WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

Ostatnio zmieniony 2022-01-25, 22:48 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

022. Nigdy nie przepuszczała, że będzie zmuszona do knucia przeciwko własnym krewnym, jednak nie miała wyboru - a właściwie to Gabi i Jo jej go nie pozostawiły. Mimo tłumaczeń i próśb wciąż uparcie tkwiły w bagnie w którym się znalazły. Nie mogła im na to pozwolić i obserwować jak toną. Musiała je z niego wyciągnąć wbrew ich woli.
Problem był w tym, że nie bardzo wiedziała jak. Znała swój cel, ale droga do niego wydawała się być znacznie trudniejsza, niż przypuszczała. Nie mogła jedynie donieść odpowiednim służbom o nielegalnym biznesie w który zamieszana była jej rodzina. Musiała zdobyć niepodważalne dowody, które sprawiłyby, że zmuszeni byliby do rezygnacji z przewożenia szemranych towarów pod groźbą ujawniania wszelkich zdobytych informacji. Tylko w jaki sposób miała uzyskać do nich dostęp?
Pole do manewru miała ograniczone. Dopiero niedawno dowiedziała się o rodzinnym sekrecie i jej wiedza oraz kontakty były skromne. Mogła zapytać Jaspera, jednak współpracował on z jej ojcem i informacje o jej działaniach zbyt szybko mogłyby wyjść na jaw. Musiała więc znaleźć inny sposób.
Pomysł nasunął się on sam, gdy dostrzegła leżące na komodzie klucze od rodzinnego domu. Wystarczyło jedynie wejść tam pod nieobecność domowników i poszukać potrzebnych informacji. Banalnie proste zważając na jej kłótnie z ojcem i wcześniejsze telefony do gosposi z pytaniami, czy przypadkiem się na niego nie natknie wpadając po parę rzeczy.
Już następnego ranka przeszła do realizacji swojego planu. Upewniwszy się, że nikogo nie zastanie w środku, przyjechała na miejsce i niemalże od razu skierowała się do gabinetu ojca w poszukiwaniu obciążających go dowodów.
Z początku wszelkie znalezione dokumenty zdawały się być jedynie stertą bzdur. W końcu jednak natknęła się na nazwisko, które kojarzyła i przykuło to jej uwagę. Informacje o zatrzymanym pojeździe, znalezionych substancjach i notka o głównym podejrzanym. Alexander Hamilton. To nie mógł być przypadek. Zwłaszcza, że dokładnie pamiętała rozmowę z nim i to, jak zaskakująco często poruszał temat jej rodziny. Czyżby jej ojciec próbował go wrobić, a on chciał wyciągnąć od niej informacje?
Zapewne w innym przypadku byłaby zła. Nie, nie zła. Byłaby wściekła. Bycie pionkiem w jakiejś chorej grze zdecydowanie jej nie pasowała, ale teraz nie miało to znaczenia. Hamilton może chcieć się zemścić, a w obecnej sytuacji mogło jej to jedynie pomóc.
Nie zważając więc na dość wczesną godzinę zebrała wszelkie znalezione papiery i udała się do klubu mężczyzny mając nadzieję, że go tam zastanie.
Stojąc przed drzwiami lokalu nie była pewna, czy dobrze postępuje. Wejście tam oznaczało dokonanie ostatecznego wyboru i zdradę własnej rodziny - jednak czy oni nie zrobili tego wcześniej? Za jej plecami bawili się w przestępców i szkodzili innym. Musiała to powstrzymać.
Nabrała powietrza do ust i przekroczyła próg od razu natykając się na ochroniarza, który ewidentnie chciał ją słowami, że otwierają dopiero za parę godzin. Nie zamierzała go słuchać. Była zbyt zdeterminowana, aby się cofnąć do punktu wyjścia. Zdecydowała się na ten krok i nie było już odwrotu. Wyminęła go bez słowa korzystając z elementu zaskoczenia i pospiesznym krokiem ruszyła w kierunku drzwi, które zdawały się prowadzić do bardziej formalnej części klubu.
Nacisnęła na klamkę i ujrzała siedzącego przy biurku Alexandra. Przynajmniej z tym dopisało jej szczęście i go tu zastała - Nie, nie jestem wariatką i nie zamierzam Ci robić awantury, że nie zadzwoniłeś - odezwała się lekko zasapana, całkowicie ignorując ochroniarza, który wszedł tuż za nią i wciąż powtarzał, że zaraz ją stąd wyrzuci. - Mam za to propozycje - dodała po chwili i podeszła bliżej jego biurka, a następnie rzuciła na nie teczki z dokumentami, które zebrała z domu - I uprzedzam jest to propozycja nie do odrzucenia - uśmiechnęła się pewnie i spojrzała na niego. Oby tylko okazał zainteresowani jej słowami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

IX

Siedział niczym na swoim tronie, z założoną nogą na drugą, wgapiony w szary pejzaż. Dłonią przytrzymywał szklankę z alkoholem. Może dla większości na alkohol było jeszcze trochę za wcześnie, lecz w jego życiu nie istniał żaden przedział ani odpowiednia pora. Obraz sam sobie nie cechował się niczym wspaniałym, lecz w dziwny sposób zmuszał go do jakiejś refleksji nad swoim życiem. Oddawał jego stan ducha, lecz jednocześnie pogłębiał również jego rosnący z każdym dniem w tym mieście marazm.
Jego zadumę przerwał brutalny odgłos otwieranych drzwi, szybkich stuknięć obcasów o panele, którym wtórowały głuche, ciężkie kroki drugiej osoby. Wraz ze swoim fotelem przekręcił się w bok obserwując szatynkę, która bez żadnego przywitania wparowała do jego gabinetu, od razu przechodząc do tłumaczeń, których na tę chwilę jeszcze nie rozumiał. Spojrzał też na ochroniarza, który był gotów wyprowadzić stąd Maeve. Machnąwszy ręką dał znać mężczyźnie by ją zostawił i sobie poszedł. Chociaż gość wyglądał na wielkiego to Alexander nie omieszkał posłać mu spojrzenia pełnego dezaprobaty i nie zrozumienia, jak nie potrafił zatrzymać jednej kobiety w tak dużym lokalu. Oczywiście, nie miał nic przeciwko ponownemu spotkaniu, nawet tak niespodziewanemu, ale Maeve nie spotkałyby takie nieprzyjemności.
- A już myślałem… – nie dokończył, gdyż w pierwszym momencie wyglądało na to, że ona już się dowiedziała. Tego, co zrobił. Sytuacja potoczyła się zgoła w innym kierunku. Na razie. Zaobserwował parę plików z dokumentami, które uderzyły o jego biurko. Przekręcił się w fotelu na wprost niej i chwilę patrzył na przyniesione rzeczy, po czym przeniósł wzrok na lekarkę. Tekst w stylu Ojca Chrzestnego jednocześnie go zastanawiał i interesował. Odstawił szklankę i powstał ze swojego miejsca. Momentalnie na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Chwycił się po przekątnej za lewy bark, pod którym miał wciąż niezagojoną ranę po postrzale. Wszystko spowodowane przez jej siostrę, która w trakcie ich spotkania postrzeliła go, po czym zmusił ją, by zszyła mu ranę. Był to niezbyt dbały zabieg, a on również nie udał się nigdzie na poprawkę. Obszedł biurku, podchodząc do próbującej złapać oddech Maeve i zaczął przeglądać to, co przyniosła.
- Na co patrzę? – zapytał, czytając wyrywkowe fragmenty z różnych stron, które szybko rozjaśniły mu sytuację. Zaczął powoli domyślać się, co właściwie trzyma w rękach. Nastała chwila milczenia, kiedy wertował jeszcze kartki, czując na sobie wyczekujące spojrzenie kobiety, na twarzy której malowało się coraz większe, triumfalne spojrzenie. – Muszę powiedzieć, że twoja rodzina jest bardzo głupia pozwalając na istnienie tego wszystkiego. – wypalił prosto z mostu, nie ważąc zbytnio swoich słów. Czuł, że w obecnej sytuacji rodzinnej, Thompson nie będzie na niego obrażona.
Z tego stosu wyciągnął jedną kartkę, której przypatrzył się uważnie. Dostrzegł na niej swoje nazwisko, dopisane do planu zapewne nieudanego transportu, w który niedawno został wrobiony. Z jednej strony cieszył się, że istniał jakiś dowód, odciążający go kompletnie z zarzutów, przez które znalazł się na radarze różnych służb. Mimo wszystko to, że dokumenty wpadły w ręce Maeve świadczyły o tym, że Maeve już o wszystkim wiedziała. I domyślał się, że na pewno nie jest głupia, przez co dodała dwa do dwóch w sprawie ich spotkania w klubie, które nie było dziełem przypadku. Mimo wszystko była tutaj, u niego, przynosząc mu to wszystko. Wcale nie rzucała oskarżycielskich słów pod jego adresem. Coś nie do końca mu się zgadzało.
- Co właściwie masz zamiar zrobić? – w końcu odezwał się, tym razem skupiając całą swoją uwagę na Maeve, której motywacji w tym wszystkim jeszcze nie rozgryzł. Zakładał, po słowach o propozycji, że tutaj wcale nie chodziło o niego samego, a o jej rodzinę i jego pomoc.
Ostatnio zmieniony 2021-03-13, 21:46 przez Alexander Hamilton, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rzuciła mu jedynie krzywe spojrzenie w odpowiedzi. Może w innych okolicznościach brak kontaktu z jego strony bardziej by ją obszedł, jednak aktualnie zbyt wiele się wokół niej działo, aby myśleć w ogóle o poprzednim spotkaniu z mężczyzną. Miała na głowie rodzinny bajzel, kłótnie z najlepszym przyjacielem i zmarłego pacjenta, którego śmierć była prawdopodobnie jej winą.. choć może nie. Sprawa wciąż nie była jeszcze do końca wyjaśniona, a ona niechętnie wdawała się w rozważania na ten temat. Wolała przekierować swą uwagę w innym kierunku, chociażby właśnie na planowanie zniszczenia rodzinnej firmy.
- Na coś na co będziesz mógł popatrzeć dłużej o ile zgodzisz się ze mną współpracować - mruknęła i jak tylko zdążył pobieżnie przejrzeć przyniesione przez nią dokumenty, zamknęła teczkę i przysunęła ją bliżej siebie, a następnie oparła się tyłem o biurko i skrzyżowała przedramiona na klatce piersiowej.
Jak na razie wszystko szło zaskakująco dobrze. Hamilton wciąż nie wyrzucił jej ze swojego gabinetu i nawet zdawał się wyrażać zainteresowanie. Wciąż nie była jednak pewna, czy zgodzi się w to wszystko zaangażować, skoro oprócz satysfakcji z zemsty nie miał nic do zyskania, a stracić mógł sporo. Zwłaszcza, że tak naprawdę nie mogła mu przedstawić nawet jasnego planu działania, bo aktualnie to właśnie on był jej planem.
- Cóż, chyba więc oficjalnie wygrałam w kategorii kto ma bardziej popapraną rodzinę - rzuciła z lekką dawką goryczy w głosie, nawiązując tym samym do ich wcześniejszej rozmowy i wspólnych narzekań na krewnych - a pomyśleć, że wtedy jej największym problemem było to, że jej siostra nie ma dla niej czasu, a ojciec wciąż stawia tylko kolejne wymagania i zarzuty. Teraz natomiast wyszła na jaw ich znacznie poważniejsze skazy.
- Zamierzam zburzyć ich świat - odparła cedząc wręcz przez zęby każde słowa. Nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Znała swój cel i nie zamierzała się poddać. Zwłaszcza, że wciąż była wściekła na obie siostry, który zdawały się czuć bezkarnie i zupełnie nie przyjmowały się jej groźbami. Pragnęła sprawić, że przemyślą swoje postępowanie. Może wtedy dojdzie do nich, że angażowanie się przemyt nie było do końca przemyślaną i dobrą decyzją - Tylko problem w tym, że.. nie bardzo wiem od czego zacząć - westchnęła w końcu i odchyliła głowę do tyłu. Nie zamierzała dłużej grać na pozorach. Jej pewna siebie postawa gdzieś uleciała. Czuła jedynie cholerną bezradność - bo może faktycznie miały racje i z ich pozycją były dla niej nietykalne? - I dlatego właśnie przyszłam do Ciebie, bo wydaje mi się, że masz powód, aby mi w tym pomóc oraz więcej możliwości - przyznała niechętnie lekko się krzywiąc. Gdyby było inaczej to zapewne beształaby go właśnie za to, że przy poprzednim spotkaniu żerował na jej naiwności. Teraz jednak cholernie bardzo potrzebowała jego pomocy.
Przeniosła na niego spojrzenie zastanawiając się, czy w ogóle będzie miał ochotę w to wejść, skoro od siebie jak na razie mogła dać jedynie parę stron z pozoru mało wartościowych kartek papieru.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie wiedział czego się spodziewać w momencie, gdy papiery z jej rodzinnej firmy wylądowały na jego biurku w gabinecie. Przez moment zakładał, że będzie musiał tłumaczyć się za jej siostrę z tego, za co stać ją na duży dom w drogiej dzielnicy czy godne życie. Równie dobrze mógł stać się również powiernikiem wszelkich smutków i rozgoryczenia całym tym odkryciem, będąc osobą niezaangażowaną emocjonalnie. Chociaż Maeve nie wydała mu się typem osoby, która w ciężkich chwilach odreagowuje piciem z butelki czy nerwowym paleniem papierosów jeden po drugim, to dało się wyczuć autentyzm ciężaru sytuacji. Nie mógł odmówić również determinacji, zwłaszcza po takim wtargnięciu do jego skrytego pomieszczenia [a przynajmniej takiego, które rzekomo miało być dobrze pilnowane], lecz już zaczął obawiać się, czy nie bierze na siebie za dużego ciężaru.
- Na pewno twoja siostra i ojciec sprawiają, że pniecie się coraz wyżej w rankingu. – ironia wydobyła się z jego ust, bo podobno to on i jego rodzina byli naprawdę zepsuci. Ciężko też było porównywać obie sytuacje, bo chociaż nie doszły go żadne słuchy o maczanie palców w narkotykowym biznesie przez któregoś z członków rodziny, to jednak władza czy pieniądze naprawdę manierowały ich do szpiku kości.
Uniósł kąt ust do góry, słysząc złowieszczą kwestię rodem z kinematografii. Zapewne było to coś w jego stylu. Nie był jednak do końca przekonany, czy lekarka dobrze wie, co robi albo co zamierza zrobić. Jej intencje zostały odkryte. Gdyby to o niego chodził, szedłby all in w to wszystko. Nie zwykł jednak babrać się w cudzym szambie. Jasne, poniekąd został wciągnięty w te całe trudne sprawy, lecz wyjaśnił sobie wszystko z Gabriellą bardzo skrupulatnie. Topór może ostatecznie nie został zakopany, lecz między nimi wytworzyła się pewnego rodzaju Linia Maginota, która miała pilnować, by żadna ze stron nie przekroczyła granicy, separującej podejrzany biznes i jego osobę.
- A więc będziesz burzyć ich świat? Masz zamiar na nich nakrzyczeć czy udasz się na policję? A może zrobiłaś już jedno i drugie? – przysiadł na krawędzi biurka, wpatrując się uważnie w młodą Thompson, z której powoli chyba uchodziło powietrze w miarę, jak nad tym wszystkim myślała. – Zapewne przyszłaś tutaj licząc na mój entuzjazm i obmyślenie sprytnego planu, jak wsypać starego i doszczętnie rozpieprzyć tą firmę. Od razu odpowiem, że możesz na mnie liczyć w tej części twojego nieukształtowanego, małego planu. Chociaż wyjaśniłem sobie to i owo z twoją siostrą, mały odwet jest nawet wskazany. – wyznał otwarcie o spotkaniu, nie będąc pewnym, czy w ogóle o tym wiedziała w tym momencie. Uznał, że nie ma dalej sensu się z tym kryć. – Powiem ci coś jednak, z czego może nie zdajesz sobie sprawy. – zrobił pauzę by skupić jej uwagę na sobie. – Normalnie powiedziałbym ci, byś zawiadomiła DEA, dała anonimowy cynk, nagrała jakieś rozmowy, pokazała te papiery. Spełnisz obywatelski obowiązek, ale to w niczym ci nie pomoże. Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że jeśli wyrządzisz im dużą krzywdę, to będzie koniec. Koniec twojej rodziny. Zniszczysz cały fundament, tajemnicę, na której opierały się wasze relacje. Przestaniesz być głupią, nic nie wiedzącą siostrą, którą trzymali do tej pory w ryzach, sporadycznie się z nią kontaktując bądź wcale. Będziesz dla nich zagrożeniem. I wierz mi, po grożeniu palcem, oni wcale nie wybiorą twojej strony. Po utracie dochodów również nie. Od tego trudno jest, chcieć się, przebranżowić. – wypowiedział się niczym specjalista od rodzinnego dialogu i walki z przestępczością zorganizowaną. Musiał jednak odpowiednio nastawić Maeve, skoro zamierzała podjąć to ryzyko. Trzeba było być twardym i przygotowanym na wszelaką ewentualność. – Chcesz, byśmy ustawili spotkanie i zagrozili dowodami wymuszając dobrowolne zamknięcie? Możemy tak zrobić. Mam zadzwonić do odpowiednich ludzi, przelać im sumę, by wszystko zamknęli i rozgrabili? Uważaj to za zrobione. Lecz Maeve, nie miej złudzeń, że po tym wszystkim wszystko się jakoś ułoży, bo jesteście rodziną. Nic się nie ułoży. Potencjalnie zniszczysz im biznes wart setki tysięcy a może i miliony, wygodny styl bycia… po prostu zniszczysz im życie i oni będą chcieli tego samego dla ciebie. I powiem całkiem serio, po wszystkim, powinnaś zniknąć, na pewno na jakiś czas. Może na dłużej. Usunąć się w cień, zniknąć im z oczu. Zostawić pracę, nikogo nie informować. Nie będziesz już ich córką i siostrą, tylko ściganą. Mają zbyt wiele do stracenia, myślę, że więcej, niż jesteś dla nich warta. – po drugiej części swojego monologi wstał na nogi i zrobił parę kroków, stając tuż przed jej osobą. Starał się uchwycić jej spojrzenie próbując wyczytać, czy wystarczająco ją nastraszył czy wręcz przeciwnie, zdeterminował. – Więc pytam cię Maeve, czy jesteś pewna, że chcesz to zrobić? – to jest, zburzyć ich świat i pozwolić zawalać się swojemu. Szanse na to, że ich spisek wpłynie na konkretne osoby tak, jakby chciała tego szatynka były niewielkie, lecz wspólnie mogli wyrządzić naprawdę duże szkody, co nawet zaczęło go ekscytować. Ostateczna decyzja należała jednak do Thompson.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Spuściła głowę i wpatrując się w podłogę starała się jakby przekalkulować wszystkie za i przeciw. Jasne, wiedziała że jej planowane czyny nie przejdą bez żadnego echa. Była wręcz pewna, że odbije się to na jej rodzinnych relacjach, jednak dopiero teraz poczuła, że jest postawiona przed ścianą. Musiała zdecydować, czy zrobić krok w przód, czy może wycofać się i obserwować rozwój sytuacji z oddali. Wybór był trudny. Można by nawet śmiało powiedzieć, że najtrudniejszy w jej życiu. Kochała swoją rodzinę. Zależało jej na rodzeństwie i rodzicach. Nie zawsze się z nimi dogadywała, ale byli to w końcu jej krewni i do niedawna była przekonana, że zawsze będą trwać po jej stronie. Niezależnie co by się działo, to oni po prostu będą. Jednak.. było to chyba zbyt naiwne przekonanie. Pieniądze zdawały się być dla nich istotniejsze. Głupie poczucie władzy całkowicie ich omamiło, a ona.. nie mogła się temu przyglądać. Nie mogła patrzeć, jak całkowicie się pogrążają wpływając przy tym również na innych. Swoimi czynami krzywdzili niewinne osoby i przyczyniali się do wzrostu przestępczości w Seattle. Nawet jeśli żadne z nich nie chciało tego przyznać, tłumacząc się głupimi stwierdzeniami, że oni jedynie przewożą towar i nie odpowiadają za to co dzieje się z nim później,
- Podjęłam już decyzje - odparła w końcu unosząc wzrok. W jej głosie dało się wyczuć pewną dozę niepewności, jednak nie zamierzała się wycofywać ze swojego wyboru. Nawet jeśli całe jej życie mogłoby lec przez to w gruzach, to musiała to zrobić. Niezależnie od konsekwencji - Nie mogę tego zignorować, bo wtedy byłabym współwinna. Chcę coś zmienić. - dodała już pewniej i podniosła się na równe nogi przetrzymując na nim swoje spojrzenie. Była zdeterminowana. Uparcie chciała brnąć w coś w co zapewne nie powinna. Dużo łatwiej byłoby zachować do rodzinnego biznesu neutralny stosunek, jednak nie potrafiła z obojętnością patrzeć na krzywdę, którą wyrządzała jej rodzina innych ludziom. Wierzyła, że warto jest chociaż próbować coś zmienić. Nawet jeśli tak naprawdę miało to wpłynąć pozytywnie jedynie na garstkę osób, to było warto. - Pracuję w szpitalu i niemalże codziennie spotykam się z beznadziejnymi przypadkami pacjentów po zażyciu różnych substancji. Siostra mojego przyjaciela nie żyje, bo przedawkowała. Powiedz mi więc jak miałabym mu spojrzeć w oczy wiedząc o tym wszystkim co robi moja rodzina i nic z tym nie robiąc? - uniosła brwi przez moment jeszcze wpatrując się w jego tęczówki, a następnie odwróciła się sięgając po przyniesione wcześniej dokumenty. Krótka chwila, która pozwoliła jej zaczerpnąć powietrza i przymknąć na chwilę powieki, aby uspokoić oddech.
Zacisnęła mocniej palce na teczce podnosząc ją z biurka i ponownie na niego spojrzała - Wiedziałam przychodząc tu, że nie będzie łatwo. Moje obie siostry wyraziły się jasno mówiąc, że jeśli spróbuje im zagrozić to tego pożałuje. - mruknęła przełykając ślinę. To nie mogło się dobrze skończyć. Nie liczyła nawet, że czas uleczy rany i wszystko kiedyś wróci do normy. Nie wróci. Już nigdy. - Chcę wiedzieć czy ty zamierzasz jedynie mnie straszyć, czy może jednak postawisz mi pomóc? - uniosła brwi mając nadzieję, że na marnych słowach się nie skończy i faktycznie postawi na współpracę z nią, a nawet jeśli nie.. to niech chociaż nie pójdzie na nią naskarżyć i zdradzić, że szukała u niego pomocy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pewne słowa Maeve o przekonaniu do podjętej decyzji uświadomiły mu, że wchodzą all in. Prawie się uśmiechnął, bo niepodobnym do niego było, aby zwalczać przestępczość zorganizowaną, nie mówiąc już o rozpracowywaniu zorganizowanej grupy w postaci rodzinnej firmy, przewożącej narkotyki. Być może wychodził w tym momencie na hipokrytę, samemu korzystając z tego przeklętego dobrodziejstwa ile się da. Nie musiała o tym wiedzieć, w końcu tak dobrze go nie znała. Co prawda w jego medialnej historii przyszyto mu wiele łatek, to tylko część była prawdziwa. A teraz nie obiecywał, że robi to w szczytnym celu i na pewno tego nie zrobi.
- A będziesz głupia, jeżeli będziesz tak myślała. Zrozum, że nie zrobiłaś nic złego i nie możesz obarczać się współwiną z powodu jakiegoś głupiego poczucia winy. Tym bardziej, że o niczym nie widziałaś. Łączy cię z tymi ludźmi wspólne nazwisko i obawiam się, ale być może na szczęście, że niebawem tylko to. Pomyśl o sobie i o tym, ile problemów mogliby ci przysporzyć. Gdyby coś się wydało, rozgłos uderzyłby również w ciebie i nigdy byś się go nie pozbyła. Albo gorzej, twój ojciec i siostra mogliby cię wrobić tak samo, jak mnie, w razie niespotykanych problemów bądź kiedy będzie im to na rękę. Myślę, że masz rację, powinnaś wziąć sprawy w swoje ręce. – mówiąc to podszedł do prywatnego barku, stojącego pod ścianą pokoju. Przygotował jedną szklankę i wlał do niej swojego ulubionego Blue Label, w niedużej ilości. Z tym wrócił w okolice biurka i postawił alkohol przed nią czując, że może się za moment przydać. Sam sięgnął po swoją szklankę i wypił jeszcze parę łyków tego, co zaczął pić wcześniej, przysiadając częściowo na biurku.
- Rozumiem, że nie masz konkretnego planu? – na parę sekund zerknął na nią, lecz za moment wybrał sobie jakiś martwy punkt i zaczął myśleć, jakie działanie będzie najlepsze. – Zakładam, że szczera rozmowa nie przyniesie żadnych skutków, więc to odpada. Można by za to pogrozić prawnikami, którzy byliby bardziej perswazyjni. Sama wynegocjowałabyś dla siebie niemałe odszkodowanie. Dlaczego tylko oni mogą odnosić korzyści, igrając z ludzkim losem. Powinnaś przemyśleć i takie kroki. – myślał głośno, myśląc nad jak najbardziej właściwym, jednocześnie bolesnym zakończeniu procederu, z którego korzyści odniosłaby również młoda Thompson. – Najprościej byłoby dać anonimowy cynk dla DEA, by przyjrzeli się sprawie i wparowali do pracy twojego ojca, zamykając to wszystko. Nie chciałbym jednak świecić przy tym swoim nazwiskiem, a sprawa mogłaby się ciągnąć i ciągnąć. Ostatecznie, nie są gwarancją całkowitego sukcesu. – zamilknął na chwilę, błądząc między meandrami różnorakich, lepszych gorszych pomysłów czy wizji, jakie go w tym momencie nawiedzały. – Myślę, że powinniśmy to załatwić w staromodny sposób. – odezwał się w końcu, gdy w głowie siadł mu plan. Wyprostował się i ponownie przekierował swoje oczy na jej osobę. – Wejdźmy tam i spalmy firmę. Budynek, pojazdy, wszystko. – w końcu wydusił z siebie ten absurdalnie brzmiący pomysł, lecz jego mina była całkowicie poważna. – Na twoich barkach będzie spoczywał rekonesans i zdobycie kluczy. Poniekąd jesteś osobą z rodzinnego kręgu, więc nie powinno być to aż tak dziwne. Ja zajmę się odpowiednimi materiałami, a jak będzie trzeba, również wsparciem. Nie wiadomo, czy to miejsce kiedykolwiek jest całkowicie opustoszałe. I załatwimy to tak, by nie zobaczyli ani centa z odszkodowania. Możemy im wysłać nawet część z tych papierów, powinno wystarczyć. W razie czego, wyślę prawników do takiej roboty. Do twojej ochrony również. Są najlepsi. – mówił z coraz większym zaangażowaniem i przekonaniem co do swojego pomysłu. Praktycznie podjął decyzję za nich, bo uciekanie się do półśrodków i gróźb nie przyniesie żadnych oczekiwanych efektów. Maeve nie poczuje wtedy, że zrobiła wystarczająco dużo. A kiedy zobaczy, jak siedlisko zła płonie, odczuje ogromną satysfakcję. Aż sam wypił triumfalnie swoje whisky od końca.
- Czy jest ktoś, poza ojcem i Gabriellą, kto jest w to jeszcze zaangażowany? Matka? Ktoś inny? – zadał pytanie stając na równe nogi, wsuwając przy tym dłonie w kieszenie spodni. Pytanie może było bez jakiegokolwiek znaczenia, lecz im wiedział więcej szczegółów teraz, tym lepiej. Nie chciał być nieprzyjemnie zaskoczony na miejscu, a już na pewno nienawidził, gdy coś nie szło zgodnie z planem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może i nie powinna odczuwać poczucia winy, ale jednak właśnie to czuła. Mogła przecież wcześniej odkryć prawdę. Rozejrzeć się wokół i dostrzec to co przez lata starała się pomijać. Dziwne telefony o zaskakujących porach dnia, wyraz podenerwowania na twarzy ojca po nich, rozmowy za zamkniętymi drzwiami gabinetu i irytacje, gdy tylko pragnęła dowiedzieć się czegoś więcej o jego aktualnych zleceniach. Jasne, było to jedynie nic nie znaczące z pozoru kwestie, ale gdyby tylko wcześniej wykazała się większą dociekliwością, to może udałoby się go wtedy przekonać do odejścia, a nie teraz gdy okazywało się, że słowa są już bez znaczenia.
- Nie obchodzi mnie to czy mógłby chcieć mnie w to wrobić. Liczy się tylko i wyłącznie to, aby położyć temu kres - westchnęła przeciągając palcami po włosach. Wszystko działo się tak szybko. Jeszcze niedawno nie miała pojęcia o całym tym bałaganie, a teraz stała przed Hamiltonem i wraz z nim knuła plan zrównania całej firmy ziemią. Za dużo w zbyt krótkim czasie, ale przecież nie mogła czekać. W niczym by to nie pomogło.
Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, kiedy postawił przed nią szklankę wypełnioną bursztynowym płynem. Alkohol nie wydawał się rozwiązaniem, jednak musiała się napić. Wyraz goryczy przemknął po jej twarzy wraz z pierwszym łykiem. Zwykle wolała jednak rozcieńczać procenty - Nie - mruknęła zanim z jej twarzy zniknął grymas. W tym aspekcie liczyła na niego. Zdawał się być bardziej doświadczony w tego typu sprawach i chyba się nie pomyliła.
Nie próbowała nawet się wtrącać, gdy dyktował jej swoje pomysły. Zapewne jedynie by go rozproszyła, a teraz zależało jej na tym, aby był w pełni skupiony.
O mało się nie zakrztusiła, gdy zasugerował jej wzniecenie pożaru. W pierwszej chwili myślała, że był to niezbyt adekwatny do sytuacji dowcip, jednak on zdawał się być całkowicie poważny. Oparta o drewniane biurko z uwagą mu się przyglądała z coraz to większym niedowierzaniem - Dość drastyczna opcja - stwierdziła, jednak po chwili doszło do niej, że nie był to wcale taki zły plan. Może gdyby wciąć na cel nie całą firmę, a jedynie jej najgorszą część, to miałaby to jakiś sens. W popiół zamieniłaby się wszystko, co nigdy nie powinno się tam pojawić. - Jednak gdyby ograniczyć się jedynie do magazynów, gdzie przechowywany jest cały towar to straty wciąż byłyby ogromne, ale firmę udałoby się odbudować, a ludzie nie straciliby miejsc pracy - nie chciała iść po trupach do celu. Wtedy stałaby się taka sama jak reszta rodziny. Musiała sprawić, aby konsekwencje swoich czynów odczuły jedynie konkretne osoby. Najlepiej byłoby podpalić jedynie nie do końca legalne towary, ale wątpiła, że byłoby to możliwe. - Wejście tam nie będzie trudne. Problem w tym, że nie chcę aby ktokolwiek ucierpiał. Gabi po naszej kłótni zapewne się zabezpieczyła i wątpię, że zostawia firmę bez opieki. Ochroniarze mogą nie być nawet świadomi jaki towar przetrzymywany jest w magazynie. Najlepiej byłoby gdyby wszyscy się stamtąd ewakuowali, gdy dojdzie do pożaru - odparła obracając w dłoniach szklankę. Ogień mógłby się rozprzestrzenić i niewinny osoby mogłyby zostać ranne. Nie mogła do tego dopuścić. - Można byłoby włączyć alarm przeciwpożary, jednak trzeba byłoby wyłączyć wcześniej zraszacze i opóźnić przyjazd służb - w innym przypadku ich działania nie miałaby sensu. Potrzebny był czas, aby wszystko to co powinno poszło z dymem.
- Z pewnością moja druga siostra. Jo jest prawnikiem. Nie angażuje się w to bezpośrednio, jednak w trakcie rozmowy zrozumiałam, że w razie problemów ma zamiar zareagować. O wszystkim wie również mój brat, jednak się od tego odciął. Wątpię jednak, że stanie po mojej stronie w razie problemów - skrzywiła się lekko. Brando może i nie pochwalał działalności ojca, jednak wyraźnie kazał jej odpuścić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W przeciwieństwie do Maeve, u której ten pomysł powoli, ale sukcesywnie kiełkował, on oczami wyobraźni widział siebie jako szalonego piromana, niszczącego obiekt pełen zła. Oczywiście, był to przerysowany obrazek, niemniej w tym wszystkim miał też swoją agendę. Mimo faktu, że skonfrontował się osobiście z Gabriellą, to według niego nauczka i odwet były wciąż za małe. Do tego, to on wyszedł na tym gorzej, wracając wtedy z raną postrzałową w klatce piersiowej.
- Ja zniszczyłbym wszystko. I magazyny i firmę. Same punkty zatowarowania mogą nie wystarczyć, jeśli chodzi o zaprzestanie działalności. W końcu twoja rodzina znajdzie nową lokalizację. Zrobimy jednak po twojemu. Jestem przekonany, że narobimy wystarczających szkód. – przytaknął na szczegóły planu, rodzące się w głowie kobiety. W końcu to była jej akcja i nie zamierzał wychylać się za bardzo do przodu. Był tylko pomocnikiem oraz jej zabezpieczeniem przed wszystkimi konsekwencjami. Współwinnym również, ale swoją decyzję brał na siebie.
- Raczej grzecznie nie wyprosimy ochroniarzy na pięć minut. Jeśli jak mówisz, są niezbyt kumaci w tym, czego pilnują, nie powinniśmy mieć problemów z wejściem. Przynajmniej ty. W końcu nosisz to samo nazwisko co właściciele. Zakładam, że nie orientują się w waszej rodzinnej sytuacji. Mogłabyś wtedy przemknąć i wpuścić mnie gdzieś od tyłu. Z drugiej strony, mogli dostać ostrzeżenie na temat twojej osoby. Zawsze mógłbym wynająć paru gachów, którzy by nam pomogli, absorbując ich uwagę. – wciąż myślał głośno, przeplatając swoją wizję i propozycje, z tymi Thompson. Byli już bardzo blisko. Zostało parę detali, zwłaszcza jeżeli chodzi o wejście i wyjście. Oczywiście świadomi tego, co robią i jakie ryzyko to niesie muszą brać również pod uwagę, że coś może nie pójść zgodnie z planem.
- Mógłbym spróbować przekonać kogoś, kto pod przykrywką inspekcji wyłączyłby środki zapobiegawcze przed pożarem. Pytanie, czy w ogóle zostałby wpuszczony na teren. Dlatego trzeba się upewnić, że będziemy mieć odpowiednią ilość środka zapalającego. O to się jednak nie martw, na pewno to załatwię. – on zapewniał materiały, ona dostęp. Wszystko jak dotąd zgrywało się mniej lub bardziej. Wierzył, że mały rekonesans przed akcją również się przyda.
Sam zdumiał się, gdy wtajemniczonych w przemyt Maeve wymieniła resztę swojego rodzeństwa. To tworzyło już całą rodzinę, poza nią. W pewien sposób był ciekaw, jak to się stało, że o niczym nie wiedziała. Teraz, kiedy obserwował lekarkę, która zdawała się być wykluczona w ten sposób z rodziny już dawno temu żałował, że spotkał ją taki los. Co prawda sam znał historię bardzo szczątkowo, lecz nie miał podstaw, by jej nie wierzyć. Raczej nie spodziewał się wielkiego zwrotu akcji, w którym to okazuje się, że to Maeve postanawia wykosić rodzinę z biznesu, zostając jedyną, władającą całym transportem. Oczywiście, nie trzymało się to kupy, a i do samej zainteresowanej po prostu to nie pasowało.
- Nie martw się niczym. Zapewnię ci jakiekolwiek bezpieczeństwo. Gdybyśmy musieli natychmiast zniknąć, to również się stanie. – zagwarantował jej to osobiście. Nikt nie mógł przewidzieć, jak wszystko się potoczy, jak się skończy, ale lepiej było dmuchać na zimne. – Czeka nas zatem ognista pierwsza randka. – rzucił już trochę luźniej, przystając przed Maeve po okrążeniu wolnym krokiem swojego gabinetu, gdy jednocześnie myślał nad planem. – Za sukces… I świat bez narkotyków. – teraz to już powiedział chyba bardziej żartobliwie, chociaż jak to było u niego, mina niczego nie zdradziła. Stuknął się szklankami z młodą lekarką i pochłonął całą zawartość swojej paroma łykami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeszcze parę dni temu nie przypuszczała, że będzie planować wzniecenie pożaru w rodzinnej firmie. Wydawało się to tak abstrakcyjne i nieprawdopodobne. Rozwój działalności przestępczej chciała zakończyć popełniając inne przestępstwo, ale czy w obecnej chwili miała jakieś inne wyjście? Nie. Musiała posunąć się do czynów, które były na granicy jej moralności i liczyć na to, że obędzie się bez niewinnych ofiar, co w tym przypadku wcale nie było taki oczywiste. Nie dało się kontrolować żywiołu. Ogień mógł się rozprzestrzenić i najważniejszą w tej chwili kwestią było to, aby nikt nie stał na jego drodze i przypadkowo nie ucierpiał.
- Pamiętaj, że nie chodzi mi o całkowite zniszczenie rodzinnej firmy, a jedynie jej części, która nie jest zgodna z prawem - podkreśliła, aby nie zapędzał się za bardzo. I tak była już pewna, że spalenie zawartości magazynów będzie dość poważnym ciosem dla Gabi i ojca. Oby tylko nie zdołali się po nim podnieść.
Przegryzła usta w zastanowieniu i oparła się dłonią o biurko. Ochroniarze byli najtrudniejszą przeszkodą do pokonania. Trzeba było ich unieszkodliwić bez wyrządzania im większej krzywdy.
- Halotan działa usypiająco. W dokumentach widziałam listę pracowników. Mogłabym sprawdzić w szpitalu ich karty zdrowia, żeby zobaczyć czy żadnemu nie zaszkodzimy podając tą substancje. W obecnej chwili będzie to trochę trudne, ale dam radę - nie była w stanie zrobić tego sama ze względu na swój ostatni "wypadek" przy pracy. Wciąż nikt nie postawił jej zarzutów, a sekcja zwłok miała się dopiero odbyć, ale nie chciała zjawiać się szpitalu. Po pierwsze dlatego, że nie wytrzymałaby emocjonalnie, a po drugie z powodu urlopu, który wzięła na czas rozwiązania rodzinnych zawiłości. - To wziewny środek usypiający. Wystarczyłoby jedynie wpuścić gaz do środka, a Twoi ludzie wynieśliby później ochronę z budynku. Trzeba byłoby go tylko zdobyć - ta ostatnia kwestia nie była już taka łatwa, ale coś jej podpowiadało, że Alexander może mieć swoje dojścia - choć czy nie była to już trochę hipokryzja? Niszczenie nielegalnych dostaw za pomocą środka zdobytego również w sposób niezgodnie z prawem? Jednak czy w obecnej chwili miało to aż takie znacznie? I tak zamierzali już popełnić przestępstwo. - No i nie mogłabym tam wejść przedstawiając się jako ja, bo jestem pewna, że Gabi zastrzegła sobie, aby mnie nie wpuszczać. Jednak jestem przekonana o tym, że nie pomyślała o tylnym wejściu dla personelu sprzątającego. Zwykle bywało otwarte, więc tym razem również powinno być - odparła, przypominając sobie jak jej ojciec z irytacją walczył z pracownikami upominając ich za każdym razem o domykaniu drzwi. Nie dawało to większych skutków i w końcu odpuścił. Zresztą i tak wynajmował ochronę, więc teoretycznie nikt nie powinien się przez nich przemknąć. Teoretycznie.
- O ile będzie miał odpowiednie zaświadczenia do przeprowadzenia inspekcji, to powinni go wpuścić - uśmiechnęła się mówiąc oczywiście o podrobieniu takich dokumentów. Wątpiła, że ktokolwiek by w to wnikał. - Ale masz racje. Zawsze istnieje możliwość, że się nie uda, więc lepiej wziąć większą ilość środka zapalającego - zgodziła się z nim i przysiadła na biurku. Cały plan, choć wymyślony w krótkim czasie, brzmiał dobrze. Nie była jednak pewna, czy na pewno o wszystkim pomyśleli i wtedy właśnie w jej głowie zapaliła się czerwona lampka - Monitoring - wymamrotała - Trzeba będzie go wyłączyć. Gabi nie może mieć dowodów na to, że to my. - wtedy istniała możliwość, że może ich szantażować ujawnieniem nagrania. Zwłaszcza dla Hamiltona byłoby to bardzo niekorzystna sytuacja. Prasa zapewne nie dałaby mu spokoju. Nie można było dopuścić do tego, aby był jakikolwiek dowód potwierdzający ich udział w wznieceniu pożaru - Znasz może kogoś kto mógłby się tym zająć? - uniosła brwi. Jeśli nie to cały plan poszedłby do kosza. Nie mogła ryzykować. Gabi będzie chciała się zemścić i lepiej byłoby jej tego nie ułatwiać.
Ciężko był stwierdzić, czy bardziej złościło ją to, że jako jedyna nie miała pojęcia o rodzinnej tajemnicy, czy może fakt, że nikt poza nią nie postanowił tego zakończyć już wcześniej. Wszystko to nakładało się na siebie sprawiając, że znalazła się w miejscu jakim była teraz planując zamach na firmę ojca. Oczywiście, nawet Brando, który teoretycznie stał po jej stronie jej w tym nie wspierał. Nie rozumiał nawet, gdy mówiła mu, że nie jest w stanie odpuścić. Nikt z rodziny nie starał się zrozumieć jej motywacji - ale czy mogła wciąż nazywać ich rodziną?
- Mam nadzieję, że wszystko się uda i obędzie się bez znikania - mruknęła i zawiesiła na nim wzrok. Całe to planowanie poszło o wiele lepiej niż przypuszczała. Pomysł z wciągnięciem w to Hamiltona nie był wcale taki zły - Ognista i niezapomniana - uśmiechnęła się, unosząc sugestywnie brwi i sięgnęła po szklankę z alkoholem - Za sukces i udaną współpracę - mruknęła unosząc szkło ku górze i upiła parę łyków bursztynowego płynu

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „3's & 7's”