WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

41 Kilkudniowa burza wisząca nad Seattle przyniosła większe zniszczenia, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Ucierpiało na tym wielu ludzi, między innymi staruszkowie, mieszkający w lokalnym domu spokojnej starości. Jedno ze skrzydeł ogromnego budynku zostało zniszczone przez powalone konary drzewa. Mieszkańców trzeba było przekwaterować. Kondycja wielu z nich pogorszyła się z powodu nadmiernego i nadprogramowego stresu. Jacob chciał do nich na początku wysłać któregoś z rezydentów, ale biorąc pod uwagę ilość pracy, jaką mieli przez ostatnie dni w szpitalu… Postanowił wstąpić do Domu Spokojnej Starości sam, wieczorem po dyżurze. Był skonany, ale przebadanie kilku staruszków, a większości przypadków po prostu chwila rozmowy i zainteresowania, nie powinny stanowić wyzwania.
Tuż przed wyjazdem ze szpitala, wysłał Josephine wiadomość, dlaczego skończy dziś później i gdzie go ewentualnie znajdzie. Wolałby spędzić ten czas inaczej – w końcu przedłużające się w nieskończoność dyżury sprawiały, że w zasadzie przez ostatnie dni mijali się z Alderidge w pokoju lekarskim. Ze zmęczenia kradnąc sobie nawzajem wyłącznie krótkiego całusa na przywitanio-pożegnanie.
Nie był jednak specjalnie zły. Zaakceptował ten stan rzeczy, jako przejściowy. Wiedział, że czeka na nich poważna rozmowa i odwlekanie jej nie służyło niczemu dobremu. Tym razem jednak to nie była jego wina. Siła wyższa.
Nie zabierał ze sobą lekarskiego kitla, pierwszego pacjenta przyjął we względnym spokoju, ale wkrótce dobra informacja obiegła resztę m i e s z k a n e k, które tłumnie zgłosiły chęć odbycia wizyty lekarskiej. Hirsch nie był tu anonimowy. Pojawiał się tu sporadycznie już od jakiegoś czasu. I najwyraźniej nie tylko Josephine uważała, ż Jacob był śliczny. Panie pacjentki, w wieku jego babci, ale czasem też i matki, przychodziły czasem z prawdziwymi, a czasem z wymyślonymi dolegliwościami, żeby przez chwilę z nim porozmawiać. Przynosiły ciastka. Ciasteczka. Chciały oferować zrobienie na drutach czegokolwiek, co sobie tylko zamarzy.
Był już naprawdę zmęczony, kiedy pielęgniarka zaproponowała mu herbatę, co przyjął z prawdziwą wdzięcznością.
Odstawił jednak filiżankę na biurko, kiedy usłyszał – jak mu się wydawało – głos Alderidge na korytarzu, a następnie reprymendę, której udzieliła mu jedna z mieszkanek, że „do pana doktora jest kolejka”.
Marcy, myślisz, że Josephine jest jedną z mieszkanek? Może potrzebujesz raczej konsultacji okulisty, a nie internisty… – Hirsch żartuje sobie, przelotem ściskając przyjaźnie ramię staruszki. Jacob nachyla się nad Posy z uśmiechem, żeby delikatnie musnąć ustami jej policzek.
Przybywasz z odsieczą? – pyta, ale szmer niezadowolenia przechodzi przez oczekujące na swoją kolej p a c j e n t k i.
Dobrze, już dobrze, zaraz wracam, dobrze? – rzuca tylko i ramieniem zagarnia Josie w głąb korytarza.
Chciałbym, żebyś zerknęła do pokoju 212. Pani Jenkins skarży się na ból ramienia, w trakcie burzy, próbowała zejść po ciemku ze schodów, ma złamaną nogę, więc nie wychodzi z pokoju. A przy okazji, w odróżnieniu od tamtego kółka adoracji, zdecydowanie nie jest moją fanką – uśmiecha się i korzystając z uwagi, że są sami, całuje ją odpowiednio na przywitanie.
Następnie wraca do pokoju, w którym przyjmował pacjentów i kończy herbatę. Wydaje mu się co prawda bardzo gorzka, ale szybko to ignoruje. Chce już to wszystko skończyć i wrócić z Josie do domu. Jednak w trakcie rozmowy z pacjentką, która zdecydowanie wygląda, jak jeszcze bardziej szalona wersja jego matki, zaczyna czuć się dziwnie. Przeprasza ją kilkukrotnie, ale ta każe mu się nie przejmować i pokrzepiająco poklepuje go po kolanie.
Dziwne.
Ale jeszcze dziwniejsze jest to, że świat zaczyna lekko mu wirować.
Kobieta skarży się na ból w klatce piersiowej i kłopoty z oddychaniem. Podciąga bluzkę, gotowa do osłuchania. Tymczasem Hirsch ma już problem z założeniem stetoskopu.
Maureen? – przygląda się pacjentce podejrzliwie – Dosypałaś czegoś do tej herbaty?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ciuch


Nie przeszkadzał jej fakt, że to praca zajmowała większość ich czasu, a zgodnie z umową zachowywali się w niej profesjonalnie. Może nawet za bardzo? Gdy do tej pory wzbudzali zainteresowanie ciągłymi zaczepkami, ciągłymi kłótniami i złośliwościami, a teraz wzbudzali ją zaskakującą ciszą. Okej, Posy nie raz i nie dwa pewnie nie dała rady ugryźć się w język, ale generalnie było zaskakująco dobrze. Pracowicie i dobrze.
Nie chciała wracać do pustych czterech ścian, więc uznała, że skoro ma możliwość – to mu pomoże. Praca w Domu Spokojnej Starości nie mogła być przecież aż taka ciężka, prawda? Parę recept na chore serce, parę na innych starcze dolegliwości i wysłuchanie starszych osób, które czasami właśnie za tym najbardziej tęskniły. Chociaż ewidentnie nie miała wśród emerytów takiego brania jak Hirsch! Co zresztą niewątpliwie ją rozbawiło – Jestem pewna, że znajdę z panią Jenkins wspólny język – zażartowała złośliwie i wcaaaaale niechętnie odsunęła się od niego, żeby faktycznie ruszyć po schodach do wspomnianego przez niego pokoju.
Pani Jenkins okazała się być sympatyczną staruszką z głową na karku i dlatego właśnie wyśmiewała doktora Hirscha i jego kółko adoracji, bo te stare lampucery zupełnie straciły dla niego głowę, no oszalały. Josie nie mogła się nie uśmiechnąć pod nosem. Z jakiegoś dziwnego powodu musiała się zgodzić z jedną i drugą stroną… i właśnie badała jej ramię, gdy pod drzwiami dało się usłyszeć jakiś zaniepokojony szmer. Szepty trochę jak pod pokojem nauczycielskim – ja pukam, ale ty mówisz. Gdy już się odważyły wejść do środka – okazało się, że to opiekunki z ośrodka, które chciały poinformować Josie, że z doktorem Hirschem jest coś nie tak. Jak można się domyślić Pani Jenkins prychnęła wymownie, bo przecież miała rację! Alderidge musiała ją jednak przeprosić, obiecać że za chwilę do niej wróci.
Przed gabinetem trwało poruszenie, znowu usłyszała niezadowolone głosy, że wpycha się w kolejkę, ale no cóż… doktor Hirsch i tak chyba już skończył przyjmować na dziś. Dwie pracownice ośrodka pomogły mu się przenieść zza biurka na leżankę i to właśnie tam podeszła do niego Josephine, żeby przysiąść na brzegu, a kobiety zdały jej relację, co się właśnie stało – No Jake… to nie są pierwsze środki odurzające w twoim życiu, powinieneś sobie lepiej z nimi poradzić. – rzuciła lekko rozbawiona, bo… no nie mogła inaczej. Odpięła kilka górnych guzików jego koszuli, żeby oddychało mu się swobodniej i zabrała się za podciąganie rękawa, żeby móc się wkłuć w nie z płynami. Tylko tak mogli sobie z tym poradzić – przeczekać. Tym czasem Aldeirdge poprosiła pracownice, żeby poinformować, że na dzisiaj wizyty skończone, że tylko później zajrzy do pani Jenkins, ale żeby zabrali pacjentki spod drzwi – Starsza pani chciała cię odurzyć i wykorzystać. Zdajesz sobie sprawę Hirsch, że będę się z tego śmiać do końca życia?[/b] – wstała, żeby zgarnąć kroplówkę – tych na szczęście przy staruszkach nie brakowało i zestaw do wkłucia się w jego przedramię, żeby zaaplikować mu tą mieszankę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kontaktował jeszcze przez chwilę. Potem poszło już szybko. I tragicznie Trochę kręciło mu się w głowie, ale lepsze byłoby stwierdzenie, że zupełnie mu się tam pomieszało. Spojrzał tylko spanikowany w kierunku Josephine, ale ewidentnie nie chodziło już o to, że któraś z pań dosypała mu czegoś do herbatki. Jego umysł płatał mu figle i podpowiadał niesamowite historie, które wymalowały na jego twarzy prawdziwe przerażenie. Nie zdążył jednak odezwać się do Posy, bo do gabinetu weszła starsza, głośna, niezadowolona i nieustannie wzdychająca czarnoskóra pielęgniarka.
Doktorze Hirsch? Mówiłam! Mówiłam panu tyle razy. Proszę uważać na te stare raszple. Nie zostawiać ich samych w gabinecie. A już na pewno nie z otwartą szafeczką na leki. Są bardziej dziarskie, niż się panu wydaje. Niż opowiadają! – cały czas mówi, ale nawet nie spogląda w jego kierunku. Od razu kieruje się w stronę szafki z lekami i robi przegląd, żeby dowiedzieć się, co takiego rozłożyło właśnie sympatycznego doktora. Wzdycha, zagląda do kosza na śmieci i wykrzykuje energiczne –HA! A to suczy… – kobieta odsłania kawałek zasłonki i dopiero wtedy widzi Josephine. Nie wiedziała, że wspomniana „doktor Alderidge” wygląda tak, jak może to teraz zaobserwować. Urywa swoje zdanie, unosi wysoko brwi i pozwala sobie na sympatyczny, ale jednak ogromnie bezczelny komentarz. – Przynamniej wiemy skąd to roztrzepanie pana doktora… – mówi z przekąsem, ale zaraz po tym dodaje – Dosypała mu do herbaty połowę tabletki, no, GŁUPIEGO JASIA. Czasem podajemy je pacjentom przy niektórych zabiegach. To starzy, schorowani ludzie, nie ma powodu dodawać im cierpienia, często mocno się stresują. OCZYWIŚCIE JAK WIDZIMY NIE WSZYSCY, NIEKTÓRYCH NADAL TRZYMA WIGOR. Co ona myślała, że wrzuci mu tabletkę, a ten ściągnie portki?! Teraz to się będzie ledwo trzymał na nogach! Stare a głupie. STARE A GŁUPIE. No już, już Jacob, nic nie mów, bo będziesz tylko tego żałował – kobieta, nieco otyła, nachyla się nad mężczyzną, ale kiedy ten próbuje coś powiedzieć, od razu mu przerywa – Lepiej będzie, jak zabierzesz go do domu kochanieńka, spuść mu połowę tej kroplówy i zabierz do domu. Pielęgniarze pomogą ci go zabrać do domu. JAKE? Będziesz się tego jeszcze mocno wstydził – kobieta śmieje się, poklepuje go po policzku i kołysząc się, wychodzi z pomieszczenia.
Hirsch mruży oczy i spogląda na Posy. Jego wzrok nabiera miękkości, można byłoby powiedzieć, że nawet błogiego spokoju, kiedy jej się przygląda, ale jego słowa stawiają tę błogość w kontrze do tego, co mówi.
Josiee, widziałaś jej cycki? Czy to możliwe, żeby mieć TAKI BIUST? Przecież to jakiś o k a z natury…. – wygląda na naprawdę przejętego – Spałaś kiedyś z czarną kobietą? Zawszechciałemzaliczyćczarnoskórąkobietę. Może nie taką starą, ale taką… TAKĄ… Konkretną…OHHH, Josie, to nie tak, to nie tak… – próbuje podnieść się na przedramionach, kiedy jakby „dociera” do niego, co wygaduje. Nic bardziej mylnego. – Mogłabyś… patrzeć. Pozwoliłbym ci popatrzeć – zastanawia się ze wzrokiem zawieszonym w przestrzeni, czy aby na pewno, ale szybko przenosi na nią spojrzenie. – Ty też masz wspaniałe piersi. Wspaniałe. Niemożliwe jest objąć jeden dłonią – mówiąc to, unosi ręce do góry, jakby ten dotyk miał odtwarzać z pamięci –Takie PIĘKNE i MIĘKKIE, że aż niebywałe, że mogą być sztuczne. Bo są sztuczne, są sztuczne, prawda? Niepowinienempytać – jest chaotyczny i pewnie mówiłby bez przerwy i machał dłońmi w powietrzu bez przerwy, gdyby nie należało go spacyfikować, żeby nie wyrwał sobie przypadkiem kroplówki z ręki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Poczuła się oceniana, ale lata praktyki w pracy z pielęgniarkami nauczyły ją, że gdy nie zachodzi żadna paląca potrzeba – to lepiej trzymać język za zębami. Bo są złośliwe. Bo są wredne. I praca z obrażoną pielęgniarką to skaranie boskie, a przecież są potrzebne i zawsze lepiej mieć je po swojej stronie. Dlatego nic nie mówiła, a jedynie się lekko odsunęła, gdy kobieta nachyliła się nad Jacobem, a ostry zapach jej perfum uderzył w nozdrza Josephine. Uśmiechnęła się tylko pod nosem i skinęła, przyjmując jej radę – Dam znać jak będę potrzebowała pomocy. – przyznała, jednocześnie zabierając się za wbijanie pokaźnej igły w przedramię Hirscha. I wcale nie była przy tym szczególnie delikatna, był dużym chłopcem – da sobie radę. Podłączyła kroplówkę i słysząc jakiego brednie wychodzą z ust jej chłopaka ustawiła ją na trochę szybszy przepływ, żeby płyny jak najszybciej przedostały się do jego krwioobiegu i trochę go otrzeźwiły.
Bo pochyliła się nad nim lekko i uśmiechnęła się pod nosem – Wrócimy do tej rozmowy jak będziesz trzeźwy, dobrze? Ale… co jeszcze chcesz mi powiedzieć, Skarbie? – zaczęła, wiedząc że no cóż… może sobie na to pozwolić. Podpuszczała go, to oczywiste. Była święcie przekonana, że będzie mogła się z niego śmiać przez najbliższe sto tysięcy lat. I wszystko, co powie… zamierzała wykorzystać przeciwko niemu. Pielęgniarka miała rację w jednym. Będzie się tego bardzo długo wstydził – Chciałbyś zaliczyć czarną kobietę, chciałbyś żebym to oglądała i do tego uważasz, że mam sztuczny biust. Co jeszcze, Hirsch? To jest twoja chwila prawdy. Albo moja… nigdy nie będziesz tak szczery jak teraz. Może… może opowiesz mi coś o Rebecce? – to już był naprawdę cios poniżej pasa, ale od sytuacji na posterunku jego była żona zajmowała jej głowę zdecydowanie częściej niż tego chciała. Więc postanowiła wykorzystać sytuację. Ciągle też się lekko nad nim pochylała, oparta o gabinetową leżankę jedną ręką i jego tors druga. Nie spuszczała z niego wzroku nawet na sekundę, nawet na moment. Czy jego słowa ją uraziły? Może powinny, ale nie… postanowiła, że po prostu wrócą do tego tematu jak wytrzeźwieje. I nie, nie tematu murzynek, do tego nie zamierzała nigdy wracać, bo to nie wchodziło w grę. Ale był lekarzem! Facetem! Trzymał w garści na pewno niejedną pierś i nie potrafił rozróżnić prawdziwej od sztucznej? No aż musiała prychnąć. Bezczelny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sprytne. Powiedziałby jej wszystko, jak dziecko przyłapane na kłamaniu, bo w jego umyśle nie było ani odrobiny logiki. Myśl przemknęła po ciemnoskórej, wyimaginowanej kochance, przez piersi Posy, a aktualnie Hirsch przyglądał się swoim dłoniom, zastanawiając się, czy na pewno są jego. Może ktoś mu je przeszczepił w międzyczasie? Wyglądał jak niemowlę, które w szoku odkrywa, że w ogóle ma ręce.
Tak kobieta… Ta kobieta… – wydawać by się mogło, że zaczyna mówić o swojej żonie. Wygląda na zestresowanego, a z każdym kolejnym jąknięciem, jego wzrok jest coraz bardziej przerażony – Myślisz, że ta kobieta, że ona, że ona próbowała dotknąć… że ona chciała dotknąć… Boże jej dłoń znalazła się tak wysoko na moim udzie, że myślałem, że ona w końcu dotknie JEGO – ciężko oddycha, przerażony jak mały chłopiec. Dopiero, kiedy Posy przypomni swoje pytanie, Jacob odpuści i zupełnie zapomni, co poruszyło go TAK MOCNO, zaledwie chwilę temu.
Rebeccaaaaaaa… – wydusza z siebie w końcu, chociaż wyraźnie widać, że zupełnie nie jest zadowolony. Trochę się dąsa, trochę wzdycha, trochę zerka na nią, jak niepewne dziecko, które nie wie, czy może coś powiedzieć. – To całkiem zabawne. Jak przez lata można wszystko udawać. Wiesz? Wiesz, że ona nie pojawiła się w tym szpitalu przypadkiem? – ciężko jest powiedzieć, o czym dokładnie Hirsch mówi. Czy przywołuje z pamięci jakąś konkretną sytuację, czy może odnosi się do samych początków swojej znajomości z żoną? – Wydaje mi się, że ona to wszystko przemyślała. Że to był plan. ŻE to był PLAN od samego początku. Ale nie, że od roku. Tylkooo od zawsze. Że potrzebowała… – rozprasza się na moment, ściąga brwi i już nie kończy tej myśli. – Nie rozumiem jeszcze tylko dlaczego wybrała mnie. I dlaczego dałem się tak oszukać. O S Z U K AAAAĆ! – mówi ostatnie słowo bardzo głośno i jakby traci jeszcze bardziej kontakt z rzeczywistością. – Czułem się zobowiązany do tego, żeby się nią zajmować. Przekonała mnie do tego, że jestem za nią odpowiedzialny. Wydaje mi się, że ja jej nigdy… Przynajmniej nie tak jak Josephine. Poznałaś Josie? – spogląda na Alderidge z uśmiechem, kompletnie nie rozpoznając w niej Posy. – Boję się, że się przestraszyła… Powiedziałem jej, że ją kocham. Ale chyba za szybko. Jaa… Boże, żebyś tylko miała okazję zobaczyć tę pyskatą dziewuchę, jej splątane włosy na poduszce, te wypieki i lekko spocone czoło. Nie ma przyjemniejszego widoku na świecie. Po prostu chciałbyś, żeby już, żeby już nigdy… CHOCIAŻ. CHOCIAŻ MAKARON Z OLIVE GARDEN Z KREWETKAMI TEŻ JEST TAKI PYSZNY. JADŁAŚ JUŻ COŚ? Może, może powinniśmy już iść… Boję się, że ta kobieta tu wróci i znowu zacznie… – Jacob spogląda spanikowany w stronę drzwi i na wszelki wypadek, w ramach OCHRONY, kładzie dłoń na swoim rozporku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jej plan częściowo działał. Częściowo. A może bardziej niż początkowo zakładała? Bo powiedział jej coś o Rebecce – niby nic, czego do tej pory nie wiedziała, ale dobrze było wiedzieć, że nawet nieracjonalny Jacob zaczyna wysnuwać jakieś racjonalne wnioski. Bo to co mówił mogło mieć sens… mogłoby, gdyby tylko miała okazję tą kobietę poznać. Bo gdzieś tam w jej głowie zakiełkowała myśl, że chciałaby tego. Chciałaby poznać Rebeccę. Chciałaby się dowiedzieć dlaczego to wszystko zrobiła, dlaczego od takiego czasu nie dawała mu spokoju, dlaczego się na nim mściła i czego chciała od niej. Sytuacja na komisariacie jej nie zdenerwowała, sytuacja na komisariacie ją wkurzyła – bo nie lubiła, gdy ktoś robił z niej idiotkę, a tak właśnie było. Ale nie dał jej szansy za długo myśleć o Rebecce, gdy płynnie przeszedł do niej.
Nie mogła się też nie uśmiechnąć. Może nawet lekko rozczulona tym, co o niej mówił. Na szczęście byli tu sami, więc nawet nie była bardzo skrępowana, chociaż normalnie nie była dobra w przyjmowaniu komplementów. Gdy był nieświadomy tego, że je z siebie wyrzucał – jakoś dawała radę – Zdążyłam ją poznać. – Josephine, oczywiście – I myślę, że nie jest wcale tak łatwo ją przestraszyć, doktorze Hirsch. Więc możesz spać spokojnie. – zdecydowała, uśmiechając się pod nosem – I jeszcze chwila. Nafaszerujemy cię trochę płynami, może chociaż trochę otrzeźwiejesz i zabiorę cię do domu. I słowo honoru, że zanim wyjdziemy, nie zostawię cię samego i nie pozwolę cię nikomu dotykać. – zaśmiała się, kręcąc lekko głową i wstając z tej krawędzi leżanki, na której do tej pory siedziała i przesiadła się na krzesło, które jedynie przesunęła trochę bliżej niego – Zrobię ci też makaron. Mam w zamrażarce krewetki, więc może i to się uda. – dodała i czy to nie była miłość? Jak mogłaby się przestraszyć tego, że wyznał jej uczucia? Było to niespodziewane, było to skomplikowane, ale koniec końców… to dobre uczucie. Takie, którego od bardzo dawna nie czuła, ale teraz było jej z nim dobrze – Kiedy ostatni raz widziałeś się z Rebeccą? – nie odpuszczała! Ciągle uważała, że to akurat złe, ale nie mogła sobie tego odmówić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przygląda się jej nieufnie, tak, jakby w końcu rozpoznał, kim jest. Wyciąga rękę w jej kierunku i dotyka palcami jej policzka, potem też ust. Uśmiecha się szeroko do myśli, jaka krąży mu po głowie. Kompletnie ignoruje jej pytanie, ale z pewnością jeszcze do niego wróci. Jego umysł działa bowiem na własnych obrotach.
Widziałem się ostatnio z Kaylee. I widziałem Kaylena. To jest… TAKI śliczny chłopiec. I tak pięknie mówi. Całymi zdaniami, wiesz?! To m o j e dziecko. W życiu nie byłem czymś bardziej przerażony. Nawet Rebeccą. Nawet tym, żeeeeee wyznałem ci miłość w trakcie seksu. Ale bycie ojcem too… Nieodwrac –przerwa na czkawkę–
wracalne. Niewracalne. Alee pomyślałeemteż, że chciałbym. Mieć. Jeszcze. Dzieci. Z tobą. Że nie ma piękniejszego widoku niż kobieta w ciąży i że chciałbym. Ohbożeposy, ja po prostu chciałbym, żeby to się nie zepsuło. I żeby mogło trwać już do KOŃCAŻYCIA. Kupiłbym ci dooooom iii mógłbym wreszcie odebrać od matki Leo na stałe, bo nie demolowałby mieszkania i… Może to fetysz? – przerywa nagle swój wywód i oddaje się innej myśli. – Myślisz, że facetów mogą kręcić kobiety w ciąży? Że mnie mogą? – AUTENTYCZNIE SIĘ ZASTANAWIA. Wtedy tez, przypomina mu się, że Josephine pytała o jego żonę.
Rebecca była w ciąży. A przynamniej tak twierdziła. Od tego chyba to wszystko zaczęło się sypać trzy lata temu. To znaczy… Nigdy nie było dobrze. Ale wiedziała, że ja bardzo tego chcę. Mam troje rodzeństwa, Judah ma troje dzieci, czego zawsze mu zazdrościłem. To nic złego, po prostu tego chciałem. Wydaje mi się, że wtedy też dowiedziała się o Kaylee, to niemożliwe, że nie wiedziała. Chciała mnie do siebie jeszcze mocniej przywiązać i… ukarać? Straciła dziecko, kiedy pracowałem jeszcze poza Seattle. Byłem w pracy i miałem się czuć winny. Ale w Los Angeles udało mi się d o s t a ć do jej dokumentacji medycznej. Nie ma tam słowa o dziecku. Ja… – Hirsch mruga energicznie powiekami, odzyskując pomału świadomość. Chociaż częściowo. Ocknął się w połowie opowiadanej przez siebie historii i chociaż nie wie, dlaczego zaczął o tym mówić, nie zamierza przestać. Z trudem przypomina sobie, co chciał powiedzieć, chociaż nie pamięta, że to Posy zadała pytanie. Podnosi się powoli na przedramionach i siada na leżance. Wciąż kręci mu się w głowie. Wciąż skupienie kosztuje go dużo wysiłku. Patrzy jednak na nią odrobinę przytomniej.
Kiedy widziałem moją żonę rok temu… Przyjechałem do domu, mamy wspólne mieszkanie w Ballard. Musiała znaleźć wcześniej papiery rozwodowe. Najwyraźniej wydawało jej się, że mimo tego całego syfu i nieszczęścia, który nam zafundowała… Wydawało jej się, że ma nade mną kontrolę. Że nigdy jej nie zostawię. Ale miałem dość. Rebecca jest toksyczna. A ja dałem się oszukać, przez lata naprawdę wydawało mi się, że jestem za nią odpowiedzialny, że nie ma nikogo więcej, że jest ode mnie tyle młodsza i ja m u s z ę się nią zająć.
Odbiło jej. Zrobiła scenę, była na prochach. Posy w naszym domu… Noże były pod kluczem. Okna miały odkręcone klamki. Nie było luster, ani ostrych przedmiotów. Bałem się, że kiedyś zrobi sobie krzywdę. Wtedy chciałem ją uspokoić. Zawsze mam… I miałem zestaw lekow na odtrucie. Wystarczyło podać jej niewielką dawkę dożylnie i odpływała – rano było lepiej. Ale nie wiedziałem, że wzięła jakiś syf wcześniej. I przysięgam, przysięgam, że w tej zamykanej szafce niby nie było innej fiolki. Tylko ja miałem klucz, wydawało mi się, że tam nie zagląda…
– Hirsch pociera palcami powieki z ogromnym poczuciem deja vu. Niedawno to samo musiał powiedzieć Judahowi.
Podałem jej złe leki. Inny składnik aktywny, za duża dawka. Zdrowe serce by tego nie wytrzymało, a co dopiero organizm zniszczony długimi latami nadużywania wszystkiego, co wpadło jej w ręce. Odwiozłem ją do ośrodka odwykowego, który ma swój własny oddział ratunkowy i… Zostawiłem ją tam. Zostawiłem ją na tym jebanym podjeździe, obserwując z odległości, czy na pewno się nią zajmują. I NIE WIEM, co stało się dalej. Nie mogłem niczego się dowiedzieć. Jej rodzice odrzucali moje połączenia. Byłem przekonany, że nie żyje. Nie mogła tego przeżyć, rozumiesz? Nie chciałem być za to odpowiedzialny. Z jednej strony czułem ULGĘ, że w końcu zniknęła z mojego życia, ale… To był mój błąd, a ja po tylu miesiącach wciąż nie rozumiem, jak mogło się to wydarzyć… I wciąż nie wiem. Nie wiem, co się wtedy stało. Nie jestem przekonany, czy ta noc naprawdę wyglądała tak, jak to zapamiętałem. Ale Rebecca żyje. ŻYJE i ostatni raz widzieliśmy ją oboje, w Nowym Jorku – Hirsch prycha cicho, wzrusza ramionami i wyciąga prowizoryczny wenflon z ręki. Zgina przedramię i nieco mętnym wzorkiem przygląda się Josie w oczekiwaniu na reakcję.
Nawet jeśli za moment znowu zacznie wygadywać bzdury to… To czysta prawda.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie dawał jej wielu szans na wtrącenie się. Zresztą zrzucał na nią takie bomby, że nawet nie wiedziała, czy byłaby w stanie coś odpowiedzieć. Nie wiedziała kiedy jest sobą, a kiedy przemawiają przez niego leki, które dostał od nawiedzonej staruszki tęskniącej za mężczyzną. Siedziała na tym krześle, pochylona lekko w jego stronę, przyglądała mu się i tylko mrugała. Raz za raz mrugała coraz bardziej trzepocząc ciemnymi rzęsami, bo o była jedyna reakcja, na którą było ją stać. Ocknęła się dopiero, gdy zaczął wyciągać sobie wenflon – zerwała się i zrobiła to za niego, jednocześnie sięgając po gazik i plaster, żeby mu tą niewielką dziurę profesjonalnie zabezpieczyć. Właśnie powiedział jej, że chce mieć z nią dzieci… a później, że prawie zabił swoją żonę. Że zostawił ją w ośrodku i nie dowiedział, co się z nią stało. Nie była pewna, co bardziej ją poruszyło. Zagryzła wargę i złapała go za podbródek, żeby na nią spojrzał. Przez chwilę przygląda mu się przez moment, dwa… jeszcze był naćpany, jego wzrok nie był tak bystry jak zawsze. Pochyliła się w jego stronę i przyłożyła wargi do jego czoła, składając na nim miękki pocałunek. Pełen troski i uczucia. Tak jak powiedziała przed chwilą – nie była taka strachliwa. Nie było łatwo ją przestraszyć, nawet takimi historiami.
Może dlatego, że sama nigdy nie była święta, tak? Może nie była nigdy bliska zabicia człowieka, ale wierzyła, że to co wydarzyło się w mieszkaniu Hirscha to był czysty przypadek, ale też na swojej drodze zraniła wiele osób. Nie była krystaliczna. Gdy wspomniał o dziecku, poczuła nieprzyjemne ukłucie w dole brzucha. Nigdy mu tego nie mówiła i to też nie był dobry moment, żeby to mówić. Oprócz tego, że nie była jeszcze w wystarczająco dobrym miejscu swojego życia żeby decydować się na powiększanie rodziny to nie była nawet pewna, czy nie będzie musiała zapłacić za błędy młodości. Ta myśl trochę przysłoniła jej zdolność racjonalnego myślenia, gdy mówił o Rebece – To był wypadek, dobrze? Jake… nie jesteś niczemu winny. I wiem, że przez ostatnie lata zżerały cię wyrzuty sumienia, dlatego zacząłeś wariować od myśli, że ona jednak żyje, bo bałeś się konfrontacji. Ale to był wypadek, a ona była ćpunką. Jesteś lekarzem… wiesz, że każdy organizm może zareagować na coś inaczej niż powinien, nawet jeśli wcześniej miał to aplikowane sto razy. Ten sto pierwszy może wywołać taką reakcję chemiczną, że nie ma szans. Nie mogłeś tego wiedzieć. Jeśli ona faktycznie żyje i zatruwa ci życie, nam życie… to znaczy, że myśli zaskakująco racjonalnie jak na ćpunkę. Musi być czysta. I w końcu ją znajdziemy, rozwiedziesz się z nią i będziesz miał święty spokój. – naprawdę wierzyła, że mogłoby to być tak łatwe. Jeszcze raz musnęła jego czoło – Obiecałam jeszcze zajrzeć do pani Jenkins, więc poproszę pielęgniarzy, żeby zabrali cię do auta i poczekasz tam na mnie, dobrze? – nawet nie drgnęła czekając na jego decyzję. Musiała wiedzieć, że nie zrobi nic głupiego, nawet jeśli w jego żyłach ciągle urządzały sobie imprezę leki odurzające. Musiała wiedzieć, że może go zostawić, że będzie bezpieczny, bo… tak. Kochała go..
Nie wiedziała kiedy się to stało, jak to się stało… ale stało się.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Całus w czoło jest zaskakujący i przyjemny. Przypadkiem też miesza mu ponownie w głowie. Pozwala jej się odsunąć, chociaż z wyraźną niechęcią. Lek powoli przestaje działać, a Hirsch nie czuje się przez to najlepiej. Mruga kilkukrotnie powiekami, przez co można odnieść wrażenie, że ma załzawione oczy.
To nie mógł być przypadek. Nie pomyliłbym się… – mamrocze pod nosem, ale kiwa głową w potwierdzeniu i jako-takim kontakcie z b a z ą, że zgadza się zostać odprowadzonym przez pielęgniarzy do samochodu Posy. Cóż, swój będzie musiał odebrać następnym razem. Jednak, kiedy tylko rozbawieni panowie biorą go pod ramiona i instruują, że kobiety nie tracą wigoru nawet w podeszłym wieku, więc trzeba na siebie uważać, czasem nawet bardziej niż z młodymi… Jacob śmieje się niemrawo, jakby wszystkie jego działania działy się w slow motion. Kiedy jeden z mężczyzn próbuje otworzyć samochód i zniża rękę, żeby sięgnąć do klamki, Jacob reaguje gwałtownym –WOW, WOW, WOW, WOW. Czy ta ręka zmierza w miejsce, w które niiieeee powinnnaaa? – próbuje się wyswobodzić z uścisku, mimo że sam ledwo stoi na nogach. Pielęgniarze śmieją się i informują Posy, która pojawia się obok, że doktor Hirsch wciąż myśli, że jest napastowany.
No raczej, najpierw może jakaś kawa?! – odpowiada niezadowolony i finalnie daje się posadzić w fotelu pasażera, chociaż jego nogi wciąż wystają z auta. – Poza tym, JESTEM Z A J Ę TY – wyszarpuje rękę z czyjegoś uścisku, zanim nie dotrze do niego, że panowie są już gdzieś w tle, a teraz to szarpie się, ale z Josephine. Rozpogadza się jednak na jej widok i próbuje dosięgnąć jej twarzy dłońmi, chociaż nieco nieudolnie. Zachowuje się też tak, jakby kompletnie zapomniał, o czym odpowiedział jej przed chwilą.
Potrzebuję… Potrzebuję, żebyś mnie… Mnie pocałowała – ściąga brwi jak małe dziecko, a na jego czole pojawia się potężna zmarszczka, jakby nad czymś się zastanawiał – Albo… Możemy to też zrobić w samochodzie! – odpowiada rezolutnie, chociaż ma problem już samym wejściem do auta. Finalnie niedostaje ani całusa, a jego wypowiadanym życzeniom akompaniuje tylko śmiech pielęgniarzy, którzy żegnają się z doktor Alderidge. Kiedy dziewczyna wsiada do samochodu, Hirsch obraca głowę w jej kierunku i wyciąga dłoń, której palce zaczepiają przelotem o jej pierś, jak małe dziecko.
Albo możesz mi ją chociaż na chwilę pokazać. Na sekundę. Na tyci-tyci chwilkę. Przecież nikt nie patrzyyyyyyy – odpowiada niczym Harry Potter na haju, kiedy spotkał profesora Slughorna po wypiciu Felix Felicis. A tabletki sedacyjne jako żywo nie są eliksirem szczęścia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wracając do pani Jenkins podśmiechiwała się pod nosem, chociaż jednocześnie wiedziała, że to będzie ciężkie popołudnie. W najgorszym wypadku zamierzała go po prostu nafaszerować lekami nasennymi i położyć do łóżka. Starsza pani zauważyła jej rozbawienie i widać było, że gdy Alderidge opowiedziała jej tą historię – sama się uśmiechnęła, a to dobrze jeśli chociaż na chwilę jej nastrój się poprawił.
Bo sam Hirsch? Był jak dziecko. Ze swoimi pomysłami, potrzebami i ciągłym gadaniem. Nieustannym. Josephine nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek wcześniej tyle mówił i to niezależnie czy głupot czy z sensem. Był męczący! Ale nawet nie mogła być na niego o to zła, bo przecież sam sobie tego nie zgotował – chyba, że prowokując starszą panią!
Za to za wyciąganie łap w stronę jej dekoltu dostał po łapskach, dokładnie tak jak dziecko – Jak na kogoś, kogo chciała wykorzystać starsza pani to teraz bardzo nie potrafisz utrzymać rąk przy sobie – skarciła go, uśmiechając się jednak pod nosem, a za chwile nawet po prostu śmiejąc – Oboże to naprawdę najlepsze, co mnie w ostatnim czasie spotkało. Nie mogę się doczekać aż wytrzeźwiejesz, zaczniesz sobie przypominać co wygadywałeś, a ja będę mogła się z tego śmiać i śmiać… i jeszcze trochę śmiać! – i była naprawdę szczerze rozbawiona, ale jednocześnie ani trochę nie żartowała. Zamierzała go bezczelnie upokarzać tym wspomnieniem przez resztę ich wspólnego życia. Chociaż tego dnia była wyjątkowo dobrą dziewczyną, która się nim opiekowała i zajęła się nim wzorowo! Jak na lekarza przystało.



/zt

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”