WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- A tego chcielibyśmy oczywiście uniknąć – skomentowała, po części żartem, po części zgodnie z prawdą, bo wcale nie marzyła o tym, by było to ich ostatnie spotkanie. Aczkolwiek … hej, on też widział ją w niezbyt ciekawym stanie. Płakała, ledwo łapała oddech i chociaż absolutnie nie była winna temu, ze na moment straciła panowanie, tak czy inaczej było jej głupio. On natomiast podszedł, pomógł jej i postanowił nawet zobaczyć się z nią ponownie. Pomimo tego, że złamała mu nos, co powinno ostatecznie przekreślić tę znajomość. Tak więc może, niezależnie od okoliczności, wcale nie byłoby tak źle? – Ja nie … – odchrząknęła – … nie wiem – zakończyła, nieco pewniejszym tonem. Nikt z jej bliskich nie widział takiego załamania, owszem. Nikt z jej bliskich nie wiedział, jak kiepsko się trzyma, aczkolwiek … mieli świadomość, że jej życie już dawno zeszło na kiepskie tory, a jednak nikt nie zaproponował, że zostanie jej kołem ratunkowym. Nikt, oprócz człowieka, którego praktycznie nie znała. Jej twarz rozpromienił prawdopodobnie najszczerszy – od dłuższego czasu – uśmiech. – Może po raz kolejny zabierzesz mnie tam, gdzie byliśmy ostatnio. Uderzenie pomogło, wiesz? Widzisz? – zapytała, wskazując na swoją twarz, a konkretniej usta. – Nadal działa – dodała jeszcze. Czy wierzyła w to, że takie wyładowanie energii okazało się skuteczne? Możliwe. Nawet jeśli teraz tylko i wyłącznie żartowała. I ach, sama była zadziwiona tym, jak często jej się to zdarzało. Znowu zignorowała coś, co powiedział, puszczając sarkastyczny ton mimo uszu. – Zadzwonię – powiedziała w końcu, pomimo, że nie była to faktyczna obietnica. Bardzo często, w chwilach słabości, wcale nie miała ochoty z nikim rozmawiać i zwierzać się ze swoich lęków. Zresztą, ostatnio zbyt często pochopnie składała przysięgi, doskonale wiedząc, że niekoniecznie będzie w stanie ich dotrzymać. – To pełne imię – powiedziała, przewracając oczami na jego komentarz. – Pięknie, Tobias. Z grubym dzieckiem też trafiłam, tak? I tym cwaniakowaniem? Ładne imię. Po dziadku, ojcu? W zasadzie to się nie znamy, więc … – w swoim głupim monologu starała się naśladować jego głupi ton, a gdy już kończyła ostatnie zdanie, wstała z miejsca, jakby zamierzała go opuścić i … zamiast tego ruszyła po baru, zgarniając dwa kolejne drinki. Whisky. Już nie kombinowała z kolorowymi dziwactwami. – Jeszcze jeden – oznajmiła, siadając naprzeciwko niego. – A potem możemy iść do spacer – dodała. Deszcz kompletnie jej nie przeszkadzał, a istniała szansa, że zanim wypiją, chociaż trochę się rozpogodzi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To, dlaczego skończyli w pubie, pijąc drinka i siedząc naprzeciw siebie, faktycznie było zastanawiające. Jeśli oczywiście się nad tym,,, no, zastanowić, to złamanie jakiejś części ciała nie było najlepszym sposobem na zawarcie znajomości. Dlatego jednak tego nie róbmy, nie zastanawiajmy się, więc i oni nie będą – po prostu teraz siedzieli tutaj, miło się rozmawiało, nawet i żartowało, a jako, że ma ją przed sobą taką ciągle uśmiechniętą, naprawdę ciężko byłoby mu uwierzyć, że jest to kobieta po konkretnych przejściach. Może ot miała zły dzień, zbyt wiele wrażeń i stąd ta sytuacja na ulicy? Bo teraz nic nie wskazywało na to, by było źle. To że chciał by dała mu znać, kiedy kolejny raz ją to spotka, wynikało z faktu, że przyznała, że nie był to jednorazowy epizod. – Widzę – przytaknął, również uśmiechając się kącikowo. Zamilkł na chwilę, może nieco zbyt długą, więc ostatecznie pokręcił głową. Jeśli jego głupkowanie mogło sprawić, że ten uśmiech będzie gościł na jej twarzy częściej, to najpewniej będzie robił to dalej. – Taekwondo? Wiesz, że to nie tylko uderzenie i siła, ale głównie technika? Do tego potrzeba nieco więcej treningów. Wolisz… indywidualne, czy grupowe? – warto się tutaj zatrzymać i powiedzieć, że powiedział to tak, jakby żartował, ale jednak złapał się na tym, że nie śmieszkował w ogóle. – Ostatnio cierpię na przepych pieniędzy, forsa wylatuje mi wręcz z kieszeni, a jako, że absolutnie nie potrafię w biznesy, to indywidualne oferuję za darmo – albo na przykład za uśmiechy, ale miał wrażenie, że już zaczyna powoli przesadzać, więc wolał tego nie mówić. Nie znali się przecież, miała rację, a on nie chciał jej… hm… wystraszyć? Co, kiedy wstała, myślał, że zrobił. Jednak przesadził? – Ejjjj…. – nawet zaczął, ale zamknął buzię, kiedy zobaczył, że nie reguluje rachunku a zamawia kolejne drinki. No cóż, spaceru nie będzie. Trudno. – Bardzo ładne. Po prostu nigdy podobnego nie spotkałem – wzruszył ramionami, ale mimo wszystko, nie mógł sobie odmówić komentarza. – Pewnie masz wielu adoratorów – rzucił, bo niby żart, ale może jednak badanie terenu? Kto to wiedział? – Po moim ojcu nie mam zupełnie nic. Nic – to nie był temat na który lubił rozmawiać, albo na temat którego potrafił żartować. Wiedział, ze bywa arogancki, a niekiedy zbyt dyktatorski, zupełnie jak senior Dastard, ale walczył z tym wszelkimi swoimi siłami. Nie chciał mieć z tym człowiekiem nic wspólnego Zerknął na podane przez nią drinki – chociaż w kwestii alkoholu się dogadywali. – Jesteśmy w stanie wypić to na raz? – challenge accepted?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wbrew pozorom potrafiła zachować dystans i ograniczyć złe myślenie – wiadomo, nie trwało to wiecznie, ale pozwalało na chwilę zapomnieć o problemach i skupić się na innych sprawach. Wpadała w stany depresyjne i ataki paniki, ale nie oznaczało to, że była nieprzerwanie smutna. Miewała lepsze dni, które czasami zamieniały się w tygodnie, czy nawet miesiące; jednakże nie potrafiła docenić ich tak, jak powinna. Dziwnym trafem głupkowanie nowego znajomego pozwalało jej zachować chwilowy spokój i na swój sposób była mu wdzięczna. – Tak? Forsa wylatuje ci z kieszeni? Biedactwo – cmoknęła, kręcąc delikatnie głową. – Poważnie? Chcesz poprowadzić moje ewentualne treningi? A skąd mam wiedzieć, że jesteś w tym doby? Wiesz, ostatnio niespecjalnie się popisałeś … – chociaż krzywdy nie zrobiła sobie, tylko jemu. Poza tym żartowała – każdy normalny człowiek powinien mieć na względzie, ze nie wolno uderzać w twarz. Zagalopowała się. Po części dlatego, że ją nakręcił, ale głównie dlatego, że kryła w sobie ogromne pokłady gniewu, nad którymi niekoniecznie potrafiła zapanować, gdy już dała im upust. – Możemy zacząć w przyszłym tygodniu – powiedziała, wyciągając w jego kierunku dłoń, w celu zapieczętowania umowy. Nie podjęła jednak ostatecznej decyzji, a po wyrazie jej twarzy mógł prawdopodobnie wywnioskować, że nie mówi poważnie; przynajmniej nie do końca. – Bardzo przeciętnie – odniosła się do komentarza o adoratorach, a mina mimowolnie jej zrzedła. W zasadzie bardzo, bardzo długo z nikim się nie spotykała, a chociaż niespecjalnie jej na tym zależało, zwłaszcza na etapie wracania do normalności, być może to najwyższa pora? Jak inaczej miała wyrzucić ze swoich myśli Dallasa i Waltera, którzy w chwili obecnej nie darzyli jej zbytnią sympatią? I dlaczego, po raz kolejny, nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie w prosty sposób, nie prowadząc przy tym szczegółowych analiz? – Dobra, okej, w porządku – powiedziała, dość ofensywnym tonem, decydując, że nie zapyta po raz kolejny. Planowała tak długo mówić do niego Tobias, aż wreszcie się znudzi – bo ile czasu można wysłuchiwać obcego imienia, kierowanego w twoją stronę? Adore spojrzała na swojego drinka, po czym podniosła wzrok na twarzy swojego towarzysza. – Tak ci zleży na tym spacerze? – zagaiła, śmiejąc się z nagłej zmiany w jego podejściu. Chwilę wcześniej zastanawiał się, czy aby na pewno ma wystarczająco mocną głowę. – Jesteśmy – skomentowała i bez wahania podjęła wyzwane. Zignorowała fakt, że zaczęło jej szumieć w głowie – niby nie wypili dużo, aczkolwiek to kolejna szklanka, która została opróżniona praktycznie na raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wbrew pozorom, skoro o pozorach zostało wspomniane, nie był takim lekkoduchem na jakiego pewnie właśnie wychodził. Sam nie wiedział, dlaczego trzyma się go ten humor, który zaczął się, kiedy właściwie się poznali – a może właśnie przez to? Czuł się niesamowicie swobodnie praktycznie od początku spotkania. Praktycznie, bo kiedy tutaj szedł stresował się tylko i wyłącznie tym, że coś pomieszał, a ona czeka na niego w zupełnie innym miejscu. A później zobaczył, jak uśmiecha się do telefonu, a to wynagrodziło nawet to uderzenie w nos, o którym już kompletnie zapomnieli.
- Zaskoczyłaś mnie, okej? Zaskoczyłaś. Już ci się więcej nie dam – uniósł wskazujący paluch w górę, NO CO ONA? Żeby tak wchodzić na jego ambicję? Zatrzymał na kilka sekund wzrok na jej buzi, a zaś westchnąwszy, wyciągnął z kieszeni kurtki telefon. Miał kilka zdjęć, miał kilka filmików – treningi niedawne i te oddalone w czasie, jakieś zawody, jakiś filmik, kiedy jako młodzik wchodził na podium. Machnął ręką, zabierając telefon szybciej niż powinien, w trakcie jednego video. – Mam tego więcej w domu – nie pokazywał tego co drugiej napotkanej osobie, więc całkiem możliwe, że i lekki rumieniec pojawił się na jego policzku. Dziwne uczucie, ale był dobry, nie? – Tylko jeśli stwierdzisz, że jestem wystarczająco dobry i spełniałm twoje oczekiwania– uścisnął jej dłoń, a adoratorów (jak na razie zbył). Wróci do tego na pewno, niech nie czuje się pominięta. Wyczuł zmianę tonu w jej głosie, ale jedynie się na to szeroko uśmiechnął. – W takim razie w porządku – nazywanie go Tobiasem nie przeszkadzało mu na tyle, by się o to złościć. Z jakiegoś głupiego powodu sprawiało mu teraz satysfakcję, że ON WIE, ona NIE. Adore. Ładnie. Kiwnął głową. – Bardzo mi zależy. Może też odrobinę… maleńką odrobinę mam wrażenie, że twój głos powoli się zmienia, więc kiedy wstaniesz, zakręci ci się w głowie jeszcze bardziej, a ja będę mógł złapać cię za rękę? – wzruszył ramionami, nie będąc pewnym, czy się teraz zgrywa, czy może jednak nie? Nie mieli przecież po czternaście lat. Trzeba też przyznać, że faktycznie zwrócił uwagę na inaczej akcentowane słowa (no ja tak mam po alko, okej) ale zdecydowanie żadne z nich nie było wstawione. – Żeby, oczywiście, pomóc utrzymać ci równowagę – dodał zaraz, ale nawet nie miał okazji skończyć swojej myśli, bo jego towarzysz dzisiejszego pijaństwa alkoholowego (którego w ogóle się nie spodziewał) przyłożył szklankę do ust, nim skończył właściwie mówić. Jezu, co za kobieta. Zrobił to samo – przechylił szklankę i wypił to praktycznie na raz, a gdyby nie to, że siedziała przed nim, pewnie skrzywiłby się okrutnie, bo żałował już w chwili, kiedy pierwszy łyk przeleciał przez jego przełyk. F U J. – Chodź, Adore – nie łapał jej od razu za rękę, po prostu jej ją podał tylko na moment, by pomóc jej wstać, a zaraz puścił, by narzucić na siebie kurtkę. Pogoda naprawdę nie rozpieszczała, więc wyjście w taką aurę nie było dość mądre, ale może nieco pomoże na te rozcieńczone procentami umysły?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Działało to w obie strony – Adore również czuła się w jego towarzystwie wyjątkowo swobodnie i NAPRAWDĘ zaczynała wierzyć, że jest to kwestia tego feralnego uderzenia, które (jakimś cudem) skutecznie pomogło jej pozbyć się negatywnych emocji; chociaż chwilę wcześniej jedynie na ten temat żartowała. – Zaskoczyłam. Staliśmy na macie, w szkole walki, czy … jakkolwiek nazywa się to miejsce, nie wiem. W każdym razie podpuszczałeś mnie i ćwiczyliśmy, i … zaskoczyłam cię – kiwnęła głową; w swojej wypowiedzi użyła natomiast tonu mówiącego tak, jasneee. Chociaż faktycznie, mógł się nie spodziewać, że uderzy go w twarz; że ktokolwiek jest na tyle naiwny, żeby zrobić coś takiego, łamiąc tym samym podstawowe zasady fair play. Zerknęła na ekran jego telefonu, pobieżnie przeglądając filmiki oraz zdjęcia, które jej pokazywał. – W domu, tak? To zaproszenie? – zażartowała, unosząc brew ku górze. Okej, być może jak zobaczy więcej, będzie w stanie uwierzyć, że faktycznie, Tobias radzi sobie całkiem nieźle. Tylko wtedy! – Może nie potrzeba aż takich kombinacji i wystarczyłoby zapytać? – zagaiła, na sekundę kładąc dłoń na jego dłoni i zaraz się wycofując. – Oczywiście – dodała, odstawiając pustą szklankę na stół. Nie wiedziała co w nią wstąpiło; dlaczego przybrała nagle prowokacyjny ton i bezmyślnie wypowiadała sugestywne uwagi, co zdecydowanie nie było w jej stylu? Chwytając wyciągniętą w jej stronę rękę Tobiasa, wstała z miejsca, po czym sięgnęła po przewieszony przez oparcie krzesła płaszcz, który pospiesznie na siebie włożyła. – Gotowa – stwierdziła, zasuwając za sobą krzesło i kierując się w stronę wyjścia z lokalu. – Dawno tutaj nie byłam, wiesz? – skomentowała, rozglądając się dookoła. Oświetlone wieczorną porą Pike Place Market, prezentowało się całkiem ładnie, a Adore cóż … pomijając fakt, że ponad dwa lata nie było jej w mieście, już wcześniej niezbyt często odwiedzała turystyczne atrakcje, skupiając się raczej na tych mniej uczęszczanych przestrzeniach. Cały czas padało, więc musiała mówić nieco głośniej, by dobrze ją słyszał, plus nie posiadała kaptura, więc już po krótkiej chwili jej rozpuszczone włosy zaczęły się kręcić pod wpływem wilgoci – co zignorowała; mimo że nie przepadała za ich naturalną formą. – Lubisz taką pogodę, czy po prostu bałeś się, że naprawdę mam mocniejszą głowę? – zapytała półżartem. Prawdę powiedziawszy również uważała, ze taki spacer wyjdzie im na dobre - chociaż nie była bardzo pijana, zdecydowanie odczuwała obecność procentów w swoim organizmie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miał wrażenie, że nieco bardziej się rozluźniła, mniej zważa na słowa i nie był pewny tego, czy to była kwestia spędzenia ze sobą kilku godzin, czy może jednak tylko i wyłącznie alkohol? Na małą sekundę, na ledwie zauważalny moment, zaskoczenie uraczyło jego twarz, a wzrok spoczął na tej, dłoni, która z kolei spoczęła na jego palcach w pewnym siebie ruchu. I trochę stracił rezon, trzeba to przyznać. Czy to dalej z jej strony był sarkazm, ino cielesny, nie słowny, jak kilka chwil wcześniej? Czy sobie żartowała? Czy go sprawdzała? Zmarszczył brwi, mając jednocześnie nadzieję, że ta chwilowa utrata pewności siebie nie była zauważalna. – Okej. Może kiedyś zapytam – jezu, no nie wiedział czy sobie żartują, czy nie, a naprawdę nie chciał przesadzić. Sarkazm jednak zawsze się obroni, z takiego założenia wychodził, dlatego zaraz dodał drugą część. – Poza tym, co ty sobie o mnie myślisz? W ogóle mnie nie znasz, nawet mojego i m i e n i a, Adore – kącik ust wygiął w górę, kiedy akcentował jej imię, bo on wiedział przynajmniej to, halo. – Myślisz, że spotkałem się z tobą żeby cię upić, a później zaprosić do siebie? – czy ona siebie słyszała? Przecież chciał tylko pomóc, to od tego się to wszystko zaczęło. ALE. – Może właśnie tak zrobiłem – dodał nie najmądrzej mimo wszystko, wzruszając ramionami i mając przy tym nadzieję, że to rozładuje tą dziwną atmosferę, która pojawiła się, kiedy jej dłoń dotknęła jego skóry. – Też nie bywam tutaj codziennie – rzucił, również głośniej, bo podobnie do niej – miał inne, ulubione miejsca, które nie skupiały tak wielkiej grupy przechodniów jak Pike. – O ile masz na myśli Pike, a nie Seattle jako Seattle – dodał, bo skąd mógłby wiedzieć, skoro jej wypowiedź można by traktować dwojako. Minęło zaledwie kilkanaście minut, a oni, jezu, byli przemoknięci do suchej nitki. Naciągnął na głowę kaptur, jakby to w ogóle miało w czymś pomóc. Spojrzał na nią, śmiejąc się lekko. – Naprawdę nadal myślisz, że masz mocniejszą głowę? – on też czuł procenty, ale miał wrażenie, że po nim zupełnie nie było tego widać. Całkiem możliwe, że się mylił. – No dobra, ten cały spacer nie był zbyt dobrym pomysłem. Przyznaję – lało tak mocno, że prawie musiał krzyczeć, ale było w tym też coś zabawnego, nie powie, że nie? – Teraz faktycznie zabrzmi to jak zaproszenie, ale mieszkam jakąś milę stąd. Po drodze miniemy muzeum, które będziemy mogli podziwiać od zewnątrz. Chcesz się całować osuszyć? – czy jednak nie?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sama nie do końca wiedziała, dlaczego jej podejście i sposób zachowania uległy takiej zmianie. Nie miała pojęcia jak to się stało, że nagle nabrała tego typu pewności siebie. Czy to sprawka alkoholu? Być może; aczkolwiek niejednokrotnie nawet za sprawą znacznie większej dawki, nie widziała tak dużej różnicy. Na jej twarz wkradł się nieznaczny uśmiech, gdy Tobias zaskoczeniem zareagował na jej dotyk. Inna sprawa, że sama była równie zdziwiona tym (śmiałym, jak na nią) gestem. – Będziesz mi to teraz wypominać? Zaczynam porządnie żałować, że zdradziłam ci swoje – zażartowała, chociaż prawdę powiedziawszy, odrobinę drażnił ją fakt, że on w dalszym ciągu pozostawał taki PSEUDOTAJEMNICZY. Nie musiał. Albo, ewentualnie, również mógł wrócić do nazywania jej Reed, żeby zachować jakąkolwiek równowagę. Zignorowała jego kolejne słowa – przynajmniej na ten moment. Uśmiechnęła się jedynie kącikowo, odrobinę bojąc się, że gdy rzuci głupią uwagą, on pomyśli sobie coś … że może nie żartuje? Ona sama nie do końca wiedziała, w jaki sposób postrzega ich rozmowę i całe to spotkanie. – Mam na myśli Pike. Chociaż w Seattle też nie było mnie dwa lata, aczkolwiek wróciłam już … chwilę temu – w zasadzie ile to minęło? Pół roku, czy też trochę więcej? Czas, od pewnego momentu, wymykał jej się przez palce i nie potrafiła przypomnieć sobie jak to było, gdy ponownie pojawiła się z walizką pod domem swojej matki. – Oczywiście – skomentowała jego uwagę, na temat mocnej głowy. Tak, nadal uważała, że jest na prowadzeniu. Całkiem szczerze. Inna sprawa, że była o drink do przodu, jako że jej towarzysz pojawił się w barze nieco później. – Co? – krzyknęła, starając się, by jej głos był słyszalny przez deszcz. Minęła chwila, zanim zorientowała się, co powiedział – dlatego też nie zostawiła sobie kolejnej na zastanowienie i bezmyślnie odparła: - Dobry pomysł! – po czym ruszyli w kierunku tobiasowego mieszkania.

/ zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

jeden - połowa listopada
outfit
Praca wciąż wydawała mu się relatywnie nowa, chociaż spędzał w niej już każdy wieczór. Trafił na szczególny czas w życiu tego małego irlandzkiego biznesu, kiedy to każdy pracownik miał jakieś problemy i w zasadzie na dzień dobry wyrzucono go na głęboką wodę. Nie była to jego pierwsza styczność z pracą za barem, bo w rodzinnym Scrabster miał parokrotnie okazję obsługiwać w ich jedynym pubie, aczkolwiek to nigdy nie była poważna fucha z wynagrodzeniem czy umową. Nie podchodził do tego z takim wyluzowaniem, bo też klientela nie była ograniczoną ilością osób z której znał prawie każdego. Dzięki temu odczuwał większą ekscytację i do swoich klientów podchodził ze szczerym zainteresowaniem, ale też gdyby coś mu nie wyszło, to jednak bardziej by się tym przejmował.
Tego wieczoru miał zaszczyt po raz pierwszy zamknąć po sobie cały lokal. Wcześniej robił to z właścicielem i to tylko raz, więc nie nastawiał się na bezbłędne pozostawienie Kells, ale skoro nikt inny nie był w stanie się z nim zamienić albo przyjść mu pomóc, to co miał zrobić? Organizacja pracy w pubie pozostawiała wiele do życzenia, ale przez ten chaos odczuwał jakąś namiastkę domu. Nigdy nie czuł się komfortowo w przesadnie zorganizowanym środowisku, bo po prostu do niego nie pasował.
Zbliżała się już pora zamknięcia, taka która widniała na drzwiach i odstraszała już przechodząc obok ludzi. Zdążył posprzątać sobie za barem, poznosić ze stolików i nawet opuścić żaluzje w oknach. Na sali miał jednak wciąż dwie osoby - mężczyznę i kobietę, którzy zdawali się nie przejmować ani godziną, ani jego ewidentnymi sugestiami, że zbliżał się koniec imprezy. W Szkocji nie próbowałby nikogo wygonić, a raczej sam się dosiadł, ale tutaj była Ameryka, wielkie miasto i obowiązywały go inne zasady.
Gdy nie wiedział co jeszcze mógłby zrobić i pozostało mu tylko rozliczenie kasy, podszedł do stolika nieznajomych i posłał im szeroki uśmiech. - No i jak tam? Mam nadzieję, że się dobrze bawicie, choć nie ukrywam, że już powoli zamykam - oznajmił im to tak uprzejmie jak tylko mógł, bo jednak sam wielokrotnie był stawiany w sytuacji gdzie chciał dalej pić, a obsługa kazała mu wychodzić. Strasznie go to wtedy irytowało, a nie chciał jednak żeby byli na niego źli.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekTrzy tygodnie. I trochę.
ObrazekSean znał siedzącą obok niego dwudziestolatkę prawie od miesiąca, ba, od prawie miesiąca mieszkał z nią w jednym pokoju hotelowym i nadal nie potrafił ani zrozumieć dlaczego, ani uwierzyć w to, że zdecydował się... właściwie co? Wyprowadzić na prostą? Zaopiekować nią? Pochodzili z kompletnie dwóch odległych światów, prowadzili skrajnie różne życia, a gdyby bardziej zagłębić się w temat to najpewniej okazałoby się, że i nawet gry planszowe lubią inne - o ile Halleluiah w ogóle grała w gry planszowe.
ObrazekWłaściwie, ciekawe zagadnienie.
Obrazek-Lubisz gry planszowe, Halleluiah? - zapytał ni stąd, ni zowąd przerywając jej kolejny wywód na temat skarbu Filemona Jakiegoś Tam. - Znaczy, pomijając to, że cały czas grasz ze mną w "Człowieku, nie irytuj się".
ObrazekIch u k ł a d, bo Sean wciąż nie wiedział jak nazwać łączącą ich relację, był co najmniej dziwny: zapewniał jej dach nad głową, ubrania, jedzenie i prawie wszystko, o co się zgłosiła, w zamian jedynie za opiekę nad szczeniakiem. Opiekę, która wychodziła młodej Morrison jak zdobywanie medali olimpijskich przez reprezentację Księstwa Liechtensteinu, o ile Księstwo Liechtensteinu jakąkolwiek reprezentację posiadało.
ObrazekNie, tak źle nie jest, Sean powinien skarcić się w myślach. Rancor, bo tak nazwał pieska, był zdrowy i rósł, Halleluiah nie przehandlowała go też za działkę lub dwie i była przez szczeniaka lubiana, więc - mimo niewątpliwych potknięć - Anderson odnosił wrażenie, że przynajmniej próbowała podejść do zadania na tyle poważnie, na ile umiała, ale jednocześnie zdawał też sobie sprawę z tego, że gdyby nie "hotel przyjazny zwierzęcym przyjaciołom", który oferował też swoim gościom opiekę nad czworonogami, sytuacja mogłaby być zgoła inna.
ObrazekRozważania na temat sumienności Gin w odniesieniu do opieki nad Rancorem przerwał barman, który pojawił się przy ich stoliku. Sean uśmiechnął się, gdy grzecznie zasugerował, żeby streszczali się i spadali. Zrobił to z dużym taktem i Anderson nie miał zamiaru wystawiać jego cierpliwości na próbę. Zbyt wielką, przynajmniej.
Obrazek-Całkiem nieźle - odpowiedział, po czym uniósł kącik ust, gdy do głowy przyszedł mu pewien pomysł na urozmaicenie wieczoru. Barmani bywali dobrymi słuchaczami, ciekawe czy ten był dobrym rozmówcą. - Może na mój rachunek nalejesz sobie co tam lubisz i się do nas dosiądziesz?
[Poszukiwania] Praca szuka człowieka w ambitnym, dynamicznym i fabularnie aktywnym zespole Agencji Light Side

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Trzy tygodnie jakoś. Tyle Halleluiah korzystała, nieraz bezrefleksyjnie, z seanowej gościny, ale nie tylko: również z jego pieniędzy, czasu i osobliwego, w gruncie rzeczy (ale czyniącego jej świat jeszcze piękniejszym) zainteresowania, którego powodu skoro on sam nie mógł namierzyć, to ona przecież też się nie miała zamiaru tym przejmować.
Inna rzecz, że przez te trzy tygodnie ani nie planowała, ani nie mogłaby była (gdyby była planowała) ukryć kilku elementów składowych bycia Halleluią „Gin” Morrison, a przede wszystkim oczywiście swego dziwnego związku z używkami oraz swego modus vivendi, zupełnie niezakorzenionego w jakiejkolwiek egzystencjalnej ekonomii. Można by rzec, że niechybnie zginęłaby out there, nieboga, gdyby nie dobry „Jerry”, trochę szarmancki, a trochę hipertolerancyjny gość, rycerz-równiacha, starszybrat-kumpel. A może jeszcze jakiś inny issue tkwił u podstaw ich znajomości?
opiekował się nią, tak: to prawda. Nadwyrężała tę jego opiekuńczość nie raz, a zwłaszcza trzy razy, kiedy to zniknęła z hotelowego „domu” na kilka dni (maksymalnie – na cztery). Tak, Sean żył swoje życie i chyba nawet nie miał czasowych możliwości przeżyć tych zniknięć na tyle, by mieć potem podstawy do pretensji, a poza tym kto wie, może po prostu akceptował Halleluię taką, jaką była – czyli jako dziewczynę spóźnioną na ostatniego volkswagena-ogórka z pacyfami w kolorach „Blakk Afriika”, do którego wysłała ją mamusia i dwóch tatusiów jeszcze gdy była brzdącem, ganiającym na bosaka po syfie wynoszonym po sztormach na kalifornijskie plaże, bo na kalifornijskich plażach mieszkała wtedy częściej niż w tak zwanej cywilizacji? Całe jej życie było jak turlanie się pionka po niepojętej, fascynującej, pięknej, dziwnej planszy zwanej „świat”, ba – Halleluiah wykazywała (choć nieco metaforycznie) niejaki imperatyw do współtworzenia jej, kompulsywnie „pisząc” swojego „bezcelera” albo snując po prywatnym (a ostatnio też seanowym) świecie niejasne pajęczynki pseudotropów Finleya S. Fullbottle’a i jego skarbu – więc grała: sama ze sobą, ze światem, z Seanem (choć zasadniczo na jego zasadach) na planszy większej od GoogleMapsa, a on się pyta… – Czy ja lubię gry planszowe??
Aż odjechała na oparcie, ale z takim impetem, że oparcie też odjechało - na sczęscie za nią była ściana, więc po uderzeniu oparciem o ścianę Halleluiah wraz z krzesłem wróciła nieoczekiwanie nad stół, rozlewając tylko połowę napełnionej alkoholem miniszklanki (albo makrolufki). – Hombre: ja KOCHAM planszówki! Z rodzicami zaw… Aaa nie: nigdy nie graliśmy. Ale może dlatego tak je kocham? Zwłaszcza te takie mmm… – przełożywszy szkło do lewej dłoni prawą zatelepała w powietrzu, albo chcąc się pozbyć mokrości rozlanego przed chwilą alkoholu, albo szukając słowa: – Fantasy? Magia i miecz? Magia i nie miecz? Miecz czy bycz, o! Oto jest phhhhytanie! – i już miała rękę w górze, no bo toast.
Numer… no, tak ponad trzydzieści pewnie, bo siedzieli tu od… nie pamiętała. Pozbawiona szczęśliwie użytecznej pamięci roboczej Gin przebywała najczęściej w takim lokalnym „always”, podczas gdy pracujący człowiek dorosły przecież przebywa w swoim „teraz” i zmierza do „zaraz”. A dokąd zmierzać z wiecznego „always”? Do „always”, czy do „never”?
– Nevermind –machnęła ręką, przełykając alkohol ze śmiesznym grymasikiem i zaraz uniosła mętny, nieco rybi wzrok, bo nieoczekiwanie jej obtańcowywane z Seanem „teraz” zyskało nowego współgracza!
Chyba.
Halleluiah przyjrzała się facetowi z uśmiechem i najpierw odparła bez zastanowienia: – Ja się bawię świetnie. A Jerry… – ale przerwała, bo Jerry miał doi powiedzenia coś o wiele fajniejszego. – Jezu-no-na-MAXA! – poderwała się, nie wiadomo po co, i zaraz usiadła. – Powoli zamykasz? – uniosła brwi w nieoczekiwanym skupieniu nad słowami barmana. – A…le po co?
Jerry też nie wiedział.
– I w sumie czemu tego nie ukrywasz? – wymemłała trochę niewyraźnie znów w kierunku barmana, fajnego, brodatego, sympatycznego, no i – Patrz: – i wskazała Seana. – To jest Jerry i na jego rachunek ty sobie coś tam lubisz, co sobie nalejesz i się dosiądziesz. A ja jestem Halleluiah, czaisz, ale mów mi Gin. O właśnie, Jerry: – odsunęła podstołowym kopniakiem w nogę krzesło. żeby miły barman sobie klapnął między nimi, ale mówiła dalej do Seana: – Co my w sumie pijemy? W sensie… ostatnio, dziś? Teraz?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Otworzył usta, aby powiedzieć cokolwiek, ale szybko go zamurowało. Przechodził spojrzeniem z jednego na drugie, czując jak kąciki jego warg unoszą się coraz bardziej w górę. Ta para była już zdecydowanie pod wpływem, ale taki był przecież cel wyjść do pubów. Sam w Scrabster był znany z tego, że rzadko kiedy wracał do domu na nogach i bez darcia mordy. Uwielbiał się upijać, bo wtedy też bawił się najlepiej. Postawiony więc przed taką propozycją... kim był, aby śmieć odmówić?
Parsknął zapytany dlaczego nie ukrywa się z zamiarem zamknięcia. Dziewczyna ewidentnie wygrywała tutaj w konkursie na ilość alkoholu we krwi. - Dobra, niech wam będzie - wywrócił oczami, wciąż jednak uśmiechnięty. Dotychczas nikt mu jeszcze takiej propozycji nie złożył, a Lake to jednak lubił mieć kontakt z ludźmi. Szczególnie nad kuflem zimnego piwa.
- Powiedzcie mi co chcecie i przyniosę nam wszystkim - był to chyba dobry deal dla całej trójki. On nie będzie musiał latać co chwilę jak debil, a przy okazji samemu sobie już coś rozleje. Odczekał na ich odpowiedź i skinął głową, aby następne parę minut poświęcić na przygotowania. Wrócił za równo z ich zamówieniami, jak i dwoma wielkimi kuflami piwa dla siebie. Jerry jeszcze tego nie wiedział, ale Lake potrafił obalić taki kufel w dwóch łykach, także należało jeszcze przemyśleć swoją propozycję sponsorowania. Może kto inny by się nie zgodził, ale pomimo jakiejś tam męskiej dumy, na jego koncie wcale nie widniała pokaźna suma i jeśli miał przeżyć w Seattle to musiał zacisnąć pasa.
Obrócił krzesło i spoczął na nim z entuzjazmem. - Gin, Jerry, miło was poznać - skinął do nich głową i obdarował ich swoim szerokim szelmowskim uśmiechem. - Ja jestem Lake - żarty z jego imienia za trzy... dwa... jeden. A może? W końcu dziewczyna nazywała się Halleluiah, więc ciężko określić kto tu wygrywał konkurs na bardziej niedorzeczne imię. Chwycił za jeden ze swoich kufli i uniósł go w wyrazie niemego toastu, a następnie zgodnie z własnymi przewidywaniami, opróżnił go na raz. - Marzyłem o tym cały dzień - przyznał niemalże błogim tonem i beknął tak głośno, że sam sobie zaimponował. Oparł ramiona na oparciu krzesła i wbił zainteresowane spojrzenie w towarzyszy. - Jesteście parą? - zapytał bez ogródek. Na próżno było w nim szukać taktu czy ogłady. Jeśli coś go zastanawiało to z reguły o to pytał, a o ewentualnej niestosowności trzeba go było informować.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Obrazek-Nie żartuj, że grałaś w Magię i Miecz - Sean wyraźnie się ożywił. Gdyby ktoś teraz przyglądał się jego twarzy, zauważyłby, że pojawiły się na niej emocje podobne do tych, które towarzyszą chłopcu, gdy zorientuje się, że nowy kolega w klasie ma tego samego ulubionego Transfomersa, co on. - Moje wydanie gdzieś mi zaginęło, gdy sprzedawaliśmy mieszkania w Nowym Jorku, ale możemy sobie kupić nowe. Co myślisz, Halleluiah?
ObrazekWzniósł szklankę i upił z niej łyk w geście toastu jednocześnie uważnie przyglądając się dziewczynie. Powoli zaczynała mieć mocno w czubie, ale miał nadzieję, że może dzięki temu, gdy wrócą do hotelu nie będzie miała siły lub nie będzie w stanie wziąć czegoś mocniejszego.
Obrazek-Gin, ja piję gin z tonikiem, a ty... nie wiem... teraz jakieś kolorowe-nie-wiadomo-co-bo-ta-parasolka-była-ekstra. - zwrócił się do barmana - Pozostanę przy tym, co mam, a młoda niech wybiera.
ObrazekWykorzystał moment, gdy mężczyzna wrócił za bar, by skoczyć do toalety. W głowie czuł już przyjemny szum i choć szedł prosto, osiągnął ten etap, że podłoga wydawała się być miękka niczym twarda gąbka. Wymiana studencka w Europie Wschodniej nieco zahartowała go w kwestii alkoholu i głowę miał mocniejszą niż przeciętny mieszkaniec Nowego Świata, ale daleko było mu do ludzi, których poznał przebywając między Słowianami. Oni byli niezniszczalni.
Obrazek-Sean - wyciągnął rękę do Lake'a jednocześnie się do niego uśmiechając i rzucając teatralnie gniewne spojrzenie Gin. - Z niewiadomych mi przyczyn obecna tu Halleluiah z uporem maniaka nazywa mnie Jerrym, więc jeśli chcesz, możesz wybrać jak będziesz mi mówił. Zaczynam się przyzwyczajać.
ObrazekPo tak długim czasie przestał już nawet zauważać, że Halleluiah nie używała jego prawdziwego imienia, a ostatnio zaczynało mu się to wydawać nawet na swój sposób urzekające. Dwudziestolatka wprowadzała w jego życie, oprócz bezbrzeżnego morza nerwów, irytacji i głośnych westchnień niezadowolenia w jej kierunku, dziwny powiew czegoś nowego, czegoś wartościowego, choć sam jeszcze nie potrafił ani uchwycić, ani nawet ogólnie nakreślić co to było. Troska miała zbyt wąską definicję, przyjaźń byłaby uczuciem zbyt głębokim na razie.
Obrazek-Ha - zareagował na pytanie Lake'a. - Nie, nie jesteśmy parą, więc jeśli chcesz możesz smalić do niej cholewki - zażartował szturchając Gin jakby chciał ją bez słów zapytać co myśli o tym pomyśle. - Przypadek chciał, że była jedną z pierwszych osób, jakie spotkałem po przyjeździe do Seattle miesiąc temu i od tego czasu jakoś trudno nam się rozstać. A ty? Długo już tu jesteś? Biorąc pod uwagę twój akcent, po pierwsze nie jesteś ze Stanów, po drugie za dwie godziny nie będę mógł cię ni cholery zrozumieć - wyszczerzył zęby i wzniósł szklankę w kierunku mężczyzny sugerując, że wznosi za niego toast.
[Poszukiwania] Praca szuka człowieka w ambitnym, dynamicznym i fabularnie aktywnym zespole Agencji Light Side

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Tequiiiiilaaaa! – wyśpiewała Gin (a przynajmniej taki pozór miał jej napięty rozchichotaniem głos i przeciągane sylaby) - Tequilętequilętequilętę tętequilę-ę-ę-ę! – dokończyła, zachwycona swoim potencjałem – a może po prostu niewinnym szczęściem, płynącym z własnego upojenia, komfortu przebywania z Seanem (o ile nie maglował jej pytaniami o dragi) i fajnością lokalu, już o fajności barmana – jak się okazuje – nie wspominając!
Który – gdy wrócił z zamówieniem – okazał się… – Jeziorem! Ooooo kurwa – stwierdziła Halleluiah z komiczną powagą. Bo to poważna sprawa, gdy ktoś jest jeziorem. – Odpływowym czy bezodpływowym? – spróbowała poszerzyć swą wiedzę o geografii barmana, po głowie chodziło jej jeszcze pytanie, czy aluwialnym czy polodowcowym, ale zaniechała: na intymne szczegóły jeszcze noc zbyt młoda, a na planszę wjechała przecież tequila i Gin po prostu zajęła się trafianiem dłonią w szklankę. I kiedy właśnie się udało – a podparcie dłoni na łokciu i dosunięcie korpusu i nachylenie się nad stolikiem gwarantowało sukces doniesienia ładunku do ust – padło pytanie, które zatrzymało Gin w pół ruchu.
Spojrzała na Seana…
To znaczy w swoim mniemaniu na Jerry’ego…
– „Sean”? – uniosła brwi – i opuściła, żeby wychylić kieliszek. Najwyraźniej uznała że to jakaś ksywa. Ten „Sean”.
STUK!-nął kieliszek o blat, z przesadną, niekontrolowaną siłą nieco bezwładnej ręki, a Gin kaszlnęła, przeczesała włosy i oparła się na łokciach w pozycji niemal leżącej korpusem na stole, zagapiona na mężczyzn, sunąc mętnawym wzrokiem od jednego do drugiego.
– Tak. W sumie. – Westchnęła, założyła kosmyk za ucho, jednocześnie kładąc głowę bokiem na lewym ramieniu – czym zajęła pewnie z pół blatu. – Nie jesteśmy parą. Jesteśmy dwójnią. Czaisz: dvandva. Tao. Te sprawy. Prawie – bo w Magię i Miecz jeszcze nie graliśmy – ale wszystko przed nami. Albo… O! – odkryła nagle, poderwała głowę z ramieniowej podusi i prawie bezbłędnie złapała korpusem pion, żeby kontynuować ważne odkrycie: – Na pewno można w coś zagrać w trójkę! Tutaj, teraz, kurde, kocham gry!
Ta deklaracja brzmiałaby pewnie niewiarygodnie w ustach zastygłych w niezdejmowalnym uczuciu ciągłej radości bycia i w tonie częściowo tylko posłusznym, ale pasja, z jaką Gin mówiła praktycznie wszystko, co mówiła, mogła być przekonująca. – Można zagrać w trzy osoby, ale ponieważ jestem jak to mówią „wolna”, to mogę być też w drużynie z Jeziorem. Hm? Przyjąłbyś mnie do drużyny? – złożyła na Lake’u pytanie i ufne spojrzenie, niewidomą dłonią macając w poszukiwaniu butelki. No bo przyniósł zasadniczo butelkę tej tequili, prawda?

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Pike Place Market”