WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
sklep, pijalnia czekolady
-
- Karaluchy są obrzydliwe.... Jednak.... I tak wolałabym twój sen - zerknęła na niego i uśmiechnęła się mimowolnie. Choć w teorii pożarcie żywcem przez robactwo nie brzmiało najlepiej, to wolała by jednak to, niż w kółko przeżywać ten sam koszmar. O tak, stanowczo wolałaby robactwo od powracającej przeszłości. Nikt się w sumie nigdy nie pytał, dlaczego woli nocne życie zamiast zwykłej pracy za dnia. Jednak odpowiedzią były właśnie koszmary. Gdy była wykończona po całej nocy za barem, wracała do domu i się kładła, to nie miała problemu z zaśnięciem. Odpadała wykończona, mózg się wyłączał. Co innego, gdy miała dzień wolny. Wtedy zawsze śniły się jej koszmary. Choć starała się zawsze zrobić w ciągu dnia tyle rzeczy, aby być zmęczoną, to mimo wszystko nie było to samo zmęczenie, co po pracy.
Opowiedzenie o swojej przeszłości było paskudnie ciężkie dla blondynki. Mało kto znał jej przeszłość. Spoza aktualnej rodziny były to nieliczne osoby. Zaliczał się do nich Owen, teraz również Henry usłyszał całą prawdę o jej życiu. Życiu, które dokopało jej tak, że niejeden pisarz horrorów złapał by się zapewne za głowę. Można opisywać potwory na różne sposoby, jednak najstraszniejszymi z nich są sami ludzie.
Blondynka zamilkła po zakończeniu swojego długiego monologu. Patrzyła na resztkę ciasta, które miała na talerzyku. Wyglądało tak samo smętnie jak ona sama. Miała wrażenie, że odzwierciedla ją samą. Przy pierwszym spotkaniu ładna z wierzchu, pełna, wręcz śliczna, na którą każdy by się skusił. Jednak po dłuższym czasie okazuje się, że pozostała z niej nędzna resztka z pięknego ciasteczka. Reszta, która nawet jeśli ktoś będzie chciał zjeść, to w żaden sposób nie nacieszy się wszystkimi walorami smakowymi, jakie miała do zaoferowania na samym początku.
- Nie masz za co przepraszać Henry. I tak chciałam CI o tym powiedzieć, abyś miał lepszy wgląd na to, jaka jestem w rzeczywistości. Jak wcześniej było powiedziane, jesteś dla mnie przyjacielem. Nie chcę ukrywać przed tobą prawdy. Gdybym Ci o tym nie powiedziała.... Miałabym wrażenie, że cały czas Cię okłamuję. - powiedziała cicho powoli podnosząc wzrok na chirurga. Minimalnie zmarszczyła brwi słuchając tego, co do niej mówił. Milczała przez dłuższy czas wyraźnie zamyślona. Analizowała usłyszane słowa. Czy brała pod uwagę to, że inni postrzegają ją inaczej? Nie, czy widzą w niej coś, czego ona nie widzi? Pod uwagę brała tylko to, jak postrzegana była zewnętrznie. Nie zastanawiała się, co widzą jako jej wnętrze. Uśmiechnęła się mimowolnie.
- Tak mnie widzisz teraz, gdy wiesz już o mojej przeszłości i wiesz o Owenie. Pytanie, jak widziałeś mnie wcześniej Henry. Bo właśnie tak widzi mnie cała reszta świata. Jako niedostępną barmankę, która odrzuca każde głupie zaloty przy barowej ladzie. Wiem... Wiem, że przeszłość nie musi mnie trzymać, właściwie nie może mnie trzymać na łańcuchu niczym zbitego, wygłodzonego psa. Bo tak się właśnie czuję, skomląc o jakąś zmianę i wzywając o pomoc. Chodzę na terapię, aby coś z tym zrobić. Nie chcę być wiecznie na uwięzi. Jednak... Teraz... - znów podniosła wisiorek - Mam wrażenie jakby tym skomleniem i próbą wyrwania się z pętów przeszłości zakopałam się jeszcze bardziej zaciskając pętle na własnej szyi. - Odłożyła biżuterię na blat stolika i dokończyła swój kawałek ciasta. - Mam nadzieję, że Owen zacznie faktycznie od nowa. Ja zaś muszę się jakoś z tego wyplątać. Może czas na jakiś szalony ruch z mojej strony. Coś, co normalnie nie przyszło by mi do głowy - zrobiła zamyśloną minę. Spojrzała w oczy Henrego. Nie była jeszcze pewna co ma z tym wszystkim zrobić. Nadal miała mętlik w głowie. Czuła się niczym zaszczute zwierzę, które zostało zagonione w kozi róg przy próbie ucieczki.
-
- Karaluchy są obrzydliwe, w istocie. Dobrze, że na jawie dotąd nie widziałem ich za wiele. Chyba ten sen mi się wziął, bo kiedyś, jak byłem młodszy, to się obudziłem z karaluchem łażącym po moim brzuchu. Ugh... - aż sam Brown wzdrygnął zauważalnie na wzmiankę o tym wydarzeniu. Nie jest to wydarzenie, o którym lubi wspominać, ale głównie, bo po prostu jest ono obrzydliwe. Chyba nikt nie zareagowałby inaczej na wspomnienie, kiedy się budzi i pierwsza rzecz, jaką się widzi, to ogromny robal na brzuchu. Zaraz go oczywiście w tamtym czasie z siebie zrzucił, ale długie lata mu zajęło, zanim przestał się bać owadów. Nawet pomimo faktu, że już od dawna ma ta fobię pod kontrolą, to samo wspomnienie tamtego dnia przyprawia go o niesmak.
Domyślił się w sumie, że historia jej życia, jej przyszłości, to nie było coś, co mówiła byle komu. Przynajmniej taka myśl pojawiła mu się w głowie, kiedy widział sposób, w jaki o tym wszystkim mówiła. Niepewnie, ze zrezygnowaniem i zdarzało jej się nawet uniknąć jego spojrzenia na moment. Jakby się wstydziła tego, co przeszła oraz tego, kim się przez to stała. Henry miał specyficzny syndrom, a mianowicie on zawsze chciał pomóc. Nie tylko jako lekarz, ale jako człowiek. Niestety nie każdemu był w stanie, a niektórym to w ogóle nie zamierzał, bo sobie nie zasługiwali. Kira nie należała do tej ostatniej grupy. Szkoda tylko, że właśnie nie wiedział za bardzo, jakby mógł jej pomóc. Z drugiej strony... może rozmowa o tym jej pomaga? Albo przynajmniej jego towarzystwo? Kiedy opowiadała o tym wszystkim, to zdarzyło mu się od czasu do czasu sięgnąć po pralinkę lub dwie. Od tego napięcia między nimi jakby lekko zatkało mu się w gardle, ale nie chciał po sobie tego poznać, więc wciskał te pralinki mimo wszystko. Zaraz zostały już tylko dwie.
- Jaka jesteś? - zapytał z nieukrywanym zdziwieniem, kiedy jego rozmówczyni wyjaśniła, że chciała, by zobaczył, kim tak naprawdę w rzeczywistości jest. Był tylko jeden szkopuł w jej planie - Tylko wiesz... z mojej strony to nic nie zmieniło. W dalszym ciągu jesteś kimś, z kim właśnie siedzę przy stoliku i wysłuchuję. No i kimś, z kim wiem, że mogę mieć fajny czas - stwierdził, uśmiechając się przy tym lekko, choć dalej niepewnie, bo widział przecież, że Kira musiała się każdego dnia mierzyć z wieloma rzeczami. Znacznie więcej niż on - Jeśli już to zmienia to jedno. Musisz naprawdę mi ufać, skoro podzieliłaś się ze mną tym wszystkim. Cieszę się, że mi powiedziałaś, choć... no wiesz, tak jak już powiedziałem, przykro mi naprawdę, że musiałaś przez takie rzeczy przejść - dodał po chwili, jeszcze przez moment nie odrywając z blondynki wzroku, lecz w końcu musiał, by sięgnąć po swoją długą szklankę kawowej czekolady, którą wypił. Odrobinę łyka, ale potrzebował tego, bo zdał sobie sprawę, że od tego gadania zaczęło mu schnąć w gardle.
- Chcesz wiedzieć, jak cię wcześniej widziałem? - zapytał się jej nagle, choć nie było to retoryczne pytanie. Serio miał zamiar jej powiedzieć - Jako kogoś pomocnego. W końcu poznaliśmy się, jak ja wciąż miałem znacznie więcej problemów na swojej głowie niż teraz, a wbrew pozorom, rozmowy z tobą trochę mi pomagały. Nawet nie zawsze cokolwiek mówiłaś, a po prostu słuchałaś o moich problemach - wyjaśnił swojej rozmówczyni. Oczywiście nie był pewien, czy jej to pomoże. Pewno nie, ale może poczuje się z tego powodu lepiej. Wiedza o tym, że nie widział jej jako przedmiotu, czy jak to określiła dobrej partii. Widział ją wpierw jako człowieka, potem z czasem jako znajomą, a teraz jako przyjaciółkę. Przyjaciółkę, która do tego sporo przeszła i może właśnie potrzebowała tak jak on, jakieś stabilności w swoim życiu. Oczywiście nie myślał w sensie, by... no wiecie, nie widział jej w ten sposób, a przynajmniej mu się nie wydawało. Można jednak mieć jakąś stabilność poprzez przyjaciela, który nie zniknie, bo nagle usłyszał, jak bardzo ona miała popaprane życie. Nie miał zamiaru znikać, bo jednak towarzystwo Kiry to coś, co doceniał i jeśli tego Kira, to chciałby, aby mogli dalej być w kontakcie.
- Cóż... to ja ci tylko mogę powiedzieć jedno. Życzę ci jak najlepiej i mam nadzieję, że kiedyś znajdziesz sposób, by poradzić sobie z tym, z czym masz problemy - odparł, uśmiechając się do niej ciepło, po czym wziął do ust kolejną pralinkę. Miał szczerą nadzieję, że kiedyś Kirze polepszy się w życiu ze wszystkim. Zaraz skończył swoje pralinki, więc została mu już tylko do wypicia czekolada w szklance ze słomką.
- W sumie nie powiedziałbym też, że nie nadajesz się do związków. W święta daliśmy radę udawać, że ty i ja byliśmy parą. Wiesz więc, jak się zachowywać. Reszta? Miłość i tak dalej? Na to potrzeba właściwej osoby i reszta przyjdzie naturalnie. Ciężko jest wyjaśnić, jak kochać drugą osobę, bo... bo prostu się to wie, kiedy przychodzi właściwa chwila - rzeczywiście ciężko to było objaśniać, więc może lepiej, jeśli nie będzie jej mieszał w głowie swoimi objaśnieniami.
-
- Rozumiem więc, skąd mógł wziąć się owy sen - przyznała. Ogólnie tak, karaluchy były obrzydliwe. Paskudztwo, które ciężko było wytępić. Gdy tylko pojawiały się pierwsze trzeba było robić dezynsekcję całego bloku, aby to ustrojstwo się nie rozpleniło bardziej. Czym szybciej się reagowało tym lepiej. Gorzej, jeśli z tą dezynsekcją się zwlekało. Nocne zapalenie światła mogło skutkować tym, że całe chmary tego tałatajstwa spierdzielały do kątów w reakcji na światło. Dla nich to był znak wykrycia i potencjalne zagrożenie ubicia. Wszystko trzeba było myć przed użyciem, bo to ustrojstwo łaziło wszędzie. Ogólnie paskudztwo. Najgorsze z tego wszystkiego jest to, że wystarczyło, iż jedna osoba w bloku miała kiłę i mogiłę w mieszkaniu, aby karaluchy rozpełzły się po wszystkich mieszkańcach. Ogólnie paskudne doświadczenie, bo niestety dezynsekcja nie następuje kilka minut po wezwaniu. trzeba na nią czekać. Mimo wszystko karaluchy były czymś, co można było wytępić, zabić, zgnieść i w ogóle się tego pozbyć. Z koszmarami związanymi z przeszłością było już gorzej. To nie robal do zgniecenia i sprzątnięcia.
Chcąc nie chcąc, chociaż widać że chcąc, chirurg jej pomagał. Prowadzili otwartą rozmowę, gdzie mężczyzna potrafił choć częściowo zrozumieć jej ból związany z nagłym wyjazdem Owena. Oboje mieli za sobą życiowe tragedie, choć faktycznie życie blondynki było czymś, czego ona osobiście nie życzyłaby nawet swojemu wrogowi. Nikt bowiem nie zasługiwał na takie tortury.
Barmana słuchała uważnie słów mężczyzny powoli dokańczając swoją nieszczęsną w-z-tkę. Odsunęła od siebie pusty talerzyk i delikatnie położyła na nim widelczyk nie robiąc przy tym nawet odrobiny hałasu. Mimowolnie się uśmiechnęła słysząc słowa bruneta. Uniosła na niego wzrok, a delikatny uśmiech wciąż widniał na jej twarzy.
- Masz rację. Ufam ci. W końcu przyjaciołom się ufa. No i cieszę się, że nie narzekasz na czas spędzony ze mną - zaśmiała się lekko. Miło było słyszeć, że ktoś lubił spędzać z nią czas i uważał, że zawsze spędzi go z nią w sposób przyjemny. Przynajmniej miała pewność, że go nie nudzi ani w żaden sposób nie odrzuca swoim zachowaniem. Miała nadzieję, że nie straci nigdy tego kontaktu. Kiwnęła głową przytakując.
- Tak, chcę - odpowiedziała na pytanie i wsłuchała się w jego odpowiedź. Uśmiechnęła się nieco szerzej. - Jak widać oboje jesteśmy dobrymi słuchaczami. Widziałam wtedy po tobie, że mierzyłeś się z bólem. Każdy ma swoje demony, z którymi musi zawalczyć w ten, czy też inny sposób. Dlatego dawałam ci czasami drinki bez alkoholu - zaśmiała się na to wspomnienie. Faktycznie czasami robiła wszystko na tyle szybko, aby nawet nie zauważył braku alkoholu. Ogólnie zawsze jak była w pracy, to miała pod ręką butelkę po wódce napełnioną wodą. Jeśli widziała, że znajomy powinien przestać pić tego dnia, to polewała wodę, a nie wódkę. Czasami dawało to efekt placebo. Ktoś wypił wodę a zachowywał się jak po wódce. Niektórzy znajomi jednak reagowali odpowiednio. Przestając czuć smak alkoholu stwierdzali, że skoro już nie czują znaczy że dość i wracali do domów w przyzwoitym stanie trzeźwości, o własnych nogach i bez kaca giganta na następny dzień. Robiła to tylko ze swoimi znajomymi. Na klientach, których nie znała tego nie robiła, bo jeszcze by było, że zgarnia kasę za oszustwo i poddano by w wątpliwość wszystkie jej drinki. Znajomym wtedy nie liczyła również za takiego szota lub liczyła tylko za sam sok bez alkoholu. Nigdy nie kazała im płacić za to, że ich wodą poczęstowała.
- Jestem barmanką. Mam dobry wzrok, dobry słuch i świetną pamięć. Niektórych zachowań ludzkich nauczyłam się właśnie z obserwacji w klubie lub też na ulicy. Powiedzmy... Powiedzmy, że właśnie w ten sposób nauczyłam się tego, jak powinna wyglądać para. Mimo wszystko to było nie tylko zabawne, ale i przyjemne - zaśmiała się delikatnie na samo wspomnienie. To był na prawdę dobry czas.
-
Jego słowa, a może też ton, w jakim je wypowiadał, faktycznie zaczęły odnosić jakiś skutek! Nie umknęło jego uwadze, kiedy mówił, że Kira nie odrywała od niego wzroku, choć czasami zdarzało jej się go spuścić. Cały czas jednak się uśmiechała, a ten uśmiech zdawał się jakby z każdą chwilą powiększać. Tak więc jego próby działały! W duchu cieszył się z tego, bo w końcu doszedł do wniosku, że może to, czego Kira potrzebowała, to właśnie kogoś, kto ją poniekąd zrozumie i nie postanowi uciec tylko dlatego, że może być "zepsutą osobą, której nie da się naprawić". Brown w ogóle nie chciał w coś takiego wierzyć. Jego zdaniem blondynka nie była zepsuta, a przynajmniej nie do takiego stopnia, by nie dało się tego zmienić. Chciał wierzyć, że ma ona szansę na to, by być zadowoloną ze swojego życia. Przeszłość w końcu nie powinna powstrzymywać człowieka przed tym, co może być.
- Dokładnie. Przyjaciele też powinni podnosić się na duchu i pokazywać, że może być lepiej - stwierdził, uśmiechając się szerzej, kiedy usłyszał jej śmiech. Chyba pierwszy raz, odkąd zaczęli rozmawiać o jej nieprzyjemnej przeszłości oraz jego zmarłej narzeczonej. To był dla niego znak, że mu się udało ją podnieść na duchu - Wątpię, abyśmy mieli narzekać przy sobie na nudę, jeśli to, jaki numer wywinęliśmy w święta, ma być jakimś dla nas sygnałem - po tych słowach sam się zaśmiał, bo jednak wspomnienie tamtego konkursu, choć ówcześnie było mu niezręcznie, to jednak teraz było to coś, co wspominał z rozbawieniem. Czytał nawet kiedyś (tak, on lubi trochę czytać!) o doświadczeniach, które sprawiają, że między ludźmi wytwarza się więź - czy to mówimy o więzi przyjacielskiej, braterskiej, czy jakiejkolwiek innej. Ludzie mają wspólne wspomnienia, które potem ich łączą i zamieniają w historie, które mogą sobie wspólnie lub innych opowiadać (też wspólnie!).
- Dlatego jestem ci wdzięczny też za tamten czas, choć pewno jako barmanka musisz na co dzień znosić wiele dziwacznych, czy też smutnych historii ludzi, którzy tak jak ja przychodzili samotnie, by zatopić swoje smutki i... - powiedział, lecz zaraz zamilkł. Momentalnie na jego twarzy coś się zmieniło, jakby zdał sobie sprawę dopiero teraz z tego, co Kira powiedziała - Dawałaś mi drinki bez alkoholu? Serio? Wow! Nie zdawałem sobie z tego sprawy! - zaczął się znowu śmiać, ponieważ geniusz Hale nie umknął tu jego uwadze - Oj ty spryciaro! - dodał po chwili. On serio nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, że mu dawała wtedy wodę po jakimś czasie! Może to i nawet lepiej, bo pewno wracałby do domu w jeszcze gorszym stanie niż normalnie. Nie spodziewał się tego po Kirze, ale z drugiej strony to nawet dobrze, że tak o nim wtedy myślała.
- Dlatego mówię! Wiesz, jak się pary powinny zachować. Reszta, czyli jak się powinno kochać drugą osobę, albo jak to jest być kochanym? To przyjdzie ci naturalnie. To mogę obiecać - stwierdził, przytakując jej przy tym głową, by dać tym znać, że to, co powiedział, to było szczere z jego strony - Faktycznie, było zabawnie - stwierdził, choć nie powiedział nic, kiedy oznajmiła, że było to też przyjemne doświadczenie. Czyżby mówiła, że przyjemnie było poudawać przez chwilę, że była jego dziewczyną?
-
Blondynka cieszyła się, że spotkała się dzisiejszego dnia z chirurgiem. Potrzebowała rozmowy bardziej, niż początkowo zdawała sobie sprawę. To był na prawdę miło spędzony czas, choć tematyka, na jaką zeszli była dość niezręczna, kłopotliwa i nieco bolesna. Przy tej okazji uświadomiła sobie, jak bardzo zależało jej na Owenie i jak mocno w nią uderzył fakt jego wyjazdu. Nie mogła już jednak nic na to poradzić. Stało się, kontakt się urwał i bez chęci tatuażysty ona nic nie byłą w stanie zrobić. Znaczy może i była, ale stwierdziła, że chyba nie powinna. Mogłaby przecież wynająć znajomego detektywa, aby go odnalazł, przekazał jakąś wiadomość, lub pomógł jej spotkać się z Owenem. Jednak wolała uszanować decyzję mężczyzny. Skoro uznał, że musi zacząć od nowa, to jedyne co mogła zrobić, to odpuścić. Mimo wszystko dziwnie się z tym wszystkim czuła. Musiała odpuścić, gdzie wiecznie powtarzała, że nie może się poddać. Jak widać, bywały takie sprawy, gdzie należało się poddać. Musiała teraz to wszystko przetrawić, przeanalizować na swój sposób i spróbować mimo wszystko postawić kolejny krok na przód.
- Masz rację. Tak powinni postępować przyjaciele - powiedziała z uśmiechem delikatnie przy tym potakując głową. - I fakt.... Przy sobie nie będziemy się nudzić. - ponownie się zaśmiała przypominając sobie akcję z choinką. To było na prawdę zabawne jak im to wszystko się potoczyło. Blondynka roześmiała się, dłonią zakryła nieco swoje usta, bo jego reakcja na jej wyznanie było na prawdę zabawna. Minęło dobre kilka sekund nim się uspokoiła i wzięła głębszy wdech. Pokiwała głową przytakując.
- Jak widać mam czasami przebłyski geniuszu. Jak na blondynkę daje radę - powiedziała rozbawiona. Ot taki żarcik. Czasami sama nabijała się ze swojego koloru włosów. Nigdy by jednak go nie zmieniła na ciemniejszy. Czasami udawanie głupiej blondyneczki zdawało egzamin aby się wywinąć z dziwnej sytuacji. Zaraz zrobiło się nieco niezręcznie. Podrapała się nieco po karku.
- Może i masz rację ale... Nie obiecuj mi takich rzeczy Henry. - Chodziło jej głównie o to, że wolała nie zrozumieć go źle. Ostatecznie przy takich obietnicach łatwo opacznie je zrozumieć. No bo jak on mógł jej to zagwarantować? Sam jej to pokazując? Wolała, aby nie obiecywał takich rzeczy dla niej, która ma wyrzuty sumienia i przeświadczenie, iż właśnie opacznie zrozumiała jego brata, gdy widziała się z nim od czasu do czasu.
-
Cieszyło go to, że mógł w pewnym stopniu pomóc Kirze tą dzisiejszą rozmową. Nawet jeśli nie to miała akurat w planie! Najpewniej myślała, że spotkają się na czekoladzie, powspominają wydarzenia ze świąt, pośmieją się, pogadają jeszcze o czymś i tyle. Ostatecznie jednak zrobiło się niezręcznie, trochę ponuro, a wręcz i smutno. Na szczęście Brown zdołał jakoś podnieść kobietę na duchu. Przynajmniej odrobinę. W końcu, od czego są przyjaciele, nie?
- Okej, może nie wszyscy się zgadzają z tym, jak powinni przyjaciele się wobec siebie zachowywać, czy też postępować. Chyba jednak raczej wszyscy się zgadzają, że każdy potrzebuje kogoś takiego. Ja przynajmniej tak uważam - przytaknął głową i zaraz też kontynuował swój śmiech, kiedy i Kira się do niego dołączyła. Nie zapominajcie, że śmiech jest zaraźliwy! Na nudę przy sobie z pewnością nie będą mogli narzekać, tylko dawało to trochę do myślenia. Skoro w święta wywinęli numer z oszukaniem jury konkursu i udawaniem pary, to co takiego ich czeka w przyszłości? Tego to chyba najwięksi mędrcy nie wiedzą.
- Jak już wspomniałem, stereotypy to badziewie. Zresztą ty udowadniasz, że daleko ci do stereotypu - odparł z rozbawieniem, wciąż nie mogąc się nadziwić temu, jak bardzo Hale udało się tu oszukać chirurga. Oczywiście nie było to złośliwe z jej strony. Chciała mu pomóc i nie dopuścić do tego, by się upił na umór jeszcze bardziej, niż to wtedy robił. Można wręcz pokusić się o opinię, że Kira była odpowiedzialną barmanką, która potrafiła wyznaczyć granice swoim klientom. Tym, którzy znali ją od tej dobrej strony, bo Henry nie wiedział, że robiła to tylko w przypadku kilku wybranych osób.
- Masz rację, nie mogę. Przepraszam - stwierdził zakłopotany, kiedy mu to ostatnie wypomniała. Jak widać, wyszło inaczej, niż zamierzał, bo chodziło mu o jedno, a powiedział drugie - Mówiłem trochę z doświadczenia. Sam też kiedyś nie miałem zielonego pojęcia o tych sprawach. Inaczej się kocha rodzinę, a inaczej partnera Myślę, że... myślę, że ważne jest też to, abyś po prostu nie myślała o tym za wiele. Czasami ludzie mają tendencje do tego, by o czymś za dużo myśleć i się nakręcać - dodał, choć po ostatnim komentarzu Kiry nie był pewien, czy znowu nie odbierze jego słów źle. Coś, czego się bał, bo jednak nie była ona w najlepszej sytuacji. Ktoś mógłby chyba powiedzieć, że była książkowym przykładem samosprawdzającej się przepowiedni, ale już do takich wniosków Brown nie dochodził.
- Jak tam ostatnio w ogóle w Dragon Club? Już nie pojawiam się tak często, jak dawniej - postanowił już zmienić tematykę ich rozmowy na coś innego. Nie musieli w końcu rozmawiać tylko o przykrych sprawach.
-
- Masz rację. Każdemu jest potrzebny ktoś taki jak przyjaciel. Bez takiej osoby życie jest znacznie cięższe, bo niektórych rzeczy nie da się trzymać w pojedynkę - przyznała spokojnie. Znała to aż za dobrze. To może był zawsze jej błąd? Wszystko w sobie zatrzymywała. Nie lubiła ogólnie o sobie rozmawiać, a jednak dzisiejszy dzień pokazał jej, że dzięki temu zrobiło się jej nieco lżej. Ktoś jej wysłuchał, ktoś ją rozumiał, ktoś ją wsparł słowem tak, jak tego potrzebowała. Choć ogólnie musiała przyznać, że obrót spraw nieco ją zaskoczył. Uśmiechnęła się pod nosem do własnych myśli. Tak, to był dobry dzień. Zawsze po deszczu wychodzi słońce. Henry przywołał nieco światła w te pochmurne dni. Przyjęła je z ulgą, jego słowa, jego zachowanie, jego wsparcie.
- Tak, stereotypy to badziwie, aczkolwiek wielokrotnie się potwierdzają, a ja... Powiedzmy, że jestem wyjątkiem potwierdzającym regułę - powiedziała rozbawiona. To jest tak, jak z imionami. Można znać sześć Kaś i wszystkie będą miały coś ze sobą wspólnego, nie licząc imienia. Jednak ta siódma będzie tym wyjątkiem potwierdzającym regułę, bo okaże się całkowitym przeciwieństwem tych sześciu, które już się znało wcześniej.
- Nie masz za co przepraszać Henry. Ogólnie zrozumiałam o co Ci chodzi, ale gdyby nie fakt, iż nazywamy siebie wzajemnie przyjaciółmi, mogłabym to zrozumieć opacznie - uśmiechnęła się mimowolnie. Granicę niejako postawili między sobą wyraźną. Nie czuła się przy nim już tak niezręcznie, bo wiedziała na czym stoi i nie podkoloryzowała sobie w żaden sposób jego słów czy zachowania. Czułą się z nim fair, na czysto, bez komplikacji.
- Zapewne masz rację... - przytaknęła w sprawie słów o nakręcaniu się. Może tak właśnie miała z Owenem? Nakręciła się? Z resztą wcześniej wspominała, że może opacznie go odczytała. Może to wszystko było jednym, wielkim nieporozumieniem, a ona po prostu źle odczytała jego zamiary. Wolała już jednak zakończyć ten temat. Równie dobrze mogła właśnie siebie nakręcać, że to ona coś porąbała, a przecież tak też nie musiało być. Starała się już o tym nie myśleć.
- W klubie jak zwykle. Ekipa raczej się nie zmienia. Właściciel się zmienił, ale to jedynie z jednego brata na drugiego. Pierwotny szef wyjechał z żoną z miasta. A tak to po staremu - uśmiechnęła się delikatnie - Wpadnij kiedyś na drinka. Zawsze możesz zgarnąć braci. Wieczór dla facetów w klubie z tancerkami... Pewnie niejeden by się na to zgodził - zaśmiała się lekko.
-
- Wiesz, jestem zdania, że każdy ma prawo do odrobiny prywatności. Zwłaszcza teraz, w erze informacji, kiedy to wszyscy wiedzą prawie wszystko o innych, jeśli tylko wrzucają te informacje do Internetu - stwierdził w zamyśleniu, choć wciąż nie spuszczał wzroku ze swojej rozmówczyni - Czasami jednak warto o pewnych rzeczach porozmawiać. Ostatnie lata mnie nauczyły, że jednak niekiedy rozmowa może pomóc. Niekoniecznie w pokazaniu innej perspektywy, ale może w ulżeniu ciężaru - dokończył swoją myśl. Cieszył się, że mimo wszystko mógł być tym, kto właśnie pożyczył Kirze swoje uszy, by wysłuchać jej problemów, bo może rzeczywiście tego potrzebowała. Mógł się założyć, że tak właśnie było, bo jakby z biegiem ich dzisiejszej rozmowy o trudnych sprawach, to jej dyspozycja się trochę zmieniła. Wciąż pewno miała w głowie myśli o swojej tragicznej przeszłości i na to nic nie poradzi, ale może czuła się lepiej z tym że Henry ją wysłuchał i zdawało się, poniekąd rozumiał. Nie rozumiał z własnego doświadczenia, ale wiecie.
- Okej, możesz być wyjątkiem potwierdzającym regułę - odparł rozbawiony jej stwierdzeniem, choć pewno było w nim sporo prawdy. Kira nie była właśnie taką typową blondynką, jak to media lubiły je przedstawiać w filmach, czy serialach. Wiecie, o czym mowa. Głupiutkie kobiety, które są zadufane w sobie, za bardzo dbają o swój wygląd i co ludzie o nich myślą i nie potrafią sobie same poradzić z niczym. Jego rozmówczyni zdecydowanie było daleko do tego obrazka. Właściwie to zdaniem Browna była bardzo niezależna, co można było tylko chwalić. Oczywiście skądś się te stereotypy musiały wziąć, bo na pewno nie z powietrza. Mimo to były one, jego zdaniem, szkodliwe. W końcu z definicji stereotypy próbowały przekonać społeczeństwo, że wszystkie Kasie, blondynki, czy brodacze są tacy sami, bez wyjątków. To głupie... i szkodliwe!
Posłał Kirze wdzięczny uśmiech i przytaknął głową. To dobrze, że jednak nie było potrzeby przeprosin z jego strony i wychodzi na to, że jednak rozumiała go bardzo dobrze. Był to też jeden z powodów, dla którego zaznaczył wcześniej, że dobrze ją było mieć jako przyjaciółkę. Dzięki temu właśnie oboje mogli wiedzieć, na czym stoją i nie zrozumieć pewnych słów, czy intencji na opak. Właśnie barmanka określiła to najlepiej w swojej wypowiedzi. Gdyby nie fakt, że nazwali się wcześniej przyjaciółmi, to mogłaby jego słowa inaczej zrozumieć. To dobrze, bo jednak Henry nie widział jej na ten moment inaczej niż jako przyjaciółki. Tym bardziej nie chciał, aby myślała, że mówi to wszystko, by się w jakiś sposób do niej intymnie zbliżyć i wykorzystać. To nie było w jego stylu i dobrze, że ona to widziała.
- Zapewne... - mruknął jakby sam do siebie, bo nie wiedział, co można więcej w tej kwestii powiedzieć. Może faktycznie lepiej było zakończyć już ten temat, który jednak nie należał do przyjemnych, no i co też więcej można było tu powiedzieć? Właśnie nic!
- Czyli w gruncie rzeczy po staremu. Może to nawet i lepiej? Mówiłaś mi kiedyś, że w klubie koniec końców fajnie się pracuje, więc po co zmieniać coś, co dobrze działa? - to było oczywiście pytanie retoryczne, ale coś w jego stwierdzeniu było. Większość rzeczy zmieniała się niekoniecznie na lepsze. Nowe szefostwo, nowi współpracownicy, czasem nowe rzeczy. Każdy chce jakoś się zapisać w historii danego miejsca, czasami próbując zmienić coś, co właśnie działa dobrze. Tak więc po co? - Ostatnio nie miałem czasu, bo właśnie praca. Plus pamiętam, że kiedyś przychodziłem głównie po to, by się zalać na umór - stwierdził lekko rozbawiony, choć alkoholizm to nie jest wcale zabawna rzecz i o tym wiedział dobrze - Może nawet na drinka kiedyś wpadnę. Teraz jak wiem, że i tak czasami pilnujesz, ile piję, to może nie muszę się o siebie martwić. Z drugiej strony już nie piję tyle, co kiedyś - dodał, uśmiechając się do Kiry, która niejako go zaprosiła, by jednak wpadał do niej do klubu, jeśli ma kiedy czas i chęci.
- Oj, moi bracia na pewno by tego nie odmówili, choć przy takiej wielkiej familii, to czasami dobrze jest spędzić czas samemu lub z innymi. Tylko im tego nie mów! - rzucił jej na końcu, no i znowu zaczął się śmiać. Coś podejrzewał, że jakby się tego o nim dowiedzieli, to zaraz zaczęliby mu żartobliwie truć, że go pewno męczą i może w takim razie nie powinni wkładać tyle wysiłku w to, by go uwzględniać w swoich planach. Nie chodziło mu bowiem o to, że ich nie znosił. Po prostu warto robić też rzeczy poza rodziną, o!
-
- Masz rację. Przyznam.... Cieszę się, że z tobą porozmawiałam Henry - powiedziała cicho, a z jej twarzy nie znikał delikatny uśmiech. Co prawda miała jeszcze wiele rzeczy do przemyślenia w samotności. Musiała sobie co nieco poukładać, przetrawić to wszystko do końca i przejść krok dalej, aby poczuć, że odzyskała całkowicie władze nad własnym życiem. Uświadomiła sobie, że ta rozmowa na prawdę była jej potrzebna. Nieco inaczej mogła spojrzeć na samą siebie. Czuła się nieco dowartościowana? Można by tak powiedzieć. Na pewno poczuła się inaczej, jakoś dziwnie lepiej, czego jeszcze nie w pełni rozumiała, ale było jej mimo wszystko z tym dobrze.
Zmiana tematu również była mimo wszystko potrzebna. Zbyt długie drążenie bolesnych wspomnień mogłoby zaś zaszkodzić. W końcu powiadają, że co za dużo to nie zdrowi. Temat jej pracy był miłą zmianą. Zabawnie się oglądało reakcję chirurga zaskoczonego faktem, iż pilnowała ilości spożywanego przez niego alkoholu.
- Zaś z drugiej strony czasami zmiany są dobre, a nawet potrzebne. Właściwie wszystko zależy od sytuacji oraz od tego, jakie zmiany zostaną wprowadzone - powiedziała nieco zamyślona. Bywało w końcu tak, że zmiany były potrzebne dla polepszenia sytuacji firmy czy też własnego życia. Z drugiej zaś strony, jeśli wprowadziło się niewłaściwie zmiany, można było pogorszyć sytuację. Było to nieco balansowanie na granicy, jednak każda decyzja, jaką podejmowało się we własnym życiu mogła przynieść różnorodne skutki, których się po prostu nie przewidziało, lub przy planowaniu nie brało się ich w ogóle pod uwagę.
- To dobrze, że już nie pijesz tyle co kiedyś. Teraz można spokojnie pójść na drinka bez obawy, że wrócisz nieprzytomny i nieświadomy. Tylko z tego się cieszyć - powiedziała pogodnie. Zaśmiała się lekko na jego komentarz o braciach Brown. - Masz rację. To samo tyczy się mojego rodzeństwa - stwierdziła rozbawiona. W międzyczasie podszedł do nich kelner. Blondynka poprosiła o rachunek, aby później móc go uregulować. Zagroziła Henremu, aby nawet nie próbował płacić. Ona go tutaj zaprosiła aby mu podziękować i wszystko było na jej koszt i koniec kropka. Nadszedł czas pożegnania dwójki przyjaciół. To spotkanie przyniosło więcej, niż oboje mogliby się spodziewać.
[zt/2]