WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Dlatego Ariana zaciągała się mroźnym niepokojem, gdy stała przed hotelem i czekała na Liane. Jej głęboko zakorzeniony racjonalizm nic z tego nie rozumiał. Dlaczego tu była? Powinna odpocząć i odespać stres z pracy przed porannym wylotem do Seattle. Zamiast tego cenny czas oddawała komuś kogo widziała raptem raz w życiu i kto kradł coraz większy skrawek jej i tak skromnego międzyczasu. W wolnych chwilach albo wysyłała Liane swoje ulubione melodie ze spotify, albo zastanawiała się nad tym jak mija jej dzień. Ewentualnie spędzała wieczór nad kartką, po której próbowała nakreślić siebie, tak żeby móc upchnąć część swoich myśli w kopertę i wysłać na drugi koniec świata.
Znały się zbyt krótko, żeby mogła podciągnąć ich znajomość pod kształt przyjaźni. Więc… co tu robiła? Co sprawiało, że chciała marznąć i znów jutro narzekać na zbyt krótki sen? Gdyby Liane była na ten przykład Leonardem, miała szerokie, męskie ramiona, pomyślałaby, że omamiło ją zauroczenie. Cofnęła się mentalnie do wieku szesnastu lat dla kilku porywów słabości. I pewnie nawet by się z tym pogodziła, tłumacząc to jak każdy: samotnością. Ale Liane była… Liane. Miała małe, jasne dłonie i wąskie ramiona. Ariana mogła komplementować jej urodę i doceniać jej towarzystwo, aczkolwiek tylko w granicach podziwu dla talentu Boga. Mimo błądzenia po świecie nadal była dzieckiem z małego, katolickiego domu.
Przestąpiła z nogę na nogę i zapatrzyła się w swój własny oddech, który wił się pobielałą parą w styczniowym powietrzu. Temperatura ewidentnie spadła poniżej zera. Może przy okazji zamroziłaby też jej niepokojące wątpliwości.
-
-Merci beacoup!- rzuciła do kierowcy, który zdecydował się podwieźć ją praktycznie pod miejsce spotkania. Spędziła z nim kilka ostatnich godzin drogi. Ledwo zdążyła się obrócić a przed jej oczami wymalował się najpiękniejszy obraz dzisiejszego dnia- Ariana w całej swojej krasie stojąca na zimnie grudniowego wieczoru przed wejściem do hotelu.-Salut, mon cherie!-słowa opuściły jej usta zanim zdążyła się nad nimi zastanowić. Rozłożyła ręce w geście zapraszającym do powitalnego przytulenia. W odruchu ucałowała Arianę w oba policzki. -Pardon, francuski nawyk. Zapominam, że w Ameryce nie ma takiego zwyczaju.- zaśmiała się miękko odsuwając się by spojrzeć w błękitne tęczówki stojącej przed nią dziewczyny.-Jak wspaniale cię widzieć, Ari- westchnęła westchnieniem radosnym, przepełnionym emocjami. Nie mogła się na nią napatrzeć. Wzrok błądził od jej oczu przez usta po zaciskane przez nią dłonie.-Nie jest ci zimno? Mam dodatkowy szalik.- powiedziała szybko ściągając z siebie kawałek materiału i podając go w dłonie stojącej przed nią kobiety.
-
Gdy zobaczyła ją z tym czystym szczęściem w jasnych oczach, przeszło jej przez myśl, że mogłaby przywyknąć do tego widoku. I uśmiechnęła się nawet na chwilę, mając smak drwiny na ustach, bo o dziwo dobrze zapamiętała obraz z google maps. Ich życia dzieliła szerokość Stanów Zjednoczonych, Oceanu Atlantyckiego i Francji - ł ą c z n i e.
- Salut! - przywitała się, z wyraźną starannością próbując zahamować swój akcent. Delegacje przyzwyczaiły ją do ofensywy stereotypów. Ludzie zazwyczaj patrzyli na nią inaczej, gdy zaczynała mówić. Współpracownicy odgórnie zakładali, że jest kolejną, głupiutką amerykanką, a starsze panie w miejscowych kawiarniach dodawały jej do rachunku kilka euro, tak w ramach dodatkowej opłaty turystycznej.
Praca w Europie przyzwyczaiła ją także do tutejszych, otwartych granic przestrzeni osobistej. Chociaż zazwyczaj spotykała się z tym, że to mężczyźni wychodzili z inicjatywą, całowali ją w rękę, albo w policzki. Kobiety w kierunku innych kobiet narzucały nieco więcej dystansu. Wystarczał im uścisk dłoni lub znaczące skinienie.
- Też się cieszę, że Cię widzę, Liane - odpowiedziała równie roześmianym tonem, pozwalając sobie na nieco dłuższe zastygnięcie w jej ramionach. Miała na sobie zbyt kuszące, przyjemne ciepło. - Przestań, nie przepraszaj, nie przejmuj się tym. Jesteśmy w Paryżu, to ja powinnam się dostosować.
Zaśmiała się lekko w końcu robiąc krok w tył. Blade światło pobliskiej latarni zatańczyło na jej sylwetce, odsłaniając zaróżowione policzki.
- Nie, nie musisz. Naprawdę. Zostaw go sobie - odparła pośpiesznie, chociaż gdy dostała materiał wcale nie wyciągnęła rąk by go natychmiast oddać. Mimo mrozu czuła jego zapach. Ani nie był ciężki od perfum, ani nie przesiąkł chemicznym aromatem proszku czy płynu do płukania. Był inny, taki prawdziwy. - Okej, pożyczę go, ale to ja nam kupię gorącą czekoladę. Przejdziemy się chwilkę, co?
Zaproponowała, otulając szyję szalikiem. Po czym gestem zapytała czy wybierają lewą, czy prawą stronę. Zakładała, że hotel znajdował się w turystycznej dzielnicy i za każdym zakrętem czekały na nie bary, kawiarnie czy restauracje.
- Swoją drogą nie omówiłyśmy jednej sprawy - zaczęła, śmiało chwytając ją pod ramię. - Gdzie będziesz nocować? Masz tu jakiś znajomych, planujesz coś wynająć? Bo wiesz, w razie czego mam typowy pokój classic, pod delegację. To znaczy, eh przepraszam, zaplątałam się… Mam standardowy pokój, z dwoma łóżkami jednoosobowymi. Więc gdybyś chciała… to wiesz.
-
-Dawno tu nie byłam, czuję się wręcz trochę jak turystka.- zaśmiała się delikatnie. W Paryżu ostatnimi czasy była przed paroma laty na faktycznej wycieczce szkolnej. Jednak całe zwiedzanie ograniczało się do drogi między Luwrem a wieżą Eiffla zupełnie pomijając to co w podróżach jest najważniejsze- znalezienie małego, ustronnego, mało turystycznego miejsca, czy to kawiarni czy baru, i spędzenie tam czasu wśród lokalnych ludzi, od których można dowiedzieć się prawdy o danym miejscu. Teraz miała zamiar zadrobić tamte straty.
-Jasne, chodźmy. Marzy mi się coś ciepłego do picia, bo moja herbata na drogę wystygła siedem godzin temu.- ponownie zaśmiała się zupełnie nie w tonie przytyku do długości trasy jaką musiała pokonać, wręcz przeciwnie cieszyła się z tej drogi. Pozwoliło jej to oderwać się od codzienności, spróbować czegoś nowego, a przede wszystkim dało jej okazję do zobaczenia znów na swoje oczy Ariany. Ariany, która wydawała się zupełnie nierealna i dopiero, gdy znalazła się w jej ramionach dzieląc się swoim wzajemnym ciepłem poczuła, że faktycznie istnieje, że nie wymyśliła sobie jej. Momentami miała wrażenie, że była zbyt idealna by mogła być prawdziwa.
-Myślałam o ogarnięciu na szybko jakiegoś couchsurfingu, ale szczerze mówiąc, jeszcze się za to zupełnie nie zabrałam i nie mam pojęcia czy uda mi się tak na cito coś znaleźć. Mam trochę pieniędzy od rodziców przekonanych, że jestem na wycieczce szkolnej, ale znając ceny hoteli w Paryżu to nie jestem taka pewna czy mi wystarczy. Ale chętnie skorzystam z drugiego łóżka u ciebie.- uśmiechnęła się delikatnie. Zafrasowana wyjazdem zupełnie zapomniała o fundamentalnej sprawie noclegu. Zazwyczaj w takiej sytuacji korzystała z couchsurfingu, który sprawdziłby się dużo lepiej, gdyby nie była tutejszą osobą. Nie dało się ukryć, że aplikacja służyła głównie turystom do wymiany doświadczeń międzynarodowych. Zawsze jednak pozostawało spanie na dworcu, które też jej się nieraz zdarzało przy okazji podobnych wyjazdów. -Właśnie, zupełnie bym zapomniała. Mam dla ciebie prezent świąteczny! Wiem, że trochę poniewczasie, ale uznałam, że dam ci go na żywo zamiast wysyłać pocztą. Czekaj, tylko go wyjmę.- zdjęła z ramion mały podróżny plecak, w którym szybko odnalazła malutką paczuszkę zapakowaną w szary, listowny papier. Może nie był najbardziej wystawnym opakowaniem, ale Liane wierzyła, że taki pakunek ma większą duszę niż te wszystkie sztuczne, sklepowe papiery ozdobne.-Obiecuje, że to nie kolejny sweter. Proszę!- wsunęła w dłonie Ariany paczuszkę czekając z napięciem, aż ta rozpakuje pakunek i odnajdzie ręcznie robiony naszyjnik z gałązką lawendy zatopioną w żywicy. Spędziła nad nim kilka dni chcąc by wyglądał jak najlepiej. Długo w polu szukała dostatecznie małej, delikatnej i ładnie zakwitniętej gałązki, którą z namaszczeniem umieściła w foremce i zalała utwardzaną żywicą by potem wpiąć w wisiorek łańcuszek i w takiej formie podarować go Arianie.
-
- Ciii! Nie mów tak, jeszcze ktoś Cię usłyszy i będziemy wszędzie płacić jak turystki - roześmiała się z lekkością, której się po sobie nie spodziewała. Na co dzień była tą poważną panią z centrali. Dość rzadko się śmiała. I jeśli już to w zaciszu hotelowego pokoju, podczas oglądania głupiutkich komedii romantycznych na poprawę humoru. - Ja dzisiaj płacę, Ty zamawiasz. Więc postaraj się brzmieć jak ostra Francuzka, wiesz, taka co spala na śniadanie dwa papierosy i popija je najczarniejszą kawą. Nie pozwól nas oszukać.
Wymyśliła naprędce, zupełnie nie wyobrażając sobie Liane w tej roli. Blondynka była na to za delikatna, bliżej jej było do nastolatki, która przełamie dystans szybkim trzepotem rzęs.
- Ile…?! Tak daleko jechałaś? Boże, jaka ja jestem czasem głupia - jęknęła, uświadamiając sobie, że wszystkie żarty o amerykanach i ich braku podstawowej znajomości geografii są jak najbardziej prawdziwe. - Gdybym wiedziała… Eh. Czym jechałaś? Pociągiem? Podwiózł Cię jakiś przyjaciel?
Dopytywała, kąsana przez poczucie winy. Naprawdę odpuściłaby tę propozycję gdyby była świadoma odległości. Właściwie… wyszła z nią trochę bez zastanowienia. Jej myśli szły po najprostszej drodze. Miała mieć mały przystanek we Francji, a we Francji mieszkała Liane. Te dwie informacje dodały się w jej podświadomości jak banalne równanie dwa do dwóch. Gdy pisała list w Berlinie docierało do niej tylko to, że chciałaby znowu ją zobaczyć, spędzić z nią choćby tylko godzinę. Jej wyuczony sceptycyzm pojawił się z zadziwiającym spóźnieniem.
- W takim razie zamiast gorącej czekolady proponuję kolację. Na co masz ochotę? - zerknęła na nią z ukosa, mając nadzieję, że wyczyta z jej oczu przebłysk zieleni, przyzwolenie na dowolną zachciankę. Zamierzała wynagrodzić jej tą przydługą podróż.
- Okej, czyli mamy to uzgodnione, nocujesz u mnie. Nie musimy się przejmować zegarkiem.
Podsumowała, z ekscytacją rozglądając się wokół. Od początków delegacji mówiła, że europejska architektura bije na głowę znajome jej wieżowce. Stare, nadkruszone kamienice miały duszę, były szlachetne.
- Prezent? Przecież go już dostałam, zjadłam na święta twoją männel - ściągnęła brwi, nie przewidziała takiego obrotu sytuacji. Przystanęła jednak obok, cierpliwie czekając aż wyciągnie zawiniątko z plecaka. - Ej, to źle brzmi. To nie tak, że nienawidzę swetrów. Mam ich całą szafę i często je…
noszę uciekło jej z języka, Liane zbyt uroczo wpatrywała się w jej dłonie, wyczekując aż zobaczy jej reakcję na tę niespodziankę. Dlatego uśmiechnęła się tylko z miną: w porządku, wygrałaś i ostrożnie rozpakowała prezent. Naszyjnik był piękny. Mówiły to jej palce, powoli badające jego strukturę. I mówiło to jej spojrzenie, migocząc ze szczęścia.
- Liane… To najładniejsza i najbardziej osobista rzecz jaką dostałam od… nie wiem nawet kiedy - zachłysnęła się powietrzem. Po czym wtuliła się w nią mocno, bez ostrzeżenia. - Dziękuję! Tak bardzo, bardzo dziękuję!
-
-O nie, na to bym nie pozwoliła!- roześmiała się w rytm śmiechu towarzyszki. Fakt faktem, nie była w Paryżu już wiele lat, ale doskonale pamiętała jak przystoi się zachowywać prawdziwym francuzom. -Spokojnie, dla ciebie przybiorę moją najbardziej francuską ze wszystkich twarzy. Uśmiech numer dziesięć, lekko wyważony z odrobiną pogardy i zdenerwowania, że jak to nie mogę zapalić w restauracji, co to za okropna dyskryminacja palaczy, jak tak w ogóle można? - uśmiechnęła się uśmiechem szczerym i prawdziwym. Ta wersja jej zupełnie do niej nie pasowała, ale doskonale umiała wchodzić w odpowiednią rolę, kiedy rozchodziło się o podnoszenie stawek dla turystów. Nigdy nie rozumiała tego precedensu, tak samo jak nie rozumiała wstrętu francuzów do języka angielskiego. Uczono ją o wojnie stuletniej i tej wielkiej nienawiści między Anglikami z Francuzami, ale to wszystko było na tyle dawno, że nie rozumiała po co do tej pory chować urazę, po co brzydzić się języka, który pozwalał poznawać ludzi takich jak Ariana.
-W sumie będzie jakieś osiem godzin. Wyjechałam rano.- wzruszyła ramionami jak gdyby była to najzwyczajniejsza w świecie informacja, jakby nie było nic specjalnego w tym, że dla paru godzin przemierzyła pół kraju.- Pojechałam autobusem do Lyonu, a stamtąd łapałam już autostop. W sumie jechałam z pięcioma kierowcami. Całkiem ciekawi ludzie. Ostatni był trochę nudnawy i niezbyt rozgadany, więc po prostu słuchaliśmy wspólnie muzyki.- nie rozumiała poczucia winy, które malowało się na twarzy jej towarzyszki. Dla Liane nie było to nic szczególnego. Nie zrobiłaby tego, co prawda, dla nikogo innego, ale dla Ariany byłaby w stanie jechać nawet nad wybrzeże, jeśli byłaby taka konieczność. -Mam trochę bliżej do Włoch niż do Paryża, więc jeśli byś się w przyszłości zatrzymywała w Mediolanie to koniecznie daj mi znać.
Na wspomnienie o kolacji żołądek Liane automatycznie się skurczył przypominając jej, że praktycznie od rana nic nie jadła.
-Wiesz co, znam taką świetną lokalną knajpkę. Powinna być niedaleko, jeśli mnie pamięć nie myli. Mieli świetne croissanty, którymi się zajadałam przez cały ostatni pobyt w Paryżu. - co prawda było to kilka lat temu i do tej pory knajpa mogła splajtować, ale dziecinna naiwność Liane pozwalała jej wierzyć, że nadal dobrze prosperuje.
-Dla mnie od teraz zegarek nie istnieje. Chcę się nacieszyć każdą godziną jaką ze sobą mamy.- powiedziała szczerze patrząc Arianie w jej błękitne oczy. Chciała wykorzystać każdą chwilę jaką dał im los. Przepełniała ją ekscytacja i już teraz pragnęła by ten wieczór się już nie kończył.
-Männel to był prezent na mikołajki! U nas daje się prezenty zarówno na mikołajki jak i na święta. Podwójna dawka przyjemności.-uśmiechnęła się z radością obserwując jak Ariana rozpakowuje skrzętnie pakowany przed godzinami naszyjnik. Nie spodziewała się przytulenia, które nagle otrzymała, ale przyjęła je z otwartymi ramionami sama wtulając się w materiał kurtki Ariany.-Nie ma za co, miałam nadzieję, że ci się spodoba. Teraz będziesz mogła mieć zawsze przy sobie kawałek Francji, kawałek mnie.- wyszeptała do jej ucha wtulając się w nią mocniej zupełnie nie chcąc jej puszczać.