WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rhys doskonale znał to uczucie. Nie był idealnym synem, bratem ani przyjacielem. Nie był nawet idealnym partnerem, czego dowiodła jego była, dająca dupy innemu. Momentami zastanawiał się, czy miał w sobie cokolwiek, co mogłoby być docenione przez innych, ale równie szybko jak zaczynał o tym myśleć, odpuszczał sobie. Pogodził się z tym marnym losem, gdzie jego codzienność w głównej mierze opierała się na pracy i siedzeniu w domu w towarzystwie cholernego psa. Psa, z którym mógł pogadać, nie licząc przy tym na jakąkolwiek odpowiedź. Teraz zaś, gdy co nieco zaczynało się zmieniać, na nowo nabierał nadziei, że może być jeszcze dobrze. Że czarno biały świat, którym się otaczał, nabierze jakiś barw, które przypomną mu, że można się tym życiem cieszyć i czerpać z niego co najlepsze. Że nie trzeba się otaczać tylko i wyłącznie ludźmi, którzy albo zawodzili, odwracali się gdy wszystko się waliło, lub ściągali na wszystkich w swoim otoczeniu problemy. Na duchu podnosiła go myśl, że próbował być dobrym człowiekiem. Takim podobno w życiu było łatwiej, a to co dobrego się zrobiło, wracało ze zdwojoną siłą. Póki co nie widział, by faktycznie tak było, jednak liczył się z tym, że potrzeba było na to czasu. Pierwszy krok miał odbębniony. Spełniał jedno z największych marzeń. Wydawało mu się, że to dobry początek.
No im to na pewno obojętne — gorzej z żałobnikami, czy pracownikami kostnicy, którzy nie byliby zadowoleni z powodu ewentualnych opóźnień i to dość znacznych, jeśli wziąć pod uwagę to, że czekał ich bardzo długi dzień. Nie zmieniało to jednak faktu, że gdyby Blake dostał wezwanie do jakiś zwłok, to przecież Rhys nie trzymałby go siłą przy remoncie. Ba, osobiście wykopałby go do roboty bo nie będzie kumpel jej zawalał dla jego widzimisię.
Kto wie, może jednak ten karawan wiezie ich do nieba — zaśmiał się. Nie był człowiekiem wierzącym, a niebo i piekło było dla niego fanaberią, z którą nie sądził by ktokolwiek miał się po śmierci faktycznie spotkać. Miał to jednak gdzieś. Każdy wierzył w to, w co chciał wierzyć. Rhys za to wolał wyjść z prostego założenia, że po śmierci nie ma nic. Koniec. Ciemność. Brak świadomości, że się istniało. Żadnych zbłąkanych dusz, żadnej reinkarnacji.
Nie piję do ciebie, żeby nie było. Sam ostatnio miałem sporo na głowie — machnął ręką. Byli dorośli, mieli swoje sprawy i należało to uszanować. Ważne było to, że bez względu na to, czy minął tydzień czy miesiąc, to jeden drugiemu nie odmówiłby wypadu na piwo, czy głupiej pogawędki przed telewizorem. Za to cenił sobie tą znajomość. Inni po takim czasie, już dawno potrafili zapomnieć, że ktoś w ich życiu w ogóle istniał.
Myślę, że to pytanie jest zbędne — wymownie uniósł brwi i wzruszył ramionami. Jasne skończył z wyścigami. Długie miesiące trzymał się od nich z daleka i zarzekał się, że już więcej na żadnym się nie pojawi nawet w formie widza. Życie jednak zadecydowało za niego. Wyścigi okazały się być jedyną formą szybkiego zarobku tak dużej kwoty, by mógł sobie pozwolić na kupno lokalu. Gdyby miał się chwytać bardziej legalnych sposobów, prawdopodobnie miejsce, w którym właśnie się znajdowali, trafiłoby w inne ręce, a Rhys byłby w punkcie wyjścia, gdzie tygodniami jak nie miesiącami, szukałby miejsca idealnego — Luz, to już ostatni raz. Zarobiłem na co chciałem. Koniec z tym. Definitywny — zapewnił, choć zdawał sobie sprawę z tego, że pewnie nie było to zbyt przekonujące. W końcu była to śpiewka, którą powtarzał długo, a która nie znalazła pokrycia w rzeczywistości. Różnica polegała jednak na tym, że tym razem złożył obietnicę, której nie zamierzał złamać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Posiadanie żywej istoty jaką w tym przypadku był pies, było dla Blake'a w obecnym momencie jego życia zbyt angażujące, odpowiedzialne i wymagające czasu, aby zwierzak nie czuł się przez niego zaniedbywany. Inaczej zaś było z dwoma start-upami, w które zainwestował parę lat temu, czy też z bardziej aktualnym biznesem - zakładem pogrzebowym. Tu również musiał wykazać się konsekwencją w działaniu i tym, aby nie zaniedbać ważnych kwestii, lecz z jakiegoś powodu sprawiało mu to mniej trudu, niż większość interakcji międzyludzkich i próba bycia za kogoś (nawet jeśli chodzi o psa) odpowiedzialnym. O związkach nawet nie myślał, a uczucia zastępował niezobowiązującymi znajomościami, kończącymi się zazwyczaj po jednej, czy dwóch nocach. Nie chciał się do nikogo przyzwyczaić, ani - już mniej egoistycznie - sprawić, by jakaś kobieta (najprawdopodobniej: szalona, skoro chciała się z nim spotkać) mogła pomyśleć, że zależy mu na czymś więcej.
- Dziś wszyscy poza mną są w pracy, poradzą sobie w razie czego. O ile nie wydarzy się większa masakra i będziemy mieli napływ klientów - mruknął, w międzyczasie ściągając kurtkę i zastanawiając się, gdzie mógłby ją odwiesić, aby nie została zachlapana farbą, czy przypadkowo przewiercona. Zapewne spojrzał pytająco na Rhysa, a jeśli ten zasugerował mu gdzie mógłby zostawić odzienie wierzchnie, cofnął się do innego pomieszczenia i to zrobił, po krótkiej chwili wracając.
- Raczej do jakiegoś podziemnego, mrocznego świata - odpowiedział - w grudniu umówiłem się z pewną kobietą i przyjechałem po nią karawanem - oświadczył, ale nie na tym kończyła się historia, ponieważ gdyby taki był jej finał, całość zdawałaby się pozbawiona zarówno puenty, jak i kontekstu. Kumpel pomyślałby sobie jeszcze, że i ją tak pożegnał - a ów pani skończyła martwa.
- Zdziwiłem się, że nie uciekła jak dowiedziała się, czym będziemy się poruszać po mieście - rzucił z rozbawieniem - a ona dodatkowo pociągnęła temat i przedstawiła się jako Persefona, a ja zostałem Hadesem. - Daleko od niego było do raju i szczęśliwego zakończenia żywota. W tym wszystkim zapomniał dodać, że wcześniej się nie znali, a spotkanie zaplanowali za pomocą tindera, ale możliwe, że dawniej wspominał Rhysowi, że pewnie pomyśli, że już całkiem go powaliło, aczkolwiek ściągnął ów aplikację. Byłemu więźniowi - nawet temu uniewinnionemu - nie było najłatwiej zawierać nowe kontakty.
- Nie będę cię z tego rozliczał - powiedział od razu, unosząc dodatkowo ręce w geście kapitulacji. - Ani zachęcał, choć sam chętnie bym się przejechał w innej roli, niż jako eskorta - dodał ciszej, a wiotki uśmiech na parę sekund rozjaśnił mu twarz. Nie było to ani legalne, ani do końca bezpieczne, więc tym bardziej w jakiś pokręcony sposób kusiło Griffitha. Próbowanie nowych rzeczy było fajne. Zazwyczaj.
- W czym ci pomóc? - zapytał wreszcie, patrząc to na wiadra, to na jakieś narzędzia i finalnie osadzając pytające spojrzenie na twarzy mężczyzny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To samo mógłby powiedzieć Rhys. W obecnej sytuacji, gdy więcej czasu miał spędzać poza domem, pies wydawał się być ostatnią rzeczą, której potrzebował do szczęścia. Echo na całe szczęście potrafił jednak wytrzymać w samotności długie godziny, a brunet po powrocie do domu, wynagradzał mu to solidnym, aktywnym spacerem, który należycie pożytkował skumulowaną w zwierzaku energię. Dla Rhysa ważne było zaś to, że w momencie w którym został sam, miał towarzystwo. Niezbyt rozmowne, ale jednak jakieś. Żywe stworzenie dzielące z nim cztery kąty pomagało jakoś znieść pustkę, która zapanowała w domu pół roku wcześniej.
Odpukaj to. Pal licho remont, ale szkoda ludzi, nawet jeśli dają ci zarobić na jedzenie — burknął, pół żartem pół serio. Prawda była taka, że nie mieli na nic wpływu, a ludzie umierali i umierać mieli w dalszym ciągu, niemniej dobrze by było, gdyby do żadnej masakry nie doszło. Kiedy Blake pozbył się kurtki, wskazał na pomieszczenie, które miało robić finalnie za zaplecze, a które w pierwszej kolejności doprowadził do jako takiego porządku, żeby było gdzie trzymać ubrania, które do remontów się nie nadawały.
Okej, mów dalej bo zaczyna się ciekawie — zachęcił, zamieniając się w słuch. On sam chyba nie wpadłby na to, żeby jeździć po jakieś laski tym konkretnym środkiem transportu. Aczkolwiek gdyby go miał, to kto wie... — Podryw na karawan? Jak się dobrze spisze, to daj znać, wpadnę pożyczyć kluczyki — roześmiał się. Na to nie wpadł, ale z doświadczenia już wiedział, że niektóre kobiety wbrew powszechnej opinii nie były aż tak delikatne, by unikać trupów i wszystkiego, co wiązało się ze śmiercią. Bywały takie, które coś przyciągało do takich rzeczy i na swój sposób to podziwiał — Zostałeś Hadesem? A ta twoja Persefona jeszcze się odezwała, czy jednak robiła dobrą minę do złej gry i więcej jej na oczy nie widziałeś? — zagaił wciaż rozbawiony tą historyjką. Kiedy już ją jednak poznał, to oczywiście chciał znać finał i nie było zmiłuj, mógł nawet Blake'owi wiercić dziurę w brzuchu, jeśli byłoby to konieczne.
Nie ma z czego rozliczać. Przejechałem, zaspokoiłem potrzebę poczucia adrenaliny, zarobiłem. Koniec — odparł. Na całe szczęście wszystko się dobrze skończyło, ale mogło być różnie. Rhys wiedział jednak, na co się pisał i był gotów ponieść ewentualne konsekwencje. Nie pierwszy zresztą raz. Do dziś pamiętał ten dzień, kiedy dał się złapać i marnie na tym wyszedł. Za drugim razem, pewnie byłoby dużo gorzej — Za miastem jest świetna droga. Możemy kiedyś, jak uporam się z tym remontem tam wyskoczyć. Rozerwiesz się, jak tak cię do prędkości ciągnie — zasugerował. Okolice Seattle miały to do siebie, że nie brakowało terenów, na których można było docisnąć gaz. Ryzyko natknięcia się na patrol było znikome, a czasami nawet on musiał wsiąść w swój samochód i poszaleć bo w innym wypadku dostałby do głowy.
Dzisiaj chcę się zająć ścianami i sufitem. Jak widzisz, pozostawiają wiele do życzenia. Nowe gładzie się przydadzą. Trzeba to wszystko zabezpieczyć przed wilgocią — wyjaśnił. W jeden dzień nie mogli tego ogarnąć, bo doba była zdecydowanie za krótka, ale godzina też była jeszcze młoda, więc pozostało im wziąć się do roboty, by zrobić tyle, na ile czas pozwalał. Zwłaszcza, że raczej żaden z nich nie chciał tam kiblować do nocy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Po wyjściu z więzienia wydawało mu się, że jedynym czego potrzebował - była cisza. Swoje cztery ściany, których nie będzie musiał dzielić zupełnie z nikim. Między innymi od razu odmówił rodzicom powrotu do ich posiadłości w Queen Anne, z której wyprowadził się jeszcze gdzieś na początku studiów. To nic, że dom był olbrzymi, a ich tylko dwójka; nie widział tego zupełnie. On, dorosły facet miałby mieszkać pod dachem z matką i ojcem? Nie wiedział, czy to nie nakleiłoby mu jeszcze większej łatki niż fakt bycia eks-więźniem. Na kilka nocy zatrzymał się u kumpla, lecz nie chcąc mu dłużej zawadzać, przeniósł się na trochę do hotelu. Tuż przed podpisaniem dokumentów związanych z kupnem domu rzeczywiście pojechał do domu - na noc, czy dwie i głównie po to, aby mieć święty spokój. Wayne rozumiał jego potrzebę radzenia sobie w pojedynkę, za to Jackie planowała dokładnie opisać swoje przygody, streścić plan pisania książki i wybadać, czy na pewno będzie potrafił odnaleźć się w mieście. Chyba nawet przede wszystkim to ostatnie.
Nie mieszkał sam długo; splot wydarzeń sprawił, że po paru tygodniach dołączyła do niego przypadkowa współlokatorka. Młoda kobieta z Europy, wcześniej wynajmująca ów dom. Przedłużające się wakacje w rodzinnym kraju, problem z bankiem pośredniczącym w robieniu opłat - całość skumulowała się, a jej umowa najmu została rozwiązana przez błąd zawieszony w cyfrowej sieci. Po długich dyskusjach, rozważeniu za i przeciw - zamieszkali razem, częściej mijając się, niż wspólnie spędzając czas, ale... o dziwo, czuł się dobrze z tym, że w domu był ktoś oprócz niego.
- Dobrze byłoby, gdyby jeszcze te jedzenie dostarczali - mruknął pod nosem i zaśmiał się, kręcąc przy tym głową. - Może nie ci zmarli, ale... musimy pomyśleć nad współpracą z cateringiem. Najlepiej takim, który żywiłby i mnie. - Co jak co, ale kucharzem nie był najlepszym. Będąc jeszcze z Iv, najprawdopodobniej starał się jej pomagać (a może raczej: nie przeszkadzać za bardzo) w kuchni, samemu nie potrafiąc zrobić zbyt wielu potraw. Okej, miał parę popisowych, ale nie mógłby ich robić za często, bo bardzo szybko by się nimi przejadł.
- Odezwała się - potwierdził - mieliśmy się umówić, ale... - Wzruszył ramionami, w międzyczasie podchodząc do jednej ze szpachelek, by po chwili zwrócić uwagę na klej gipsowy, który na pewno też się przyda, jeżeli ściany posiadały ubytki. Odruchowo rozejrzał się po wnętrzu, chcąc tym samym zarejestrować większe nierówności.
- Kilka rzeczy mi wypadło, jeden wyjazd... - wymienił, przy okazji przez krótką chwilę zastanawiając się, czy Addie będzie miała to za złe, że tyle czasu milczy. Nie powinna, w końcu ich spotkanie nie było w żaden sposób zobowiązującym i Griffith nie nastawiał się na nie wiadomo co, jeżeli chodziło o kolejne. Wydawało mu się, że i ciemnowłosa ma podobne podejście.
- Jeśli będziesz chciał coś przewieźć... - Skierował wzrok na kumpla. - Niekoniecznie zwłoki... karawan też się całkiem nieźle do tego nadaje - zasugerował, pewnie przy okazji swojej przeprowadzki mówiąc Rhysowi, że do tego użył samochodu pożyczonego z pracy. Wcześniej rzecz jasna był nim na myjni, gdzie został dokładnie wyczyszczony, ale i tak - nieboszczyk w trumnie nie jest w stanie zabrudzić wnętrza.
- Trzymam za słowo - powiedział, dodając do tego szeroki uśmiech. Aktualnie należało się skupić na pracy, ale w wolnej chwili - był chętny do tego, aby rozluźnić się na szerokich drogach.
- Poza tym - ruchem głowy wskazał na ściany - coś jeszcze ostatnio wydarzyło się interesującego? - W oczekiwaniu na odpowiedź zrobił dwa większe łyki kawy i był gotowy do działania.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Podobno diety pudełkowe nie są takie złe. Swoje kosztują, ale masz zagwarantowane jedzenie na cały dzień — zasugerował. On sam swego czasu to rozważał, ale ostatecznie nie dał się skusić, bo pieniądze, które odkładał na studio musiałby przeznaczać na to, żeby ktoś inny przygotował i przywiózł mu tych pięć posiłków dziennie. Nie było to opłacalne i wolał samemu stanąć przy garach, a jak mu się nie chciało, to od czasu do czasu pokusił się o pizzę czy inne chińszczyzny.
Ale? Nie mów, że dałeś lasce kosza — Rhys się trochę obruszył, ale skoro kumpel dobrze czas z jakąś panną spędził i stali się tym duetem czuwającym nad zmarłymi, to nie rozumiał, jakie ale powstrzymywało go przed kolejnym spotkaniem. Zmarszczył czoło, nie odrywając wyczekującego spojrzenia od Blake'a.
Wyjazd? Wozisz dupę po świecie i nic o tym nie wiem? — uniósł lekko brwi, jednak wynikało to z ciekawości a nie z pretensji. Takowych nie miał. On sam przed kilkoma dniami gdybał nad wyjazdem i nie pomyślał o kumplu, a o nowej znajomej a jednocześnie współlokatorce i... przyjaciółce? Sam nie wiedział, jak powinien nazywać blondynkę, która zadomawiała się wśród jego czterech ścian, wnosząc do nich więcej życia, co niesamowicie Rhysowi pasowało, bo czuł jak z każdym dniem odzyskiwał do tego życia siły.
Zwłok w najbliższym czasie nie planuję, ale fakt większy bagażnik na drobne rzeczy może się przydać, jak zacznę się tu urządzać. Dzięki — Blake mógł być pewny tego, że Rhys poprosi prędzej czy później o karawan, na tyłach którego spoczęłyby zakupy ze sklepów z drobiazgami, nie oferującymi dostaw. W końcu studio to nie tylko meble i sprzęt. Alderidge chciał, by to miejsce miało duszę, a wizji dekorowania go miał od groma.
Ja również. Tak co nie stchórzysz jak przyjdzie co do czego — odparł ze śmiechem. Musiał kumplowi trochę dogryźć. Były to jednak żarty. Rhys nie znał umiaru w dociskaniu nogi do gazu, jeśli trasa na to pozwalała. Było niebezpiecznie, ale o to przecież chodziło. Nic nie dostarczało lepszej adrenaliny niż nadmierna prędkość i ostre zakręty.
Nic, a nic. Chyba, że ciekawostką będzie to, że ostatni raz widziałem się z siostrą kiedy przechodziła jakieś popieprzone załamanie nerwowe. Wpadłem do niej w święta z prezentem, ale jej nie zastałem. Prezent został u sąsiadki, która z tego co wiem, zdążyła go sobie przywłaszczyć bo Posy odezwała się jakiś czas temu i była zaskoczona tym, że w ogóle wpadłem. A ja... Cóż... — wzruszył ramionami i odstawił na bok swoją kawę — Nie chcę się narzucać stary, chociaż wydawało mi się, że żyję z nią w dobrej relacji. Wiem, że po tym jak rozleciał mi się związek, nie byłem wzorowym bratem, ale kurwa... Rodzina mi się sypie jak domek z kart — burknął chwytając za drugą szpachlę i wiadro z gotową już gładzią. Jeśli chodziło o prywatne życie to było mu cholernie ciężko. To, że z matką miał słaby kontakt, było czymś do czego zdążył się przyzwyczaić. Ojciec zmarł. Brat? Diabli wiedzieli gdzie się podziewał. Od dawna miał tylko siostrę. Jak się okazywało, nic nie mogło trwać wiecznie, w tym rodzinne koligacje. Bo o związku to już nawet mówić nie chciał. Było pięknie. Niemal idealnie. I co z tego? Kobieta się puściła, a on miał problem z odzyskaniem wiary w to, że kiedyś będzie normalnie i dobrze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Doceniał pomysł, zatem nie dlatego na propozycję diet pudełkowych wywrócił oczami i wypuścił ciężko powietrze. Na wolności był już od ponad pół roku, więc kilka wizji na to, jak usprawnić sobie życie już zdążył przerobić.
- Korzystałem z tego w sierpniu i chyba... listopadzie - powiedział, przez chwilę wahając się nad drugim miesiącem, ale tak, to musiał być listopad. Wtedy Lunarie chcąc dotrzymać pierwszej wersji umowy, poinformowała go, że zgodnie z nią wyprowadza się. Skłamała; wcale nie wróciła do Europy, a schowała się za dumą i... nocowała przez jakiś czas w kwiaciarni, w której pracowała. Blake dowiedział się o tym przypadkiem i... kolejną umowę sporządzili inaczej. Była między nimi, niepisana, na czas nieokreślony. Mogła mieszkać jeszcze przez tydzień, miesiąc, czy jeszcze dłużej, dopóki nie grali sobie na nerwy i nie planowali wzajemnie pozabijać. Griffitha dziwiło jednak to, że jako jedna z nielicznych ani słowem nie zapytała go o odsiadkę, wyrok, ani o to, czy faktycznie jest niewinny. Głupie pytanie, które padało niezwykle często (że też ludzie myśleli, że nawet gdyby winny był, to się przed nimi przyzna...) i... którego się spodziwał z jej strony. Czyżby nadal nie wiedziała, że mieszka z byłym więźniem? Ciężko stwierdzić.
- Nie dałem kosza. Nie miałem czasu, a potem miałem, ale uciekał za szybko - wyjaśnił pokrótce, następnie dłonią przeczesując krótkie włosy i ponownie wzruszając ramionami. Napisze pewnie do niej za jakiś czas - kiedy sytuacja się ustabilizuje, on poukłada swoje sprawy, nie będzie myślał o tym, że powinien sprawdzić wiadomości, czy wyszukać w sieci, czy nikt nie poszukuje zaginionego Lucasa, czy Petera, bo zdążył zapomnieć jak zamordowany przez Saoirse człowiek miał na prawdziwe imię, a jakim się posługiwał. Nadal miał to z tyłu głowy, bo pomimo tego, iż całość była wypadkiem, samoobroną, a później wszystko dobrze wysprzątali, to i tak... czuł, że ma krew na rękach i tym razem nie był niewinny, nawet jeżeli nie przyłożył się do jego śmierci.
- Następnym razem wyślę ci pocztówkę z wakacji - mruknął kpiąco - albo lepiej, przywiozę prezent - powiedział, notując sobie w myślach, że właśnie tak musi zrobić. Aktualnie nie zapowiadało się na żaden wyjazd, więc liczył na to, że do tego planowanego mu to nie ucieknie i nie okaże się gołosłowny.
- Już u niej lepiej, czy nie wiesz? - zagaił z zainteresowaniem. Z Posy znał się, choć określenie: znał, było chyba wyolbrzymione. Rhys pewnie nie wiedział (a Blake wtedy o tym nie pomyślał, będąc tuż po odsiadce, po kilku szklaneczkach whiskey i za bardzo zaabsorbowany jej osobą), ale miał z jego siostrą krótki, jednonocny epizod (o ile te ustalenia z relacji były aktualne, bo ustalaliśmy to z Posy sto lat temu)... Może bezpieczniej było nie kontynuować tematu ciemnowłosej?
- Pocieszy cię to, że moja matka ma romans i najwyraźniej małżeństwo moich rodziców jest jedną wielką fikcją? - prychnął mimowolnie krzywiąc się. Zawsze miał ich za niemalże wzór udanej relacji. Takiej, w której dwie osoby uzupełniają się i pomimo różnic potrafią świetnie dogadać. Teraz? Miał mieszane uczucia i nie wiedział jak podejść do tematu. Najpierw porozmawiać z nią, czy ojcem? A może żadnym z nich i poczekać aż sami posprzątają ten bałagan? Cholera, i tak źle, i tak niedobrze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

I jak? Smakowało chociaż, czy kasa wywalona w błoto? — dopytał, ciekaw tego, jaką Blake miał opinię na ten temat. Może jednak kiedyś by się na nią skusił, gdyby dostał pozytywną opinię od zaufanego człowieka? Nigdy nic nie wiadomo.
A zwolnił już? Bo jak tak, to może powinienem cię stąd wykopać, żebyś do niej poszedł, zamiast machać tą szpachlą? — odparł z uniesionymi brwiami, wskazując to na szpachlę to na drzwi. Jeśli teraz usłyszałby, że Blake chce pędzić do tej swojej Persefony, to wcale by go nie powstrzymywał. Jeszcze by mu sprzedał kopniaka w cztery litery na szczęście, żeby się nie okazało, że laska zdążyła o nim zapomnieć.
No i to rozumiem. Nie wiem, jakim cudem od razu na to nie wpadłeś — przewrócił teatralnie oczami. Nie, żeby mu jakoś bardzo zależało, ale jednak jakby już coś dostał, to pewnie by się ucieszył, że ziomek o nim pamiętał.
Pojęcia nie mam. Ostatni raz pisaliśmy po świętach, ale dyskusja skończyła się tak szybko jak zaczęła. Tak więc... Skończmy jej temat — wzruszył ramionami, bo co innego miał zrobić? Na siłę z butami w siostry życie wchodzić nie zamierzał. Widocznie na tym polegała dorosłość, że nawet te najbliższe rodzinne powiązania w końcu zaczynały się sypać. Trudno. Dorosły był, da sobie radę. Bez rodziców mógł żyć to i bez rodzeństwa da radę, świat się przecież nie zawali. Życie już nie pierwszy raz pokazało, że żadnej relacji nie można było brać za pewnik.
Pieprzysz... Myślałem, że ludzie z wiekiem są bardziej stabilni — zerknął na kumpla z ukosa, nie kryjąc niedowierzania. Nie sądził, że usłyszy takie rewelacje, ale zdecydowanie nie zazdrościł Griffitowi takich perypetii w rodzinie. Obojętnie czy było się dorosłym czy nie, pewnie nie było przyjemnym widzieć, jak małżeństwo rodziców się sypało. Zwłaszcza, jak widziało się ich relację oczami dziecka małego, czy dorosłego w samych superlatywach — Skąd w ogóle o tym wiesz? I błagam, powiedz, że nie jest jak matka Stifflera i nie przygruchała sobie jakiegoś małolata — dodał, nie chcąc się wdawać w jakieś ckliwe gadki o tym, jak mu przykro. Nie było co smęcić. Już lepiej pożartować. Tym bardziej, że nie sądził by Blake chciał jakkolwiek interweniować. Siłą rzeczy była to sprawa jego staruszków.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dawniej jego kubki smakowe były bardziej... wyrafinowane i bardziej starał się, aby jego dieta była zbilansowana i zdrowa. Później z wiadomych względów nie mógł wybrzydzać, bo przecież nikt w więzieniu nie miał zamiaru układać menu pod niego. Po wyjściu na wolność tolerował więcej produktów, a nawet polubił kilka takich, których wcześniej unikał... i wręcz przeciwnie.
- To całkiem... wygodne, o ile nie przeszkadza ci narzucony z góry wybór - stwierdził, pomiędzy złapaniem krótkiego kontaktu wzrokowego z kumplem, a sięgnięciem po kubek z kawą, z której upił większy łyk. - Chciałem mieć większy wpływ na to co jem i kiedy, dlatego zrobiłem sobie przerwę z tym luksusem - rzucił z rozbawieniem, przy ostatnim słowie wywracając oczami. Wiadomo, tanie takie rzeczy nie były, choć Blake akurat rzadko kiedy przejmował się kwestiami materialnymi. Do tego kolejnym minusem pudełek było to, że z góry narzucone było menu danego dnia, a nie zawsze miało się akurat na to ochotę. Po paru miesiącach ten sposób wrócił do łask, kiedy Griffith z zabawy halloweenowej wrócił ze skręconą kostką i dość intensywnymi przeżyciami zapewnionymi przez (MG) niebezpiecznych ludzi, którzy wkradli się na teren wydarzenia.
- Już drugi raz sugerujesz, że mam spadać - skwitował, odstawiając kubek i łapiąc wspomnianą szpachelkę. - W międzyczasie umówiłeś się z kimś na moje zastępstwo? - Uniósł pytająco brew, analizując, czy jego pomysł ma sens, czy zupełnie nie... I chyba na coś wpadł, zatem uśmiechnął się pod nosem.
- Może na ciebie czeka jakaś Persefona i dlatego tak się spieszysz - zagaił luźno, trochę z ciekawości, trochę dlatego, że liczył, iż Rhys w miarę szybko otrząśnie się po rozstaniu z kobietą i będzie potrafił zbudować stabilną relację, bez rozpamiętywania o dawnym niepowodzeniu. A nawet jeśli teraz było zbyt wcześnie na coś poważnego, to Blake nie był tym, który gani za jednorazowe, niezobowiązujące przygody.
Na temat Posy jedynie skinął głową, bo i na rękę było mu urwanie tematu i nie zagłębianie się w sprawy rodzinne z jego siostrą. Temat rodziców był zaś dla niego niekoniecznie wygodny, ani tym bardziej nie był pozytywny, więc poniekąd żałował, że się z nim wyrwał, ale... chyba musiał wreszcie komuś o tym powiedzieć.
- Kuzyn widział ją, jak na delegacji służbowej wychodziła z pokoju tego mężczyzny. - Huck był dziennikarzem, matka Blake'a - Jackie - reporterką, która nie bała się trudnych, wymagających zaangażowania i odwagi tematów. Poza tym była wolnym duchem; uwielbiała poznawać nowych ludzi, podróżować, czerpać z życia tyle, ile się dało, a może nawet jeszcze więcej. Nigdy jednak nie pomyślałby, że i z wiekiem wpadnie na to, by złapać innego faceta.
- Mi się udało przyłapać ich w restauracji. Była zbyt... zajęta, by mnie zauważyć - powiedział, pozornie nonszalancko wzruszając ramionami i zajmując się pracą, ze wzrokiem skupionym na ścianie i trzymanym w dłoni narzędziu. - Nie przyglądałem się, ale bliżej mu do sześćdziesiątki, niż trzydziestki. - Czyli zakładał, że najprawdopodobniej gość był w wieku jego rodziców.
- Co byś zrobił na moim miejscu? - Alderidge był inteligentnym, zaradnym facetem, a takich zawsze dobrze wysłuchać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No z tym może być różnie... — nie dało się ukryć, że zachcianki na dany dzień mogły być różne, a taki catering niekoniecznie musiał się w nie wpisać. Był to kolejny powód ku temu, by jednak zastanowić się dziesięć razy nad tym, czy warto w to w ogóle inwestować, bo jeśli miałby koniec końców chodzić głodny lub biegać do sklepu i stać nad garami gdy żywność z pudełek by się marnowała to nie miało to najmniejszego sensu. Na całe szczęście na ten moment nawet tego nie rozważał, ale nie mógł powiedzieć, że się to nie zmieni. W przyszłości miejsce mogło mieć wszystko, zwłaszcza jak wystartuje z interesem i na gotowanie nie będzie ani czasu ani sił.
Wydaje ci się. Ja tylko dbam o twoje życie uczuciowe. Chociaż wybacz, w twoim przypadku chyba powinienem mówić o życiu erotycznym — uśmiechnął się złośliwie, znając podejście przyjaciela do związków, które pokrywało się z jego własnym. Zobowiązania w relacjach z kobietami nie były Rhysowi potrzebne. Wciąż jeszcze zbierał resztki swojej męskiej dumy, która została zdeptana i to brutalnie. Po pozbieraniu jej do kupy, miała nastąpić walka o odbudowanie zaufania, jakim mógłby jakąś kobietę obdarzyć. Dopiero na samym końcu widział szanse na to, by w ogóle obdarzyć jakąś uczuciami, aczkolwiek brał pod uwagę to, że serce nie wybierało i w każdej chwili mogło mu dać do zrozumienia, że gdzieś na horyzoncie była laska, na którą powinien spojrzeć przychylnie, bez zerkania w swoją pogmatwaną przeszłość.
Nie ma żadnej Persefony, ale nie powiem, jest jedna laska z którą chętnie spędziłbym przyjacielski wieczór na kanapie z popcornem, piwem i dobrym filmem — wzruszył ramionami uchylając strzępka informacji o ostatnich zmianach ze swojego życia towarzyskiego. Te nie były jakieś olbrzymie, ale niewątpliwie wpływały dobrze na jego samopoczucie. Było to trochę egoistyczne zważywszy na okoliczności, ale na to już nic poradzić nie mógł. Cieszył się, że wracając do domu, miał do kogo mordę otworzyć.
To jeszcze o niczym nie świadczy. Skoro była w delegacji, to może wpadła dogadać jakieś służbowe sprawy — wtrącił. Być może było to naiwne myślenie, ale Rhys nie lubił snuć teorii spiskowych. Nie raz i nie dwa przekonał się, że często nie pokrywały się one z rzeczywistością, która była dużo mniej brutalna i pozbawiona jakichkolwiek czarnych scenariuszy. Szybko jednak machnął ręką, bo kolejne słowa Blake'a już nie brzmiały tak niewinne.
Chyba nie powinienem pytać, co masz na myśli mówiąc, że była zbyt zajęta? — uniósł lekko brew i pacnął trochę gładzi na ścianę gdzie było kilka ubytków, żeby zaraz ją rozprowadzić, gdy zastanawiał się nad tym, co zrobiłby na miejscu kumpla. Odpowiedź była prosta — Zapytałbym kim jest koleś, który nie wygląda jak mój ojciec — stwierdził. Nic lepszego mu do głowy nie przychodziło, ale czasami dobrze było stawiać sprawy jasno i walić prosto z mostu. Element zaskoczenia mógł zdziałać cuda i może matka Griffitha w tym zaskoczeniu dałaby po sobie poznać, że rzeczywiście coś jest na rzeczy, albo rozwiałaby wszelkie wątpliwości i uświadomiła wszystkim, że tajemniczy koleś jest po prostu dobrym przyjacielem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Życie uczuciowe Blake'a Griffitha umarło - i to dosłownie - ponad pięć lat temu, a on nie dopuszczał do siebie myśli, że kiedykolwiek ktoś będzie potrafił wzbudzić w nim głębsze emocje. Aktualnie najczęściej czuł obojętność zmieszaną z rozbawieniem (najczęściej kpiącym), albo znudzeniem. Czasami się denerwował - jak każdy - ale stosunkowo szybko mu mijało i ten stan ponownie leciał w dół, rozbijając się o apatię. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie do końca tak powinno być, ale wciąż nie umiał się zebrać i wciągnąć kreski, jaką zakupił tuż przed wpadnięciem na Lottie w okolicach klubu, z którego wtedy wychodziła z facetem. Zapewne gdyby nie to - i nie został jej eskortą - sprawdziłby ten sposób; narkotyki podobno potrafiły wydobyć z człowieka różne emocje, a on czuł ich ich deficyt. Dawniej, gdyby ktoś powiedział mu, że będzie rozważał wzięcie narkotyków... najprawdopodobniej najpierw by spojrzał na tę osobę z głębokim niedowierzaniem, a w następstwie wyśmiał. Cóż, pewnie podobnie zareagowałby na wiele rzeczy, które jednak się stały, a nie były w planach.
Śmierć na przykład ciężko zaplanować, a to ona pociągnęła za sobą lawinę...
- Skąd wiesz, że za tę przysługę... - urwał, ruchem głowy wskazując na trzymaną przez siebie szpachlę, którą zaczął już działać przy ścianie. - Policzę sobie w naturze? - Uniósł brew, tym razem posyłając Rhysowi dłuższe spojrzenie. Skoro sam wspomniał, że dba o jego życie erotyczne... Cienka linia, w jaką ściągnął usta nie wytrzymała długo tej sztucznej powagi, a Blake parsknął śmiechem i pokręcił głową. Nie miał nic do ludzi innej orientacji, ani odsiadka sprawiła, że zaczął gustować w facetach, ale miał na myśli coś zupełnie innego.
- Jak już otworzysz studio, to chcę być pierwszym klientem - poinformował - ewentualnie... drugim, o ile pierwszym będzie twoja koleżanka - powiedział, szczerząc się w szerokim uśmiechu. Niby nie chciał oddać zaszczytnego, pierwszego miejsca, a z drugiej strony - można było stwierdzić, że tym zagraniem to on dbał o interes (w sensie studio!) kumpla. Chociaż może w szerszym kontekście też mu się coś uda ugrać ze wspomnianą koleżanką, więc nie miał na myśli jedynie jego budżetu.
- Podawała mu tosta, bo dłoń miał zajętą trzymaniem na jej udzie. - Skrzywił się i wywrócił oczami, co chyba miało spowodować pozbycie się tego obrazu z pamięci. - Nie wyglądało to... ani służbowo i profesjonalnie, ani przyjacielsko - mruknął, lecz szybko pokiwał głową, kiedy Alderidge podsunął mu tak banalnie proste, a zarazem trafne pytanie. Czas na umówienie się z Jackie pewnie by znalazł, gorzej z chęciami, bo to ich brakowało.
- To miejsce - wrócił do tematu tatuaży - będziesz prowadził sam, czy masz w planach kogoś zatrudnić? - zapytał ze szczerym zainteresowaniem, chcąc poznać jego wizję na swoją przyszłą działalność.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pieprz się Griffith, wiesz co mam na myśli — burknął w oburzeniu, ale szybko zawtórował kumplowi śmiechem. Zabrzmiało niefortunnie, jednak Rhys był doskonale znany z tego, że słowa dobierał w taki sposób, iż można go było dwojako rozumieć. Na całe szczęście kto go znał, ten wiedział, że pewne teksty należało brać z przymrużeniem oka, a on doceniał, gdy były obracane w żart, tak jak miało to miejsce w tej chwili.
Jasna sprawa. Mam w planach zrobić dni otwarte, wpadnie trochę promocji to załapiesz się przy okazji na zniżkę — przyznał. Ten pomysł zrodził się w jego głowie przed kilkoma tygodniami i uparcie się go trzymał. Rhys miał więc nadzieję, że z biegiem czasu dopracuje go na tyle, by nie wyjść na minus, a przy okazji przyciągnąć do siebie ludzi. Wiadomym przecież było, że kiedy ktoś miał swoje sprawdzone studio, to niechętnie zaglądał do nowych miejsc. Jakby nie patrzeć, chodziło o oddanie swojego ciała w ręce drugiej osoby, a niektórzy tatuażyści lubili zostawić na skórze niezłego bubla. Trzeba sobie było więc jakoś radzić, by przyciągnąć klientów.
Okej, wystarczy... Nie chcę słyszeć więcej — skrzywił się, unosząc dłoń by powstrzymać Blake'a przed dzieleniem się kolejnymi informacjami. Wystarczyło to co usłyszał w połączeniu z psotną wyobraźnią, która opisaną sytuację obróciła w taką, która mogłaby dotyczyć jego matki. Aż się wzdrygnął na samą myśl o tym, że jego rodzicielka mogłaby się obmacywać z jakimś facetem i to w miejscach publicznych. Jedyne co pozostało, to współczuć Griffithowi, takich zawirowań w rodzinie.
Na pewno kogoś zatrudnię. Mam w planach ogarnąć dodatkowe stanowiska dla jednego, może dwóch pracowników i kącik dla kursantów. Może uda się znaleźć kogoś zdolnego, kto wpadnie na szkolenie i potem odbębni u mnie staż — odparł. Plany miał ambitne. Chciał rozkręcić swój biznes tak, by ludzie wychodzili od niego nie tylko z kolejnymi tatuażami przyozdabiającymi ich skórę, ale również z jakąś wiedzą, jeśli tak jak on chcieliby obrać tę konkretną drogę w swojej zawodowej karierze — A co, szukasz nowej roboty? Trupy cię znudziły? — dopytał z rozbawieniem, zerkając na kumpla.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W tym - jak i wielu innych aspektach - również się zgadzali, więc Blake bez chwili namysłów wiedział, o co kumplowi chodzi; sam stosunkowo miał podobne poczucie humoru, a niektóre wypowiedzi można było rozumieć dwojako. Pewne z nich były niestosowne, inne zadziorne, kolejne prowokujące. Często się zgrywał, lawirował między prawdą i powagą, a kąśliwym poczuciem humoru i kpiną. Doceniał dystans do siebie, który - tak mu się wydawało - miał, jak i lubił go u innych.
- Pieprz się... - powtórzył i zmarszczył czoło w wyrazie zamyślenia. - Się... - Pokręcił głową, dając znać, że taka opcja była nie do końca zadowalająca. Rozchylił nawet usta, by rzucić kontrą w swoim stylu, aczkolwiek coś - a raczej: ktoś - zrobiło to za niego. Charakterystyczny dźwięk, który pojawiał się w pewnej apce, kiedy otrzymywało się swipe right, albo innego super-like'a, obojętnie. Zacisnął wargi w cienką linię, by nie parsknąć śmiechem i wyciągnął z kieszeni dresowych spodni smartfona.
- Może będzie inna, ciekawsza opcja - rzucił, bardziej na żarty, niż na serio, aaaale i tak przelotnie spojrzał na powiadomienie z tindera. Odpowie na nie później - albo i nie, bo często zapominał, że miał się do czegoś, ekhm, ustosunkować. Wygasił wyświetlacz i schował telefon, ponownie łapiąc się za robotę, która aktualnie była ważniejsza.
- Jak o mnie zapomnisz, to się przypomnę - powiedział, posyłając mu dłuższe spojrzenie, a na potwierdzenie kiwnął głową. - Już wiem, gdzie szukać - skwitował z szerszym uśmiechem, aczkolwiek ten szybko został zmyty i zastąpił go grymas, kiedy wrócił temat Jacqueline. Rhys nie chciał o tym więcej słyszeć, a to się dobrze składało, ponieważ Blake niekoniecznie chciał ciągnąć temat, który de facto sam zaczął. Milczał przez to trochę za długo, skupiając się na pracy, jak i tym, co mówił kumpel.
- Ostrożnie dobieraj pracowników - mruknął, choć domyślał się, że Alderidge miał tego świadomość. Możliwe, że Blake wspomniał mu, że on sam niekoniecznie dobrze dogaduje się z Virginią, z którą niestety musiał spędzać w Serenity sporo czasu.
- Pracownice tym bardziej - dodał, choć w tym kącik jego ust drgnął w uśmiechu, ale czuł, że nie wymaga to żadnych dodatkowych wyjaśnień.
- Mam wrażenie, że mało się w swojej pracy... rozwijam - przyznał ze... śmiertelną powagą, którą prędko wykluczył śmiechem. I w takiej - raczej pozytywnej, bez trudnych tematów - atmosferze kontynuowali udoskonalanie wnętrz przyszłego studia tatuażu, kończąc zapewne późnym wieczorem i umawiając się na piwo za jakiś czas.
Może nawet udało im się na nie wyskoczyć przed apokalipsą?

/ koniec :beer:

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Darkshadow”