zrobić żadnej głupoty.
- Nie musisz się denerwować - wyrzekł cichym głosem, gdy tak stali w kolejce na diabelski młyn, gdy była ich kolej oddał smycz Ariel kolesiowi, który zaoferował, że zaopiekuje się psem aż Ci nie zejdą z atrakcji, jeszcze nawet pogłaskał delikatnie psa na pożegnanie i dał się zaprowadzić na ich miejsca facetowi, który obsługiwał Diabelski Młyn, uśmiechnął się delikatnie w kierunku Holly, gdy ruszyli powoli do góry. Położył nawet rękę na oparcie ich wagonika, jakby w ten sposób chciał dodać otuchy dziewczynie.
- Nie ma sprawy, zupełnie zapomniałem o tym festynie i w sumie przypomniałem sobie o nim w ostatniej chwili. Cieszę się, że nie musiałem tutaj przyjść sam - jego rodzina czasami go męczyła, że powinien sobie znaleźć kobietę, ale nie potrafił przez to co stało się 10 lat temu, nadal miał w sercu Lizzy i oglądał jej zdjęcia wspominając jak bardzo ją kochał. Lecz czas mknął nie ubłagalnie naprzód i przyznajmy szczerze, ale Ethan nie był najmłodszym facetem, powinien już dawno się umawiać na randki. Otworzył usta, żeby coś jeszcze powiedzieć, gdy nagle jakaś puszka najpierw wylądowała na głowie Holly odbijając się od niej a potem na jego kolanach, przeklnął siarczyście, gdy puszka potoczyła się i po prostu spadła z Diabelskiego Młyna.
Ciemne oczy Ethana przeniosły się na twarz Holly, gdzie zauważył krople piwa, na jej czole, zmarszczył swoje gdy wyciągnął lekko rękę w jej kierunku, żeby krawędzią koszuli zetrzeć te paskudne krople z jej cudownej twarzy. Uśmiechnął się przy tym do niej ciepło.
- Nic Ci się nie stało? - zapytał cicho, unosząc głowę, żeby spojrzeć na towarzystwo w wagoniku nad nimi, miał na nich sporo wymyślonych przekleństw, ale tylko mielił je w myślach. - Banda pijanych dzieciaków.. nienawidzę tego - mruknął pod nosem, kręcąc delikatnie głową na boki. Na szczęście poza paroma plamami na jego białej koszuli nic się nie stało.
Chyba.
-
Na szczęście trwał on w towarzystwie, toteż odczuwał ten wewnętrzny spokój. Choć względnie.
Jednakże, propozycja zaznania atrakcji wprost na wysokości Diabelskiego Młyna początkowo nie napawała go optymizmem. Przed nim roztaczał się wyłącznie mrok, przez co sama jazda samochodem budziła paniczne reakcje, a co dopiero wagonik, który to poruszał się kilkadziesiąt metrów nad bezpiecznym podłożem.
Zaryzykował jednak, bo to był jego dzień. Wraz z Cainem zatem wtargnęli w kolejkę. Będąc tak blisko ludzi, dość mimowolnie wyczuł specyficzną woń. Wyróżnił ją pośród innych zapachów; szczególnie tych pochodzących od żarcia. Nuta perfum, które rzecz jasna kojarzył, aczkolwiek w tym wstępnym odruchu podpiął to pod przypadek, bo przecież praktycznie każdy mógłby ich użyć. Utrata wzroku rządziła się swoimi prawami, a więc nie był w stanie w tłumie dostrzec postaci Rain.
- Mam nadzieję, że to się nie zawali - mruknął do swego kompana, w momencie, gdy posadzono go w jednym z dostępnych wagoników. Wizualnie nie nabył możliwości, aby ocenić stan tego olbrzymiego sprzętu, bowiem te zwodnicze skrzypnięcia raczej nie zachęcały do wszczęcia zabawy. Przełknął z godnością nutę goryczy i gdy tylko Diabelski Młyn ruszył, to Mitch poczuł się jeszcze gorzej. Za sprawą mocnego szarpnięcia stracił jedną z rzeczy, która zapewniała mu choć szczątkowe poczucie bezpieczeństwa - a mianowicie swoją laskę.
- Kurwa! - jawne przekleństwo wymsknęło mu się zupełnie niekontrolowanie.Począł zatem żywić nadzieję co do tego, że zaraz nie zostanie mu zwrócona uwaga ze strony nadopiekuńczej matki, bo przecież w pobliżu jej dziecka użył wulgaryzmu.
- Jak ktoś sobie ją bezczelnie przywłaszczy, to chyba mnie coś strzeli - miał oczywiście na myśli ten z pozoru zwyczajny przedmiot, bez którego poruszanie się w nieznanym środowisku stanowiło nie lada wyzwanie.
-
W obliczu nadchodzącej śmierci uznała, że oddałaby wszystko, aby znaleźć się teraz obok niego i nie przeżywać tego strachu w samotności. Nie przyszło jej do głowy, że lepiej byłoby oddać wszystko, aby znaleźć się bezpiecznie na ziemi, ale widocznie w stresie nie myślała do końca trzeźwo. Przynajmniej nie tak trzeźwo, jak chciała.
— Obby nnie — odpowiedziała na groźbę Browna, wyraźnie się ze strachu zacinając. Słowa zostały wypowiedziane na tyle głośno, aby mógł je usłyszeć. Nawet jeżeli nie siedzieli tuż obok siebie, to znajdowali w wagonikach, które aż tak wiele nie dzieliło.
-
Wpatrywała się w widok przed nimi. Już zapomniała jakie piękne jest ich miasto. Ze swojego apartamentu nie mogła zbyt wiele podziwiać, tym bardziej kiedy większość okien była zasłonięta. Czuła się jak w zupełnie obcym miejscu. Była naprawdę wdzięczna Ethanowi, że ją tu zabrał. Chciała nawet jakoś skomentować to co widziała, ale poczuła jak coś uderza ją w głowę. Tym czymś okazała się puszka piwa, która wylądowała na kolanach Browna.
Nie… To się nie dzieje...
Chciała aż zapaść się w ziemię ze wstydu. Co prawda to nie jej wina, ale samo to, że jej obiekt widział jak dostaje w głowę i spływają jej po czole kropelki piwa wystarczyło, żeby miała ochotę stąd uciec jak najdalej i zniknąć na zawsze. Zmiana psychiatry była tutaj obowiązkowa. Przez chwilę zamarła zszokowana z tego co się wydarzyło, a potem poczuła jak Ethan wyciera z jej czoła krople alkoholu. Jej twarz przybrała szkarłatny kolor jak tylko ją dotknął. Zamknęła szybko oczy, bo nie była w stanie patrzeć mu teraz w oczy. Teraz pewnie będzie miał z niej ubaw, a ona sobie wyobrażała że wydarzy się nie wiadomo co. Jej szanse u niego z zera spadły do jakiegoś miliona na minusie. Pięknie. Cudownie.
Chcę umrzeć. Proszę.
— N-nie… Nic mi nie jest. — zapewniła, modląc się w duchu o to, żeby nagle z jej czoła nie poleciała krew. Już wystarczyło jej upokorzeń na ten dzień. Ale to było miłe że tak się o nią troszczył. I nawet jego dotyk aż tak jej nie przeszkadzał, bo normalnie przecież odskoczyłaby spanikowana w taki sposób, że pewnie wyleciałaby z wagonika i spadła na dół. Aż miała tą scenę przed oczami. Jak w jakimś pieprzonym Oszukać Przeznaczenie. Tak na wszelki wypadek zacisnęła palce na siedzeniu, żeby do takiego scenariusza nie doszło, chociaż śmierć prędzej czy później i tak by ją dopadła. Kiedy skończył powoli otworzyła oczy, zerkając od razu na plamy na jego stroju. — Twoja koszula… W sumie dobrze, że to nie było wino, ale i tak przydałoby się to sprać. Chyba przynoszę pecha. — jęknęła cicho, ukrywając twarz w dłoniach. Przypadł im najgorszy możliwy scenariusz spotkania. I na pewno to była jej wina.
-
Sam kontrolujący owy przybytek nie wydawał się być kimś godnym zaufania - Mitch w tym zakresie mógł jedynie spekulować. Nie dostrzegał przecież mężczyzny; nie mógł zatem posiłkować się jego mową ciała. Bazował jednak na barwie głosu, a ona... Cóż... sama tonacja nie zachęca do zapoznania osobowości nieznajomego.
Zwodnicze skrzypnięcia, ruszające się barierki, zdrapująca się farba z co rusz kolejnych rurek dodawały całokształtowi miejsca jawnej groteskowości. Bezpieczeństwo przede wszystkim, bo przecież odpowiedzialność ponosiło się za istoty ludzkie, a dana strefa rozrywki na festiwalu przecież nie pochodziła rodem z niskobudżetowych horrorów, które pomimo najróżniejszych komentarzy, mało pozytywnych opinii, wciąż cieszyły się popularnością - tak jakby społeczeństwo potrzebowało w swoim bycie małego kopa adrenaliny.
Teraz mogli doznać jego woni nader bezpośrednio. Niemalże na własnej skórze. Nagle przecież stali się uczestnikami tejże mrocznej scenerii, a nie świadkami, którzy z domu, z własnego łóżka w napięciu oczekiwali rozwoju wydarzeń.
Brown czuł jak jednoznacznie traci zbawczy grunt pod nogami (w dosłownym tego słowa znaczeniu) - stalowy mechanizm ruszył, przez co udało mu się na samym wstępie utracić element, będący oznaką jego prowizorycznego bezpieczeństwa. Biała laska podryfowała w dół, zapewne wzbudzając swą obecnością zainteresowanie innych. Aby tylko Ci, bardziej zaborczy nie wpadli na pomysł przywłaszczenia sobie czyjeś własności, a gdy rzeczywiście tak się stanie, to Mitch będzie zmuszony do paradowania przy ramieniu Caine'a. bo przecież nie przetrwa bez współpracy z nim.
Na usta cisnęło mu się wiele. Przekleństwa gromadziły się gdzieś w środku, aczkolwiek zdrowy rozsądek podpowiadał, że poprzez ich ujarzmienie i wydobycie na powierzchnię i tak nic nie wskóra. Dopóki jazda nie dobiegnie do końca, to nie uczyni właściwie nic, aby polepszyć swe położenie.
Pozostawało mu zatem skupienie się na przyjemnościach, a raczej pieprzonych obawach. W odruchu mocno zacisnął swe dłonie na barierce, którą miał przed sobą, tak jakby jej chłód miał wpłynąć niezwykle kojąco. Wtedy właśnie usłyszał czyjś głos. Kobieta. A ową barwę bez problemu wyróżnił na tle innych, skoro w ostatnim czasie przebywali we własnym towarzystwie. Zaś zapach perfum, jakie to wyczuł w kolejce nie były zwykłym dziełem przypadku.
- Rain? - odezwał się przywoływaniem, chcąc się upewnić co do wyciągniętych wniosków - Chyba nie tylko ja jestem fanem mało klarownych atrakcji...
-
Ludzie, stojący na ziemi, zadarli głowy i patrzyli na ogromne koło z wagonikami i siedzącymi w nich ludźmi. Mężczyźni, kobiety i dzieci. Rodziny, pary czy samotnicy. Wszyscy bezpieczni i zadowoleni. Wśród nich mężczyzna przyglądający się z daleka samej Rain.
Zamknęła oczy i skupiła się na oddechu. Słysząc głos Mitcha, westchnęła ciężko, nie otwierając oczu.
— Nie… chyba tylko Ty — mruknęła drżącym głosem, ale uśmiechnęła się nerwowo, jakby ją to rozbawiło. Jeszcze chwilę miarowo oddychała, próbując uspokoić bijące szybko, za szybko, serce. Jeszcze dostanie zawału i umrze, zanim spadnie. To byłby ten nieoczekiwany zwrot akcji, psując nadzieję nieżyczliwych jej osób.
— Znalazłam się tu przypadkiem — dodała odrobinę ciszej, chcąc wyjaśnić sytuację. Zabrzmiało to gorzej, niż myślała. Jakim cudem można przypadkiem znaleźć się w wagoniku Diabelskiego Młyna? Przecież nie powie mu, że stało się to podczas ucieczki przed nim i Cainem. Zabrzmiałoby to jeszcze gorzej. — Jeżeli nie zajmiesz mnie czymś, to chyba przestanę oddychać — dodała, gdy poczuła kolejny wstrząs, który poruszył wagonikiem, a ten zaskrzypiał niebezpiecznie.